NIETYPOWE ZLECENIE
IV
Przez
następne dni Alec coraz lepiej sprawdzał się w roli opiekuna marudnego, chorego
Czarownika. Za to Magnus robił się coraz bardziej roszczeniowym, chorym
Czarownikiem. Nie zadowalał się już podawaną do łóżka herbatą czy gotowanym, w
pełnym skupieniu, rosołem (według Catariny też pierwszy był „nie taki
najgorszy, tylko za słony”). Bane’owi marzyły się coraz wymyślniejsze dania (w
końcu Alec zaopatrzył się w książkę kucharską, którą później miał zamiar
sprezentować Izzy, na urodziny), ciekawsze napitki (oczywiście bez dodatku
alkoholu. Wiedział, że zarówno Łowca jak i Cat opieprzyliby go z góry na dół,
za choćby pół drinka) i bardziej… interesujące sposoby spędzania wolnego czasu.
-
Ma… ma… masaż?!
Magnus
uwielbiał, kiedy jego (tak! Jego! I nikogo więcej! Wara! Bo czarami poszczuję!)
Łowca tak słodko się rumienił. Tylko zawstydzony mógłby nie uciekać
spojrzeniem, bo wtedy Bane miał problem z gapieniem się w błękitne tęczówki.
-
Tak, Alexandrze. Masaż.
-
Ale ja… nigdy…
-
Zawsze musi być ten pierwszy raz. – Puścił mu oczko. – Chyba nie odmówisz
choremu? – Zakaszlał, by nadać swoim słowom wiarygodności.
Alec
popatrzył na niego z powątpiewaniem.
-
Coś mi mówi, że nie jesteś tak chory jak mówisz.
Magnus
złapał się za pierś, w teatralnym geście.
- Jak możesz?! Zarzucasz mi kłamstwo? Mi?!
Wysokiemu Czarownikowi Brooklynu?
-
Nie. – Chłopak się roześmiał, przez co mężczyzna o mało się nie udusił.
Szczęściem, rzecz jasna. – Nie kłamstwo a hipochondrię.
-
A ty, skąd znasz takie mądre, przyziemne słówka, co? – burknął. Teraz będzie
obrażony! A co?! Był osiemsetletnim Czarownikiem! Szacunek mu się należał! Jak
psu buda! Albo Prezesowi piątkowy tuńczyk!
-
Się czyta, się zna. – Alec nie przejął się fochem Magnusa. Zdążył już
przyzwyczaić się do takiego zachowania. – Tak, uprzedzając twoje pytania, Nefilim
potrafią czytać coś więcej niż raporty, prawo i listy gończe za Podziemnymi. –
Próbował być kąśliwy, tak jak Magnus. Ale coś mu nie wyszło, bo Czarownik
zamiast się obruszyć, rozpromienił się.
-
To się świetnie składa!
-
Hę? – Chyba nigdy nie nadąży za tym człowiekiem. Nie żeby, w ogóle, chciał.
Umiejętność zaskakiwania na każdym kroku, była jedną z rzeczy, która bardzo mu
się w Magnusie podobała. I przez, którą jeszcze chętniej tu przychodził. Bo
nigdy nie wiedział, co go czeka.
-
Najpierw mnie pomasujesz a potem poczytasz to „coś więcej”.
-
Nie będę cię masował! Nie umiem! – Czasem niespodzianki nie były miłe.
-
To się nauczysz! No dawaj! – Magnus, jednym płynnym ruchem, zdjął z siebie
rozciągnięty sweter w kolorze spranej czerni. Alec wciąż, z uporem maniaka,
przynosił mu swoje ubrania. Że niby były cieplejsze niż satynowe piżamy
Czarownika. Magnus, oczywiście kłócił się za każdym razem, gdy miał założyć
kolejny brzydki sweter, ale w głębi serca nie mógł się tego doczekać. Swetry,
chociaż brzydkie jak wilkołak w czasie przemiany, były tak cudownie miękkie… No
i pachniały Alekiem. Czarownik nie chciał się z nimi rozstawać. Jeden już udało
mu się zachomikować, na dnie szafy, na czarną godzinę.
-
Na co czekasz? Masuj!
Alec
przełknął głośno ślinę. Widok półnagiego Czarownika poruszył w nim te struny,
które nie powinny zostać poruszone. Ani teraz, ani nigdy.
Niepewny
własnych reakcji, usiadł za Magnusem i położył mu ręce na ramionach.
Momentalnie przeszedł go dreszcz. Bane miał tak aksamitną skórę… Miękką i
ciepłą… Stworzoną do dotykania, pieszczenia, smakowania… No i ten zniewalający
zapach… Chciałby się w nim zanurzyć…
DOŚĆ!
Uspokój
się Alexandrze Gideonie Lightwood! Nie wolno ci tak myśleć! A już na pewno nie
w stosunku do tego Czarownika!
Zaczął
masować, czy raczej ugniatać, ramiona mężczyzny, patrząc wszędzie tylko nie na
nagie, muskularne plecy o barwie karmelu. Ciekawe czy smakowały równie słodko…
DOŚĆ!
Pierwsze
zetknięcie, z chłodnymi palcami Alexandra, było wrażeniem magicznym. Prąd
przeszedł całe jego ciało a przyjemność, płynąca z dotyku, ulokowała się w
najbardziej strategicznym miejscu. Nagle Magnus ucieszył się z otulających go
warstw koców i kołder. Zaraz jednak przyszła niezbyt miła refleksja. Jakim
cudem zareagował tak na sam dotyk? I to bez erotycznego podtekstu?
-
Co ty ze mną robisz, Alexandrze… - szepnął, niestety niewystarczająco cicho.
Przeklęci Nocni Łowcy i ich wyczulone zmysły!
-
Co? – Alec zaniechał masowania a Magnusowi zaczął wracać rozum.
-
Nic, nic… Może teraz mi poczytasz? – Najchętniej kontynuowałby tak bliski
kontakt z chłopakiem, ale bał się o swoją samokontrolę. Ta nigdy nie była jego
mocną stroną, a nie chciał zrobić czegoś, czego mógłby potem żałować. Na
przykład skrzywdzić Aleca.
Chłopak
odetchnął z ulgą.
-
W porządku. – Wstał z kanapy. – Ubierz się.
Magnus
potulnie naciągnął sweter. W tym czasie Alec wygrzebał z torby książkę.
-
Mam coś, co już dawno chciałem przeczytać. W sumie możemy zrobić to razem.
-
Pysznie! – zgodził się Magnus. Podciągnął nogi, by Alec zmieścił się na
kanapie. Kiedy tylko Łowca zajął miejsce, bez ostrzeżenia położył mu je na
kolanach. Chłopak nie wyglądał jakby mu to przeszkadzało. – To czytaj. Tylko
pamiętaj, żeby naśladować głosy!
-
Zapomnij!
Alec
wiedział, że rozpuścił Magnusa jak dziadowski bicz. Zrozumiał to, gdy Bane przysłał
mu pierwszego sms-a z listą zakupów. Podobno, znajdujące się na niej produkty,
były „absolutnie niezbędne” do dalszej egzystencji Czarownika. Chociaż Alec
uważał, że pianka do golenia nie powinna znajdować się na liście priorytetów
chorego mężczyzny. Podobnie jak eklerki z podwójnym kremem. Ale dla świętego
spokoju (i żeby zobaczyć uśmiech Czarownika) kupił wszystko. A Magnus się
rozzuchwalił. Teraz Łowca dostawał takiego sms-a codziennie. Zaś znajdujące się
w nim instrukcje, stawały się coraz dziwniejsze. Jednak pewnego dnia Magnus
przesadził.
Alec
wpatrywał się w telefon i starał się zrozumieć, na co właściwie patrzył.
-
Weź się pospiesz! – Jace popędzał brata, który nie wiedzieć, czemu, całą swoją
uwagę poświęcał komórce. – Chcę jeszcze iść na trening!
Słysząc
to Izzy wydała z siebie bardzo niekobiecy jęk.
-
Jace! Zlituj się! – poprosiła. – Właśnie wracamy z misji! Zabiliśmy tuzin
demonów! A ty chcesz jeszcze trenować? Odpocznij trochę.
Chłopak
posłał jej spojrzenie, jakby właśnie obraziła samego Raziela.
-
Izzy! Odpoczywaliśmy cały tydzień! Teraz trzeba skopać parę demonów! Jak
inaczej mam wszystkim udowodnić, że jestem najlepszy?!
Skrzywiła
się. No tak. Jace i jego wielkie ego.
-
A musisz to robić? I tak wszyscy cię znają.
-
Oczywiście! – Skrzywił się na samą myśl, że mogłoby być inaczej. – Jestem
Jace’em! To zobowiązuje. Powiedz jej, Alec!
Dziewczyna
przewróciła oczami. No tak, zaraz wejdą na nią obaj bracia, bo cokolwiek powiedziałby
Jace, Alec go poprze. Choćby chodziło o jedzenie bananów z ketchupem. Albo
mango z zupą pomidorową.
-
Izzy… - zaczął Alec a Łowczyni ponownie przewróciła oczami. – Co to jest
rozświetlacz?
Zarówno
Isabelle jak i Jace zaniemówili. Z rozdziawionymi ustami gapili się na Aleca,
który już w pierwszej sekundzie takiego zainteresowania, poczuł się bardzo
niekomfortowo. A w miarę upływu czasu, było tylko gorzej.
-
Co?! – Pierwsza otrząsnęła się Izzy. – Co?!
-
No… Rozświetlacz – powtórzył Alec. – Albo coś źle czytam. – Podał jej komórkę.
– Sama sprawdź.
Dziewczyna
niemal wyrwała bratu telefon z ręki i szybko przebiegła wzrokiem sms-a. Nie
znała numeru nadawcy (Alec też nie pokusił się o nazwanie go jakoś, więc
wpatrywała się po prostu w ciąg cyfr), a sama treść wprawiła ją w osłupienie.
Rozświetlacz,
maskara, podkład, tusz, brązer...
I
niebieskie serduszko na końcu! Serduszko! Ktoś wysłał jej braciszkowi
serduszko!
Kiedy
Izzy studiowała wiadomość Jace’owi udało się, jako tako, dojść do siebie.
-
Alec. – Podszedł do brata. – To chyba nie pora na takie głupie pytania.
Przecież mówiłem, że chcę iść na trening.
-
Tak? – Alec wyglądał na zdziwionego. – Nie słuchałem – przyznał ze skruchą. –
Przepraszam.
A
Izzy o mało nie upuściła telefonu. Jej rodzony brat, Alexander Gideon
Lightwood, nie słuchał swojego, wielbionego przez wszystkich, parabatai – Jonathana Christophera
Waylanda?! Czy tak właśnie miał się objawić koniec świata?! To było nie do pomyślenia!
Nie Alec! I nie Jace’a!
Sam
Jace wydawał się tym faktem tak samo, jeśli nie bardziej, wstrząśnięty, co
siostra. Jak to, Alec, go nie słuchał?! Alec zawsze go słuchał! Był jego
największym fanem! I Jace mu, łaskawie, na to pozwalał! A teraz, co?!
-
Jak możesz?! – krzyknął głośno. – Co z ciebie za parabatai? Przecież przyrzekaliśmy, że będziemy się wspierać! A ty
mnie olewasz!
-
Przepraszam – powtórzył Alec i wzruszył ramionami, jakby mu wcale nie było
przykro. – Po prostu się zamyśliłem. To jak, Izzy? – zwrócił się do siostry. –
Wiesz, co to jest?
Ta
tylko pokiwała głową, oddając bratu telefon.
-
A powiesz mi?
-
Kosmetyki. – Obserwowała chłopaka spod przymrużonych powiek. – Do makijażu.
W
sumie mógł się tego spodziewać. Wczoraj Magnus przebąkiwał coś o konieczności
zrobienia mejkapu… Czy jakoś tak. Zastanowił się przez chwilę. Naturalny Bane
mu się podobał, ale Bane w makijażu… STOP! Wcale nie podobał! Po prostu Magnus
na pewno poczułby się lepiej, gdyby mógł nałożyć na siebie, te wszystko
mazidła. Tak jak Izzy, im miała gorszy dzień, tym jej makijaż był wyrazistszy.
-
A pomogłabyś mi je kupić?
Isabelle
zesztywniała. Jej brat prosił ją o pomoc w kupieniu kosmetyków. Takich
profesjonalnych, a nie zwykłego dezodorantu czy mydła. To mogło oznaczać dwie
rzeczy. Albo świat zaraz stanie w płomieniach, albo…
-
Alec ma dziewczynę! – krzyknęła i rzuciła się bratu na szyję. – Tak się cieszę!
Kto to? Znam ją? Ładna jest?
-
Izzy, spokojnie! – Nie takiego obrotu sprawy się spodziewał. W ogóle, jak
Isabelle mogła dojść do takich wniosków? Że on i dziewczyna? Aaaa… Olśnienie
przyszło nagle. Kosmetyki! Jakoś wcześniej nie skojarzył, że malują się
dziewczyny (Izzy nie rozpatrywał w tej kategorii – ona była jego młodszą
siostrą), a nie tylko Magnus. – To… to jeszcze nic pewnego. – Nie wydało mu się
stosowne naprostowanie całej koncepcji Izzy. Poza tym nie wiedział, jak miałby
to zrobić. Przecież on i Magnus… Nie! Nie będzie teraz o tym myślał.
-
Raczej możliwego – prychnął Jace. – Żeby Alec znalazł sobie dziewczynę przede
mną… AUĆ! – krzyknął, kiedy Isabelle kopnęła go w kostkę.
-
To było chamskie, Jace! – warknęła. – Nawet jak na ciebie. I do twojej
wiadomości! Nie jesteś jakimś pieprzonym ósmym cudem świata! Są dziewczyny,
które wolałyby Aleca! Chociażby, dlatego, że jest miły!
Jace
tylko prychnął, w ogóle nieprzekonany. Za to Alecowi zrobiło się przykro.
Naprawdę Jace uważał, że nie było nikogo, kto zainteresowałby się nim –
Alekiem? Że jedyne, na co mógł liczyć to ochłapy po Jassie? Przecież Magnus…
-
Nie przejmuj się tym idiotą. – Izzy mocniej przytuliła brata. – Gada głupoty,
bo jest zazdrosny. Jeśli dziewczyna prosi cię żebyś kupił jej kosmetyki, to
weszliście na nowy etap!
-
Tak – potwierdził Jace. – Etap pantoflarza!
-
Jace! – Izzy była już nieźle wkurzona. – Jeszcze jedno słowo i twoja wątroba,
już nigdy nie będzie wyglądała tak samo!
-
I tak będzie piękna! Jakiś patolog się kiedyś w niej zakocha!
-
Debil – mruknęła dziewczyna. – A ty! – zwróciła się do Aleca. – Idziesz ze mną
do Sephory!
Jeśli
gdzieś istniało piekło na ziemi, to właśnie się w nim znalazł. Zewsząd otaczali
go ludzie. Spieszący się, rozmawiający… No po prostu ludzie! W dodatku
otoczenie, w żadnym razie nie było znajome i nie pomagało ukoić nerwów. Te
wszystkie słoiczki, pudełeczka, flakoniki… Brrr… Aż nim zatrzęsło.
-
No nie wiem, Iz… Na pewno coś spapram…
-
Dlatego ty będziesz szedł za mną i trzymał koszyk. Wybieraniem zajmę się ja!
Dawaj telefon, bo już nie pamiętam, co chciała ta twoja luba. – Puściła braku
oczko. A on o mało nie upuścił komórki.
Patrzył
jak Izzy przebiega wzrokiem treść wiadomości zastanawiając się, czy prawdę tego
chce… Odpowiedź przyszła szybko. Jeśli to miałoby uszczęśliwić Magnusa to tak!
Cholera, tak!
-
Mówiłem? – Jace pogardliwe wydął wargi. – Pantoflarz. Nawet przed własną
siostrą.
Alec
chciał coś odpyskować bratu, ale nie wiedział jak. Do tej pory się z nim
zgadzał. Albo nie odważył się jawnie nie zgodzić. A do wewnętrznych sprzeciwów
cięte riposty nie były potrzebne. Teraz jednak, zachowanie brata bardzo
działało mu na nerwy i chciał dać temu wyraz. Ale oczywiście był tylko Alekiem
i nie potrafił.
Za
to Izzy nie miała problemów z doborem słów.
-
Przymknij mordę, Jace! Jeśli masz zamiar zachowywać się jak ostatni burak, to
tam są drzwi!
-
Oj już nie przesadzaj, Izzy. – Odłożył
trzymany flakonik i poklepał brata po ramieniu. – To tylko żarty, nie Alec?
Chłopak,
zrezygnowany, pokiwał głową. To nie były żarty. Przynajmniej w jego odczuciu.
Nie chciał jednak (czy też może nie potrafił) się kłócić. Nie z Jace’em.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz