Jeśli ktoś ogarnia wattpada i tę część dotyczącą YOI, pewnie kojarzy Zmysłowy Challenge stworzony przez Dziabarę :). A jak ktoś nie kojarzy, to już wyjaśniam. Owa Pani wymyśliła challenge polegający na napisaniu 5 shotów z YOI, w których główną rolę mają odgrywać zmysły, publikowanych przez 5 dni. Znaczy jeden shot=jeden zmysł. Zabawa trwa od 28.08 do 01.09. Każde z opowiadań musi się mieścić w limicie od 500 do 1000 słów.
Nie wiem, co mnie podkusiło, ale postanowiłam wziąć w tym udział. I wynik tej, tragicznej w skutkach, decyzji postanowiłam publikować też tutaj. Chyba tylko po to, by maltretować większą liczbę osób :).
To jedziemy z koksem. Dzisiaj poleca dwa shoty. Wzrok i Słuch.
Tytuł: Wzrok
Liczba rozdziałów: one-shot
Gatunek: yaoi
Para: ViktorxYuuri
Anime: Yuri!!! on Ice
Ograniczenia wiekowe: brak
Info/Uwagi: Brak
Liczba rozdziałów: one-shot
Gatunek: yaoi
Para: ViktorxYuuri
Anime: Yuri!!! on Ice
Ograniczenia wiekowe: brak
Info/Uwagi: Brak
- Co
widzisz? – Podekscytowany Viktor podskakiwał wokół Yuuriego.
-
Ciemność. Ciemność widzę – westchnął. W sumie trudno żeby było inaczej skoro,
sam Viktor, jakąś minutę temu, zawiązał mu na oczach szalik. Upewniając się
przy tym, czy materiał na pewno dobrze leży.
-
Wspaniale! – Viktor klasnął w dłonie, niczym naładowany cukrem pięciolatek. – Czyli możemy iść!
Yuuri,
dla którego cała sytuacja była niekomfortowa, w końcu nagle został pozbawiony
jednego ze zmysłów, nie podzielał radości ukochanego.
-
Viktor… - zaczął, ale zaraz urwał. Otaczająca go ciemność uniemożliwiała dokładne
zlokalizowanie narzeczonego. A naprawdę nie chciał stać jak debil, na środku
pokoju i gadać w przestrzeń.
-
Tak, słońce ty moje? Promyczku najjaśniejszy? Potrawko wieprzowa z sosikiem?
Ten
potok, wątpliwej jakości, komplementów dochodził gdzieś z prawej strony, toteż
Yuuri zrobił obrót. I walnął kolanem o nóżkę kawowego stolika.
-
Ała! – Złapał się za bolące miejsce. – Auć! – Zrobił to jednak trochę za
szybko, bo zaraz walnął, w ten sam stolik, głową. – Viktor! – krzyknął kiedy
usłyszał odgłos migawki. – Jeśli zobaczę to zdjęcie na Instagramie, to
przyrzekam, że… - Nie dokończył, bo naraz silne ramiona uniosły go w górę i
odsunęły z dala od zdradzieckiego mebla. Yuuriemu zakręciło się w głowie. Nagła
zmiana pozycji, kiedy ogarniała go jedynie ciemność, a w czaszce czuł tępe
pulsowanie, nie należała do najprzyjemniejszych przeżyć.
- W
porządku? – Viktor z niepokojem patrzył jak jego ukochany kołysze się lekko na
boki. Może ten pomysł z oślepieniem, nie był w wcale taki dobry? Nieeee…
Przecież niespodzianka musi być!
-
Jakoś żyję. Z naciskiem na jakoś. –
Yuuri zaczynał mieć tego dość. – Viktor, czy to naprawdę jest konieczne? –
spytał dotykając szalika.
-
Jak najbardziej! Inaczej nie będzie niespodzianki!
-
Kolejnej?
Kiedy
Viktor, dwa dni temu, wparował na lodowisko, wrzeszcząc, że ma dla niego
prezent, myślał raczej o jakiejś kolacji w drogiej restauracji, które Nikiforov
tak uwielbiał. W życiu, do głowy by mu nie przyszło, że owa niespodzianka tyczyła
się weekendu. W czterogwiazdkowym hotelu. Nad brzegiem morza. We Francji! Ten
człowiek miał zdecydowanie za dużo pieniędzy.
-
Dla ciebie wszystko! Nawet sto… nie! Tysiąc niespodzianek dziennie!
Yuuri
pomyślał, że owa ilość zaskoczeń i to takich przygotowanych przez Viktora,
mogłaby wysłać go do grobu, jeszcze przed trzydziestką. Serducho by tego,
zwyczajnie, nie wytrzymało. Dlatego
postanowił trochę przystopować narzeczonego.
-
Wiesz… Vitya… - Wyciągnął rękę licząc na to, że złapie dłoń narzeczonego.
Jednak trafił na pustkę. Viktor znowu musiał się przesunąć, ignorując fakt, iż
Yuuri go nie widział. – Może jednak daruj sobie ich aż tyle… Ty mi wystarczysz
za wszystkie niespodzianki świata…
-
Oh! Yuuri! – Rosjanin wydał z siebie pisk radości.
Katsuki,
chociaż nie mógł zobaczyć ukochanego, dałby sobie głowę uciąć, że na twarzy
Viktora pojawił się ten charakterystyczny uśmiech w kształcie serca.
-
Jesteś dla mnie za dobry! – krzyczał dalej, chcąc dać upust swojej radości.
Japończyk uśmiechnął się. Lubił poprawiać Viktorowi humor. A skoro narzeczony był
tak szczęśliwy to…
- A
mogę to zdjąć? – Znów dotknął szalika.
-
NIE! – Nikiforov w jednej chwili przeszedł transformację z uległego
narzeczonego w potomka Kozaków. – Zresztą… - Spojrzał na zegarek. – Musimy iść!
-
Iść? – W głosie Yuuriego słychać było panikę. – Gdzie?! – Naprawdę nie miał
ochoty opuszczać miłego hotelowego pokoiku. Tym bardziej na ślepo. Ze
zwariowanym narzeczonym, jako przewodnikiem.
-
Niespodzianka… - zaświergotał Viktor, po czym chwycił narzeczonego za rękę. –
Spodoba ci się.
Yuuri
miał na ten temat zupełnie inne zdanie. Nie podobało mu się. Począwszy od tego,
że był ślepy jak kret, poprzez fakt nieposiadania na sobie butów (Viktor
zupełnie zapomniał o tym szczególe), na obijaniu się o ściany, kończąc.
Nikiforov, chociaż bardzo chciał, nie potrafił pokierować, oślepionym przez
siebie, narzeczonym tak by ten, nie doznał żadnego uszczerbku na zdrowiu.
-
Przepraszam Yuuri… - Kiedy wsiedli do taksówki, Viktor masował obolały bark
kochanka. Który myślał, że spali się ze wstydu. Ciekawe, co sobie o nich
pomyślał kierowca. A jeśli ich rozpoznał?! I Wrzuci zdjęcia z tej, jakże
niekomfortowej, sytuacji na Instagrama… Mieszkanie pod jednym dachem z
Phichitem jednak siadało na psychikę.
Jechali
dość krótko, jednak zdaniem Japończyka i tak za długo. Kiedy, wreszcie,
wysiedli, pierwszym, co uderzyło Yuuriego był szum fal. Zaraz potem doszedł do
niego subtelny zapach morza.
-
Viktor…
-
Tak, skarbie?
-
Czy my jesteśmy na plaży?! – Do diabła! Nie wiedział, co o tym myśleć. Tym
bardziej, że kiedy Viktor zaczynał tę całą zabawę w „zawiąże Ci oczy, będzie
fajnie”, zegar w pokoju wybijał ósmą wieczorem. Teraz pewnie było już po
dziewiątej. Co można robić nad brzegiem morza o takiej godzinie?! Przecież nie
się kapać! Zaraz… A jeśli… - Jeżeli tak, to oświadczam ci, że nie mam zamiaru wchodzić
do wody!
Viktor
tylko się roześmiał.
-
Nawet o tym nie myślałem – zapewnił go. – Chodź. – Pociągnął, wciąż ślepego,
Yuuriego.
Katsuki
czuł jak piasek wsypuje mu się do skarpetek, co było przyjemniejsze niż mógłby
sądzić. W dodatku szum morza… I silne ramię ukochanego tuż obok. Poczuł, że
jest mu dobrze. Tak bardzo dobrze… Do pełni szczęścia brakowało mu tylko widoku
twarzy Viktora. Tych iskierek tańczących w lazurowych tęczówkach. Tego
uśmiechu. Tego zaczerwienionego nosa. Tego…
-
Viktor… - Poczuł, że dłużej nie wytrzyma. – Proszę… Mogę to już zdjąć? – Chcę
cię zobaczyć, dodał w myślach. Z jednej strony był cholernie szczęśliwy. W
końcu Viktor był tuż obok. I robił coś tylko dla niego. Z drugiej… Miał ochotę
wyć. Bo jakaś część niego, przez tę wszechobecną ciemność, uświadomiła mu, że…
Kiedyś mógłby stracić wzrok. A, co za tym idzie, nigdy więcej nie zobaczyć
ukochanego. Zadrżał na samą myśl.
-
Zimno ci? – Zaniepokoił się Rosjanin.
Katsuki
pokręcił głową.
-
Mogę? – ponowił pytanie.
O
dziwo usłyszał odpowiedź twierdzącą. Szybko zerwał szalik i skierował dopiero,
co odzyskany wzrok na Viktora. Nareszcie! Nie widział go może godzinę, zapewne
nawet krócej. A i tak stęsknił się cholernie. Chciał mu się przyjrzeć.
Napatrzeć się na niego. I robił to tak długo i tak intensywnie, że przygotowaną
przez Viktora niespodziankę, zobaczył dopiero, kiedy ten ustawił się tak, by
dziesiątki świec, jakimi ozdobiona była plaża, odbiły się w ukochanych oczach.
Ich światło delikatnie migotało, oświetlając dwójkę łyżwiarzy, która… Cóż… Do
szczęścia potrzebowała tylko swojego widoku. I nawet najpiękniejsze dekoracje
nie mogły tego zmienić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz