Tytuł: Słuch
Liczba rozdziałów: one-shot
Gatunek: yaoi
Para: ViktorxYuuri
Anime: Yuri!!! on Ice
Ograniczenia wiekowe: brak
Info/Uwagi: Brak
Liczba rozdziałów: one-shot
Gatunek: yaoi
Para: ViktorxYuuri
Anime: Yuri!!! on Ice
Ograniczenia wiekowe: brak
Info/Uwagi: Brak
Yuuri,
ledwie przekroczył próg mieszkania, już miał ochotę wyjść z powrotem. Prosto w
szalejącą na dworze śnieżycę, która wywoływała podziw nawet u Rosjan z dziada
pradziada. A ciepłolubnemu Japończykowi przywodziła na myśl sławny film Pojutrze, oglądany kiedyś w towarzystwie
Phichita i jego chomików. Innymi słowy, aura nie zachęcała do, chociażby,
wyściubienia nosa na zewnątrz. Mimo to Yuuri poważnie myślał nad spacerem. Być
może ostatnim w swoim życiu. Bo nawet zamarznięcie, gdzieś na skutych lodem
ulicach Petersburga wydawało się Katsukiemu, człowiekowi, dla którego zimno
było mniej więcej takim samym złem, co wczesne wstawanie, milszą perspektywą
niż słuchanie tego. Jazgotu
drażniącego uszy tak dotkliwie, że nawet Makkachin, skomląc, schował łeb pod
poduszki piętrzące się na kanapie. Jazgotu zdolnego uszkodzić bębenki. Jazgotu
nazywanego potocznie śpiewem Viktora Nikiforova. Przynajmniej przez samego
zainteresowanego. Bo Yuuri miał na to zdecydowanie inne określenie. O wiele
mniej cenzuralne.
Japończyk
wielokrotnie się zastanawiał, jak to możliwe, że człowiek tworzący swoje
programy z takim oddaniem, chcący, poprzez taniec, oddać historie zaklętą w
muzyce, nie miał za grosz talentu wokalnego. Nie żeby sam mógł się pochwalić
cudownym głosem. Co to, to nie. Mari stwierdziła kiedyś, że brzmi jak zarzynana
kura.
- To
ciekawe, co powiedziałaby o Viktorze… - Yuuri westchnął szukając stoperów. Dla
siebie i biednego Makkachina. Pudel wciąż chował się w poduszkach. Ale, jak na
złość, okazało się, że wszystkie stopery wyszły. Japończyk miał ochotę usiąść i
zacząć płakać. Zawodząc tak samo głośno jak Viktor. A przecież go prosił! Wręcz
błagał, po tym zawstydzającym incydencie, gdy po raz pierwszy usłyszał arię
operową, w wykonaniu ukochanego, by ten darował sobie wokalne występy, gdy poza
nim ktoś jeszcze znajdował się w mieszkaniu. I mówiąc to Yuuri dość wymownie spoglądał
na Makkachina. W końcu, po długich pertraktacjach i groźbie rozwodu jeszcze
przed ślubem, Viktor ustąpił. Ale chodził sfochowany przez następny tydzień.
Mimo iż Yuuri robił wszystko, aby poprawić ukochanemu humor. Dał sobie nawet
zapleść warkoczyki! Co było raczej niską ceną za uratowanie słuchu. Oraz, wciąż
świeżego, związku. Bowiem cała sytuacja miała miejsce w dzień jego
przeprowadzki do Mateczki Rasiji. A właściwie wieczoru.
Wszystkie
pudła zostały wniesione i rozpakowane. Miejsce w szafie sprawiedliwie
podzielone. I nawet połowy łóżka wybrane. Innymi słowy wszystko, co miało
sprawić, że dwóch mężczyzn ze sobą zamieszka, zostało zrobione. Pozostało
jedynie… no właśnie żyć. I ty oto życiem zachwycał
się teraz Yuuri, wciąż obchodząc niewielkie mieszkanko, z miną jakby zwiedzał
pilnie strzeżone muzeum Viktora Nikiforova. Nadal nie mógł uwierzyć, że, od
dzisiaj, będzie tu mieszkał. Dotykał tych samych rzeczy, które od lat towarzyszyły
jego idolowi, mentorowi a w końcu narzeczonemu. To było niczym spełnienie
marzeń! Musiał się uszczypnąć, by przekonać samego siebie, że nie śni. Że to wszystko
prawda.
-
Hej! Yuuri! Ziemia do Yuuriego! – Nagle, tuż obok, pojawił się Viktor, z
ręcznikiem przerzuconym przez ramię.
-
Tak? – Był tak zaaferowany, że ledwie kontaktował.
Viktor
roześmiał się rozczulony. Ten podziw jego osoby w wykonaniu Katsukiego wydawał
mu się tak nieskończenie uroczy, że chwilami marzył o tym, by Japończyk nigdy
nie przestał go traktować jak swoje prywatne bóstwo.
-
Idę pod prysznic – zakomunikował wreszcie.
-
Dobrze. Miłej kąpieli. – Yuuri z zakłopotaniem patrzył na, wciąż stojącego w
miejscu narzeczonego. Czyżby powiedział coś nie tak? Wygłupił się? Już chciał
przepraszać, kiedy Viktor odezwał się ponownie.
- A
może pójdziesz ze mną, co?
Momentalnie
twarz Japończyka spłonęła rumieńcem.
-
Nienienienienienienienie! – krzyczał machając rękami. Mogli ze sobą mieszkać,
spać razem w jednym łóżku, być narzeczonymi, ale, na pewne sprawy, dla Yuuriego
wciąż było za wcześnie. A jedną z tych spraw była właśnie wspólna kąpiel pod
rosyjskim prysznicem. Która nijak miała się do tego, co robili w gorących
źródłach. Tamto… wynikało z tradycji! Kultury! A wspólny prysznic? Ta
propozycja mogła mieć, tylko jeden, ale za to bardzo seksualny podtekst.
- W
porządku. – Viktor znów się roześmiał. Podejrzewał, że to się tak skończy. Ale
zawsze warto próbować.
Kiedy
narzeczony zniknął za drzwiami łazienki, Yuuri wrócił do kontemplacji miejsca,
w którym teraz miał żyć. Jednocześnie, podświadomie, przysłuchiwał się dźwiękom
dochodzącym z sąsiedniego pomieszczenia. Szum puszczanej wody, trzaśnięcie
kabiny, ciche nucenie… To była melodia, której mógł pozostać wierny na zawsze.
Te kilak dźwięków, tak powszechnych a jednak wyjątkowych. Bo przecież
dotyczących jego Viktora. Uśmiechnął się do siebie. Tak właśnie. JEGO.
Nagle
wszystkie odgłosy zastąpił jeden. Zdecydowanie głośniejszy. I gorszy.
Yuuri
aż podskoczył. Co się stało?! Czyżby pękła rura?! A może szkło w kabinie?! I
teraz Viktor wrzeszczy z bólu?!
Nie zastawiając
się dłużej, popędził do łazienki. Jednym ruchem otworzył drzwi i wparował do środka.
Wszystko wyglądało normalnie, ale do przerażonego japońskiego umysłu to nie
dotarło. Pociągnął za drzwi od kabiny prysznicowej i wszedł do środka,
ignorując gorąca wodę moczącą mu ubranie.
- O!
Yuuri!
Dziwny
dźwięk ustał.
-
Jednak zdecydowałeś się dołączyć? – Viktor był jednocześnie szczęśliwy z wizyty
narzeczonego i skonsternowany jego ubiorem. – Ale Yuuri… wiesz, że kąpać się
idzie na golasa? – Podszedł do niego i pociągnął za koszulkę partnera. –
Czyżbym tak urzekł cię swoim śpiewem, że nie zdążyłeś się rozebrać? – zaśmiał
się.
-
Śpiewem? – zapytał zaskoczony Japończyk. Nic z tego nie rozumiał.
-
Tak. – Viktor otworzył szerzej usta.
Okropny
dźwięk znów był słyszalny.
A Yuuriemu
zajęło dobrą minutę zrozumienie, że to, co słyszał to nie ranny Viktor, tylko
Viktor mordujący swoim głosem operę Stammi vicino.
To,
co wydarzyło się później niemal zakończyło związek dwóch łyżwiarzy. Były krzyki
(głownie Yuuriego), płacz (głownie Viktora) i skomlenie (głównie Makkachina). W
końcu jednak doszli do porozumienia.
Niekoniecznie
respektowanego przez jedną ze stron.
Bo
Viktorowi jednak zdarzało się śpiewać pod prysznicem, kiedy Yuuri był w domu.
Na takie ewentualności Japończyk zaopatrzył siebie i psiego kompana w zestaw stoperów. Który
dzisiaj, niestety, się skończył. A Viktor dopiero się rozkręcał piłując coś, co
chyba było muzyką do jego nowego programu krótkiego.
Po
jakiś dwóch minutach, w ciągu, których jego uszy zdążyły spuchnąć, Yuuri podjął
męską decyzję. Ciężkie czasy wymagają poświęceń. Zdjął z siebie ubranie i nagi,
ruszył w stronę łazienki. Po chwili mieszkanie wypełnił zgoła inne dźwięki. O wiele
przyjemniejsze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz