czwartek, 31 sierpnia 2017

Węch

Tytuł: Węch
Liczba rozdziałów: one-shot
Gatunek: yaoi
Para: ViktorxYuuri
Anime: Yuri!!! on Ice
Ograniczenia wiekowe: brak
Info/Uwagi: Brak






- A ten Yuuri?
Kiedy słodka nuta drewna sandałowego dotarła do jego nosa, Yuuri nie mógł zrobić nic innego, jak tylko… kichnąć.
I to tak potężnie, że zwrócił na siebie uwagę pozostałych klientów drogerii. No a przy okazji, obsmarkał sobie część twarzy. Szybko sięgnął po chusteczkę, jednocześnie przeklinając w duchu ukochanego, który najwyraźniej miał jakiś kompleks dotyczący ceny używanych produktów. Bo, gdy tylko dowiedział się, ile kosztują ulubione perfumy Yuuriego, uznał, że narzeczonemu przyda się zmiana wizerunku. Czy raczej zapachu. Choć do tej pory na niego nie narzekał.
I w ten oto sposób Yuuri wraz z Viktorem znaleźli się w najdroższej petersburskiej drogerii, na dziale perfum. Sam Japończyk może i nie miałby nic przeciwko temu, w końcu wiedział jak bardzo narzeczony lubił zakupy. Problem jednak polegał na tym, że proponowane przez Viktora perfumy zawierały w sobie nuty zapachowe, o których słyszał po raz pierwszy w życiu. W dodatku, za ich cenę, czteroosobowa rodzina mogłaby spędzić w Hasetsu cały tydzień. Wliczając w to bilet lotniczy. W obie strony. Naprawdę zdawał sobie sprawę z tego, że Viktor… Cóż… Miał pieniądze, ale jednocześnie bardzo źle się czuł z myślą, że ukochany wydawał je na niego. Przecież był dorosłym facetem! Nie powinien być na niczyim utrzymaniu! Niestety, Viktor tego nie rozumiał. Według niego, rozpieszczanie Yuuriego, należało do jego narzeczeńskich obowiązków.  Wydawane na to pieniądze nie miały znaczenia.
- Ok., zrozumiałem. – Viktor odstawił buteleczkę i zaraz zaczął szukać kolejnej. – O! – krzyknął w końcu zadowolony. – Te ci powinny pasować! – Podał Yuuriemu flakonik.
Katsuki, dla spokoju sumienia, nawet nie zerknął w stronę ceny. Jednak sam napis na buteleczce, mówił mu, że do tanich owo pachnidło nie należało. Pod czujnym okiem narzeczonego powąchał perfumy. Zapach nie skojarzył mu się z niczym konkretnym. Był przyjemny, ale to wszystko. Z ciekawości sięgnął po pudełko i zaczął czytać skład.
- Lawenda – to kojarzę. Cynamon? Czy tego nie dodaje się do ciasta? – Pamiętał, jeszcze z Detroit, że jedna z dziewczyn mieszkających w akademiku, poczęstowała jego i Phichita, kiedyś szarlotką z cynamonem. Tamten zapach był o wiele intensywniejszy. I o wiele przyjemniejszy. – Bergamotka? – Zakłopotany spojrzał na Viktora. – Co to?
Rosjanin zaśmiał się cicho.
- Taki owoc cytrusowy. Podobno jej zapach działa antydepresyjnie. – Puścił narzeczonemu oczko. – No i poprawia, jakość nastroju.  Cokolwiek by to nie znaczyło… Myślę, że to idealny zapach dla ciebie. Zwłaszcza przed występami.
Katsuki pokiwał głową.
- Tak, tak. Naśmiewaj się dalej – burknął odkładając perfumy. – Miło wiedzieć, że moja niska samoocena cię bawi. – Naprawdę poczuł się urażony. Jak widać, jego największa słabość stała się dla Viktora wyśmienitym tematem do żartów.
Nikiforov poczuł jakby ktoś dał mu mentalnie w twarz.
- Ale to nie tak! Yuuri! – Gdyby nie byli w jednej z lepszych rosyjskich drogerii, zaraz rzuciłby się na ukochanego, żeby niedźwiedzim uściskiem wynagrodzić mu kiepski dobór słów. Jednak, jeśliby to zrobił, zaraz uwieczniłby wszystko a dowód puścił w obieg internetu. A Yuuri by mu tego nie wybaczył. Japończyk naprawdę nie lubił być w centrum zainteresowania. Szczególnie portali plotkarskich.  – Ja chciałem dobrze! Przecież aromaterapia jest szeroko stosowana! Nawet w sporcie!
Yuuri zastanowił się przez chwilę. To, co mówił Viktor miało sens. Jak rzadko, kiedy jego wywody nie dotyczyły łyżwiarstwa. Zwykle, każdy inny temat traktował trochę po macoszemu, naśmiewając się, żartując, lub, po prostu ignorując. Nadal jednak uważał, że Viktor nie powinien sobie z niego żartować.
- A ty wiesz to, boooo? – Przeciągając ostatnią literę spojrzał ukochanemu w twarz. Oczy koloru wiosennego deszczu wpatrywały się w niego z napięciem. Wcale nie wyglądało na to, by Viktor, choć przez chwilę żartował.
- Bo czytałem o tym! – Nikiforov wypiął dumnie pierś. Zaraz jednak skurczył się w sobie. Przecież Yuuri wciąż był na niego zły. – Chciałem ci jakoś pomóc przełamać się przed występami… Wiem, że wtedy stres cię zżera i ogólnie nie jesteś w najlepszej formie psychicznej, więc pomyślałem jakby to zmienić. Najchętniej jeździłbym obok ciebie, ale to niemożliwe… - Rosjanin mówił szybko, trochę nieskładnie. Jakby gonił go czas. Jakby Yuuri wyznaczył mu pewien limit. Po przekroczeniu, którego nastąpi jego własna, viktorowa, apokalipsa i ukochany narzeczony stanie się byłym narzeczonym. Gdzieś, w głębi serca wiedział, że jego obawy są bezpodstawne. Mimo to… Lęk, że kiedyś straci Yuuriego towarzyszył mu cały czas, nasilając się zawsze, gdy coś spieprzył. – Wtedy wpadł mi w ręce artykuł o aromaterapii. – Tak naprawdę podsunął mu Georgi, ale tę część postanowił zachować dla siebie. – Trochę poczytałem i pomyślałem, że to może zdać egzamin. W końcu… Jak coś ładnie pachnie, od razu lepiej smakuje, prawda?
Na początku Yuuri słuchał pełen wątpliwości, potem robił to z rozczuleniem, by na samym końcu zaliczyć bliskie i bolesne spotkanie z żelazną logiką Viktora Nikiforova. No tak. Jeśli ten konkretny Rosjanin w coś wierzył, to musiało mieć podstawy… Dość niezwykłe, dla postronnego obserwatora. Ale nawet, jeśli wytłumaczenie Viktora mijało się trochę (a nawet bardzo) z poprzedzającym je romantycznym wstępem, Yuuri i tak poczuł dziwne ciepło w okolicach serca. Takie samo jak zawsze, gdy okazywało się, że narzeczony zrobił coś z myślą o nim. No może wykluczając ten raz, gdy z myślą o Yuurim (i jego tendencji do tycia) zjadł wszystkie pirożki od Yurio.
Tymczasem Viktor, nieświadom tego, że już się, w oczach ukochanego, wytłumaczył i dalsze kajanie nie ma sensu, mówił dalej.
- Musiałem tylko dowiedzieć się, jaki zapach podnosi samoocenę… I wiesz, że takiego nie ma?! – Niemal krzyknął.
- Serio? – Yuuri zaśmiał się widząc jawne oburzenie na przystojnej twarzy narzeczonego.
- Serio! Jedyne, co znalazłem to ta nieszczęsna bergamotka. Jedyny plus był taki, że dodają ją do perfum… Jak już wiedziałem, czego szukam mogłem…
- Mnie tu zaciągnąć. – Usłużnie dokończył za niego Yuuri. – I zmuszać mnie do wdychania tych wszystkich dziwnych zapachów.
Viktor wyglądał jak zbity pies.
- No… Tak… - przyznał w końcu.
- I nie miało to nic wspólnego z tym, że moje perfumy są za tanie?
- No… - zaczął Nikiforov, ale widząc wzrok ukochanego szybko ugryzł się w język. – Nie!  Chciałem dobrze!
- Wierzę ci. – Japończyk przysunął się do ukochanego i lekko ścisnął jego dłoń. Dyskretnie tak, aby nikt nie widział. – To skoro już tu jesteśmy, a ty zadałeś sobie tyle trudu… To poszukajmy tej bergamotki. Ale może w jakiejś bardziej przystępnej cenie. I może… znajdą się jakieś kadzidełka do sypialni… Żebyśmy mogli wypróbować zbawczą moc aromaterapii…
Nie musiał kończyć. Viktor już przeszukiwał interent w poszukiwaniu odpowiedniego zapachu.


 

środa, 30 sierpnia 2017

Smak



Tytuł: Smak
Liczba rozdziałów: one-shot
Gatunek: yaoi
Para: ViktorxYuuri
Anime: Yuri!!! on Ice
Ograniczenia wiekowe: brak
Info/Uwagi: Brak


- Jak? I jak? I jak?  I jak? – Viktor skakał wokół Yurio jak pojebany. Zdaniem samego Yurio, rzecz jasna.
- Zamknij się staruchu! – Nastolatek wyglądał jakby chciał trzymany widelec, zamiast w ciasto, wbić w oko pewnego znajomego Rosjanina. – Przecież jeszcze nie spróbowałem! – To prawda. Nałożona chłopakowi porcja wciąż pozostawała nietknięta. I najpewniej miało to związek z szalejącym Viktorem. Który po prostu nie mógł usiedzieć na miejscu i cały czas zagadywał Yurio. Chociaż, do grona odpowiedzialnych należało też dodać wewnętrzne opory samej Rosyjskiej Wróżki.
- Mam nadzieje, że to nie jest jakiś wasz kiepski żart. – Yurio spojrzał podejrzliwie na kawałek ciasta tuz przed sobą. Niby wyglądało normalnie. A nawet, pokusiłby się o stwierdzenie, że apetycznie. I to właśnie wzbudzało w nastolatku największe podejrzenia. W końcu, zgodnie ze słowami Wieprza, odpowiedzialnym za owo dzieło sztuki cukierniczej był sam Viktor Kuchenne Beztalencie Nikiforov. Po jego wybrykach kulinarnych spodziewałby się wszystkiego. Nawet tego, że potrawy ożyją i same zaczną się zjadać…
Po dłuższym zastanowieniu, chłopak stwierdził, że wszystko to jednak za dużo. Bo nigdy nie spodziewałby się, że dania, wypieki, czy cokolwiek wspólnego z jedzeniem, wychodzące spod rąk Łysola będą wyglądały znośnie! Ani, tym bardziej, ładnie! Dlatego Yurio miał jeszcze większe opory przed spróbowaniem ciasta. Tym bardziej, że miał to zrobić, jako pierwszy. Cholera! Gdyby owo ciasto wyglądało jak efekt nieudanych eksperymentów szalonego naukowca, czułby się spokojniejszy. To… Byłoby bardziej w stylu Viktora.
Tymczasem sam zainteresowany poczuł się dogłębnie urażony brakiem wiary przyjaciela.
- Jak możesz, Yurio?! – Viktor wydał z siebie przeciągły jęk. – Ja cię tu zapraszam, w dobrej wierze, częstuję ciastem, a ty…
- Nie częstujesz – przerwał mu chłopak. – Tylko każesz robić za królika doświadczalnego!
- Źle do tego podchodzisz. – Nikiforov posłał przyjacielowi swój firmowy uśmiech numer pięć. Niestety, Yurio nie był, podatną na jego wdzięki kobietą, ani, tym bardziej, fajtłapowatym Japończykiem z obsesją na punkcie sławnego łyżwiarza. Więc owy uśmiech tylko jeszcze bardziej go zirytował.
- A jak mam niby inaczej do tego podejść, hę?! – wrzasnął tak, że siedzący, do tej pory, pod stołem, Makkachin, uciekł z kuchni, wprost do sypialni. Yurio parsknął. Dlatego właśnie wolał koty. Ale nawet tchórzliwy pudel był lepszy od tej dwójki idiotów. – Niemal siłą wyciągasz mnie z lodowiska, mając w dupie, to, że się spieszę a teraz każesz mi próbować ciasta! Którego żaden z was jeszcze nie tknął! – Wskazał na blachę, w której faktycznie, brakowało tylko jednego kawałka.
Na Viktorze to przemówienie nie zrobiło większego wrażenia. Dalej uśmiechał się jak, według Yurio, debil.
- A chociażby tak, że bardzo ci ufam i to właśnie ciebie poprosiłem o szczerą opinię na temat mojego debiutu cukierniczego. Powinieneś czuć się wyróżniony.
Nastolatek prychnął niczym wkurwiony kot.
- A niby, dlaczego on – wskazał na Yuuriego, który pod wpływem niespodziewanego wciągnięcia w dyskusje – nie mógł tego zrobić, co? Przecież, do jasnej Anielki, mieszkacie razem!
Tym razem to Viktor prychnął.
- Powiedziałem, że chce szczerej opinii.
To trochę skonsternowało chłopaka. Czyżby kłótnia kochanków? Nieee… Przecież w drodze powrotnej migdalili się jak dwa zboczone pojeby . Yurio był przekonany, że tylko cudem uniknęli mandatu za gorszenie społeczności lokalnej. I penie jeszcze za coś. Chłopak nie znał całego kodeksu karnego, ale na to, co wyprawiało tych dwóch debili, na pewno był paragraf. Tym bardziej zdziwiła go odpowiedź Viktora.
- Katsudon… O czym ten Łysol pieprzy?
Yuuri westchnął.
- Viktor uważa, że skoro jesteśmy narzeczeństwem to nie powiem mu prawdy. I nawet, jeśli ciasto będzie ohydne to i tak stwierdzę, że jest pyszne. W obawie przed zrobieniem mu przykrości. – I brakiem seksu, dodał w myślach. Nie miał zamiaru wtajemniczać chłopaka we wszystkie zakamarki myślowe Viktora. W końcu uważał Yurio za przyjaciela. I jako takiego, powinien go bronić przed niektórymi z viktorowych pomysłów.
Nastolatek, nieświadom, przed jakim złem został właśnie ustrzeżony, przejechał dłonią po twarzy, wydając przy tym trudny do zidentyfikowania jęk.
- Serio staruchu?! Naprawdę?!
- No, co? – Viktor nie rozumiał, dlaczego jego tok myślowy nie znalazł poparcia, najpierw u Katsukiego a teraz u Yurio. – Przecież Yuuri mnie kocha!
- Ale, z tego, co się orientuję, posiada własny mózg i potrafi cię opierdolić jeśli przyjdzie taka potrzeba… Jak wtedy w Chinach. Yakov mówił…
- Ale to nie to samo! Poza tym wtedy nie byliśmy narzeczeństwem!
Nastolatek pokręcił głową. Powinien już się do tego przyzwyczaić. Kiedy ten Łysol sobie coś wbije do głowy, bomba atomowa mu tego nie wybije.
- Dobra! Już nie jojcz. Zjem to ciasto. Ale wiedz, że jeśli będzie chujowe, zrzygam się na ciebie i twoją zjebaną koszulkę.
Widząc jak Viktor się zapowietrza, Katsuki postanowił wkroczyć do akcji. Bo Nikiforov broniący swojego gustu, to istota, której w domu nie chciał. Raz mu starczy, podziękował.
- Nie martw się. Nadzorowałem go. Powinno być dobrze.
Nie wiedzieć, czemu to nie uspokoiło Yurio. Ale wolał się już nie wdawać w dalsze dyskusje. Im szybciej to zje, tym szybciej wróci do domu. I tym szybciej Łysol zrobi za niego zadanie z fizyki. Zresztą i tak wiedział, że się nie wywinie. Jak już dał się tu przyciągnąć i przekupić, to trzeba jednak wywiązać się z umowy. Postanowił zrobić tak, jak z odklejaniem plastra. Im szybciej, tym lepiej., Najwyżej się udławi. Co też miałoby swoje dobre strony.
Nabrał na widelec spory kawałek i wsadził go sobie do ust.
Wystarczyło zaledwie kilak sekund, by Jurij zrozumiał, że nawet Anioł stróż w postaci Katsukiego nie uchronił Viktora przed porażką. Zwalczając odruch wymiotny, wypluł wszystko wprost na koszulkę Nikiforova.
- To jest, do jasnej cholery, obrzydliwe! Staruchu! Coś ty tam napakował! – Nie czekając na odpowiedź pognał do zlewu, żeby zabić paskudny smak wodą. – Dlaczego to jest słone?!
Cóż… Zarówno Viktor jak i Yuuri też chcieliby znać odpowiedź na to pytanie. Katsuki ostrożnie odłamał kawałek ciasta i włożył go sobie do ust. Po czym wypluł chyba jeszcze szybciej niż Yurio.
- Viktor! To naprawdę jest słone! I obrzydliwe! – Sam sięgnął po mleko z lodówki. – Mów! Dodałeś coś, kiedy nie patrzyłem?!
Winowajca patrzył na nich nic nie rozumiejąc. Przecież Yuuri go nawigował. Korzystali ze sprawdzonego przepisu Pani Katsuki, więc dlaczego ciasto było słone? O czym też zdążył się przekonać.
- Nieeeee… – Zaprzeczenie zmieniło się w jęk. Nikiforov wstał gwałtownie i pognał do szafki. Wyciągnął z niej pojemnik z cukrem. Zamoczył palec w białym proszku i oblizał krzywiąc się. Miał rację.
- Yuuri… Yurio… przepraszam… - Zaczął się kajać.
- Coś ty zrobił idioto?! – Nastolatek skończył pić i wyglądał jakby marzył tylko o morderstwie. – Gadaj!
- No… Po ostatnich zakupach… Skończyła nam się sól… to kupiłem… Ale pojemnik był brudny… Nie chciało mi się myć, więc wsypałem ją do tego po cukrze… Bo też się skończył… Tylko jego nie kupiłem… Myślałem, że będę pamiętał… Ale to w sumie zabawne, nie…
Miny zarówno, Yuuriego jaki Jurija jasno mówiły, że jednak nie. A on pożałuje zarówno lenistwa jak i sklerozy. Wkrótce… Ze strony Katsukiego, już tego wieczoru…


 __________________________________________________________________
Zjebała z długością... Ale tego nie dało się skrócić, ok?!

wtorek, 29 sierpnia 2017

Słuch



Tytuł: Słuch
Liczba rozdziałów: one-shot
Gatunek: yaoi
Para: ViktorxYuuri
Anime: Yuri!!! on Ice
Ograniczenia wiekowe: brak
Info/Uwagi: Brak


Yuuri, ledwie przekroczył próg mieszkania, już miał ochotę wyjść z powrotem. Prosto w szalejącą na dworze śnieżycę, która wywoływała podziw nawet u Rosjan z dziada pradziada. A ciepłolubnemu Japończykowi przywodziła na myśl sławny film Pojutrze, oglądany kiedyś w towarzystwie Phichita i jego chomików. Innymi słowy, aura nie zachęcała do, chociażby, wyściubienia nosa na zewnątrz. Mimo to Yuuri poważnie myślał nad spacerem. Być może ostatnim w swoim życiu. Bo nawet zamarznięcie, gdzieś na skutych lodem ulicach Petersburga wydawało się Katsukiemu, człowiekowi, dla którego zimno było mniej więcej takim samym złem, co wczesne wstawanie, milszą perspektywą niż słuchanie tego. Jazgotu drażniącego uszy tak dotkliwie, że nawet Makkachin, skomląc, schował łeb pod poduszki piętrzące się na kanapie. Jazgotu zdolnego uszkodzić bębenki. Jazgotu nazywanego potocznie śpiewem Viktora Nikiforova. Przynajmniej przez samego zainteresowanego. Bo Yuuri miał na to zdecydowanie inne określenie. O wiele mniej cenzuralne.
Japończyk wielokrotnie się zastanawiał, jak to możliwe, że człowiek tworzący swoje programy z takim oddaniem, chcący, poprzez taniec, oddać historie zaklętą w muzyce, nie miał za grosz talentu wokalnego. Nie żeby sam mógł się pochwalić cudownym głosem. Co to, to nie. Mari stwierdziła kiedyś, że brzmi jak zarzynana kura.
- To ciekawe, co powiedziałaby o Viktorze… - Yuuri westchnął szukając stoperów. Dla siebie i biednego Makkachina. Pudel wciąż chował się w poduszkach. Ale, jak na złość, okazało się, że wszystkie stopery wyszły. Japończyk miał ochotę usiąść i zacząć płakać. Zawodząc tak samo głośno jak Viktor. A przecież go prosił! Wręcz błagał, po tym zawstydzającym incydencie, gdy po raz pierwszy usłyszał arię operową, w wykonaniu ukochanego, by ten darował sobie wokalne występy, gdy poza nim ktoś jeszcze znajdował się w mieszkaniu. I mówiąc to Yuuri dość wymownie spoglądał na Makkachina. W końcu, po długich pertraktacjach i groźbie rozwodu jeszcze przed ślubem, Viktor ustąpił. Ale chodził sfochowany przez następny tydzień. Mimo iż Yuuri robił wszystko, aby poprawić ukochanemu humor. Dał sobie nawet zapleść warkoczyki! Co było raczej niską ceną za uratowanie słuchu. Oraz, wciąż świeżego, związku. Bowiem cała sytuacja miała miejsce w dzień jego przeprowadzki do Mateczki Rasiji. A właściwie wieczoru.

Wszystkie pudła zostały wniesione i rozpakowane. Miejsce w szafie sprawiedliwie podzielone. I nawet połowy łóżka wybrane. Innymi słowy wszystko, co miało sprawić, że dwóch mężczyzn ze sobą zamieszka, zostało zrobione. Pozostało jedynie… no właśnie żyć. I ty oto życiem zachwycał się teraz Yuuri, wciąż obchodząc niewielkie mieszkanko, z miną jakby zwiedzał pilnie strzeżone muzeum Viktora Nikiforova. Nadal nie mógł uwierzyć, że, od dzisiaj, będzie tu mieszkał. Dotykał tych samych rzeczy, które od lat towarzyszyły jego idolowi, mentorowi a w końcu narzeczonemu. To było niczym spełnienie marzeń! Musiał się uszczypnąć, by przekonać samego siebie, że nie śni. Że to wszystko prawda.
- Hej! Yuuri! Ziemia do Yuuriego! – Nagle, tuż obok, pojawił się Viktor, z ręcznikiem przerzuconym przez ramię.
- Tak? – Był tak zaaferowany, że ledwie kontaktował.
Viktor roześmiał się rozczulony. Ten podziw jego osoby w wykonaniu Katsukiego wydawał mu się tak nieskończenie uroczy, że chwilami marzył o tym, by Japończyk nigdy nie przestał go traktować jak swoje prywatne bóstwo.
- Idę pod prysznic – zakomunikował wreszcie.
- Dobrze. Miłej kąpieli. – Yuuri z zakłopotaniem patrzył na, wciąż stojącego w miejscu narzeczonego. Czyżby powiedział coś nie tak? Wygłupił się? Już chciał przepraszać, kiedy Viktor odezwał się ponownie.
- A może pójdziesz ze mną, co?
Momentalnie twarz Japończyka spłonęła rumieńcem.
- Nienienienienienienienie! – krzyczał machając rękami. Mogli ze sobą mieszkać, spać razem w jednym łóżku, być narzeczonymi, ale, na pewne sprawy, dla Yuuriego wciąż było za wcześnie. A jedną z tych spraw była właśnie wspólna kąpiel pod rosyjskim prysznicem. Która nijak miała się do tego, co robili w gorących źródłach. Tamto… wynikało z tradycji! Kultury! A wspólny prysznic? Ta propozycja mogła mieć, tylko jeden, ale za to bardzo seksualny podtekst.
- W porządku. – Viktor znów się roześmiał. Podejrzewał, że to się tak skończy. Ale zawsze warto próbować.
Kiedy narzeczony zniknął za drzwiami łazienki, Yuuri wrócił do kontemplacji miejsca, w którym teraz miał żyć. Jednocześnie, podświadomie, przysłuchiwał się dźwiękom dochodzącym z sąsiedniego pomieszczenia. Szum puszczanej wody, trzaśnięcie kabiny, ciche nucenie… To była melodia, której mógł pozostać wierny na zawsze. Te kilak dźwięków, tak powszechnych a jednak wyjątkowych. Bo przecież dotyczących jego Viktora. Uśmiechnął się do siebie. Tak właśnie. JEGO.
Nagle wszystkie odgłosy zastąpił jeden. Zdecydowanie głośniejszy. I gorszy.
Yuuri aż podskoczył. Co się stało?! Czyżby pękła rura?! A może szkło w kabinie?! I teraz Viktor wrzeszczy z bólu?!
Nie zastawiając się dłużej, popędził do łazienki. Jednym ruchem otworzył drzwi i wparował do środka. Wszystko wyglądało normalnie, ale do przerażonego japońskiego umysłu to nie dotarło. Pociągnął za drzwi od kabiny prysznicowej i wszedł do środka, ignorując gorąca wodę moczącą mu ubranie.
- O! Yuuri!
Dziwny dźwięk ustał.
- Jednak zdecydowałeś się dołączyć? – Viktor był jednocześnie szczęśliwy z wizyty narzeczonego i skonsternowany jego ubiorem. – Ale Yuuri… wiesz, że kąpać się idzie na golasa? – Podszedł do niego i pociągnął za koszulkę partnera. – Czyżbym tak urzekł cię swoim śpiewem, że nie zdążyłeś się rozebrać? – zaśmiał się.
- Śpiewem? – zapytał zaskoczony Japończyk. Nic z tego nie rozumiał.

- Tak. – Viktor otworzył szerzej usta.
Okropny dźwięk znów był słyszalny.
A Yuuriemu zajęło dobrą minutę zrozumienie, że to, co słyszał to nie ranny Viktor, tylko Viktor mordujący swoim głosem operę Stammi  vicino.

To, co wydarzyło się później niemal zakończyło związek dwóch łyżwiarzy. Były krzyki (głownie Yuuriego), płacz (głownie Viktora) i skomlenie (głównie Makkachina). W końcu jednak doszli do porozumienia.
Niekoniecznie respektowanego przez jedną ze stron.
Bo Viktorowi jednak zdarzało się śpiewać pod prysznicem, kiedy Yuuri był w domu. Na takie ewentualności Japończyk zaopatrzył siebie i  psiego kompana w zestaw stoperów. Który dzisiaj, niestety, się skończył. A Viktor dopiero się rozkręcał piłując coś, co chyba było muzyką do jego nowego programu krótkiego.
Po jakiś dwóch minutach, w ciągu, których jego uszy zdążyły spuchnąć, Yuuri podjął męską decyzję. Ciężkie czasy wymagają poświęceń. Zdjął z siebie ubranie i nagi, ruszył w stronę łazienki. Po chwili mieszkanie wypełnił zgoła inne dźwięki. O wiele przyjemniejsze.