poniedziałek, 17 kwietnia 2017

Nie zawiedź mnie

Tytuł: Nie zawiedź mnie
Liczba rozdziałów: one-schot
Gatunek: yaoi
Para: ViktorxYuri
Ograniczenia wiekowe: +12
Info/Uwagi: Moje pierwsze, i chyba jedyne, opowiadanie z Yuri!!! on Ice

 NIE ZAWIEDŹ MNIE

- Proszę państwa to niesamowite! Viktor Nikiforov po oszałamiającym występie zdobywa najwyższą notę tym samym pobijając dotychczasowy światowy rekord oraz… Po raz szósty wygrywając złoto na zawodach Grand Prix!
Głos prowadzącego urwał się gwałtownie, kiedy Minako ze złością wcisnęła guzik pilota.
- Yuri! Znowu się tym katujesz?!
- Nie katuję się. – Yuri spróbował odebrać nauczycielce urządzenie, ale z marnym skutkiem. – Proszę! Zaraz będzie wręczenie medali. Chcę zobaczyć jak Viktor dostaje złoto…
Kobieta spojrzała na chłopaka oceniając czy faktycznie może mu pozwolić obejrzeć tak dołujący, dla niego, moment. Jednak zawziętość na jego twarzy kazała jej skapitulować.
- Dobrze – mruknęła na nowo włączając telewizor. – Chociaż nie rozumiem, dlaczego nadal chcesz go oglądać. – Wbrew swoim słowo usiadła obok Yuriego i sama zaczęła, jak urzeczona patrzeć w ekran. Przynajmniej do momentu, w którym wszystkie kamery skierowały się na zwycięzcę tegorocznego finału. Wtedy z głośnym prychnięciem odwróciła wzrok. – Naprawdę cię nie rozumiem Yuri…
- Dlaczego? – zdziwił się niemal całym sobą chłonąc tę marną namiastkę atmosfery lodowiska, jaką dawał mu wysłużony telewizor. – Viktor to naprawdę wspaniały łyżwiarz. Jego układy są…
- Za to człowiekiem jest marnym. – Minako specjalnie mu przerwała. Nie chciała znów wysłuchiwać pochwał na temat Rosjanina. A już na pewno nie z ust Yuriego. Tamten nie zasługiwał by młody Japończyk w ogóle o nim myślał. Nie mówiąc już o podziwie, jakim go darzył. Mimo wszystko. Wbrew temu, co Viktor zrobił.
- Nieprawda – zaprotestował cicho, odwracając wzrok od telewizora. Wręczenie medali już się zakończyło. Viktor jak zwykle wyglądał wspaniale w obcisłym stroju idealnie pasującym do jego tegorocznego motywu przewodniego: straty. Zresztą nie tylko on. Yurio także zachwycił publikę swoim tańcem, tym razem zdobywając srebro. Trzecie miejsce na podium wywalczył sobie JJ. I tylko, on ze wszystkich finalistów, nie potrafił podejść do tego z klasą. Yuri skrzywił się na samo wspomnienie wyczynów Kanadyjczyka.
- Przestań go bronić!
- Nie bronię. Ustaliliśmy z Viktorem, że będzie przy mnie do zakończenia mojej kariery. I dotrzymał słowa. – Zmierzył kobietę zimnym spojrzeniem. –  Nie jego wina, że ja już… - zaciął się, jakby słowa, które miał wypowiedzieć sprawiały mu ból. – Że już nie jeżdżę – dokończył nie patrząc już na Minako.
Kobieta wiedziała, że zrobił to, by nie dostrzegła jego łez. To, co się stało wciąż bolało. I to nie tylko Yuriego. Wszyscy odczuwali część tego bólu, który spadł na młodego łyżwiarza, tuż po zakończeniu ubiegłorocznych finałów. Wszyscy, poza Viktorem. On, kiedy rzeczywistość upomniała się o swoje, niszcząc, z takim trudem wypracowywaną, nadzieję, po prostu zniknął. Pozostawiając swojego ucznia samego i koncentrując się na własnym wielkim powrocie. A Yuri go jeszcze bronił. Tego najbardziej nie potrafiła zrozumieć. Jak wielka była siła uczuć Katsukiego, że był w stanie stawać murem za człowiekiem, który opuścił go wtedy, gdy najbardziej go potrzebował.
- Yuri…
- Idę spać. – Naprawdę nie chciał po raz kolejny przechodzić przez tę rozmowę. Sięgnął po kule i podpierając się nimi, pokuśtykał w stronę swojego pokoju. – Dobranoc.

Początkowo wszystko szło dobrze. Drugie miejsce w finale Grand Prix. Obietnica Viktora, że nadal będą razem. I to nie tylko, jako trener i łyżwiarz. Nie… W noc po finale doszło między nimi do jeszcze jednej, ważniejszej obietnicy. I czegoś więcej. Czegoś, co na samo wspomnienie wywoływało rumieniec na twarzy Yuriego. Poza tym Viktor postanowił wrócić na lód, dzięki czemu Katsuki miał okazję ponownie zmierzyć się ze swoim idolem. Wszystko zapowiadało się jak w bajce. Idealnie. I wtedy… jeden jedyny nieudany skok pokrzyżował im plany.

Już, kiedy lądował wiedział, że nie będzie dobrze. Że nie da rady utrzymać się na tafli nawet z podparciem. Lecz w momencie, gdy łyżwy musnęły lód zrozumiał, że było gorzej niż przypuszczał. Prawe kolano wybuchło bólem tak mocnym, że długo leżał na tafli niezdolny do wykonania jakiegokolwiek ruchu. Mógł tylko jęczeć czując jak ból nie mija a łzy moczą mu policzki. Nie słyszał zaniepokojonego głosu Viktora. Ledwie zarejestrował wsadzenie do karetki i podróż do szpitala. Następną rzeczą, jaką pamiętał wyraźnie, była rozmowa z lekarzem. Który w krótkich żołnierskich słowach zapowiedział mu, że to prawdopodobnie koniec jego kariery. Dwie operacje i kilka miesięcy rehabilitacji później, okazało się, iż miał rację. Kolano nie chciało wrócić do formy. Nawet takiej, która umożliwiłaby mu poruszanie się o własnych siłach. Był skazany na kule. I współczujące spojrzenia rodziny oraz przyjaciół. To był najgorszy okres w jego życiu. Nawet sromotna porażka w Soczi nijak się miała do tego jak czuł się obecnie. Chciał umrzeć. I nie chodziło tylko o to, że już nigdy nie pojedzie w zawodach, nie wystąpi przed publicznością. Bardziej bolał fakt, że… tak naprawdę już nigdy nie włoży łyżew. Nie poczuje tego pędu powietrza pokonując kolejne metry zamarzniętej tafli. Coś, co do tej pory było sensem jego istnienia, pozwalało mu odseparować się od przytłaczającej rzeczywistości, zostało mu brutalnie zabrane. I nikogo, poza sobą, nie mógł winić za ten stan. To on źle skoczył. Okazał się zbyt słaby. I ta słabość zabiła go, jako łyżwiarza. A mało brakowało żeby też, jako człowieka. Na szczęście, lub nieszczęście, nie znalazł w sobie dość sił, by targnąć się na swoje życie. A może po prostu nie dostał ku temu okazji? Bo zarówno rodzina jak i przyjaciele, widząc, w jakim był stanie, nie odstępowali go nawet na krok. Wszyscy się o niego martwili. Wszyscy poza Viktorem. Który nawet nie czekał na wynik pierwszej operacji, tylko od razu wrócił do Rosji trenować pod okiem Yakova. Yuri nie miał mu tego za złe. Wiedział, że nawet pięciokrotny złoty medalista nie będzie w stanie bronić tytułu bez odpowiedniego treningu. Zwłaszcza, jeśli ostatni rok spędził na doglądaniu pewnej japońskiej ciamajdy. Naprawdę nie był na niego o to zły. Nie… Był raczej zdruzgotany. Bo od wyjazdu Viktor… nie odezwał się do niego ani razu. Żadnego telefonu, maila. Zupełnie jakby zostawił kalekiego chłopaka za sobą, zapomniał o obietnicy, jaką szeptali sobie w hotelowym pokoju, noc po zakończeniu finałów. Jednak największy cios miał dopiero nadejść. Gdy po raz pierwszy od przerwy Viktor pojawił się na lodowisku, Yuri jak urzeczony wpatrywał się w mężczyznę. I niemal od razu zauważył brak jednej małej rzeczy. Rzeczy, która stanowiła symbol ich wzajemnej przeszłości i przyszłości. Obrączka. Zniknęła z serdecznego palca Rosjanina. Wtedy Yuri zrozumiał, że to koniec. Że poza łyżwami stracił coś więcej. Coś, co do tej pory pomagało mu wstawać z łóżka i wyciskać z siebie siódme poty podczas rehabilitacji.
Najgorsze, że nie tylko on zauważył brak złotego krążka. Reporterzy również i węsząc sensacje zaczęli zasypywać Viktora pytaniami. Na które on nie udzielał odpowiedzi. Tym zachowaniem łyżwiarz narobił sobie wrogów w całej Yutopii. I każdy czuł się w obowiązku oczerniać Viktora przed Yurim. Który nawet teraz nie potrafił znienawidzić byłego trenera. Odpierał wszelkie zarzuty obietnicą, jaką złożyli sobie jeszcze przed finałem. „Do końca mojej kariery”. Na szczęście nikt nie wiedział o tej późniejszej. „Do końca życia”. I tylko to ratowało Yuriego przed całkowitym szaleństwem.

O tym wszystkim młody Japończyk myślał spacerując po plaży. Co nie było znowu takie łatwe? Kule zapadały się w piasek, przez co trudno mu było chwilami złapać równowagę. Mimo to był nawet szczęśliwy. Naprawę rzadko miewał okazję by pobyć sam na sam ze swoimi myślami. Chociaż ostatnio, coraz częściej, pozwalano mu na samodzielne spacery, jakby dochodząc do wniosku, że wszystkie głupie pomysły wywietrzały już z jego głowy. Choć, jak miał być szczery, dzisiaj, dzień po zakończeniu finałów, myślał, że nie odpędzi się od zatroskanych spojrzeń najbliższych.
Wtem, jakby na potwierdzenie jego przypuszczeń, jakaś postać zamajaczyła się na horyzoncie. Westchnął głośno. Naprawdę zaczynał mieć dość tej wszechobecnej troski. Z drugiej strony nie mógł powiedzieć tego głośno. Przecież wszyscy chcieli dobrze.
Tymczasem postać się zbliżała. Fakt, iż szedł pod słońce utrudniał mu zidentyfikowanie niechcianego towarzysza spaceru, ale sądząc po wzroście, na pewno nie był nim jego ojciec. Takeshi również nie… Postać była na niego zbyt smukła. I z całą pewnością był to mężczyzna, więc Minako odpadała. Przystanął pewien, że traci rozum. Wysoki, szczupły mężczyzna…
- Viktor? – wyszeptał jakby zastanawiając się czy faktycznie było z nim aż tak źle. Czyżby oglądanie finałów padło mu na głowę? Przecież to niemożliwe.  A jednak. Osobą, która niepewnie się do niego zbliżała był Viktor Nikiforov – sześciokrotny mistrz świata. Jego były trener. Jego miłość. – Viktor? – powtórzył, kiedy mężczyzna był już niemal na wyciągnięcie ręki. Z jego twarzy nie dało się nic wyczytać. Była jak kamienna maska. Takiego oblicza mężczyzny Yuri jeszcze nie widział.
Viktor nie odpowiedział. Zamiast tego zrobił jeszcze krok do przodu i… porwał Yuriego w ramiona, mocno przyciskając go do swojej piersi. Zaskoczony Japończyk wypuścił z rąk kule, niemal całym ciężarem lądując na Viktorze. Czuł jak biło mu serce. Zupełnie jakby chciało wyskoczyć z piersi. Cała masa myśli przeleciała Yuriemu przez głowę. Tysiące sprzecznych emocji walczyło o dominację. Radość, smutek, miłość, żal, nienawiść, niepewność, spokój… Nie wiedział, na którą powinien się zdecydować. Co zrobić. Póki, co nie potrafił zmusić się nawet do tego, by również objąć mężczyznę. Nie dopóki Viktor w jakiś sposób nie wytłumaczy swojego zachowania.
- Vik…
- Przepraszam Yuri! – Z gardła Rosjanina wydobył się szloch. – Przepraszam! Przepraszam! Przepraszam! Zachowałem się jak kretyn! I zrozumiem, jeśli nie chcesz mnie znać, ale… musiałem tu przyjechać. Wyjaśnić… - łkał wciąż trzymając Yuriego w objęciach. – Przepraszam! Yuri, kiedy ty… - mówił szybko, jakby bojąc się, że zaraz ktoś mu przerwie. – Ja… obwiniałem się o ten twój wypadek. W końcu byłem twoim trenerem. Powinienem coś zauważyć wcześniej, jakoś zareagować, nie pozwolić ci na kolejny skok… - Wyrzucał z siebie słowa z prędkością karabiny maszynowego a skołowany Yuri z trudem wyłapywał sens na szybko sklecanych zdań.
- Viktor to nie…
- Moja! – przerwał mu. – Bałem się, że mnie znienawidzisz. Dlatego uciekłem. Nie wytrzymałbym gdybyś powiedział mi to prosto w twarz. Chciałem odezwać się później… Nie wiem, kiedy. Po prostu później. Może po cichu liczyłem, że się pogodzisz z… tym, co się stało. Ale im dłużej zwlekałem, tym trudniej mi było podjąć decyzję. Dlatego zatraciłem się w treningach. Żeby nie myśleć. O tobie… o nas… o tym jak bardzo mi ciebie brakuje i jak bardzo chciałbym żebyś był przy mnie. Ale nie ważne ile bym nie trenował, zawsze gdzieś czaił się twój duch. Wciąż czułem twoją obecność. Miałem wrażenie, że ciągle mnie oskarżasz. O wypadek, o ucieczkę o… wszystko. Dlatego zdjąłem obrączkę. Głupi myślałem, że to ona trzyma cię blisko mnie. Ale to nic nie dało. Dalej byłeś tuż obok. A ja zyskałem tylko dodatkowe wyrzuty sumienia. Kiedy to zrozumiałem było już za późno. Zaczęły się zawody… Nie chciałem zawieść Yakova… i pozostałych łyżwiarzy nakręconych na zmierzenie się ze mną. Musiałem w nich wystąpić. Nawet, jeśli każdy dzień był torturą. Męką. Bo oddalał mnie od ciebie i tej rozmowy. A czułem, że muszę ci to wszystko wyznać. I przyjąć karę za swoje grzechy. Swoją głupotę. Dlatego jestem tu teraz Yuri! Zdany na twoją łaskę i niełaskę. Proszę! Powiedz! Czy jesteś w stanie mi wybaczyć?! Bo jeśli nie to… odejdę. I nigdy więcej o mnie nie usłyszysz.
- Jak…
- Zrezygnuję z łyżwiarstwa. Nie mam już motywacji do dalszych ćwiczeń. Bo teraz, w końcu zrozumiałem, że jedyny powód, dla którego jestem w stanie się starać to ty. Yuri… - Odsunął oniemiałego chłopaka od siebie, tak by móc spojrzeć mu w oczy. – Proszę. Odpowiedz mi.

Przez cały monolog Viktora nie był w stanie zebrać myśli. Teraz, kiedy te cudownie niebieskie oczy wpatrywały się w niego z napięciem, wcale nie było łatwiej. Wiedział, że powinien być wściekły. Viktor uciekł z samolubnych pobudek. Zamiast martwić się nim, Yurim i jego psychiką, postawił siebie na pierwszym miejscu. Czy tak robi ktoś, kto kocha? Czy tak robi ktoś, komu zależy? Wiedział, że nie. Dostawał na to najlepsze dowody przez ostatni rok, kiedy to wszyscy, którym na nim zależało, stawiali jego ponad siebie. A mimo to, wbrew tej całej sytuacji, nie potrafił być na Viktora zły. Ze wszystkich zalewających go niczym fala, uczuć, najbliżej powierzchni była radość. Z tego, że Viktor tu był.  Że przyjechał do niego. Że wciąż o nim pamiętał.
Wiedziony ciekawością spojrzał na dłonie mężczyzny, wciąż oplatające go w pasie i podtrzymujące przed upadkiem, podczas gdy kule walały się w piasku. Nie mógł się nie uśmiechnąć widząc złoty krążek na swoim miejscu.
Viktor widział gdzie podążył wzrok Yuriego. Gdyby nie niewygodna pozycja przycisnąłby obrączkę do ust. Zamiast tego powiedział po prostu:
- Już nigdy jej nie zdejmę. Bez względu na to, co powiesz…
Yuri podniósł głowę tak by znów patrzeć w tą przystojną twarz. Właściwie nie miał się, nad czym zastanawiać. Wiedział, jaka będzie odpowiedź praktycznie zaraz po zadaniu pytania. Mimo to… Sam postanowił zadać jedno. Takie, które chodziło mu po głowie już dawno, ale wcześniej brak mu było odwagi by wypowiedzieć je głośno.
- Viktor?
- Tak? – Rosjanin cały drżał. Napięcie w jego głosie było aż nazbyt wyczuwalne. Wyglądałby jakby za chwilę miał umrzeć.
- Czy… Czy ty mnie kochasz?
Na takie pytania mógł odpowiadać cały czas.
- Tak! Kocham cię Yuri Katsuki! Najbardziej na świecie! Bardziej niż wszystko, co do tej pory trzymało mnie przy życiu. Bardziej niż katsudon, bardziej niż łyżwiarstwo, bardziej niż wygrywanie… No może tylko Makkachin mógłby się z tobą równać – zaśmiał się chcąc, chociaż trochę ukryć swoje zdenerwowanie.
Yuri również się roześmiał a Viktor pomyślał, że to najpiękniejszy dźwięk, jaki kiedykolwiek słyszał.
- Z nim mogę się dzielić twoją miłością. Viktor… Wybaczę ci pod jednym warunkiem... Już nigdy mnie nie zawiedź. Przysięgnij!
Początkowy strach przerodził się w ulgę. Coś takiego mógł obiecać. Zresztą już wcześniej złożył podobne przyrzeczenie. Z tym, że samemu sobie. Już nigdy nie zawiedzie Yuriego.
- Przyrzekam!
Pewność w głosie Viktora pozbawiła go wszelkich wątpliwości. Wiedział, że nie wszyscy będą zachwyceni jego decyzją, ale teraz miał to gdzieś.
- To dobrze. Wybaczam ci Viktor. – Wtulił się w mężczyznę tak mocno na ile pozwoliła mu niezbyt komfortowa pozycja. – I… też cię kocham.
Piękniejszych słów Viktor nie potrafił sobie wyobrazić. Mocniej oplótł Yuriego ramionami jakby chciał w ten sposób ochronić go przed złem całego świata. Wiedział, że na to było już za późno, ale postanowił, że nic ani nikt więcej nie skrzywdzi chłopaka. Bo on będzie go bronił. I tym razem nie zawiedzie.
  
 



1 komentarz:

  1. Jedyne ale mam nadzieje, że nie ostatnie. Victuuri uwielbiam <3

    OdpowiedzUsuń