Liczba rozdziałów: one-shot
Gatunek: yaoi
Para: ViktorxYuuri
Anime: Yuri!!! on Ice
Ograniczenia wiekowe: brak
Info/Uwagi: Brak
- O
taaaak! – Yuuri wydał z siebie przeciągły jęk zadowolenia, gdy ekstaza zalała
całe jego ciało a uczucie błogości i spełnienia całkiem przyćmiło pozostałe
zmysły. Było mu tak dobrze, tak przyjemnie. Jak jeszcze nigdy w życiu. A wystarczyło
tylko zdjąć but. Ten sam but, który pił go przez całą drogę z lodowiska do
domu. Chociaż nie. Nie pił. Yuuri czuł jakby coś, wbijało mu się w stopę. Na
początku powodując jedynie dyskomfort. Potem pojawił się ból. Który, na samym
końcu zmienił się uczucie tak parszywe, że Japończyk nie potrafił go nawet nazwać.
Po za tym nie dotyczyło oni jedynie stopy. Z każdym kolejnym krokiem, owo
uczucie, owy ból, w pewnym momencie wyciskający mu łzy z oczu, przechodził
kolejno na kostkę, łydkę, by w końcu umiejscowić się w kolanie.
Yuuri
naprawdę nie wiedział, jakim cudem dotarł do ukochanego mieszkanka, które
dzielił z najlepszym narzeczonym na świecie. I najwspanialszym pudlem w całej
galaktyce. O tak. Makkachin zdecydowanie wygrywał w rywalizacji z Viktorem. Bo,
kiedy biedny Yuuri okupował podłogę pozbywszy się zdradzieckiego buta, pudel
siedział tuż obok, od czasu do czasu, liżąc go po policzku. Podczas gdy Viktor
nadal, zaciekle trzaskał garnkami, jakby za punkt honoru postawił sobie przekucie
ich na rycerską zbroję. Nawet nie wyjrzał do przedpokoju, żeby powitać narzeczonego
uśmiechem. Zwabił go dopiero jęk rozkoszy.
-
Yuuri! – Rosjanin niemal wyfrunął z kuchni. Wciąż miał na sobie różowy fartuch
w pudle (prezent od Yurio), co rozczuliłoby Katsukiego, gdyby nie, wciąż
boląca, stopa. I krople sosu pomidorowego skapujące, z trzymanej przez Viktora
chochli, wprost na dywan. Świeżo wyprany dywan. Chociaż tego ostatniego, Yuuri
nie miał siły się czepiać.
-
Cześć – mruknął Japończyk siłując się ze skarpetką. Chciał zobaczyć, jak
wielkich spustoszeń dokonał owy zdradziecki but. I czy przypadkiem, jutro, nie
czeka go, nadprogramowy, dzień odpoczynku.
Viktor,
przez chwilę nie wiedział, na co tak właściwie patrzył. Przecież Yuuri
powinien, zaraz po wejściu do domu, rzucić mu się na szyję! A zaraz potem, obaj
powinni zatopić się w słodkich pocałunkach, całkiem ignorując sos do spaghetti.
Który, swoją drogą, zdążył przypalić, przesolić i ogólnie stworzyć niejadalnym.
A zamiast tego, Yuuri, jego najukochańszy wspaniały Yuuri, siedział na podłodze,
w asyście Makkachina i… miał łzy w oczach! A jego twarz wykrzywiał grymas bólu.
-
Yuuri! – Rosjanin jednym susem dopadł do narzeczonego, odrzucając jednocześnie
chochle (i w ogóle nie martwiąc się tym, gdzie mogła upaść. Ani, tym bardziej,
potencjalnymi plamami). – Co się stało?! Kochanie?! Dlaczego płaczesz?! Co cie
boli?! Yuuri! – Teraz sam Nikiforov był bliski płaczu. Bo jak to możliwe, że
słońce jego życia właśnie cierpi? A on nie wie, dlaczego?! I nie może mu
pomóc?!
Tymczasem
Yuuri zdążył przyjrzeć się nodze i z ulgą stwierdził, że nie doszło do jakiegoś
większego obtarcia. Jednocześnie zauważył… Siniaka. Na wewnętrznej stronie
stopy. Nawet nie wiedział, że to w ogóle jest możliwe. Do tej, pory żadna para
łyżew, nie dokonała tego, co udało się jednemu adidasowi. Teraz bardziej
zaintrygowany niż zły i obolały sięgnął po but z zamiarem przyjrzenia mu się
bliżej. Ale najpierw należałoby uspokoić Viktora, bo biedaczek zaraz zejdzie na
zawał.
-
Spokojnie. – Potarmosił siwą czuprynę, wiedząc, że ten gest zawsze, na moment, zajmował
myśli Nikiforova. Zupełnie jakby spodziewał się, że od niego wyłysieje. – But
mnie zdradził. To wszystko. – Pomachał mu przed nosem adidasem. Z którego,
nagle, coś wypadło. Coś, co wprawiło Yuuriego w sporą konsternację. Bo, o ile
spodziewał się jakiegoś kamyka, monety czy chociażby, uwiezionego w pułapce,
robala, to mała plastykowa figurka przedstawiająca Viktora w stroju ze Stammi
vicino, nawet nie przyszła mu do głowy. A właśnie takie cudo, leżało przed nim
na podłodze. Trochę sponiewierane cudo, bo zdążył zgnieść miniaturowemu Vitji
jedną nogę. Ostrożnie podniósł figurkę. Nie miał zielonego pojęcia skąd ona się
tam wzięła. Przecież nigdy takiej nie miał (nie zdążył kupić, nim sam Nikiforov
nie pojawił się w jego własnym domu). A nawet gdyby, to, z całą pewnością,
leżałaby w jakiś bezpiecznym miejscu w Hasetsu. Z dala od ludzi, którzy mogliby
ją zniszczyć. Przecież to było wydanie kolekcjonerskie! Poza tym… Jeśli Viktor
dowiedział się o jego kolekcji figurek, chyba by się spalił ze wstydu.
Wystarczyło, że do tej pory robił, mu podśmiechujki z plakatów. A jeżeli teraz
nie przekona partnera, że figurka wcale nie należała do niego, Viktor zyska kolejny
powód by się z niego śmiać. Westchnął. Wychodziło na to, że czeka go ciężka
przeprawa.
-
Przysięgam, że to nie moje! – Pomachał Rosjaninowi przed nosem figurką. – Może
Yurio…
- To
nie Yurio… - przerwał mu Viktor. Dopiero teraz Katsukiego zastanowiła dziwna
cisza ze strony narzeczonego. I ta mina pełna poczucia winy…
-
Viktor? – Yuuri wstał, by mieć lepszy widok na partnera. Co, niestety, nie
okazało się dobrym pomysłem, bo zraniona noga, zabolała. – Auć! – syknął. – Czy
ty masz z tym, coś wspólnego?
Nikiforov
zrobił minę, jakiej nie powstydziłby się sam Makkachin, po tym jak raz zdarzyło
mu się załatwić na dywan w salonie. W dodatku mężczyzna zaczął nerwowo stukać o
siebie palcami wskazującymi, jak postać z jakiejś kiepskiej kreskówki. To
zachowanie tylko utwierdziło Yuuriego w przekonaniu, że jego narzeczony wpadł
na jakiś genialny pomysł, made in Nikiforov.
-
Słucham.
-
Bo… Yuuri! Ja wcale nie chciałem ci zrobić krzywdy! – Czuł się okropnie z
myślą, że narzeczony cierpiał z jego powodu. – Ja… Ja… Po prostu chciałem być
zawsze przy tobie!
Dobra.
Jeśli miał być szczery, to właśnie nie pojął, tego całego ciągu przyczynowo
skutkowego, jakim kierował się Rosjanin.
-
Dlatego wsadziłeś mi figurkę do buta?
-
Tak! – Pokiwał energicznie głową.
Yuuri
przejechał dłonią po twarzy. Nadal nic nie kumał.
-
Możesz jaśniej?
- Bo
wiesz… W starożytnej Grecji mieli taki zwyczaj, czy tam wierzenie, że jeśli
masz wyryta czyjąś twarz na podeszwie buta, to znaczy, że ta osoba ciągle z
tobą jest i myślisz o niej… Wydało mi się to takie urocze… A że nie miałem
akurat pod ręką żadnego odpowiedniego zdjęcia, zresztą na podeszwie mogłoby się
szybko zniszczyć, to pomyślałem o figurce. Zresztą podobizna 3D powinna lepiej
działać, prawda?
Jednego
nie mógł odmówić temu wyjaśnieniu. Faktycznie było urocze. Ale niestety,
nieprzemyślane.
-
Nie wiem, czy lepiej działa. Na pewno bardziej boli – jęknął Yuuri. – Jutro,
żądam za to śniadania do łóżka! I więcej nie ruszaj moich butów!
Viktor
skwapliwie pokiwał głową. Z miną zbitego psa. Jednocześnie myśląc, w której
cukierni zaopatrzyć się w rogaliki na jutrzejsze śniadanie.
- A
poza tym… - Katsuki uśmiechnął się sięgając po portfel. – Ty i tak zawsze ze
mną jesteś. – Pokazał narzeczonemu ich wspólne zdjęcie z Hasetsu. Bezpieczne
schowane za folią. – Zawsze – powtórzył. – Bo cię kocham idioto!
__________________________Ok, to już koniec z shotami ze Zmysłowego Challengu. Mogę iść się zakopać pod kołdrę...
A! I tak na marginesie. Kwestia z podobizną ukochanej osoby na bucie jest prawdą historyczną. Faktycznie w Antycznej Grecji tak było. Natomiast w Starożytnym Rzymie to już inna bajka. Tak, dawało się na but podobiznę osoby, której się nienawidziło. Na szczęście Yuuri o tym nie wiedział i nie mógł sobie przetłumaczyć wszystkiego po swojemu... ;).
Aww <3 Vicia ty głupolu mały/ stary, Yuuriemu taką krzywde zrobić xD kiepski sposób na wyznawanie miłości....na końcu powinno być ostrzeżenie: " zostało to zrobione przez dwójkę profesjonalistów - nie próbujcie tego w domu " :) :)
OdpowiedzUsuńCzekam tym razem na coś z One Piece <3