poniedziałek, 3 sierpnia 2015

Poświęcenie: Prolog



Długo zastanawiałam się czy opublikować to opowiadanie, które już od jakiegoś czasu zaśmieca mi dysk. I co gorsza nie jest jeszcze skończone… To wytwór najbardziej chorej strony mojego umysłu i jako taki powinien nigdy nie ujrzeć światła dziennego. Więcej, już dawno powinien zostać zniszczony. Ale… W związku z tym, że nie należę do osób normalnych, Ci którzy mnie znają potwierdzą to z ręką na sercu, dlatego wbrew zdrowemu rozsądkowi postanowiłam jednak podzielić się tym czymś ze światem (naiwnie wierzy, że ktoś to przeczyta).



Ale! Lojalnie ostrzegam. Poniosło mnie. Może po prologu tego nie widać, ale tak jest.



Czytasz na własną odpowiedzialność! (dalej wierzy).



Tytuł: Poświęcenie

Liczba rozdziałów: ??
Gatunek:dramat
Para: ?? (Jeszcze się zastanawiam albo ZoroxNami, albo ZoroxSanji)
Ograniczenia wiekowe: +18
Info/Uwagi: Uwaga! Opowiadanie pełne brutalności: sceny gwałtów, tortur na porządku dziennym. Czytasz na własną odpowiedzialność.



POŚWIĘCENIE

Prolog
Wystarczy jeden by wszystkich ocalić.

To, jak wpakowali się w tak cholerne gówno, pozostawało tajemnicą. Żadne z nich nie potrafiło powiedzieć, kiedy dokładnie sprawy zaczęły się pieprzyć, a cała sytuacja walić na łeb na szyję. Czy wtedy, gdy Luffy pognał za dzikim wieprzem zostawiając ich samych na skąpanej w słońcu plaży? Albo w momencie, w którym Zoro i Sanji znów skoczyli sobie do gardeł? Kiedy Robin zajęła się badaniem jakiś archeologicznych szczątków cywilizacji? Gdy Nami rozłożyła leżak, mając w planach zażywanie słonecznych kąpieli? A może punkt zapalny znajdował się zupełnie gdzie indziej? Do tego raczej już nie dojdą.
Tak czy inaczej, ważniejsze były skutki całego tego bajzlu.
A one z cała pewnością nie prezentowały się różowo dla załogi Słomianych Kapeluszy.
Cała ósemka krnąbrnych piratów siedziała właśnie, w celi jednego z pomniejszych oddziałów Marynarki, skuta, pozbawiona broni i jakiejkolwiek szansy na ucieczkę.
Normalnie okoliczności nie do pozazdroszczenia, dla wszystkich żeglujących po Grand Line.

-Kurwa – mruknął pod nosem Sanji, próbując jednocześnie wykonać swój osławiony kop. Zyskał tyle, że po pomieszczeniu przetoczył się szczęk łańcucha a jego biodro stało się, w jednej chwili, siedliskiem rwącego bólu.
No i obudził Zoro.
Szermierz uchylił powieki, jednak widząc, iż źródłem hałasu jest kamrat a nie wróg, ponownie je zamknął wracając do przerwanego snu.
Fali bluzgów, jaka w tym momencie zalała umysł kucharza okrętowego nie powstydziłby się żaden szewc.
Sanji nie mógł zrozumieć jak, w tak niesprzyjających okolicznościach, ten pierdolony glon, może sobie najzwyczajniej w świecie ucinać drzemkę. Choć, z drugiej strony, jego własne nerwy na niewiele się zdawały i jak na razie nie zyskał nimi nic, poza kilkoma dodatkowymi siniakami i przeskokiem, o kilka pól, w drodze do wrzodów żołądka.
Zrezygnowany zerknął na trzymające go w uwięzi łańcuchy. Jedno trzeba było przyznać tym zjebom, które ich złapały. Znali się na rzeczy, nie patyczkowali się i… woleli nie ryzykować. Co po ostatnich wydarzeniach w Enies Lobby , było nad wyraz zrozumiałe. Każdy z załogi dostał swoją własną parę gustownych kajdanek z… kairoseki. Oczywiście ten fakt najbardziej odbił się na Użytkownikach, jednakże zwykli ludzie, jak na przykład on i Nami-san, też mieli nie lada problem. Zniszczenie tego cholernego metalu było po prostu niemożliwe, o czym dane im było ostatnio się przekonać. Bez kluczy się nie uwolnią, a żeby je zdobyć musieliby wyjść z celi, zarżnąć z setkę ludzi i wparować do pokoju dowódcy. Błędne koło.
Pozostawało im jedynie czekać, wypatrując okazji do kontrataku. Co wcale nie zapowiadało się tak prosto jak można by się spodziewać. Skoro do tej pory Marynarka zadała sobie tyle trudu to raczej próżno mieć nadzieję, że nagle mózg im przeżrą robaki i dadzą uciec ósemce, która wydała wojnę Światowemu Rządowi. A nawet, jeśli, jakimś cudem, któryś z żołnierzy byłby na tyle głupi, to ich główna maszynka do robienia rozpierdolu w marynarskiej hołocie, właśnie dogorywała przy kratach, wymęczona po ostatnim napadzie szału. Luffy jak zwykle zapominał, że kairoseki pozbawia go mocy. Pozostali Użytkownicy mieli się zdecydowanie lepiej, prawdopodobnie dzięki zachowanemu spokojowi i zimnej krwi. Których gumiakowi brakowało.

-Sanji-kun?
-Tak, Nami-san? – Słysząc słowiczy głos nawigatorki na chwilę porzucił rozważania na temat głębokości dupy, w jakiej się znaleźli i posłał kobiecie swój firmowy uśmiech numer pięć.
-Jak myślisz? Co z nami zrobią? – Nie była głupia. Ani też naiwna. Doskonale orientowała się w sytuacji. Pytanie zadała, tylko po to by przetrwać ciszę.
Nim nawiedziła go wystarczająco pokrzepiająca odpowiedź, do rozmowy wtrąciła się Robin.
-Pewnie wyślą nas do Impel Down… - Archeolożka wzruszyła ramionami. – A potem wprost na platformę egzekucyjną. Ciekawe ile osób przyjdzie to oglądać? Pewnie nie zgromadzimy tłumów jak Roger, ale na niską frekwencję też nie ma, co liczyć…
-Ja nie chce umierać! – Usopp po raz niewiadomo, który uderzył w czarną rozpacz zalewając się łzami. – Robin nie mów tak! Jestem za młody na śmierć!
-Robin! Czy my naprawdę umrzemy? – Paciorkowate oczka małego Choppera szkliły się w kiepskim świetle pochodni.
-To nie będzie suuuuper!
-Nami-san! Robin-chwan! Zrobię wszystko, by was ocalić! Przyrzekam na duszę dżentelmena!
-Nief umhre! Zoftane klólem pilaftów!
Tylko Zoro był cicho.
Gotów przyjąć wszystko, co zgotował mu Los.
Ale też, w chwili pojawienia się najmniejszej nawet szansy, zdecydowany walczyć jak na demona przystało.

Echo ciężkich marynarskich kroków odbijało się od zagrzybionych ścian, dawno nieużywanej celi, uciszając potok skarg wydobywających się z pirackich ust. I wprowadzając wśród więźniów atmosferę oczekiwania.
Słomiani Kapelusze nie byli tchórzami. No przynajmniej większość z nich. Lecz teraz, nawet Usopp, całą siłą woli powstrzymywał drżenie kolan i zebrawszy resztki odwagi, z hardością, patrzył w twarz Kapitana, który ich uwięził.
Mężczyzna nie mógł pohamować uśmiechu. Usta skryte pod sumiastym wąsem wykrzywiły się w drapieżnym geście. Blizna przecinająca lewy policzek marynarza rozciągnęła się, pogłębiając wyszczerz mężczyzny, tym samym nadając mu bardziej złowieszczy wyraz. I choć twarz się śmiała, to oczy ani drgnęły. W czarnych, niczym najgłębsze czeluści piekieł, tęczówkach szalała jakaś pierwotna żądza. Przez nie mężczyzna bardziej niż człowieka, przypominał dziką bestię, która zwęszyła swoją ofiarę, lecz zamiast od razu skoczyć i zabić, ma zamiar jeszcze trochę się nią pobawić.
-No, no, no… – Dłońmi wielkimi niczym dwa bochny chleba, oparł się o kraty, uważnie lustrując zgromadzonych za nimi piratów. – Kto by pomyślał? Że to ja, będę mieć tyle szczęścia i schwytam przesławnych Słomianych Kapeluszy.
Sanji miał ochotę odpyskować, jednak nie chciał narażać dam na niebezpieczeństwo. A założyłby się do paczkę fajek, że karabiny przydupasów tego parszywca, który właśnie pożera wzrokiem całą ich ósemkę, nie są tylko na pokaz. Dlatego milczał.
-Muszę przyznać – kontynuował mężczyzna nieczuły na rzucane mu nienawistne spojrzenia, – że miałem szczęście. A wy pecha! – zarechotał jakby właśnie opowiedział dowcip stulecia. Jego podwładni robili za świetnie wyszkolone marionetki, bo akompaniowali szefowi ani na moment, nie tracąc czujności, gotowi zaatakować i zabić w każdej chwili.

Czuł wewnętrzny spokój i pewność siebie, jakie wypełniała każda komórkę ciała wroga. To byli doskonali żołnierze, gotowi umrzeć na rozkaz, zabierają jednak ze sobą tylu wrogów ilu tylko było to możliwe. Po masie stoczonych walk, mógł śmiało stwierdzić, że ma przed sobą elitę marynarskiego wyszkolenia. Więc dlaczego stacjonowali w tak zapyziałej placówce, na wyspie, do której żaden szanujący się Pirat nawet by się nie zbliżył, jeśli nie zmusiłyby go to tego okoliczności wyższe? Gdzieś tu ewidentnie tkwił haczyk. Być może znajdował się on właśnie w nieludzkich oczach Kapitana…
Zoro wiedział, że nie oznaczają one nic dobrego. Ludzie o takich oczach to bestie.
Wiedział o tym lepiej niż inni.
Bo….
Był jednym z nich.

-Moi przełożeni zrobią pod siebie z radości jak im powiem. Jeśli im powiem
-Jeśli? – To Robin odważyła się odezwać i zadać pytanie nurtujące pozostałych.
-Tak. – Mężczyzna uśmiechnął się jeszcze szerzej. – Bo gdy tylko się dowiedzą, odbiorą mi was, zamkną w tym swoim Impel Down, z którego są tak kurewsko dumni, a potem pewnie zabiją na oczach tysięcy maluczkich. Takich samych tchórzy jak oni!

Zoro zaczynał rozumieć powód zesłania Kapitana na ową wysepkę. W jego słowach czaiło się szaleństwo. Pytaniem pozostawało jak głęboko zakorzeniło się to ziarno.

-Tacy oskarżają piratów nawet o własne zatwardzenie! – Mężczyzna ciągnął wyraźnie czerpiąc radość z wyrzucania nagromadzonej w sobie frustracji. –  A kiedy człowiek chce raz na zawsze zrobić porządek z całą tą zakałą gatunku ludzkiego, nagle budzi się w nich sumienie! Nigdy nie pojmę jak można być tak fałszywym, by najpierw życzyć śmierci, a potem litować się nad zwyrodnialcem. Ale wracając do tematu! – Nagle jego głos złagodniał, jakby uzmysłowił sobie, że się zapędził i wypadł z granej przez siebie roli. – Zabiorą was a ja zostanę z niczym. Znaczy się… – Zaczął przechadzać się w tę i z powrotem przed wejściem do celi. Ręce złożył za sobą a wzrok wbity miał w ziemię. Mogło się zdawać, iż intensywnie się nad czymś zastanawiał, jednak kontynuował wywód bez jednego zająknięcia. Jakby recytował wyuczony wcześniej fragment. – Na pewno dostanę nagrodę, pochwałę… Podwyżkę, może awans. Problem w tym, że mnie to nie bawi. – Przystanął i spojrzał na jeńców. W jego zimnych oczach kryło się coś na wzór smutku. Albo raczej, żalu. – Rozumiecie? Zrobiłem coś, co nie udało się nawet temu wychwalanemu pod niebiosa CP9 a nie ma szans, żebym dostał za to nagrodę, której pożądam. – Bez mrugnięcia przenosił wzrok z jednego pirata na drugiego. W tym spojrzeniu było coś, co nawet Sanjiemu kazało pod nim zadrżeć. Jakby właśnie spojrzał diabłu prosto w twarz. – Tym, czego chcę jest ból. Wasz ból żeby być dokładnym. Chcę żebyście wili mi się pod nogami w czystej agonii, błagali bym przestał… Nie mam jednak, co liczyć, że w ramach bonusu za dostarczenie im Słomkowych Kapeluszy wpuszczą mnie do Impel Down, żebym wszedł w paradę Sadie-chan.

Nie mieli pojęcia, o kim ich przyszły kat właśnie opowiada i nawet, jeśli ciekawość była drugą, bądź trzecią po obżarstwie, naturą Luffiego, to tym razem gumiak milczał solidarnie z resztą swojej załogi.

-A, jeżeli pozwolę sobie zabawić się tak jak ja tego chcę, sprowadzę sobie na głowę dodatkowy kłopot… Zabicie was, po wszystkim też nie będzie zabawne… Dlatego – znów oparł się o kraty – mam dla was propozycję.  – Zawiesił teatralnie głos. – Jeden z was. Jeśli jedna osoba z waszej załogi zdecyduje się przyjąć tortury wymyślone specjalnie dla każdego z was. No dobra, prawie każdego. – Tu spojrzał na Frankiego jakby ten zepsuł mu ulubioną zabawkę. – Tego zboczeńca nie miałem w planach, ale spokojnie i dla niego coś się wymyśli. Wracając do meritum. Jeśli jeden, bądź jedna, z was, jestem za równouprawnieniem – zaśmiał się – weźmie na klatę, to, co przygotowałem dla pozostałych to… po wszystkim puszczę was wolno. Reszcie włos z głowy nie spadnie. Natomiast moi przełożeni nigdy nie usłyszą, że choćby napluliście na to miejsce zapomniane przez Boga. To jak? Czy taki deal wam pasuje?

Czy to z oburzenia niedorzeczną propozycją, czy może raczej z zawartej w niej groźby, nikt z załogi nie potrafił wydusić z siebie ani słowa.
Prawie.

-Skąd mamy pewność, że możemy ci ufać? – Zoro patrzył wprost na Kapitana, a jego stalowe oczy wyrażały to samo, co mężczyzny. Dziką furię. Chęć zgniecenia przeciwnika. Oraz czystą nienawiść. – Skąd mamy wiedzieć, że nagle ci się nie odwidzi i jak tylko zaspokoisz swoje chore żądze, nie wyślesz nas prosto do swoich szefów? Albo nie poderżniesz nam wszystkim gardeł?
Marynarz zaczął się śmiać. A jego śmiech rozbrzmiewał w całych lochach wprawiając ogień z pochodni w falowanie, przez co jego cień widoczny na przeciwległej ścianie, to się rozciągał, to znów kurczył.
-I to jest najlepsze! Nie możecie! Pozostaje wam tylko zaufać mi na słowo!
-Takiemu pojebowi jak ty?! – Sanji w końcu przełknął narastający w nim szok i teraz kierował się samą wściekłością. – Chyba cię pojebało do reszty?! Myślisz, że jakiś skretyniały idiota…
-W porządku.
Oczy wszystkich, zarówno Słomianych jak i Marynarzy, spoczęły na Zoro. Który właśnie zgodził się przystać na propozycje Kapitana.
Chyba nawet sam autor pomysłu był zaskoczony tak szybką decyzją, bo stał jak wryty z rozdziawionymi ustami, żeby w końcu wyszczerzyć je w bestialskim grymasie.
-To mi się podoba – szepnął. – Wyprowadzić go z celi, a reszta niech uważa na jego przyjaciół. Któreś może wpaść na niezbyt przyjemny pomysł.
Klucz zagrzechotał w zamku i po chwili drzwi stanęły otworem. Do pomieszczenia wpakowali się Marynarze, po jednym na każdego znajdującego się w środku pirata, a lufy ich pistoletów wymierzone były prosto w głowę poszukiwanych przestępców.
Sanji zgrzytał zębami tak mocno, że niemal słyszał jak zdzierane jest szkliwo. To był wprost idealny moment na ucieczkę. Ale nawet, jeśli pokonałby swojego stróża, reszta, w szczególności Użytkownicy, nie mieliby tyle szczęścia. Nie miał też wątpliwości, że Kapitan za ten okaz niesubordynacji, kazałby zabić wszystkich. Mógł, więc tylko bezsilnie patrzeć na to, jak jego kompan jest wyprowadzany z celi w asyście dwóch Marynarzy.
-Ty gówniany glonie! Jesteś idiotą?
-Czy kiedykolwiek twierdziłeś inaczej? – Nawet na niego nie spojrzał, a blondyna zaskoczyła siła w głosie przyjaciela. Zrozumiał. Zoro nie szedł na śmierć. Szedł na bitwę.
Którą miał w planach wygrać.
-Zoro! – Luffy jakimś cudem zebrał w sobie siły i podniósł się do siadu. – Zabraniam ci! Wracaj! To rozkaz.
-Wypełniam tylko rozkazy, które mi pasują.
-Zoro! Nie wygłupiaj się! Nie widzisz, że on ma świetną zabawę! Na pewno nie dotrzyma słowa!
-Czasem trzeba zaryzykować. I zostawić wszystko szczęściu.
-Zoro!
-Zoro!
-Panie szermierzu…
-Brachu! Jesteś taki suuuuper!
Drzwi celi zamknęły się odgradzając, przyszłego najlepszego szermierza na świecie, od przyjaciół.
Dowódca Marynarzy podszedł do mężczyzny i złapał go za podbródek.
-Wiesz, że właśnie na własne życzenie wszedłeś do piekła?
Roronoa prychnął.
-Żaden problem. Lubię ciepło. – Chciał go wkurzyć, lecz najwyraźniej mu się nie udało, bo zamiast spodziewanego ciosu, dostał lekkie klepnięcie w policzek.
-Podobasz mi się. Dlatego coś dorzucę do naszej umowy. Taką… promocję. – Uśmiechnął się. – Z listy tortur wykreślam ciebie. Dostaniesz tylko to, co było zarezerwowane dla twoich przyjaciół, ok.?
-O łaskawco!
-Nie przeginaj. – Tym razem poziom gniewu u Kapitana, nieznacznie drgnął. – A w bonusie, masz jeszcze jeden dzień spokojnego żywota. Zabawę zaczynamy od jutra. Zamknijcie go – zwrócił się do żołnierzy ustawionych po obu stronach Łowcy Piratów.
Ci jedynie nieznacznie kiwnęli głowami i, wykorzystując skute nogi więźnia, oraz jego zaskoczenie, wrzucili go do przeciwległej celi. Tak, że mógł bez problemu widzieć swoich Nakama. A oni jego.
-Za to wy… – Kapitan po raz kolejny, podczas swojej wizyty, oprał się o kraty celi Słomianych. – W ramach kary, za niezbyt entuzjastyczną reakcję, będziecie świadkami, tego, co będę robił waszemu koledze…



13 komentarzy:

  1. O Bogowie chorego Yaoi.
    Cas błagam Cię skończ mi to opko!

    Chora? Ty? Co Ty?! Ty przynajmniej czujesz, że coś jest nie tak, ja się podniecam!
    Powinno być zniszczone? Nie rób tego, to byłoby wielkie marnotrastwo!

    Kurde, to jest piękne!

    Te Twoje słowa na początku, to była zachęta prawda? Dla takich ludzi jak ja żeby czytali? Powiedz, że tak? Bo ja jednym tchem to czytałam!

    Erm, wypowiedź Frankyego trochę nie pasuje do reszty, ale luzik ^^

    Proszę, skończ je, skończ, proszę, proszę, proszę *^*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ema :). Ale i tak twierdzę, że to chore. Możesz twierdzić, że nie, ale tylko dlatego, że nie wiesz, co będzie (miało być) dalej ;). Ja wiem i dlatego mam właściwą ocenę sytuacji ;).

      Tak wiem, Franky wyskoczył jak Filip z konopi... Ale to dlatego, że to jedna z dwóch Słomkowych, w których nie potrafię się wczuć :/. I to on, w sporej mierze, jest odpowiedzialny za zaniechanie pisania przeze mnie tego czegoś... No i wrodzone lenistwo ;).

      Tak czy inaczej, bardzo dziękuję za miłe słowa :).

      Usuń
    2. Okej, nie licząc mojej znajomości tortur, masz rację, nie wiem co będzie dalej, ale zakładam, że Zoro nie umrze, czyli nie będziesz miała użytej żadnej z kar śmierci, a nawet jeśli to dalej chce to przeczytać :D

      No, pod warunkiem, że nie będzie Cię męczyć.

      To wywal Frankyego ^^ Nie wiem, niech go przykują do statku, czy coś i już go nie masz w opowiadaniu ^^

      Ale fajnie by było gdybyś dała mi to przeczytać :D

      Usuń
    3. O! Zróbmy tak! Zaskocz mnie, co do tego się stanie. Jestem ciekawa czy potrafisz :P
      [tak to jest coś w stylu: "nie chcę Cię podjudzać, ale..." xD]

      Usuń
    4. Wcale nie czuję się sprowokowana, wcale :P. Zresztą, po dłuższym zastanowieniu, stwierdzam, że Ciebie raczej w kwestii tortur zaskoczyć się nie da. A już na pewno nie zrobi tego taki marny człowieczek jak ja.

      Samo opowiadanie ma jeszcze 3 w pełni napisane rozdziały, więc kiedy tylko uda mi się spiąć dupę i popoprawiać błędy (bo póki co wyglądają one jak najgorszy koszmar wszystkich nauczycieli polskiego ;)), to masz jak w banku, że tu je wstawię. A wtedy będziesz się mogła rozczarowywać do woli :P. I przyznać mi rację :P.

      A! I Frankiego nie da się wywalić. To nie pasuje do koncepcji :(.

      Usuń
    5. Ej, ej! Z tym marnym człowieczkiem to przesadziłaś!
      I nie prawda, możesz mnie zaskoczyć, ostatnio poznałam kolejną torturę *cieszy się*
      I, i, i... masz epickie opowiadania! Więc nie poddawaj się, gambare!
      To miała być motywacja~ xD

      Super! To ja grzecznie czekam :D
      Acha ;/ no to muszę wierzyć, że jakoś go przełkniesz :))

      Żyjesz na gg?

      Usuń
    6. Nieeee... To raczej był komplement względem mnie ;).
      Gratuluję :D. Chociaż to sprawia, że moje szanse, na zaskoczenie Cię, z 0 spadły na poziom minusowy.
      Dziękuję .

      Nie ma na co ;).
      Zobaczymy ;).

      Niestety nie :(. Dorwanie mnie na gg graniczy z cudem. Jakoś nam ze sobą nie po drodze, zwłaszcza od kiedy zaczęło robić mnie w jajo i gubić moje wiadomości :(.

      Usuń
    7. A ja w Cb wierzę!

      Ochh :( To jak mogę się z Tb skontaktować? ;D
      Tak żebym mogła na PW pisać, w sensie gdzie chcesz, żebym napisała?

      Usuń
    8. To chyba nie ten adres ;).

      Najłatwiej skontaktować się ze mną przez maila... Ale jeśli to ważne, to mogę spróbować porozumieć się z gg i być może uda nam się dojść do konsensus ;).

      Usuń
  2. O Boże (/○.○)/
    Ten prolog przypomina mi moje sny! Naprawdę! Śniło mi się raz, że Hody (tak, ten Hody) jakimś cudem złapał słomkowych i na ich oczah torturował i gwałcił Zoro, ale ja leniwa i mi się tego nawet na kartke nie chciało przelewać.
    pomysł świetny!
    jedyne co mi psuje smaczku to sam fakt, że chcesz dać tu jakiś pairing. Osobiście mi brakuje takiego dobrego opka, bez pairingu tylko tortury i ew. Gwałty.
    Zgodzę się z Emą, do Franky'iego nie pasuje to zdanie D: Prędzej jakieś ,,Brachu, co ty wyprawiasz?!"
    czekam na 1 rozdział (i w duchu liczy, że nie będzie pairingu) z zniecierpliwiemiem :)
    weny!!!♥

    Wybacz, nie chcę mi się logować :[
    ~KälteMir

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zastanawiam się jakim prawem na tym durny tablecie ukochane ,,c" mnie nie lubi i musze 10 razy wciskać z całej siły >.>
      żeby nie było
      *oczach
      i jeżeli są jakiekolwiek błędy to wybacz, ale nabtym tablecie trudno pisać.

      Usuń
    2. Hody?! O_o Nie, nie jestem w stanie tego ogarnąć... Chociaż miło byłoby coś takiego przeczytać :D.

      No cóż... Raczej bez parringu pisać nie umiem, dlatego pewnie go tu wcisnę. Może nie jakoś bardzo widoczny, ale podteksty będą ;). Przykro mi :(.

      Tak, wiem. Głupi Franky! Głupia ja!

      Dziękuję za miłe słowa :D. Bardzo dziękuję :).

      Usuń
  3. Hejka!
    Masz ciekawą (potępioną przez sto diabłów xD) twórczość, a Twój blog jest przeuroczy. Dlatego w dowód uznania, nominowałam Cię do LBA.
    Szczegóły gry na moim blogu:
    http://onepieceyaoilove.blogspot.com/
    Życzę miłej zabawy!

    OdpowiedzUsuń