poniedziałek, 23 listopada 2020

Nietypowe zlecenie IV

 

NIETYPOWE ZLECENIE
IV


Przez następne dni Alec coraz lepiej sprawdzał się w roli opiekuna marudnego, chorego Czarownika. Za to Magnus robił się coraz bardziej roszczeniowym, chorym Czarownikiem. Nie zadowalał się już podawaną do łóżka herbatą czy gotowanym, w pełnym skupieniu, rosołem (według Catariny też pierwszy był „nie taki najgorszy, tylko za słony”). Bane’owi marzyły się coraz wymyślniejsze dania (w końcu Alec zaopatrzył się w książkę kucharską, którą później miał zamiar sprezentować Izzy, na urodziny), ciekawsze napitki (oczywiście bez dodatku alkoholu. Wiedział, że zarówno Łowca jak i Cat opieprzyliby go z góry na dół, za choćby pół drinka) i bardziej… interesujące sposoby spędzania wolnego czasu.
 
- Ma… ma… masaż?!
Magnus uwielbiał, kiedy jego (tak! Jego! I nikogo więcej! Wara! Bo czarami poszczuję!) Łowca tak słodko się rumienił. Tylko zawstydzony mógłby nie uciekać spojrzeniem, bo wtedy Bane miał problem z gapieniem się w błękitne tęczówki.
- Tak, Alexandrze. Masaż.
- Ale ja… nigdy…
- Zawsze musi być ten pierwszy raz. – Puścił mu oczko. – Chyba nie odmówisz choremu? – Zakaszlał, by nadać swoim słowom wiarygodności.
Alec popatrzył na niego z powątpiewaniem.
- Coś mi mówi, że nie jesteś tak chory jak mówisz.
Magnus złapał się za pierś, w teatralnym geście.
 - Jak możesz?! Zarzucasz mi kłamstwo? Mi?! Wysokiemu Czarownikowi Brooklynu?
- Nie. – Chłopak się roześmiał, przez co mężczyzna o mało się nie udusił. Szczęściem, rzecz jasna. – Nie kłamstwo a hipochondrię.
- A ty, skąd znasz takie mądre, przyziemne słówka, co? – burknął. Teraz będzie obrażony! A co?! Był osiemsetletnim Czarownikiem! Szacunek mu się należał! Jak psu buda! Albo Prezesowi piątkowy tuńczyk!
- Się czyta, się zna. – Alec nie przejął się fochem Magnusa. Zdążył już przyzwyczaić się do takiego zachowania. – Tak, uprzedzając twoje pytania, Nefilim potrafią czytać coś więcej niż raporty, prawo i listy gończe za Podziemnymi. – Próbował być kąśliwy, tak jak Magnus. Ale coś mu nie wyszło, bo Czarownik zamiast się obruszyć, rozpromienił się.
- To się świetnie składa!
- Hę? – Chyba nigdy nie nadąży za tym człowiekiem. Nie żeby, w ogóle, chciał. Umiejętność zaskakiwania na każdym kroku, była jedną z rzeczy, która bardzo mu się w Magnusie podobała. I przez, którą jeszcze chętniej tu przychodził. Bo nigdy nie wiedział, co go czeka.
- Najpierw mnie pomasujesz a potem poczytasz to „coś więcej”.
- Nie będę cię masował! Nie umiem! – Czasem niespodzianki nie były miłe.
- To się nauczysz! No dawaj! – Magnus, jednym płynnym ruchem, zdjął z siebie rozciągnięty sweter w kolorze spranej czerni. Alec wciąż, z uporem maniaka, przynosił mu swoje ubrania. Że niby były cieplejsze niż satynowe piżamy Czarownika. Magnus, oczywiście kłócił się za każdym razem, gdy miał założyć kolejny brzydki sweter, ale w głębi serca nie mógł się tego doczekać. Swetry, chociaż brzydkie jak wilkołak w czasie przemiany, były tak cudownie miękkie… No i pachniały Alekiem. Czarownik nie chciał się z nimi rozstawać. Jeden już udało mu się zachomikować, na dnie szafy, na czarną godzinę.
- Na co czekasz? Masuj!
Alec przełknął głośno ślinę. Widok półnagiego Czarownika poruszył w nim te struny, które nie powinny zostać poruszone. Ani teraz, ani nigdy.
Niepewny własnych reakcji, usiadł za Magnusem i położył mu ręce na ramionach. Momentalnie przeszedł go dreszcz. Bane miał tak aksamitną skórę… Miękką i ciepłą… Stworzoną do dotykania, pieszczenia, smakowania… No i ten zniewalający zapach… Chciałby się w nim zanurzyć…
DOŚĆ!
Uspokój się Alexandrze Gideonie Lightwood! Nie wolno ci tak myśleć! A już na pewno nie w stosunku do tego Czarownika!
Zaczął masować, czy raczej ugniatać, ramiona mężczyzny, patrząc wszędzie tylko nie na nagie, muskularne plecy o barwie karmelu. Ciekawe czy smakowały równie słodko…
DOŚĆ!
 
Pierwsze zetknięcie, z chłodnymi palcami Alexandra, było wrażeniem magicznym. Prąd przeszedł całe jego ciało a przyjemność, płynąca z dotyku, ulokowała się w najbardziej strategicznym miejscu. Nagle Magnus ucieszył się z otulających go warstw koców i kołder. Zaraz jednak przyszła niezbyt miła refleksja. Jakim cudem zareagował tak na sam dotyk? I to bez erotycznego podtekstu?
- Co ty ze mną robisz, Alexandrze… - szepnął, niestety niewystarczająco cicho. Przeklęci Nocni Łowcy i ich wyczulone zmysły!
- Co? – Alec zaniechał masowania a Magnusowi zaczął wracać rozum.
- Nic, nic… Może teraz mi poczytasz? – Najchętniej kontynuowałby tak bliski kontakt z chłopakiem, ale bał się o swoją samokontrolę. Ta nigdy nie była jego mocną stroną, a nie chciał zrobić czegoś, czego mógłby potem żałować. Na przykład skrzywdzić Aleca.
Chłopak odetchnął z ulgą.
- W porządku. – Wstał z kanapy. – Ubierz się.
Magnus potulnie naciągnął sweter. W tym czasie Alec wygrzebał z torby książkę.
- Mam coś, co już dawno chciałem przeczytać. W sumie możemy zrobić to razem.
- Pysznie! – zgodził się Magnus. Podciągnął nogi, by Alec zmieścił się na kanapie. Kiedy tylko Łowca zajął miejsce, bez ostrzeżenia położył mu je na kolanach. Chłopak nie wyglądał jakby mu to przeszkadzało. – To czytaj. Tylko pamiętaj, żeby naśladować głosy!
- Zapomnij!
 
Alec wiedział, że rozpuścił Magnusa jak dziadowski bicz. Zrozumiał to, gdy Bane przysłał mu pierwszego sms-a z listą zakupów. Podobno, znajdujące się na niej produkty, były „absolutnie niezbędne” do dalszej egzystencji Czarownika. Chociaż Alec uważał, że pianka do golenia nie powinna znajdować się na liście priorytetów chorego mężczyzny. Podobnie jak eklerki z podwójnym kremem. Ale dla świętego spokoju (i żeby zobaczyć uśmiech Czarownika) kupił wszystko. A Magnus się rozzuchwalił. Teraz Łowca dostawał takiego sms-a codziennie. Zaś znajdujące się w nim instrukcje, stawały się coraz dziwniejsze. Jednak pewnego dnia Magnus przesadził.
 
Alec wpatrywał się w telefon i starał się zrozumieć, na co właściwie patrzył.
- Weź się pospiesz! – Jace popędzał brata, który nie wiedzieć, czemu, całą swoją uwagę poświęcał komórce. – Chcę jeszcze iść na trening!
Słysząc to Izzy wydała z siebie bardzo niekobiecy jęk.
- Jace! Zlituj się! – poprosiła. – Właśnie wracamy z misji! Zabiliśmy tuzin demonów! A ty chcesz jeszcze trenować? Odpocznij trochę.
Chłopak posłał jej spojrzenie, jakby właśnie obraziła samego Raziela.
- Izzy! Odpoczywaliśmy cały tydzień! Teraz trzeba skopać parę demonów! Jak inaczej mam wszystkim udowodnić, że jestem najlepszy?!
Skrzywiła się. No tak. Jace i jego wielkie ego.
- A musisz to robić? I tak wszyscy cię znają.
- Oczywiście! – Skrzywił się na samą myśl, że mogłoby być inaczej. – Jestem Jace’em! To zobowiązuje. Powiedz jej, Alec!
Dziewczyna przewróciła oczami. No tak, zaraz wejdą na nią obaj bracia, bo cokolwiek powiedziałby Jace, Alec go poprze. Choćby chodziło o jedzenie bananów z ketchupem. Albo mango z zupą pomidorową.
- Izzy… - zaczął Alec a Łowczyni ponownie przewróciła oczami. – Co to jest rozświetlacz?
Zarówno Isabelle jak i Jace zaniemówili. Z rozdziawionymi ustami gapili się na Aleca, który już w pierwszej sekundzie takiego zainteresowania, poczuł się bardzo niekomfortowo. A w miarę upływu czasu, było tylko gorzej.
- Co?! – Pierwsza otrząsnęła się Izzy. – Co?!
- No… Rozświetlacz – powtórzył Alec. – Albo coś źle czytam. – Podał jej komórkę. – Sama sprawdź.
Dziewczyna niemal wyrwała bratu telefon z ręki i szybko przebiegła wzrokiem sms-a. Nie znała numeru nadawcy (Alec też nie pokusił się o nazwanie go jakoś, więc wpatrywała się po prostu w ciąg cyfr), a sama treść wprawiła ją w osłupienie.
Rozświetlacz, maskara, podkład, tusz, brązer...
I niebieskie serduszko na końcu! Serduszko! Ktoś wysłał jej braciszkowi serduszko!
Kiedy Izzy studiowała wiadomość Jace’owi udało się, jako tako, dojść do siebie.
- Alec. – Podszedł do brata. – To chyba nie pora na takie głupie pytania. Przecież mówiłem, że chcę iść na trening.
- Tak? – Alec wyglądał na zdziwionego. – Nie słuchałem – przyznał ze skruchą. – Przepraszam.
A Izzy o mało nie upuściła telefonu. Jej rodzony brat, Alexander Gideon Lightwood, nie słuchał swojego, wielbionego przez wszystkich, parabatai – Jonathana Christophera Waylanda?! Czy tak właśnie miał się objawić koniec świata?! To było nie do pomyślenia! Nie Alec! I nie Jace’a!
Sam Jace wydawał się tym faktem tak samo, jeśli nie bardziej, wstrząśnięty, co siostra. Jak to, Alec, go nie słuchał?! Alec zawsze go słuchał! Był jego największym fanem! I Jace mu, łaskawie, na to pozwalał! A teraz, co?!
- Jak możesz?! – krzyknął głośno. – Co z ciebie za parabatai? Przecież przyrzekaliśmy, że będziemy się wspierać! A ty mnie olewasz!
- Przepraszam – powtórzył Alec i wzruszył ramionami, jakby mu wcale nie było przykro. – Po prostu się zamyśliłem. To jak, Izzy? – zwrócił się do siostry. – Wiesz, co to jest?
Ta tylko pokiwała głową, oddając bratu telefon.
- A powiesz mi?
- Kosmetyki. – Obserwowała chłopaka spod przymrużonych powiek. – Do makijażu.
W sumie mógł się tego spodziewać. Wczoraj Magnus przebąkiwał coś o konieczności zrobienia mejkapu… Czy jakoś tak. Zastanowił się przez chwilę. Naturalny Bane mu się podobał, ale Bane w makijażu… STOP! Wcale nie podobał! Po prostu Magnus na pewno poczułby się lepiej, gdyby mógł nałożyć na siebie, te wszystko mazidła. Tak jak Izzy, im miała gorszy dzień, tym jej makijaż był wyrazistszy.
- A pomogłabyś mi je kupić?
Isabelle zesztywniała. Jej brat prosił ją o pomoc w kupieniu kosmetyków. Takich profesjonalnych, a nie zwykłego dezodorantu czy mydła. To mogło oznaczać dwie rzeczy. Albo świat zaraz stanie w płomieniach, albo…
- Alec ma dziewczynę! – krzyknęła i rzuciła się bratu na szyję. – Tak się cieszę! Kto to? Znam ją? Ładna jest?
- Izzy, spokojnie! – Nie takiego obrotu sprawy się spodziewał. W ogóle, jak Isabelle mogła dojść do takich wniosków? Że on i dziewczyna? Aaaa… Olśnienie przyszło nagle. Kosmetyki! Jakoś wcześniej nie skojarzył, że malują się dziewczyny (Izzy nie rozpatrywał w tej kategorii – ona była jego młodszą siostrą), a nie tylko Magnus. – To… to jeszcze nic pewnego. – Nie wydało mu się stosowne naprostowanie całej koncepcji Izzy. Poza tym nie wiedział, jak miałby to zrobić. Przecież on i Magnus… Nie! Nie będzie teraz o tym myślał.
- Raczej możliwego – prychnął Jace. – Żeby Alec znalazł sobie dziewczynę przede mną… AUĆ! – krzyknął, kiedy Isabelle kopnęła go w kostkę.
- To było chamskie, Jace! – warknęła. – Nawet jak na ciebie. I do twojej wiadomości! Nie jesteś jakimś pieprzonym ósmym cudem świata! Są dziewczyny, które wolałyby Aleca! Chociażby, dlatego, że jest miły!
Jace tylko prychnął, w ogóle nieprzekonany. Za to Alecowi zrobiło się przykro. Naprawdę Jace uważał, że nie było nikogo, kto zainteresowałby się nim – Alekiem? Że jedyne, na co mógł liczyć to ochłapy po Jassie? Przecież Magnus…
- Nie przejmuj się tym idiotą. – Izzy mocniej przytuliła brata. – Gada głupoty, bo jest zazdrosny. Jeśli dziewczyna prosi cię żebyś kupił jej kosmetyki, to weszliście na nowy etap!
- Tak – potwierdził Jace. – Etap pantoflarza!
- Jace! – Izzy była już nieźle wkurzona. – Jeszcze jedno słowo i twoja wątroba, już nigdy nie będzie wyglądała tak samo!
- I tak będzie piękna! Jakiś patolog się kiedyś w niej zakocha!
- Debil – mruknęła dziewczyna. – A ty! – zwróciła się do Aleca. – Idziesz ze mną do Sephory!
 
Jeśli gdzieś istniało piekło na ziemi, to właśnie się w nim znalazł. Zewsząd otaczali go ludzie. Spieszący się, rozmawiający… No po prostu ludzie! W dodatku otoczenie, w żadnym razie nie było znajome i nie pomagało ukoić nerwów. Te wszystkie słoiczki, pudełeczka, flakoniki… Brrr… Aż nim zatrzęsło.
- No nie wiem, Iz… Na pewno coś spapram…
- Dlatego ty będziesz szedł za mną i trzymał koszyk. Wybieraniem zajmę się ja! Dawaj telefon, bo już nie pamiętam, co chciała ta twoja luba. – Puściła braku oczko. A on o mało nie upuścił komórki.
Patrzył jak Izzy przebiega wzrokiem treść wiadomości zastanawiając się, czy prawdę tego chce… Odpowiedź przyszła szybko. Jeśli to miałoby uszczęśliwić Magnusa to tak! Cholera, tak!
- Mówiłem? – Jace pogardliwe wydął wargi. – Pantoflarz. Nawet przed własną siostrą.
Alec chciał coś odpyskować bratu, ale nie wiedział jak. Do tej pory się z nim zgadzał. Albo nie odważył się jawnie nie zgodzić. A do wewnętrznych sprzeciwów cięte riposty nie były potrzebne. Teraz jednak, zachowanie brata bardzo działało mu na nerwy i chciał dać temu wyraz. Ale oczywiście był tylko Alekiem i nie potrafił.
Za to Izzy nie miała problemów z doborem słów.
- Przymknij mordę, Jace! Jeśli masz zamiar zachowywać się jak ostatni burak, to tam są drzwi!
- Oj już nie przesadzaj, Izzy.  – Odłożył trzymany flakonik i poklepał brata po ramieniu. – To tylko żarty, nie Alec?
Chłopak, zrezygnowany, pokiwał głową. To nie były żarty. Przynajmniej w jego odczuciu. Nie chciał jednak (czy też może nie potrafił) się kłócić. Nie z Jace’em.

 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz