UTRACONA NIEWINNOŚĆ
7
Stał
pod drzwiami i zastanawiał się czy powinien zapukać czy po prostu wejść, (w
razie zamknięcia na zamek, miał klucze; w końcu to jego mieszkanie). Bo to, że
znajdzie się w środku nie ulegało żadnej wątpliwości. Nie mógł zostawić Aleca
samego, zwłaszcza po tym, co usłyszał przy posiłku.
Słowa
Alexandra na chwilę go zatkały. Na całkiem długą chwilę, bo mężczyzna zdążył
jeszcze wymamrotać pod nosem, że stracił apetyt i zniknąć w pokoju. Dopiero
trzask zamykanych drzwi otrzeźwił Magnusa. W pierwszym odruchu chciał lecieć za
Alekiem i… No właśnie, i co? Nakrzyczeć na niego? Opierdolić za gadanie głupot?
W sumie, to właśnie na to miał ochotę. Jak, ten cudowny mężczyzna, mógł
stwierdzić, że jego życie było niewiele warte?! Z nich dwóch, to Magnus mógłby
powiedzieć coś takiego. W końcu… Nie! Sprawa dotyczyła Alexandra a nie jego.
Niech więc przeszłość pozostanie tam gdzie była i nie wpieprza się w
teraźniejszość, a on skupi się na pomocy Alecowi.
Postanowił,
że musi dać mężczyźnie trochę czasu, by mógł na spokojnie przemyśleć wszystko,
co się dzisiaj wydarzyło. W międzyczasie sam mógł pomyśleć, co właściwie
powinien zrobić. Wiedział, że krzykiem nic nie wskóra. Flirtem też nie.
Kończyły mu się możliwości.
-
Może ty masz jakiś pomysł, Miau?
W
odpowiedzi kot zrzucił z regału kieliszek do wina. Skąd on się tam znalazł?
Kieliszek znaczy, nie kot. Ten zwykle pojawiał się w miejscach, o zwiedzanie
których Magnus by go nie podejrzewał. Jak na przykład pralka (dobrze, że za
wszelką cenę starał się upchnąć w niej jeszcze jedną parę spodni, bo to mogłaby
być ostatnia eksploracja Prezesa, w jego krótkim życiu).
-
Upić go? – zastanowił się głośno. – W sumie nie taki zły pomysł. Każdemu czasem
przyda się restart.
I
tak znalazł się pod drzwiami do pokoju gościnnego, trzymając w ręku dwa
kieliszki i butelkę „tego lepszego” wina. Alexander nie wyglądał na konesera,
więc marnowanie, do zwykłego restartu, droższych zapasów mijało się z celem,
nie wspominając już o tym, że w pewnych kręgach podchodziło pod profanację. Ale
nie chciał też raczyć mężczyzny tanim sikaczem, (te trzymał na imprezy i podawał,
gdy goście byli już kompletnie pijani i było im wszystko jedno, albo kiedy
chciał się ich jak najszybciej pozbyć, bez robienia scen). Teraz pozostawał
dylemat. Zapukać czy wejść. Zdecydował się na pukanie. W końcu, nie dalej, jak
dzisiaj, chwalił się dobrym wychowaniem.
Uniósł
rękę i zastukał do drzwi.
Musiał
uciec, bo oczy napełniły mu się łzami, a nie chciał płakać przy Magnusie.
Cholera! W ogóle nie chciał płakać! Ale jego ciało miało inne zdanie na ten
temat. Gdy tylko drzwi się za nim zamknęły, łzy popłynęły wbrew jego woli. Był żałosny.
Nawet nie potrafił nad sobą zapanować. Dorosły chłop marze się, bo ktoś
powiedział mu kilka niemiłych słów. Ryczy, jak baba… Jednak nic nie mógł na to poradzić.
Bolało. Świadomość, że Jace był gotów przekreślić dwanaście lat ich przyjaźni
tylko z jednego powodu. Rozumiałby gdyby kogoś zamordował, zgwałcił czy
wyrządził inną wielką krzywdę. A on? Po prostu był gejem. Zaraz… Czy naprawdę
tak pomyślał? Po prostu gejem?! Do tej pory, każda myśl, dotycząca jego inności,
nacechowana była negatywnie. Sam sobie wbijał szpile, gdy jakiś mężczyzna, choć
trochę, mu się spodobał. I nigdy nie nazwał siebie gejem… Odmieńcem,
zboczeńcem, tak. Nigdy gejem. Więc co się zmieniło? Odpowiedź była prosta.
Otoczenie. Do tej pory Alec obracał się wokół rodziny: rodzice, rodzeństwo…
Nikt więcej. Potem doszła Clary a on uznał, że nikt więcej nie jest mu do
szczęścia potrzebny (oczywiście brał pod uwagę, że Izzy też sobie kiedyś kogoś
znajdzie, ale na wszelki wypadek, już znienawidził przyszłego wybranka
siostry). Niestety większa część tej grupy nie grzeszyła tolerancją i dawała mu
to boleśnie odczuć. Najpierw rodzice a teraz Jace.
Zastanowił
się. W sumie to nigdy nie poznał zdania Isabelle na ten temat. Jego siostra,
podczas wszelkich dyskusji na tematy raczej grząskie, siedziała cicho. Jak nie
ona. Izzy zwykle… dość ekspresyjnie reagowała na wszystko, co jej się nie podobało.
Przez pewien czas nawet myślał, że siostra jest taka jak on (to by się dopiero
rodzice zdziwili – dwoje dzieci i oboje skrzywionych). Jednak częstotliwość, z
jaką Isabelle wymieniała chłopaków i to, jak gziła się z nimi w pokoju (kilka
takich scen i nauczył się pukać. Zawsze. Wszędzie) obaliły jego teorię. Dalej
jednak nie wiedział, dlaczego siostra milczała. Przyszło mu do głowy, by zadać
jej to samo pytanie, co Jace’owi. Miał pretekst, niczego by nie podejrzewała…
Sięgnął po komórkę, szybko nim zdążyłyby najść go wątpliwości.
Izzy
odebrała po trzecim sygnale.
-
Cześć braciszku! – krzyknęła tak entuzjastycznie, że Alec musiał odsunąć
telefon od ucha. Cała Isabelle.
-
Cześć Iz – przywitał się a na jego twarzy, momentalnie pojawił się uśmiech. –
Co tam?
-
To raczej ja się powinnam o to zapytać! Od tygodnia nie dzwonisz a na sms-y
odpowiadasz tak zdawkowo, jakbyś się z Jace’em na zasób słów wymienił.
Parsknął
śmiechem. Tylko Izzy potrafiła poprawić mu humor jednym zdaniem
-
Wybacz. Praca.
-
Tak, tak, wiem. – Niemal widział Izzy machającą niedbale ręką. – Jace zdążył mi
już wszystko opowiedzieć. Ze trzy razy. – Stężał. Czy sytuację z dzisiaj też? –
Swoją drogą macie naprawdę ciekawe życie. Chyba zatrudnię się u was, jako
sekretarka.
-
Zanudziłabyś się. Takie zlecenia nie zdarzają się często. – A przynajmniej miał
taką nadzieje. – To raczej jednorazowy przypadek. – Zanotował w pamięci, by dać
na tacę w tej intencji.
-
Żebyś się, braciszku, nie zdziwił – prychnęła. – Jak raz się sprawdzicie w tej
branży, już was nie wypuszczą.
-
Nie strasz!
-
A, że obaj jesteście przystojnymi ciasteczkami – kontynuowała, jakby Alec w
ogóle jej nie przerywał, – to może i jakaś mała robótka na boku, by się
znalazła…
Poczuł,
że się rumieni. Zdecydowanie nie o tym chciał rozmawiać z siostrą. Młodszą
siostrą.
-
Izzy!
-
Dobra, dobra. – Zaśmiała się. – Przecież żartuję. Wyjmij czasem ten kij z tyłka
Alec.
-
Możesz zostawić w spokoju wszystkie tematy związane z moją cielesnością?
Przypominam, że jestem twoim starszym bratem i to dość niezręczne.
Isabelle
ponownie się roześmiała.
-
Ciągle zapominam, jaki pruderyjny jesteś. Aż dziw, że mamy te same geny! W kogo
ty się wdałeś?
Tak
po prawdzie, to sam się zastanawiał.
-
Ale dość o tobie! – powiedziała wiedząc, że brat już otwierał usta, żeby ją
skarcić albo się oburzyć. – Powiedz lepiej, czy Bane na żywo jest tak samo gorący,
jak na filmach!
Chwilę
zajęło Alecowi zrozumienie, co właśnie powiedziała Isabelle. Izzy. Iz. Jego
młodsza siostrzyczka, której robił kucyki, opatrywał zdarte kolana, czytał
bajki na dobranoc. Z którą bawił się lalkami, byle tylko nie płakała… Kolejny
moment musiał poświęcić na ponową naukę oddychania.
-
CO?! – wykrzyknął wreszcie, gdy Izzy zaczynała się już zastanawiać, jak
wytłumaczyć dyspozytorce pod sto dwanaście, że nie wie, gdzie dokładnie znajduje
się jej brat, ale za to ma stuprocentową pewność, że właśnie przechodzi swój
pierwszy w życiu zawał. W wieku dwudziestu trzech lat, więc istniała szansa, że
go uratują.
-
Hej! To, że jestem kobietą nie znaczy, że nie mam swoich potrzeb! Porno nie
jest tylko dla facetów, wiesz?!
-
Izzy… - Pomasował nasadę nosa. – Naprawdę nie chciałem tego wiedzieć. Przez
ciebie będę miał koszmary!
-
Już nie przesadzaj. Magnus utuli cię do snu.
-
Izzy! – Wiedział, że siostra żartuje. Ona, po prostu, miała takie skrzywione
poczuci humoru.
-
Tak mi dali rodzice. I to była jedna, z niewielu, ich dobrych życiowych
decyzji.
-
Przez grzeczność nie zaprzeczę. – Pokręcił głową. Dlaczego nie rozmawiał z
siostrą częściej?
-
To, jak z tym Bane’em?! Ostry jest? A duży?! – No i miał odpowiedź.
-
Po pierwsze: nie mnie to oceniać. – Albo mu się zdawało, albo siostra prychnęła,
w ten swój specjalny sposób, zarezerwowany dla momentów, gdy kłamał a ona
świetnie o tym wiedziała. Chociaż pewnie, po dzisiejszym dniu, był zwyczajnie
przewrażliwiony. – Po drugie: nie będę plotkował o swoim kliencie. To
nieprofesjonalne. Po trzecie: ty masz chyba Simona? Czy już go kopnęłaś w dupę?
-
Nie umiesz się bawić. – Dosłownie słyszał, jak Izzy wydyma wargi w grymasie
totalnego oburzenia. – A to, że kogoś mam nie oznacza, że nie mogę poplotkować
o innych ciachach. I do Simona to ty się lepiej przyzwyczaj, bo coś mi mówi, że
zostanie z nami na dłużej.
Alec
jęknął teatralnie.
-
Stać cię na więcej. – To nie tak, że nie lubił Simona. Lewis – wymoczkowaty,
chucherkowaty nerd w niemodnych okularach, przyjaciel Clary – wydawał mu się
najlepszym, z dotychczasowych chłopaków Isabelle. Ale był jej starszym bratem i
musiał grać swoją rolę straszaka na zbyt napalonych chłopców. Nawet, jeśli Izzy
świetnie radziła sobie sama.
-
Oh… Simon ma wiele talentów, o których…
-
Nie kończ! – przerwał jej. – Nie chcę wiedzieć.
-
Oh Alec… - Isabelle wydawał się rozbawiona. – Chciałam powiedzieć, że pięknie
gra na gitarze a tobie tylko jakieś zberezeństwa w głowie. Bane bardzo źle na
ciebie działa, braciszku.
-
Yhy. – Uwaga, bo jej uwierzył. – A… - Chciał zapytać, jak rodzice zapatrują się
na Simona, w kategoriach potencjalnego zięcia, ale w porę ugryzł się w język.
Po co psuć miłą rozmowę? Bo był pewien, że Lewis, nijak nie wpisywał się w
schemat zięcia idealnego, jaki stworzyli sobie Robert i Maryse Lightwood.
Podobnie, jak Clary nie pasowała na synową. – A on wie o tych planach? – spytał
zamiast tego.
-Nie. Trzymam go w niepewności. Przez to bardziej
się stara.
-
Jesteś potworem, Iz.
-
Dziękuję. Słuchaj Alec. Wiesz, że cię kocham i uwielbiam z tobą gadać . – Zwłaszcza,
że nie zdarza się to zbyt często, pomyślała, lecz nie powiedziała tego głośno.
– Ale wiem, że nie dzwonisz bez powodu. Gadaj, o co chodzi. Tylko wszystko, jak
na spowiedzi.
Wszystkiego
nie mógł jej powiedzieć.
-
Izzy… - Nie było dobrego sposobu, by zadać to pytanie, więc postanowił walnąć
prosto z mostu. – Co byś zrobiła gdybym… był gejem?
Usłyszał,
jak siostra wciąga gwałtownie powietrze i instynktownie skulił się, w
oczekiwaniu na stos wyzwisk. Jednak, ku jego zaskoczeniu, siostra odezwała się
nad wyraz łagodnie.
-
Chodzi o to, co powiedział Jace, prawda?
Zamrugał
zaskoczony.
-
Skąd wiesz?
Izzy
westchnęła.
-
Zadzwonił dzisiaj do mnie i zaczął marudzić, że dziwnie się zachowujesz i w ogóle
jesteś jakiś taki… To jego słowa! – zastrzegła od razu. – A że oboje wiemy, że
Jace ma skłonności do przesady i dramaturgii, wyciągnęłam z niego, o czym
dokładnie pierzył.
-
I? – Wstrzymał oddech.
-
I nazwałam pojebanym kretynem. Albo jakoś tak, już za bardzo nie pamiętam.
Dziwne
ciepło rozlało się w sercu Aleca.
-
Powiedziałam mu, że nawet, jeśli faktycznie ma coś do homoseksualistów, co
według mnie jest szczytem idiotyzmu… No może nie szczytem, bo są jednak głupsze
rzeczy, ale w pierwszej trójce z całą pewnością się mieści, to ciebie, jako
brata i przyjaciela, powinien akceptować, bez względu na własne uprzedzenia.
Rodzinę się kocha mimo wszystko. A zwłaszcza taką rodzinę, która jest gotowa
skoczyć za nami w ogień.
Alec
poczuł, jak zalewa go fala miłości względem siostry. Isabelle była wspaniała.
Powinien częściej jej to mówić.
-
Coś tam psioczył, pod nosem, jak to Jace – kontynuowała dziewczyna. – Bo przecież,
nasze dziecko szczęścia, nie przyzna się, ot tak, do błędu. Ale myślę, że kilka
rzeczy do niego dotarło. A przynajmniej dotrze niedługo, jak przebiją się przez
tę grubą czaszkę. Trochę im to może zająć, ale wierzę, że w końcu się uda. –
Umilkła nagle. – Alec?
-
Tak?
-
Chcesz mi coś powiedzieć?
Panika
na nowo rozgorzała w jego wnętrzu. Mimo wszystko, pomimo tego, co powiedziała…
-
Że cię kocham. – Wiedział, że Izzy nie da się tak łatwo zbyć, ale musiał
przynajmniej spróbować.
-
Ja ciebie też. A poza tym?
-
Nie. – Roześmiał się, robiąc co w jego mocy, by zabrzmieć szczerze. – To… takie
teoretyczne rozważania. Kiedy napatrzysz się na wszystko, co ci ludzie w studiu
wyprawiają, do głowy przychodzą ci różne dziwne myśli. A potem było to zdjęcie,
Jace powiedział coś w swoim stylu i jakoś tak wyszło. – Błagam, nie drąż,
zaklinał siostrę w myślach. Nie miał pojęcia na ile wystarczy mu tego
beztroskiego tonu.
-
Aha. W porządku. – Nie wydawało się, by chciała powiedzieć coś więcej, za co
mężczyzna był jej wdzięczny. – Słuchaj Alec…
A
jednak! Wszechświat go nienawidził!
-
Ja wiem, że to twoje życie… - Izzy brzmiał niezwykle poważnie, przez co Alec
czuł się nieco zaniepokojony. To nie był typowy ton Isabelle. – I chcę żebyś by
szczęśliwy, nawet jeśli nie popieram wszystkich twoich wyborów…
Czyli
jednak. Nawet Izzy…
-
Ale obiecaj mi przynajmniej jedno.
-
Co? – zapytał zrezygnowany.
-
Że będziesz ostrożny. Jednego brata już straciłam. Nie chcę, żeby to samo stało
się z drugim. – Wiedział, że siostra powstrzymuje płacz. A Isabelle nie
płakała. Nigdy!
-
O czy ty mówisz Izzy? – Chyba się w tym wszystkim pogubił.
-
Jace powiedział mi dokładnie, co było w liście. Alec… Wiesz, że zawsze byłam
przeciwna tej całej agencji, ale Jace się uparł a ty nie potrafisz mu niczego odmówić.
I nie zaprzeczaj! Oboje wiemy, że tak jest!
Posłusznie
milczał. Po co kłamać?
-
Od samego początku bałam się, że do czegoś takiego dojdzie. Ktoś będzie wam
groził, albo… stanie się coś jeszcze gorszego. Boję się Alec.
Pożałował,
że nie może teraz podejść i przytulić siostry. Wiedział ile ją to wyznanie
kosztowało, jak bardzo nie lubiła przyznawać się do słabości. Unikała tego
niczym ognia. Bała się, że jeśli się przed kimś obnaży, ten ktoś przestanie ją
szanować. A zasługiwała na szacunek. Była najtwardszą osobą, jaką Alec znał.
-
Nie masz czego – powiedział tonem, starszego brata oznajmiającego, że wygonił
wszystkie boboki spod łóżka. – Jace’owi nic nie grozi. No może poza tym, że
Camille doprowadzi go do zawału. – Spróbował się roześmiać, ale Izzy nie
podchwyciła żartu. – A ja potrafię o siebie zadbać. Poza tym wydaje mi się, że
ten koleś jest raczej z tych, co dużo gadają a mało robią. Minęły trzy miesiące
a on wysłał kilka fotek i listów. W
końcu Luke go złapie. Zobaczysz.
-
Mimo to obiecaj, że będziesz na siebie uważał.
-
Obiecuję.
Po
rozmowie z siostrą, Alec rozłożył się na łóżku i zaczął myśleć. Izzy by go nie
odtrąciła, tego był pewien. A Jace?
Chociaż wspomnienie słów brata nadal bolało, postanowił jeszcze raz, na
chłodno, przeanalizować całą sytuację. Może faktycznie trochę go zaskoczył i
Jace odpowiadając nie wziął pod uwagę tego, że byli rodziną? Może, jeśli da mu
trochę czasu, to zmieni zdanie?
Rodzice…
Tu nawet nie było sensu myśleć. Oni byli straceni dla niego a on dla nich. I
żadne zaklinanie rzeczywistości, dawanie czasu czy choćby najbardziej szczera
rozmowa, tego nie zmienią. Bolało go to, ale nic nie mógł z tym zrobić. Oni
tak. On nie. A gdyby tak poważnie porozmawiał z Jace’em i przyznał się do tego
kim był, jednocześnie mówiąc, co takiego chcieli zrobić mu rodzice? Nie! Ten
pomysł odpadał z kilku powodów. Po pierwsze to byłoby bezczelne granie na
emocjach. Patrz! Zrobili mi kuku, więc musisz mnie przytulić i pogłaskać po
główce, bo wyjdziesz na skończonego dupka. Po drugie, nadal nie wyobrażał
sobie, by mógł wyznać głośno, że jest gejem. A już na pewno nie Jace’owi. O
dziwo, gdy myślał o Isabelle, w głowie zaczynały pojawiać mu się, nawet
potencjalne scenariusze takiej rozmowy. Sam nie wiedział czy bardziej go to
cieszy, czy przeraża. Nie znalazł odpowiedzi, bo nagle ktoś załomotał do drzwi.
Poderwał się gwałtownie i poleciał otworzyć. Skoro Magnus pukał tak szaleńczo,
to coś musiało się stać.
-
Co… - urwał widząc Bane’a całego i zdrowego. Za to z szerokim uśmiechem na
twarzy. Oraz butelką wina i kieliszkami. Zmierzył mężczyznę groźnym
spojrzeniem.
-
Tak, tak. Wiem – zaczął Magnus, nim Alec zdążył wyrazić swoje niezadowolenie
werbalnie. – Jesteś abstynentem. Ale… - Zawiesił głos. – Bywają okazje, gdy zwyczajnie nie można się nie napić*.
Brwi
Aleca poszybowały w górę.
-
No, co? – Magnus nie wiedział, jak zinterpretować ten gest.
-
Nic. – Mężczyzna pokręcił głową. – Po prostu nie podejrzewałem, że czytasz coś,
poza gazetkami z Sephory – powiedział i wziął kieliszek. – No i muszę przyznać
Regisowi rację.
-
Jeszcze nie raz cię zaskoczę. – Powinien się obrazić, ale jakoś nie umiał. Bo
Alec… Wyglądał zdecydowanie lepiej, niż kiedy wrócili do domu. – Stało się coś
dobrego?
Alec
wzruszył ramionami.
-
Jak mnie wystarczająco znieczulisz alkoholem, to może ci powiem.
-
To brzmi, jak wyzwanie. Akceptuję je!
Okazało
się, że upicie Aleca wcale nie było takim prostym zadaniem, jak się Magnusowi
wydawało. Wbrew wspominanej, na początku znajomości, abstynencji skurczybyk
miał naprawdę mocną głowę. Wypili już dwie butelki i zaczynali właśnie trzecią
A Magnus miał wrażenie, że to jemu bardziej szumi w głowie niż Alecowi. Nie
żeby mu to przeszkadzało. Od trzech miesięcy porządnie się nie ululał i
brakowało mu tego stanu, pełnej akceptacji wszechświata i okolic. A że jutro
była sobota i miał wolne, więc mógł sobie pozwolić. Gdyby zaś Raphaelowi przyszło
do głowy wpaść z niezapowiedzianą wizytą, (czasem miewał takie głupie pomysły i
za każdym razem straszył mu aktualnych partnerów) powiedziałby, że to wszystko
w celach terapeutycznych. Raphael by tego nie łyknął, ale to nieważne. Za to on
mógł łyknąć trochę wina.
-
Zwykle ludzie po alkoholu trochę wyluzowują, robią się bardziej otwarci. A ty,
Alexandrze, wydajesz się jeszcze bardziej spięty niż zazwyczaj. Czyżbyś znowu
myślał o mnie?
-
Tak – odpowiedział, bez krępacji, Alec. W jego oczach błyszczały figlarne
iskierki – dowód na to, że alkohol jednak robił swoje. Magnus zanotował w pamięci,
by uzupełnić zapasy. Wpędzi tego mężczyznę w alkoholizm, byle tylko móc
podziwiać takie cudo. – Zastanawiam się, czy będę musiał cię nieść z tej kanapy,
do łóżka.
-
Bardzo zabawne. Mam wręcz magiczną tolerancję na procenty! Dużo ćwiczyłem!
-
To się nazywa alkoholizm – burknął Alec ledwo umaczając usta w winie. Od jakiegoś
czasu starał się hamować i pić wolniej. I tak szumiało mu już w głowie.
Alec
nigdy nie był pijany. Lekko podpity, trochę wstawiony, to tak. Jak najbardziej.
Nigdy jednak nie pozwolił sobie wypić tyle, by stracić kontakt z
rzeczywistością. Zawsze odstawiał alkohol w momencie, gdy świat zaczynał
wydawać mu się miłym miejscem. Takim, które zaakceptuje wszystko. Teraz miał
problem, bo jego zwyczajowa technika nie działała. Swój stan pod tytułem STOP ALEC! Dalej nie pijesz, osiągnął
już po drugim kieliszku, a nie miał aż tak słabej głowy. Zrzucił wszystko na
karb rozmowy z siostrą oraz… obecności Magnusa. Przy nim bycie tym, kim był…
Dobra, nie bawmy się w przydługie eufemizmy, to nie Harry Potter, bycie gejem, zdawało się aż za proste. Bane nigdy go
nie oceniał. Zauważył jego odmienność i, od razu, przeszedł z nią do porządku
dziennego. Był pewien, że podobnie zrobiłaby cała ekipa Santiago Company Films…
Czy jakoś tak… Cholera! Zapomniał nazwy firmy, dla której pracował. Zły Alec.
Niedobry Alec. Pijany Alec! Tak czy inaczej, chociaż nieodmiennie purpurowiał
na samą myśl o tym, co takiego wytwórnia kręciła, pracujących w niej ludzi, zaczął
szanować. Choćby za tę jedną cechę. Pełną tolerancję.
-
Do alkoholika to mi jeszcze dużo brakuje – burknął Magnus, ale widząc, że Alec
mu odpływa (a zamyślona mina świadczyła, że owe odpłyniecie nie ma nic
wspólnego ze stężeniem alkoholu we krwi), dodał. – Chociaż faktycznie.
Najciekawsze przygody miałem zawsze po dobrej popijawie. Chcesz usłyszeć, co
się wydarzyło w Peru? – Do tej pory czuł lekki wstyd na samo wspomnienie
tamtych wydarzeń, ale każdy kto usłyszał o nich, z ust Ragnora, wprost pokładał
się ze śmiechu. Zdecydował, że dla Aleca gotów jest przełknąć dumę (najwyżej
znieczuli się winem). Chciał, choć trochę, poprawić mężczyźnie humor.
-
Byłeś w Peru? – Brwi Aleca uniosły się. On sam nigdy nie opuścił Stanów,
chociaż rodzice podróżowali służbowo, niemal po całej Europie.
-
Tak – potwierdził. – Polecieliśmy tam kiedyś z Ragnorem, na podryw. Tylko, że
Ragnor nie zna hiszpańskiego. – Zachichotał, na wspomnienie nieumiejącego się
dogadać przyjaciela. – Ale do niektórych czynności, słowa nie są potrzebne. –
Puścił Alecowi oczko, na co ten się zarumienił. Magnus naprawdę lubił ten
rumieniec.
-
Ragnorem? – Alecowi coś w tym wszystkim nie pasowało. Przetrząsnął pamięć, w
poszukiwaniu znajomego imienia. W końcu je znalazł. – Tym reżyserem? – Zarumienił
się po same koniuszki uszu. Jakoś nie wydawało mu się właściwe, być na stopie
przyjacielskiej z kimś, kto ci mówi, jak masz się ułożyć podczas seksu, żeby
twój tyłek ładnie wyglądał w kadrze.
-
Tak. – Magnus nie miał z tym problemu. – Znamy się jeszcze z czasów, zanim obaj
zaczęliśmy pracować dla Rapahela. Samego Raphaela, zresztą też znałem
wcześniej. Ragnor to mój najstarszy przyjaciel – dodał po chwili wahania a Alec
wyczuł w jego głosie dziwną miękkość. Fell naprawdę musiał dużo dla niego
znaczyć. – To jak? Chcesz usłyszeć historię mojego pijaństwa w Peru?
Chciał.
Przez
następną godzinę Alec na zmianę pił i wybuchał śmiechem. Bo nie dość, że cała
historia była tak absurdalnie zabawna, to jeszcze Magnus posiadał prawdziwy dar
do snucia opowieści. Tak, że słuchając go można było zapomnieć o bożym świecie.
A także o kontrolowaniu, wlewanego w siebie, alkoholu.
-
Świnki morskie? – parsknął Alec odstawiając pusty kieliszek na stolik. Prawie
nie trafił. – Wkręcasz mnie. Wymyśliłeś tę historyjkę dla szpanu. – Patrzył
wszędzie tylko nie na Magnusa, lecz tym razem wynikało to z faktu, że nie
bardzo potrafił zogniskować spojrzenie.
-
Jak śmiesz?! – Zawsze, kiedy był pijany, uderzał w dramatyczny ton. Catarina powiedziała
kiedyś, że byłby świetnym aktorem. To Ragnor dodał „chyba porno” i tak,
nieświadomie, naprowadzili go na przyszłą ścieżkę kariery. – Moje życie jest
wystarczająco barwne i nie muszę niczego wymyślać, żeby zaimponować innym! Jak
mi nie wierzysz spytaj Ragnora! Albo nie! – zreflektował się. – Nie pytaj go!
Bo dopowie rzeczy, które ja pominąłem, a które stawiają mnie w złym świetle!
-
Gorszym niż rzyganie dwadzieścia siedem razy? – spytał Alec. Aktualny stan stanowił
dla niego coś nowego. Wiedział, że był pijany, ale ta wiedza była jednocześnie
przyzwoleniem do dalszego picia. Bo skoro wciąż ogarniał rzeczywistość,
przynajmniej w takim zakresie, to chyba nie było aż tak źle.
-
Zresztą Catarina ma zdjęcia – zignorował pytanie Aleca. – Jak mi nie wierzysz,
to je od niej wezmę i ci pokażę! – Co prawda złożył, sam przed sobą, przysięgę,
że tych zdjęć nie zobaczy nikt spoza ich trójki, ale dla Alexandra mógł zrobić
wyjątek. Zwłaszcza, gdy tak siedział, wciśnięty w fotel, z pijackim rumieńcem
na twarzy i szklistymi niebieskimi oczami.
-
Trzymam za słowo. Masz jeszcze wino?
Magnus
ze zdumieniem zauważył, że wypili trzecią butelkę. Kiedy to się stało?! I jak?
Bo wcale nie czuł, jakby tyle wypił. Znał swoje ciało i wiedział, jak reagowało
na alkohol. Czyżby to Alec wciągnął większość? Jeśli tak, to miał naprawdę
mocną głowę. Nawet za bardzo nie bełkotał.
-
Drogi Alexandrze… W moim domu nigdy nie zabraknie prezerwatyw. – Tu Alec uroczo
się zarumienił Nawet pijany był wstydliwy. – Ani alkoholu. – Chciał wstać z
gracją, ale przecenił swoje siły i gdyby, w porę, nie złapał się stolika
rypsnąłby, jak długi, na ziemię.
-
Opcja z targaniem cię do sypialni, zdaje się coraz bardziej prawdopodobna. –
Alec był zbyt pijany i zbyt niewinny, by pojąć, jak zabrzmiało to, co właśnie powiedział.
Magnus, zaś zbyt zawstydzony, aby to wykorzystać.
-
O ile sam będziesz w stanie, podnieść się z tego fotela – odciął się.
Ku
jego zdumieniu Alec wstał, bez jakiś większych akrobacji i, nawet za bardzo się
nie zataczając, podszedł do niego. Nic nie powiedział, tylko wyszczerzył w
uśmiechu idealnie białe zęby.
-
Pozer – burknął Magnus i skierował się w stronę barku. – Wybieraj! – Wielkopańskim
gestem wskazał na całą półkę, zastawiona winami.
-
Błagam nie – jęknął Alec. – Nie każ mi wybierać wina. Bo będę miał koszmary, z ojcem
w roli głównej.
Magnus
posłał mu spojrzenie, które było zdziwione i pytające jednocześnie. Alec pokręcił
przecząco głową.
-
Za dobrze się bawię, żeby o tym mówić, okej?
-
W porządku. – Postanowił nie naciskać. Tym bardziej, że to nie była ani jego
sprawa, ani nie był w nastroju na rozmowy typu „miałem ciężkie dzieciństwo”.
Nie! To miał być restart. Dlatego, nie mówiąc nic więcej, wybrał trzy butelki
wina (nie dawał sobie za dużych szans na ponowne wstanie z kanapy), z czego dwie
podał Alecowi. Jakoś, pewniej od niego, trzymał pion.
Kiedy
wrócili na swoje miejsca, to właśnie Alec wziął się za otwieranie kolejnej
butelki. Magnus widział, że starał się nie patrzeć na etykietę. Nalał im do
kieliszków całkiem szczodre porcje. Przez chwile Magnus miał wątpliwości czy
powinien dalej pić, ale w końcu uznał, że walić to i pociągnął solidny łyk.
Byle tylko w apteczce było coś na kaca. Powinien sprawdzić wcześniej.
Alec
wiedział, że nie powinien dalej pić. Bo już nie tylko zdawał sobie sprawę z
faktu, że był pijany, ale też z tego, JAK BARDZO. No i coraz trudniej było mu utrzymać
język za zębami. W pewnym momencie o mało nie skomplementował oczu Magnusa.
Tych prawdziwych, kocich. Dobrze, że w kieliszku miał jeszcze trochę wina. Zatkał
nim sobie tę niewyparzoną gębę. Raz mu się udało, ale jeśli daje będzie w
siebie wlewał alkohol, w takim tempie i w takich ilościach, w końcu, coś
chlapnie. Ale było mu tak dobrze… Nareszcie rzeczywistość zdjęła mu nogę z
gardła.
-
A ty Alexandrze? – Jego rozważania przerwał głos Magnusa. Tak ponętnie
uwodzicielski, że zwyczajnie nie mógł się nie napić. – Masz jakieś żenujące
historie, do których, na trzeźwo, nigdy byś się nie przyznał?
Alec
parsknął śmiechem, choć do śmiechu wcale mu nie było.
-
Całe moje życie to żenada a nie będę ci teraz życiorysu streszczał.
-
No weź! – Może to przez wypity alkohol, ale Magnus nie wziął jego słów na
serio. – Ja się poważnie pytam!
-
A ja poważnie odpowiadam. Bo co może być bardziej żenujące od
dwudziestotrzyletniego geja, wciąż zawzięcie siedzącego w szafie z obawy, że adoptowany
brat się na niego obrazi? A! Dodajmy do tego prawiczka, który nigdy, nie tylko
się nie całował, ale nawet nie trzymał drugiego faceta za rękę! – Z jakiegoś
powodu ulżyło mu, kiedy to powiedział. I nawet za bardzo się nie wstydził. To
przyjdzie później. Jutro. Razem z kacem.
-
Naprawdę nigdy się nie całowałeś?! – Magnus uznał, że z całego wywodu Aleca,
akurat ta informacja uderzyła go najbardziej i postanowił dać temu wyraz.
-
Nie – przyznał mężczyzna.
-
Nie było chętnych? – Trochę kpił a trochę kierowała nim czysta ciekawość. Bo
chętni, z całą pewnością, się znaleźli. Choćby ten cały Underhill! Leciał na
Alexandra, a ten zdawał się tego nie dostrzegać.
-
To raczej ja nie byłem chętny – wyjaśnił Alec nalewając sobie wina. Co się z nim działo?! Dlaczego rozmawiał na ten
temat?! I to z praktycznie obcą osobą?! Naprawdę powinien przestać pić. Opróżnił
kieliszek jednym haustem. – Zawsze bałem się, że jakoś to dotrze do Jace’a i
Isabelle a oni mnie odrzucą. Byli… Nadal są – poprawił się – wszystkim, co mam.
Nie mogę ich stracić.
Magnus
nie był pewien, czy imię Isabelle powinno mu coś mówić, więc nie poruszył tego
tematu. Tym bardziej, że na pewno wiązałoby się to z niepotrzebnymi dygresjami.
A w jego głowie rodził się plan.
-
Wiesz… - zaczął starając się brzmieć, jak człowiek trzeźwy. – Ja jestem osobą
bardzo godną zaufania. Nigdy nie zdradzam powierzonych mi tajemnic. I… podobno
nieźle całuję. – Puścił mu oczko. To miała być zabawa. Niewinny flirt, który
jeszcze bardziej zainteresowałby Aleca jego osobą. Dlatego, o mało nie upuścił
z rąk kieliszka, kiedy mężczyzna powiedział:
-
Dobrze.
-
Co?! – Wcale nie pisnął! Magnus Bane nie piszczy!
-
Pocałuj mnie.
*Andrzej
Sapkowki Pani Jeziora
no i kuźwa polsat w takim momencie xDDDD kocham kocham kocham, Alec taki niewinny do momentu Magnusa :D nie mogę doczekać się kolejnej części uwielbiam <3 czekam z niecierpliwością i pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuń