UTRACONA NIEWINNOŚĆ
26
Magnus wciągnął głęboko
spory haust powietrza, przytrzymał go chwilę w płucach by ostatecznie wypuścić
ze świstem. Całą operację powtórzył jeszcze trzy razy, nim ręce przestały mu
się trząść. Zbliżała się kulminacja ostatniego tygodnia koszmaru, na który składał
się strach o Aleca, walka z własnym poczuciem winy, niekończące rozmowy z
policjantami, wkradanie w łaski pielęgniarek (Anna nie tylko odzyskała idealną
kopię swojego kubka, ale także ze trzydzieści innych, które przy okazji wpadły
Magnusowi w oko) oraz umoralniające rozmowy z Catariną i Ragnorem. Kochał
swoich przyjaciół i naprawdę był im wdzięczny za to, że nie zostawili go z tym wszystkim
samego, ale czasem miał ochotę wywalić ich przez okno. Zwłaszcza wtedy, gdy
sami, nieświadomie, napędzali dręczące go koszmary. Jak ten, że być może Alec
już nigdy nie będzie chciał go widzieć. Bądź co bądź prawie przez niego umarł.
Czy raczej za niego.
A teraz miał
skonfrontować swoje lęki z rzeczywistością. Bo Alec nareszcie się obudził i
wreszcie pozwolono mu się z nim zobaczyć. Znaczy lekarz zezwolił na odwiedziny,
bo gdyby Magnus, w tej kwestii, zwróciłby się do Jace’a, zapewne zostałby
poszczuty psami. Nawet jeśli blondyn najpierw musiałby takie bestie kupić i
wytresować.
Dobra, ostatni szybki
wdech i można wchodzić, powiedział sobie.
Nacisnął klamkę.
Był przygotowany na
wiele, ale widok Aleca niemal ginącego w wielkim szpitalnym łóżku prawie zwalił
go z nóg. W dodatku porozstawiana dookoła medyczna aparatura tylko dodawała grozy
całej sytuacji.
Alec chyba spał, bo w
żaden sposób nie zareagował na jego wejście. Magnus, najciszej jak tylko się
dało, zamknął za sobą drzwi po czym, niemal na paluszkach, podszedł do łóżka. Teraz
mógł przyjrzeć się mężczyźnie uważniej. Jego usta opuścił syk, którego nie
potrafił opanować. Twarz Aleca była sina, ogromne cienie pod oczami upodabniały
go do pandy a ostre kości policzkowe niemal przebijały cienką, jak pergamin, skórę.
Gdyby Magnus miał zgadywać powiedziałby, że ukochany stracił jakieś dziesięć kilo,
lekko licząc. Najgorsza jednak była maska tlenowa zasłaniająca dolną połowę
twarzy Aleca. Materiał, przy każdym wydechu, pokrywał się cieniutką warstwą
pary, ale Magnus i tak zdołał dostrzec koszmarnie popękane usta. Coś ścisnęło
go w dołku. Jeszcze nie tak dawno temu, te same usta szeptały mu „kocham cię”
podczas najbardziej intymnych aktów.
Nie mogąc się już dłużej
powstrzymać, złapał mężczyznę za dłoń. Skóra była zimna i lepka od potu, lecz
mimo to i tak ją pocałował. I chyba to właśnie obudziło Alexandra. Najpierw
mocniej zacisnął powieki a później nieco je uchylił. Zobaczywszy Magnusa jego
twarz rozjaśnił uśmiech. Z gatunku raczej tych niepewnych, ale mężczyzna i tak
był zachwycony.
- Cześć przystojniaku –
Bane uśmiechnął się i pochyliwszy głowę pocałował Alexandra w czoło. W nozdrza
uderzył go smród potu, leków i choroby. Z najwyższym trudem powstrzymał odruch
wymiotny. To przecież Alec.
Mężczyzna zmarszczył brwi
jakby się nad czymś głęboko zastanawiał.
- Jesteś cały? – wychrypiał.
Z jakiegoś powodu jego gardło zdawało się być zdarte do krwi.
Magnus nie wiedział czy
było to pytanie, czy też raczej stwierdzenie faktu, dlatego tylko pokiwał
głową. Alec sapnął i maska pokryła się grubą warstwą pary.
- Więc zdejmij to cholerstwo
i pocałuj mnie porządnie – zażądał.
Magnus zawahał się.
Ostatnie czego chciał to zrobić Alecowi krzywdę. A z jakiegoś powodu przecież
lekarze nałożyli mu te maskę…
- Nic mi nie będzie. –
Alexander chyba odgadł co go trapi. – To tylko na chwilę… - urwał, żeby wziąć
głębszy oddech. Nagle cały pomysł wydał się Magnusowi jeszcze gorszy.
- Poza tym, jaki jest
sens posiadania chłopaka, jeśli ten nawet nie całuje cię poprawnie?
Serce Magnusa najpierw
stanęło a potem zaczęło wyczyniać fikołki o jakim się kardiologom nie śniło. Chłopaka?
To znaczy, że Alec nadal chciał z nim być? Mimo wszystko?
Powstrzymując łzy
ostrożnie zdjął maskę. Oddech Aleca momentalnie stał się cięższy, bardziej
świszczący. Bane niemal zaklął. Zamiast tego jednak złożył na spękanych ustach
szybki pocałunek i odłożył maskę na miejsce. Alec jeszcze przez dobre dwie
minuty uspokajał oddech. Magnus miał ochotę nieźle mu wygarnąć za tę
niefrasobliwość, ale widok rozanielonej twarzy i spojrzenie pełne miłości go
powstrzymywały.
- Tego właśnie potrzebowałem
– sapnął Alexander, gdy mógł już normalnie oddychać. – Kocham cię.
Czy po takim wyznaniu Magnus
mógłby się jeszcze gniewać?
- Ja ciebie też. –
Odgarnął kilka kosmyków z czoła ukochanego. – I naprawdę dziękuję za uratowanie
życia. Jestem do niego dość przywiązany – uśmiechnął się słabo. To nie był jego
najlepszy żart, ale na nic lepszego chwilowo nie było go stać. Zbyt dużo emocji
kłębiło mu się w głowie. Głównie była to ulga tak wielka, że ledwie mógł
oddychać. Alec nadal go kochał! Alec wciąż chciał z nim być! Alec nazwał go
swoim chłopakiem!
- Jednak na przyszłość
wolałbym, żebyś bardziej myślał o sobie. Twoje życie jest cenniejsze…
- Myślę, że to raczej
dość subiektywna opinia – przerwał mu Alexander. Czoło mężczyzny przecinała
pionowa bruzda. – Kocham cię i wolałbym zginąć niż żeby tobie miała by się stać
jakakolwiek krzywda.
Oczy Magnusa zaszły mgłą.
Tak bardzo chciał powiedzieć teraz coś romantycznego, ale nawet zwykłe „kocham
cię” nie chciało przejść przez jego ściśnięte gardło. To była najwspanialsza i
najbardziej niesamowita rzecz jaką ktokolwiek, kiedykolwiek mu powiedział. Nie
przywykł do tego, by ktoś poświęcał się dla niego, dlatego decyzja Catariny nie
tylko go rozczuliła, ale także uwierała w ten specyficzny kawałek sumienia. A
teraz Alexander przywalił w niego z rusznicy przeciwpancernej.
- Alexandrze… - wyszeptał
z najwyższym trudem. – Ja…
- Co to? – przerwał mu
Alec zadając pytanie tak nie pasujące do całej rozmowy, że w pierwszej chwili Magnus
go nie zrozumiał. Dopiero uporczywe spojrzenie mężczyzny, wbite w jego dłoń
naprowadziło go na trop.
- Balony – odpowiedział
zgodnie z prawdą, po czym wstał i zaczął przywiązywać trzy ogromne, wypełnione
helem balony do poręczy łóżka. Każdy z nich mienił się wszystkimi kolorami
tęczy i wyglądał jakby obsypano go brokatem (Magnus musiał nieco podrasować
pomysł pierwotnego projektanta). W dodatku na jednym pysznił się napis Szybkiego
powrotu do zdrowia a na dwóch pozostałych – kreskówkowe pieski i kotki z
bandażami w różnych losowych miejscach.
Alec przyglądał im się z
dziwnie zadowoloną miną i Magnus nie miał serca besztać go za zmianę tematu. Mogą
przecież przedyskutować wszystko później. Alec wciąż był jego więc nic nie
stało na przeszkodzie.
- Miałem też kwiaty –
oświadczył kończąc wiązać ostatni balon. – Ale ograbiły mnie z nich pielęgniarki.
Podobno tutaj nie wolno… - Naburmuszył się teatralnie a Alec zachichotał. Choć
dźwięk był zniekształcony przez maskę, Magnus i tak mógłby go słuchać godzinami.
Wrócił na swoje miejsce i
nakrył rękę Alexandra własną. Mężczyzna
szybko tak obrócił dłoń, że mogli spleść palce. Z czego Magnus skwapliwie
skorzystał.
- Co to? – Tym razem to
on zadał pytanie skubiąc, przy okazji, mankiet piżamy Alexandra. Dopiero teraz
zwrócił na nią uwagę i musiał przyznać, że poczuł się nieco zdezorientowany.
Policzki Aleca pokrył
rumieniec, co przy niezdrowo sinym odcieniu skóry, dało raczej niepokojący
efekt. Magnus musiał przygryźć policzek od środka, żeby nie jęknąć. Za to
poczucie winy na nowo zaczęło mieć używanie w jego wnętrzu.
- Piżama wstydu –
wyszeptał Alec nie patrząc na ukochanego. – Pomysł Izzy – dodał gwoli
wyjaśnienia, które tak naprawdę nie wyjaśniało nic. Magnus dość jasno mu to zakomunikował
najpierw łapiąc go za brodę i zmuszając by na niego spojrzał a potem unosząc
wysoko brwi. Każdemu innemu Alec kazałby się odwalić, ale dla Magnusa zrobiłby wszystko.
- Uznała, że skoro tak
bardzo ją wystraszyłem to należy mi się kara. I to dotkliwa. W związku z tym
poszła i kupiła najbardziej obciachową piżamę jaką tylko udało jej się znaleźć
w sklepie. Przy okazji zaszantażowała czymś Jace’a, więc na pomoc z jego strony
nie mam co liczyć. – Skrzywił się nieznacznie. – I tak zostałem skazany na to
cholerstwo.
Magnus, z pewną
satysfakcją, patrzył na cukierkowo różową piżamę z kołnierzykiem i kieszonką na
piersi. Po całym materiale biegały małe kreskówkowe kotki. Kilka toczyło przed
sobą kłębki niebieskiej włóczki, kilka uganiało się za motylkami, dostrzegł też
ze dwa, które do zabawy użyły własnego ogona. Szczegóły nadruku były wręcz niesamowite.
- Chyba że ty… - W głosie
Aleca pobrzmiewała nadzieja. Szybko jednak zgasła, bowiem Magnus zrobił minę,
jakby go obrażono.
- Nie ma mowy! Po
pierwsze nie chcę narazić się twojej siostrze a po drugie, ta piżama jest
urocza. Pasuje ci.
- Nie jestem uroczy –
obruszył się Alec.
- Jesteś, jesteś. – Magnus
pocałował go w czoło. – I to o wiele bardziej niż ci się wydaje. -Puścił mu oko a Alec wydął policzki, co niesamowicie
rozczuliło Bane’a. – Swoją drogą nie mogę się doczekać aż poznam Isabelle
osobiście – powiedział nim zdążył ugryźć się w język. Wciąż nie ustalili, jak
ma wyglądać ich związek, więc poznanie siostry Aleca wcale nie było takie
oczywiste. Zmartwił się, że Alec pomyśli, iż się narzuca albo – co gorsze –
zapomniał o swojej propozycji. Zdenerwowany czekał na odpowiedź ukochanego.
Alec głośno westchnął, co
kazało się być błędem, bo zaraz jego klatka piersiowa eksplodowała bólem. Magnus
już poderwał się z krzesła, żeby biec po pomoc, ale mężczyzna powstrzymał go
gestem. Przez następne kilka minut oddychał płytko aż wszystko się uspokoiło. W
tym czasie Magnusowi udało się przygryźć własną wargę aż do krwi.
- Hej… - Alec delikatnie
ścisnął jego dłoń. – Przestań. Nic się nie stało. Już jest dobrze.
Magnus pokręcił głową.
- Nie jest. I to moja
wina. Alexandrze…
- Nie twoja – przerwał
mu. – Tylko tego kolesia co sobie coś ubzdurał. Mam nadzieję, że zamkną go u
czubków i wyrzucą klucz, żeby już nigdy więcej ci nie groził – urwał, bo tak
długa tyrada nieco go zmęczyła.
Magnus zaczął
przeczesywać mu włosy.
- Taki jest plan. Na
razie czekamy na decyzję psychiatrów. A jakby to nie wyszło, to Raphael coś
mówił o dubeltówce schowanej pod łóżkiem.
– Choć w zamierzeniu miał to być żart, jakoś żaden się nie roześmiał.
Obaj zbyt dobrze znali Raphaela by nie brać jego słów za realną groźbę.
- Wracając do Izzy… -
Alec porzucił wątek, który zdecydowanie źle mu się kojarzył i wolałby poruszyć
go dopiero gdy poczuje się lepiej. – Mam wrażenie, że poznanie was odbije mi
się czkawką.
Magnus zmartwiał.
- Dlaczego? – Ile złych
myśli na sekundę potrafi najść człowieka? Bo on chyba właśnie podwyższał
statystyki.
- Bo jak was znam, zaraz
się, skumacie i przeprowadzicie zmasowany atak na moją garderobę.
Magnus milczał przez
chwilę starając się przetrawić pozyskane informacje i złożyć je w jedną,
logiczną całość. Alec miał zamiar przedstawić go siostrze. I zdawał się w ogóle
nie martwić tym, co mogłaby powiedzieć o ich związku. Czy to znaczy, że
przestał wstydzić się bycia gejem, czy też może zamierzał skorzystać z prawa do
ukrywania, jakie dał mu wcześniej? Ale czy w takim wypadku musiałby martwić się
o garderobę?
Zatopiony w rozważaniach
nie od razu usłyszał, że Alec coś do niego mówił. Dopiero po dłuższej chwili
udało mu się wypaść z transu.
- Co? – zapytał
odpędzając zbyt wiele, zbyt natrętnych myśli.
- Randka – powtórzył Alec
cierpliwie. – Nasza pierwsza. Ciągle jeszcze jej nie mieliśmy. Mam nadzieję, że
kiedy w końcu mnie stąd wypuszczą zabierzesz mnie gdzieś. I dostanę swoje
kwiaty. – Puścił mu oczko.
Dusza Magnusa zaśpiewała.
Choć przywykł raczej do nieśmiałej i spłoszonej wersji Alexandra, to musiał
przyznać, że ta bardziej stanowcza, przesycona pewnością siebie też mu
odpowiada. Poczuł przyjemny dreszcz rosnącego podniecenia. Wiedział, że w najbliższym
czasie będzie musiał sobie radzić na własną rękę, ale jeśli tylko w
perspektywie miał Aleca nie przeszkadzało mu to. Nie był aż tak niewyżyty seksualnie,
jak można by przypuszczać.
- Oczywiście! – krzyknął
nieco zbyt głośno. – Znam świetną knajpkę, gdzie mają najlepszy kebab na wschód
od Marrakeszu! Albo możemy wsiąść w samolot i polecieć do Marrakeszu! Co tylko
zechcesz! – Błysnął zębami a Alec roześmiał się cicho.
- A coś normalniejszego?
Wiesz… Nigdy nie byłem na randce i nie bardzo orientuję się, jakby to miało
wyglądać… - Zarumienił się. – Bo domyślam się, że komedie romantyczne dają
raczej zakłamany obraz rzeczywistości…
Magnus powoli trawił usłyszane
słowa. To, że Alec nigdy nie poszedł na randkę z mężczyzną było dla niego
jasne, ale całkowicie zerowe doświadczenie na tym polu? Jakoś nie mieściło mu
się to w głowie. Przecież niemal każda osoba homoseksualna, a już w szczególności
tak negatywnie nastawiona do własnych preferencji jak Alec, na początku drogi,
do pełnego poznania siebie, stara się stworzyć typowy heteroseksualny związek.
Do tej pory zakładał, że Alexander ma za sobą przynajmniej dwie – trzy randki z
koleżankami z klasy. Cholera! Jego rodzice niemal zaplanowali mu wesele! I
zrobili to dla dzieciaka, który nigdy, żadnej dziewczyny nie zabrał nawet do
kina?!
Alec musiał źle
zinterpretować jego milczenie, bo odwrócił głowę zawstydzony do granic absurdu.
- Pewnie uważasz, że
jestem dziwny – mruknął. Świadomość bycia na uboczu całej tej maszynerii
miłosno-randkowej, z roku na rok, coraz bardziej go uwierała. Teraz zaś owo uwieranie
osiągnęło apogeum. Magnus musiał go mieć za kompletnego świra i przegrywa.
Zaczął się nawet bać, czy swoim wyznaniem nie przestraszył mężczyzny. Może
Magnus, po przemyśleniu wszystkich za i przeciw uzna, że szkoda tracić na niego
czas? W końcu musiałby uczyć go od podstaw wszystkich elementów związku…
Rzeczy, które dla wszystkich były oczywiste. Jak choćby to, co się robi na
pierwszej randce.
- Hej.
Poczuł palce Magnusa na
policzku, tuż obok zakończenia maski tlenowej. Nie oponował zbytnio, gdy mężczyzna
przekręcał jego głowę, tak by móc spojrzeć mu w oczy.
- Alexandrze… -
Uśmiechnął się ciepło. – Nie mogę powiedzieć, że nie jestem zaskoczony.
Okazałeś się być jeszcze bardziej niewinny niż na początku zakładałem. I to coś
zdecydowanie dobrego – oświadczył z mocą. – Cieszę się, że jestem twoim
pierwszym, na tak wielu płaszczyznach.
Otarł łzawiące oczy.
Głupie szpitalne powietrze. Przecież on wcale nie płakał! Zaraz potem musiał otrzeć
oczy Aleca. Tak. To zdecydowanie coś w powietrzu.
- I obiecuję, że zabiorę
cię na najlepszą pierwszą randkę w historii. Dlatego musisz jak najszybciej
stąd wyjść. – Uniósł dłoń mężczyzny i pocałował go w kostki.
Alexander uśmiechnął się
w odpowiedzi. Magnus zauważył, że mężczyzna jest zmęczony. Tylko fakt, iż
trzymał ukochanego za rękę, powstrzymał go przed pacnięciem się w czoło. Mocno.
Najlepiej dzierżąc młotek. Albo inne stalowe narzędzie. Przecież Alexander był
po ciężkiej operacji i ciągle dochodził do siebie! A on tu wpadł i gada jak
najęty.
- Może się prześpisz? –
zasugerował. – Ja już sobie pójdę.
Alexander pokręcił głową.
- Nie… Nie idź. –
Brzmiało to jak błaganie. – Zostań. – Widać było, że walczył z ogarniającą go sennością
i tylko strach przed utratą Magnusa trzymał go przy tej stronie rzeczywistości.
Bane poczuł, jak kolejna bariera w jego sercu zostaje strzaskana na kawałki. Do
tej pory nawet nie podejrzewał, że można kochać kogoś tak mocno. Naraz
wszystkie dotychczasowe miłostki wydały mu się niewiele warte. Coś jak
szczeniackie zauroczenie w pierwszych latach podstawówki.
- Zostanę – obiecał i
zaczął gładzić dłoń Alexandra kciukiem.
Na twarzy mężczyzny
odmalowała się ulga.
- Opowiedz mi coś o sobie
– poprosił. – Chcę wiedzieć o tobie wszystko.
Magnus zmilczał fakt, iż
to właśnie Alexander, ze wszystkich ludzi na ziemi, wiedział o nim najwięcej.
Nie o takie informacje chodziło mężczyźnie.
- To może opowiem ci jak
poznałem Raphaela? – Mimowolnie uśmiechnął się do wspomnień. Tak, to była dobra
historia. I nawet nie zrobił z siebie wtedy zbyt dużego durnia, więc nie musiał
się wstydzić.
Odpowiedziało mu
potwierdzające chrząknięcie.
- To było tak…
Przez następną godzinę
opowiadał a Alec to przysypiał, to znów budził się, odruchowo sprawdzając czy
Magnus był obok. Uspokojony starał się słuchać, ale ostatecznie i tak morzył go
sen.
Kiedy poległ ostatecznie Magnus
umilkł. Jeszcze przez jakiś czas wpatrywał się w śpiącego mężczyznę, po czym
pocałował go w czoło i wyszedł.
Następne dni były dla
Magnusa jednymi z najszczęśliwszych w życiu. Niemal cały swój wolny czas
spędzał w szpitalu, z Alekiem. I im dłużej przebywali w swoim towarzystwie, im
więcej rozmawiali ze sobą, tak od serca, bez wiszącego nad nimi strachu
Alexandra, tym bardziej Magnus utwierdzał się w przekonaniu, że oto znalazł
mężczyznę swojego życia. Połówkę jabłka. Tego, który był mu przeznaczony. Mężczyznę,
z którym chciał wziąć ślub, mieć dzieci (dwoje… no może troje, dwóch chłopców i
dziewczynkę), zestarzeć się… Hamował się przed natychmiastowym kupieniem pierścionka
i padnięciem na kolana przed Alexandrem, w tej paskudnej szpitalnej sali. W
końcu mógłby przestraszyć Aleca. No i wciąż nie ustalili dokładnie statusu
swojego związku. Przecież Alec mógł chcieć
zachować wszystko w sekrecie. Ta myśl uwierała Magnusa i kładła cienie na
odzyskanym co dopiero, szczęściu. Świadomość, że być może nigdy nie zamieszka z
ukochanym a ich spotkania będą wyznaczały głupie konwenanse społeczne dotyczące
przyjaciół, bolała. Do tej pory myślał, że otrzymanie Aleca w jakiejkolwiek
formie będzie spełnieniem marzeń. Teraz odkrył jak bardzo się mylił. Poznał
prawdziwe znaczenie stwierdzenia: dasz palec a będą chcieli całą rękę. On
chciał nie tylko rękę, ale całego Alexandra! Dwadzieścia cztery godziny na
dobę, siedem dni w tygodniu!
Milczał jednak nie
zwierzając się ze swoich wątpliwości ukochanemu. W końcu sam zaproponował ten
układ i też nie miał prawa narzekać.
- Żartujesz! – Alec śmiał
się tak, że w końcu dostał ataku kaszlu. Zgięty w pół starał się złapać oddech
a przerażony Magnus próbował założyć mu maskę tlenową. Mężczyzna odpędzał się
od niego, jak od natrętnej muchy.
- Daj spokój – wysapał
wreszcie. – Nic się nie dzieje.
Magnus był zgoła innego
zdania, ale posłusznie odłożył maskę, choć jego ciało wzbraniało się przed tym.
Alec dopiero drugi dzień oddychał w pełni samodzielnie i nie mógł pozbyć się wrażenia,
że zaraz wydarzy się coś złego.
- Hej. – Alec złapał go
za rękę i delikatnie pociągnął, tym samym zmuszając by partner przy nim usiadł.
– Przestań się martwić. Jest dobrze.
Troska Magnusa mu
pochlebiała. No i to było raczej urocze, gdy ktoś starał się spełnić wszystkie
twoje zachcianki, nim w ogóle o nich pomyślisz. A już, zwłaszcza jeśli tym kimś
był twój chłopak. Chłopak… Alec zamyślił się. Mógł nazywać Magnusa swoim chłopakiem.
To było niczym spełnienie marzeń. Po raz pierwszy w życiu czuł się naprawdę
szczęśliwy. Bez żadnego cholernego „ale”. Bez tego uporczywego głosu w głowie,
który bez przerwy mówił mu, że swoim zachowaniem zaraz kogoś rozczaruje. A
nawet jeśli ten otwierał usta, wystarczyło, że przypomniał sobie pełne miłości
kocie oczy Magnusa.
- Kocham cię – powiedział
zupełnie bez związku z poprzednią dyskusją, ale czuł, że musi wyrzucić to z
siebie, bo zaraz się udusi.
Z radością patrzył jak
twarz Magnusa łagodnieje, kąciki ust unoszą się delikatnie a w oczach lśnią
wesołe iskierki.
- Ja ciebie też. – Pochylił
się i delikatnie musnął wargami jego usta. Alec chciał pogłębić pocałunek, ale
w tym momencie drzwi do sali otworzyły się z rozmachem i wparował przez nie
Jace.
Magnus poderwał się
gwałtownie klnąc pod nosem. Powinien wiedzieć, że jego fart nie będzie trwał
wiecznie i w końcu wpadnie na Złotowłosą. Do tej pory jakoś udawało mu się go
unikać, dzięki czemu mógł spychać, w najgłębsze zakamarki świadomości, myśli o konfrontacji.
Teraz jednak okazało się, że była ona nieunikniona. Spojrzał na Aleca. Gdyby
chociaż wiedział, jak ma się zachować. Co Alexander chce powiedzieć bratu. Do
tej pory jakoś o tym nie rozmawiali i nagle Magnus zaczął się zastanawiać,
który z nich bardziej unikał tematu. Wyszło mu, że on.
Idiota, pomyślał.
- Cześć braciszku! – Jace
wszedł do sali, jak do siebie, objuczony masą reklamówek i pojemników. – Jak
się czu… - urwał widząc Magnusa. Momentalnie z jego twarzy zniknął uśmiech
Zastąpił go grymas będący połączeniem wściekłości z czystą nienawiścią. Mocniej
zacisnął palce na reklamówkach, w dodatku obnażył zęby, jak dzikie zwierzę.
- Cześć Jace, cześć
Clary. – Alec uśmiechnął się nieco nerwowo, ale widać było, że próbował
zachować pewien luz. Mocniej zacisnął palce na dłoni Magnusa. Mężczyzna, ze
zdziwieniem odkrył, że wciąż trzymali się za ręce. Alexander go nie puścił.
Nawet kiedy do pomieszczenia wszedł jego brat. Nadzieja zaczęła kiełkować w
sercu byłego aktora.
- Cześć Alec. – Clary
ominęła narzeczonego i podeszła do mężczyzny. – Wyglądasz dużo lepiej. –
Ucałowała go w oba policzki. Jeśli dostrzegła ich splecione dłonie, nie dała
tego po sobie poznać. – Witaj Magnusie.
Mężczyzna skłonił się
szarmancko a kobieta zachichotała.
- Witam. Wyglądasz
kwitnąco.
Clary żartobliwie
pogroziła mu palcem.
- Komplemenciarz.
- Po prostu mówię, co
widzę. – Wyszczerzył zęby.
Alec poczuł lekkie
ukłucie zazdrości, ale Magnus uspokajająco ścisnął jego rękę. Clary nadal udawała,
że niczego nie widzi. A może naprawdę nie widziała, zbyt zajęta przeszukiwaniem
przyniesionych przez siebie toreb?
- Mam dla ciebie rosół, musisz
zjeść chociaż trochę!
Alec jęknął. Ostatnio nie
odczuwał głodu a każdy posiłek był raczej nieprzyjemnym doświadczeniem.
- Nie jęcz! – ofuknął go
Magnus. – Musisz jeść, żeby nabrać sił i żeby wreszcie cię stąd wypuścili!
Clary skwapliwie pokiwała
głową.
- Jesteście okropni – mruknął
Alec przymykając oczy.
- To wiemy. – Clary już wzięła
się za otwieranie termosu z zupą. – Jak dalej będziesz marudził to poproszę
Magnusa, żeby cię nakarmił i jeszcze odwalił ten cały cyrk z „leci samolocik”.
- Nigdy nie odmawiam pięknej
kobiecie. – Bane skłonił się ponownie. – Zwłaszcza jeśli…
- STOP!
Wszyscy aż podskoczyli
słysząc pełen furii głos Jace’a. Alec zbladł i zacisnął usta w wąską kreskę. Wiedział,
że oto nastał moment konfrontacji. Nie tak to sobie wyobrażał, ale nie zmartwiło
go to zbytnio. W jego życiu rzadko co szło zgodnie z planem. Najważniejsze, że
miał przy sobie Magnusa. Mocniej zacisnął, mokre od potu palce, na dłoni
ukochanego.
- Co tu się, do jasnej cholery,
dzieje?! – warknął Jace mierząc nienawistnym spojrzeniem całą trójkę. Najdłużej
zatrzymał się przy Clary i Magnusie. W pierwszym przypadku jego twarz wyrażała
rozczarowanie a w drugim – złość.
- Co masz na myśli? –
spytał Alec a jego głos brzmiał tak zimno, że Jace’a przeszedł dreszcz. Miał
nadzieję, że przez wszystkie późniejsze wydarzenia, jego kłótnia z Alekiem
odejdzie w zapomnienie, rozejdzie się po kościach. Dlatego o niej nie
wspominał. I zakazał robić to Clary. Teraz jednak dotarło do niego, że Alec
wciąż miał żal. Za co? To pozostawało dla niego tajemnicą. Dlatego, na razie,
postanowił do tego nie nawiązywać. Zresztą miał gorsze problemy. Znaczy jeden
problem.
- Co on tu robi?! – wydał
z siebie niemal zwierzęce warknięcie jednocześnie wskazując na Magnusa.
Mężczyzna przełknął ślinę,
tylko po to by nie rzucić jakąś kąśliwą uwagą. Nie wiedział na ile może sobie
pozwolić i w jakim oficjalnie charakterze występuje.
- Dotrzymuje mi
towarzystwa – odpowiedział Alec zbyt spokojnie. Zupełnie jakby musiał wkładać
zbyt dużo energii w utrzymanie tego spokoju. Magnus miał ochotę go przytulić. Powstrzymywał
się resztkami silnej woli.
Jace, słysząc te słowa,
niemal zadławił się powietrzem. Przez chwilę przenosił wzrok to na Aleca, to na
Magnusa.
- Chyba jakieś leki ci
zaszkodziły – zwrócił się w końcu do brata. – Później porozmawiam z lekarzem –
oznajmił tonem nieznoszącym sprzeciwu. Magnus nabrał przemożnej ochoty, żeby dać
mu w zęby. Denerwowało go traktowanie Aleca jak kogoś niespełna rozumu. Jakby
jego decyzje czy zdanie były niewiele warte.
- A ty – zwrócił się do
Magnusa. – Wynoś się stąd.
Już miał mu odszczeknąć coś potocznie uważanego
za obraźliwe, gdy odezwał się Alec.
- Nie.
- Co? – Jace zamrugał.
Wiedział, że brat był na niego zły, ale takie zachowanie nie mieściło mu się w głowie.
W ogóle nie pasowało do Aleca, którego znał.
- Nie – powtórzył mężczyzna.
– Magnus zostaje. – Nabrał głęboko powietrza. – A jeśli tobie się to nie
podoba, sam możesz wyjść. – Walczył ze sobą, by wypowiedzieć każde z tych słów.
Całkowicie gryzło się to z tym, jak żył do tej pory. Stawianie na swoim nie
było czymś do czego przywykł. Zwłaszcza jeśli w grę wchodziło przeciwstawianie
się Jace’owi. Sił dodawała mu milcząca obecność Magnusa. Miał ochotę pocałować
mężczyznę, ale powstrzymał się. Jeszcze przyjdzie na to czas.
Jace to otwierał to
zamykał usta niczym wyrzucona na brzeg ryba. Spojrzał na Clary, ale narzeczona
nie wyglądała jakby chciała mu w jakikolwiek sposób pomóc, wstawić się za nim.
Więcej. W jej oczach widział niemą prośbę. „Nie spieprz tego”.
Powariowali, pomyślał.
Wszyscy powariowali.
- Ale to przez niego tu
jesteś! – użył najmocniejszego, jak mu się zdawało, argumentu.
- W takim samym stopniu,
jak przez ciebie – odpowiedział Alec spokojnie a Jace’owi jakby ktoś dał w
twarz. Do tej pory jedyną osobą, która oskarżała go o stan brata była Izzy, ale
zwalał to na karb kobiecej niestabilności emocjonalnej i przebytej traumy. Nie
chciał nawet dopuścić do siebie myśli, że choć w najmniejszym stopniu odpowiada
za postrzelenie Aleca. Bo mógłby się po tym nie pozbierać. A teraz Alec mówi mu
takie rzeczy wprost. Poczuł, jak zaczyna się rozpadać a cała pewność siebie z
niego wyparowuje. Zacisnął pięści. Nagle powróciły wyrzuty sumienia związane ze
śmiercią ojca. Przecież to on go wtedy poprosił, żeby pojechali samochodem
zamiast iść na piechotę. Całe lata zajęło mu pozbycie się poczucia winy. A
udało głównie dzięki Alecowi. Teraz ten sam człowiek rozbudził je na nowo.
Tymczasem Clary syknęła
cicho i sprzedała Alecowi sójkę w bok. Delikatnie, żeby nie naruszyć jego ran,
lecz równocześnie na tyle mocno, by to poczuł. Po prawdzie nie musiała tego
robić. Alec sam zrozumiał, że przegiął. Słowa dobrze brzmiące w jego głowie,
gdy wypowiedział je głośno… Cóż… Zabrzmiały jak oskarżenie, którego nie chciał
rzucić. Naprawdę był beznadziejny w kontaktach międzyludzkich, skoro nawet
rozmowę z własnym bratem potrafił tak skopać.
- Przepraszam – mruknął.
– Nie o to mi chodziło… Po prostu, gdybyś upierał się szukać winnych, to mógłby
być każdy, łącznie z Raphaelem, który przecież przyjął Richarda do pracy.
Jace wydał z siebie
nieartykułowany pomruk. Słowa brata nieco go uspokoiły, ale i tak wiedział, że
po powrocie do domu, bez porządnej dawki alkoholu się nie obędzie. Kiedy jego
stosunki z Alekiem się tak pogmatwały? Przecież jeszcze w liceum brat patrzył
na niego, jak na jakiegoś superbohatera. Zawsze i we wszystkim się z nim zgadzał.
Kiedy to zaczęło się zmieniać?
Spojrzał na Magnusa. No
tak. Kiedy on się pojawił. Zacisnął pięści tak mocno, aż zbielały mu knykcie.
Ten człowiek miał na Aleca bardzo zły wpływ. Musiał ich, jak najszybciej, rozdzielić.
Alec nie powinien obracać się w takim towarzystwie.
- Przeprosiny przyjęte –
burkną jeszcze tylko trochę obrażony. W końcu to nie wina Aleca, że tak łatwo
ulegał wpływom. – Rozumiem, że niektóre z tych leków robią ci kuku w głowę. Ale
zupełnie nie kumam, dlaczego upierasz się przy obecności tego zboczeńca. –
Gdyby tylko mógł rzuciłby się na Magnusa z pięściami. Niech wszyscy mówią co
chcą, ale on i tak uważał, że postrzelenie Aleca to jego wina. I choćby ze
względu na sam zawód, nie zasługiwał na nic ponad pogardę.
Alexander wciągnął ze świstem
powietrze. Dochodzili do najtrudniejszej części całej rozmowy. Mógł być
wściekły na Jace’a, ale w głębi duszy nadal zależało mu na jego aprobacie. Poza
tym nie znosił kłótni. Zawsze wszystkie przegrywał. Na szczęście teraz miał wsparcie.
Poczuł jak Magnus gładzi kciukiem grzbiet jego dłoni. Że też Jace nadal tego
nie dostrzegł. Jego brat był kretynem. Ewidentnie. Naraz poczuł przypływ
odwagi.
- Po prostu lubię
obecność mojego chłopaka – powiedział z rozbrajającą szczerością.
Jace miał wrażenie, że wszystkie
styki w mózgu mu się przepalają, jeden po drugim. Zrozumiał słowa brata. Pojedynczo
nawet ogarnął ich sens, jednak złożone do kupy nie tworzyły spójnej całości.
Nie, jeśli dotyczyły Aleca. Mój. Chłopak. Mój. Chłopak. Mój chłopak… Nie, to
nie miało sensu. Może się przesłyszał?
- Co?!
- No… - Alecowi na chwilę
zabrakło odwagi, ale ostatecznie zebrał się w sobie. – Ja i Magnus jesteśmy
parą. – Dla podkreślenia swoich słów podniósł ich złączone dłonie, tak by były
dobrze widoczne. Nie wiedział jak lepiej mógłby zamanifestować swój związek. No
dobrze, zostawał jeszcze pocałunek, ale takiego szoku Jace mógłby nie
przetrzymać.
Mężczyzna aż się zatoczył
a umiejętność werbalnego wyrażania myśli z niego uleciała. Gapił się to na brata
to na Magnusa z szeroko rozdziawionymi ustami. Jego policzki z wolna pokrywały
się czerwienią. Widząc to Clary postanowiła zareagować i nie dopuścić do
awantury. A przynajmniej spróbować.
- Naprawdę? – Spojrzała
na Aleca. Ten pokiwał głową. Na jego twarzy błąkał się nieśmiały uśmiech. Miał
wrażenie, że zrzucił z siebie olbrzymi ciężar. Teraz, cokolwiek by się nie
stało, nie zależało już od niego. Nie miał na to żadnego wpływu. To było nawet
pocieszające. Ta dziwna wolność…
- To wspaniale! –
krzyknęła kobieta i aż klasnęła w dłonie. – Gratulacje! Jak to się stało?!
Kiedy?! Musisz mi wszystko opowiedzieć! Na pewno było bardzo romantycznie! –
Puściła do Alexandra oko. – Alec może i nie wygląda, ale ma duszę romantyka –
zwróciła się do Magnusa. – Chociaż powinieneś najlepiej o tym wiedzieć –
zmitygowała się.
- Jeszcze nie poznałem
tej jego części – uspokoił ją mężczyzna uśmiechając się szeroko. Miał ochotę skakać
ze szczęścia. Albo chwycić Alexandra w ramiona i odtańczyć taniec radości.
Powstrzymywał go jednak stan ukochanego (nawet ta niewielka wiedza medyczna,
jaką udało mu się przyswoić, mówiła mu, że Alec raczej nie nadaje się do
wywijania dzikich harców) oraz znajdujący się w pokoju ludzie. Ludzie, którym
Alexander wprost powiedział o ich związku. A to znaczyło, że byli parą, w
każdym tego słowa znaczeniu i nie musieli się ukrywać. Ich związek był jawny!
Alec się go nie wstydził! Nie wstydził się siebie! Czy mogło go spotkać większe
szczęście?!
- Teraz już na pewno
upomnę się o ten obiecany wieczór panieński. – Clary żartobliwie pogroziła mu
palcem.
- Kiedy tylko zechcesz –
zapewnił ją wciąż się uśmiechając. Jeszcze chwila i dostanie jakiegoś skurczu
mięśni. Miał to gdzieś.
Tylko dlatego, że mógł
usiadł na brzegu szpitalnego łóżka, objął Aleca ramieniem i pocałował w
policzek. Uwielbiał to robić, ale świadomość, że ma widownię jeszcze podkręcała
płynącą z tych drobnych gestów przyjemność. Alec chyba myślał podobnie, bo zamruczał
jak kot i lekko się w niego wtulił.
Clary pisnęła jak
nastolatka.
- Ślicznie razem
wyglądacie! – Zaczęła grzebać w torebce, żeby zrobić im zdjęcie. Wiedziała, że
jej zachowanie było infantylne i mocno przesadzone. Nie żeby nie cieszyło jej
szczęście Aleca. Wręcz przeciwnie. Była zachwycona, że mężczyzna w końcu
postanowił zrobić coś dla siebie i dokonać comming out’u. Poza tym Magnus,
pomimo jego wątpliwej reputacji i dość rozwiązłej przeszłości, zdawał się być
idealnym partnerem dla Aleca. Miłość aż z niego emanowała. I jeśli Alec, dla
niego właśnie, postanowił postawić swój świat na głowie, to musiał być kimś
naprawdę wyjątkowym.
Jedynym cieniem tej
sytuacji (poza tą niezbyt komfortową sytuacją z postrzałem, rzecz jasna) była
potencjalna reakcja Jace’a. Clary wiedziała, że jej narzeczony najpierw mówi a
potem dopiero myśli. Czasem ze sporą różnicą czasu pomiędzy pierwszym punktem a
drugim. Poza tym cała sytuacja mocno nim wstrząsnęła. I nie chodziło tylko o
deklarację Aleca, ale także wszystko, co działo się wcześniej. Jace był
zagubiony. Stracił jeden z, do tej pory zdawałoby się, stałych filarów jego
świata, więc panowanie nad językiem, w tej chwili prawdopodobnie było poza jego
zasięgiem. A nie chciała, żeby konflikt pomiędzy braćmi się powiększył.
Liczyła, że jej zachowanie wytrąci Jace’a z równowagi przynajmniej na tyle, by
wszystkie pierwsze myśli uleciały mu z głowy, bez werbalnego wyartykułowania.
Niestety. Jace nie
zwrócił na nią kompletnie uwagi. Cały czas wpatrywał się w Aleca. W momencie,
gdy Magnus pocałował policzek jego brata, zgrzytnął zębami.
- Żartujesz sobie –
powiedział z niejaką nadzieją. Jeszcze liczył na to, że brat chciał go w ten
sposób ukarać za ten pomysł z Jessicą.
Alec pokręcił głową.
- Nie, Jace. Nie żartuję.
Ja i Magnus jesteśmy parą. – I jakby na potwierdzenie swoich słów sam pocałował
Bane’a w policzek.
Jace wciągnął ze świstem powietrze
a Alec cały się spiął. Wyczuwając jego zdenerwowanie Magnus zaczął delikatnie
gładzić go po plecach. Może i chwilami przekraczał ogólnie przyjęte normy
społeczne, ale skoro nikt z postronnych tego nie widział a Alecowi to pomagało,
czuł się usprawiedliwiony.
- To niemożliwe! – Jace zrobił
krok w stronę łóżka brata a zaraz potem dwa w tył. Alec syknął a Magnus po raz
kolejny pożałował, że nie ma magicznych mocy. Z tego kretyna byłaby całkiem
ładna skrzynka pocztowa. I w końcu zacząłby pełnić jakąś przydatną rolę. No i istniała
szansa, że kiedy różni ludzie, zaczną wkładać w niego różne rzeczy, to w końcu
nabrałby trochę rozumu. Zaraz jednak zganił się za tę ostatnią myśl.
Zdecydowanie zbyt długo siedział w porno biznesie i niektóre ze scenariuszy
zaczynał brać zbyt poważnie.
- Dlaczego? – zapytał
Alec niby spokojnie, ale każdy widział, ile go ten pozorny spokój kosztował.
Każdy poza Jace’em. Ten nie widział nic poza czubkiem własnego nosa.
- Ty nie jesteś taki!
Alecowi zrobiło się zimno.
Pogarda w głosie Jace’a, choć był na nią przygotowany, zabolała bardziej niż
sam postrzał. Część niego miała nadzieję, że brat bez problemu zaakceptuje jego
orientację. Teraz ta sama część umierała w męczarniach zatruwając resztę
organizmu.
- To znaczy jaki? –
zapytał modląc się, żeby nie wybuchnąć płaczem.
- Taki! – wykrzyknął Jace
jakby to miało wyjaśnić wszystko. Chyba też cisnęły mu się na usta inne słowa,
ale szczęśliwie znalazł w sobie siłę by ich nie wypowiedzieć.
- Obawiam się, że jednak
jestem…
- Nie! Nie jesteś! – Jace
nie ustępował. – Po prostu dałeś się omamić temu zboczeńcowi! – wrzasnął
wskazując na Magnusa. – Uwiódł cię, zbałamucił i zmusił żebyś myślał o sobie te
wszystkie obrzydliwe rzeczy!
Clary uznała, że
przyszedł najwyższy czas na interwencję.
- Jace! – Tupnęła nogą. –
Uspokój się.
Mężczyzna spojrzał w jej
stronę a w jego oczach rozgorzał gniew.
- Nie! To ty się uspokój
i przestań udawać, że się z tego cieszysz! – Wskazał na przytulających się
Magnusa i Aleca. Bane musiał bardzo ze sobą walczyć, żeby nie wtrącić się do
dyskusji. Wiedział jednak, że to tylko pogorszyłoby całą sprawę. Tę walkę Alec
musiał stoczyć sam, on mógł być tylko milczącym wsparciem. I starał się pełnić
swoją rolę, jak najlepiej.
- A właśnie, że cieszę! –
Clary wzięła się pod boki. – Nawet bardzo! – Uśmiechnęła się do Alexandra. Ten
odpowiedział jej tym samym. Podobnie jak Magnus. – I ty też powinieneś! Alec w
końcu sobie kogoś znalazł! Czy nie tego właśnie chciałeś? – rzuciła
złośliwością.
Jakiś cień przebiegł
przez twarz Jace’a a Alec syknął przez zęby. Magnus od razu wyczuł, że ten
temat był raczej drażliwy i nie należało poruszać go w najbliższym czasie.
Tymczasem Jace już doszedł
do siebie.
- Chciałem – potwierdził.
– Ale chodziło mi o jakąś miłą dziewczynę, z którą będzie można normalnie
pogadać a nie rozwiązłego aktora porno, który przeleciał pół Nowego Jorku a ludzie
prędzej rozpoznają go po genitaliach niż twarzy!
Magnus z niepokojem
patrzył na Aleca. Po nim samym słowa blondyna spływały jak po kaczce, jednak
wiedział, że dla ukochanego jego przeszłość była dość problematyczna. I prawdę
mówiąc nie dziwił mu się. Nie każdy byłby gotów zaakceptować taki tryb życia
jaki prowadził i dla wielu ludzi związek z nim nie miałby w ogóle racji bytu. A
już szczególnie trudne było to dla kogoś tak niewinnego jak Alexander.
Dlatego wyciąganie tego
typu argumentów wydawało mu się zagraniem poniżej pasa, tym bardziej że Alec
wiedział na co się pisze. Magnus niczego przed nim nie zatajał. Jeśli do tej
pory zwyczajnie nie lubił Złotowłosej to teraz zaczynał go nienawidzić.
Alec na końcu języka miał
już ripostę dotyczącą ilości podbojów Jace’a w czasach szkolnych, ale zmilczał.
Z trzech powodów. Po pierwsze: jakaś część niego nadal hamowała się przed
dogryzaniem bratu. Po drugie: nie chciał skrzywdzić Clary, nie miał pojęcia,
ile wiedziała. Po trzecie: uważał tego typu uwagi za niesmaczne.
Westchnął ciężko. Cała ta
rozmowa zaczynała go męczyć. Nie tyle fizycznie co psychicznie. Był raczej
przygotowany na szybki obrót sprawy. Jace miał albo głośno wyrazić swoje
oburzenie i wyjść z sali trzaskając drzwiami, albo pójść po rozum do głowy i
zaakceptować jego orientację bez większych spin. Kolejny dowód na to, że
kontakty międzyludzkie stanowiły dla Aleca zagadkę.
- Na to nie masz co
liczyć – powiedział w końcu. – A już szczególnie na tę miłą dziewczynę, na
której tak ci zależy. – Starał się nie myśleć o zaproszeniu i zdjęciu będącymi
tą sławetną iskrą inicjującą pożar. – Przyjmij, w końcu, do wiadomości, że
jestem gejem! – Tak! Powiedział to! Nareszcie! Przyznał się bratu, bez żadnego
owijania w bawełnę! Poczuł jak Magnus mocno go przytula. – I nie interesują
mnie kobiety! Więcej! W tym momencie interesuje mnie tylko Magnus!
Magnus niemal rozpłynął
się ze szczęścia. To była najpiękniejsza forma „kocham cię” jaką kiedykolwiek
usłyszał. Alexander naprawdę był mu przeznaczony.
- Kocham go i mam
nadzieje, że to zaakceptujesz. Że nie będziesz taki jak rodzice. – Zagrał nieczysto,
ale to Jace zaczął.
Blondyn zamrugał
zaskoczony.
- Tak. Rodzice wyrzucili
mnie z domu, kiedy przyznałem im się do mojej orientacji. – Mocno uprościł całą
sprawę, ale nie miał ochoty teraz wdawać się w szczegóły. Zwłaszcza, że ogólny
sens został zachowany.
Jace zamrugał ponownie. W
jego głowie dochodziło właśnie do walki dwóch przekonań. Z jednej strony
niechęć do całego środowiska LGBT, z drugiej przeświadczenie, że rodzice od
zawsze, niesprawiedliwie traktowali Aleca. Kiedyś obiecał sobie, że nie będzie
taki jak oni. A tymczasem… Wciągnął ze świstem powietrze. Otworzył usta i zaraz
je zamknął. Naprawdę nie wiedział, co powiedzieć. Rzadko zdarzało się, by
zabrakło mu języka w gębie.
- Ja… - zaczął i urwał.
Jeszcze raz spojrzał na Aleca. Jego brat był szczęśliwy… Nie namyślając się długo, obrócił się na pięcie
i wyszedł z sali. Bez trzaskania drzwiami.
Alec odetchnął z ulgą.
Przez upiornie długą chwilę bał się, że brat powie coś w stylu „i mieli
rację”. Tego na pewno by nie przeżył.
- Alec ja… - Clary
patrzyła w ślad za narzeczonym. – Przepraszam za niego. – Jej policzki pokrywał
rumieniec wstydu.
- Przecież to nie twoja
wina. – Mężczyzna pocieszająco poklepał ją po dłoni.
Pokręciła głową jakby nie
chciała ciągnąć tej dyskusji. Alexander postanowił uszanować jej zdanie. Prawdę
mówiąc i on nie miał teraz na to ochoty. Czuł się paskudnie i tylko świadomość,
że teraz nic nie stało na przeszkodzie, by mogli być z Magnusem naprawdę razem,
powstrzymywała go przed załamaniem.
- Chciałabym jednak żebyś
wiedział, że ja się naprawdę cieszę i życzę wam jak najlepiej.
- Dziękuję – Alec
uśmiechnął się słabo.
- Ja też. – Magnus
wyszczerzył zęby. – A ten wieczór panieński masz jak w banku. – Puścił jej
oczko. – Szykuj się na niezapomniane wrażenia.
Alec wzniósł oczy ku
niebu.
- Nie demoralizuj mi
szwagierki.
Magnus zamknął mu usta
pocałunkiem.
- Cicho. W tej kwestii
nie masz nic do gadania.
Clary zachichotała. Od
razu wiedziała, że ta dwójka pasuje do siebie idealnie. Na szczęście oni też do
tego doszli. Wciąż nie mogła się napatrzeć na błyszczące oczy Aleca. Nawet jeśli
teraz tkwił w nich smutek to i tak na dnie czaiła się radość, której wcześniej
próżno było szukać. Dlaczego Jace tego nie widział? Myśl o narzeczonym zważyła
jej humor. Może należało jeszcze raz przemyśleć całą tą sprawę ze ślubem. Bo
kto jej zagwarantuje, że ich dzieci będą hetero? A nie wyobrażała sobie, by
Jace miałby je odtrącić tylko z tego powodu. Nie, on się w końcu opamięta. Na
pewno!
- Trzymam za słowo! Chcę
mieć co ukrywać przed dziećmi!
- Zobaczysz! Urządzę ci
taki panieński, że twórcy Kac Vegas będą dzwonić i prosić o prawa autorskie
do kolejnej części!
- Co to jest Kac Vegas?
– zainteresował się Alec. Nazwa w ogóle mu się nie podobała. Czuł, że odpowiedź
zwali go z nóg.
- Nie oglądałeś?! –
spytał z niedowierzaniem Magnus. Do tej pory był pewien, że każdy widział ten
film. Przynajmniej pierwszą część.
- Jakoś się nie złożyło.
Twarz Bane’a rozjaśnił
szeroki uśmiech.
- Trzeba będzie to
nadrobić – zadecydował. – Ale dopiero po weselu, żebyś mi się, kochanie, nie
denerwował za bardzo. – Pocałował Aleca w czoło.
Mężczyzna momentalnie
pobladł.
- Clary! O czym to jest?!
- Może faktycznie lepiej,
żebyś nie wiedział…
- Jesteście okropni!
Przez was dostanę zawału!
- Jesteś w szpitalu –
stwierdziła kobieta. – Nic ci nie będzie. – Dziwiła ją strona, w którą podążała
ta rozmowa. Po tym co się wcześniej stało atmosfera powinna być zważona a
tymczasem Magnus, jakimś cudem, potrafił sprawić, że dobry humor na nowo
zagościł w pomieszczeniu. Utwierdziło ją to w przekonaniu, że on i Alec będą
stanowić idealną parę.
Pośmiali się jeszcze
chwilę, wspólnie nakarmili naburmuszonego Aleca wciąż ciepłą zupą, po czym
Clary stwierdziła, że pora się zbierać.
Pocałowała Alexandra w czoło a Magnus zamknął ją w niemal niedźwiedzim
uścisku. Przy okazji wsunął w dłoń kartkę ze swoim numerem telefonu. Tak na
wszelki wypadek.
Kiedy za kobietą zamknęły
się drzwi, Alec przymknął oczy i westchnął ciężko. Był nieludzko wręcz zmęczony
a chciał jeszcze porozmawiać z Magnusem. To, co musiał mu powiedzieć, nie mogło
czekać.
- Może się prześpisz? – Bane
delikatnie pogłaskał go po policzku.
W odpowiedzi pokręcił
przecząco głową.
- Ja się nigdzie nie
wybieram – uspokoił go.
- Wiem. – Uśmiechnął się,
wciąż mając zamknięte oczy. – Magnus… - Nagle
spoważniał a Bane o mało nie dostał zawału. Już chciał wołać pielęgniarkę,
lekarza i w ogóle cały personel medyczny. Bał się, że nadmierny stres
zaszkodził ukochanemu.
- Tak? – Ile zajmie mu
dopadnięcie do drzwi? W przypływie paniki zapomniał, że do wezwania
pielęgniarki wystarczy nacisnąć jeden guzik przy łóżku pacjenta.
- Przepraszam.
Magnus zdębiał. Akurat
tego nie spodziewał się usłyszeć.
- Za co? – Zaczął głaskać
Aleca po głowie. Pobyt w szpitalu w ogóle nie służył tym pięknym czarnym
włosom. Stały się nieprzyjemnie sztywne. Cera Alexandra również ucierpiała.
Zaczął się zastanawiać, do którego spa zabierze ukochanego, gdy to wszystko się
skończy. W sumie, to niezły pomysł na pierwszą randkę.
- Za to, że bez twojej
zgody wciągnąłem cię w tę kabałę z Jace’em. – Na wspomnienie brata jego twarz
przybrała smutny wyraz. – Nie powinieneś tego słuchać, ale bałem się, że bez
ciebie sobie nie poradzę. Że stchórzę po raz kolejny… - Zacisnął mocniej
powieki jakby w oczekiwaniu na reprymendę, albo wręcz cios. Dlatego zdziwił go
delikatny dotyk na dłoni. Otworzył oczy. Magnus właśnie przysuwał jego rękę do
ust. Zarumienił się, w tym geście było coś dziwnie intymnego.
Tymczasem Magnus całował
wewnętrzną stronę dłoni kochanka ani na moment nie spuszczając z niego wzroku.
Jak on uwielbiał zawstydzać Aleca. A myśl, że teraz, całkiem legalnie, będzie
mógł to robić do samej śmierci, działała lepiej niż wszystkie antydepresanty,
jakie kiedykolwiek mu przepisano. Po zastanowieniu uznał, że dla tego uczucia
zrezygnowałby nawet z alkoholu.
- Alexandrze – powiedział
zamykając dłoń mężczyzny w uścisku własnych rąk. – Jeśli moja obecność choć
trochę ci pomogła to cieszę się, że tu byłem. I nie przejmuj się. Nic z tego,
co na mój temat powiedziała Złotowłosa nie mogło mnie zranić. Tylko na twoim
zdaniu mi zależy. – Uśmiechnął się, ale zaraz spoważniał. – Bardziej martwię
się o ciebie.
Alec pokręcił głową.
- Ja… Chyba sobie
poradzę. Pod warunkiem, że ty będziesz obok. – Spojrzał na niego z nadzieją.
- Zawsze! – Pożałował, że
nie ma pierścionka. Oświadczyłby się Alecowi tu i teraz.
Mężczyzna uśmiechnął się
w odpowiedzi.
- Dziękuję. – Wyswobodził
dłoń i pogłaskał Magnusa po policzku. – Tak bardzo cię kocham. Nigdy nie
sądziłem, że poczuje coś takiego do kogokolwiek.
To była prawda. Zawsze
myślał, że miłość ominie go szerokim łukiem i przejdzie przez życie nie
zaznając innych jej rodzajów niż ta pomiędzy nim a rodzeństwem. Tymczasem
uczucie do Magnusa rozbłysło niczym supernowa, pochłaniając go całego. Wprowadzając
do jego życia nowe barwy, popychając do robienia rzeczy, na które wcześniej by
się nie zdobył. Jak na przykład przyznanie się głośno do swojej orientacji. Czy
przeciwstawienie się Jace’owi. Do tej pory nawet nie myślał, że to możliwe. Tymczasem…
Właśnie wszedł w konflikt z bratem, najbliższą mu dotychczas osobą, nie wiedząc
nawet czy konflikt ten, da radę rozwiązać. Czy też straci Jace’a bezpowrotnie.
I co najważniejsze, nie żałował tego. Dobrze mówią, że miłość uskrzydla.
- Alexandrze… - Magnus z
trudem hamował łzy szczęścia. Jak to możliwe, że zwykłe „kocham cię” z ust
Aleca brzmiało jak anielska pieśń? – W swoim życiu kochałem już wiele razy. –
Nie było sensu kłamać. Alec znał już sporą część jego historii. Poza tym próba
zatajenia czegokolwiek oznaczałaby brak szacunku dla mężczyzny. – Ale to, co
czuję do ciebie jest wyjątkowe. – Nakrył dłoń Alexandra własną. – Mam wrażenie,
że to ty zostałeś mi przeznaczony a wszystko, co wydarzyło się do tej pory,
miało mnie na ciebie przygotować. Kocham cię.
Alec nie odpowiedział.
Tylko dlatego że nie był w stanie. Wzruszenie dławiło mu gardło. Przyciągnął
Magnusa do siebie i mocno pocałował, mając nadzieję, że w ten sposób przekaże
przynajmniej część swoich uczuć. Magnus oddał pocałunek. Nigdy nie był
szczęśliwszy.
Cud miód i orzeszki ❤️ cudowny rozdział chce więcej
OdpowiedzUsuń