ZA WSZELKĄ CENĘ
VII
Siedział
przy łóżku Aleca, kciukiem gładząc dłoń chłopaka i wsłuchując się w jego płytki
oddech. Czuł się… Pusty. Jakby wszystkie emocje z niego wyparowały. Nawet
dramatyczne oświadczenie Roberta, nie zrobiło na nim wrażenia. Zupełnie jakby,
bez Aleca u boku, stracił umiejętność odczuwania emocji.
-
Oddycha już lepiej, prawda? – Izzy podeszła do brata i, gestem pełnym czułości,
zwilżyła mu spierzchnięte usta, mokrym kawałkiem ręcznika.
On
o tym nie pomyślał! Co z niego był za chłopak?!
Próbował
wykrzesać w sobie poczucie winy, żal, złość… Na próżno.
-
Powinieneś się położyć. – Nie wiadomo, kiedy dziewczyna znalazła się przy nim i
trzymała dłonie na jego ramionach. – Ledwo siedzisz.
Pokręcił
głową.
-
On nie może zostać sam.
-
Ja tu będę. Po mnie dyżur ma mama, potem Jace i na końcu Clary. Alec nie będzie
sam. – Nie wspomniała o Robercie. I dobrze. Dla Magnusa był to temat tabu.
Znów
pokręcił głową.
-
Ja nie mogę zostać sam. – Wiedział o tym.
Wiedział, że jeśli nikogo obok niego nie będzie, zrobi głupstwo. Pytanie
tylko, jakiego formatu.
-
To połóż się tutaj. – Izzy nie widziała problemu. – Zaraz zorganizujemy jakiś
materac, koce… Nie będzie to posłanie marzeń, ale przynajmniej będziesz blisko.
Może być?
-
Tak – zgodził się. I tak był przekonany, że nie zaśnie, ale… Jeśli Isabelle
miała poczuć się od tego lepiej… Już dawno zauważył, że dziewczyna łatwiej
radziła sobie ze stresem, gdy miała, co robić. Dlatego teraz pozwolił jej przygotować
sobie prowizoryczne łóżko.
-
Jak chcesz się umyć, to tam jest łazienka. – Wskazała na drzwi po prawej.
Wiedział
o tym. Zmywał w niej krew Aleca z dłoni.
-
Dzięki. Ale chyba nie mam na to siły.
Pokiwała
ze zrozumieniem głową.
-
A chcesz… - Zawahała się. – Jakąś inną piżamę? Alec… Alec na pewno by się nie
obraził.
Mógłby
jednym pstryknięciem wyczarować sobie własną piżamę, ale myśl, że miałby włożyć
coś pachnącego Alekiem zapaliła w nim iskierkę emocji.
Kiwnął
głową a Izzy zaczęła przekopywać szafki. W końcu podała mu złożoną piżamę.
Jasnobłękitną w małe brązowe misie unoszące się na białych chmurkach. Jeszcze
wczoraj, by go to rozbawiło i poprawiło humor, na resztę dnia. Teraz nie czuł
nawet śladu tych emocji.
-
Dostał ją ode mnie – wyjaśniła Izzy chyba tylko po to, by coś mówić. Taki
milczący Magnus ją przerażał. Przez to jeszcze bardziej odczuwała grozę
wszystkiego, co się wydarzyło. Do tej pory Czarownik był dla nich ostoją,
filarem, na którym mogli się oprzeć. Nawet, kiedy się bał – żartował, przez co
świat i problemy nie wydawały się tak straszne. Chciała żeby tamten Magnus
powrócił. Dlatego wyjęła akurat tę piżamę.
– Zakłada ją zawsze, gdy chce mi poprawić humor. Albo przegra zakład. –
No dalej, Magnusie! Uśmiechnij się! Proszę!
Czarownik
jednak pozostał obojętny. Wziął od dziewczyny ubranie, dziękując skinieniem
głowy, po czym udał się do łazienki. Nie chciało mu się strzępić magii na
przebranie.
-
Wiesz… - zaczęła Izzy, gdy Magnus leżał już w prowizorycznym łóżku. Nawet nie
próbował zasnąć, tylko gapił się w sufit. – Przepraszam za mojego ojca.
-
Nie musisz. Powiedział prawdę. I uratował mi życie. – Dla niego samego, jego
życie przestało znaczyć cokolwiek. Nagle te czterysta lat zostało przekreślone,
jakby wszystko, co przeżył przestało się liczyć. Jeśli, oczywiście, liczyło się
kiedykolwiek. Jednak Robert Lightwood mógł mieć rację. Dla Aleca jego życie
mogło mieć znaczenie. I tylko z tego powodu postanowił się go trzymać, za
wszelką cenę.
-
Wiem… To znaczy… Ale… - Izzy nie bardzo wiedziała, jak ubrać w słowa myśli kłębiące
się w jej głowie. – To, co powiedział było okropne!
-
Ale prawdziwe – przerwał jej. – Dobrze o tym wiesz. Nieważne, co zrobili oni,
ja…
-
Nie o to mi chodziło – weszła mu w słowo. – O tym w ogóle nie chce myśleć, ani
tym bardziej, rozmawiać. Nie teraz… Chodziło mi o to, że on… że tata… tak
jakby… przerzucił całą odpowiedzialność za życie Aleca, na ciebie. A to nie
fair!
-
Co masz na myśli? – przekręcił się tak, że zamiast w sufit, patrzył na
dziewczynę.
-
To, jak poprosił cię, żebyś kochał Aleca..
-
Nie musiał mnie o to prosić! – Niespodziewanie dla samego siebie, wybuchnął. Zupełnie,
jakby pozostały w nim jeszcze jakieś emocje.
-
Wiem o tym – przytaknęła. – Kochasz go bez wglądu na wszystko i wszystkich. Jak
wariat. Powiem ci, że chciałbym spotkać kogoś, kto pokochałby mnie tak, jak ty
jego. Albo on ciebie. Bo on też cie kocha. Wiesz o tym, prawda?
Przytaknął.
Ani na chwilę nie zwątpił w miłość Alexandra. Po prostu czasem miłość nie
wystarcza, by utrzymać nas na powierzchni.
-
Ojciec też to wie, dlatego powiedział, co powiedział. Uznał ciebie jedynym odpowiedzialnym
za życie Aleca.
-
Nie mam nic przeciwko – zapewnił. – Zrobię, co w mojej mocy, a nawet więcej, by
Alec znów chciał żyć. – Usiadł na łóżku, czując jak pierś przygniatał mu dziwny
ciężar. Jego emocje wracały. Jednak niekoniecznie te, których chciał.
-
Wiem. – Wstała z krzesła i usiadła obok niego. Chwyciła jego dłoń w swoje
smukłe ręce, po czym delikatnie ścisnęła. – Ale to nie tylko twoja rola,
Magnusie. Tę bitwę musimy stoczyć wszyscy. Ty, ja, Jace, rodzice a nawet Clary.
Wszyscy musimy pokazać Alecowi, że go kochamy. Dać mu siłę, by chciał żyć. Bez
względu na to, jak bardzo mój ojciec chciałby uciec od odpowiedzialności ona go
dopadnie. A ja… Chciałabym żebyś wiedział, że od samego początku będę stała u
twojego boku. Razem uratujemy mojego brata.
Na
taką deklarację nie było dobrej odpowiedzi. Dlatego tylko objął dziewczynę i
mocno przytulił.
-
Wiesz, że oni nie żyją? – zapytał Jace zapinając Alecowi guziki piżamy.
Magnus
wielokrotnie powtarzał, że może to zrobić za pomocą magii, ale chłopak tylko
prychał. Miał dość bezczynnego siedzenia, sytuacji, w której nic od niego nie
zależało, więc jeśli jedynym sposobem, w jaki mógł pomóc bratu, było mycie go i
przebieranie, to chciał to robić.
Magnus,
rozumiejąc bezsilność młodego Łowcy pozwalał mu na to, nawet za bardzo się nie
kłócąc. Chyba jeszcze nigdy Jace i Czarownik nie byli tak zgodni, jak w tym małym,
ciasnym pokoju.
-
Oni? – Uniósł brew. W Instytucie nowojorskim nie używało się tych imion. – To pewna informacja? –
Powinien czuć radość. Sprawiedliwości stało się zadość. Zbrodniarze ponieśli
karę. Z tym, że zdaniem Magnusa, nieadekwatną do popełnionych zbrodni. Powinni
cierpieć latami tak, jak cierpiał Alexander.
-
Bardziej pewna już nie może być. – Jace skończył już mocować się z guzikami. Teraz
okrywał brata kołdrą. – W nocy
znaleziono ich ciała. Najwidoczniej poszli na rój demonów nieprzygotowani. I
nie wezwali wsparcia. Podobno komunikatory wysiadły, czy coś… - Uśmiechnął się
ze mściwą satysfakcją.
Magnus
milczał przez chwilę, by w końcu zapytać.
-
Robert?
-
Na pewno – zgodził się Jace. – Obiecał, że się tym zajmie i to zrobił. Nie wiem,
jak i nawet nie chcę wiedzieć. – Zamyślił się. Wychodziło na to, że Robert
Lightwood miał większe wpływy niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Albo większe
doświadczenie w łamaniu prawa. – Ale wiesz, co?
-
Co?
-
Jakoś nie jest mi z tego powodu lżej. Że to się tak skończyło… Że…
-
Że nie cierpieli bardziej – wtrącił Magnus poprawiając Alecowi poduszkę. On – podobnie,
jak Jace – miał dość bezczynności.
-
Dokładnie – zgodził się chłopak. – Aż mnie skręca na myśl, że będą żegnani, jak
bohaterowie. Że zapłoną dla nich stosy pogrzebowe. Że spoczną w Mieście Kości.
Powinni być tego wszystkiego pozbawieni. Wszyscy powinni znać prawdę o nich! – Umilkł,
jakby nie wiedząc, co mówić dalej. Bo już poruszali te wszystkie kwestie. Jace
od razu chciał udać się do Idrisu, żeby przed całym Clave upokorzyć dawnych
bohaterów. Powiedzieć wszystkim, co robili przez lata.
-
Dobrze – odezwał się wtedy Robert. – Załóżmy, że udasz się do Idrisu i
poinformujesz Clave o popełnieniu przestępstwa. Jak myślisz, co będzie dalej?
Czy twoje słowa wystarczą do wydania wyroku? Czy może Clave zawoła na świadka
Aleca? I każe mu opowiedzieć o wszystkim? Trzymając Miecz Anioła? Przed całą
Radą? Przed wszystkimi, których zna?
Jace
zamarł z na wpół otwartymi ustami. Tego, w ogóle nie brał pod uwagę.
- Naprawdę by to zrobili?
-
Mówimy o dwóch Łowcach, z nieposzlakowaną opinią i wspaniałymi wynikami –
przypomniał mu. – Łowcach będących inspiracją dla młodych, wzorem do
naśladowania. Przypomnij sobie, jak jeszcze niedawno, sam byłeś w nich
zapatrzony.
To
nie miał być przytyk. Jedynie przykład obrazujący rzeczywistość, w której
tkwili. Mimo to Jace poczuł, jakby otrzymał od ojca policzek. W pełni zasłużony.
Izzy chyba poczuła to samo, bo podeszła do niego, złapała za rękę i mocno
ścisnęła. Obojgu było ciężko. Przez całe lata uwielbiali ludzi, którzy
krzywdzili ich brata. Więcej! Wychwalali ich przed Alekiem! Jace, z ich powodu,
POBIŁ Aleca. Poczucie winy dławiło tak, że ledwie mógł oddychać. Dlatego nie
przerywał ojcu.
-
Clave nie może sobie pozwolić, by jakikolwiek cień położył się na tak
spektakularnej karierze. Dlatego doszłoby do procesu. Bo byliby pewni, że Alec
kłamie. A Alec przeżyłby koszmar. Znowu. – Umilkł, jakby analizując własne
słowa.
-
Skoro ten Miecz jest taki wspaniały… - Niespodziewanie, nawet dla samego
siebie, odezwał się Magnus. – Dlaczego Alec bał się powiedzieć o wszystkim
wcześniej? Już po… - Głos mu się załamał. – Po pierwszym razie? – Znalazł w
sobie siłę, by dokończyć.
Długo
nikt mu nie odpowiadał. W końcu zrobiła to Maryse. Ostatnio chyba zyskała
monopol na przerywanie ciszy.
-
Był tylko dzieckiem, Magnusie. – Widać było, że ledwo nad sobą panowała. – Nie
wiem, czy pamiętasz jeszcze, jak to jest, ale… Dzieci inaczej postrzegają
świat. Wierzą dorosłym, nawet jeśli ci dorośli ich krzywdzą. – Zużyła całą siłę
woli, by się nie rozpłakać. – Alec mógł im po prostu uwierzyć i nawet nie brać
pod uwagę Miecza Anioła. A z wiekiem, gdy tego
– słowo gwałt nie chciało jej przejść przez gardło – było więcej… Przyznanie
się musiało być jeszcze trudniejsze. – Umilkła a po niej nie odezwał się już
nikt.
-
Wiesz, jakby się to skończyło – przypomniał mu Magnus.
-
Wiem – zgodził się z nim Jace. – Pozostaje mi tylko cieszyć się tym małym
zwycięstwem. I faktem, że nie muszę brać udziału w ceremonii pogrzebowej.
Obudził
go czyjś cichy śpiew. Najpierw słyszał tylko melodię. Dobrze znaną. Potem
przyszły słowa. Też znane. Ukochane. Kojarzące się z nielicznymi szczęśliwymi
chwilami dzieciństwa. Jego mama śpiewała mu kołysankę, tę samą, która
odstraszała mroki nocy.
Leżał
zasłuchany w melodię, na razie odsuwając od siebie wszystkie myśli. Był tylko
śpiew mamy. Niestety piosenka szybko się skończyła, a do niego, powoli,
docierała rzeczywistość. Nie udało mu się. Był tak beznadziejny, że nawet zabić
się nie potrafił, chociaż wszystko zaplanował. Teraz przyjdzie mu się zmierzyć
ze światem jeszcze gorszym niż ten, który postanowił opuścić. Z pełnym
rozczarowania spojrzeniem rodziców, pogardą Jace’a i Isabelle,
współczująco-oceniającym wzrokiem Clary. I obrzydzeniem Magnusa. To ostatnie
zabolało najbardziej. Aż jęknął. Zaraz na jego czole znalazła się czyjaś dłoń a
do uszu dobiegł cichy szept.
-
Już, Aniele. Jestem tu, nic ci nie grozi…
Magnus!
Magnus tu był! Zwalczył w sobie nagłą potrzebę otworzenia oczu i rzucenia się w
ramiona Czarownika. Nie mógł tego zrobić. Magnus, już na pewno, znał prawdę.
Wiedział o wszystkim. Clary musiała… Musiała im powiedzieć. Pewnie chciała
jakoś usprawiedliwić jego próbę samobójczą. Jednak, zamiast pomóc, wyrządziła
mu jeszcze większą krzywdę. Teraz podwójnie będą się go brzydzić. Bo pozwolił
na to, a potem nie dał sobie z tym rady. Tak nie postępują Nocni Łowcy.
Nocni Łowcy walczą z przeciwnościami losu a nie się im poddają. Alec nie
zasługiwał na to miano. To samo, na pewno, powiedzą rodzice, gdy zdecyduje się
wreszcie, otworzyć oczy. Jace i Isabelle… Oni mogą w to nawet nie uwierzyć…
Zwłaszcza Jace może uznać, że wymyślił całą historię, by odciągnąć Clary od
misji.
Z
jego oczu popłynęły łzy. Nie potrafił ich powstrzymać.
Ktoś
starł je kciukiem.
-
Nie płacz, kochanie…
Magnus!
Zakłuło
go w piersi. Czarownik powiedział kiedyś, że bardzo pragnie być jego pierwszym,
ale oczywiście poczeka aż Alec będzie na to gotowy. To było zaraz po tym, jak
prawie posunęli się dalej. W ostatniej chwili Alec się wycofał. Powróciło do
niego za dużo wspomnień. Wiedział, że z Magnusem byłoby inaczej, że mężczyzna
nie zrobiłby nic wbrew jego woli. Poza tym, tak bardzo chciał oddać się
Magnusowi. Cały. Wtedy poczułby, że do kogoś należy, że jest częścią czyjegoś
życia. Chciał, ale nie mógł. Blokowała go własna psychika. Od tamtej pory
zwodził Magnusa, ofiarowując mu tylko pocałunki.
Jak,
po tym wszystkim, miałby spojrzeć Czarownikowi w oczy? Przecież Magnus, na
pewno, się nim brzydził. Nim! Który przehandlował własne ciało za święty spokój
i jeszcze bezczelnie kłamał mu w żywe oczy!
A
może… Głupia iskierka nadziei nie chciała zgasnąć. To przez nią nie wypił całego
jadu. Ostatni, jak się okazało kluczowy, łyk wylał na łóżko.
A
może… Iskierka dalej się tliła.
Może
Magnus zrozumie? Wybaczy mu? Sam miał wielu partnerów i partnerek… Może… Jeśli
tak… jeśli miałby po swojej stronie Magnusa… Spróbowałby zawalczyć o swoje
życie raz jeszcze. Z Magnusem u boku stawiłby czoła wszystkiemu i wszystkim.
Rodzicom, Isabelle, Jace’owi, Clary… A nawet Raj’owi i Edgarowi. Ale do tego
potrzebował Magnusa. Magnusa, który się nim nie brzydził. Nie gardził nim.
Magnusa, który nadal go kochał.
Zebrawszy
całą odwagę otworzył oczy.
Magnus
siedział pochylony i głaskał go po dłoni. Delikatnie uścisnął palce mężczyzny a
ten drgnął.
-
Alec? – zapytał z cichą nadzieją.
-
Mags…
To
była ta chwila. Jedno spojrzenie, od którego zależało wszystko.
Mężczyzna
spojrzał na niego a w jego cudownych kocich oczach, Alec dostrzegł bezgraniczną
miłość, pomieszaną z troską.
Tak.
Dla tego spojrzenie może zawalczyć…
Ale
zobaczyć, to nie to samo, co poczuć.
Zaczął
się podnosić. Musiał dotknąć mężczyzny, sprawdzić jeszcze jedną rzecz.
Magnus
nie czekał, aż Alec usiądzie. Chwycił go w objęcia i przytulił mocno do piersi,
niczym najdroższy skarb.
-
Alec… Mój Alec… - szeptał przez łzy. – Nigdy więcej nie próbuj mnie zostawić,
Aniele…
Alec
już wiedział, że da radę.
_____________________________
I to by było na tyle...
Szczęśliwego Nowego Roku, czy coś...
Cudowne cieszę się że coś mnie podkusilo żeby tu wejść. Jak zwykle niesamowite opowiadania. Dziś skończyłam książkę właśnie z tego uniwersum i cieszę się że mogłam poczytać coś więcej spod twojego pióra ( choć w tym wypadku chyba klawiatury). Tobie również Szczęśliwego Nowego roku aby ten był lepszy niż poprzedni. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń