poniedziałek, 20 grudnia 2021

Wróć do nas 8

 

WRÓĆ DO NAS
8


- Narozrabiałeś.
Alec miał na tyle przyzwoitości by z pokorą przyjąć połajankę Catariny. Spuścił głowę i nie odzywał się ani słowem podczas gdy kobieta perorowała nad jego nieodpowiedzialnym zachowaniem z wczoraj. Musiała się przy tym bardzo hamować, żeby nie powiedzieć o kilku słów za dużo. Zwykle miewała więcej cierpliwości dla pacjentów a sam anioł Razjel, na którego tak bardzo lubili powoływać się Nocni Łowcy świadkiem, że kilku z nich miało jeszcze „ciekawsze” pomysły niż młody Nefilim. Nie mogła jednak wyrzucić z głowy przerażonego głosu Magnusa, który zadzwonił do niej niemal łkając.
- Alec umiera.
Tylko tyle udało mu się z siebie wydusić. Ponadto był zbyt rozbity by sklecić najprostsze zaklęcie lecznicze i tak naprawdę narobił więcej szkody niż pożytku. Ale to Catarina była w stanie stwierdzić dopiero dostawszy się do Instytutu. W pierwszej chwili myślała, że Alec podjął kolejną próbę. Kiedy poznała prawdę tylko miłość do Magnusa i pielęgnowane przez wieki poczucie obowiązku sprawiły, że nie obróciła się na pięcie i wyczarowawszy Portal, nie zniknęła gdzieś na Bali.
- Mogę wiedzieć co ci strzeliło do głowy? Przecież wiesz, że musisz odpoczywać.
Do tej pory wydawało jej się, że Alec nawet cieszył się z zarządzonego aresztu domowego. Czy też raczej pokojowego. Pomagał mu on dojść do siebie. Więc dlaczego nagle postanowił szlajać się po Instytucie?
- Jad demona nie tylko uszkodził ci żołądek, ale także…
- Osłabił serce – wszedł jej w słowo i to było pierwsze co powiedział dzisiejszego ranka. – Wiem… Przepraszam.
Jak to możliwe, że wyświechtany frazes, którym uraczono ją już kilka milionów razy, w ustach tego chłopaka brzmiał tak… godnie? Prawdziwie? Tak, że ani przez chwilę nie wątpiła w prawdziwość jego intencji.
- To nie mnie powinieneś przepraszać – powiedziała starając się, żeby jej głos brzmiał ostro. Ale też nie za ostro.
- Ciebie też – nie ustępował Alec. Jak przez mgłę pamiętał to, co działo się, odkąd osunął się na podłogę w korytarzu; jednak tego, że Catarina zjawiła się ubrana we flanelową koszulę był bardziej niż pewien. – Przeszkodzili ci. – Nie do końca wiedział, kto zawiadomił Czarownicę i nie chciał strzelić gafy. – Poza tym po raz kolejny mi pomogłaś po tym jak zjebałem sprawę.
Jakiś niezbyt uprzejmy głosik szepnął Catarinie, że Alec mówiąc o zjebaniu wcale nie miał na myśli samej próby a raczej jej końcowy rezultat.
- Nie musisz mnie przepraszać.
Usiadła w fotelu wiedząc, że jeśli chce porozmawiać z Alexandrem nie powinna stać nad nim jak kat nad dobrą duszą. Zdecydowanie lepsze efekty osiągnie zniżając się do jego poziomu.
- Wystarczy, jak powiesz mi, dlaczego to zrobiłeś, skoro wiedziałeś, że ci nie wolno.
Alec ponownie zaczął miętosić piłeczkę, którą mu dała. Prawdę mówiąc nie spodziewała się takiej popularności swojego prezentu.
- Myślałem, że dam radę…
Catarina milczała zdając sobie sprawę, że to był dopiero wstęp.
Alec poruszył się niespokojnie na poduszkach. Wstyd palił go całego. Zamiast przestać przysparzać rodzinie kłopotów robił wszystko, żeby tylko dołożyć im zmartwień. W tym momencie żałował już nawet samej próby a nie tylko tego, że się nie udała. Może gdyby nie zrobił nic… Ponad to, co robił do tej pory. Na pewno jakoś uniemożliwiłby Clary pójście z nimi… A później… Znów zacisnąłby zęby i przetrwał wszystko, co przygotował dla niego Raj. Wtedy przynajmniej jego rodzina nie byłaby zmuszona stąpać wokół niego na palcach i narażać się Clave…
- Alec!
Poczuł jak ktoś nim potrząsa.
- Alec!
W głosie Catariny czaiła się panika. Spojrzał na kobietę, ale jej to w ogóle nie uspokoiło.
- Powiedz coś.
Zdziwiony otworzył usta, żeby spełnić jej prośbę i dopiero wtedy dotarło do niego, że przestał oddychać. Zaczął spazmatycznie łapać powietrze jednocześnie odkrywając jak bardzo trzęsą mu się ręce. Nie był w stanie nawet utrzymać piłki i zabawka potoczyła się po jego nogach by ostatecznie spaść z łóżka. Nie miał jednak czasu się nad tym zastanawiać, bo znów stracił oddech. Starał się z całych sił, ale jego ciało nie chciało przyjąć tak bardzo potrzebnej mu dawki tlenu. Było jak podczas ataku paniki z tą różnicą, że teraz miał pełną świadomość tego co się z nim działo i mógł trzeźwo myśleć.
Nagle próby złapania oddechu zaczęły przynosić rezultaty. Początkowo niewielkie, ale rosnące z każdym wdechem. Spojrzał na swoją klatkę piersiową i zobaczył, że otulała ją magia Catariny.
- Dziękuję – wychrypiał, kiedy w końcu oddychanie znów stało się czynnością naturalną.
Catarina miała ochotę wygłosić tyradę o tym jak bardzo Alec potrzebuje pomocy w uporaniu się z przeszłością, nie powiedziała jednak nic. Już raz wyciągnęła w stronę chłopaka rękę i nie mogła go ciągle naciskać by ją chwycił. Dlatego zamiast tego spytała po prostu:
- Lepiej ci?
Pokiwał głową całkowicie skonsternowany. Nie miał pojęcia co to było. Początkowo chciał nawet zapytać o to Catarinę, ale wtedy musiałby powiedzieć jej o czym myślał. A na to nie był gotowy.
- Dziękuję.
Machnęła ręką po czym schyliła się i podniosła jego piłkę. Uradowany przyjął ją z powrotem.
- Skoro znów ze mną jesteś to może wrócimy do twoich tłumaczeń?
Obserwowała chłopaka uważnie. Nie wyglądał na wykończonego jak po wcześniejszych atakach paniki. Już nawet oddychał normalnie. Bardzo chciała wiedzieć jakie myśli wpędziły go w ten stan. Miała nadzieję, że kiedyś się tego dowie. I to od samego Aleca.
W sumie nie miał nic przeciwko. I tak chciał się z tego wytłumaczyć.
- Myślałem, że dam radę – powtórzył. – W końcu to niedaleko. A musiałem porozmawiać z mamą.
- A nie pomyślałeś, że możesz ją zwyczajnie zawołać? Albo zaczekać aż sama przyjdzie? Co było tak ważne, że ryzykowałeś własnym zdrowiem?
Alec mocniej ścisnął piłkę. Teraz, gdy się nad tym zastanowił faktycznie zareagował zbyt impulsywnie. I trochę nielogicznie.
- Chciałem z nią porozmawiać o tym psychologu – przyznał w końcu. Catarina pragnęła wierzyć, że chodziło o to, iż on sam zdecydował się skorzystać z pomocy, jednak już dawno przestała się oszukiwać i wkładać różowe okulary na każdą okazję.
- Chciałeś jej powiedzieć, żeby sobie go darowała?
Pokiwał głową.
- Ale wolałem zrobić to na jakimś neutralnym gruncie… Nie u mnie w pokoju.
W sumie go rozumiała. Traktował sypialnię jako swój azyl więc pomysł przeprowadzenia trudnej rozmowy akurat tu mógł go odstręczać. Co nie zmienia faktu, że jego zachowanie było skrajnie nieodpowiedzialne.
- Nie popieram tego…
Wyraźnie się skrzywił.
- Ale rozumiem, że to dla ciebie ważne.
Oczy Aleca rozszerzyły się niczym dwa wielkie spodki. Wyglądał teraz tak młodo i niewinnie. Jak… Normalny nastolatek.
- Dlatego myślę, że byłabym w stanie ci pomóc. Pod dwoma warunkami.
Alec poczuł, jak uchodzi z niego powietrze. No tak, tego mógł się spodziewać; nikt nie robił dla niego nic bezinteresownie. Wiedział, że w tym momencie był niesprawiedliwy wobec wielu osób, ale myśli kłębiące się w jego głowie zaburzały mu postrzeganie świata. One i to dziwne mrowienie pod skórą, jakie towarzyszyło mu od chwili, gdy tylko ponownie przywołał Raja w myślach. I nawet magia Catariny nic nie mogą na nie poradzić.
- Jakimi? – zapytał pewien, iż odpowiedź mu się nie spodoba.
- Po pierwsze. Na następny spacer pójdziesz dopiero kiedy ja ci pozwolę. I zabierzesz ze sobą obstawę. Tak na wszelki wypadek.
Zaryzykował odłożenie piłki. Póki co to nie brzmiało tak źle. Poza tym wspomnienia tego jak zachował się względem Jace’a… Na chwilę obecną miał dość spacerów. Postanowił ograniczyć wysiłek fizyczny jedynie do trasy łóżko – łazienka.
- A drugi warunek? – zapytał przeczuwając najgorsze.
Catarina przysiadła na brzegu łóżka i spojrzała chłopakowi prosto w oczy.
- Najpierw musisz mi obiecać, że dotrzymasz pierwszego.
Miał ochotę przewrócić oczami, ale ostatecznie zrezygnował. Czarownica mogłaby to źle odebrać.
- Przysięgam na Razjela.
Ku jego zdumieniu Catarina lekko się uśmiechnęła.
- Nie chodziło mi o aż taką przysięgę. Zadowoliłabym się zwykłym „obiecuję”.
Alec sam nie wiedział jak to się stało, ale i na jego twarzy pojawił się uśmiech. Może chodziło o postawę Catariny. Była w stanie mu uwierzyć na słowo. Czyli… wierzyła w niego. To całkiem nieźle podbudowywało ego.
- W takim razie obiecuję.
Przyrzekła sobie, że nie powie Magnusowi o tym uśmiechu. Jeszcze byłby zazdrosny. A Alec naprawdę ładnie się uśmiechał. Dlatego żałowała, że zaraz przyjdzie jej zmazać ten uśmiech.
- Jeśli chodzi o drugi warunek… - zawiesiła głos. – Zastanowisz się na poważnie nad moją propozycją rozmowy. I nie chodzi mi o odrzucenie tego pomysłu na starcie. Chodzi mi o poważne zastanowienie się. Mniej więcej tak intensywne jak twoja wewnętrzna walka przed zaproszeniem Magnusa na pierwszą randkę.
Chłopak zarumienił się gwałtownie. Jednocześnie na jego usta wstąpił nieśmiały uśmiech a oczy nieco zmętniały. Catarina gotowa była dać uciąć sobie rękę, że właśnie wrócił do przytoczonego przez nią momentu. Może to był jakiś sposób? Zarzucać Aleca wspomnieniami miłych wydarzeń w jego życiu? Tylko czy istniało ich wystarczająco dużo, by wyprowadzić go na prostą? Tym bardziej, że nie mogli korzystać z żadnych, w których występował Jace. Sama tego nie rozgryzie. Konieczna była rozmowa z rodzeństwem Alexandra.
- To jak? – zapytała chcąc na nowo zwrócić jego uwagę na siebie.
Pokręcił głową niczym wybudzający się ze snu szczeniak. Uśmiech momentalnie zgasł a oczy pociemniały. Tylko rumieniec pozostał na miejscu.
- Właściwie to już to zrobiłem.
Otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale uciszył ją ruchem ręki.
- Naprawdę. I… chcę z tobą porozmawiać… Chcę, żebyś mi pomogła.
 
Magnus był co prawda nieśmiertelny jednak w żadnym wypadku nie przekładało się to na jego cierpliwość. Wręcz przeciwnie. Był istotą nadpobudliwą, gwałtowną, która musiała dostać to czego chcę najszybciej jak tylko się da. Nic więc dziwnego, że magia bardzo ułatwiała mu życie. Dzięki niej wymarzony przedmiot mógł mieć zaraz po pstryknięciu palcami.
Tak naprawdę cierpliwości, ale takiej prawdziwej cierpliwości a nie ułudy na potrzeby Ragnora, zaczął uczyć się dopiero przy Alecu. I cóż, nie była to ani łatwa, ani miła droga. Nie mógł na przykład zrozumieć, dlaczego jego ukochany tak długo zwlekał z ujawnieniem się oraz ogłoszeniem ich romansu światu. Na szczęście zazwyczaj udawało mu się trzymać swój niewyparzony język za zębami, bo inaczej jego relacje z Alekiem mogłyby nigdy nie rozwinąć się do tego etapu na jakim byli teraz.
Musiał przyznać, że Alexander wykonał całkiem niezłą robotę i choć nadal nikt nie nazwałby go najcierpliwszym człowiekiem na ziemi, to teraz był w stanie choćby korzystać z przyziemnej poczty, jeśli chodzi o zakupy w sieci zamiast posiłkować się magią i po prostu przyzywać potrzebne mu przedmioty.
W tym momencie jednak czuł, że cierpliwość jakiej się nauczył to kropla w morzu jego potrzeb. Stojąc pod drzwiami Aleca miał wrażenie, że minęły godziny podczas gdy wszystkie możliwe zegarki mówiły jedynie o kwadransie. Ponadto coraz ciężej było mu utrzymywać w ryzach chęć wyważenia tych cholernych drzwi i wtargnięcia do środka. Powstrzymywała go jedynie wizja rozczarowanego nim Aleca oraz wściekłej Catariny. I tak już wiele zawdzięczał przyjaciółce, więc dokładanie jej zmartwień było zwyczajnie nie fair. Będzie musiał jej to wszystko później wynagrodzić. Może jakieś wakacje na słonecznej plaży? Chociaż, jak znał Cat to kobieta bardziej ucieszyłaby się ze sporej dotacji na szpital, w którym pracowała. W sumie… To też dałoby się załatwić.
W końcu drzwi się otworzyły i stanęła w nich Catarina. Magnus ze zdziwieniem odkrył, że część z jego mięśni automatycznie się rozluźnia. To dziwne, bo nawet nie wiedział, że je napiął. Nie wiedział też, że tak dobrze umiał odczytywać wyraz twarzy przyjaciółki. Teraz był pewien, że Alecowi nic nie grozi tylko patrząc na Catarinę.
- Będzie żył – oświadczyła Czarownica a stojąca obok Magnusa Maryse odetchnęła z ulgą. Czarownik wciąż przyzwyczajał się do tej nowej wersji Łowczyni. Miał tylko nadzieję, że przetrwa ona pierwszą poważniejszą kontrolę w Instytucie.
- Czy możemy do niego wejść? – zapytała Maryse podczas gdy Magnus już trzymał dłoń na klamce. Która niespodziewanie kopnęła go prądem o niskim natężeniu.
- Ała! – Nie udało mu się powstrzymać krzyku. Był to wyraz bardziej zdziwienia niż bólu, choć samo doświadczenie nie należało do najprzyjemniejszych.
- No i gdzie się pakujesz? – spytała Catarina marszcząc brwi. Chociaż starała się wyglądać groźnie, widział, że jej oczy miały ten specyficzny błysk świadczący o tym, że stało się coś na co czekała. Teraz pytanie czy chodziło o Aleca czy też o to drobne zaklęcie. Taki metaforyczny pstryczek w nos, w stosunku do przyjaciela, który władował ją na minę więcej niż tysiąc razy podczas ostatniego stulecia. Nie… Na pewno chodziło o Aleca.
- Chciałem… – zaczął, ale urwał zrozumiawszy, że pytanie było hipotetyczne.
Tymczasem Catarina zdążyła już zwrócić się do Maryse, która przyglądała się tej scenie z mieszanymi uczuciami.
- Alec chce z tobą porozmawiać – oświadczyła bladej jak ściana kobiecie. Maryse zrobiła krok w stronę drzwi pokoju syna a Magnus mógłby przysiąc, że słyszał bicie serca Łowczyni. I chociaż zżerała go ciekawość to bardziej chyba współczuł kobiecie. Nigdy nie znosił frazy „musimy porozmawiać”. To zawsze zwiastowało kłopoty. A tych teraz mieli aż nadto.
- Nie – Catarina powstrzymała Maryse już po zaledwie dwóch krokach. – W twoim gabinecie – oświadczyła a oczy Łowczyni rozszerzyły się niemal do granic ludzkich możliwości. – Spokojnie, zaprowadzę go tam bez jego uszczerbku na zdrowiu. – Wiedziała, że nie tylko tym martwiła się teraz Łowczyni, ale jeśli mogła uspokoić choć jedną z obaw, postanowiła to zrobić.
- Dlaczego? – Tylko tyle udało się wydusić z siebie Maryse.
- Alec ci wszystko wyjaśni – obiecała. – A teraz idź. Przyjdziemy za chwilę.
Na jedną krótką chwilę w Maryse obudziła się dawna duma i przekonanie, że ona – wielka Nocna Łowczyni, szefowa Instytutu Nowojorskiego – jest ponad słuchanie rozkazów jakiejś parszywej Podziemnej. I to, jeśli chodziło o jej dziecko! Zaraz jednak przypomniała sobie poświęcenie jakie Catarina wkładała w wyleczenie Alexandra.
- Dobrze. – Kiwnęła głową i poszła. Na korytarzu za to został Magnus.
- Cat… - zaczął Czarownik, ale przyjaciółka mu przerwała.
- Wiem, że się martwisz, ale z Alekiem wszystko w porządku. A tę rozmowę po prostu musimy pozwolić mu przeprowadzić. To dla niej wyszedł wczoraj z pokoju.
Magnus zaczął obracać jeden ze swoich licznych pierścieni. Bardzo chciał spytać Catarinę o co dokładnie chodziło. Niemal tak samo mocno pragnął by to Alec sam mu o tym powiedział. Tak jak wcześniej, gdy czuł, że może swojemu chłopakowi zdradzić wszystko. Ciążyła mu ta cisza między nimi. Siedząc obok Alexandra czuł, że chłopak pożądał jego obecności i naprawdę był szczęśliwy mając go blisko. Ale trwająca pomiędzy nimi cisza wcale nie była wygodna. A nawet jeśli doszło do rozmowy to wciąż nie na tym poziomie intymności do jakiego przywykł Czarownik.
- Będę mógł później do niego wejść? – zapytał z nadzieją.
Catarina pokiwała głową.
- Będzie cię potem potrzebował. Zrób wszystko, żeby go wesprzeć.
Powinien czuć się urażony insynuacją jakoby do tej pory się nie starał, jednak wiedział, że nie to Catarina miała na myśli. Alexander musiał mieć naprawdę ważną sprawę do matki.
Po kręgosłupie Magnusa przebiegł dreszcz. Kiedy, w końcu, wszystko zacznie się układać?
 
Nigdy wcześniej własny gabinet nie wydał się Maryse tak obcy. Nie potrafiła się w nim odnaleźć, każdy mebel wydawał się stać nie na miejscu a całość wręcz ją odpychała, mimo iż to przecież ona, w głównej mierze, stała za jego urządzeniem. Postanowiła, że w pierwszej wolnej chwili go przemebluje. Na samym początku zaś pozbędzie się tego okropnego biurka, które aktualnie budziło w niej niemal odruch wymiotny.
Żałowała, że nie może zrobić tego teraz, w tym momencie. Przed przyjściem Aleca. Skoro syn już uparł się, żeby poważnie z nią porozmawiać chciała zapewnić mu ku temu jak najlepsze warunki. Tak by nie obudziły się w nim wspomnienia wszystkich tych razów, gdy stał przed nią wyprostowany jak struna bez słowa skargi przyjmując wszystkie gorzkie słowa jakimi postanowiła go uraczyć.
Pomyślała co może zrobić w ciągu tych kilku minut jakie jej dano. Olśnienie przyszło nagle i choć rozwiązanie nie było idealne postanowiła z niego skorzystać. Wyciągnęła z kieszeni stele i zaczęła rysować sobie na przedramieniu runę siły.
 
Alec z wdzięcznością spojrzał na Catarinę. Gdy tylko wróciła, nawet nie pytając go o zdanie, machnęła ręką i już po chwili miał na sobie własne jeansy i podkoszulek. Zaś tuż obok leżał jeden z jego swetrów. Jakimś cudem Czarownicy udało się wyczarować ten z najmniejszą liczbą dziur.
- Dziękuję.
Dziwnie było mieć na sobie zwykłe ubranie po takim czasie noszenia tylko i wyłącznie piżamy. Nie miał do końca pewności czy mu się to podoba, bo oznaczałoby to spory krok w stronę wyzdrowienia a on jeszcze takowego nie zrobił. Mimo wszystko podczas rozmowy z matką wolał prezentować się bardziej profesjonalnie. Zwłaszcza jeśli w grę wchodziła wizyta w jej gabinecie, który od jego najmłodszych lat budził w nim lęk. Choćby nie wiadomo, jak próbował nie potrafił znaleźć jednego pozytywnego wspomnienia związanego z tym miejscem. Dlatego tak bardzo zależało mu na spotkaniu właśnie tam.
- Nie ma za co. Gotowy?
Wypuścił głośno powietrze.
- Bardziej nie będę.
Catarina nic mu na to nie odpowiedziała przez co w oczach chłopaka zyskała kilka dodatkowych punktów. Gdyby na jej miejscu był ktokolwiek inny z całą pewnością zacząłby go teraz namawiać do odwołania wizyty i pozwolenia by rzeczy toczyły się swoim rytmem aż do finału, nieważne jaki by się on nie okazał.
- W porządku. – Wykonała skomplikowany gest ręką i po chwili w pokoju pojawił się Portal, przez który Alec widział drzwi gabinetu matki. Przełknął ślinę.
- Myślałem, że przeniesiemy się do środka…
- A chcesz tego? – Spojrzała na niego sceptycznie a Alec zrozumiał, że wcale nie. Bo to pukanie i stanie w oczekiwaniu na „wejść” lub „proszę”, w zależności od humoru Maryse i Roberta, też było częścią przedstawienia jakie częściowo chciał odtworzyć. Pokręcił głową.
- W takim razie chodźmy.
Wyciągnęła ku niemu rękę, ale Łowca pokręcił głową. Ufał Catarinie i chciał z nią porozmawiać o tym, jednak dotknięcie to wciąż było za dużo. Wstał sam i niepewnie wykonał kilka kroków by zniknąć wewnątrz Portalu.
 
Stanie pod drzwiami wywoływało bolesne skurcze żołądka jednak temu uczuciu daleko było do paniki jakiej się spodziewał. Jak to możliwe, że wizja rozmowy z matką przerażała go mniej niż dotyk własnego parabatai? Parabatai, który przez lata był jego ostoją, wsparciem i jednym z powodów do życia? Czuł za sobą obecność Catariny, lecz kobieta po prostu stała nie ingerując w żaden sposób w tempo w jakim wszystko przeprowadzał. Powiedziała mu wcześniej, że idzie tam jedynie jako wsparcie medyczne i zaczeka pod drzwiami. Mają ją zawołać tylko jeśli jego ciało postanowi zastrajkować. Albo jeśli on sam uzna to za stosowne.
Wiedząc, że tylko opóźnia to co nieuniknione, ostatecznie spiął się w sobie i zapukał. Odpowiedź nadeszła niemal od razu a on się wzdrygnął. Zazwyczaj, jeśli rodzice nie kazali mu stać na korytarzu, oznaczało to, że zawiódł ich szczególnie mocno i zwyczajnie nie mają ochoty czekać dłużej z wyrażeniem swojego rozczarowania. Zaczęły trząść mu się kolana i aby temu zapobiec musiał ciągle przypominać sobie, że przecież to on poprosił o rozmowę.
Sam nie wiedział, dlaczego robił z tego tak wielką sprawę. No dobrze, wiedział. Po raz pierwszy zamierzał sprzeciwić się matce i zmusić ją by postąpiła tak jak on chciał.
Zebrawszy resztki odwagi wszedł do gabinetu i od razu uderzyła go jedna acz znacząca zmiana jaka zaszła w wystroju. Mianowicie naprzeciwko biurka matki stał fotel, do tej pory pełniący raczej funkcję reprezentacyjną pod jedną ze ścian. A przynajmniej Alec nie pamiętał by kiedykolwiek ktoś w nim siedział. Teraz wyglądało na to, że to będzie jego miejsce. Niepewnym krokiem ruszył do przodu aż zza fotela udało mu się dojrzeć matkę. Ona siedziała na swoim zwykłym miejscu, za biurkiem jednak jej postawa także uległa zmianie. Już nie była wyprostowana jak struna i nie biła z niej aura władczości, która zawsze peszyła Aleca. Wręcz przeciwnie. Maryse Lightwood wyglądała nawet przyjaźnie. Niemal tak samo jak w jego pokoju. I nagle zaczął się zastanawiać czy cały ten cyrk z przychodzeniem tutaj miał w ogóle sens. Czy nie szukał na siłę problemów dokładając tylko ich innym?
- Cześć kochanie. – Maryse uśmiechnęła się do syna i Alec zrozumiał co właściwie robił i dlaczego. Podobała mu się ta wersja matki jaką miał teraz. Nie chciał się z nią rozstawać nawet za cenę obdarcia jej z run. Jego upór w tej sprawie wynikał z poczucia obowiązku i wpajanej od małego odpowiedzialności za wszystkich wokół.
Miał nadzieję, że w swoim gabinecie Maryse stanie się tą samą twardą Nocną Łowczynią, z którą miał do czynienia przez ponad osiemnaście lat i jego zadanie okaże się dużo łatwiejsze. I znów się pomylił. Maryse zmieniła się na dobre a on był tym, który tą zmianę chciał uciąć nożem.
Niepewnym krokiem ruszył do przodu by ostatecznie nieproszonym usiąść w fotelu. Od razu też zrozumiał, dlaczego nigdy nikt z niego nie korzystał. Już chyba wolałby stać przez całą rozmowę, gdyby tylko to nie groziło jego szybkim zetknięciem z podłogą. Fotel był cholernie niewygodny. Próbował sobie wmówić, że matka doskonale o tym wiedziała, dlatego go tam postawiła, lecz jakaś racjonalna część niego mu na to nie pozwalała. Zwłaszcza widząc wyraz oczu Maryse.
- W porządku? – Musiała dostrzec jego dyskomfort, lecz nie potrafiła odnaleźć przyczyny. Bo w sumie kandydatów było całkiem sporo.
- Tak… - Pokiwał głową decydując, że niewygoda fotela będzie jego uziemieniem w tej sytuacji.
- W takim razie… - Maryse przełknęła ślinę, w gardle zaschło jej niemiłosiernie a nie pomyślała wcześniej o tym by przygotować sobie wodę. – O czym chciałeś porozmawiać, skarbie?
Teraz już nie chciał mówić o niczym. Nagle zapragnął by matka wzięła go w ramiona i przytuliła. I to pomimo jego niechęci do dotyku.
- Ja… - Również przełknął ślinę. Jemu też zaschło w gardle. – Musisz przestać – wyrzucił z siebie w końcu a Maryse zamarła. Zimny dreszcz słynął jej po plecach. Czyżby znowu popełniła jakiś błąd nawet nie zdając sobie z tego sprawy? Skrzywdziła Aleca? A może nieświadomie popychała go poza krawędź. Tak bardzo się wystraszyła, że nawet nie zwróciła uwagi na rozkazujący ton syna.
- Co mam przestać? – zapytała wkładając niemało wysiłku w to by głos jej nie drżał.
Alec, który był pewien, że na słowo „musisz” w Maryse odezwie się dawna ona i wszystko potoczy się jakoś łatwiej, zaczął skubać mankiet swetra.
- Alec? – Zastanawiała się czy ma wstać i podejść do syna czy też pozwolić mu zachować dystans. Wydawało się, że to właśnie było to czego potrzebował. – O czym mówisz? – Spróbowała nadać swojemu głosowi twardy ton jakiego wcześniej używała praktycznie nieświadomie, przy każdym zwróceniu się do syna. Teraz zaś, nawet na żądanie, jej to nie wychodziło. Zaraz miała przed oczami obrazy jakich nie powinna oglądać żadna matka. Ani żaden człowiek.
Dlaczego to było takie trudne? Przecież powinien móc umieć porozmawiać z własną matką bez tego ucisku w żołądku.
- Musisz przestać spotykać się z tą Przyziemną – wyrzucił z siebie w końcu na jednym wydechu. Jednocześnie zamknął oczy powstrzymując cisnące mu się do nich łzy. Zrobił to. Zaprzepaścił jedyną szansę na posiadanie matki jakiej od zawsze pragnął. Oraz odebrał te szansę Izzy, Jace’owi i Maxowi. Rodzeństwo go znienawidzi. I będą mieli rację.
- Kochanie? – usłyszał zdecydowanie zbyt blisko. Uchylił powieki i zobaczył, że matka klęczy obok fotela. Nie wyglądała na złą, raczej na zmartwioną.
- Mówisz o tej psycholog? – zapytała tylko pro forma. Bo kogo innego Alec mógł mieć na myśli? Przez moment zastanawiała się nawet skąd wie o jej sesjach, ale zaraz uznała, że to nie ma znaczenia. Prędzej czy później i tak by się dowiedział. Tylko dlaczego uważał rozmowę o tym za tak ważną by ryzykować dla niej własne zdrowie?
Pokiwał głową utkwiwszy wzrok w dłoniach matki ułożonych na oparciu fotela. Maryse podążyła za jego wzrokiem i od razu zabrała ręce. A przynajmniej chciała to zrobić, ale Alec jej na to nie pozwolił. Bardzo powoli uniósł własną dłoń i ostrożnie ścisnął palce matki. Pierwszy raz od dawna dotyk nie sprawił mu bólu. Jak urzeczony wpatrywał się w ich złączone ręce, a kiedy Maryse ostrożnie zaczęła gładzić kciukiem wierzch jego dłoni nie poczuł nagłej chęci by się wyrwać. Dotyk nadal nie sprawiał mu przyjemności, ale też wolny był od tego paraliżującego lęku jaki ostatnimi czasy zatruwał mu życie.
Przez jakiś czas siedzieli tak celebrując w ciszy pokonanie przez Aleca kolejnej ściany na drodze do wyzdrowienia, zupełnie zapominając co tak naprawdę przywiodło ich do tego pokoju.
To Alec pierwszy wrócił do rzeczywistości. Od małego wpajano mu, że musi być odpowiedzialny. Tak długo aż stało się to jego drugą naturą. Nic więc dziwnego, że potrafił porzucić wszystko, byleby tylko zrobić to co właściwe.
- Mamo? – wyszeptał.
Maryse niechętnie porzuciła kontemplację złączonych dłoni jej oraz syna i spojrzała na Aleca. Cudownie było móc znów dotykać jej małego chłopca i nie widzieć u niego tego strachu, lecz wiedziała, że to nie po to Alexander tu przybył. To był raczej rodzaj bonusu. Nagrody za jego starania.
- Tak skarbie?
- Naprawdę musisz przestać do niej chodzić.
- Dlaczego? – Musiała wiedzieć. Czy zmiana jaka w niej zaszła wcale nie była tą na lepsze? Czy cały czas łudziła się, iż wciąż może być dobrą matką?
Alec nie miał już siły powstrzymywać łez. Pozwolił im płynąć.
- Bo nie wybaczę sobie, jeżeli przez to zostaniesz wygnana.
Jeśli wcześniej myślała o tym by się kłócić to teraz cała ochota z niej uleciała. Wiedziała, że nawet gdyby uparła się i wciąż chodziła na sesję to i tak nie potrafiłaby już czerpać z nich pociechy. Cały czas miałaby przed oczami zapłakaną twarz syna. A kłótnia, nawet najbardziej niewinna, mogłaby zranić Aleca. Mógłby znów zacząć widzieć w niej osobę jaką była kiedyś. W czasach, gdy tak naprawdę nie obchodziły jej uczucia syna. Gdy widziała w nim tylko żołnierza i następcę. Czasach, które najchętniej wymazałaby z historii ich wszystkich.
- Dobrze kochanie.
Uniosła się delikatnie i pocałowała Aleca w czoło.
 
Magnus ostrożnie wszedł do pokoju Aleca i pierwszym co zobaczył był jego chłopak stojący przy oknie z rękami owiniętymi wokół ciała. Drżał jakby było mu zimno choć nadal miał na sobie jeansy i sweter. Czarownik nawet nie zdawał sobie sprawy z tego jak bardzo brakowało mu widoku Alexandra w normalnych ubraniach. Nawet jeśli te kłuły jego zmysł estetyczny.
- Kochanie? – zapytał, bo Łowca wydawał się nie zauważać jego przyjścia. Alec najpierw drgnął a potem odwrócił się powoli. Magnus od razu zauważył ślady łez na jego policzkach i aż ścisnęło go w dołku. Niezliczoną ilość razy pocieszał Aleca po „rozmowach” z matką. Teraz było jednak inaczej. To Alexander prosił o spotkanie i o ile mógł zgadywać Maryse musiała wyglądać podobnie do syna. Co nie zmieniało faktu, że Magnusowi pękało serce, gdy widział swojego Anioła smutnego.
- Mags? – Głos chłopaka był ochrypły i jakby nieco zardzewiały.
- Tak? – zapytał, lecz Alec nie odpowiedział. Zamiast tego zaczął iść w jego stronę. Nieco chwiejnie, więc Czarownik cały się spiął w oczekiwaniu na moment, w którym przyjdzie mu złapać ukochanego. Na szczęście nic takiego nie miało miejsca. Alec dotarł do niego bezpiecznie i zatrzymał się wystarczająco blisko by Magnus, gdyby tylko chciał i się odważył, mógłby wyciągnąć rękę by go dotknąć. Wiedział jednak, że nie wolno mu było czegoś takiego zrobić.
Przez chwilę patrzyli sobie w oczy a Magnus czuł jak bliskość Aleca powoli uderza mu do głowy. Dawno nie miał swojego chłopaka tak blisko na tak długo. Czuł, że jeśli zaraz coś się nie wydarzy może stracić samokontrolę i zrobić coś co zaprzepaści ostatnie tygodnie.
Nim jednak podjął jakąkolwiek decyzję Alec zrobił krok naprzód i… wpadł w ramiona Czarownika. Magnus stał jak sparaliżowany nie tylko z powodu szoku, ale też strachu. Nie miał pojęcia co zrobić a wirujące w głowie myśli wcale nie pomagały. Raz już świętował happy end całego tego koszmaru by zaraz ponownie widzieć swojego chłopaka całego we krwi wydającego ostatnie tchnienie. Bo może Alec chciał w ten sposób się pożegnać? Nie! To niemożliwe! Przecież powiedział… Obiecał…
- Obejmij mnie.
Usłyszał słowa będące niczym więcej jak tylko szeptem. Natomiast wyrażona nimi prośba miała siłę porównywalną z mocą samego Władcy Piekieł. Więc kim byłby Magnus, gdyby jej nie spełnił?
Powoli, żeby nie wystraszyć Alexandra uniósł ramiona i otoczył nimi kruche ciało chłopaka. Ten początkowo się spiął i zaczął nawet szybciej oddychać, lecz kiedy Magnus próbował zabrać ręce pokręcił przecząco głową.
- Daj mi chwilę. Chcę tego.
Pozostał więc nieruchomo bacznie obserwując zmiany zachodzące w Łowcy. Nawet wtedy, gdy ciało zaczynało mu drętwieć a umysł niemal doprowadził sam siebie do szaleństwa pod natłokiem myśli.
Lecz cały dyskomfort zniknął, kiedy tylko Alec rozluźnił się w jego ramionach i nawet sapnął z przyjemności.
- Kocham cię Mags.
 
Udana próba z dotknięciem matki kazała mu iść za ciosem. A osobą, którą najbardziej pragnął znów poczuć był oczywiście Magnus.
Początkowo chciał tylko złapać mężczyznę za rękę, być może pogłaskać po twarzy, ale kiedy zobaczył go stojącego tam i czekającego na… niego nie mógł się, powstrzymać. Po prostu wpadł w jego ramiona. Początkowo dotyk palił niczym tysiące rozżarzonych węgli, lecz kiedy uspokoił dudnienie w uszach i usłyszał to nieregularne bicie serca charakterystyczne dla Czarownika, udało mu się opanować pierwszy strach. A nawet poprosić o przytulenie. Wtedy też przyszła kolejna fala bólu i strachu. Uspokojenie jej zajęło mu dużo więcej czasu. A kiedy wreszcie się udało znów mógł cieszyć się dotykiem ukochanego. Łzy ulgi popłynęły mu po policzkach.
- Kocham cię, Mags.
- Też cię kocham, Alexandrze.
 
Alec rozejrzał się ciekawie po pokoju choć tak po prawdzie to nie było zbyt wiele do oglądania. Catarina zdecydowanie stawiała na minimalizm i w jej salonie poza kanapą, dwoma fotelami oraz stolikiem, na którym stał teraz dzbanek z herbatą oraz dwie ręcznie zdobione filiżanki, nie było nic. Czarownica nie miała nawet telewizora. Z drugiej strony, kiedy miałaby go oglądać biorąc pod uwagę ilość czasu jaką spędzała w szpitalu?
Jednakże prostota tego miejsca wcale nie wywoływała uczucia pustki. Wręcz przeciwnie. Brzoskwiniowe ściany oraz miękki beżowy dywan bardzo ocieplały wnętrze i dawały poczucie swojskości.
- Nie tego się spodziewałeś, co? – zapytała gospodyni siadając w jednym z foteli. Gestem wskazała mu kanapę, na której od razu usiadł przyzwyczajony do wykonywania poleceń.
Wzruszył ramionami. Do tej pory wydawało mu się, że wszyscy Czarownicy są nieco ekscentryczni i z uporem maniaka zbierają pamiątki z minionych czasów. Przynajmniej Magnus tak robił.
- Wolę skupić się na tym co tu i teraz – wyjaśniła Catarina zupełnie jakby wiedziała, dokąd powędrowały myśli chłopaka. – Tak jest łatwiej.
Nie zamierzał tego kwestionować. Nawet nie próbował sobie wyobrazić jak to jest żyć stulecia podczas gdy osoby, które kochasz powoli umierają. To samo stanie się z nim i Magnusem i sama myśl o tym wywoływała w nim bezdenny smutek. Dlatego na razie odsuwał ją od siebie najdalej jak to tylko możliwe. Aktualnie jego głowa miała zbyt wiele problemów i bez tego.
- Herbaty? – zapytała Catarina a on pokręcił głową. Już dzisiaj wypił jedną z takich mieszanek i nie chciał powtarzać tego doświadczenia zbyt szybko. Wszystko co wolno mu było jeść i pić było albo bez smaku albo tak obrzydliwe, że tylko czary Magnusa powstrzymywały go przed zwymiotowaniem wszystkiego na pościel.
- W porządku. – Czarownica nie wyglądała na urażoną. – Powiedz… Tęsknisz za normalnym jedzeniem?
Zastanowił się.
- Nie – przyznał w końcu nieco skruszony. Nadal nie odczuwał głodu i najchętniej wykreśliłby każdy posiłek ze swojego dnia. Po minie Catariny trudno było wywnioskować jakie wrażenie zrobiła na niej ta odpowiedź.
- W porządku – powtórzyła. – Nie jesteśmy tu, żeby rozmawiać o jedzeniu. Chyba że zmieniłeś zdanie? – Uniosła brew.
Pokręcił głową jednocześnie wkładając złączone ręce pomiędzy uda. W ten sposób chciał zapobiec ich drżeniu. Zaraz miał powiedzieć tej kobiecie o tym co do tej pory pozostawało tajemnicą jego i dwójki nieżyjących już Łowców. Nie wiedział czy mu się to uda.
- Zacznij, kiedy tylko będziesz gotowy – zachęciła go Catarina samej usadawiając się wygodniej w fotelu. Alec spojrzał na wolne miejsce na kanapie.
- Mam się położyć? – Widział coś takiego kiedyś w jednym filmie Magnusa i prawdę mówiąc przerażało go to.
- Tylko jeśli czujesz, że tego chcesz.
Ponownie pokręcił głową. Zdecydowanie bardziej wolał siedzieć. I…
- Dostanę jakiś koc? – zapytał cicho a Cat machnęła ręką i zaraz puszysta tkanina w kolorze écru okrywała jego nogi. Szybko podciągnął ją pod samą brodę. Od razu lepiej.
- Nie musisz się spieszyć – zapewniła kobieta. Ale on chciał się spieszyć. Chciał jak najszybciej zacząć, bo samo oczekiwanie wydawało mu się koszmarem.
Otworzył usta, ale nic z nich nie wyszło. Spróbował znowu. Z tym samym skutkiem. Dopiero za trzecim razem zdołał coś wyartykułować, lecz z mową nie miało to nic wspólnego. Cat wstała i włożyła mu w dłoń szklankę wody. Napił się i spróbował ponownie. Z dużo lepszym skutkiem.
- Za… pierwszym razem… Tylko mnie dotykali…
 
 
- Narozrabiałeś.
Alec miał na tyle przyzwoitości by z pokorą przyjąć połajankę Catariny. Spuścił głowę i nie odzywał się ani słowem podczas gdy kobieta perorowała nad jego nieodpowiedzialnym zachowaniem z wczoraj. Musiała się przy tym bardzo hamować, żeby nie powiedzieć o kilku słów za dużo. Zwykle miewała więcej cierpliwości dla pacjentów a sam anioł Razjel, na którego tak bardzo lubili powoływać się Nocni Łowcy świadkiem, że kilku z nich miało jeszcze „ciekawsze” pomysły niż młody Nefilim. Nie mogła jednak wyrzucić z głowy przerażonego głosu Magnusa, który zadzwonił do niej niemal łkając.
- Alec umiera.
Tylko tyle udało mu się z siebie wydusić. Ponadto był zbyt rozbity by sklecić najprostsze zaklęcie lecznicze i tak naprawdę narobił więcej szkody niż pożytku. Ale to Catarina była w stanie stwierdzić dopiero dostawszy się do Instytutu. W pierwszej chwili myślała, że Alec podjął kolejną próbę. Kiedy poznała prawdę tylko miłość do Magnusa i pielęgnowane przez wieki poczucie obowiązku sprawiły, że nie obróciła się na pięcie i wyczarowawszy Portal, nie zniknęła gdzieś na Bali.
- Mogę wiedzieć co ci strzeliło do głowy? Przecież wiesz, że musisz odpoczywać.
Do tej pory wydawało jej się, że Alec nawet cieszył się z zarządzonego aresztu domowego. Czy też raczej pokojowego. Pomagał mu on dojść do siebie. Więc dlaczego nagle postanowił szlajać się po Instytucie?
- Jad demona nie tylko uszkodził ci żołądek, ale także…
- Osłabił serce – wszedł jej w słowo i to było pierwsze co powiedział dzisiejszego ranka. – Wiem… Przepraszam.
Jak to możliwe, że wyświechtany frazes, którym uraczono ją już kilka milionów razy, w ustach tego chłopaka brzmiał tak… godnie? Prawdziwie? Tak, że ani przez chwilę nie wątpiła w prawdziwość jego intencji.
- To nie mnie powinieneś przepraszać – powiedziała starając się, żeby jej głos brzmiał ostro. Ale też nie za ostro.
- Ciebie też – nie ustępował Alec. Jak przez mgłę pamiętał to, co działo się, odkąd osunął się na podłogę w korytarzu; jednak tego, że Catarina zjawiła się ubrana we flanelową koszulę był bardziej niż pewien. – Przeszkodzili ci. – Nie do końca wiedział, kto zawiadomił Czarownicę i nie chciał strzelić gafy. – Poza tym po raz kolejny mi pomogłaś po tym jak zjebałem sprawę.
Jakiś niezbyt uprzejmy głosik szepnął Catarinie, że Alec mówiąc o zjebaniu wcale nie miał na myśli samej próby a raczej jej końcowy rezultat.
- Nie musisz mnie przepraszać.
Usiadła w fotelu wiedząc, że jeśli chce porozmawiać z Alexandrem nie powinna stać nad nim jak kat nad dobrą duszą. Zdecydowanie lepsze efekty osiągnie zniżając się do jego poziomu.
- Wystarczy, jak powiesz mi, dlaczego to zrobiłeś, skoro wiedziałeś, że ci nie wolno.
Alec ponownie zaczął miętosić piłeczkę, którą mu dała. Prawdę mówiąc nie spodziewała się takiej popularności swojego prezentu.
- Myślałem, że dam radę…
Catarina milczała zdając sobie sprawę, że to był dopiero wstęp.
Alec poruszył się niespokojnie na poduszkach. Wstyd palił go całego. Zamiast przestać przysparzać rodzinie kłopotów robił wszystko, żeby tylko dołożyć im zmartwień. W tym momencie żałował już nawet samej próby a nie tylko tego, że się nie udała. Może gdyby nie zrobił nic… Ponad to, co robił do tej pory. Na pewno jakoś uniemożliwiłby Clary pójście z nimi… A później… Znów zacisnąłby zęby i przetrwał wszystko, co przygotował dla niego Raj. Wtedy przynajmniej jego rodzina nie byłaby zmuszona stąpać wokół niego na palcach i narażać się Clave…
- Alec!
Poczuł jak ktoś nim potrząsa.
- Alec!
W głosie Catariny czaiła się panika. Spojrzał na kobietę, ale jej to w ogóle nie uspokoiło.
- Powiedz coś.
Zdziwiony otworzył usta, żeby spełnić jej prośbę i dopiero wtedy dotarło do niego, że przestał oddychać. Zaczął spazmatycznie łapać powietrze jednocześnie odkrywając jak bardzo trzęsą mu się ręce. Nie był w stanie nawet utrzymać piłki i zabawka potoczyła się po jego nogach by ostatecznie spaść z łóżka. Nie miał jednak czasu się nad tym zastanawiać, bo znów stracił oddech. Starał się z całych sił, ale jego ciało nie chciało przyjąć tak bardzo potrzebnej mu dawki tlenu. Było jak podczas ataku paniki z tą różnicą, że teraz miał pełną świadomość tego co się z nim działo i mógł trzeźwo myśleć.
Nagle próby złapania oddechu zaczęły przynosić rezultaty. Początkowo niewielkie, ale rosnące z każdym wdechem. Spojrzał na swoją klatkę piersiową i zobaczył, że otulała ją magia Catariny.
- Dziękuję – wychrypiał, kiedy w końcu oddychanie znów stało się czynnością naturalną.
Catarina miała ochotę wygłosić tyradę o tym jak bardzo Alec potrzebuje pomocy w uporaniu się z przeszłością, nie powiedziała jednak nic. Już raz wyciągnęła w stronę chłopaka rękę i nie mogła go ciągle naciskać by ją chwycił. Dlatego zamiast tego spytała po prostu:
- Lepiej ci?
Pokiwał głową całkowicie skonsternowany. Nie miał pojęcia co to było. Początkowo chciał nawet zapytać o to Catarinę, ale wtedy musiałby powiedzieć jej o czym myślał. A na to nie był gotowy.
- Dziękuję.
Machnęła ręką po czym schyliła się i podniosła jego piłkę. Uradowany przyjął ją z powrotem.
- Skoro znów ze mną jesteś to może wrócimy do twoich tłumaczeń?
Obserwowała chłopaka uważnie. Nie wyglądał na wykończonego jak po wcześniejszych atakach paniki. Już nawet oddychał normalnie. Bardzo chciała wiedzieć jakie myśli wpędziły go w ten stan. Miała nadzieję, że kiedyś się tego dowie. I to od samego Aleca.
W sumie nie miał nic przeciwko. I tak chciał się z tego wytłumaczyć.
- Myślałem, że dam radę – powtórzył. – W końcu to niedaleko. A musiałem porozmawiać z mamą.
- A nie pomyślałeś, że możesz ją zwyczajnie zawołać? Albo zaczekać aż sama przyjdzie? Co było tak ważne, że ryzykowałeś własnym zdrowiem?
Alec mocniej ścisnął piłkę. Teraz, gdy się nad tym zastanowił faktycznie zareagował zbyt impulsywnie. I trochę nielogicznie.
- Chciałem z nią porozmawiać o tym psychologu – przyznał w końcu. Catarina pragnęła wierzyć, że chodziło o to, iż on sam zdecydował się skorzystać z pomocy, jednak już dawno przestała się oszukiwać i wkładać różowe okulary na każdą okazję.
- Chciałeś jej powiedzieć, żeby sobie go darowała?
Pokiwał głową.
- Ale wolałem zrobić to na jakimś neutralnym gruncie… Nie u mnie w pokoju.
W sumie go rozumiała. Traktował sypialnię jako swój azyl więc pomysł przeprowadzenia trudnej rozmowy akurat tu mógł go odstręczać. Co nie zmienia faktu, że jego zachowanie było skrajnie nieodpowiedzialne.
- Nie popieram tego…
Wyraźnie się skrzywił.
- Ale rozumiem, że to dla ciebie ważne.
Oczy Aleca rozszerzyły się niczym dwa wielkie spodki. Wyglądał teraz tak młodo i niewinnie. Jak… Normalny nastolatek.
- Dlatego myślę, że byłabym w stanie ci pomóc. Pod dwoma warunkami.
Alec poczuł, jak uchodzi z niego powietrze. No tak, tego mógł się spodziewać; nikt nie robił dla niego nic bezinteresownie. Wiedział, że w tym momencie był niesprawiedliwy wobec wielu osób, ale myśli kłębiące się w jego głowie zaburzały mu postrzeganie świata. One i to dziwne mrowienie pod skórą, jakie towarzyszyło mu od chwili, gdy tylko ponownie przywołał Raja w myślach. I nawet magia Catariny nic nie mogą na nie poradzić.
- Jakimi? – zapytał pewien, iż odpowiedź mu się nie spodoba.
- Po pierwsze. Na następny spacer pójdziesz dopiero kiedy ja ci pozwolę. I zabierzesz ze sobą obstawę. Tak na wszelki wypadek.
Zaryzykował odłożenie piłki. Póki co to nie brzmiało tak źle. Poza tym wspomnienia tego jak zachował się względem Jace’a… Na chwilę obecną miał dość spacerów. Postanowił ograniczyć wysiłek fizyczny jedynie do trasy łóżko – łazienka.
- A drugi warunek? – zapytał przeczuwając najgorsze.
Catarina przysiadła na brzegu łóżka i spojrzała chłopakowi prosto w oczy.
- Najpierw musisz mi obiecać, że dotrzymasz pierwszego.
Miał ochotę przewrócić oczami, ale ostatecznie zrezygnował. Czarownica mogłaby to źle odebrać.
- Przysięgam na Razjela.
Ku jego zdumieniu Catarina lekko się uśmiechnęła.
- Nie chodziło mi o aż taką przysięgę. Zadowoliłabym się zwykłym „obiecuję”.
Alec sam nie wiedział jak to się stało, ale i na jego twarzy pojawił się uśmiech. Może chodziło o postawę Catariny. Była w stanie mu uwierzyć na słowo. Czyli… wierzyła w niego. To całkiem nieźle podbudowywało ego.
- W takim razie obiecuję.
Przyrzekła sobie, że nie powie Magnusowi o tym uśmiechu. Jeszcze byłby zazdrosny. A Alec naprawdę ładnie się uśmiechał. Dlatego żałowała, że zaraz przyjdzie jej zmazać ten uśmiech.
- Jeśli chodzi o drugi warunek… - zawiesiła głos. – Zastanowisz się na poważnie nad moją propozycją rozmowy. I nie chodzi mi o odrzucenie tego pomysłu na starcie. Chodzi mi o poważne zastanowienie się. Mniej więcej tak intensywne jak twoja wewnętrzna walka przed zaproszeniem Magnusa na pierwszą randkę.
Chłopak zarumienił się gwałtownie. Jednocześnie na jego usta wstąpił nieśmiały uśmiech a oczy nieco zmętniały. Catarina gotowa była dać uciąć sobie rękę, że właśnie wrócił do przytoczonego przez nią momentu. Może to był jakiś sposób? Zarzucać Aleca wspomnieniami miłych wydarzeń w jego życiu? Tylko czy istniało ich wystarczająco dużo, by wyprowadzić go na prostą? Tym bardziej, że nie mogli korzystać z żadnych, w których występował Jace. Sama tego nie rozgryzie. Konieczna była rozmowa z rodzeństwem Alexandra.
- To jak? – zapytała chcąc na nowo zwrócić jego uwagę na siebie.
Pokręcił głową niczym wybudzający się ze snu szczeniak. Uśmiech momentalnie zgasł a oczy pociemniały. Tylko rumieniec pozostał na miejscu.
- Właściwie to już to zrobiłem.
Otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale uciszył ją ruchem ręki.
- Naprawdę. I… chcę z tobą porozmawiać… Chcę, żebyś mi pomogła.
 
Magnus był co prawda nieśmiertelny jednak w żadnym wypadku nie przekładało się to na jego cierpliwość. Wręcz przeciwnie. Był istotą nadpobudliwą, gwałtowną, która musiała dostać to czego chcę najszybciej jak tylko się da. Nic więc dziwnego, że magia bardzo ułatwiała mu życie. Dzięki niej wymarzony przedmiot mógł mieć zaraz po pstryknięciu palcami.
Tak naprawdę cierpliwości, ale takiej prawdziwej cierpliwości a nie ułudy na potrzeby Ragnora, zaczął uczyć się dopiero przy Alecu. I cóż, nie była to ani łatwa, ani miła droga. Nie mógł na przykład zrozumieć, dlaczego jego ukochany tak długo zwlekał z ujawnieniem się oraz ogłoszeniem ich romansu światu. Na szczęście zazwyczaj udawało mu się trzymać swój niewyparzony język za zębami, bo inaczej jego relacje z Alekiem mogłyby nigdy nie rozwinąć się do tego etapu na jakim byli teraz.
Musiał przyznać, że Alexander wykonał całkiem niezłą robotę i choć nadal nikt nie nazwałby go najcierpliwszym człowiekiem na ziemi, to teraz był w stanie choćby korzystać z przyziemnej poczty, jeśli chodzi o zakupy w sieci zamiast posiłkować się magią i po prostu przyzywać potrzebne mu przedmioty.
W tym momencie jednak czuł, że cierpliwość jakiej się nauczył to kropla w morzu jego potrzeb. Stojąc pod drzwiami Aleca miał wrażenie, że minęły godziny podczas gdy wszystkie możliwe zegarki mówiły jedynie o kwadransie. Ponadto coraz ciężej było mu utrzymywać w ryzach chęć wyważenia tych cholernych drzwi i wtargnięcia do środka. Powstrzymywała go jedynie wizja rozczarowanego nim Aleca oraz wściekłej Catariny. I tak już wiele zawdzięczał przyjaciółce, więc dokładanie jej zmartwień było zwyczajnie nie fair. Będzie musiał jej to wszystko później wynagrodzić. Może jakieś wakacje na słonecznej plaży? Chociaż, jak znał Cat to kobieta bardziej ucieszyłaby się ze sporej dotacji na szpital, w którym pracowała. W sumie… To też dałoby się załatwić.
W końcu drzwi się otworzyły i stanęła w nich Catarina. Magnus ze zdziwieniem odkrył, że część z jego mięśni automatycznie się rozluźnia. To dziwne, bo nawet nie wiedział, że je napiął. Nie wiedział też, że tak dobrze umiał odczytywać wyraz twarzy przyjaciółki. Teraz był pewien, że Alecowi nic nie grozi tylko patrząc na Catarinę.
- Będzie żył – oświadczyła Czarownica a stojąca obok Magnusa Maryse odetchnęła z ulgą. Czarownik wciąż przyzwyczajał się do tej nowej wersji Łowczyni. Miał tylko nadzieję, że przetrwa ona pierwszą poważniejszą kontrolę w Instytucie.
- Czy możemy do niego wejść? – zapytała Maryse podczas gdy Magnus już trzymał dłoń na klamce. Która niespodziewanie kopnęła go prądem o niskim natężeniu.
- Ała! – Nie udało mu się powstrzymać krzyku. Był to wyraz bardziej zdziwienia niż bólu, choć samo doświadczenie nie należało do najprzyjemniejszych.
- No i gdzie się pakujesz? – spytała Catarina marszcząc brwi. Chociaż starała się wyglądać groźnie, widział, że jej oczy miały ten specyficzny błysk świadczący o tym, że stało się coś na co czekała. Teraz pytanie czy chodziło o Aleca czy też o to drobne zaklęcie. Taki metaforyczny pstryczek w nos, w stosunku do przyjaciela, który władował ją na minę więcej niż tysiąc razy podczas ostatniego stulecia. Nie… Na pewno chodziło o Aleca.
- Chciałem… – zaczął, ale urwał zrozumiawszy, że pytanie było hipotetyczne.
Tymczasem Catarina zdążyła już zwrócić się do Maryse, która przyglądała się tej scenie z mieszanymi uczuciami.
- Alec chce z tobą porozmawiać – oświadczyła bladej jak ściana kobiecie. Maryse zrobiła krok w stronę drzwi pokoju syna a Magnus mógłby przysiąc, że słyszał bicie serca Łowczyni. I chociaż zżerała go ciekawość to bardziej chyba współczuł kobiecie. Nigdy nie znosił frazy „musimy porozmawiać”. To zawsze zwiastowało kłopoty. A tych teraz mieli aż nadto.
- Nie – Catarina powstrzymała Maryse już po zaledwie dwóch krokach. – W twoim gabinecie – oświadczyła a oczy Łowczyni rozszerzyły się niemal do granic ludzkich możliwości. – Spokojnie, zaprowadzę go tam bez jego uszczerbku na zdrowiu. – Wiedziała, że nie tylko tym martwiła się teraz Łowczyni, ale jeśli mogła uspokoić choć jedną z obaw, postanowiła to zrobić.
- Dlaczego? – Tylko tyle udało się wydusić z siebie Maryse.
- Alec ci wszystko wyjaśni – obiecała. – A teraz idź. Przyjdziemy za chwilę.
Na jedną krótką chwilę w Maryse obudziła się dawna duma i przekonanie, że ona – wielka Nocna Łowczyni, szefowa Instytutu Nowojorskiego – jest ponad słuchanie rozkazów jakiejś parszywej Podziemnej. I to, jeśli chodziło o jej dziecko! Zaraz jednak przypomniała sobie poświęcenie jakie Catarina wkładała w wyleczenie Alexandra.
- Dobrze. – Kiwnęła głową i poszła. Na korytarzu za to został Magnus.
- Cat… - zaczął Czarownik, ale przyjaciółka mu przerwała.
- Wiem, że się martwisz, ale z Alekiem wszystko w porządku. A tę rozmowę po prostu musimy pozwolić mu przeprowadzić. To dla niej wyszedł wczoraj z pokoju.
Magnus zaczął obracać jeden ze swoich licznych pierścieni. Bardzo chciał spytać Catarinę o co dokładnie chodziło. Niemal tak samo mocno pragnął by to Alec sam mu o tym powiedział. Tak jak wcześniej, gdy czuł, że może swojemu chłopakowi zdradzić wszystko. Ciążyła mu ta cisza między nimi. Siedząc obok Alexandra czuł, że chłopak pożądał jego obecności i naprawdę był szczęśliwy mając go blisko. Ale trwająca pomiędzy nimi cisza wcale nie była wygodna. A nawet jeśli doszło do rozmowy to wciąż nie na tym poziomie intymności do jakiego przywykł Czarownik.
- Będę mógł później do niego wejść? – zapytał z nadzieją.
Catarina pokiwała głową.
- Będzie cię potem potrzebował. Zrób wszystko, żeby go wesprzeć.
Powinien czuć się urażony insynuacją jakoby do tej pory się nie starał, jednak wiedział, że nie to Catarina miała na myśli. Alexander musiał mieć naprawdę ważną sprawę do matki.
Po kręgosłupie Magnusa przebiegł dreszcz. Kiedy, w końcu, wszystko zacznie się układać?
 
Nigdy wcześniej własny gabinet nie wydał się Maryse tak obcy. Nie potrafiła się w nim odnaleźć, każdy mebel wydawał się stać nie na miejscu a całość wręcz ją odpychała, mimo iż to przecież ona, w głównej mierze, stała za jego urządzeniem. Postanowiła, że w pierwszej wolnej chwili go przemebluje. Na samym początku zaś pozbędzie się tego okropnego biurka, które aktualnie budziło w niej niemal odruch wymiotny.
Żałowała, że nie może zrobić tego teraz, w tym momencie. Przed przyjściem Aleca. Skoro syn już uparł się, żeby poważnie z nią porozmawiać chciała zapewnić mu ku temu jak najlepsze warunki. Tak by nie obudziły się w nim wspomnienia wszystkich tych razów, gdy stał przed nią wyprostowany jak struna bez słowa skargi przyjmując wszystkie gorzkie słowa jakimi postanowiła go uraczyć.
Pomyślała co może zrobić w ciągu tych kilku minut jakie jej dano. Olśnienie przyszło nagle i choć rozwiązanie nie było idealne postanowiła z niego skorzystać. Wyciągnęła z kieszeni stele i zaczęła rysować sobie na przedramieniu runę siły.
 
Alec z wdzięcznością spojrzał na Catarinę. Gdy tylko wróciła, nawet nie pytając go o zdanie, machnęła ręką i już po chwili miał na sobie własne jeansy i podkoszulek. Zaś tuż obok leżał jeden z jego swetrów. Jakimś cudem Czarownicy udało się wyczarować ten z najmniejszą liczbą dziur.
- Dziękuję.
Dziwnie było mieć na sobie zwykłe ubranie po takim czasie noszenia tylko i wyłącznie piżamy. Nie miał do końca pewności czy mu się to podoba, bo oznaczałoby to spory krok w stronę wyzdrowienia a on jeszcze takowego nie zrobił. Mimo wszystko podczas rozmowy z matką wolał prezentować się bardziej profesjonalnie. Zwłaszcza jeśli w grę wchodziła wizyta w jej gabinecie, który od jego najmłodszych lat budził w nim lęk. Choćby nie wiadomo, jak próbował nie potrafił znaleźć jednego pozytywnego wspomnienia związanego z tym miejscem. Dlatego tak bardzo zależało mu na spotkaniu właśnie tam.
- Nie ma za co. Gotowy?
Wypuścił głośno powietrze.
- Bardziej nie będę.
Catarina nic mu na to nie odpowiedziała przez co w oczach chłopaka zyskała kilka dodatkowych punktów. Gdyby na jej miejscu był ktokolwiek inny z całą pewnością zacząłby go teraz namawiać do odwołania wizyty i pozwolenia by rzeczy toczyły się swoim rytmem aż do finału, nieważne jaki by się on nie okazał.
- W porządku. – Wykonała skomplikowany gest ręką i po chwili w pokoju pojawił się Portal, przez który Alec widział drzwi gabinetu matki. Przełknął ślinę.
- Myślałem, że przeniesiemy się do środka…
- A chcesz tego? – Spojrzała na niego sceptycznie a Alec zrozumiał, że wcale nie. Bo to pukanie i stanie w oczekiwaniu na „wejść” lub „proszę”, w zależności od humoru Maryse i Roberta, też było częścią przedstawienia jakie częściowo chciał odtworzyć. Pokręcił głową.
- W takim razie chodźmy.
Wyciągnęła ku niemu rękę, ale Łowca pokręcił głową. Ufał Catarinie i chciał z nią porozmawiać o tym, jednak dotknięcie to wciąż było za dużo. Wstał sam i niepewnie wykonał kilka kroków by zniknąć wewnątrz Portalu.
 
Stanie pod drzwiami wywoływało bolesne skurcze żołądka jednak temu uczuciu daleko było do paniki jakiej się spodziewał. Jak to możliwe, że wizja rozmowy z matką przerażała go mniej niż dotyk własnego parabatai? Parabatai, który przez lata był jego ostoją, wsparciem i jednym z powodów do życia? Czuł za sobą obecność Catariny, lecz kobieta po prostu stała nie ingerując w żaden sposób w tempo w jakim wszystko przeprowadzał. Powiedziała mu wcześniej, że idzie tam jedynie jako wsparcie medyczne i zaczeka pod drzwiami. Mają ją zawołać tylko jeśli jego ciało postanowi zastrajkować. Albo jeśli on sam uzna to za stosowne.
Wiedząc, że tylko opóźnia to co nieuniknione, ostatecznie spiął się w sobie i zapukał. Odpowiedź nadeszła niemal od razu a on się wzdrygnął. Zazwyczaj, jeśli rodzice nie kazali mu stać na korytarzu, oznaczało to, że zawiódł ich szczególnie mocno i zwyczajnie nie mają ochoty czekać dłużej z wyrażeniem swojego rozczarowania. Zaczęły trząść mu się kolana i aby temu zapobiec musiał ciągle przypominać sobie, że przecież to on poprosił o rozmowę.
Sam nie wiedział, dlaczego robił z tego tak wielką sprawę. No dobrze, wiedział. Po raz pierwszy zamierzał sprzeciwić się matce i zmusić ją by postąpiła tak jak on chciał.
Zebrawszy resztki odwagi wszedł do gabinetu i od razu uderzyła go jedna acz znacząca zmiana jaka zaszła w wystroju. Mianowicie naprzeciwko biurka matki stał fotel, do tej pory pełniący raczej funkcję reprezentacyjną pod jedną ze ścian. A przynajmniej Alec nie pamiętał by kiedykolwiek ktoś w nim siedział. Teraz wyglądało na to, że to będzie jego miejsce. Niepewnym krokiem ruszył do przodu aż zza fotela udało mu się dojrzeć matkę. Ona siedziała na swoim zwykłym miejscu, za biurkiem jednak jej postawa także uległa zmianie. Już nie była wyprostowana jak struna i nie biła z niej aura władczości, która zawsze peszyła Aleca. Wręcz przeciwnie. Maryse Lightwood wyglądała nawet przyjaźnie. Niemal tak samo jak w jego pokoju. I nagle zaczął się zastanawiać czy cały ten cyrk z przychodzeniem tutaj miał w ogóle sens. Czy nie szukał na siłę problemów dokładając tylko ich innym?
- Cześć kochanie. – Maryse uśmiechnęła się do syna i Alec zrozumiał co właściwie robił i dlaczego. Podobała mu się ta wersja matki jaką miał teraz. Nie chciał się z nią rozstawać nawet za cenę obdarcia jej z run. Jego upór w tej sprawie wynikał z poczucia obowiązku i wpajanej od małego odpowiedzialności za wszystkich wokół.
Miał nadzieję, że w swoim gabinecie Maryse stanie się tą samą twardą Nocną Łowczynią, z którą miał do czynienia przez ponad osiemnaście lat i jego zadanie okaże się dużo łatwiejsze. I znów się pomylił. Maryse zmieniła się na dobre a on był tym, który tą zmianę chciał uciąć nożem.
Niepewnym krokiem ruszył do przodu by ostatecznie nieproszonym usiąść w fotelu. Od razu też zrozumiał, dlaczego nigdy nikt z niego nie korzystał. Już chyba wolałby stać przez całą rozmowę, gdyby tylko to nie groziło jego szybkim zetknięciem z podłogą. Fotel był cholernie niewygodny. Próbował sobie wmówić, że matka doskonale o tym wiedziała, dlatego go tam postawiła, lecz jakaś racjonalna część niego mu na to nie pozwalała. Zwłaszcza widząc wyraz oczu Maryse.
- W porządku? – Musiała dostrzec jego dyskomfort, lecz nie potrafiła odnaleźć przyczyny. Bo w sumie kandydatów było całkiem sporo.
- Tak… - Pokiwał głową decydując, że niewygoda fotela będzie jego uziemieniem w tej sytuacji.
- W takim razie… - Maryse przełknęła ślinę, w gardle zaschło jej niemiłosiernie a nie pomyślała wcześniej o tym by przygotować sobie wodę. – O czym chciałeś porozmawiać, skarbie?
Teraz już nie chciał mówić o niczym. Nagle zapragnął by matka wzięła go w ramiona i przytuliła. I to pomimo jego niechęci do dotyku.
- Ja… - Również przełknął ślinę. Jemu też zaschło w gardle. – Musisz przestać – wyrzucił z siebie w końcu a Maryse zamarła. Zimny dreszcz słynął jej po plecach. Czyżby znowu popełniła jakiś błąd nawet nie zdając sobie z tego sprawy? Skrzywdziła Aleca? A może nieświadomie popychała go poza krawędź. Tak bardzo się wystraszyła, że nawet nie zwróciła uwagi na rozkazujący ton syna.
- Co mam przestać? – zapytała wkładając niemało wysiłku w to by głos jej nie drżał.
Alec, który był pewien, że na słowo „musisz” w Maryse odezwie się dawna ona i wszystko potoczy się jakoś łatwiej, zaczął skubać mankiet swetra.
- Alec? – Zastanawiała się czy ma wstać i podejść do syna czy też pozwolić mu zachować dystans. Wydawało się, że to właśnie było to czego potrzebował. – O czym mówisz? – Spróbowała nadać swojemu głosowi twardy ton jakiego wcześniej używała praktycznie nieświadomie, przy każdym zwróceniu się do syna. Teraz zaś, nawet na żądanie, jej to nie wychodziło. Zaraz miała przed oczami obrazy jakich nie powinna oglądać żadna matka. Ani żaden człowiek.
Dlaczego to było takie trudne? Przecież powinien móc umieć porozmawiać z własną matką bez tego ucisku w żołądku.
- Musisz przestać spotykać się z tą Przyziemną – wyrzucił z siebie w końcu na jednym wydechu. Jednocześnie zamknął oczy powstrzymując cisnące mu się do nich łzy. Zrobił to. Zaprzepaścił jedyną szansę na posiadanie matki jakiej od zawsze pragnął. Oraz odebrał te szansę Izzy, Jace’owi i Maxowi. Rodzeństwo go znienawidzi. I będą mieli rację.
- Kochanie? – usłyszał zdecydowanie zbyt blisko. Uchylił powieki i zobaczył, że matka klęczy obok fotela. Nie wyglądała na złą, raczej na zmartwioną.
- Mówisz o tej psycholog? – zapytała tylko pro forma. Bo kogo innego Alec mógł mieć na myśli? Przez moment zastanawiała się nawet skąd wie o jej sesjach, ale zaraz uznała, że to nie ma znaczenia. Prędzej czy później i tak by się dowiedział. Tylko dlaczego uważał rozmowę o tym za tak ważną by ryzykować dla niej własne zdrowie?
Pokiwał głową utkwiwszy wzrok w dłoniach matki ułożonych na oparciu fotela. Maryse podążyła za jego wzrokiem i od razu zabrała ręce. A przynajmniej chciała to zrobić, ale Alec jej na to nie pozwolił. Bardzo powoli uniósł własną dłoń i ostrożnie ścisnął palce matki. Pierwszy raz od dawna dotyk nie sprawił mu bólu. Jak urzeczony wpatrywał się w ich złączone ręce, a kiedy Maryse ostrożnie zaczęła gładzić kciukiem wierzch jego dłoni nie poczuł nagłej chęci by się wyrwać. Dotyk nadal nie sprawiał mu przyjemności, ale też wolny był od tego paraliżującego lęku jaki ostatnimi czasy zatruwał mu życie.
Przez jakiś czas siedzieli tak celebrując w ciszy pokonanie przez Aleca kolejnej ściany na drodze do wyzdrowienia, zupełnie zapominając co tak naprawdę przywiodło ich do tego pokoju.
To Alec pierwszy wrócił do rzeczywistości. Od małego wpajano mu, że musi być odpowiedzialny. Tak długo aż stało się to jego drugą naturą. Nic więc dziwnego, że potrafił porzucić wszystko, byleby tylko zrobić to co właściwe.
- Mamo? – wyszeptał.
Maryse niechętnie porzuciła kontemplację złączonych dłoni jej oraz syna i spojrzała na Aleca. Cudownie było móc znów dotykać jej małego chłopca i nie widzieć u niego tego strachu, lecz wiedziała, że to nie po to Alexander tu przybył. To był raczej rodzaj bonusu. Nagrody za jego starania.
- Tak skarbie?
- Naprawdę musisz przestać do niej chodzić.
- Dlaczego? – Musiała wiedzieć. Czy zmiana jaka w niej zaszła wcale nie była tą na lepsze? Czy cały czas łudziła się, iż wciąż może być dobrą matką?
Alec nie miał już siły powstrzymywać łez. Pozwolił im płynąć.
- Bo nie wybaczę sobie, jeżeli przez to zostaniesz wygnana.
Jeśli wcześniej myślała o tym by się kłócić to teraz cała ochota z niej uleciała. Wiedziała, że nawet gdyby uparła się i wciąż chodziła na sesję to i tak nie potrafiłaby już czerpać z nich pociechy. Cały czas miałaby przed oczami zapłakaną twarz syna. A kłótnia, nawet najbardziej niewinna, mogłaby zranić Aleca. Mógłby znów zacząć widzieć w niej osobę jaką była kiedyś. W czasach, gdy tak naprawdę nie obchodziły jej uczucia syna. Gdy widziała w nim tylko żołnierza i następcę. Czasach, które najchętniej wymazałaby z historii ich wszystkich.
- Dobrze kochanie.
Uniosła się delikatnie i pocałowała Aleca w czoło.
 
Magnus ostrożnie wszedł do pokoju Aleca i pierwszym co zobaczył był jego chłopak stojący przy oknie z rękami owiniętymi wokół ciała. Drżał jakby było mu zimno choć nadal miał na sobie jeansy i sweter. Czarownik nawet nie zdawał sobie sprawy z tego jak bardzo brakowało mu widoku Alexandra w normalnych ubraniach. Nawet jeśli te kłuły jego zmysł estetyczny.
- Kochanie? – zapytał, bo Łowca wydawał się nie zauważać jego przyjścia. Alec najpierw drgnął a potem odwrócił się powoli. Magnus od razu zauważył ślady łez na jego policzkach i aż ścisnęło go w dołku. Niezliczoną ilość razy pocieszał Aleca po „rozmowach” z matką. Teraz było jednak inaczej. To Alexander prosił o spotkanie i o ile mógł zgadywać Maryse musiała wyglądać podobnie do syna. Co nie zmieniało faktu, że Magnusowi pękało serce, gdy widział swojego Anioła smutnego.
- Mags? – Głos chłopaka był ochrypły i jakby nieco zardzewiały.
- Tak? – zapytał, lecz Alec nie odpowiedział. Zamiast tego zaczął iść w jego stronę. Nieco chwiejnie, więc Czarownik cały się spiął w oczekiwaniu na moment, w którym przyjdzie mu złapać ukochanego. Na szczęście nic takiego nie miało miejsca. Alec dotarł do niego bezpiecznie i zatrzymał się wystarczająco blisko by Magnus, gdyby tylko chciał i się odważył, mógłby wyciągnąć rękę by go dotknąć. Wiedział jednak, że nie wolno mu było czegoś takiego zrobić.
Przez chwilę patrzyli sobie w oczy a Magnus czuł jak bliskość Aleca powoli uderza mu do głowy. Dawno nie miał swojego chłopaka tak blisko na tak długo. Czuł, że jeśli zaraz coś się nie wydarzy może stracić samokontrolę i zrobić coś co zaprzepaści ostatnie tygodnie.
Nim jednak podjął jakąkolwiek decyzję Alec zrobił krok naprzód i… wpadł w ramiona Czarownika. Magnus stał jak sparaliżowany nie tylko z powodu szoku, ale też strachu. Nie miał pojęcia co zrobić a wirujące w głowie myśli wcale nie pomagały. Raz już świętował happy end całego tego koszmaru by zaraz ponownie widzieć swojego chłopaka całego we krwi wydającego ostatnie tchnienie. Bo może Alec chciał w ten sposób się pożegnać? Nie! To niemożliwe! Przecież powiedział… Obiecał…
- Obejmij mnie.
Usłyszał słowa będące niczym więcej jak tylko szeptem. Natomiast wyrażona nimi prośba miała siłę porównywalną z mocą samego Władcy Piekieł. Więc kim byłby Magnus, gdyby jej nie spełnił?
Powoli, żeby nie wystraszyć Alexandra uniósł ramiona i otoczył nimi kruche ciało chłopaka. Ten początkowo się spiął i zaczął nawet szybciej oddychać, lecz kiedy Magnus próbował zabrać ręce pokręcił przecząco głową.
- Daj mi chwilę. Chcę tego.
Pozostał więc nieruchomo bacznie obserwując zmiany zachodzące w Łowcy. Nawet wtedy, gdy ciało zaczynało mu drętwieć a umysł niemal doprowadził sam siebie do szaleństwa pod natłokiem myśli.
Lecz cały dyskomfort zniknął, kiedy tylko Alec rozluźnił się w jego ramionach i nawet sapnął z przyjemności.
- Kocham cię Mags.
 
Udana próba z dotknięciem matki kazała mu iść za ciosem. A osobą, którą najbardziej pragnął znów poczuć był oczywiście Magnus.
Początkowo chciał tylko złapać mężczyznę za rękę, być może pogłaskać po twarzy, ale kiedy zobaczył go stojącego tam i czekającego na… niego nie mógł się, powstrzymać. Po prostu wpadł w jego ramiona. Początkowo dotyk palił niczym tysiące rozżarzonych węgli, lecz kiedy uspokoił dudnienie w uszach i usłyszał to nieregularne bicie serca charakterystyczne dla Czarownika, udało mu się opanować pierwszy strach. A nawet poprosić o przytulenie. Wtedy też przyszła kolejna fala bólu i strachu. Uspokojenie jej zajęło mu dużo więcej czasu. A kiedy wreszcie się udało znów mógł cieszyć się dotykiem ukochanego. Łzy ulgi popłynęły mu po policzkach.
- Kocham cię, Mags.
- Też cię kocham, Alexandrze.
 
Alec rozejrzał się ciekawie po pokoju choć tak po prawdzie to nie było zbyt wiele do oglądania. Catarina zdecydowanie stawiała na minimalizm i w jej salonie poza kanapą, dwoma fotelami oraz stolikiem, na którym stał teraz dzbanek z herbatą oraz dwie ręcznie zdobione filiżanki, nie było nic. Czarownica nie miała nawet telewizora. Z drugiej strony, kiedy miałaby go oglądać biorąc pod uwagę ilość czasu jaką spędzała w szpitalu?
Jednakże prostota tego miejsca wcale nie wywoływała uczucia pustki. Wręcz przeciwnie. Brzoskwiniowe ściany oraz miękki beżowy dywan bardzo ocieplały wnętrze i dawały poczucie swojskości.
- Nie tego się spodziewałeś, co? – zapytała gospodyni siadając w jednym z foteli. Gestem wskazała mu kanapę, na której od razu usiadł przyzwyczajony do wykonywania poleceń.
Wzruszył ramionami. Do tej pory wydawało mu się, że wszyscy Czarownicy są nieco ekscentryczni i z uporem maniaka zbierają pamiątki z minionych czasów. Przynajmniej Magnus tak robił.
- Wolę skupić się na tym co tu i teraz – wyjaśniła Catarina zupełnie jakby wiedziała, dokąd powędrowały myśli chłopaka. – Tak jest łatwiej.
Nie zamierzał tego kwestionować. Nawet nie próbował sobie wyobrazić jak to jest żyć stulecia podczas gdy osoby, które kochasz powoli umierają. To samo stanie się z nim i Magnusem i sama myśl o tym wywoływała w nim bezdenny smutek. Dlatego na razie odsuwał ją od siebie najdalej jak to tylko możliwe. Aktualnie jego głowa miała zbyt wiele problemów i bez tego.
- Herbaty? – zapytała Catarina a on pokręcił głową. Już dzisiaj wypił jedną z takich mieszanek i nie chciał powtarzać tego doświadczenia zbyt szybko. Wszystko co wolno mu było jeść i pić było albo bez smaku albo tak obrzydliwe, że tylko czary Magnusa powstrzymywały go przed zwymiotowaniem wszystkiego na pościel.
- W porządku. – Czarownica nie wyglądała na urażoną. – Powiedz… Tęsknisz za normalnym jedzeniem?
Zastanowił się.
- Nie – przyznał w końcu nieco skruszony. Nadal nie odczuwał głodu i najchętniej wykreśliłby każdy posiłek ze swojego dnia. Po minie Catariny trudno było wywnioskować jakie wrażenie zrobiła na niej ta odpowiedź.
- W porządku – powtórzyła. – Nie jesteśmy tu, żeby rozmawiać o jedzeniu. Chyba że zmieniłeś zdanie? – Uniosła brew.
Pokręcił głową jednocześnie wkładając złączone ręce pomiędzy uda. W ten sposób chciał zapobiec ich drżeniu. Zaraz miał powiedzieć tej kobiecie o tym co do tej pory pozostawało tajemnicą jego i dwójki nieżyjących już Łowców. Nie wiedział czy mu się to uda.
- Zacznij, kiedy tylko będziesz gotowy – zachęciła go Catarina samej usadawiając się wygodniej w fotelu. Alec spojrzał na wolne miejsce na kanapie.
- Mam się położyć? – Widział coś takiego kiedyś w jednym filmie Magnusa i prawdę mówiąc przerażało go to.
- Tylko jeśli czujesz, że tego chcesz.
Ponownie pokręcił głową. Zdecydowanie bardziej wolał siedzieć. I…
- Dostanę jakiś koc? – zapytał cicho a Cat machnęła ręką i zaraz puszysta tkanina w kolorze écru okrywała jego nogi. Szybko podciągnął ją pod samą brodę. Od razu lepiej.
- Nie musisz się spieszyć – zapewniła kobieta. Ale on chciał się spieszyć. Chciał jak najszybciej zacząć, bo samo oczekiwanie wydawało mu się koszmarem.
Otworzył usta, ale nic z nich nie wyszło. Spróbował znowu. Z tym samym skutkiem. Dopiero za trzecim razem zdołał coś wyartykułować, lecz z mową nie miało to nic wspólnego. Cat wstała i włożyła mu w dłoń szklankę wody. Napił się i spróbował ponownie. Z dużo lepszym skutkiem.
- Za… pierwszym razem… Tylko mnie dotykali…
 
______________________________________________
Przepraszam, że rozdział jakiś taki… krótki. Chciałam zawrzeć w nim dużo więcej, ale pokonały mnie pierogi, krokiety i reszta tego szajsu jaki trzeba odpierdolić nim będzie można pokłócić się z rodziną przy świątecznym stole. A bardzo zależy mi, żeby dotrzymać publikacji co poniedziałek. Tak więc… przepraszam.
I Wesołych Świąt.

 

 


 

1 komentarz:

  1. Pierwszy krok ❤️ cieszę się że idzie ku dobremu. Czekam na kolejny rozdział

    OdpowiedzUsuń