Tytuł: Nie zawiedź mnie
Liczba rozdziałów: one-schot
Gatunek: yaoi
Para: ViktorxYuri
Ograniczenia wiekowe: +12
Info/Uwagi: Moje pierwsze, i chyba jedyne, opowiadanie z Yuri!!! on Ice
Liczba rozdziałów: one-schot
Gatunek: yaoi
Para: ViktorxYuri
Ograniczenia wiekowe: +12
Info/Uwagi: Moje pierwsze, i chyba jedyne, opowiadanie z Yuri!!! on Ice
NIE ZAWIEDŹ MNIE
- Proszę państwa to niesamowite! Viktor Nikiforov
po oszałamiającym występie zdobywa najwyższą notę tym samym pobijając
dotychczasowy światowy rekord oraz… Po raz szósty wygrywając złoto na zawodach
Grand Prix!
Głos
prowadzącego urwał się gwałtownie, kiedy Minako ze złością wcisnęła guzik
pilota.
-
Yuri! Znowu się tym katujesz?!
-
Nie katuję się. – Yuri spróbował odebrać nauczycielce urządzenie, ale z marnym
skutkiem. – Proszę! Zaraz będzie wręczenie medali. Chcę zobaczyć jak Viktor
dostaje złoto…
Kobieta
spojrzała na chłopaka oceniając czy faktycznie może mu pozwolić obejrzeć tak
dołujący, dla niego, moment. Jednak zawziętość na jego twarzy kazała jej
skapitulować.
- Dobrze
– mruknęła na nowo włączając telewizor. – Chociaż nie rozumiem, dlaczego nadal
chcesz go oglądać. – Wbrew swoim słowo usiadła obok Yuriego i sama zaczęła, jak
urzeczona patrzeć w ekran. Przynajmniej do momentu, w którym wszystkie kamery
skierowały się na zwycięzcę tegorocznego finału. Wtedy z głośnym prychnięciem
odwróciła wzrok. – Naprawdę cię nie rozumiem Yuri…
-
Dlaczego? – zdziwił się niemal całym sobą chłonąc tę marną namiastkę atmosfery
lodowiska, jaką dawał mu wysłużony telewizor. – Viktor to naprawdę wspaniały
łyżwiarz. Jego układy są…
- Za
to człowiekiem jest marnym. – Minako specjalnie mu przerwała. Nie chciała znów
wysłuchiwać pochwał na temat Rosjanina. A już na pewno nie z ust Yuriego.
Tamten nie zasługiwał by młody Japończyk w ogóle o nim myślał. Nie mówiąc już o
podziwie, jakim go darzył. Mimo wszystko. Wbrew temu, co Viktor zrobił.
-
Nieprawda – zaprotestował cicho, odwracając wzrok od telewizora. Wręczenie
medali już się zakończyło. Viktor jak zwykle wyglądał wspaniale w obcisłym
stroju idealnie pasującym do jego tegorocznego motywu przewodniego: straty.
Zresztą nie tylko on. Yurio także zachwycił publikę swoim tańcem, tym razem
zdobywając srebro. Trzecie miejsce na podium wywalczył sobie JJ. I tylko, on ze
wszystkich finalistów, nie potrafił podejść do tego z klasą. Yuri skrzywił się
na samo wspomnienie wyczynów Kanadyjczyka.
- Przestań
go bronić!
- Nie
bronię. Ustaliliśmy z Viktorem, że będzie przy mnie do zakończenia mojej
kariery. I dotrzymał słowa. – Zmierzył kobietę zimnym spojrzeniem. – Nie jego wina, że ja już… - zaciął się, jakby
słowa, które miał wypowiedzieć sprawiały mu ból. – Że już nie jeżdżę –
dokończył nie patrząc już na Minako.
Kobieta
wiedziała, że zrobił to, by nie dostrzegła jego łez. To, co się stało wciąż bolało.
I to nie tylko Yuriego. Wszyscy odczuwali część tego bólu, który spadł na
młodego łyżwiarza, tuż po zakończeniu ubiegłorocznych finałów. Wszyscy, poza
Viktorem. On, kiedy rzeczywistość upomniała się o swoje, niszcząc, z takim
trudem wypracowywaną, nadzieję, po prostu zniknął. Pozostawiając swojego ucznia
samego i koncentrując się na własnym wielkim powrocie. A Yuri go jeszcze
bronił. Tego najbardziej nie potrafiła zrozumieć. Jak wielka była siła uczuć
Katsukiego, że był w stanie stawać murem za człowiekiem, który opuścił go wtedy,
gdy najbardziej go potrzebował.
- Yuri…
- Idę
spać. – Naprawdę nie chciał po raz kolejny przechodzić przez tę rozmowę.
Sięgnął po kule i podpierając się nimi, pokuśtykał w stronę swojego pokoju. –
Dobranoc.
Początkowo
wszystko szło dobrze. Drugie miejsce w finale Grand Prix. Obietnica Viktora, że
nadal będą razem. I to nie tylko, jako trener i łyżwiarz. Nie… W noc po finale
doszło między nimi do jeszcze jednej, ważniejszej obietnicy. I czegoś więcej.
Czegoś, co na samo wspomnienie wywoływało rumieniec na twarzy Yuriego. Poza tym
Viktor postanowił wrócić na lód, dzięki czemu Katsuki miał okazję ponownie
zmierzyć się ze swoim idolem. Wszystko zapowiadało się jak w bajce. Idealnie. I
wtedy… jeden jedyny nieudany skok pokrzyżował im plany.
Już,
kiedy lądował wiedział, że nie będzie dobrze. Że nie da rady utrzymać się na
tafli nawet z podparciem. Lecz w momencie, gdy łyżwy musnęły lód zrozumiał, że
było gorzej niż przypuszczał. Prawe kolano wybuchło bólem tak mocnym, że długo
leżał na tafli niezdolny do wykonania jakiegokolwiek ruchu. Mógł tylko jęczeć
czując jak ból nie mija a łzy moczą mu policzki. Nie słyszał zaniepokojonego
głosu Viktora. Ledwie zarejestrował wsadzenie do karetki i podróż do szpitala.
Następną rzeczą, jaką pamiętał wyraźnie, była rozmowa z lekarzem. Który w krótkich
żołnierskich słowach zapowiedział mu, że to prawdopodobnie koniec jego kariery.
Dwie operacje i kilka miesięcy rehabilitacji później, okazało się, iż miał
rację. Kolano nie chciało wrócić do formy. Nawet takiej, która umożliwiłaby mu
poruszanie się o własnych siłach. Był skazany na kule. I współczujące spojrzenia
rodziny oraz przyjaciół. To był najgorszy okres w jego życiu. Nawet sromotna
porażka w Soczi nijak się miała do tego jak czuł się obecnie. Chciał umrzeć. I
nie chodziło tylko o to, że już nigdy nie pojedzie w zawodach, nie wystąpi przed
publicznością. Bardziej bolał fakt, że… tak naprawdę już nigdy nie włoży łyżew.
Nie poczuje tego pędu powietrza pokonując kolejne metry zamarzniętej tafli. Coś,
co do tej pory było sensem jego istnienia, pozwalało mu odseparować się od przytłaczającej
rzeczywistości, zostało mu brutalnie zabrane. I nikogo, poza sobą, nie mógł
winić za ten stan. To on źle skoczył. Okazał się zbyt słaby. I ta słabość
zabiła go, jako łyżwiarza. A mało brakowało żeby też, jako człowieka. Na
szczęście, lub nieszczęście, nie znalazł w sobie dość sił, by targnąć się na
swoje życie. A może po prostu nie dostał ku temu okazji? Bo zarówno rodzina jak
i przyjaciele, widząc, w jakim był stanie, nie odstępowali go nawet na krok.
Wszyscy się o niego martwili. Wszyscy poza Viktorem. Który nawet nie czekał na
wynik pierwszej operacji, tylko od razu wrócił do Rosji trenować pod okiem
Yakova. Yuri nie miał mu tego za złe. Wiedział, że nawet pięciokrotny złoty
medalista nie będzie w stanie bronić tytułu bez odpowiedniego treningu. Zwłaszcza,
jeśli ostatni rok spędził na doglądaniu pewnej japońskiej ciamajdy. Naprawdę
nie był na niego o to zły. Nie… Był raczej zdruzgotany. Bo od wyjazdu Viktor…
nie odezwał się do niego ani razu. Żadnego telefonu, maila. Zupełnie jakby
zostawił kalekiego chłopaka za sobą, zapomniał o obietnicy, jaką szeptali sobie
w hotelowym pokoju, noc po zakończeniu finałów. Jednak największy cios miał
dopiero nadejść. Gdy po raz pierwszy od przerwy Viktor pojawił się na
lodowisku, Yuri jak urzeczony wpatrywał się w mężczyznę. I niemal od razu
zauważył brak jednej małej rzeczy. Rzeczy, która stanowiła symbol ich wzajemnej
przeszłości i przyszłości. Obrączka. Zniknęła z serdecznego palca Rosjanina.
Wtedy Yuri zrozumiał, że to koniec. Że poza łyżwami stracił coś więcej. Coś, co
do tej pory pomagało mu wstawać z łóżka i wyciskać z siebie siódme poty podczas
rehabilitacji.
Najgorsze,
że nie tylko on zauważył brak złotego krążka. Reporterzy również i węsząc sensacje
zaczęli zasypywać Viktora pytaniami. Na które on nie udzielał odpowiedzi. Tym
zachowaniem łyżwiarz narobił sobie wrogów w całej Yutopii. I każdy czuł się w
obowiązku oczerniać Viktora przed Yurim. Który nawet teraz nie potrafił
znienawidzić byłego trenera. Odpierał wszelkie zarzuty obietnicą, jaką złożyli sobie
jeszcze przed finałem. „Do końca mojej
kariery”. Na szczęście nikt nie wiedział o tej późniejszej. „Do końca życia”. I tylko to ratowało
Yuriego przed całkowitym szaleństwem.
O
tym wszystkim młody Japończyk myślał spacerując po plaży. Co nie było znowu
takie łatwe? Kule zapadały się w piasek, przez co trudno mu było chwilami
złapać równowagę. Mimo to był nawet szczęśliwy. Naprawę rzadko miewał okazję by
pobyć sam na sam ze swoimi myślami. Chociaż ostatnio, coraz częściej, pozwalano
mu na samodzielne spacery, jakby dochodząc do wniosku, że wszystkie głupie
pomysły wywietrzały już z jego głowy. Choć, jak miał być szczery, dzisiaj,
dzień po zakończeniu finałów, myślał, że nie odpędzi się od zatroskanych
spojrzeń najbliższych.
Wtem,
jakby na potwierdzenie jego przypuszczeń, jakaś postać zamajaczyła się na
horyzoncie. Westchnął głośno. Naprawdę zaczynał mieć dość tej wszechobecnej
troski. Z drugiej strony nie mógł powiedzieć tego głośno. Przecież wszyscy
chcieli dobrze.
Tymczasem
postać się zbliżała. Fakt, iż szedł pod słońce utrudniał mu zidentyfikowanie niechcianego
towarzysza spaceru, ale sądząc po wzroście, na pewno nie był nim jego ojciec.
Takeshi również nie… Postać była na niego zbyt smukła. I z całą pewnością był
to mężczyzna, więc Minako odpadała. Przystanął pewien, że traci rozum. Wysoki,
szczupły mężczyzna…
-
Viktor? – wyszeptał jakby zastanawiając się czy faktycznie było z nim aż tak
źle. Czyżby oglądanie finałów padło mu na głowę? Przecież to niemożliwe. A jednak. Osobą, która niepewnie się do niego
zbliżała był Viktor Nikiforov – sześciokrotny mistrz świata. Jego były trener.
Jego miłość. – Viktor? – powtórzył, kiedy mężczyzna był już niemal na
wyciągnięcie ręki. Z jego twarzy nie dało się nic wyczytać. Była jak kamienna
maska. Takiego oblicza mężczyzny Yuri jeszcze nie widział.
Viktor
nie odpowiedział. Zamiast tego zrobił jeszcze krok do przodu i… porwał Yuriego
w ramiona, mocno przyciskając go do swojej piersi. Zaskoczony Japończyk
wypuścił z rąk kule, niemal całym ciężarem lądując na Viktorze. Czuł jak biło
mu serce. Zupełnie jakby chciało wyskoczyć z piersi. Cała masa myśli
przeleciała Yuriemu przez głowę. Tysiące sprzecznych emocji walczyło o
dominację. Radość, smutek, miłość, żal, nienawiść, niepewność, spokój… Nie
wiedział, na którą powinien się zdecydować. Co zrobić. Póki, co nie potrafił
zmusić się nawet do tego, by również objąć mężczyznę. Nie dopóki Viktor w jakiś
sposób nie wytłumaczy swojego zachowania.
- Vik…
- Przepraszam
Yuri! – Z gardła Rosjanina wydobył się szloch. – Przepraszam! Przepraszam!
Przepraszam! Zachowałem się jak kretyn! I zrozumiem, jeśli nie chcesz mnie
znać, ale… musiałem tu przyjechać. Wyjaśnić… - łkał wciąż trzymając Yuriego w
objęciach. – Przepraszam! Yuri, kiedy ty… - mówił szybko, jakby bojąc się, że
zaraz ktoś mu przerwie. – Ja… obwiniałem się o ten twój wypadek. W końcu byłem
twoim trenerem. Powinienem coś zauważyć wcześniej, jakoś zareagować, nie
pozwolić ci na kolejny skok… - Wyrzucał z siebie słowa z prędkością karabiny
maszynowego a skołowany Yuri z trudem wyłapywał sens na szybko sklecanych zdań.
-
Viktor to nie…
-
Moja! – przerwał mu. – Bałem się, że mnie znienawidzisz. Dlatego uciekłem. Nie wytrzymałbym
gdybyś powiedział mi to prosto w twarz. Chciałem odezwać się później… Nie wiem,
kiedy. Po prostu później. Może po cichu liczyłem, że się pogodzisz z… tym, co się
stało. Ale im dłużej zwlekałem, tym trudniej mi było podjąć decyzję. Dlatego
zatraciłem się w treningach. Żeby nie myśleć. O tobie… o nas… o tym jak bardzo
mi ciebie brakuje i jak bardzo chciałbym żebyś był przy mnie. Ale nie ważne ile
bym nie trenował, zawsze gdzieś czaił się twój duch. Wciąż czułem twoją
obecność. Miałem wrażenie, że ciągle mnie oskarżasz. O wypadek, o ucieczkę o…
wszystko. Dlatego zdjąłem obrączkę. Głupi myślałem, że to ona trzyma cię blisko
mnie. Ale to nic nie dało. Dalej byłeś tuż obok. A ja zyskałem tylko dodatkowe
wyrzuty sumienia. Kiedy to zrozumiałem było już za późno. Zaczęły się zawody…
Nie chciałem zawieść Yakova… i pozostałych łyżwiarzy nakręconych na zmierzenie
się ze mną. Musiałem w nich wystąpić. Nawet, jeśli każdy dzień był torturą.
Męką. Bo oddalał mnie od ciebie i tej rozmowy. A czułem, że muszę ci to
wszystko wyznać. I przyjąć karę za swoje grzechy. Swoją głupotę. Dlatego jestem
tu teraz Yuri! Zdany na twoją łaskę i niełaskę. Proszę! Powiedz! Czy jesteś w
stanie mi wybaczyć?! Bo jeśli nie to… odejdę. I nigdy więcej o mnie nie
usłyszysz.
- Jak…
- Zrezygnuję
z łyżwiarstwa. Nie mam już motywacji do dalszych ćwiczeń. Bo teraz, w końcu
zrozumiałem, że jedyny powód, dla którego jestem w stanie się starać to ty.
Yuri… - Odsunął oniemiałego chłopaka od siebie, tak by móc spojrzeć mu w oczy. –
Proszę. Odpowiedz mi.
Przez
cały monolog Viktora nie był w stanie zebrać myśli. Teraz, kiedy te cudownie
niebieskie oczy wpatrywały się w niego z napięciem, wcale nie było łatwiej.
Wiedział, że powinien być wściekły. Viktor uciekł z samolubnych pobudek.
Zamiast martwić się nim, Yurim i jego psychiką, postawił siebie na pierwszym miejscu.
Czy tak robi ktoś, kto kocha? Czy tak robi ktoś, komu zależy? Wiedział, że nie.
Dostawał na to najlepsze dowody przez ostatni rok, kiedy to wszyscy, którym na
nim zależało, stawiali jego ponad siebie. A mimo to, wbrew tej całej sytuacji,
nie potrafił być na Viktora zły. Ze wszystkich zalewających go niczym fala,
uczuć, najbliżej powierzchni była radość. Z tego, że Viktor tu był. Że przyjechał do niego. Że wciąż o nim
pamiętał.
Wiedziony
ciekawością spojrzał na dłonie mężczyzny, wciąż oplatające go w pasie i podtrzymujące
przed upadkiem, podczas gdy kule walały się w piasku. Nie mógł się nie
uśmiechnąć widząc złoty krążek na swoim miejscu.
Viktor
widział gdzie podążył wzrok Yuriego. Gdyby nie niewygodna pozycja przycisnąłby obrączkę
do ust. Zamiast tego powiedział po prostu:
-
Już nigdy jej nie zdejmę. Bez względu na to, co powiesz…
Yuri
podniósł głowę tak by znów patrzeć w tą przystojną twarz. Właściwie nie miał się,
nad czym zastanawiać. Wiedział, jaka będzie odpowiedź praktycznie zaraz po
zadaniu pytania. Mimo to… Sam postanowił zadać jedno. Takie, które chodziło mu
po głowie już dawno, ale wcześniej brak mu było odwagi by wypowiedzieć je
głośno.
-
Viktor?
- Tak?
– Rosjanin cały drżał. Napięcie w jego głosie było aż nazbyt wyczuwalne.
Wyglądałby jakby za chwilę miał umrzeć.
- Czy…
Czy ty mnie kochasz?
Na
takie pytania mógł odpowiadać cały czas.
- Tak!
Kocham cię Yuri Katsuki! Najbardziej na świecie! Bardziej niż wszystko, co do
tej pory trzymało mnie przy życiu. Bardziej niż katsudon, bardziej niż łyżwiarstwo,
bardziej niż wygrywanie… No może tylko Makkachin mógłby się z tobą równać –
zaśmiał się chcąc, chociaż trochę ukryć swoje zdenerwowanie.
Yuri
również się roześmiał a Viktor pomyślał, że to najpiękniejszy dźwięk, jaki
kiedykolwiek słyszał.
- Z
nim mogę się dzielić twoją miłością. Viktor… Wybaczę ci pod jednym warunkiem...
Już nigdy mnie nie zawiedź. Przysięgnij!
Początkowy
strach przerodził się w ulgę. Coś takiego mógł obiecać. Zresztą już wcześniej złożył
podobne przyrzeczenie. Z tym, że samemu sobie. Już nigdy nie zawiedzie Yuriego.
-
Przyrzekam!
Pewność
w głosie Viktora pozbawiła go wszelkich wątpliwości. Wiedział, że nie wszyscy
będą zachwyceni jego decyzją, ale teraz miał to gdzieś.
- To
dobrze. Wybaczam ci Viktor. – Wtulił się w mężczyznę tak mocno na ile pozwoliła
mu niezbyt komfortowa pozycja. – I… też cię kocham.
Piękniejszych
słów Viktor nie potrafił sobie wyobrazić. Mocniej oplótł Yuriego ramionami
jakby chciał w ten sposób ochronić go przed złem całego świata. Wiedział, że na
to było już za późno, ale postanowił, że nic ani nikt więcej nie skrzywdzi chłopaka.
Bo on będzie go bronił. I tym razem nie zawiedzie.
Jedyne ale mam nadzieje, że nie ostatnie. Victuuri uwielbiam <3
OdpowiedzUsuń