Długo zastanawiałam się czy opublikować to opowiadanie, które już od
jakiegoś czasu zaśmieca mi dysk. I co gorsza nie jest jeszcze skończone… To
wytwór najbardziej chorej strony mojego umysłu i jako taki powinien nigdy nie ujrzeć
światła dziennego. Więcej, już dawno powinien zostać zniszczony. Ale… W związku
z tym, że nie należę do osób normalnych, Ci którzy mnie znają potwierdzą to z
ręką na sercu, dlatego wbrew zdrowemu rozsądkowi postanowiłam jednak podzielić
się tym czymś ze światem (naiwnie wierzy, że ktoś to przeczyta).
Ale! Lojalnie ostrzegam. Poniosło mnie. Może po prologu tego nie widać,
ale tak jest.
Czytasz
na własną odpowiedzialność! (dalej wierzy).
Tytuł: Poświęcenie
Liczba
rozdziałów: ??
Gatunek:dramat
Para: ?? (Jeszcze się zastanawiam albo ZoroxNami, albo ZoroxSanji)
Ograniczenia wiekowe: +18
Info/Uwagi: Uwaga! Opowiadanie pełne brutalności: sceny gwałtów, tortur na porządku dziennym. Czytasz na własną odpowiedzialność.
Gatunek:dramat
Para: ?? (Jeszcze się zastanawiam albo ZoroxNami, albo ZoroxSanji)
Ograniczenia wiekowe: +18
Info/Uwagi: Uwaga! Opowiadanie pełne brutalności: sceny gwałtów, tortur na porządku dziennym. Czytasz na własną odpowiedzialność.
POŚWIĘCENIE
Prolog
Wystarczy
jeden by wszystkich ocalić.
To,
jak wpakowali się w tak cholerne gówno, pozostawało tajemnicą. Żadne z nich nie
potrafiło powiedzieć, kiedy dokładnie sprawy zaczęły się pieprzyć, a cała
sytuacja walić na łeb na szyję. Czy wtedy, gdy Luffy pognał za dzikim wieprzem
zostawiając ich samych na skąpanej w słońcu plaży? Albo w momencie, w którym
Zoro i Sanji znów skoczyli sobie do gardeł? Kiedy Robin zajęła się badaniem
jakiś archeologicznych szczątków cywilizacji? Gdy Nami rozłożyła leżak, mając w
planach zażywanie słonecznych kąpieli? A może punkt zapalny znajdował się
zupełnie gdzie indziej? Do tego raczej już nie dojdą.
Tak
czy inaczej, ważniejsze były skutki całego tego bajzlu.
A
one z cała pewnością nie prezentowały się różowo dla załogi Słomianych
Kapeluszy.
Cała
ósemka krnąbrnych piratów siedziała właśnie, w celi jednego z pomniejszych
oddziałów Marynarki, skuta, pozbawiona broni i jakiejkolwiek szansy na
ucieczkę.
Normalnie
okoliczności nie do pozazdroszczenia, dla wszystkich żeglujących po Grand Line.
-Kurwa
– mruknął pod nosem Sanji, próbując jednocześnie wykonać swój osławiony kop.
Zyskał tyle, że po pomieszczeniu przetoczył się szczęk łańcucha a jego biodro
stało się, w jednej chwili, siedliskiem rwącego bólu.
No i
obudził Zoro.
Szermierz
uchylił powieki, jednak widząc, iż źródłem hałasu jest kamrat a nie wróg,
ponownie je zamknął wracając do przerwanego snu.
Fali
bluzgów, jaka w tym momencie zalała umysł kucharza okrętowego nie powstydziłby
się żaden szewc.
Sanji
nie mógł zrozumieć jak, w tak niesprzyjających okolicznościach, ten pierdolony
glon, może sobie najzwyczajniej w świecie ucinać drzemkę. Choć, z drugiej
strony, jego własne nerwy na niewiele się zdawały i jak na razie nie zyskał
nimi nic, poza kilkoma dodatkowymi siniakami i przeskokiem, o kilka pól, w
drodze do wrzodów żołądka.
Zrezygnowany
zerknął na trzymające go w uwięzi łańcuchy. Jedno trzeba było przyznać tym
zjebom, które ich złapały. Znali się na rzeczy, nie patyczkowali się i… woleli
nie ryzykować. Co po ostatnich wydarzeniach w Enies Lobby , było nad wyraz
zrozumiałe. Każdy z załogi dostał swoją własną parę gustownych kajdanek z…
kairoseki. Oczywiście ten fakt najbardziej odbił się na Użytkownikach, jednakże
zwykli ludzie, jak na przykład on i Nami-san, też mieli nie lada problem.
Zniszczenie tego cholernego metalu było po prostu niemożliwe, o czym dane im
było ostatnio się przekonać. Bez kluczy się nie uwolnią, a żeby je zdobyć
musieliby wyjść z celi, zarżnąć z setkę ludzi i wparować do pokoju dowódcy. Błędne
koło.
Pozostawało
im jedynie czekać, wypatrując okazji do kontrataku. Co wcale nie zapowiadało
się tak prosto jak można by się spodziewać. Skoro do tej pory Marynarka zadała
sobie tyle trudu to raczej próżno mieć nadzieję, że nagle mózg im przeżrą
robaki i dadzą uciec ósemce, która wydała wojnę Światowemu Rządowi. A nawet,
jeśli, jakimś cudem, któryś z żołnierzy byłby na tyle głupi, to ich główna
maszynka do robienia rozpierdolu w marynarskiej hołocie, właśnie dogorywała
przy kratach, wymęczona po ostatnim napadzie szału. Luffy jak zwykle zapominał,
że kairoseki pozbawia go mocy. Pozostali Użytkownicy mieli się zdecydowanie
lepiej, prawdopodobnie dzięki zachowanemu spokojowi i zimnej krwi. Których
gumiakowi brakowało.
-Sanji-kun?
-Tak,
Nami-san? – Słysząc słowiczy głos nawigatorki na chwilę porzucił rozważania na
temat głębokości dupy, w jakiej się znaleźli i posłał kobiecie swój firmowy
uśmiech numer pięć.
-Jak
myślisz? Co z nami zrobią? – Nie była głupia. Ani też naiwna. Doskonale
orientowała się w sytuacji. Pytanie zadała, tylko po to by przetrwać ciszę.
Nim
nawiedziła go wystarczająco pokrzepiająca odpowiedź, do rozmowy wtrąciła się
Robin.
-Pewnie
wyślą nas do Impel Down… - Archeolożka wzruszyła ramionami. – A potem wprost na
platformę egzekucyjną. Ciekawe ile osób przyjdzie to oglądać? Pewnie nie
zgromadzimy tłumów jak Roger, ale na niską frekwencję też nie ma, co liczyć…
-Ja
nie chce umierać! – Usopp po raz niewiadomo, który uderzył w czarną rozpacz
zalewając się łzami. – Robin nie mów tak! Jestem za młody na śmierć!
-Robin!
Czy my naprawdę umrzemy? – Paciorkowate oczka małego Choppera szkliły się w
kiepskim świetle pochodni.
-To
nie będzie suuuuper!
-Nami-san!
Robin-chwan! Zrobię wszystko, by was ocalić! Przyrzekam na duszę dżentelmena!
-Nief
umhre! Zoftane klólem pilaftów!
Tylko
Zoro był cicho.
Gotów
przyjąć wszystko, co zgotował mu Los.
Ale
też, w chwili pojawienia się najmniejszej nawet szansy, zdecydowany walczyć jak
na demona przystało.
Echo
ciężkich marynarskich kroków odbijało się od zagrzybionych ścian, dawno
nieużywanej celi, uciszając potok skarg wydobywających się z pirackich ust. I wprowadzając
wśród więźniów atmosferę oczekiwania.
Słomiani
Kapelusze nie byli tchórzami. No przynajmniej większość z nich. Lecz teraz,
nawet Usopp, całą siłą woli powstrzymywał drżenie kolan i zebrawszy resztki
odwagi, z hardością, patrzył w twarz Kapitana, który ich uwięził.
Mężczyzna
nie mógł pohamować uśmiechu. Usta skryte pod sumiastym wąsem wykrzywiły się w
drapieżnym geście. Blizna przecinająca lewy policzek marynarza rozciągnęła się,
pogłębiając wyszczerz mężczyzny, tym samym nadając mu bardziej złowieszczy
wyraz. I choć twarz się śmiała, to oczy ani drgnęły. W czarnych, niczym
najgłębsze czeluści piekieł, tęczówkach szalała jakaś pierwotna żądza. Przez
nie mężczyzna bardziej niż człowieka, przypominał dziką bestię, która zwęszyła
swoją ofiarę, lecz zamiast od razu skoczyć i zabić, ma zamiar jeszcze trochę
się nią pobawić.
-No,
no, no… – Dłońmi wielkimi niczym dwa bochny chleba, oparł się o kraty, uważnie
lustrując zgromadzonych za nimi piratów. – Kto by pomyślał? Że to ja, będę mieć
tyle szczęścia i schwytam przesławnych Słomianych Kapeluszy.
Sanji
miał ochotę odpyskować, jednak nie chciał narażać dam na niebezpieczeństwo. A
założyłby się do paczkę fajek, że karabiny przydupasów tego parszywca, który właśnie
pożera wzrokiem całą ich ósemkę, nie są tylko na pokaz. Dlatego milczał.
-Muszę
przyznać – kontynuował mężczyzna nieczuły na rzucane mu nienawistne spojrzenia,
– że miałem szczęście. A wy pecha! – zarechotał jakby właśnie opowiedział
dowcip stulecia. Jego podwładni robili za świetnie wyszkolone marionetki, bo
akompaniowali szefowi ani na moment, nie tracąc czujności, gotowi zaatakować i zabić
w każdej chwili.
Czuł
wewnętrzny spokój i pewność siebie, jakie wypełniała każda komórkę ciała wroga.
To byli doskonali żołnierze, gotowi umrzeć na rozkaz, zabierają jednak ze sobą
tylu wrogów ilu tylko było to możliwe. Po masie stoczonych walk, mógł śmiało
stwierdzić, że ma przed sobą elitę marynarskiego wyszkolenia. Więc dlaczego
stacjonowali w tak zapyziałej placówce, na wyspie, do której żaden szanujący
się Pirat nawet by się nie zbliżył, jeśli nie zmusiłyby go to tego okoliczności
wyższe? Gdzieś tu ewidentnie tkwił haczyk. Być może znajdował się on właśnie w
nieludzkich oczach Kapitana…
Zoro
wiedział, że nie oznaczają one nic dobrego. Ludzie o takich oczach to bestie.
Wiedział
o tym lepiej niż inni.
Bo….
Był
jednym z nich.
-Moi
przełożeni zrobią pod siebie z radości jak im powiem. Jeśli im powiem
-Jeśli?
– To Robin odważyła się odezwać i zadać pytanie nurtujące pozostałych.
-Tak.
– Mężczyzna uśmiechnął się jeszcze szerzej. – Bo gdy tylko się dowiedzą,
odbiorą mi was, zamkną w tym swoim Impel Down, z którego są tak kurewsko dumni,
a potem pewnie zabiją na oczach tysięcy maluczkich. Takich samych tchórzy jak
oni!
Zoro
zaczynał rozumieć powód zesłania Kapitana na ową wysepkę. W jego słowach czaiło
się szaleństwo. Pytaniem pozostawało jak głęboko zakorzeniło się to ziarno.
-Tacy
oskarżają piratów nawet o własne zatwardzenie! – Mężczyzna ciągnął wyraźnie
czerpiąc radość z wyrzucania nagromadzonej w sobie frustracji. – A kiedy człowiek chce raz na zawsze zrobić
porządek z całą tą zakałą gatunku ludzkiego, nagle budzi się w nich sumienie!
Nigdy nie pojmę jak można być tak fałszywym, by najpierw życzyć śmierci, a
potem litować się nad zwyrodnialcem. Ale wracając do tematu! – Nagle jego głos
złagodniał, jakby uzmysłowił sobie, że się zapędził i wypadł z granej przez
siebie roli. – Zabiorą was a ja zostanę z niczym. Znaczy się… – Zaczął przechadzać
się w tę i z powrotem przed wejściem do celi. Ręce złożył za sobą a wzrok wbity
miał w ziemię. Mogło się zdawać, iż intensywnie się nad czymś zastanawiał,
jednak kontynuował wywód bez jednego zająknięcia. Jakby recytował wyuczony
wcześniej fragment. – Na pewno dostanę nagrodę, pochwałę… Podwyżkę, może awans.
Problem w tym, że mnie to nie bawi. – Przystanął i spojrzał na jeńców. W jego
zimnych oczach kryło się coś na wzór smutku. Albo raczej, żalu. – Rozumiecie?
Zrobiłem coś, co nie udało się nawet temu wychwalanemu pod niebiosa CP9 a nie
ma szans, żebym dostał za to nagrodę, której pożądam. – Bez mrugnięcia
przenosił wzrok z jednego pirata na drugiego. W tym spojrzeniu było coś, co
nawet Sanjiemu kazało pod nim zadrżeć. Jakby właśnie spojrzał diabłu prosto w
twarz. – Tym, czego chcę jest ból. Wasz ból żeby być dokładnym. Chcę żebyście
wili mi się pod nogami w czystej agonii, błagali bym przestał… Nie mam jednak,
co liczyć, że w ramach bonusu za dostarczenie im Słomkowych Kapeluszy wpuszczą
mnie do Impel Down, żebym wszedł w paradę Sadie-chan.
Nie
mieli pojęcia, o kim ich przyszły kat właśnie opowiada i nawet, jeśli ciekawość
była drugą, bądź trzecią po obżarstwie, naturą Luffiego, to tym razem gumiak
milczał solidarnie z resztą swojej załogi.
-A,
jeżeli pozwolę sobie zabawić się tak jak ja tego chcę, sprowadzę sobie na głowę
dodatkowy kłopot… Zabicie was, po wszystkim też nie będzie zabawne… Dlatego –
znów oparł się o kraty – mam dla was propozycję. – Zawiesił teatralnie głos. – Jeden z was.
Jeśli jedna osoba z waszej załogi zdecyduje się przyjąć tortury wymyślone specjalnie
dla każdego z was. No dobra, prawie każdego. – Tu spojrzał na Frankiego jakby
ten zepsuł mu ulubioną zabawkę. – Tego zboczeńca nie miałem w planach, ale
spokojnie i dla niego coś się wymyśli. Wracając do meritum. Jeśli jeden, bądź
jedna, z was, jestem za równouprawnieniem – zaśmiał się – weźmie na klatę, to,
co przygotowałem dla pozostałych to… po wszystkim puszczę was wolno. Reszcie włos
z głowy nie spadnie. Natomiast moi przełożeni nigdy nie usłyszą, że choćby
napluliście na to miejsce zapomniane przez Boga. To jak? Czy taki deal wam
pasuje?
Czy
to z oburzenia niedorzeczną propozycją, czy może raczej z zawartej w niej
groźby, nikt z załogi nie potrafił wydusić z siebie ani słowa.
Prawie.
-Skąd
mamy pewność, że możemy ci ufać? – Zoro patrzył wprost na Kapitana, a jego
stalowe oczy wyrażały to samo, co mężczyzny. Dziką furię. Chęć zgniecenia
przeciwnika. Oraz czystą nienawiść. – Skąd mamy wiedzieć, że nagle ci się nie
odwidzi i jak tylko zaspokoisz swoje chore żądze, nie wyślesz nas prosto do
swoich szefów? Albo nie poderżniesz nam wszystkim gardeł?
Marynarz
zaczął się śmiać. A jego śmiech rozbrzmiewał w całych lochach wprawiając ogień
z pochodni w falowanie, przez co jego cień widoczny na przeciwległej ścianie,
to się rozciągał, to znów kurczył.
-I
to jest najlepsze! Nie możecie! Pozostaje wam tylko zaufać mi na słowo!
-Takiemu
pojebowi jak ty?! – Sanji w końcu przełknął narastający w nim szok i teraz
kierował się samą wściekłością. – Chyba cię pojebało do reszty?! Myślisz, że
jakiś skretyniały idiota…
-W
porządku.
Oczy
wszystkich, zarówno Słomianych jak i Marynarzy, spoczęły na Zoro. Który właśnie
zgodził się przystać na propozycje Kapitana.
Chyba
nawet sam autor pomysłu był zaskoczony tak szybką decyzją, bo stał jak wryty z
rozdziawionymi ustami, żeby w końcu wyszczerzyć je w bestialskim grymasie.
-To
mi się podoba – szepnął. – Wyprowadzić go z celi, a reszta niech uważa na jego
przyjaciół. Któreś może wpaść na niezbyt przyjemny pomysł.
Klucz
zagrzechotał w zamku i po chwili drzwi stanęły otworem. Do pomieszczenia
wpakowali się Marynarze, po jednym na każdego znajdującego się w środku pirata,
a lufy ich pistoletów wymierzone były prosto w głowę poszukiwanych przestępców.
Sanji
zgrzytał zębami tak mocno, że niemal słyszał jak zdzierane jest szkliwo. To był
wprost idealny moment na ucieczkę. Ale nawet, jeśli pokonałby swojego stróża,
reszta, w szczególności Użytkownicy, nie mieliby tyle szczęścia. Nie miał też
wątpliwości, że Kapitan za ten okaz niesubordynacji, kazałby zabić wszystkich. Mógł,
więc tylko bezsilnie patrzeć na to, jak jego kompan jest wyprowadzany z celi w
asyście dwóch Marynarzy.
-Ty
gówniany glonie! Jesteś idiotą?
-Czy
kiedykolwiek twierdziłeś inaczej? – Nawet na niego nie spojrzał, a blondyna
zaskoczyła siła w głosie przyjaciela. Zrozumiał. Zoro nie szedł na śmierć.
Szedł na bitwę.
Którą
miał w planach wygrać.
-Zoro!
– Luffy jakimś cudem zebrał w sobie siły i podniósł się do siadu. – Zabraniam
ci! Wracaj! To rozkaz.
-Wypełniam
tylko rozkazy, które mi pasują.
-Zoro!
Nie wygłupiaj się! Nie widzisz, że on ma świetną zabawę! Na pewno nie dotrzyma
słowa!
-Czasem
trzeba zaryzykować. I zostawić wszystko szczęściu.
-Zoro!
-Zoro!
-Panie
szermierzu…
-Brachu!
Jesteś taki suuuuper!
Drzwi
celi zamknęły się odgradzając, przyszłego najlepszego szermierza na świecie, od
przyjaciół.
Dowódca
Marynarzy podszedł do mężczyzny i złapał go za podbródek.
-Wiesz,
że właśnie na własne życzenie wszedłeś do piekła?
Roronoa
prychnął.
-Żaden
problem. Lubię ciepło. – Chciał go wkurzyć, lecz najwyraźniej mu się nie udało,
bo zamiast spodziewanego ciosu, dostał lekkie klepnięcie w policzek.
-Podobasz
mi się. Dlatego coś dorzucę do naszej umowy. Taką… promocję. – Uśmiechnął się.
– Z listy tortur wykreślam ciebie. Dostaniesz tylko to, co było zarezerwowane
dla twoich przyjaciół, ok.?
-O
łaskawco!
-Nie
przeginaj. – Tym razem poziom gniewu u Kapitana, nieznacznie drgnął. – A w
bonusie, masz jeszcze jeden dzień spokojnego żywota. Zabawę zaczynamy od jutra.
Zamknijcie go – zwrócił się do żołnierzy ustawionych po obu stronach Łowcy
Piratów.
Ci
jedynie nieznacznie kiwnęli głowami i, wykorzystując skute nogi więźnia, oraz
jego zaskoczenie, wrzucili go do przeciwległej celi. Tak, że mógł bez problemu
widzieć swoich Nakama. A oni jego.
-Za
to wy… – Kapitan po raz kolejny, podczas swojej wizyty, oprał się o kraty celi
Słomianych. – W ramach kary, za niezbyt entuzjastyczną reakcję, będziecie
świadkami, tego, co będę robił waszemu koledze…
O Bogowie chorego Yaoi.
OdpowiedzUsuńCas błagam Cię skończ mi to opko!
Chora? Ty? Co Ty?! Ty przynajmniej czujesz, że coś jest nie tak, ja się podniecam!
Powinno być zniszczone? Nie rób tego, to byłoby wielkie marnotrastwo!
Kurde, to jest piękne!
Te Twoje słowa na początku, to była zachęta prawda? Dla takich ludzi jak ja żeby czytali? Powiedz, że tak? Bo ja jednym tchem to czytałam!
Erm, wypowiedź Frankyego trochę nie pasuje do reszty, ale luzik ^^
Proszę, skończ je, skończ, proszę, proszę, proszę *^*
Dziękuję Ema :). Ale i tak twierdzę, że to chore. Możesz twierdzić, że nie, ale tylko dlatego, że nie wiesz, co będzie (miało być) dalej ;). Ja wiem i dlatego mam właściwą ocenę sytuacji ;).
UsuńTak wiem, Franky wyskoczył jak Filip z konopi... Ale to dlatego, że to jedna z dwóch Słomkowych, w których nie potrafię się wczuć :/. I to on, w sporej mierze, jest odpowiedzialny za zaniechanie pisania przeze mnie tego czegoś... No i wrodzone lenistwo ;).
Tak czy inaczej, bardzo dziękuję za miłe słowa :).
Okej, nie licząc mojej znajomości tortur, masz rację, nie wiem co będzie dalej, ale zakładam, że Zoro nie umrze, czyli nie będziesz miała użytej żadnej z kar śmierci, a nawet jeśli to dalej chce to przeczytać :D
UsuńNo, pod warunkiem, że nie będzie Cię męczyć.
To wywal Frankyego ^^ Nie wiem, niech go przykują do statku, czy coś i już go nie masz w opowiadaniu ^^
Ale fajnie by było gdybyś dała mi to przeczytać :D
O! Zróbmy tak! Zaskocz mnie, co do tego się stanie. Jestem ciekawa czy potrafisz :P
Usuń[tak to jest coś w stylu: "nie chcę Cię podjudzać, ale..." xD]
Wcale nie czuję się sprowokowana, wcale :P. Zresztą, po dłuższym zastanowieniu, stwierdzam, że Ciebie raczej w kwestii tortur zaskoczyć się nie da. A już na pewno nie zrobi tego taki marny człowieczek jak ja.
UsuńSamo opowiadanie ma jeszcze 3 w pełni napisane rozdziały, więc kiedy tylko uda mi się spiąć dupę i popoprawiać błędy (bo póki co wyglądają one jak najgorszy koszmar wszystkich nauczycieli polskiego ;)), to masz jak w banku, że tu je wstawię. A wtedy będziesz się mogła rozczarowywać do woli :P. I przyznać mi rację :P.
A! I Frankiego nie da się wywalić. To nie pasuje do koncepcji :(.
Ej, ej! Z tym marnym człowieczkiem to przesadziłaś!
UsuńI nie prawda, możesz mnie zaskoczyć, ostatnio poznałam kolejną torturę *cieszy się*
I, i, i... masz epickie opowiadania! Więc nie poddawaj się, gambare!
To miała być motywacja~ xD
Super! To ja grzecznie czekam :D
Acha ;/ no to muszę wierzyć, że jakoś go przełkniesz :))
Żyjesz na gg?
Nieeee... To raczej był komplement względem mnie ;).
UsuńGratuluję :D. Chociaż to sprawia, że moje szanse, na zaskoczenie Cię, z 0 spadły na poziom minusowy.
Dziękuję .
Nie ma na co ;).
Zobaczymy ;).
Niestety nie :(. Dorwanie mnie na gg graniczy z cudem. Jakoś nam ze sobą nie po drodze, zwłaszcza od kiedy zaczęło robić mnie w jajo i gubić moje wiadomości :(.
A ja w Cb wierzę!
UsuńOchh :( To jak mogę się z Tb skontaktować? ;D
Tak żebym mogła na PW pisać, w sensie gdzie chcesz, żebym napisała?
To chyba nie ten adres ;).
UsuńNajłatwiej skontaktować się ze mną przez maila... Ale jeśli to ważne, to mogę spróbować porozumieć się z gg i być może uda nam się dojść do konsensus ;).
O Boże (/○.○)/
OdpowiedzUsuńTen prolog przypomina mi moje sny! Naprawdę! Śniło mi się raz, że Hody (tak, ten Hody) jakimś cudem złapał słomkowych i na ich oczah torturował i gwałcił Zoro, ale ja leniwa i mi się tego nawet na kartke nie chciało przelewać.
pomysł świetny!
jedyne co mi psuje smaczku to sam fakt, że chcesz dać tu jakiś pairing. Osobiście mi brakuje takiego dobrego opka, bez pairingu tylko tortury i ew. Gwałty.
Zgodzę się z Emą, do Franky'iego nie pasuje to zdanie D: Prędzej jakieś ,,Brachu, co ty wyprawiasz?!"
czekam na 1 rozdział (i w duchu liczy, że nie będzie pairingu) z zniecierpliwiemiem :)
weny!!!♥
Wybacz, nie chcę mi się logować :[
~KälteMir
Zastanawiam się jakim prawem na tym durny tablecie ukochane ,,c" mnie nie lubi i musze 10 razy wciskać z całej siły >.>
Usuńżeby nie było
*oczach
i jeżeli są jakiekolwiek błędy to wybacz, ale nabtym tablecie trudno pisać.
Hody?! O_o Nie, nie jestem w stanie tego ogarnąć... Chociaż miło byłoby coś takiego przeczytać :D.
UsuńNo cóż... Raczej bez parringu pisać nie umiem, dlatego pewnie go tu wcisnę. Może nie jakoś bardzo widoczny, ale podteksty będą ;). Przykro mi :(.
Tak, wiem. Głupi Franky! Głupia ja!
Dziękuję za miłe słowa :D. Bardzo dziękuję :).
Hejka!
OdpowiedzUsuńMasz ciekawą (potępioną przez sto diabłów xD) twórczość, a Twój blog jest przeuroczy. Dlatego w dowód uznania, nominowałam Cię do LBA.
Szczegóły gry na moim blogu:
http://onepieceyaoilove.blogspot.com/
Życzę miłej zabawy!