poniedziałek, 29 marca 2021

Utracona niewinność 8

 

 

UTRACONA NIEWINNOŚĆ 
 
8


- Pocałuj mnie. – To, na pewno, był jeden z najgorszych pomysłów, w jego życiu. I, z całą pewnością, go pożałuje. Ale to jutro. Albo pojutrze, gdy już wyleczy kaca. Teraz chciał poczuć usta Magnusa na swoich. Zobaczyć, jak to jest kogoś całować. I to kogoś, kto cię pociąga.
- Ale… - Nadal nie wierzył, że to, co miało być głupim żartem, aż tak wymknęło się spod kontroli.
- Magnus. – Alec wstał i trochę chwiejnym krokiem podszedł do kanapy. Gdy na nią opadł, zdecydowanie zbyt blisko Bane’a, niż ten by sobie teraz tego życzył, jego twarz wyrażała czystą determinację. – To może być moja jedyna szansa, żeby przekonać się, jak to jest. Żeby dostać to, co mają inni. Chociaż raz. Proszę. – Już się zdecydował i nie zmieni zdania. Za to zrobi wszystko, by Magnus go pocałował.
 
Chciał tego. Boże! Jak on pragnął przycisnąć do siebie Alexandra, wpić się w jego usta i całować, aż do skończenia świata! Marzył o tym, od kiedy tylko go zobaczył. Alec był ideałem, jakby wprost wyjętym z jego fantazji. Te czarne włosy i niebieskie oczy. Ta twarz… Anioł w najczystszej postaci. A do tego, tak samo jak Anioł, niewinny. I chyba ta niewinność obudziła w nim skrupuły, których nie potrafiło pokonać ciepło mężczyzny, znajdujące się zdecydowanie zbyt blisko, żeby racjonalne myślenie miało racje bytu. Ani roziskrzone niebieskie oczy, wypełnione nieznanym sobie pragnieniem. Ani nawet to cholerne „proszę”.
- To nie najlepszy pomysł. – Odwrócił wzrok. – Ja nie jestem najlepszą opcją na pierwszy pocałunek. – Zwłaszcza dla kogoś tak niewinnego, dodał w myślach.
- Myślę, że mógłbym trafić gorzej – zaśmiał się Alec, ale zaraz spoważniał. – Poza tym jesteś moją jedyną opcją.
Magnus przewrócił oczami, co w ogólnym rozrachunku okazało się bardzo złym pomysłem. Człowiek pijany powinien, jak najbardziej, unikać zmiany perspektywy. Zapamiętać i stosować.
- Dzięki. Właśnie to chciałem usłyszeć. – Jeśli myślał, że mężczyzna się zawstydzi, to srodze się zawiódł. Alec znów miał tę nieustępliwą minę i wyglądał przy tym mega seksownie. Z czego chyba nie zdawał sobie sprawy.
- Dobrze wiesz, o co mi chodzi!
- Wiem – potwierdził zrezygnowany. – Wiem też, że jesteś pijany. Obaj jesteśmy! – Skąd w nim tyle samozaparcia? Normalnie już dawno ciągnąłby, tak chętnego chłopaka, do sypialni. A teraz wzbraniał się przed głupim pocałunkiem!
- I bardzo dobrze. Na trzeźwo nigdy bym tego nie zaproponował. – Nachylił się niebezpiecznie blisko i Magnusa owionął delikatny zapach wody kolońskiej oraz wina. Spodobała mu się ta mieszanka. Myśli Aleca chyba krążyły wokół podobnych tematów, bo nagle powiedział:
- Ładnie pachniesz. Dopiero teraz poczułem. Co to? – Jak na człowieka, który zdaje sobie sprawę z tego, że jest pijany przystało, starał się składać proste zdania.
- Drzewo sandałowe – odpowiedział zadowolony ze zmiany tematu. Do pełni szczęścia brakowało mu tylko możliwości odsunięcia się od Aleca. Wiedział jednak, że prędzej wywali się w stertę poduszek niż zmniejszy dystans miedzy nimi.
- Podoba mi się. – Alec pokiwał głową z uznaniem.
- Cieszę się. Czy teraz…
- Teraz, jeszcze bardziej, chcę żebyś mnie pocałował.
Cholera! Co za uparte stworzenie!
- Alec… - Nieopatrznie spojrzał mężczyźnie w oczy. Szlag! Miał dość. Przysunął się do Alexandra i ledwie musnął jego wargi swoimi. – Zadowolony? – spytał a serce waliło mu, jak oszalałe. Naprawdę potrzebował całej siły woli, by się odsunąć.
Alec wyglądał niczym naburmuszone dziecko.
- Chodziło mi o normalny pocałunek!
Czy on się zaraz rozpłacze?! Nie! Tego Magnus by nie zniósł. Niewiele myśląc złapał podbródek mężczyzny, chwycił jego wargi w swoje i zaczął całować. Namiętnie. Z całą pasją i pożądaniem, jakie nagromadziły się w nim, wobec tego człowieka.
Początkowo Alec, zaskoczony i przytłoczony nadmiarem doznań, nie zareagował na pieszczotę. Bo usta Magnusa były takie ciepłe! Smakowały winem i czymś, czego nie potrafił nazwać. W dodatku miał wrażenie, że przepływa przez nie prąd, docierając do każdego zakamarka jego ciała. Chciał więcej i więcej.
Dopiero po dłuższej chwili zaczął odpowiadać na pocałunek. Niepewnie i z wahaniem. W końcu to był jego pierwszy i nie wiedział, co właściwie powinien robić. Zdał się na instynkt. I Magnusa.
Kiedy już myślał, że Alec się odsunie, nie dając nic z siebie, mężczyzna zaczął oddawać pieszczotę. A w Magnusie eksplodowała supernowa. Na Lilith! Bo chociaż ruchy Aleca były niepewne i pozbawione jakiegokolwiek doświadczenia, to wkładał w nie tyle pasji, że Magnusowi zakręciło się w głowie. Nikt go jeszcze nie całował z takim oddaniem. Z taką zaborczością. I chęcią dostania, jak najwięcej, samemu ofiarując wszystko. Do tego dochodził smak Aleca, na który składało się wypite wino, sól z wylanych łez i coś jeszcze, czego nie potrafił określić, a gdyby już musiał, nazwałby owe coś, po prostu Alekiem.
Może i to był jego pierwszy raz, ale Alexander okazał się bardzo pojętnym uczniem i wkrótce znaleźli wspólny rytm. Wtedy Magnus postanowił posunąć się o krok dalej. Przejechał językiem po wargach mężczyzny, jakby prosząc o pozwolenie. I Alec mu je dał. Bez wahania uchylił usta pozwalając, by język Magnusa wdarł się do środka, czyniąc tam spustoszenie. Pieścił jego podniebienie, policzki, przejeżdżał po zębach… Alecowi kręciło się w głowie od nadmiaru bodźców. Sam, nie do końca zdając sobie z tego sprawę, zaczął ruszać językiem nieudolnie naśladując Bane’a. Magnus pozwolił mu na niepewne badanie własnych ust. A kiedy Alec nacieszył się nowym doznaniem, splótł ich języki razem, na co Alexander jęknął i bezwiednie sięgnął ku mężczyźnie. Objął go w pasie i przycisnął do siebie. Magnus nie zaprotestował tylko samemu złączył dłonie na karku Aleca, opuszkami palców pieszcząc wrażliwą skórę.
Alexander znów jęknął. To było za dużo. Usta Magnusa, jego język i dłonie… Wszechogarniająca rozkosz. Poczuł, że jest tak blisko nieba, jak to tylko możliwe.
Uczucie nie minęło, gdy oderwali się od siebie, ciężko dysząc. I chociaż pocałunek został zerwany, ich dłonie nadal znajdowały się tam gdzie wcześniej, żaden nie miał ochoty tego zmieniać. To było zbyt dobre. Zbyt… właściwe? Jakby wszystko znalazło się na swoim miejscu.
Magnus patrzył na zaczerwienionego, z emocji, Aleca. Na jego roziskrzone oczy, napuchnięte wargi, pełen radości uśmiech i pomyślał, że mógłby się zakochać. Tu i teraz. Na wieczność.
- Jak było? – zapytał, by uciec od tych myśli. To uczucie nie miało prawa zaistnieć. Nie pomiędzy ich dwójką.
- Wspaniale. – Alec wyglądał jakby właśnie znalazł to, czego szukał przez całe swoje życie. – Wspaniale. – Pochylił się i złączył ich czoła. Teraz mógł bez problemu patrzeć w twarz Magnusa. Żałował tylko, że nie w te cudowne kocie oczy. – Dziękuję. – Pocałował go. Spokojnie i słodko. Zupełnie inaczej niż przed chwilą. – Dziękuję.
- Wszystko będziesz teraz powtarzał dwa razy? – zaśmiał się Magnus.
- Czasem trzeba – odpowiedział z uśmiechem. – Bo raz nie wystarczy.
- Czasem i dwa to za mało – powiedział Bane. I tym razem to on go pocałował.
 
Świt przyszedł zdecydowanie za wcześnie. A razem z nim okropny ból głowy, suchość w ustach i świadomość, że zrobił coś, czego nie powinien, ale wcale nie czuł się z tym źle.
- Ugh… Więcej nie piję – wymamrotał do siebie, jak zawsze po dość swobodnej imprezie, jednocześnie próbując poukładać sobie w głowie wydarzenia z poprzedniego wieczoru. Na pewno było wino. Dużo wina. I Alec… ALEC! Całowali się! Aż jęknął na to wspomnienie. I to JAK się całowali! Jakby świat miał się skończyć, jeśli przestaną. Więc dlaczego przestali? I jak to się stało, że skończył we własnym łóżku? Sam? Tego nijak nie potrafił pojąć. Podobnie, jak nie potrafił wyobrazić sobie teraz, swoich relacji z Alexandrem. Gdy już raz posmakował tych ust chciał to robić zawsze. Nie był pewien czy uda mu się powstrzymać. Ale Alec wyraźnie zaznaczył, że chodziło mu o jeden pocałunek. To, że wczoraj trochę ich poniosło nie znaczy, że zmienił zdanie
- Na Lilith! Dlaczego ja się na to zgodziłem?! – spytał sam siebie wchodząc do kabiny. Może zimny prysznic pomoże mu na… wszystko. – Byłeś pijany – odpowiedział nie kryjąc pogardy dla własnego „ja”, z wczoraj. – A on tak słodko nachalny… Ugh! Debil. – Odkręcił wodę.
 
Alec nigdy wcześniej nie miał kaca. I po dzisiejszym dniu stwierdził, że bez tego akurat doświadczenia, mógłby spokojnie przejść przez życie, niczego nie tracąc. Inaczej rzecz się miała z pocałunkami. Zwłaszcza tymi Magnusa, (choć innych nie znał). Bez nich dotychczasowe życie wydawało się dziwnie ubogie. Jakby dopiero Bane i jego usta dopełniły obraz świata. Na samą myśl, że to była jednorazowa sytuacja coś ściskało go w dołku. Świadomość, że już nigdy nie poczuje tych ust na swoich była gorsza niż najgorsza tortura. Gorsza nawet, niż urodzinowy obiad przygotowany, kilka lat temu, przez Izzy (a do tej pory miewał koszmary z nim związane). Niby zdawał sobie z tego sprawę, gdy tak usilnie domagał się, by Magnus go pocałował (czuł wstręt i obrzydzenie do samego siebie; zachowywał się, jak napalona nastolatka), ale wtedy nie wiedział, że to będzie aż tak dobre. Był pewien, że ludzie przeceniają pocałunki. Okazało się, że to on ich nie doceniał. A teraz, przez chwilę słabości i ciekawość, przyjdzie mu cierpieć do końca życia. Poza tym pozostawała jeszcze kwestia tego, jak ma się zachowywać przy Magnusie. Czy mężczyzna uszanuje jego prośbę o jeden pocałunek? A może będzie chciał czegoś więcej?
Zarumienił się. Bo wczoraj prawie dał Magnusowi to „coś więcej”.
 
Niemal bez oporów, (bo czymże jest jedno, głuche stęknięcie?) pozwolił by palce Magnusa przeniosły się z karku na plecy i wślizgnęły pod koszulkę. Dopiero, kiedy poczuł gorący dotyk na gołej skórze, wrócił mu rozum.
- Nie – wyszeptał pomiędzy jednym pocałunkiem a drugim. Bał się, że Bane nie posłucha, nie uszanuje jego zdania. Bo skoro oddał mu jeden pierwszy raz, to przecież mógł to zrobić z każdym innym. A Alec nie miał siły walczyć. Był jakby pod urokiem Magnusa, więc to, jak wszystko się potoczy, zależało jedynie od Bane’a.  Mężczyzna zabrał ręce od razu i nawet rzucił krótkie:
- Przepraszam.
Alec o mało się wtedy nie rozpłakał. Sam nie wiedział, dlaczego. Czy chodziło o to, że Magnus uszanował jego zdanie, pokazując tym samym, iż potrzeby Aleca są tak samo ważne jak wszystkich innych? Czy też o to, że Bane, mimo tego całego nachalnego „pocałuj mnie”, nie stracił do niego szacunku? A może o fakt, iż Alec…  Tak naprawdę nie chciał żeby mężczyzna zabierał ręce, tylko nie potrafił się z tym pogodzić? Chyba o wszystko po trochu.
Magnus od razu wyczuł zmianę jego nastroju i zakończył pocałunek, choć było widać, że robił to raczej niechętnie.
- W porządku? – spytał łapiąc go za brodę.
Alec miał jeszcze większą ochotę się rozpłakać. Dawno nie widział u nikogo takiej troski o siebie, o swoje samopoczucie.
- Tak… - wysapał. – Ale… Ale chyba na dzisiaj starczy.
Magnusowej uwagi nie uszło to „na dzisiaj”. Uśmiechnął się.
- Cokolwiek zechcesz. Wina? Nie po to targaliśmy tu te butelki, żeby się teraz zmarnowały. – Nie wiedział, co powinien zrobić. Nigdy nie był w takiej sytuacji. Jeśli się z kimś całował, to zwykle wszystko kończyło się na namiętnym seksie, w sypialni. Albo w kuchni na blacie. Albo… No wystarczy powiedzieć, że seksem. Dlatego kompletnie nie potrafił się teraz odnaleźć. Jedynym punktem zaczepienia było wino. Sprawca całego zamieszania. Postanowił chwycić się tej opcji niczym tonący brzytwy.
Alec był wdzięczny Magnusowi za ponowne poszanowanie jego zdania. Nie był do tego przyzwyczajony. A wino brzmiało dobrze.
- Jasne.
Skończyło się na tym, że wypili wszystko, co mieli w pobliżu. I tym razem to Bane pił więcej, przez co ululał się niemal do nieprzytomności. Mamrotał coś tylko w nieznanym Alecowi języku i, chcąc nie chcąc, Lightwood musiał zatargać go do sypialni. Na szczęście, pomimo rozbudowanych mięśni, Magnus nie był ciężki.
- Mówiłem, że tak to się skończy? – spytał, gdy zataczając się (pokój tak fajnie wirował), z Magnusem na ramieniu, starał się dotrzeć do sypialni gospodarza. Jakoś mu się to udało i to nawet bez większych szkód w ludziach (ten siniak na jego łydce szybko zniknie) i sprzęcie (kieliszek się nie liczył a rzeźba i tak była podróbką). Rzucił mężczyznę na łóżko (świadomie postanowił go nie rozbierać) i poszedł do siebie. Tak, jak stał padł na własne, (czy też raczej użyczone) łoże i niemal natychmiast zasnął.
 
Magnus miał ochotę wrzeszczeć, kopać i rzucać wszystkim, co się nawinie pod rękę. Oczywiście w absolutnej ciszy, bo głowa dalej, nie tyle bolała, co napierdalała, jakby zespół metalowy urządził sobie w niej próbę. A on, niczym ostatni imbecyl, nie uzupełnił zapasów aspiryny. Ani żadnego innego środka przeciwbólowego. W apteczce miał tylko kilka plastrów, przeterminowaną maść na odparzenia (niech będzie przeklęty ten, kto spyta) oraz trzy opakowania prezerwatyw. Jakby tego było mało, wczoraj zalał się w płaskorzeźbę, zanim zdjął soczewki (nie żeby zdecydował się pokazać Alecowi bez nich), przez co jego oczy wyglądały teraz, żeby użyć eufemizmu, wyjątkowo niekorzystnie. Czerwone, zaropiałe, w dodatku piekły przy każdym mrugnięciu. Potraktował je już końską dawką kropli, jednak nic to nie dało. Nie było mowy żeby założył dzisiaj soczewki. Ale przecież też nie wyjdzie bez nich! Wciąż pamiętał wzrok Aleca tamtego dnia, gdy się poznali. Wtedy, w garderobie. Nieróżniący się niczym, od tych wszystkich spojrzeń, jakimi był obdarzany od dziecka. A może tylko wmówił to sobie? Przecież Alec sam był „inny” i zmagał się z powodu nie akceptacji swojej „inności”… Nie! Teraz to sobie właśnie wmawia. Szczęśliwe zakończenie, jak w bajce Disneya. Najłatwiejszym rozwiązaniem byłoby nie wychodzić z pokoju. Tego jednak nie mógł zrobić. A: Alec mógłby to źle zrozumieć i B: Magnus Bane nie chowa głowy w piasek!
Nie czekając aż cała determinacja mu minie, założył swój domowy dres (czarny, wyszywany cekinami i oczywiście opięty w strategicznych miejscach), po czym ruszył do kuchni. Na jego decyzję nie bez znaczenia był fakt, że w gardle miał Saharę a picie wody z kranu było poniżej jego godności.
 
Alec już był w kuchni i wyglądał zaskakująco dobrze, jak na kogoś, kto pił z nim wczorajszego wieczoru. I z kim obalił… Zaraz… Ile to było… Sześć butelek? Na samą myśl głowa rozbolała go jeszcze bardziej.
- Wody! – wyjęczał opadając na krzesło. Wcale nie liczył, że ją dostanie. Ani Ragnor ani Raphael nigdy mu nie pomogli, w takiej sytuacji. Czasem tylko Catarinę ruszało sumienie, ale razem ze szklanką wody dostawał wtedy mini referat o szkodliwości alkoholu. Dlatego jego zdziwienie było ogromne, kiedy tuż przed nim, bez jednego słowa, zmaterializowała się wysoka szklanka. Chwycił ją i wypił zawartość duszkiem. Niemal z euforią zauważył, że woda była zimna.
- Jesteś aniołem!
Alec nie odpowiedział tylko majstrował coś przy kuchence. Skoro mężczyzna był tak blisko źródła gazu, może nie powinien poruszać tego tematu. Z drugiej strony, im dłużej będą to odwlekać tym niezręczniej będzie.
- Alexandrze, jeśli chodzi o wczoraj…
- Jeśli teraz powiesz, że żałujesz, to przysięgam, że wyskoczę przez okno.
Magnus widział, jak ramiona Aleca drżały. Cała sprawa znaczyła dla niego więcej niż chciałby przyznać.
- Oczywiście, że nie. – Uśmiechnął się, ale mężczyzna nie mógł tego widzieć. Wciąż stał tyłem do niego, wciąż przy kuchence. Robiło się niebezpiecznie. – A ty? – To akurat było w całej sprawie najważniejsze. Czy Alec żałował.
Długo się nad tym zastanawiał. Rozważał wszystkie za i przeciw. Aż w końcu doszedł do wniosku, że…
- Nie. – W głosie Aleca pobrzmiewała dziwna determinacja. – Cieszę się, że to zrobiłem. I cieszę się, że zrobiłem to z tobą. – Odetchnął z wyraźną ulgą.
Wokół serca Magnusa rozlało się, nieznane dotąd, ciepło. Chociaż nie powinny, słowa Alexandra sprawiły mu radość. Zaraz jednak przyszła rzeczywistość i walnęła go obuchem w głowę.
- Bo masz pewność, że nie powiem Złotowłosej. – Zabrzmiało to ostrzej niż zamierzał. Alec skulił ramiona.
- To też – przyznał, choć wiedział, że w takiej sytuacji lepiej było skłamać. Ale on nie był tego typu osobą, zawsze mówił, co myślał. – Jednak nie tylko. Po prostu cieszę się, że to byłeś ty.
Magnus dałby sobie włosy ogolić i wydepilować brwi, że twarz Aleca była czerwona, jak maki latem.
- Ja też się cieszę, że to byłem ja. – Wyszczerzył zęby. Chyba pierwszy raz, będąc na kacu, miał tak dobry humor.
- Ale wiesz, że to był tylko jeden raz? – Głos Aleca nagle stwardniał a mężczyzna zastygł w bezruchu, w oczekiwaniu na reakcję Magnusa.
- Wiem – powiedział Bane świadom tego, że musi bardzo starannie dobierać słowa. – Jednak skłamałbym, gdybym powiedział, że nie liczę na więcej.
- Ale…
- Nie będę cię jednak naciskał. – Nie dał mu dość do słowa. – Jeśli zdecydujesz się ofiarować mi coś jeszcze, przyjmę to z radością. Jeżeli nie… Będę się cieszyć tym, co dostałem. Ale niczego nie będę na tobie wymuszał, to musi być twoja decyzja.
Napięte, do tej pory, ramiona Aleca opadły, jakby mężczyznę opuściła przynajmniej część napięcia.
- Dziękuję.
Tu nie było, za co dziękować. Tak postąpiłby każdy człowiek, który miał choć trochę honoru. Dlatego reakcja Aleca zasmuciła go. Czyżby mężczyzna nie spotkał się dotąd z czymś takim, jak szanowanie jego zdania? Nie chciał o tym myśleć, a tym bardziej na kacu. Głowa bolała go i bez dodatkowych atrakcji, typu używanie szarych komórek. Poza tym zrobiło się zbyt poważnie. Magnus nie lubił, kiedy było poważnie.
- Ale muszę przyznać, że choć całujesz całkiem nieźle, jak na nowicjusza, to teraz, zamiast o twoich słodkich usteczkach, marzę raczej o czymś, co zniweluje ból głowy. – Zawsze, kiedy nie do końca wiedział, jak się zachować, uderzał we flirt. Teraz nie był do końca pewny, czy to było dobrym pomysłem, rozmawiał przecież z Alekiem. Człowiekiem, który wczoraj całował się po raz pierwszy w życiu! Jednak mężczyzna go zaskoczył. Bo zamiast znów się zarumienić (znaczy na pewno to zrobił, tyle że Magnus nie mógł zobaczyć jego twarzy) i dukać coś pod nosem, pokręcił z rozbawieniem głową.
- Nie dziwię się. Trochę nas wczoraj poniosło. Nigdzie nie znalazłem aspiryny, ale myślę, że to powinno ci pomóc.
Nim Magnus się zorientował Alec postawił przed nim kubek z parującą zawartością. Przyjrzał mu się z pewną obawą, cieć niepokojąco pachniała alkoholem a tego akurat miał dość.
- Co to?
- Ciepłe wino z cukrem. Dużą ilością cukru.
Żołądek Magnusa wywinął koziołka.
- Porzygam się – stwierdził.
- Tak – zgodził się Alec, czym tylko pogłębił konsternację Bane’a. – Albo minie ci kac, szansę są pięćdziesiąt na pięćdziesiąt. Stosowałem to na Jessie, kiedy za bardzo popłynął a rodzice wymagali jego obecności na służbowej kolacji. Rzygał tylko raz, ale wtedy użyłem najtańszego sikacza z delikatesów. Mnie też zemdliło i to od samego zapachu. Ale uczę się na błędach i od tamtego czasu biorę wino z wyższej półki. Dlatego nie marudź tylko pij. Jak się boisz możesz to zrobić w łazience.
Gdyby nie to, że sposób Aleca napełniał go obawą, byłby pod wrażeniem ilości słów, jakie za jednym zamachem, wyrzucił z siebie mężczyzna. Do tej pory myślał, że to niemożliwe. Teraz jednak całą jego uwagę przykuwał kubek z winem. Dalej łypał na niego z nieufnością.
- Czyli to było testowane na zwierzętach.
Alec się roześmiał i Magnus, nawet pomimo bólu głowy, stwierdził, że to piękny dźwięk.
- Głupi jesteś. Pij, bo zimne jest jeszcze paskudniejsze i nie ma takiej mocy sprawczej. Później poproszę Izzy albo Clary żeby zrobiły nam zakupy w aptece. Samego cię w mieszkaniu nie zostawię a domyślam się, że spacer jest ostatnią rzeczą, na jaką masz ochotę – dodał gwoli wyjaśnienia.
Magnus poczuł, że chciałby, aby tak było już zawsze. On jest niedysponowany (niekoniecznie przez kaca; akurat tej niedyspozycji wołał unikać) a ktoś się nim opiekuje. Wiedziony nagłym wzruszeniem spojrzał na Alexandra.
- Dziękuję.
Mężczyzna nie odpowiedział. Wyglądał, jakby na widok tego, co właśnie miał przed oczami, zapomniał wszystkie znane sobie słowa. Magnus zrozumiał, o co chodzi. I nagle cała tkliwość z niego uleciała. Nie, nie spuścił wzroku, dalej patrzył na Aleca a jego spojrzenie nabrało hardości.
- Co? – Niemal warknął.
- Twoje… Twoje oczy… - Alec wyraźnie gubił się we własnych odczuciach. – Są piękne.
Magnus zamarł. Wiele już słyszał na ich temat, ale nigdy to, że są piękne. Dziwne, niezwykłe, to tak. Jak najbardziej. Zdarzały się też gorsze określenia. Znak diabła. Znamię demona. Nigdy piękne…
Nie wiedząc, jak na to zareagować chwycił kubek i poszedł z nim do łazienki.
- Tak na wszelki wypadek – rzucił przez ramię, do zaskoczonego Aleca. – Mogę mieć wrażliwszy żołądek niż Złotowłosa.
Nie miał. Mikstura gładko przeszła mu przez gardło, choć smakowała okropnie. Przełykając ostatni łyk przyrzekł sobie, że już nigdy nie zaniedba zapasów aspiryny w mieszkaniu. Jeśli trzeba będzie to wykupi całą cholerną aptekę!
Mógł sobie narzekać, parskać a nawet szorować zęby trzy razy, dla pozbycia się smaku słodzonego wina, ale jednej rzeczy zrobić nie mógł. Odmówić skuteczności alecowemu specyfikowi. Faktycznie czuł się lepiej. Ból głowy niemal całkowicie zniknął, a on zaczął przechodzić na żywą stronę mocy.
- I jak? – spytał Alec, kiedy wrócił do kuchni.
- Do przeżycia, ale nie wiem czy chciałbym kiedykolwiek to powtórzyć.
Mężczyzna się roześmiał i podał mu drugi kubek, na którego widok Magnus zbladł.
- Poprawiny? – spytał cofając się teatralnie kilka kroków.
- Nie. Kawa.
Tym razem Bane się uśmiechnął.
- Mówiłem już, że jesteś aniołem? – Odebrał kubek z błogim wyrazem twarzy. Zaciągnął się aromatem kawy. Tak. Tego mu było trzeba.
- Coś ci się tam wymsknęło – zachichotał Alec i spojrzał mu prosto w oczy. Do tej pory Magnus nie wierzył w słowa Alexandra, zwalał je na kacowe omamy. Jego oczy nie mogły nikomu wydawać się piękne. Jednak teraz, gdy prawie trzeźwy, zobaczył czysty zachwyt na twarzy mężczyzny, pojął że nie miał urojeń a Alec nie kłamał. I po raz pierwszy, tak naprawdę pożałował, że Alexander nie mógł być jego.  Że okrutny los skrzyżował ich drogi żeby z niego zakpić. Pokazać mu, co mógłby mieć a czego nie jest godny.
- To powtórzę. Jesteś aniołem. – Jakimś cudem zdobył się na uśmiech, choć od środka palił go ból straty czegoś, czego tak naprawdę nigdy nie miał.
 
Resztę dnia spędzili na błogim lenistwie i regeneracji zmaltretowanej wątroby. W czym niewątpliwie pomagał domowy rosół od Clary, który dziewczyna przyniosła wraz z zapasem leków na kaca.
- Jesteś aniołem! – powiedział Magnus, już czując na języku smak zupy.
- Hej! Jeszcze niedawno mówiłeś tak o mnie! – zaprotestował Alec, ale Bane zbył go machnięciem reki.
- Niebo jest wystarczająco duże dla dwóch aniołów. A ty – zwrócił się do Clary. – Jeśli wróci ci rozum i rzucisz Roszpunkę wiedz, że jesteś tu mile widziana.
Rudowłosa zachichotała.
- Nie ma na to szans. Jace, może i na to nie wygląda, ale ma trochę zalet, za które można go kochać.
Magnus wzruszył ramionami.
- Muszę wierzyć na słowo. W takim razie daj znać o dacie ślubu, wyślę prezent. A może nawet zorganizuje wieczór panieński. – Uśmiechnął się szelmowsko. – Mam spore znajomości.
Alec prychnął i zdzielił Magnusa ścierką tak, że o mało nie spadły mu przeciwsłoneczne okulary. Nie miał pojęcia, dlaczego Bane tak się uparł żeby je założyć. Chyba dla szpanu. Albo zwyczajnie pasowały mu do dresów. Nie Alecowi oceniać.
- Już ja się domyślam tych twoich znajomości! Nie będziesz mi szwagierki psuł!
- Od razu psuł! Pokazywał tylko, że są inne opcje niż Złotowłosa!
Clary patrzyła na tę dwójkę i nie mogła powstrzymać śmiechu. Oraz pęczniejącej w niej radości z tego, że Alec był szczęśliwy. Pierwszy raz widziała, by zachowywał się tak swobodnie przy kimś spoza rodziny. To było zupełnie nowe doświadczenie. Pomimo nieciekawych początków naprawdę pokochała Aleca. Głównie za te opiekuńczość wobec wszystkich, na których mu zależało. Zawsze, na pierwszym miejscu, stawiał Jace’a i Isabelle. A potem także ją. Jego potrzeby schodziły na dalszy plan, jeśli tylko któreś z nich miało problem. Alec był dobrym człowiekiem i zasługiwał na to, by to dobro do niego wróciło. Najlepiej w postaci prawdziwej miłości. Trzymała za to kciuki i tego właśnie życzyła Alecowi podczas każdych świąt. Teraz zastanawiała się właśnie, czy jej życzenia się nie spełniły.
- Wiesz, co Magnusie? – zwróciła się do mężczyzny. – Wydaje mi się, że zasługujesz na coś więcej niż tylko domowy rosół.
Obaj spojrzeli na nią zaskoczeni.
- Jesteś pierwszą osobą, która doprowadziła Aleca do kaca – wyjaśniła a sam zainteresowany spalił buraka.
- Mówiłem, że on psuje ludzi?!
- Na siłę w ciebie tego wina nie wlewałem!
Clary pokręciła głową. W sumie to mogłaby się do tego przyzwyczaić.
- Wyjaśnijcie to między sobą. Ja muszę iść.
- Jeszcze raz dzięki. – Alec uścisnął ją na pożegnanie.
- Dziękuję. – Magnus skłonił się szarmancko. – I pamiętaj o tym panieńskim!
- Wariat! Pa!