poniedziałek, 22 marca 2021

Utracona niewinność 7

 

UTRACONA NIEWINNOŚĆ 

7

 

Stał pod drzwiami i zastanawiał się czy powinien zapukać czy po prostu wejść, (w razie zamknięcia na zamek, miał klucze; w końcu to jego mieszkanie). Bo to, że znajdzie się w środku nie ulegało żadnej wątpliwości. Nie mógł zostawić Aleca samego, zwłaszcza po tym, co usłyszał przy posiłku.
 
Słowa Alexandra na chwilę go zatkały. Na całkiem długą chwilę, bo mężczyzna zdążył jeszcze wymamrotać pod nosem, że stracił apetyt i zniknąć w pokoju. Dopiero trzask zamykanych drzwi otrzeźwił Magnusa. W pierwszym odruchu chciał lecieć za Alekiem i… No właśnie, i co? Nakrzyczeć na niego? Opierdolić za gadanie głupot? W sumie, to właśnie na to miał ochotę. Jak, ten cudowny mężczyzna, mógł stwierdzić, że jego życie było niewiele warte?! Z nich dwóch, to Magnus mógłby powiedzieć coś takiego. W końcu… Nie! Sprawa dotyczyła Alexandra a nie jego. Niech więc przeszłość pozostanie tam gdzie była i nie wpieprza się w teraźniejszość, a on skupi się na pomocy Alecowi.
Postanowił, że musi dać mężczyźnie trochę czasu, by mógł na spokojnie przemyśleć wszystko, co się dzisiaj wydarzyło. W międzyczasie sam mógł pomyśleć, co właściwie powinien zrobić. Wiedział, że krzykiem nic nie wskóra. Flirtem też nie. Kończyły mu się możliwości.
- Może ty masz jakiś pomysł, Miau?
W odpowiedzi kot zrzucił z regału kieliszek do wina. Skąd on się tam znalazł? Kieliszek znaczy, nie kot. Ten zwykle pojawiał się w miejscach, o zwiedzanie których Magnus by go nie podejrzewał. Jak na przykład pralka (dobrze, że za wszelką cenę starał się upchnąć w niej jeszcze jedną parę spodni, bo to mogłaby być ostatnia eksploracja Prezesa, w jego krótkim życiu).
- Upić go? – zastanowił się głośno. – W sumie nie taki zły pomysł. Każdemu czasem przyda się restart.
I tak znalazł się pod drzwiami do pokoju gościnnego, trzymając w ręku dwa kieliszki i butelkę „tego lepszego” wina. Alexander nie wyglądał na konesera, więc marnowanie, do zwykłego restartu, droższych zapasów mijało się z celem, nie wspominając już o tym, że w pewnych kręgach podchodziło pod profanację. Ale nie chciał też raczyć mężczyzny tanim sikaczem, (te trzymał na imprezy i podawał, gdy goście byli już kompletnie pijani i było im wszystko jedno, albo kiedy chciał się ich jak najszybciej pozbyć, bez robienia scen). Teraz pozostawał dylemat. Zapukać czy wejść. Zdecydował się na pukanie. W końcu, nie dalej, jak dzisiaj, chwalił się dobrym wychowaniem.
Uniósł rękę i zastukał do drzwi.
 
Musiał uciec, bo oczy napełniły mu się łzami, a nie chciał płakać przy Magnusie. Cholera! W ogóle nie chciał płakać! Ale jego ciało miało inne zdanie na ten temat. Gdy tylko drzwi się za nim zamknęły, łzy popłynęły wbrew jego woli. Był żałosny. Nawet nie potrafił nad sobą zapanować. Dorosły chłop marze się, bo ktoś powiedział mu kilka niemiłych słów. Ryczy, jak baba… Jednak nic nie mógł na to poradzić. Bolało. Świadomość, że Jace był gotów przekreślić dwanaście lat ich przyjaźni tylko z jednego powodu. Rozumiałby gdyby kogoś zamordował, zgwałcił czy wyrządził inną wielką krzywdę. A on? Po prostu był gejem. Zaraz… Czy naprawdę tak pomyślał? Po prostu gejem?! Do tej pory, każda myśl, dotycząca jego inności, nacechowana była negatywnie. Sam sobie wbijał szpile, gdy jakiś mężczyzna, choć trochę, mu się spodobał. I nigdy nie nazwał siebie gejem… Odmieńcem, zboczeńcem, tak. Nigdy gejem. Więc co się zmieniło? Odpowiedź była prosta. Otoczenie. Do tej pory Alec obracał się wokół rodziny: rodzice, rodzeństwo… Nikt więcej. Potem doszła Clary a on uznał, że nikt więcej nie jest mu do szczęścia potrzebny (oczywiście brał pod uwagę, że Izzy też sobie kiedyś kogoś znajdzie, ale na wszelki wypadek, już znienawidził przyszłego wybranka siostry). Niestety większa część tej grupy nie grzeszyła tolerancją i dawała mu to boleśnie odczuć. Najpierw rodzice a teraz Jace.
Zastanowił się. W sumie to nigdy nie poznał zdania Isabelle na ten temat. Jego siostra, podczas wszelkich dyskusji na tematy raczej grząskie, siedziała cicho. Jak nie ona. Izzy zwykle… dość ekspresyjnie reagowała na wszystko, co jej się nie podobało. Przez pewien czas nawet myślał, że siostra jest taka jak on (to by się dopiero rodzice zdziwili – dwoje dzieci i oboje skrzywionych). Jednak częstotliwość, z jaką Isabelle wymieniała chłopaków i to, jak gziła się z nimi w pokoju (kilka takich scen i nauczył się pukać. Zawsze. Wszędzie) obaliły jego teorię. Dalej jednak nie wiedział, dlaczego siostra milczała. Przyszło mu do głowy, by zadać jej to samo pytanie, co Jace’owi. Miał pretekst, niczego by nie podejrzewała… Sięgnął po komórkę, szybko nim zdążyłyby najść go wątpliwości.
Izzy odebrała po trzecim sygnale.
- Cześć braciszku! – krzyknęła tak entuzjastycznie, że Alec musiał odsunąć telefon od ucha. Cała Isabelle.
- Cześć Iz – przywitał się a na jego twarzy, momentalnie pojawił się uśmiech. – Co tam?
- To raczej ja się powinnam o to zapytać! Od tygodnia nie dzwonisz a na sms-y odpowiadasz tak zdawkowo, jakbyś się z Jace’em na zasób słów wymienił.
Parsknął śmiechem. Tylko Izzy potrafiła poprawić mu humor jednym zdaniem
- Wybacz. Praca.
- Tak, tak, wiem. – Niemal widział Izzy machającą niedbale ręką. – Jace zdążył mi już wszystko opowiedzieć. Ze trzy razy. – Stężał. Czy sytuację z dzisiaj też? – Swoją drogą macie naprawdę ciekawe życie. Chyba zatrudnię się u was, jako sekretarka.
- Zanudziłabyś się. Takie zlecenia nie zdarzają się często. – A przynajmniej miał taką nadzieje. – To raczej jednorazowy przypadek. – Zanotował w pamięci, by dać na tacę w tej intencji.
- Żebyś się, braciszku, nie zdziwił – prychnęła. – Jak raz się sprawdzicie w tej branży, już was nie wypuszczą.
- Nie strasz!
- A, że obaj jesteście przystojnymi ciasteczkami – kontynuowała, jakby Alec w ogóle jej nie przerywał, – to może i jakaś mała robótka na boku, by się znalazła…
Poczuł, że się rumieni. Zdecydowanie nie o tym chciał rozmawiać z siostrą. Młodszą siostrą.
- Izzy!
- Dobra, dobra. – Zaśmiała się. – Przecież żartuję. Wyjmij czasem ten kij z tyłka Alec.
- Możesz zostawić w spokoju wszystkie tematy związane z moją cielesnością? Przypominam, że jestem twoim starszym bratem i to dość niezręczne.
Isabelle ponownie się roześmiała.
- Ciągle zapominam, jaki pruderyjny jesteś. Aż dziw, że mamy te same geny! W kogo ty się wdałeś?
Tak po prawdzie, to sam się zastanawiał.
- Ale dość o tobie! – powiedziała wiedząc, że brat już otwierał usta, żeby ją skarcić albo się oburzyć. – Powiedz lepiej, czy Bane na żywo jest tak samo gorący, jak na filmach!
Chwilę zajęło Alecowi zrozumienie, co właśnie powiedziała Isabelle. Izzy. Iz. Jego młodsza siostrzyczka, której robił kucyki, opatrywał zdarte kolana, czytał bajki na dobranoc. Z którą bawił się lalkami, byle tylko nie płakała… Kolejny moment musiał poświęcić na ponową naukę oddychania.
- CO?! – wykrzyknął wreszcie, gdy Izzy zaczynała się już zastanawiać, jak wytłumaczyć dyspozytorce pod sto dwanaście, że nie wie, gdzie dokładnie znajduje się jej brat, ale za to ma stuprocentową pewność, że właśnie przechodzi swój pierwszy w życiu zawał. W wieku dwudziestu trzech lat, więc istniała szansa, że go uratują.
- Hej! To, że jestem kobietą nie znaczy, że nie mam swoich potrzeb! Porno nie jest tylko dla facetów, wiesz?!
- Izzy… - Pomasował nasadę nosa. – Naprawdę nie chciałem tego wiedzieć. Przez ciebie będę miał koszmary!
- Już nie przesadzaj. Magnus utuli cię do snu.
- Izzy! – Wiedział, że siostra żartuje. Ona, po prostu, miała takie skrzywione poczuci humoru.
- Tak mi dali rodzice. I to była jedna, z niewielu, ich dobrych życiowych decyzji.
- Przez grzeczność nie zaprzeczę. – Pokręcił głową. Dlaczego nie rozmawiał z siostrą częściej?
- To, jak z tym Bane’em?! Ostry jest? A duży?! – No i miał odpowiedź.
- Po pierwsze: nie mnie to oceniać. – Albo mu się zdawało, albo siostra prychnęła, w ten swój specjalny sposób, zarezerwowany dla momentów, gdy kłamał a ona świetnie o tym wiedziała. Chociaż pewnie, po dzisiejszym dniu, był zwyczajnie przewrażliwiony. – Po drugie: nie będę plotkował o swoim kliencie. To nieprofesjonalne. Po trzecie: ty masz chyba Simona? Czy już go kopnęłaś w dupę?
- Nie umiesz się bawić. – Dosłownie słyszał, jak Izzy wydyma wargi w grymasie totalnego oburzenia. – A to, że kogoś mam nie oznacza, że nie mogę poplotkować o innych ciachach. I do Simona to ty się lepiej przyzwyczaj, bo coś mi mówi, że zostanie z nami na dłużej.
Alec jęknął teatralnie.
- Stać cię na więcej. – To nie tak, że nie lubił Simona. Lewis – wymoczkowaty, chucherkowaty nerd w niemodnych okularach, przyjaciel Clary – wydawał mu się najlepszym, z dotychczasowych chłopaków Isabelle. Ale był jej starszym bratem i musiał grać swoją rolę straszaka na zbyt napalonych chłopców. Nawet, jeśli Izzy świetnie radziła sobie sama.
- Oh… Simon ma wiele talentów, o których…
- Nie kończ! – przerwał jej. – Nie chcę wiedzieć.
- Oh Alec… - Isabelle wydawał się rozbawiona. – Chciałam powiedzieć, że pięknie gra na gitarze a tobie tylko jakieś zberezeństwa w głowie. Bane bardzo źle na ciebie działa, braciszku.
- Yhy. – Uwaga, bo jej uwierzył. – A… - Chciał zapytać, jak rodzice zapatrują się na Simona, w kategoriach potencjalnego zięcia, ale w porę ugryzł się w język. Po co psuć miłą rozmowę? Bo był pewien, że Lewis, nijak nie wpisywał się w schemat zięcia idealnego, jaki stworzyli sobie Robert i Maryse Lightwood. Podobnie, jak Clary nie pasowała na synową. – A on wie o tych planach? – spytał zamiast tego.
-Nie.  Trzymam go w niepewności. Przez to bardziej się stara.
- Jesteś potworem, Iz.
- Dziękuję. Słuchaj Alec. Wiesz, że cię kocham i uwielbiam z tobą gadać . – Zwłaszcza, że nie zdarza się to zbyt często, pomyślała, lecz nie powiedziała tego głośno. – Ale wiem, że nie dzwonisz bez powodu. Gadaj, o co chodzi. Tylko wszystko, jak na spowiedzi.
Wszystkiego nie mógł jej powiedzieć.
- Izzy… - Nie było dobrego sposobu, by zadać to pytanie, więc postanowił walnąć prosto z mostu. – Co byś zrobiła gdybym… był gejem?
Usłyszał, jak siostra wciąga gwałtownie powietrze i instynktownie skulił się, w oczekiwaniu na stos wyzwisk. Jednak, ku jego zaskoczeniu, siostra odezwała się nad wyraz łagodnie.
- Chodzi o to, co powiedział Jace, prawda?
Zamrugał zaskoczony.
- Skąd wiesz?
Izzy westchnęła.
- Zadzwonił dzisiaj do mnie i zaczął marudzić, że dziwnie się zachowujesz i w ogóle jesteś jakiś taki… To jego słowa! – zastrzegła od razu. – A że oboje wiemy, że Jace ma skłonności do przesady i dramaturgii, wyciągnęłam z niego, o czym dokładnie pierzył.
- I? – Wstrzymał oddech.
- I nazwałam pojebanym kretynem. Albo jakoś tak, już za bardzo nie pamiętam.
Dziwne ciepło rozlało się w sercu Aleca.
- Powiedziałam mu, że nawet, jeśli faktycznie ma coś do homoseksualistów, co według mnie jest szczytem idiotyzmu… No może nie szczytem, bo są jednak głupsze rzeczy, ale w pierwszej trójce z całą pewnością się mieści, to ciebie, jako brata i przyjaciela, powinien akceptować, bez względu na własne uprzedzenia. Rodzinę się kocha mimo wszystko. A zwłaszcza taką rodzinę, która jest gotowa skoczyć za nami w ogień.
Alec poczuł, jak zalewa go fala miłości względem siostry. Isabelle była wspaniała. Powinien częściej jej to mówić.
- Coś tam psioczył, pod nosem, jak to Jace – kontynuowała dziewczyna. – Bo przecież, nasze dziecko szczęścia, nie przyzna się, ot tak, do błędu. Ale myślę, że kilka rzeczy do niego dotarło. A przynajmniej dotrze niedługo, jak przebiją się przez tę grubą czaszkę. Trochę im to może zająć, ale wierzę, że w końcu się uda. – Umilkła nagle. – Alec?
- Tak?
- Chcesz mi coś powiedzieć?
Panika na nowo rozgorzała w jego wnętrzu. Mimo wszystko, pomimo tego, co powiedziała…
- Że cię kocham. – Wiedział, że Izzy nie da się tak łatwo zbyć, ale musiał przynajmniej spróbować.
- Ja ciebie też. A poza tym?
- Nie. – Roześmiał się, robiąc co w jego mocy, by zabrzmieć szczerze. – To… takie teoretyczne rozważania. Kiedy napatrzysz się na wszystko, co ci ludzie w studiu wyprawiają, do głowy przychodzą ci różne dziwne myśli. A potem było to zdjęcie, Jace powiedział coś w swoim stylu i jakoś tak wyszło. – Błagam, nie drąż, zaklinał siostrę w myślach. Nie miał pojęcia na ile wystarczy mu tego beztroskiego tonu.
- Aha. W porządku. – Nie wydawało się, by chciała powiedzieć coś więcej, za co mężczyzna był jej wdzięczny. – Słuchaj Alec…
A jednak! Wszechświat go nienawidził!
- Ja wiem, że to twoje życie… - Izzy brzmiał niezwykle poważnie, przez co Alec czuł się nieco zaniepokojony. To nie był typowy ton Isabelle. – I chcę żebyś by szczęśliwy, nawet jeśli nie popieram wszystkich twoich wyborów…
Czyli jednak. Nawet Izzy…
- Ale obiecaj mi przynajmniej jedno.
- Co? – zapytał zrezygnowany.
- Że będziesz ostrożny. Jednego brata już straciłam. Nie chcę, żeby to samo stało się z drugim. – Wiedział, że siostra powstrzymuje płacz. A Isabelle nie płakała. Nigdy!
- O czy ty mówisz Izzy? – Chyba się w tym wszystkim pogubił.
- Jace powiedział mi dokładnie, co było w liście. Alec… Wiesz, że zawsze byłam przeciwna tej całej agencji, ale Jace się uparł a ty nie potrafisz mu niczego odmówić. I nie zaprzeczaj! Oboje wiemy, że tak jest!
Posłusznie milczał. Po co kłamać?
- Od samego początku bałam się, że do czegoś takiego dojdzie. Ktoś będzie wam groził, albo… stanie się coś jeszcze gorszego. Boję się Alec.
Pożałował, że nie może teraz podejść i przytulić siostry. Wiedział ile ją to wyznanie kosztowało, jak bardzo nie lubiła przyznawać się do słabości. Unikała tego niczym ognia. Bała się, że jeśli się przed kimś obnaży, ten ktoś przestanie ją szanować. A zasługiwała na szacunek. Była najtwardszą osobą, jaką Alec znał.
- Nie masz czego – powiedział tonem, starszego brata oznajmiającego, że wygonił wszystkie boboki spod łóżka. – Jace’owi nic nie grozi. No może poza tym, że Camille doprowadzi go do zawału. – Spróbował się roześmiać, ale Izzy nie podchwyciła żartu. – A ja potrafię o siebie zadbać. Poza tym wydaje mi się, że ten koleś jest raczej z tych, co dużo gadają a mało robią. Minęły trzy miesiące a on wysłał kilka fotek i listów.  W końcu Luke go złapie. Zobaczysz.
- Mimo to obiecaj, że będziesz na siebie uważał.
- Obiecuję.
 
Po rozmowie z siostrą, Alec rozłożył się na łóżku i zaczął myśleć. Izzy by go nie odtrąciła, tego był pewien. A Jace?  Chociaż wspomnienie słów brata nadal bolało, postanowił jeszcze raz, na chłodno, przeanalizować całą sytuację. Może faktycznie trochę go zaskoczył i Jace odpowiadając nie wziął pod uwagę tego, że byli rodziną? Może, jeśli da mu trochę czasu, to zmieni zdanie?
Rodzice… Tu nawet nie było sensu myśleć. Oni byli straceni dla niego a on dla nich. I żadne zaklinanie rzeczywistości, dawanie czasu czy choćby najbardziej szczera rozmowa, tego nie zmienią. Bolało go to, ale nic nie mógł z tym zrobić. Oni tak. On nie. A gdyby tak poważnie porozmawiał z Jace’em i przyznał się do tego kim był, jednocześnie mówiąc, co takiego chcieli zrobić mu rodzice? Nie! Ten pomysł odpadał z kilku powodów. Po pierwsze to byłoby bezczelne granie na emocjach. Patrz! Zrobili mi kuku, więc musisz mnie przytulić i pogłaskać po główce, bo wyjdziesz na skończonego dupka. Po drugie, nadal nie wyobrażał sobie, by mógł wyznać głośno, że jest gejem. A już na pewno nie Jace’owi. O dziwo, gdy myślał o Isabelle, w głowie zaczynały pojawiać mu się, nawet potencjalne scenariusze takiej rozmowy. Sam nie wiedział czy bardziej go to cieszy, czy przeraża. Nie znalazł odpowiedzi, bo nagle ktoś załomotał do drzwi. Poderwał się gwałtownie i poleciał otworzyć. Skoro Magnus pukał tak szaleńczo, to coś musiało się stać.
- Co… - urwał widząc Bane’a całego i zdrowego. Za to z szerokim uśmiechem na twarzy. Oraz butelką wina i kieliszkami. Zmierzył mężczyznę groźnym spojrzeniem.
- Tak, tak. Wiem – zaczął Magnus, nim Alec zdążył wyrazić swoje niezadowolenie werbalnie. – Jesteś abstynentem. Ale… - Zawiesił głos. – Bywają okazje, gdy zwyczajnie nie można się nie napić*.
Brwi Aleca poszybowały w górę.
- No, co? – Magnus nie wiedział, jak zinterpretować ten gest.
- Nic. – Mężczyzna pokręcił głową. – Po prostu nie podejrzewałem, że czytasz coś, poza gazetkami z Sephory – powiedział i wziął kieliszek. – No i muszę przyznać Regisowi rację.
- Jeszcze nie raz cię zaskoczę. – Powinien się obrazić, ale jakoś nie umiał. Bo Alec… Wyglądał zdecydowanie lepiej, niż kiedy wrócili do domu. – Stało się coś dobrego?
Alec wzruszył ramionami.
- Jak mnie wystarczająco znieczulisz alkoholem, to może ci powiem.
- To brzmi, jak wyzwanie. Akceptuję je!
 
Okazało się, że upicie Aleca wcale nie było takim prostym zadaniem, jak się Magnusowi wydawało. Wbrew wspominanej, na początku znajomości, abstynencji skurczybyk miał naprawdę mocną głowę. Wypili już dwie butelki i zaczynali właśnie trzecią A Magnus miał wrażenie, że to jemu bardziej szumi w głowie niż Alecowi. Nie żeby mu to przeszkadzało. Od trzech miesięcy porządnie się nie ululał i brakowało mu tego stanu, pełnej akceptacji wszechświata i okolic. A że jutro była sobota i miał wolne, więc mógł sobie pozwolić. Gdyby zaś Raphaelowi przyszło do głowy wpaść z niezapowiedzianą wizytą, (czasem miewał takie głupie pomysły i za każdym razem straszył mu aktualnych partnerów) powiedziałby, że to wszystko w celach terapeutycznych. Raphael by tego nie łyknął, ale to nieważne. Za to on mógł łyknąć trochę wina.
- Zwykle ludzie po alkoholu trochę wyluzowują, robią się bardziej otwarci. A ty, Alexandrze, wydajesz się jeszcze bardziej spięty niż zazwyczaj. Czyżbyś znowu myślał o mnie?
- Tak – odpowiedział, bez krępacji, Alec. W jego oczach błyszczały figlarne iskierki – dowód na to, że alkohol jednak robił swoje. Magnus zanotował w pamięci, by uzupełnić zapasy. Wpędzi tego mężczyznę w alkoholizm, byle tylko móc podziwiać takie cudo. – Zastanawiam się, czy będę musiał cię nieść z tej kanapy, do łóżka.
- Bardzo zabawne. Mam wręcz magiczną tolerancję na procenty! Dużo ćwiczyłem!
- To się nazywa alkoholizm – burknął Alec ledwo umaczając usta w winie. Od jakiegoś czasu starał się hamować i pić wolniej. I tak szumiało mu już w głowie.
Alec nigdy nie był pijany. Lekko podpity, trochę wstawiony, to tak. Jak najbardziej. Nigdy jednak nie pozwolił sobie wypić tyle, by stracić kontakt z rzeczywistością. Zawsze odstawiał alkohol w momencie, gdy świat zaczynał wydawać mu się miłym miejscem. Takim, które zaakceptuje wszystko. Teraz miał problem, bo jego zwyczajowa technika nie działała. Swój stan pod tytułem STOP ALEC! Dalej nie pijesz, osiągnął już po drugim kieliszku, a nie miał aż tak słabej głowy. Zrzucił wszystko na karb rozmowy z siostrą oraz… obecności Magnusa. Przy nim bycie tym, kim był… Dobra, nie bawmy się w przydługie eufemizmy, to nie Harry Potter, bycie gejem, zdawało się aż za proste. Bane nigdy go nie oceniał. Zauważył jego odmienność i, od razu, przeszedł z nią do porządku dziennego. Był pewien, że podobnie zrobiłaby cała ekipa Santiago Company Films… Czy jakoś tak… Cholera! Zapomniał nazwy firmy, dla której pracował. Zły Alec. Niedobry Alec. Pijany Alec! Tak czy inaczej, chociaż nieodmiennie purpurowiał na samą myśl o tym, co takiego wytwórnia kręciła, pracujących w niej ludzi, zaczął szanować. Choćby za tę jedną cechę. Pełną tolerancję.
- Do alkoholika to mi jeszcze dużo brakuje – burknął Magnus, ale widząc, że Alec mu odpływa (a zamyślona mina świadczyła, że owe odpłyniecie nie ma nic wspólnego ze stężeniem alkoholu we krwi), dodał. – Chociaż faktycznie. Najciekawsze przygody miałem zawsze po dobrej popijawie. Chcesz usłyszeć, co się wydarzyło w Peru? – Do tej pory czuł lekki wstyd na samo wspomnienie tamtych wydarzeń, ale każdy kto usłyszał o nich, z ust Ragnora, wprost pokładał się ze śmiechu. Zdecydował, że dla Aleca gotów jest przełknąć dumę (najwyżej znieczuli się winem). Chciał, choć trochę, poprawić mężczyźnie humor.
- Byłeś w Peru? – Brwi Aleca uniosły się. On sam nigdy nie opuścił Stanów, chociaż rodzice podróżowali służbowo, niemal po całej Europie.
- Tak – potwierdził. – Polecieliśmy tam kiedyś z Ragnorem, na podryw. Tylko, że Ragnor nie zna hiszpańskiego. – Zachichotał, na wspomnienie nieumiejącego się dogadać przyjaciela. – Ale do niektórych czynności, słowa nie są potrzebne. – Puścił Alecowi oczko, na co ten się zarumienił. Magnus naprawdę lubił ten rumieniec.
- Ragnorem? – Alecowi coś w tym wszystkim nie pasowało. Przetrząsnął pamięć, w poszukiwaniu znajomego imienia. W końcu je znalazł. – Tym reżyserem? – Zarumienił się po same koniuszki uszu. Jakoś nie wydawało mu się właściwe, być na stopie przyjacielskiej z kimś, kto ci mówi, jak masz się ułożyć podczas seksu, żeby twój tyłek ładnie wyglądał w kadrze.
- Tak. – Magnus nie miał z tym problemu. – Znamy się jeszcze z czasów, zanim obaj zaczęliśmy pracować dla Rapahela. Samego Raphaela, zresztą też znałem wcześniej. Ragnor to mój najstarszy przyjaciel – dodał po chwili wahania a Alec wyczuł w jego głosie dziwną miękkość. Fell naprawdę musiał dużo dla niego znaczyć. – To jak? Chcesz usłyszeć historię mojego pijaństwa w Peru?
Chciał.
Przez następną godzinę Alec na zmianę pił i wybuchał śmiechem. Bo nie dość, że cała historia była tak absurdalnie zabawna, to jeszcze Magnus posiadał prawdziwy dar do snucia opowieści. Tak, że słuchając go można było zapomnieć o bożym świecie. A także o kontrolowaniu, wlewanego w siebie, alkoholu.
- Świnki morskie? – parsknął Alec odstawiając pusty kieliszek na stolik. Prawie nie trafił. – Wkręcasz mnie. Wymyśliłeś tę historyjkę dla szpanu. – Patrzył wszędzie tylko nie na Magnusa, lecz tym razem wynikało to z faktu, że nie bardzo potrafił zogniskować spojrzenie.
- Jak śmiesz?! – Zawsze, kiedy był pijany, uderzał w dramatyczny ton. Catarina powiedziała kiedyś, że byłby świetnym aktorem. To Ragnor dodał „chyba porno” i tak, nieświadomie, naprowadzili go na przyszłą ścieżkę kariery. – Moje życie jest wystarczająco barwne i nie muszę niczego wymyślać, żeby zaimponować innym! Jak mi nie wierzysz spytaj Ragnora! Albo nie! – zreflektował się. – Nie pytaj go! Bo dopowie rzeczy, które ja pominąłem, a które stawiają mnie w złym świetle!
- Gorszym niż rzyganie dwadzieścia siedem razy? – spytał Alec. Aktualny stan stanowił dla niego coś nowego. Wiedział, że był pijany, ale ta wiedza była jednocześnie przyzwoleniem do dalszego picia. Bo skoro wciąż ogarniał rzeczywistość, przynajmniej w takim zakresie, to chyba nie było aż tak źle.
- Zresztą Catarina ma zdjęcia – zignorował pytanie Aleca. – Jak mi nie wierzysz, to je od niej wezmę i ci pokażę! – Co prawda złożył, sam przed sobą, przysięgę, że tych zdjęć nie zobaczy nikt spoza ich trójki, ale dla Alexandra mógł zrobić wyjątek. Zwłaszcza, gdy tak siedział, wciśnięty w fotel, z pijackim rumieńcem na twarzy i szklistymi niebieskimi oczami.
- Trzymam za słowo. Masz jeszcze wino?
Magnus ze zdumieniem zauważył, że wypili trzecią butelkę. Kiedy to się stało?! I jak? Bo wcale nie czuł, jakby tyle wypił. Znał swoje ciało i wiedział, jak reagowało na alkohol. Czyżby to Alec wciągnął większość? Jeśli tak, to miał naprawdę mocną głowę. Nawet za bardzo nie bełkotał.
- Drogi Alexandrze… W moim domu nigdy nie zabraknie prezerwatyw. – Tu Alec uroczo się zarumienił Nawet pijany był wstydliwy. – Ani alkoholu. – Chciał wstać z gracją, ale przecenił swoje siły i gdyby, w porę, nie złapał się stolika rypsnąłby, jak długi, na ziemię.
- Opcja z targaniem cię do sypialni, zdaje się coraz bardziej prawdopodobna. – Alec był zbyt pijany i zbyt niewinny, by pojąć, jak zabrzmiało to, co właśnie powiedział. Magnus, zaś zbyt zawstydzony, aby to wykorzystać.
- O ile sam będziesz w stanie, podnieść się z tego fotela – odciął się.
Ku jego zdumieniu Alec wstał, bez jakiś większych akrobacji i, nawet za bardzo się nie zataczając, podszedł do niego. Nic nie powiedział, tylko wyszczerzył w uśmiechu idealnie białe zęby.
- Pozer – burknął Magnus i skierował się w stronę barku. – Wybieraj! – Wielkopańskim gestem wskazał na całą półkę, zastawiona winami.
- Błagam nie – jęknął Alec. – Nie każ mi wybierać wina. Bo będę miał koszmary, z ojcem w roli głównej.
Magnus posłał mu spojrzenie, które było zdziwione i pytające jednocześnie. Alec pokręcił przecząco głową.
- Za dobrze się bawię, żeby o tym mówić, okej?
- W porządku. – Postanowił nie naciskać. Tym bardziej, że to nie była ani jego sprawa, ani nie był w nastroju na rozmowy typu „miałem ciężkie dzieciństwo”. Nie! To miał być restart. Dlatego, nie mówiąc nic więcej, wybrał trzy butelki wina (nie dawał sobie za dużych szans na ponowne wstanie z kanapy), z czego dwie podał Alecowi. Jakoś, pewniej od niego, trzymał pion.
Kiedy wrócili na swoje miejsca, to właśnie Alec wziął się za otwieranie kolejnej butelki. Magnus widział, że starał się nie patrzeć na etykietę. Nalał im do kieliszków całkiem szczodre porcje. Przez chwile Magnus miał wątpliwości czy powinien dalej pić, ale w końcu uznał, że walić to i pociągnął solidny łyk. Byle tylko w apteczce było coś na kaca. Powinien sprawdzić wcześniej.
Alec wiedział, że nie powinien dalej pić. Bo już nie tylko zdawał sobie sprawę z faktu, że był pijany, ale też z tego, JAK BARDZO. No i coraz trudniej było mu utrzymać język za zębami. W pewnym momencie o mało nie skomplementował oczu Magnusa. Tych prawdziwych, kocich. Dobrze, że w kieliszku miał jeszcze trochę wina. Zatkał nim sobie tę niewyparzoną gębę. Raz mu się udało, ale jeśli daje będzie w siebie wlewał alkohol, w takim tempie i w takich ilościach, w końcu, coś chlapnie. Ale było mu tak dobrze… Nareszcie rzeczywistość zdjęła mu nogę z gardła.
- A ty Alexandrze? – Jego rozważania przerwał głos Magnusa. Tak ponętnie uwodzicielski, że zwyczajnie nie mógł się nie napić. – Masz jakieś żenujące historie, do których, na trzeźwo, nigdy byś się nie przyznał?
Alec parsknął śmiechem, choć do śmiechu wcale mu nie było.
- Całe moje życie to żenada a nie będę ci teraz życiorysu streszczał.
- No weź! – Może to przez wypity alkohol, ale Magnus nie wziął jego słów na serio. – Ja się poważnie pytam!
- A ja poważnie odpowiadam. Bo co może być bardziej żenujące od dwudziestotrzyletniego geja, wciąż zawzięcie siedzącego w szafie z obawy, że adoptowany brat się na niego obrazi? A! Dodajmy do tego prawiczka, który nigdy, nie tylko się nie całował, ale nawet nie trzymał drugiego faceta za rękę! – Z jakiegoś powodu ulżyło mu, kiedy to powiedział. I nawet za bardzo się nie wstydził. To przyjdzie później. Jutro. Razem z kacem.
- Naprawdę nigdy się nie całowałeś?! – Magnus uznał, że z całego wywodu Aleca, akurat ta informacja uderzyła go najbardziej i postanowił dać temu wyraz.
- Nie – przyznał mężczyzna.
- Nie było chętnych? – Trochę kpił a trochę kierowała nim czysta ciekawość. Bo chętni, z całą pewnością, się znaleźli. Choćby ten cały Underhill! Leciał na Alexandra, a ten zdawał się tego nie dostrzegać.
- To raczej ja nie byłem chętny – wyjaśnił Alec nalewając sobie wina. Co się  z nim działo?! Dlaczego rozmawiał na ten temat?! I to z praktycznie obcą osobą?! Naprawdę powinien przestać pić. Opróżnił kieliszek jednym haustem. – Zawsze bałem się, że jakoś to dotrze do Jace’a i Isabelle a oni mnie odrzucą. Byli… Nadal są – poprawił się – wszystkim, co mam. Nie mogę ich stracić.
Magnus nie był pewien, czy imię Isabelle powinno mu coś mówić, więc nie poruszył tego tematu. Tym bardziej, że na pewno wiązałoby się to z niepotrzebnymi dygresjami. A w jego głowie rodził się plan.
- Wiesz… - zaczął starając się brzmieć, jak człowiek trzeźwy. – Ja jestem osobą bardzo godną zaufania. Nigdy nie zdradzam powierzonych mi tajemnic. I… podobno nieźle całuję. – Puścił mu oczko. To miała być zabawa. Niewinny flirt, który jeszcze bardziej zainteresowałby Aleca jego osobą. Dlatego, o mało nie upuścił z rąk kieliszka, kiedy mężczyzna powiedział:
- Dobrze.
- Co?! – Wcale nie pisnął! Magnus Bane nie piszczy!
- Pocałuj mnie.
 
 
 
*Andrzej Sapkowki Pani Jeziora

 

 

1 komentarz:

  1. no i kuźwa polsat w takim momencie xDDDD kocham kocham kocham, Alec taki niewinny do momentu Magnusa :D nie mogę doczekać się kolejnej części uwielbiam <3 czekam z niecierpliwością i pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń