poniedziałek, 27 września 2021

Czarne jest białe, białe jest czarne

Tytuł: Czarne jest białe, białe jest czarne
Liczba rozdziałów: One Shot
Gatunek: romans
Para: Azirafal x Crowley
Seria: Good Omens
Ograniczenia wiekowe: Brak
Info/Uwagi: Anioł i Demon na zakupach

 

 
CZARNE JEST BIAŁE, BIAŁE JEST CZARNE

 

- To głupie – oświadczył Crowley i się naburmuszył.
Zdaniem Azirafala wyglądał przy tym, jak małe dziecko i przypominał mu Warlocka, nim ten przekształcił się w krnąbrnego prawie-nastolatka. Nie zamierzał jednak mówić o tym Demonowi, bo ten gotów się jeszcze ostentacyjnie obrazić i bardziej zaprzeć. Anioł dobrze znał swojego przyjaciela i wiedział, jak z nim postępować. Miał w końcu sześć tysięcy lat na naukę.
- Wcale nie – uśmiechnął się pogodnie. – To zabawne.
- Chyba mamy inną definicje zabawy – skonstatował Demon, wciąż uparcie trwający przy swoim. Jednak nie wydawało się, by Azirafal miał mu to za złe. Więcej! Cała sytuacja zdawała się bawić Anioła. – Poza tym naprawdę nie wiem, po co mamy to robić!
- Och, mój drogi! Przecież to ślub Anathemy i Newta! Ponadto powiedzieli, że będziemy gośćmi honorowymi! To zobowiązuje!
- Tak – prychnął Demon. – Do włożenia sporej sumki w kopertę.
- Jesteś zbyt cyniczny – oświadczył Azirafal.
- Jestem Demonem – przypomniał Crowley. – Muszę być cyniczny.
Anioł pokręcił z dezaprobatą głową. Dobrze wiedział, do czego zmierza ta rozmowa i czym może się skończyć. To była stara sztuczka Crowleya. Zawsze, gdy nie chciał czegoś zrobić, rozpoczynał dyskusję o różnicach pomiędzy Aniołami i Demonami. Zwykle Azirafal dawał się wciągnąć w spór i nielubiana przez Crowleya rzecz znikała z ich pamięci i planów. Jednak dzisiaj stawka była zbyt wysoka.
- Nawet jeśli Anathema i Newt, w co zaznaczam wątpię, liczą na spory prezent z naszej strony, to i tak na ślubie trzeba wyglądać elegancko!
Crowley zaklął cicho, tak że tylko on to usłyszał. Anioł robił się coraz cwańszy. Należało popracować nad nowym repertuarem.
- Nawet jeśli – sparodiował Azirafala – to nie wiem, co mają do tego zakupy. – Chętnie by się napił, ale od czasu ostatniego incydentu z winem i kaczkami, Anioł trzymał alkohol, pod kluczem i nie było szans, żeby dostał się do niego, bez diabelskiej ingerencji. Ta zaś, spotkałaby się z ostrą reakcją, ze strony przyjaciela. Już wolał siedzieć o suchym pysku. – Przecież wystarczy zrobić tak! – Machnął niedbale ręką i już miał na sobie elegancki trzyczęściowy garnitur, w kolorze najgłębszej czerni, jaką tylko udało się stworzyć człowiekowi.
Na ten widok Azirafal musiał przełknąć ślinę. Crowley prezentował się… kusząco. I stary Demon świetnie o tym wiedział. Przeciągnął się, niby od niechcenia, ale kątem oka cały czas obserwował przyjaciela. Ten naprawdę musiał się starać, żeby nie stracić wątku. I czegoś jeszcze. W końcu zrezygnowany pstryknął palcami i Crowley znów miał na sobie swoje wcześniejsze ubranie. Przez moment korciło Azirafala, żeby ubrać przyjaciela w worek pokutny, ale ostatecznie zrezygnował. Crowley mógłby to zinterpretować na swój, poniekąd właściwy, sposób.
- Zakupy są zabawne – powtórzył swój argument z początku dyskusji a Demon jęknął.
- Już ci mówiłem…
- Poza tym, ja spróbowałem idei spania – wszedł mu w słowo Azirafal, tym samym zamykając Crowleyowi usta. A przynajmniej tak myślał. Crowley był jednak Demonem, z sześcioma tysiącami lat doświadczenia w dyskusjach słownych. Nie raz, nie dwa a nawet nie tysiąc razy, musiał przegadać hordę mieszkańców Piekła, z tego czy innego powodu. Rzucanie kontrargumentów stało się dla niego odruchem bezwarunkowym.
- I ci się nie spodobało – powiedział, jakby z naganą. – Mi zakupy pewnie też nie przypadną do gustu. – Kiedy proponował ten układ, nie brał pod uwagę, że Azirafal skorzysta ze swojej części. Jemu chodziło tylko o to, by móc zasypiać i budzić się u boku Anioła. Dlatego, może trochę nieopatrznie, zaproponował przyjacielowi, że jeśli ten, choć spróbuje się przespać, on sam zrobi coś, co sprawia Azirafalowi radość. Jak się okazało, cały plan był jedną wielką porażką. Bo nie dość, że Anioł nie zasmakował w spaniu (a co za tym idzie w zasypianiu i budzeniu się), to jeszcze teraz zmuszony był iść na zakupy. I to odzieżowe! Z Azirafalem, który przejawiał niezdrową miłość do kraty!
- Jestem tego świadomy. – Anioł pokiwał głową z dobrotliwym uśmiechem na pucołowatej twarzy. – Jeśli ci się nie spodoba, nigdy tego nie powtórzymy. Obiecuję – dodał, jakby Crowley mógł mieć jakiekolwiek wątpliwości.
- A co, jeśli ja kłamałem? – Postanowił złapać się ostatniej deski ratunku. – Jestem, w końcu, Demonem…
Azirafal nic nie powiedział, a jedynie spojrzał na niego z dezaprobatą. Jego mina jasno mówiła „serio? tylko na tyle cię stać?”. Teraz Crowley, po prostu, musiał zaakceptować swoją porażkę.
- Dobra! – Przewrócił oczami, czego Anioł nie mógł widzieć, bo ciągle zasłaniały je okulary przeciwsłoneczne. Był jednak, jak najbardziej, świadomy tego gestu. – Chodźmy! Im szybciej zaczniemy, tym szybciej będziemy mieć to za sobą. – Wstał z kanapy, podszedł do Anioła i chwycił go za rękę. Azirafal uśmiechnął się widząc ten ruch.
- Nie przepuścisz żadnej okazji?
- Czekałem na to sześć tysięcy lat. Nie ma mowy, żebym teraz mógł sobie, tak po prostu, odpuścić.
Anioł nic nie odpowiedział, tylko poprawił uścisk splatając ich palce razem.
 
- Chyba sobie ze mnie jaja robisz! – krzyknął Crowley, nie przejmując się tym, że zwraca na siebie uwagę całego personelu i przynajmniej połowy klientów.
Azirafal poczuł się nieswojo. Środek, wywołanego przez Demona, zamieszania leżał tak daleko od jego strefy komfortu, że dalej można było trafić tylko na kolację służbową z Gabrielem. I Piekło. Chociaż, po dłuższym zastanowieniu i weryfikacji doświadczeń, Piekło wydawało się milszym miejscem. Mieli tam bardzo wygodne wanny.
Chciał powiedzieć Crowleyowi, żeby się trochę uspokoił, ale z doświadczenia wiedział, że odniósłby skutek odwrotny od zamierzonego. Jedyną opcją było wdać się w polemikę ze wściekłym Demonem. Przetrwał Armagedon i wizytę w Piekle, w obcym ciele. Mógł to zrobić.
- Nie wiem, o co ci chodzi. To naprawdę ładny garnitur. – Może i nie pałał miłością do współczesnej mody, (nawet Anioły mają swoje granice), zdecydowanie lepiej czuł się w ubraniach, które krojem nawiązywały przynajmniej do poprzedniej epoki. Ach! Ten wspaniały dziewiętnasty wiek! Ludzie mieli wtedy klasę… Rozumiał jednak, że na ślubie nie wypada wyglądać tylko elegancko, ale także modnie. Żeby nie zrobić parze młodej przykrości. Dlatego postanowił się poświęcić i nieco uaktualnić garderobę. Nie tylko swoją. Chociaż, z drugiej strony… Crowley posiadał niezwykły dar wyglądania wspaniale, w każdym stroju. Czego, niestety, nie można było powiedzieć o fryzurze. Azirafala do tej pory przechodziły ciarki, na wspomnienie Paryża w 1793 roku. I to nie dlatego, że o mało nie stracił tam głowy. Dosłownie.
Crowley przez chwilę milczał, jakby dając przyjacielowi szansę na samodzielne rozwiązanie zagadki. Jednak, kiedy ten uparcie siedział cicho i tylko wpatrywał się w Demona tymi swoimi niebieskimi oczami, ten wypuścił ze świstem powietrze (nie musiał oddychać, ale już stulecia temu nauczył się, że tego typu gesty i zachowania, nadawały sytuacji dramaturgii i ogólnie dobrze wyglądały. A on lubił dobrze wyglądać. Fryzura z 1973 roku była najlepszym tego przykładem).
- Jest biały – oświadczył, jakby to miało wyjaśnić wszystko. Łącznie z Niewypowiedzianym Planem.
Azirafal spojrzał na garnitur, tym razem nieco krytyczniej. Lecz i tym razem nie znalazł nic, co tak bardzo odstraszałoby Demona.
- No tak. Jest biały – zgodził się. – I bardzo ładny. Przymierz – poprosił.
A Crowley o mało nie pożałował, że nie rozpuszczono go w wannie z wodą święconą. Tam, gdzie trafią Demony po zakończeniu egzystencji, z całą pewnością nie ma takich tortur.
- Aniołku – zaczął spokojnie. – Ten garnitur jest biały. A ja jestem Demonem. Dodaj dwa do dwóch.
Na tę uwagę Azirafal zareagował prychnięciem, które skojarzyło się Crowleyowi z dźwiękiem, jaki wydaje z siebie chomik. W sumie… To by nawet pasowało. Urocze, małe stworzonko… Pulchne, ale nie grube… Z tendencją do gromadzenia różnych rzeczy…Porównanie tak mu się spodobało, że postanowił sprezentować Aniołowi, na święta, chomika. Zaraz jednak wrócił do rzeczywistości. Odpływanie myślami nie było dobrym pomysłem w sytuacji, gdy ważyły się losy jego image’u oraz reputacji.
- Stereotypy – mruknął Anioł.
- Raczej tradycja – sprostował Crowley. – Zapoczątkowana już na ścianie Edenu.
- Niektórych tradycji nie należy przestrzegać – stwierdził Azirafal po dłuższym zastanowieniu.
- Na przykład tych traktujących o śmiertelnej wrogości pomiędzy Aniołami i Demonami? – zasugerował Crowley całując policzek, zawstydzonego takim pokazem czułości, Azirafala. Anioł nie radził sobie jeszcze z publicznym okazywaniem uczuć, ale walczył z tym każdego dnia. A Crowley mu pomagał. Na swój własny, demoniczny sposób.
- Z tą, w pierwszej kolejności, należałoby zerwać – powiedział wciąż czując, jak pieką go policzki. – Chyba, że to część Niewysłowionego Planu – dodał szybko licząc, że jego wcześniejsza deklaracja nie zostanie odebrana jako bluźnierstwo. Udał także, że nie słyszał demonicznego prychnięcia. Cóż… Żadna para nie była idealna. – W drugiej zaś, z tą która zmusza cię do noszenia samych ciemnych rzeczy.
- Ale to nie tylko tradycja! To część mojego wizerunku! – oburzył się Crowley. – Poza tym do twarzy mi w czerni. I pasuje do mojego charakteru.
Tę ostatnią uwagę Azirafal postanowił uprzejmie zignorować. Miał własną teorię, jaki kolor pasował do charakteru tego konkretnego Demona, ale wolał nie rozpoczynać kłótni w miejscu publicznym. Za to odniósł się do wcześniejszej.
- W białym też ci ładnie – stwierdził z niewinnym uśmieszkiem.
- A ty skąd niby to wiesz? Przecież nigdy… - urwał, bo właśnie sobie przypomniał. A Azirafal tylko potwierdził jego wspomnienia.
- Jedenaste urodziny Warlocka.
Crowley upewnił się, że wszyscy stracili nimi zainteresowanie (mały demoniczny cud i awaria systemu kasowego bardzo w tym pomogły), po czym zdjął okulary i spojrzał na Anioła tak, że gdyby ten był człowiekiem, resztę swojego życia spędziłby na oddziale zamkniętym szpitala psychiatrycznego. W stanie głębokiej katatonii. Azirafal tylko uśmiechnął się dobrodusznie i wszystkie kasy, na nowo, zaczęły działać.
- To był strój kelnera! – warknął Crowley. – Nie przebiorę się za kelnera na wesele!
- Nikt tego od ciebie nie oczekuje! Na Boga! Crowley!
- Akurat Jego w to nie mieszaj! – poradził Crowley. – Jeszcze sobie o nas przypomni i będzie kaszana.
Azirafal może i był Aniołem. Istotą stworzoną z miłości i dla miłości właśnie, ale nawet jego cierpliwość miała swoje granice. A pewien Demon uwielbiał je testować. Teraz niemal udało mu się dotrzeć na sam skraj.
- Na Boga! – powtórzył z czystej złośliwości. Złośliwy Anioł? Tego jeszcze nie grali. A może i grali a on zbyt dużo czasu spędził z Gabrielem? – Przecież nie proszę cię żebyś, od razu, go kupował! – Potrząsnął trzymanym w ręku garniturem. – Proszę cię tylko żebyś go przymierzył. Żebym JA mógł cię w nim zobaczyć. Tylko tyle. – Zrobił tę swoją minę szczeniaczka i Crowley już wiedział, że zgodzi się na wszystko. Nie byłby jednak sobą, Demonem znaczy, gdyby nie spróbował ugrać czegoś dla siebie.
- Niech ci będzie – warknął udając, że wciąż był zły, choć tak naprawdę mina Azirafala przepędziła wszystkie negatywne emocje. – Pod jednym warunkiem – zaznaczył a Anioł przełknął ślinę. Dobrze wiedział na co stać Demona.
- Tak? – zapytał drżącym głosem. – Jakim?
Jednak Crowley nie odpowiedział. Uśmiechając się chytrze zniknął pomiędzy wieszakami. Azirafal zastanawiał się chwilę czy nie iść za nim, ale ostatecznie zrezygnował. Gdyby przyjaciel chciał jego towarzystwa, to by o nie poprosił. Żeby zająć czymś głowę i nie myśleć o tym, co takiego kombinował Crowley wdał się w rozmowę ze sprzedawczynią. I musiał przyznać, że był to strzał w dziesiątkę. Trafił bowiem na miłośniczkę literatury. A w szczególności Oscara Wilda, którego sam Azirafal darzył sympatią (to był taki miły człowiek).
Rozmowa tak go wciągnęła, że był niemal zawiedziony powrotem Crowleya. Na szczęście kobieta obiecała wpaść kiedyś do księgarni, by dokończyć rozmowę. Przyrzekła też, że nie spróbuje kupić żadnej z jego cennych książek. Odeszła zostawiając ich samych A Crowley odprowadził ją wzrokiem wściekłego węża. Na szczęście, dzięki ciemnym okularom na twarzy Demona, kobieta nie była tego świadoma i udało jej się zachować zdrowe zmysły.
- To było niegrzeczne – powiedział Azirafal karcącym tonem. Na który, bądźmy szczerzy, nie zareagowałby nawet Pies, a co dopiero Crowley.
- O czym rozmawialiście? – Jak można było się spodziewać, Demon zignorował przytyk.
- O Oscarze… - Za późno zdał sobie sprawę z popełnionego błędu. Twarz Crowleya wykrzywiła wściekłość.
- Dlaczego…
- Bo to znany i szanowany pisarz – wszedł mu w słowo nim zaczęło być naprawdę niebezpiecznie. – I po raz kolejny powtarzam ci, że pomiędzy nami nic nie było! To tylko przyjaciel! – Prawdę mówiąc zazdrość Crowleya, o człowieka i to sprzed stuleci, wydawała się Azirafalowi śmieszna. A zarazem urocza. – To ciebie kocham nieprzerwanie od sześciu tysięcy lat – dodał. I, żeby go całkiem udobruchać, cmoknął Demona w policzek.
Crowley momentalnie zrobił się cały czerwony, co bardzo rozbawiło Azirafala. Pamiętał jednak, żeby się nie śmiać, bo cały proces trzeba by zacząć od początku. Gdyby byli w księgarni, albo nawet w mieszkaniu Demona, nie miałby nic przeciwko całowaniu ukochanego, nawet do samej Apokalipsy, jednak w sklepie, nie był pewien, czy starczyłoby mu odwagi, aby ten wyczyn powtórzyć. No może nie odwagi a zdecydowania. I przekonania, że faktycznie może to zrobić. Że Niebo nie ukarze go za jego uczucia.
- Co tam masz? – zmienił temat wskazując na trzymany przez Demona garnitur.
Crowley potrząsnął głową, jakby na nowo podłączając się do rzeczywistości a potem jego twarz rozjaśnił iście diaboliczny uśmiech.
- Mój warunek.
Azirafal przyjrzał się uważniej ubraniu. Garnitur był czarny, jak najczarniejsza noc, jak skrzydła Śmierci, jak… No po prostu był czarny. O nowoczesnym kroju, zupełnie nie w stylu Anioła. Nawet wybrana przez Crowleya koszula była czarna.
- Będzie ci w nim do twarzy – oświadczył w końcu, żałując nieco, że przyjaciel dokonał wyboru bez niego.
Jeśli to możliwe, uśmiech Crowleya jeszcze się poszerzył.
- O nie, Aniołku. To – wskazał na garnitur – jest dla ciebie.
Azirafal zamrugał.
- Ale jak to? – Ponownie spojrzał na ubranie. Było tak bardzo nie w jego stylu, że aż coś zakłuło go w środku. Co wcale nie znaczy, że mu się nie podobał. Wręcz przeciwnie. Był ładny. Tylko on nie widział siebie w nim.
- A tak to. – Crowley nie przestawał się uśmiechać. – Przymierz. Przecież nosiłeś już czerń – przypomniał mu. – Chociaż to, co w niej wyprawiałeś wolałbym zapomnieć. – Skrzywił się na samo wspomnienie magicznych sztuczek wykonywanych przez Anioła.
- Myślę, że ostatecznie wyszło całkiem dobrze…
- Tak. Bo ktoś rzucił w ciebie ciastem – przerwał mu. – No już. Ubieraj się. – Niemal wcisnął w ramiona zrezygnowanego Anioła swoją zdobycz, samemu biorąc od niego biały koszmarek.
Azirafal trzymał garnitur, jakby ten miał go zaraz ugryźć. Przywiązywał dużą wagę do strojów, kiedyś przecież o mało nie stracił przez to głowy i teraz czuł się bardzo niekomfortowo, zdradzając swój własny styl.
- No nie wiem, mój drogi… Wydaje mi się, że nie będę czuł się w tym dobrze… - Zaczął nerwowo gładzic rękaw marynarki. Wyglądał trochę, jak zagubione dziecko i Crowley musiał, sam przed sobą, przyznać, że zrobiło mu się żal przyjaciela. To zabawne, bo jako Demon nie powinien być zdolny do odczuwania współczucia. Chyba Wszechmogący nieco sknocił sprawę z jego Upadkiem. Rozejrzał się, żeby sprawdzić czy nikt na nich nie patrzy (trochę demonicznej magii załatwiło sprawę), po czym zrobił dwa kroki i pochylił się lekko nad przyjacielem.
- Aniołku – powiedział miękko, zsuwając okulary na czubek nosa, tak że teraz Azirafal, bez problemu, mógł patrzeć w te wężowe oczy, które fascynowały go, od czasu Edenu.  – Zrób to dla mnie. Ten jeden raz – uśmiechnął się. – Przecież nie każę ci go kupować – powtórzył słowa Anioła a ten nie mógł zareagować inaczej, jak tylko śmiechem. – Nie zrobiłbym nic przez co poczułbyś się niekomfortowo. No prawie. – Pocałował Azirafala w szczękę. – Po prostu chcę zobaczyć cię w takiej odsłonie. Chociaż raz – wymruczał mu wprost do ucha. Na ten dźwięk Anioła przeszły ciarki. Teraz zrobiłby wszystko o co tylko Crowley by go poprosił.
 - Skoro tak stawiasz sprawę … - uśmiechnął się. – To niech ci będzie. Ale ty pierwszy!
Crowley, z wyrazem triumfu wypisanym na twarzy, zniknął w przymierzalni. A Azirafal zwalczył w sobie pokusę, by pójść za nim. Takie zachowanie zwyczajnie nie przystoi Aniołowi. Podobnie, jak stanie z rozdziawioną gębą i gapienie się, niezdolnym wypowiedzieć choćby słowo, na pewnego, pyszałkowatego Demona.
- I jak? – Crowley niepewnym ruchem poprawił krawat. Otulająca go biel niepokojąco kojarzyła mu się z Niebem. Było jej zdecydowanie zbyt dużo i była zdecydowanie zbyt biała. Nawet ten przeklęty strój kelnera miał ciemne dodatki. A w tym koszmarku, wszystko było jasne. Łącznie z guzikami z masy perłowej. Miał ochotę krzyczeć i zerwać to z siebie. A potem polać obficie benzyną i spalić. Ogniem Piekielnym. Tak dla pewności. Wiedział jednak, że Azirafal by mu tego nie wybaczył. Znaczy w końcu by wybaczył. Był przecież Aniołem, ale na pewno byłoby mu przykro. A Crowley prędzej zszedłby do Piekła i napluł Belzebubowi w twarz, niż świadomie sprawił przykrość przyjacielowi.
Dlatego stał, jak nie przemierzając debil i czekał na werdykt. Oraz moment, w którym zostanie uwolniony z więzienia.
- Wyglądasz… Wyglądasz… Wspaniale! – Azirafal odzyskał wreszcie mowę. Naprawdę tak myślał. Jasny kolor podkreślał karnację Crowleya i sprawiał, że jego rude włosy, (które Anioł w skrytości podziwiał oraz żywił głęboką nadzieję na to, że ukochany jeszcze kiedyś zdecyduje się je zapuścić. I tym razem miał zamiar, wreszcie, się nimi pobawić) stały się jeszcze bardziej widoczne. Trochę, jak czerwone światło w sygnalizacji miejskiej. I chociaż porównanie było głupie, podobało się Azirafalowi.
Tylko jedna rzecz psuła efekt doskonałości, jaki udało mu się uzyskać wybierając garnitur. Grymas niechęci na twarzy Crowleya.
- Nie podoba ci się – bardziej stwierdził niż spytał.
- To zdecydowanie nie mój styl – powiedział Crowley ponownie poprawiając krawat. Chociaż nie musiał oddychać i tak miał wrażenie, że ten przeklęty kawałek materiału go dusi.  Wiedział, że to tylko jego wyobraźnia (jako Demon nie powinien jej mieć a mimo to ona tam była. Gdzieś wewnątrz niego. I tylko dzięki niej pomógł uratować świat), ale nie mógł nic na to poradzić. Nawet widząc zawiedzioną minę Azirafala. – Przepraszam, Aniołku.
- Nie masz za co – zapewnił go. – Wytrzymasz jeszcze chwilę?
- Dla ciebie? Całą wieczność.
Azirafal zachichotał.
- Myślę, że aż tyle czasu nie potrzebuję.
Podszedł do Crowleya i delikatnie, acz stanowczo odsunął jego ręce od krawatu, po czym go rozplątał. Demon, od razu wziął kilka głębszych oddechów. Czym tylko rozbawił przyjaciela, który teraz zajął się rozpinaniem guzików jego koszuli.
- Ale wiesz, że jesteśmy w miejscu publicznym? Nie żeby mi to przeszkadzało, ale…
Anioł uciszył go gestem. I to bardzo miłym gestem. Całus w usta zawsze w cenie. Oj wyrabiał mu się ten Anioł. I to diabelnie szybko.
Ku niezadowoleniu Crowleya Azirafal zadowolił się trzema górnymi guzikami, po czym cofnął się kilka kroków i zlustrował Demona uważnym spojrzeniem. Nagle Crowley poczuł się, jak manekin na wystawie.
- Idealnie – oświadczył w końcu i zrobił kolejną rzecz, która zadziwiła Demona. Z kieszeni spodni wyciągnął smartfona. Nie jakiś najnowszy model, ale zdecydowanie nowocześniejszy niż komórka, którą widział u niego ostatnio. Ten telefon miał dotykowy ekran i nie posiadał klapki, co było nie lada przeskokiem.
Po krótkiej walce, z krnąbrnym urządzeniem, twarz Anioła rozpogodziła się.
- Mam! – krzyknął uradowany.  – Uśmiech! – powiedział A Crowley wreszcie pojął o co chodzi. Wykrzywił twarz w czymś, co od biedy można było nazwać uśmiechem. Azirafal nie był zachwycony.  – Kochanie, proszę…
Crowley przewrócił oczami. Jak doszło do tego, że wystarczyło jedno słowo Anioła a on robił wszystko, o co go poproszono? Tym razem uśmiechnął się szczerze. Azirafal był zachwycony.
- Wspaniale!
Błysnęła lampa błyskowa. I to aż pięć razy. Anioł chciał mieć pewność, że przynajmniej jedno zdjęcie wyjdzie tak, jak sobie wymarzył. Fakt, iż mógł użyć do tego cudu, chyba jakoś wyleciał mu z pamięci.
- Na pamiątkę – wyjaśnił chowając telefon. Nie pozwolił Crowleyowi choćby spojrzeć na fotografię. Demon wyczuwał w tym podstęp (sześć tysięcy lat bycia wysłannikiem Piekła z każdego zrobiłoby paranoika), ale nie drążył tematu. Głównie dlatego, że chciał, jak najszybciej, się przebrać. Równie mocno pragnął zobaczyć Anioła w wybranym, przez siebie, garniturze.
Kiedy wyszedł z przymierzalni, już we własnych ciuchach czuł się o niebo… piekło… dużo lepiej.
- Twoja kolej, Aniołku. – Skłonił się lekko, tym samym zapraszając Azirafala do przymierzalni. Ten, w odpowiedzi, uśmiechnął się i zniknął za kotarą.
Zakładając garnitur zaczął rozumieć zachowanie Crowleya. Otaczająca go zewsząd czerń sprawiała, że czuł się… zagubiony. Przez sześć tysięcy lat starał się otaczać rzeczami o jasnych barwach: biel, beż, złoto… To zawsze, w jakiś sposób, kojarzyło mu się z Domem. Niebem. A teraz, gdy jedyną jasną rzeczą wokół niego, były jego włosy, jeszcze mocniej odczuł nałożoną na siebie banicję. Nie, nie żałował odcięcia się od Nieba i pozostałych Aniołów. Jeśli to miało być ceną za wieczność z Crowleyem, to mógł ją płacić do samej Apokalipsy. Jednak czarny to kolor żałoby. I Piekła. Tak. Azirafalowi Piekło kojarzyło się z czernią. Tym samym znów przyszło mu przeżywać wspomnienia z egzekucji Crowleya. Nigdy nie powiedział tego ukochanemu, ale wstrząsnęło nim, jak bardzo pozostałe Demony pragnęły jego unicestwienia. Crowley na to nie zasłużył! Crowley…
Azirafal przyjrzał się swojemu odbiciu w lustrze. Wbrew całej niechęci, jaką czuł, musiał przyznać, że wyglądał szykownie. Garnitur, choć zupełnie nie w jego stylu, leżał na nim, jak ulał. Poza tym ten kolor… Uświadomił to sobie… Należał do Crowleya!
Uśmiechnięty od ucha do ucha, wyszedł z przymierzalni. Na jego widok Crowley o mało nie upuścił telefonu. A kasy znów zaczęły szwankować.
- Kochanie… - Pokręcił głową z dezaprobatą. – Naprawdę musisz nauczyć się samokontroli. – Pstryknął palcami i wszystko wróciło do normy. – Ale uznam to za komplement – zachichotał.
Tymczasem Crowley zebrał już szczękę z podłogi i, jako tako, poukładał sobie wszystko w głowie.
- Wyglądasz świetnie, Aniołku! – Był mile zaskoczony efektem. Naprawdę nie wiedział, że Azirafal będzie wyglądał tak dobrze!
- Też myślę, że jest całkiem nieźle. – Odwrócił się do lustra, lecz zamiast podziwiać swoje odbicie, skupił wzrok na twarzy Crowleya. Zastygłej w wyrazie pełnego zachwytu i bezbrzeżnej miłości. Tym razem użył cudu i zdjęcie magicznie pojawiło się w jego telefonie. Ponownie zachichotał. – Chociaż zdecyduje się chyba na kilka jaśniejszych dodatków – uznał. – Co powiesz na białą koszulę?
Pytanie sprawiło, że Crowley, na chwilę, stracił panowanie nad własną cielesnością, przez co jeden z klientów sklepu (mający niewysłowionego pecha), o mało nie zszedł na zawał widząc wielkiego węża, który pojawił się dosłownie znikąd. Na szczęście, z pomocą Anioła, szybko udało się zażegnać kryzys, a Crowley wybąkał nawet jakieś tam przeprosiny. Na swoją obronę miał jednak to, że od czasu, gdy na murach Edenu Azirafal osłonił go własnym skrzydłem, nic go tak nie zaskoczyło. Anioł nie potrafił zrozumieć, dlaczego.
- Przecież sam go wybrałeś – przypomniał mu, sprawdzając jednocześnie, jak będzie się prezentował w kremowej koszuli. Zdecydowanie lepiej. Uznał, że biała za bardzo rzucałaby się w oczy.
- Ale nie sądziłem, że tobie się spodoba!
Azirafal zaśmiał się serdecznie.
- Cieszę się, że po sześciu tysiącach lat, nadal potrafię cię zaskoczyć, kochany.
Crowley poczuł, że się rumieni. Nie było to bezpośrednie wyznanie miłości, ale w takich jego Anioł był mistrzem.
- Zaskakujesz mnie każdego dnia – przyznał niechętnie. Może i był kusicielem i potrafił zgrabnie operować słowami, ale zawsze, gdy chodziło o komplementowanie Azirafala czuł, że powiedział za mało i nie tak.
Anioł uśmiechnął się w odpowiedzi. Znał Crowleya i wiedział, że ten musiał teraz kilka rzeczy poukładać sobie w głowie. I przekonać samego siebie, że wcale się nie zbłaźnił. Dlatego zajął się wybieraniem chusteczki do marynarki. I oczywiście muszki. Jakoś nie miał zaufania do krawatów. Poza tym chciał, żeby garnitur miał w sobie jakąś cząstkę niego samego.
Po dłuższym zastanowieniu uznał, że kość słoniowa będzie najlepszym wyborem. Rozjaśni nieco całość, nie zleje się z koszulą ani nie przytłoczy naturalnej czerni, która z każdą chwilą, coraz bardziej zaczynała mu się podobać.
Kiedy zapytał o zdanie Crowleya, Demon wyglądał jakby obudził się z głębokiego snu i nie do końca wiedział czego dotyczyło pytanie
- Wszystko w porządku, kochanie?
- Co? – Zamrugał zaskoczony. – A! Tak! Wszystko gra!
Ogólnie Crowley był dobrym łgarzem, dlatego Azirafal czuł się nieco zaniepokojony słysząc tak żałosne kłamstwo padające z ust Demona.
- Na pewno?
- Tak. Ta muszka wygląda świetnie. – Wskazał na trzymany przez Azirafala kawałek materiału.
Anioł pokiwał głową i poszedł się przebrać. Lubił zakupy i zdarzało się, że przeciągał je do granic absurdu, jednak teraz chciał zakończyć wszystko, jak najszybciej, żeby w znajomym otoczeniu, wyciągnąć od Crowleya odpowiedzi na swoje pytania.
- Teraz musimy zająć się tobą – uznał wychodząc z przymierzalni. Zdziwiony dostrzegł, że Crowley wciąż trzymał biały garnitur, który dla niego wybrał. – Och, kochanie! Przecież powiedziałem, że nie musisz go kupować.
Jednak Demon zdawał się go nie słyszeć. Wpatrywał się w ubranie, jakby to miało za chwilę ożyć i spróbować doprowadzić do Apokalipsy. Czasem patrzył w ten sposób na Warlocka, gdy ten miał jeden z dziecięcych napadów histerii.
- Dlaczego? – spytał wreszcie.
- Przecież nie będę cię zmuszał do noszenia czegoś w czym czujesz się niekomfortowo. Jestem Aniołem – przypomniał a Crowley potrząsnął głową.
- Nie. Dlaczego akurat ten garnitur? Jest czarny! Nie czujesz się w nim źle?
Azirafal wiedział, że teraz musiał uważnie dobierać słowa. Wbrew pozorom i ogólnej opinii, jego prywatny Demon był dość wrażliwy.
- Na początku tak było – przyznał z wahaniem. – Ale potem uzmysłowiłem sobie, że czarny wcale nie kojarzy mi się z żałobą albo Piekłem, tylko z tobą.
Crowley dosłownie skamieniał. Zapomniał nawet oddychać. Na szczęście ludzka powłoka nie potrzebowała tlenu do funkcjonowania.
- Przez sześć tysięcy lat widywałem cię w tym kolorze – kontynuował Azirafal – i się przyzwyczaiłem. Teraz, dla mnie, czarny to nie kolor Upadku, smutku czy zła reprezentowanego przez Piekło. To po prostu ty. – Podszedł do Crowleya, złapał go za rękę i delikatnie ścisnął. – Rozumiesz kochanie?
Demon odwzajemnił uścisk.
- Chyba tak. – Spojrzał na trzymany w ręku garnitur. Czy jemu biel mogłaby, zamiast z Niebem, kojarzyć się z Azirafalem? Wrócił myślami do tych wszystkich spotkań, jakie odbyli w ciągu całego istnienia ziemi. Odpowiedź była jedna.
- Chodź. Poszukamy jakiejś stylowej czarnej koszuli. I może czerwonego krawata. Jak myślisz?