sobota, 5 grudnia 2020

Za wszelką cenę II

 

ZA WSZELKĄ CENĘ
II


- Raj! –Izzy z okrzykiem, mogącym uszkodzić bębenki, rzuciła się na szyję niskiemu hindusowi.
- Isabelle! – Mężczyzna chwycił dziewczynę w talii i okręcił kilka razy, wokół własnej osi, w rytm jej radosnych pisków. – Aleś ty urosła! I wypiękniała!
- To znaczy, że wcześniej byłam brzydka? – Łowczyni już wyswobodziła się z uścisku i teraz, w żartach, okładała mężczyznę po głowie.
- To znaczy. – Do rozmowy włączył się drugi z nowoprzybyłych. Wysoki blondyn o oczach tak zielonych, że Clary przez chwilę myślała, iż nosił szkła kontaktowe. – Że ten debil jest idiotą i nie potrafi rozmawiać z kobietami. Co by tłumaczyło dlaczego, do tej pory, żadna go nie chciała. A ty, Isabelle, jak zwykle olśniewasz urodą.
- Hej! – Obruszył się Raj. – To nie było miłe! Nie tak zachowują się parabatai!
- Edgar! – krzyknęła Isabelle i powtórzył się cały rytuał ze ściskaniem i obracaniem.
Tymczasem Raj witał się z Jace’em. Tu też nie obyło się bez ściskania, poklepywania po plecach i typowo męskich komplementów. „Przypakowałeś”. „Niezły biceps”. „Pewnie laski lecą na ciebie, jak szalone”. Mniej wyszukane żarty zaczęły się, gdy do tej dwójki podszedł Edgar uwolniony, przynajmniej tymczasowo, z uścisku Izzy.
Clary przyglądała się temu wszystkiemu z mieszanymi uczuciami. Wiedziała, co nieco, o nowoprzybyłych Łowcach. Tamtego dnia, w bibliotece, kiedy Alec już sobie poszedł udało jej się wycisnąć trochę informacji z Jace’a i Isabelle. Dowiedziała się, na przykład, że Raj i Edgar są parabatai, uznawanymi za najlepszy duet Nocnych Łowców swojego pokolenia. W związku z ich zdolnościami oraz szacunkiem, jakim darzyli ich niemal wszyscy Nefilim, pozwalano im podróżować po świecie i nie byli przypisani, na stałe, do żadnego Instytutu. Dzięki temu mogli wyszkolić jeszcze więcej młodych Nocnych Łowców.
Clary starała się połączyć, posiadane informacje, z mężczyznami przed sobą. Niski, dobrze zbudowany Raj, o ciemnej skórze typowego hindusa, kwadratowej szczęce, czarnych oczach, oraz tego samego koloru, półdługich włosach, nie sprawiał wrażenia „zajebistego kolesia”, jak określił go Jace. Jej wydawał się… Śliski. Jakby wszystko, co robił i mówił było zagraniem pod publiczkę. A prawdziwe zamiary trzymał skryte głęboko z dala od ciekawskich oczu postronnych. Czasem zdarzało jej się rysować, znanych sobie ludzi, jako zwierzęta. Gdyby zdecydowałaby się na to teraz, Raj byłby łasicą. Edgar natomiast… Rekinem. Z tym pustym spojrzeniem pasował idealnie. Ilekroć patrzyła w te, niesamowite zielone oczy przeszywał ją dreszcz. Kolor był piękny, ale co z tego, skoro nie emanowały żadnym uczuciem? Chociaż może żadnym, to przesada. Oczy Edgara były jakby… wiecznie głodne. Clary bała się dowiedzieć, czego był to głód. Zresztą Edgar cały ją przerażał. Był wysoki, choć minimalnie niższy od Aleca. Blady, smukły a jednocześnie szeroki w barach, więc trochę nieforemny. A mimo to… Te niedoskonałości jakby do siebie pasowały. Krótkie blond włosy strzygł na typowego jeża.
- Śliczny, prawda?
Aż podskoczyła słysząc, obok siebie, głos Izzy.
- Kiedyś podkochiwałam się w Edgarze – zachichotała. – W sumie… Chyba dalej mnie trzyma. Jest taki milusi… Nawet, jeśli zaczyna łysieć… Ale te zakola są seksowne… - Przygryzła wargę.
Clary nie podzielała tej opinii. Za żadne skarby świata nie nazwałaby Edgara milusim. Raczej upiornym. Z drugiej strony, Izzy wychowała się w otoczeniu demonów, a to mogło zaburzyć osąd. Może istniały demony, przy których Edgar, mógł grać rolę pluszowego miśka.
- Chodź! – Z zamyślenia wyrwało ją pociągniecie za ramię. – Przedstawię cię.
Nim zdążyła zaprotestować już stała przed mężczyznami a Izzy dokonywała prezentacji.
- To jest Clary Fray! Od niedawna członkini naszej wesołej rodzinki. Clary, to jest Raj i Edgar.
- Eeee… Cześć. – Niepewnie wyciągnęła rękę. Zachowanie Isabelle wydało jej się dziwne.
- Miło mi poznać. – Edgar ujął jej dłoń i szarmancko pocałował. Zmusiła się żeby nie wyrwać ręki. – Wiele o tobie słyszeliśmy.
- I wprost nie mogliśmy się doczekać spotkania – wszedł mu w słowo Raj. – Niezmiernie mi miło. – Teraz on pocałował ją w rękę.
Powinna czuć się zachwycona. To był taki… dworski gest, jak ze starych filmów. Teraz już nikt nie całował kobiet po rękach. Przynajmniej jej nikt nie całował. Mimo to… nie uległa urokowi tego gestu. Nie pozwoliły jej na to spojrzenia obu mężczyzn. Miała wrażenie, że ją oceniają, sprawdzają ile może być warta. Nagle poczuła się jak jałówka na targu.
- A gdzie Alec? – spytał nagle Raj.
Isabelle i Jace’owi momentalnie pogorszył się humor. Clary wiedziała o niesnaskach między rodzeństwem, a mimo to, zrobiło jej się dziwnie smutno. Bo nagle zrozumiała Aleca. Na jego miejscu, też nie chciałaby zostawiać siostry czy brata, sam na sam, z tymi mężczyznami. Nie rozumiała swoich odczuć. Przecież zarówno Jace jak i Izzy byli zauroczeni tą dwójką. Więc czemu ona, nie mogła ich polubić?
- On… - Izzy chciała jakoś wyjaśnić nieobecność brata, gdy ten nagle się pojawił.
- Tu jestem – mruknął. – Cześć – rzucił w stronę nowoprzybyłych. Widać było, że się denerwował. – Izzy, możesz na chwilę…
- Cześć?! Tylko tyle?! – Przerwał mu krzyk Raj’a. – No wiesz, Alec?! – Mężczyzna uderzył w dramatyczny ton. – Tyle lat się znamy, tyle razem przeżyliśmy a ty nas witasz zwykłym cześć?! To niedopuszczalne! Chodź tu szybko! – Podszedł do chłopaka i, nim ten zdążył zareagować, objął go. Alec wyglądał jakby miał zaraz umrzeć.
 
Oddychaj! Oddychaj! Oddychaj! Nakazywał sobie, w duchu. Alec! Oddychaj, kurwa!
Był bliski paniki. Gardło miał ściśnięte a płuca paliły żywym ogniem, domagając się tlenu. Tylko, co z tego, skoro nawet podstawowe odruchy go zawiodły?
Oddychaj!
Nie mógł się zmusić, żeby nabrać powietrza.
Oddychaj!
Nie mógł się zmusić, by zrobić cokolwiek.
Oddychaj!
Ciężar ramion Raj’a, tak znajomy, tak znienawidzony, całkiem go paraliżował.
Oddychaj!
Nie mógł myśleć. Nie mógł się ruszyć.
Oddychaj!
Niech on mnie zostawi! Błagam! Nie chcę…
Oddychaj!
Oddychaj!
Oddychaj!
- ALEC!
Dopiero, po dłuższej chwili, uświadomił sobie, że ktoś go wołał. Wrócił do rzeczywistości, z ulgą przyjmując fakt, że Raj już nie stał obok.
- ALEC!
- Co?
Teraz obok stała Izzy. Jej wzrok był na poły zatroskany, na poły zirytowany.
- To ja się pytam, CO?! – Wzięła się pod boki.
Spojrzał na nią bezrozumnie, czym tylko zdenerwował dziewczynę.
- Chciałeś coś ode mnie! – przypomniała mu z irytacją potrząsając głową. Jakby chciała dodać „debilu”.
- Nasz mały Alec znów odpłynął – zaśmiał się Edgar. Podszedł do chłopaka i położył mu rękę na plecach. – Chyba już o tym rozmawialiśmy. Jeśli dalej będziesz bujał w obłokach, nigdy nie będziesz dobrym Nocnym Łowcą.
Alec stał niczym sparaliżowany. Zupełnie, jakby dotyk mężczyzny miał nad nim jakąś hipnotyzującą władzę.
- ALEC! – Irytacja Izzy przekształciła się we wściekłość. Nie dość, że wybrał najgorszy możliwy moment z tym swoim „możesz”, to jeszcze teraz nie chciał powiedzieć, o co chodziło.
- A tak! – Chłopak potrząsnął głową jak pies, starając się wrócić do rzeczywistości. Czarna grzywka opadła mu na oczy. – Mam chce żebyś do niej przyszła. Razem z Clary.
Dziewczyna prychnęła. Jak nie Alec, to wrzodem a dupie okazywała się matka.
- Chodź Clary. Idziemy po burę! Jeszcze nie wiem za co, ale powód, na pewno, się znajdzie.
W przeciwieństwie do Isabelle, Clary była szczęśliwa, że opuszczają towarzystwo. Raj i Edgar zdecydowanie nie przypadli jej do gustu.
Kiedy zniknęły za rogiem, Izzy nagle przystanęła. Clary, o mało, na nią nie wpadła.
- Stało się coś?
- Wiesz… - zaczęła Isabelle konspiracyjnym szeptem. – Myślę, że Alec podkochuje się w Raj’u
To stwierdzenie było tak idiotycznie dziwaczne, że Clary zaczęła się śmiać. Dopiero napotkawszy karcące spojrzenie Izzy, umilkła.
- Skąd ten pomysł?
- No sama pomyśl! Najpierw nie dopuszcza do niego nikogo z nas, a teraz odpływa przy samym dotyku. Coś tu jest na rzeczy. Ciekawe czy Magnus wie, że ma konkurencję…
 
Komoda. Komoda. Komoda.
Wszedł do pokoju i od razu ruszył w stronę TEJ szuflady. Tam był lek na cale zło. Jego odpowiedź na niesprawiedliwość świata. Zaczął grzebać między bokserkami, czując obrzydzenie do samego siebie. Myślał, że da radę. Przecież był dorosły. Demony przeszłości nie powinny mieć nad nim kontroli. A jednak… Wystarczył jeden dotyk i wszystko wróciło. Cały ból i wstyd. Nienawiść, jaką czuł w stosunku do siebie, wybuchła z nową mocą. Silniejsza niż kiedykolwiek. Bo nadal pozwalał na TO. Pozwalał by…
Zadrżał, kiedy wróciło wspomnienie sprzed kilkunastu minut. Edgar i jego ręka. Najpierw na plecach, między łopatkami. A potem… coraz niżej i niżej… Powoli, tak by nikt inny nie zauważył… W końcu zatrzymała się na linii spodni. Już wtedy ledwie oddychał, ale myślał, że to koniec. Że nie odważy się, że…
Pomylił się. Znowu.
Jeden palec. Tylko tyle wślizgnęło się między skórę a stare jeansy. Ale to wystarczyło, by wywołać w nim panikę. Bo skoro pojawił się jeden, to mogły i pozostałe. A później…
- Dość! – krzyknął, chcąc powstrzymać napływające wspomnienia. Cudze dłonie na jego ciele, w miejscach, które powinny być dla nich zakazane… Śmiech mężczyzn, kiedy błagał żeby przestali. Jego własne gorące łzy, gdy ból niemal rozsadzał mu wnętrzności. Strach, że ktoś może się dowiedzieć. Strach, że to samo będą przeżywali Jace i Isabelle.
- Dość! Proszę!
Jego dłonie, w końcu, znalazły to, czego szukały.
Małą szklaną buteleczkę.
Wiedział, że to, co robił było tchórzostwem, niegodnym Nefilim. A mimo to… Nie potrafił znaleźć w sobie dość siły żeby zawalczyć. O choćby jeden dzień więcej. Nie po dzisiaj. Nie po tym jednym palcu.
Zadzwonił telefon. Odruchowo spojrzał na wyświetlacz. I puścił buteleczkę.
Magnus.
Jego szansa na kolejny dzień. Jego kotwica.
- Cześć Magnus.
Mężczyzna westchnął.
- Miałem nadzieję na karmelka…
Dopiero po dłuższej chwili chłopak zrozumiał, o czym Czarownik mówił.
- Nie przyzwyczajaj się – prychnął z udawaną nonszalancją.
- Jesteś okropny!
- Wiem. – Normalnie te słowa jeszcze bardziej podkopałyby jego wiarę w siebie. Ale to był Magnus. Z nim wszystko było inne. Łatwiejsze. – Stało się coś?
- Oczywiście! – Mężczyzna krzyknął teatralnie. – Nie widziałem mojego chłopaka od tygodnia i usycham z tęsknoty!
Alecowi zrobiło się jednocześnie głupio i miło.
- Magnus… Ja… przepraszam!
Tym razem to Bane poczuł się głupio. Nadal uczył się obsługi Aleca.
- Aniele! Nie masz, za co przepraszać! Przecież wiem, że to nie twoja wina. Nie jestem jakimś randomem z ulicy, który nie ogarnia związków między Nefilim i demonami. Zresztą Czarownicy też mają pełne ręce roboty.
Alec chwilę trawił słowa mężczyzny. Było w nich coś, czego nie mógł zrozumieć.
- Randomem? – spytał wreszcie, na co Czarownik się roześmiał.
- Wybacz. Za dużo czasu spędzam z Simonem.
- Mam czuć się zazdrosny? – To miał być żart a, mimo to poczuł, jak serce mu przyspiesza.
- O tego wymoczkowatego nerda? – Magnus prychnął. – Aniele! Nie musisz być o nikogo zazdrosny! W moim sercu jest miejsce tylko i wyłącznie dla ciebie! No i może dla Prezesa Miau… Kocham cię Alexandrze.
Alec odszedł od komody i usiadł na łóżku. Dwa słowa, z ust Magnusa, wystarczyły, by demony przeszłości znów zostały zamknięte, a nawiedzające go wizje odeszły w cień. Kocham cię. Tylko tyle i aż tyle. Ciekawe, czy Magnus zdawał sobie sprawę, że swoimi deklaracjami ratuje mu życie. Dosłownie.
- Ja ciebie też.  –Przytulił się do poduszki wyobrażając sobie, że to Czarownik. Nawet trochę pachniała Magnusem. W końcu po coś Alec gwizdnął (za pozwoleniem!) ten cudowny szampon z łazienki mężczyzny. – I wiesz, co?
- Nie masz na sobie bielizny! – krzyknął Czarownik a Alec zrobił się nie tyle czerwony, co purpurowy.
- Nie!
- Wiedziałem!
I weź z takim gadaj!
- To znaczy mam!
- A jaką?
- Magnus! To nie jest rozmowa na telefon! – Dobrze, że w pobliżu nie było Izzy i Jace’a. Ale by mieli używanie. Wynagrodziliby sobie wszystkie krzywdy, jakich doznali z jego strony. Czy też, jakie sobie ubzdurali.
- Ależ oczywiście, że na telefon! – oburzył się Bane.  – Zwłaszcza, jeśli nie możemy się zobaczyć. Chcę mieć przynajmniej, o czym fantazjować!
Na to Alec nie miał argumentów. No może poza jednym.
- A jak ci powiem, że możemy? – spytał zaczepnie.
Po drugiej stronie dało się słyszeć dźwięk, jakby Magnus nabrał gwałtownie powietrza. I zapomniał, że trzeba je wypuścić. Dopiero po dłuższej chwili, którą Alec spędził na gratulowaniu sobie dobrego posunięcia, Czarownik był w stanie kontynuować rozmowę.
- Kiedy? Teraz? Zaraz? Otworzyć ci Portal?
- Nie. – Chłopak ostudził jego zapał. Choć jedyne, czego pragnął, to wtulić się w ramiona ukochanego. Z dala od całego zła tego świata. – Nie dzisiaj. Pojutrze.
- Aaaa… - Magnus był wyraźnie rozczarowany a Alecowi pękło serce.
- Zaczęły zjawiać się posiłki – mówił szybko, jakby chcąc uciszyć własne sumienie. Mimo że nie zrobił nic złego. – Mama już mi obiecała, że będę miał wolne pojutrze. Możemy spędzić ze sobą cały dzień. I noc – dodał nim się rozmyślił.
- O! Noc, powiadasz…
Niemal widział, jak Magnus sugestywnie rusza brwiami i zrobiło mu się gorąco. Chociaż jeszcze nigdy ze sobą nie spali to aluzje seksualne były częstym gościem ich rozmów. Głównie za sprawą Czarownika. Magnus potrafił uwodzić i Alec bardzo chciał mu ulec. Może pojutrze, w końcu, się odważy?
- Tak. Noc. To jak? Wytrzymasz?
- Pod jednym warunkiem!
- Jakim? – Nagle się wystraszył.
- Co z tą bielizną?! I nie próbuj mnie zwodzić! Mam czekać dwa dni żeby się tobą nacieszyć! Daj mi coś, dzięki czemu, nie zwariuję do tego czasu!
- Ale…
- Żadne, „ale” Alexandrze! Potrzebuje tego jak powietrza! Jak mojej magii! Bez tej wiedzy nie przetrwam następnej godziny! Chcesz mieć mnie na sumieniu?!
Chłopak westchnął. Co, jak co, ale zmysł dramatyczny to ten jego Czarownik miał na najwyższym poziomie. Uśmiechnął się, kiedy dotarło od niego, co właśnie pomyślał. Jego. Tak! Jego Czarownik. Jego Magnus. Jego miłość.
- Dobrze – skapitulował. – Powiem ci, ale potem już nie wracamy do tego tematu!
Zabrzęczały naszyjniki, jakimi zwykle obwieszał się Bane i Alec wyobraził sobie, jak Czarownik kiwa głową, podskakując w miejscu. Czasem mu się to zdarzało. Zwykle, gdy był bardzo podekscytowany.
- Muszę to usłyszeć.
- Zgoda. – Magnus westchnął cierpiętniczo. – Nie umiesz się bawić.
Alec wziął głęboki wdech.
- Czarne bokserki.
Przez chwilę było cicho. A potem krzyk Magnusa poniósł się echem po całym Brooklynie.
- To nie fair! Ty masz tylko bokserki! I wszystkie czarne!

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz