poniedziałek, 14 lutego 2022

Kocham cię. Na zawsze

Tytuł: Kocham cię. Na zawsze
Liczba rozdziałów: One Shot
Gatunek: romans
Para: Malec
Seria: Shadowhunters
Ograniczenia wiekowe: +16
Info/Uwagi: Te Walentynki muszą być wyjątkowe. Po pierwsze: bez dzieci. Po drugie: Magnus ma dla Aleca naprawdę wyjątkowy prezent.

 


 KOCHAM CIĘ. NA ZAWSZE


Magnus patrzył na kalendarz jakby ten zrobił mu jakąś krzywdę. I poniekąd tak właśnie było. Paskudny przedmiot, bez przerwy, przypominał mu o zbliżających się Walentynkach. Walentynkach, na które Czarownik nie miał absolutnie żadnego pomysłu. A które musiały być wyjątkowe. W końcu im się to należało. On i Alec nie byli na samotnej randce od ponad roku, czyli od momentu adopcji Rafaela. Magnus kochał syna nad życie i nigdy nie żałował posiadania go, jednak chłopiec okazał się dość problematycznym i wymagającym dzieckiem, posiadającym całą masę traum oraz lęków, z którymi musieli sobie poradzić. Najgorszy był paraliżujący wręcz strach przed porzuceniem. Przez pierwszych kilka tygodni nie mogli zostawić chłopca samego nawet w drugim pokoju; bez przerwy musiał być z którymś z ojców. Co samo w sobie było dość problematyczne biorąc pod uwagę ich zobowiązania zawodowe. Do tego dochodził jeszcze Max. Który co prawda marzył o rodzeństwie, a kiedy wreszcie je otrzymał niemal oszalał z radości, ale przez pierwsze lata życia był wychowywany jak jedynak i przyzwyczaił się do tego, że uwaga wszystkich skierowana była tylko na niego. Pojawienie się Rafa odebrało mu to i zmusiło do odreagowania nowej sytuacji. Głównie poprzez krzyki płacz i bycie istnym demonicznym pomiotem. Oczywiście tego określenia używał tylko Magnus; Alexander zdawał się mieć anielską wręcz cierpliwość, jeśli chodzi o dzieci. Ale nawet on wyraźnie tęsknił za czasami sam na sam z mężem. Tym bardziej, że ostatnio intymność między nimi w ogóle nie istniała, bowiem chłopcy upodobali sobie spanie z rodzicami w jednym łóżku. A oni nie potrafili im tego odmówić. Nie było to zjawiskiem ciągłym, lecz powtarzającym się na tyle często by nawet nie próbowali czegoś więcej. Na rozmowy o ptaszkach i pszczółkach ich synowie mieli jeszcze czas. Zdaniem Magnusa – dużo czasu.
W ciągu dnia zaś nie bardzo mieli, jak nadrobić stracony w nocy czas. Zawody Konsula i Wysokiego Czarownika utrudniały dłuższe spotkania. Przekonali się o tym na własnej skórze. Magnus czuł się jak napalony nastolatek, gdy brał własnego męża w ciemnym kącie archiwum.
Takie sytuacje mogły dodawać pikanterii ich pożyciu seksualnemu a nie stanowić jego główną oś. Tym bardziej, że zarówno on jak i Alec uwielbiali długi namiętny seks. Z satysfakcjonującą grą wstępną.
Samo myślenie o tym podnieciło Magnusa co było najlepszym dowodem jego frustracji seksualnej.
No, ale przynajmniej wiedział czym skończy się walentynkowa randka. Tylko jak miało wyglądać wszystko wcześniej?
W zeszłym roku, gdy Rafael nie pozwalał się zostawić choćby na godzinę, Magnus spróbował urządzić romantyczną kolację na balkonie. Było wszystko co potrzeba. Biały obrus, dziesiątki czerwonych róż, wykwintne jedzenie (oraz takie mniej; wciąż nie potrafił pojąć miłości Aleca do hamburgerów z East Village), nastrojowa muzyka, migoczące nad głowami gwiazdy (znalezienie zaklęcia, które to umożliwiło zajęło mu miesiąc). I co najważniejsze – oni. Ubrani w swoje najlepsze garnitury (w przypadku Aleca w nowy garnitur, kupiony przez Magnusa na te właśnie okazję).
Zaczęli świętować zaraz po położeniu chłopców spać. I wszystko szło doskonale. Aż do deseru. Wtedy właśnie usłyszeli płacz Rafaela. Chłopcu przyśnił się koszmar a po przebudzeniu nie mógł znaleźć żadnego z rodziców przez co niemal wpadł w panikę. Długo nie mogli go uspokoić. W międzyczasie obudził się też Max i oczywiście on też zaczął płakać. Chyba dla towarzystwa.
Skończyło się na tym, że obaj chłopcy wylądowali z nimi w łóżku wczepieni w ojców niczym małe małpki.
Magnus z rozrzewnieniem wspominał uczucie jakie napełniło go wraz z ciepłem bijącym od syna, ale żałował też przerwanej randki.
 
W tym roku sytuacja nie powinna się powtórzyć. Rafael już bez oporów rozstawał się z ojcami, pod warunkiem, że zawsze mógł do nich zadzwonić i prosić o szybki powrót. Jeszcze ani razu go nie zawiedli i chłopiec, w końcu, przestał testować telefon alarmowy. Ponadto Magnusowi udało się znaleźć opiekunkę na ten specjalny wieczór. Do tej pory nie mógł uwierzyć, że jego synowie zapałali taką miłością do tego starego zrzędy – Ragnora. A co dziwniejsze – była to miłość odwzajemniona. Choć oczywiście Czarownik nigdy by się do tego nie przyznał. Nawet na torturach. Utrzymywał, że zajmuje się chłopcami tylko i wyłącznie po to by mieli choć jeden dobry wzór do naśladowania. Ale to on nauczył Maxa jego pierwszego samodzielnego zaklęcia. Mini fajerwerków, których dziewiczy pokaz miał miejsce podczas urodzin Rafaela. Chłopiec był zachwycony. Max zaś o mało nie pękł z dumy.
Ragnor, jako istota całkowicie aromantyczna i pragmatyczna do bólu, nie obchodził Walentynek. Nie poświęcał się też przyziemnej pracy tak jak Cat, więc dysponował tak potrzebnym Magnusowi czasem. Czarownik był pewien, że najtrudniejszym elementem jego misternego planu będzie przekonanie przyjaciela, więc całą swoją kreatywność skupił właśnie na tym. Ku jego ogromnemu zdumieniu Ragnor zgodził się niemal od razu. Argumentował to frustracją seksualną „która bije od ciebie na kilometr ty świecący idioto”. Magnus puścił przytyk mimo uszu. Najważniejsze, że miał niańkę. I to taką, której naprawdę mógł ufać. Oraz taką, która dysponowała odpowiednią mocą, by w razie czego obronić jego dzieci.
Wychodząc od Ragnora był pewien, że teraz pójdzie z górki. Sromotnie się pomylił. Tak wiele uwagi poświęcił przekonaniu Ragnora, że w ogóle nie pomyślał jak dokładnie spędzą czas z Alekiem. Teraz skupił się na drugiej części planu i… nic. Pustka. Null. Zero. Wszystko wydawało mu się albo za mało romantyczne albo zwyczajnie głupie. Chciał, żeby Alec miał najlepsze Walentynki na świecie. Powoli zaczynało do niego docierać, że on i jego mąż mieli ograniczoną liczbę świąt jaką mogli spędzić wspólnie. Za kilkadziesiąt lat Aleca już nie będzie.
- Kurwa!
Rzucił zaklęcie i kalendarz stanął w płomieniach.
 
Alec nie mógł się doczekać Walentynek. Co było dziwne biorąc pod uwagę jego początki z tym świętem. Do tej pory pamiętał opierdol jaki zebrał od Izzy, gdy okazało się, że w ogóle nie zdawał sobie sprawy z ich istnienia.
Teraz wiedział już o Walentynkach sporo, nawet jeśli nadal nie do końca rozumiał całą koncepcję. Ale miło było mieć pretekst do wyjścia na randkę z Magnusem i zachowywania publicznie jak zakochany szczeniak. Którym niewątpliwie był. Zwłaszcza w kontekście czterystuletniego męża.
Ponadto te Walentynki miały być szczególne. Po raz pierwszy od… dawna mieli być z Magnusem sami. Bez dzieci. Kochał swoich chłopców nad życie, ale tęsknił też za możliwością pobycie z mężem sam na sam, bez ciągłego zwracania uwagi czy jakiś mały Czarownik nie próbuje właśnie przefarbować Prezesa Miau a miniaturowy Nocny Łowca nie ćwiczy umiejętności wspinaczki po rzeczach, które z całą pewnością się do tego nie nadają.
Na szczęście Magnusowi udało się załatwić na ten wieczór opiekunkę (nadal dość sceptycznie podchodził do Ragnora w roli niani, ale chłopcy zdawali się być zachwyceni perspektywą spędzenia czasu z wujkiem). Wziął też na siebie organizacje całego wyjścia i kazał się Alecowi niczym nie przejmować. Co prawda Łowcy wystarczyłby wieczór w domu i sesja przytulanek na kanapie (a później kontynuowanie ich w wielkim małżeńskim łożu; być może nawet z dodatkami) byleby z Magnusem, jednak zdawał sobie sprawę z tego jak ukochany poważnie podchodził do niektórych przyziemnych tradycji. Pozwolił mu więc działać samemu szykując własną niespodziankę.
 
Obudził go pocałunek w czoło i zmysłowy szept tuż przy uchu.
- Wstawaj śpiący królewiczu.
Odmruknął coś niewyraźnie i mocniej naciągnął kołdrę na głowę.
Magnus zachichotał. Nikt kto znał Alexandra Gideona Lightwood-Bane’a, jako pełnego powagi Konsula czy też legendarnego Łowcę – parabatai samego Jace’a Herondale’a nigdy nawet by nie pomyślał, że mężczyzna miał takie problemy ze wstawaniem. W sumie, na początku ich związku, Magnus też o tym nie wiedział. Dopiero, w miarę jak Alec zaczynał czuć się przy nim coraz swobodniej pozwalał sobie na większą demonstrację porannego niezadowolenia. A Czarownik dosłownie pokochał ten mały rytuał z budzeniem ukochanego. Bo to oznaczało, że Alec mu ufał. Co w przypadku Łowcy chwilami znaczyło więcej niż miłość. Bowiem odsłonięcie jakiejkolwiek „słabości” było dla niego niczym wyzwanie. Magnus niezmiennie pozostawał zdeterminowany by pomagać mu w każdym z nich.
Dzisiaj z racji, że nie musieli się nigdzie spieszyć mógł poświęcić ich porannemu rytuałowi więcej czasu.
Zsunął kapcie i położył się na swojej stronie łóżka, plecy opierając o zagłówek. Alec wyczuł, że ma towarzystwo. Wciąż opatulony w kołdrę, niczym wielka gąsienica, przylgnął do Magnusa wtulając twarz w jego brzuch i oplatając ramionami przez co Czarownik również został przykryty. Serce mężczyzny najpierw stanęło a potem zaczęło się topić.
- Kochanie. – Pogładził męża po włosach. – Choć też najchętniej spędziłbym z tobą w łóżku cały dzień to niestety rzeczywistość wzywa.
W ich przypadku rzeczywistość przybierała zwykle postać dwóch nadaktywnych chłopców, którzy zaraz po przebudzeniu są zdeterminowani by spożytkować kipiącą w nich energię.
- Jeszcze pięć minut – wymamrotał Alec wciąż wtulony w Magnusa. Gdy mówił ciepłe powietrze owionęło brzuch Czarownika sprawiając, że dreszcz przeszedł mu po kręgosłupie.
Co całkiem podkopało jego żelazną wręcz wolę i, jak zwykle, uległ mężowi.
- Pięć minut – zgodził się.
Choć twarz Aleca ukryta była przed jego wzrokiem mógłby założyć się o całą magię Świata Cieni, że mąż właśnie uśmiechnął się z triumfem.
Nic nie szkodzi. Alec był jedną z trzech osób na świecie, która mogła z nim pogrywać w ten sposób i nie spotkałyby jej za to żadne konsekwencje. Pozostała dwójka to Max i Rafael.
 
Niestety nie udało mu się dotrzymać obietnicy, bo po zaledwie dwóch minutach do sypialni wpadli rozkrzyczani chłopcy ubrani w identyczne piżamy z motywem Gwiezdnych Wojen (sami je sobie wybrali niedługo po tym jak Simon zgodził się z nimi posiedzieć w jedno popołudnie). W idealnej synchronizacji wdrapali się na łóżko i zaczęli po nim skakać, nie bardzo przejmując się tym czy trafiają w materac czy rodziców. Paplali przy tym bez ustanku wyraźnie podekscytowani wizją spędzenia czasu z „wujkiem Ragnorem”.
Gdyby nie to, że Magnus był niejako zakładnikiem przyjaciela i naprawdę mu zależało by Ragnor zajął się jego małymi wulkanami energii, w tej właśnie chwili stworzyłby Portal i przerzucił chłopców do domu zielonoskórego Czarownika. Jednak mężczyzna wyraźnie zaznaczył, że mógł przyprowadzić synów „po dwunastej”. A Magnus tylko zapytał według której strefy czasowej. Naprawdę był zdesperowany.
 
Alec jęknął, kiedy czyjaś mała piętka wbiła mu się między żebra. No tak. Nie było mowy, by choćby udawał, że śpi, chyba że chciał wyjść z tego z obrażeniami godnymi walki z demonem. Już sobie wyobrażał docinki Jace’a. To wystarczyło by ostatecznie zrzucił z siebie kołdrę. Nie wiedzieć czemu chłopcy aż zapiszczeli z radości i rzucili się w wciąż ciepłe ramiona ojca.
Przycisnął obu synów do piersi i każdemu z nich dał buziaka w policzek. Zaraz też dotarło do niego groźne warkniecie. Zachichotał po czym obrócił się tak by stanąć twarzą w twarz z Magnusem.
- Dzień dobry kochanie. – Pochylił się i pocałował nieco obrażonego Czarownika w usta.
Ten momentalnie poweselał.
- Dzień dobry śpiąca królewno.
Tym razem to chłopcy zachichotali a Alec tylko przewrócił oczami.
- No rodzinko – kontynuował Magnus pocałowawszy wcześniej obu chłopców na dzień dobry. – Skoro wszyscy są już na nogach to co powiecie na śniadanie?
Zarówno Rafael jak i Max spojrzeli na niego nieufnie. W końcu śniadania w wykonaniu papy zawsze były jedną wielką niewiadomą.
Ostatnio Magnus uznał, że zapozna synów ze zwyczajami żywieniowymi świata i codziennie rano serwował im śniadanie z innego kraju. Pomysł nie przypadł do gustu żadnemu z domowników (nawet Prezes Miau przestał przechodzić żebrać o jakiś kąsek, co zwykle zdarzało mu się regularnie).
O ile Alec cierpiał w milczeniu – ostatecznie jadł gorsze rzeczy (co nie było trudne będąc dobrym starszym bratem i mając Izzy za siostrę), to chłopcy urządzili coś w rodzaju niemego buntu zaraz po tym jak Magnus wyczarował typowe angielskie śniadanie, teraz jadane chyba tylko przez naprawdę konserwatywnych konserwatystów. Przestali zapraszać papę do wspólnych zabaw i Czarownik musiał się poddać. Wróciły płatki z mlekiem.
Co nie znaczy, że pamięć o „śniadaniach świata” zniknęła z umysłów dzieci.
Magnus udał, że wcale nie ubodła go ta nieufność i kontynuował tym samym radosnym tonem.
- Coś mi mówi, że dzisiaj będą gofry.
Wszystkim zaświeciły się oczy. Nawet Alecowi. Czarownik kuł żelazo, póki gorące.
- Z bitą śmietaną.
Chłopcy poderwali się z łóżka jak oparzeni i przekrzykując siebie nawzajem pognali do kuchni. Tuż za nimi, majestatycznym krokiem, podążał Prezes Miau. Kot nauczył się już, że tego typu zachowania młodych właścicieli zwykle zwiastowały coś dobrego.
- Rozpieszczasz nas – oznajmił Alec samemu gramoląc się spod kołdry.
- Wiem. – Próżno było szukać u Magnusa jakiejkolwiek skruchy. – To mój ulubiony obowiązek. – Uśmiechnął się i pocałował męża w czoło. – Szczęśliwych Walentynek – wyszeptał.
- Szczęśliwych Walentynek – powtórzył jak echo Alec i tym razem to on go pocałował.
 
Alec patrzył na pobojowisko w jakie zmieniła się ich kuchnia. Na plamy płynnego ciasta pokrywające każdą płaską powierzchnię, rozlane po podłodze mleko, kleksy z truskawkowego dżemu zakrywające cały stół, Prezesa Miau pożerającego w ekspresowym wręcz tempie ukradzionego gofra i wreszcie na synów umorusanych wszystkimi składnikami dzisiejszego śniadania od stóp do głów. Patrzył i nie po raz pierwszy uzmysłowił sobie jak wiele w jego życiu ułatwiała Magnusowa magia. Oraz jakie miał szczęście zakochując się w Czarowniku. Oczywiście kochałby Magnusa nawet gdyby ten był całkiem niemagicznym Przyziemnym (specjalnie, nawet we własnej głowie, nie użył słowa „zwykły”; Magnus nigdy nie pozwoliłby sobie stać się jednym z wielu, zawsze znalazłby sposób na to by się wyróżniać). Jednak magia stanowiła miły dodatek do miłości. Dzięki niej mógł odwrócić uwagę od bałaganu wiedząc, że wystarczy pstryknąć palcami i zniknie, po to, by bez żadnych wyrzutów sumienia objąć męża w pasie. I nie obawiać się, że ten przypali pieczone właśnie gofry. Magnus wyglądał niezwykle seksownie w różowym fartuszku z falbankami i napisem Pan domu.
- Ktoś tu jest chyba głodny – skomentował Czarownik odwracając głowę i całując męża w policzek.
- Nawet nie wiesz jak bardzo – odszepnął mu wprost do ucha w ten specyficzny sposób, który zawsze wywoływał u Magnusa ciarki.
Obaj doskonale wiedzieli, że Alec wcale nie mówił o jedzeniu. A także, że wbrew wszystkiemu, musieli zachować pozory. W końcu tuż obok śniadanie jedli ich synowie. Którzy oczywiście pilnie słuchali rozmowy ojców.
- Chcesz mojego gofra, tatusiu? – spytał Max podając mu w lepkich rączkach coś co ewidentnie było końcówką jego śniadania.
- Nie. – Pokręcił głową. – Papa zaraz dla mnie zrobi, prawda?
Magnus bardzo chciał powiedzieć co takiego mógłby zrobić Alecowi, ale dzieci wciąż słuchały, dlatego tylko pokiwał głową. Alexander po raz ostatni cmoknął męża w policzek po czym zasiadł do stołu obok chłopców. Wcześniej jednak musiał pozbyć się ze swojego krzesła Prezesa Miau, który czaił się, żeby ukraść coś jeszcze.
Chwilę później na jego talerzu zmaterializował się gofr w kształcie serca ozdobiony kleksami z bitej śmietany ułożonymi wokół napisu wykonanego truskawkowym dżemem.
Kocham cię.
Kolejny plus posiadania męża Czarownika.
- Wow! – Maxowi zaświeciły się oczy i nim Alec zdążył podziękować wypalił. – Papo! A dasz radę zrobić takiego w kształcie dinozaura?!
Rafael szybko poparł brata samemu też składając zamówienie. On za to chciał kotka. Najlepiej wyglądającego identycznie jak Prezes. Magnus, który chciał po prostu zrobić coś miłego dla męża utknął przy gotowaniu na kolejne pół godziny. Jednak uśmiechy chłopców mu to wynagrodziły.
 
W końcu wszystkim udało się skończyć śniadanie i Alec zagonił synów do łazienki. Nie chciał by zbytnio uzależnili się od magii. Nawet jeśli on, zaraz po tym jak wyszli spojrzał na Magnusa z miną szczeniaczka. Czarownik w lot pojął intencje męża. Machnął ręką. Powietrze wypełnił zapach ozonu a kuchnia rozbłysła nieskazitelną czystością.
- Ja też cię kocham – powiedział Alec biorąc do ręki zimnego już gofra, który jakimś cudem w ciągu sekundy stał się znowu ciepły. – Ponad życie.
Podszedł do Magnusa i nakarmił go kawałek po kawałku.
 
Chłopcy zostali odesłani do Ragnora w atmosferze uroczego rozgardiaszu. Przekrzykiwali się wzajemnie, bo każdy z nich chciał powiedzieć rodzicom coś jeszcze nim rozstaną się na kilka godzin. Rafael raz po raz upewniał się, że w razie, gdyby coś się działo, mógł zadzwonić. Zapewniali go, bez krzty zniecierpliwienia, że oczywiście. Za to Max był tak podekscytowany, że chciał zabrać do Ragnora połowę swoich ukochanych zabawek. Magnusowi ścierpła skóra, gdy wyobraził sobie reakcję przyjaciela na niektóre ze skarbów jego syna. Po długich i cierpliwych tłumaczeniach skończyło się na małym plecaczku (Alec wcześniej dyskretnie przejrzał jego zawartość; tak na wszelki wypadek).
W końcu obaj gotowi byli do drogi i po pożegnalnym całusie w policzek zniknęli wraz z Magnusem wewnątrz Portalu. Alec, rozkoszując się powstałą nagle ciszą, poszedł do sypialni zmienić ubranie. Wciąż przecież był w piżamie noszącej ślady bliskiego spotkania z bitą śmietaną i dżemem.
 
Magnus zastał go, gdy mocował się z krawatem. Z jakiegoś powodu uparty skrawek materiału nie chciał go słuchać.
- Zostaw.
Czarownik złapał go za dłoń i delikatnym acz stanowczym gestem odsunął ją od krawatu.
- Nie będzie ci potrzebny.
Alecowi momentalnie zaschło w gardle. Wiedział, że Magnus nie mówił o całym wieczorze a tej konkretnej chwili. Dostrzegł to w oczach męża. W tym charakterystycznym błysku, który urzekł go już przy ich pierwszym spotkaniu. A który teraz, nawet po latach wspólnego życia, wciąż potrafił sprawić, że miękły mu kolana.
- Nie miałeś przypadkiem planów? – zapytał sam do końca nie wiedząc, dlaczego. Może chciał się podroczyć? A może wpajane mu od maleńkości poczucie obowiązku nadal górowało niego nad egoizmem? A nawet nad podnieceniem?
Tymczasem Magnus zaczął rozpinać guziki Alecowej koszuli. Ruch materiału sprawił, że wciąż niezawiązany krawat spadł na podłogę. Żaden z nich się tym nie przejął.
- Moim planem jest spędzić z tobą niezapomniane Walentynki. Równie dobrze możemy zacząć od tego, co zwykle robi się po randce.
Skończył walkę z guzikami i powoli zaczął zsuwać koszulę z ramion Aleca. Łowca zadrżał. Zarówno z podniecenia jak i chłodu.
- Co… ty… na… to?
Słowa Czarownika poprzetykane były pocałunkami składanymi przez niego na klatce piersiowej męża. Alec mruczał z zadowoleniem i ani się spostrzegł jak sam zaczął rozbierać Magnusa. Czarownik uśmiechnął się pod nosem.
- Uznam to za tak.
Popchnął mężczyznę na łóżko.
 
Kochali się długo, namiętnie. W ogóle nie przejmując się mijającym czasem. Po raz pierwszy od dawna mieli go w nadmiarze.
 
Po wszystkim leżeli wtuleni w siebie starając się odzyskać oddech.
- To było intensywne – powiedział Alec mocniej wtulając się w męża. Magnus jeszcze zachłanniej objął go ramieniem. Pragnął móc zachować takie chwile w pamięci na zawsze. By jeszcze długo po śmierci Aleca mieć szansę delektowania się nimi. Z każdym rokiem spędzanym u boku Alexandra nieśmiertelność zaczynała mu coraz bardziej ciążyć.
- Brakowało mi tego… - Alec był nieświadomy kierunku w jakim poszybowały myśli męża. Nawet jeśli sam, przez ułamek sekundy zastanowił się czy Magnus, za sto lat, będzie pamiętał akurat te Walentynki.
- Mi też – zgodził się Czarownik całując ukochanego w czubek rozczochranej głowy. – A to dopiero początek atrakcji jakie dla nas zaplanowałem.
Alec zachichotał.
- Jeszcze nie tak dawno mówiłeś, że plany uwzględniały tylko bycie razem. – Zaczął muskać opuszkami palców żebra Czarownika czym wywołał u niego łaskotki.
- To… prawda… - mówił pomiędzy krótkimi wybuchami śmiechu. – Ale jest jedna rzecz, którą koniecznie muszę z tobą zrobić. I koniecznie w Walentynki. A nie chcę czekać kolejny rok…
Nie mogę czekać kolejny rok, pomyślał. Chciał dać Alecowi ten prezent teraz, zaraz, natychmiast. Tylko dlatego, że wiedział jak bardzo go to uszczęśliwi.
Łowca niechętnie podniósł się na łokciu by móc spojrzeć mężowi prosto w oczy.
- W sumie też coś dla ciebie mam. I też nie chciałbym czekać z wręczeniem ci prezentu. – Puścił mu oczko. – A do łóżka zawsze jeszcze możemy wrócić.
 
Magnus zawsze lubił Paryż. Nawet jeśli nazywanie go Stolicą Miłości, ostatnimi czasy, nabrało nieco tandetności, za którą miasto zdawało się gonić. Choćby za sprawą ulicznych artystów, tego konkretnego dnia porzucających wszelkie ideały i podporządkowujących się komercji Święta Zakochanych. Za horrendalną opłatą przyrzekali namalować pary w każdym możliwym stylu, z wybranej epoki. Czarownik nie mógł przepuścić takiej okazji. Zaciągnął ukochanego na niski stołek po czym rzucił do położonego na ziemi kapelusza zwitek banknotów wartości znacznie przewyższającej honorarium artysty. Dodatkowa motywacja nigdy nie zaszkodzi, uznał mężczyzna.
Ku jego zdumieniu Alexander zbytnio nie protestował. Więcej. Wyglądał na zadowolonego i bez marudzenia przyjął wymaganą przez artystę pozę, która wymagała od niego przytulenia się do męża.
Magnus doszedł do wniosku, że jego ukochany przeszedł naprawdę długą drogę od zakompleksionego, schowanego w szafie dzieciaka, do Konsula rządzącego całym Światem Nocnych Łowców i otwarcie mówiącego o swojej seksualności.
Chciał wierzyć, że choć trochę pomógł Alecowi w tej przemianie. Że dał mężowi przynajmniej część tego, co sam od niego wziął.
 
- Prawdę mówiąc, nie tego się spodziewałem – powiedział Alec, gdy szli urokliwymi uliczkami Paryża trzymając się za ręce.
Gdyby Magnus go nie znał mógłby pomyśleć, że mąż ma mu coś za złe i właśnie wyraża swoje niezadowolenie. Nic bardziej mylnego. Alexander po prostu stwierdzał fakt.
- A czego się spodziewałeś? – zapytał zaczepnie.
Alec wzruszył ramionami.
- Nie wiem… Kolacji na szczycie Wieży Eiffla… Lotu balonem… Z butelką wina, za cenę której można by wyżywić małą afrykańską wioskę…
Magnus aż przystanął i zaczął się trząść w udawanym oburzeniu.
- Do twojej wiadomości! – Wzniósł palec do góry na znak, że ma zamiar powiedzieć coś ważnego, co Alec musi zrozumieć i zapamiętać. – To wino wcale nie było drogie! Wbrew obiegowej opinii mam jeszcze jakieś pokłady zdrowego rozsądku.
Alexander zachichotał. A Magnus poczuł jak jego serce zaczyna się topić.
- Który przy tobie najwidoczniej zanika, dlatego tak bardzo chciałem ci wtedy zaimponować – przyznał z niejakim zmieszaniem.
Nastąpiła kolej Aleca na to by jego wnętrzności zmieniły się w papkę.
- Na szczęście uczę się na błędach – ciągnął Czarownik. – Pomyślałem, że bardziej spodoba ci się coś mniej ostentacyjnego…
Dopiero kiedy powiedział to głośni dotarło do niego jak mąż mógł zinterpretować jego plany. Stwierdzić, na przykład, że za mało się postarał i już mu nie zależy.
Z bijącym głośno sercem spojrzał ukochanemu w twarz. I od razu odetchnął z ulgą. Z niebieskich oczu Aleca biła czysta radość. I chyba trochę wzruszenia, jakby do tej pory nie przywykł do tego, że ktoś się o niego troszczy a niektóre rzeczy robi tylko po to by sprawić mu przyjemność. Z jednej strony Magnus cieszył się, że mógł nauczyć męża odczuwania takiej radości. Z drugiej nienawidził, że musiał. Alec powinien być już z nią zaznajomiony. Nie po raz pierwszy znienawidził surowe wychowanie Roberta i Maryse.
- Kocham cię – powiedział tylko dlatego, że chciał.
Błysk radości w niebieskich tęczówkach nabrał intensywności.
- A ja kocham ciebie.
Wznowili marsz.
 
Rezerwacja, którą zrobił Magnus straciła ważność kilka godzin wcześniej, ale nie po to był Wysokim Czarownikiem Brooklynu by przejmować się takimi szczegółami. Jedno zaklęcie wystarczyło by kelner giął się w ukłonach przepraszając za swoją pomyłkę. Zaproponował nawet deser na koszt firmy, ale widząc chmurne spojrzenie męża Magnus postanowił odpuścić.
- Nie musiałeś tego robić – powiedział Alec, kiedy zostali wreszcie sami a biedny kelner chyba właśnie parzył sobie melisę na uspokojenie. – Skoro się spóźniliśmy to nasza wina. – Patrzył na męża znad oprawionego w skórę menu.
Może i nie była to kolacja na szczycie Wieży Eiffla, ale Wysoki Czarownik Brooklynu jednak miał swoje standardy. Restauracja należała do tych z gatunku wykwintnych, gdzie goście traktowani byli niczym rodzina królewska a cena za butelkę wody zwalała z nóg. Tak, Magnus był trochę snobem i nie zamierzał się z tym kryć. Poza tym chciał dać mężowi wszystko co najlepsze.
- Zresztą spóźniliśmy się głównie przez ciebie – ciągnął Alec a końcówki jego uszu zrobiły się czerwone. Czarownik już wiedział, że ukochany wrócił myślami do ich popisów w sypialni.
- Nie przypominam sobie, żebyś za bardzo protestował, kiedy spóźniałem nas na kolację.
Alec już otwierał usta i Magnus nie wiedział czy po to by skarcić go za niezbyt poprawnie ułożone zdanie (odkąd zostali rodzicami, Alexander większą wagę przywiązywał do tego co i jak mówią) czy też może nawiązać do wcześniejszych wydarzeń. Postanowił nie czekać. Korzystając z tego, że obrusy na stolikach sięgały aż do ziemi, zrzucił but i zaczął przysuwać niemal bosą stopą po goleni męża. Zgodnie z jego przewidywaniami Alexander się zarumienił.
- Mags… - skarcił go, ale jakoś tak bez przekonania.
- Słucham, kochanie? – Przybrał swoją najbardziej niewinną minę jednocześnie wślizgując stopę pod materiał spodni.
- Możesz przestać? – Jego oddech wyraźnie przyspieszył. Magnus poczuł dumę.
- Ale ja przecież nic nie robię. – I jakby na zaprzeczenie swoich słów tym razem dotknął stopą wewnętrznej strony uda męża. Uwielbiał to na ile pozwalały mu długie nogi.
Alec pisnął i żeby ukryć zmieszanie zaczął kaszleć. Magnus fantastycznie się bawił. Przynajmniej do momentu, gdy zjawił się obok nich kelner najwidoczniej zaalarmowany zachowaniem Alexandra. Gdyby nie to, że już raz podpadł ukochanemu teraz kazałby temu klaunowi w śmiesznym wdzianku spadać. No dobrze, był niesprawiedliwy i zdawał sobie z tego sprawę. Kelner tylko wykonywał swoje obowiązki. To on wyjście na kolację zamienił w grę wstępną. Zabrał nogę.
- Wybrali już panowie?
Kelner był profesjonalistą. Profesjonalistą, który już niejedno w swojej pracy widział. Dlatego teraz udawał, że nie zauważa ani charakterystycznego rumieńca na twarzy jednego z mężczyzn, ani też pełnego zadowolenia uśmiechu jego towarzysza. Miał tylko nadzieje, że tym razem obędzie się bez konieczności dezynfekcji toalety. Nie znosił Walentynek.
- Zamów za mnie – powiedział Alec i posłał mężowi najbardziej niewinny ze swoich uśmiechów. Wiedział, że Magnus nie pozwoli mu zjeść byle czego a konieczność podjęcia decyzji, na chwilę, odwróci jego uwagę od nieprzyzwoitego zachowania pod stołem.
Czarownikowi jakoś udało się złożyć zamówienie i wstrzymać się z męczeniem Aleca do momentu aż jedzenie nie pojawiło się na stole. Zamiast tego zwyczajnie rozmawiali. Nie o dzieciach, pracy a tak jak kiedyś, gdy leżeli na łóżku, trzymali za ręce i wpatrując się w leniwie wirujące skrzydła wentylatora, docierali do najgłębszych zakamarków własnych dusz. Magnus nawet nie wiedział, że mu tego brakowało, dopóki na nowo nie odkrył radości płynącej z rozmowy z mężem. Do tej pory był pewien, że przecież rozmawiali. Zapomniał jak bardzo rozmowa może się różnić od rozmowy. Przestał nawet drażnić Aleca pod stołem.
Przynajmniej do deseru.
Z pełną premedytacją zamówił mus czekoladowy z malinami. Wiedział, że Alec go uwielbiał a co ważniejsze… łatwo można było się nim karmić. Co miał zamiar wykorzystać. Nawet jeśli najpierw należało przekonać do tego swojego świętoszkowatego męża. Ale sam proces przekonywania też miał swoje zalety. Główną był oczywiście uroczy rumieniec Alexandra, z którego mężczyzna nie potrafił wyrosnąć. I Magnus wcale nie chciał, żeby tak się stało. Jego mąż, z policzkami pokrytymi czerwienią, wydawał mu się najsłodszą rzeczą pod słońcem. Wliczając to Maxa, któremu kiedyś udało się wpakować duży palec u nogi do buzi (Magnus wcale nie miał do tego założonego osobnego folderu w komputerze, wcale a wcale).
- Mags… - Alexander z jednej strony chciał brzmieć surowo, z drugiej bez przerwy łakomie wpatrywał się w deser. Do tego stopnia, że Magnus, gdyby oczywiście był małostkowy, mógłby poczuć się zazdrosny. – Tu są ludzie… - syknął.
- Tak to już zwykle bywa w restauracjach – skonstatował Magnus od niechcenia bawiąc się łyżeczką. Przy okazji nabrał na nią dorodną malinę. Widział wyraźnie jak jabłko Adama męża podskakiwało, gdy przełykał nagromadzoną w ustach ślinę. Dobrze, że nie pozwolił jej skapywać na talerz.
- Będą się gapić.
- Szczerze wątpię. Po pierwsze większość z tutejszych gości to zbyt wielkie snoby by interesować się kimkolwiek poza sobą. Po drugie, są Walentynki. I w dobrym guście jest poświęcenie całej uwagi osobie towarzyszącej. Po trzecie. Nawet gdyby? – Wzruszył ramionami. – Zobaczyliby dwóch zakochanych mężczyzn, którzy nie boją się pokazywać tej miłości światu.
Alec nadal patrzył na niego nieufnie. Magnus przewrócił oczami.
- Alexandrze. To tylko deser.
Kłamał. Obaj doskonale o tym wiedzieli. Z tym że Alec bardzo chciał uwierzyć w to kłamstwo. Tak naprawdę wzbraniał się tylko dla zasady. Chciał zostać nakarmionym przez Magnusa deserem i móc później wykorzystać ten argument w sypialni.
- W porządku – westchnął udając pokonanego. Oczy Magnusa rozbłysły jakby ktoś właśnie mu powiedział, że w tym roku Boże Narodzenie przyjdzie szybciej.
Nabrał sporą porcję musu i powoli wsunął go w otwarte usta Alexandra rozkoszując się wyrazem czystej błogości jaka wykwitła na jego twarzy, zaraz po tym jak czubek łyżeczki dotknął języka. Alec wyglądał tak cholernie erotycznie, że momentalnie zrobiło mu się gorąco i o mało nie jęknął. Co okazało się szczególnie trudne w momencie, gdy lekko napuchnięte wargi mężczyzny otuliły łyżeczkę. I zaczęły ją ssać. Dopiero wtedy dotarło do niego, że mąż tylko się z nim droczył. Planował to od samego początku.
Stworzyłem potwora, pomyślał Magnus, ale jakoś nie czuł się z tym źle.
 
Alec prowokował go przez cały proces karmienia. Gdyby byli w domu deser zapewne wylądowałby już dawno na podłodze a Magnus zrobiłby zdecydowanie niecenzuralny użytek ze stołu. I kto wie? Może czegoś jeszcze?
Niestety, byli w restauracji a on, chociaż bardzo chciał, nie mógł zabrać Aleca do domu w tej chwili. Musiał zrobić coś jeszcze. Coś dzięki czemu obaj zapamiętają te Walentynki na wieczność.
 
Kiedy skończyli a kelner zapytał, czy chcieliby coś jeszcze, grzecznie odmówili. Magnus zapłacił rachunek zostawiając przy okazji spory napiwek. Bardziej dla udobruchania męża niż za straty moralne jakie poniósł mężczyzna w związku z jego czarami.
Na zewnątrz Alexander bardzo się zdziwił, kiedy Magnus nie zaciągnął go w pierwszą boczną uliczkę i nie wyczarował Portalu do domu. Szczerze na to liczył. Przez drażnienie się z mężem sam był teraz podniecony i marzył o małej powtórce z rozrywki.
- Nie wracamy? – spytał starając się by w jego głosie nie słychać było żalu.
- Później – obiecał Czarownik. – Ale jest jeszcze coś co chciałbym z tobą dzisiaj zrobić.
Mówiąc miał tak nieodgadnioną minę, że Aleca przeszył dreszcz ekscytacji. Przed Magnusem nigdy nawet by nie pomyślał, że polubi niespodzianki. Teraz był ich wielkim fanem. Pod warunkiem, że to Czarownik brał się za organizację. Wciąż miał alergię na pomysły Jace’a i Isabelle.
 
Grzecznie dał się poprowadzić krętymi uliczkami Miasta Zakochanych, rozkoszując się trzymaniem męża rękę i kradzionymi co jakiś czas pocałunkami.
W końcu dotarli do mostu. Mostu, który Alec znal aż za dobrze i na punkcie, którego miał małą obsesję. Do tej pory skrzętnie skrywaną przed Magnusem.
Pont des Arts. Most Zakochanych. Coś aż ścisnęło go w dołku na widok tych wszystkich kłódek symbolizujących wieczną miłość. Odkąd tylko dowiedział się o tej tradycji marzył by wraz z Magnusem zawiesić kiedyś tutaj własną. Nie zamierzał jednak nigdy mówić o swoim marzeniu mężowi. Nie wątpił w miłość Magnusa, ale doskonale wiedział, że Czarownik inaczej postrzegał czas i jego „na zawsze” różniło się od „na zawsze” Alexandra. Biorąc ślub i wypowiadając słowa przysięgi, Łowca naprawdę ślubował wieczną miłość. Po kres swoich dni. Natomiast obietnica Magnusa ograniczała się jedynie do końca życia Aleca. Nie miał o to żalu; wiedział, że tak skonstruowany był świat, w którym przyszło mu żyć. Poza tym miłość Magnusa, choć ograniczona czasowo wcale nie była mniej prawdziwa. Dlatego nigdy nie wspomniał o pomyśle z kłódką. Nie chciał by Magnus poczuł się do czegoś zobligowany. By miał wrażenie, że Alec do czegoś go przymusił.
A teraz stali tu obaj, w miejscu, które od czasu do czasu pojawiało się w snach Alexandra. I to Magnus ich tu przyprowadził.
Czarownik nie miał pojęcia jak interpretować nagłe zastygnięcie męża. Alec patrzył na most z nieodgadnionym wyrazem twarzy i Magnus zaczynał się niepokoić. Może to jednak był zły pomysł?
Wtem Alec drgnął i spojrzał na niego pełnym niedowierzania wzrokiem, pod którym kryła się… nadzieja? Chyba tak.
- Ty… - Alexander zaczął, ale zaraz się zaciął. Przymknął oczy i wziął głęboki oddech. A po chwili jeszcze jeden. W końcu był w stanie mówić. – Ty… Naprawdę chcesz to zrobić?
Magnus nie odpowiedział. Zamiast tego wyjął z kieszeni marynarki kłódkę i podał ją Alecowi. Ten chwycił przedmiot drżącymi palcami. To nie była pierwsza lepsza kłódka, którą można było kupić w pierwszym lepszym sklepie. Nie. Ta wyglądała na dzieło prawdziwego mistrza. Pokryta złotem (Alec postawiłby wszystko co ma, że prawdziwym, dwudziestoczterokaratowym), misternie rzeźbiona (po dłuższym wpatrywaniu się, Łowca w zawijasach, dojrzał symbole mające oznaczać zarówno magię Magnusa jak i jego łuk) z wygrawerowanym napisem, który towarzyszył im przez cały związek.
 
Aku Cinta Kamu.
 
Obrócił kłódkę. Tył pokrywały wtopione w metal malutkie szafiry, idealnie zgrywające się z barwą jego oczu.
Poczuł uścisk w klatce piersiowej a po policzkach zaczęły płynąć mu łzy. Przycisnął kłódkę do piersi niczym największy skarb. Nie był w stanie wydobyć z siebie głosu. I prawdę mówiąc nie musiał.
Nim rozpłakał się na dobre Magnus podszedł do niego i otoczył ramionami. Wtulił się w męża ciągle łkając. Co było dość zabawne, bo nigdy nie czuł się szczęśliwszy. A mimo to nie potrafił przestać płakać. Tym bardziej, gdy Magnus szeptał mu do ucha na przemian:
- Kocham cię. Aku cinta kamu, Alexandrze. Kocham cię.
 
W końcu udało mu się jakoś uspokoić. Nadal jednak nie był w stanie wydobyć z siebie głosu więc by pokazać swoją radość i miłość jaką darzył męża pocałował go mocno, nie przejmując się tym, że ktoś ich widzi. Magnus z radością oddał pocałunek. To była pieszczota z gatunku tych, które dzielili, gdy ich związek osiągnął pewną stabilność, lecz jeszcze przed pojawieniem się dzieci. Oznaczał to wszystko o czym doskonale wiedzieli: miłość, szacunek oraz szczęście, że ten drugi jest obok. Z biegiem czasu pocałunki zaczęły przekazywać coś innego. I Czarownik uwielbiał każdy z nich jednak teraz zapomniał jak bardzo tęsknił za tym konkretnym.
 
Kłódkę zawiesili w całkowitej ciszy trzymając się za ręce i tak lawirując by zamek trzasnął, gdy obaj dłonie mieli położone na wyznaniu miłości. Przez chwilę wpatrywali się w swój znak jak urzeczeni. Kłódka wyróżniała się na tle tysiąca innych jakie ją otaczały, podobnie jak ich związek, w niczym nie przypominał tego do czego przywykł świat.
To dziwne, ale Alec nie bał się, że bogato zdobiona kłódka mogłaby przyciągnąć złodziei. Zawierzył Magnusowi, że ten na to nie pozwoli. Podobnie jak lata temu zawierzył mu powierzając Czarownikowi serce.
- Mam dla ciebie jeszcze jeden prezent – wyszeptał nagle mężczyzna ściskając jego rękę. – Ale muszę ci go dać w domu.
W jego głosie było coś podniosłego i Alexander momentalnie zrozumiał, że kłódka była jedynie preludium.
- W takim razie wracajmy.
 
Dom bez dzieci był dziwnie cichy. Zdaniem Aleca – za cichy. Przynajmniej tak by myślał, gdyby nie Magnus, który patrzył na niego w ten dziwny sposób, jakiego nigdy nie udało mu się rozszyfrować. To było coś co Czarownik wypracował sobie przez stulecia życia. Coś za czym chował się przed światem by nie pozostać zranionym i choć Alexander wiedział, że ukochany nie robił tego świadomie i tak ściskało go serce, że robił to przy nim.
Wbrew podejrzeniom Aleca niespodzianka, o której wcześniej mówił Czarownik, nie miała nic wspólnego z wizytą w sypialni. W sumie powinien się tego domyślić, ale Magnus, z pójścia do łóżka, potrafił robić prawdziwy rytuał. Nie żeby mu się to nie podobało. Teraz zaś na pewno nie chodziło o seks.
- Mags? – zapytał cicho.
Czarownik potrząsnął głową jak pies wypuszczony z kąpieli.
- Jestem. – Uśmiechnął się, lecz oczy wciąż pozostawały niemożliwe do rozszyfrowania. – I tak jak mówiłem mam dla ciebie jeszcze jeden prezent.
Zdjął marynarkę i krawat po czym zaczął rozpinać guziki koszuli. Alec poczuł się skonfundowany. Przecież nie mogło chodzić o seks.
 
Ręce mu się trzęsły choć usilnie starał się nad nimi panować. Już i tak Alec patrzył na niego zaniepokojony czemu, tak w sumie, się nie dziwił. Trochę pajacował. Ale co zrobić, skoro pomysł, który wcześniej wydawał mu się genialny teraz porażał go głupotą? No bo kto mu zagwarantuje, że Alexander nie uzna, iż dokonał bluźnierstwa? Albo że nabijał się z niego i cennych dla niego świętości? Mógł także uznać, że swoim zachowaniem okazał mu brak szacunku.
Trzeba było to z kimś skonsultować, zżymał się w myślach. Ale jak to mówią, mleko się rozlało, kobyłka u płotu i inne takie bzdety.
W końcu udało mu się rozpiąć koszulę. Zsunął ją z ramion pozwalając by opadła na podłogę.
Jeszcze możesz jakoś z tego wybrnąć, upomniał się w duchu. Zamień to w striptiz!
Uciszył niesforne myśli. Głównie dlatego, że korciło go by im ulec. Zamiast tego wyszeptał zaklęcie i pozwolił by to, co ukrywał przez ostatnich kilka dni, ujrzało światło dzienne.
Jakimś cudem udało mu się nie zamknąć przy tym oczu więc doskonale widział zmiany rysujące się na twarzy Alexandra. Najpierw było zaniepokojenie jego dziwnym zachowaniem. Potem niezrozumienie, powoli przechodzące w szok. I to on ostatecznie wygrał. Alexander patrzył na jego klatkę piersiową z wyrazem bezbrzeżnego zdumienia. Jakby nie potrafił się przekonać, że to co widział było prawdziwe.
- Czy… - Przełknął ślinę. – Czy to… - Podszedł do męża i bezwiednie zaczął przesuwać palcem po sporym tatuażu zdobiącym jego klatkę piersiową. Niby wiedział na co patrzył nawet jeśli wzór nieco różnił się od oryginału.
- Tak – potwierdził Magnus i nakrył dłoń męża własną. – Runa ślubna. Choć musiałem nieco zmienić wzór. Nie byłem pewny czy Anioł nie postanowi spopielić zarówno mnie jak i biednego tatuażysty, gdybyśmy spróbowali z oryginałem… - Śmiechem starał się zamaskować strach. Bo Alec wciąż nie wyraził ostatecznej opinii.
Wiedział jak poważnie jego ukochany mąż traktował ideę małżeństwa. Z jaką dumą nosił nakreśloną na sercu runę symbolizującą związek „póki śmierć nas nie rozłączy”. Nie raz i nie dwa przyłapał Alexandra na delikatnym pieszczeniu znaku, gdy myślał, że nikt nie patrzy. Ale Magnus patrzył. I za każdym razem robiło mu się nieswojo. On – jako Czarownik, nie mógł nosić run. Na weselu dostał co prawda broszkę w kształcie ślubnej runy, ale nie przypinał jej sobie codziennie, głownie dlatego, że była niepraktyczna. A chciał, by Alec, za każdym razem, gdy na niego spojrzy, widział męża poślubionego wedle obrządku jaki cenił całe życie. Stąd pomysł z tatuażem. Tylko teraz nie był pewien czy Alec nie pomyśli, że wyśmiewa tradycje Nocnych Łowców.
- Zrobiłeś to dla mnie? – zapytał Alexander nie przestając gładzić tatuażu.
- Tak… - Dla nikogo innego bym nie chciał, pomyślał, lecz nie powiedział tego głośno.
- Ale wiesz, że to na zawsze… - Gdzieś z tyłu głowy wiedział, że niekoniecznie. Na pewno istniało zaklęcie pozwalające usunąć wzór tak by nie pozostał po nim nawet ślad. Nie chciał teraz jednak o tym myśleć. Póki co uczepił się tego „na zawsze”.
- Tak jak moja miłość do ciebie – powiedział Magnus i położył dłoń na policzku męża. Delikatnie szarpnął do góry by mężczyzna na niego spojrzał. – Kocham Cię, Alexandrze. Na zawsze. Nawet jeśli nie dane nam będzie dzielić tego „na zawsze” razem.
W oczach Łowcy rozbłysły łzy.
- Ja też cię kocham. A to… - Znów pogładził tatuaż. – To najpiękniejszy prezent jaki tylko mogłeś mi podarować.
Nim Magnus zdołał zareagować Alec pochylił się i pocałował wzór na jego klatce piersiowej. To wystarczyło by wszelkie wątpliwości zniknęły. Zastąpione czystym pożądaniem. Przyciągnął męża do pocałunku jednocześnie mocując się z jego marynarką. Ostatecznie uznał swoją porażkę. Pstryknął palcami i obaj byli nadzy. Alec parsknął mu prosto w usta.
- Niecierpliwy…
- A jaki mam być mając przy sobie najseksowniejszego Nocnego Łowcę na świecie?
Nie dotarli do sypialni. Kochali się na dywanie w salonie. I bardzo im się podobało.
 
Alec przebudził się z lekkiej drzemki i pierwszym co zobaczył były kocie oczy wpatrujące się w niego z miłością.
- Przepraszam – szepnął i ziewnął. – Zmogło mnie…
- Uznam to za komplement. – Magnus pocałował męża w bark. Wbrew sennemu rozleniwieniu i odprężeniu jakie dał im obu przebyty niedawno orgazm wyraźnie widział, że Alexander się czymś martwił. – O co chodzi? – spytał.
Alec znów zaczął błądzić palcami po tatuażu na jego piersi. Ewidentnie starał się nie patrzeć mu w oczy.
- Kochany?
- Teraz mój prezent wydaje mi się żałosny – przyznał ze wstydem.
- Skarbie… - Pocałował go w czubek głowy. – Cokolwiek pochodzi od ciebie na pewno jest wspaniałe.
- Nawet nie umywa się do tego. – Pocałował tatuaż.
- Proszę, daj mi samemu zdecydować.
Alec odmruknął coś niewyraźnie. Magnus żartobliwie pociągnął go za włosy i Łowca przewrócił oczami.
- Izzy nauczyła mnie tańczyć – wyznał z zawstydzeniem.
Magnus gwałtownie podniósł się na łokciach do pozycji wpółleżącej. W jego oczach rozbłysły podekscytowane iskierki.
- I dopiero teraz mi o tym mówisz?
Wydawał się tak podekscytowany jak dziecko, które zaraz dorwie się do największego i najbardziej wyczekiwanego gwiazdkowego prezentu. Alec uwielbiał męża takiego; nawet jeśli nie do końca pojmował przyczynę tej radości.
Tymczasem Magnus pstryknął palcami i pokój rozbrzmiał dźwiękami muzyki. Czarownik wstał i skłonił się lekko w stronę męża jednocześnie wyciągając ku niemu dłoń.
- Mogę pana prosić? – Iskierki jakby nabrały na sile.
Alec naprawdę nie chciał psuć chwili, ale musiał to powiedzieć.
- Jesteśmy nadzy.
Z miny Magnusa jasno wynikało, że jemu taki stan rzeczy w ogóle nie przeszkadza.
- I co z tego? Wydaje mi się, że wszystko co było do zobaczenia już zobaczyliśmy. A także dotknęliśmy, polizaliśmy…
- Dość! – Alec przerwał mu dość obcesowo. Magnus posłusznie zamilkł, lecz Łowca wiedział, że to rozwiązanie chwilowe. Jeśli zaraz nie wykona żadnego ruchu, mąż wróci do zawstydzania go. Czarownik jakoś nie potrafił zrozumieć, że nie zawsze czuł się na siłach bezpośrednio rozmawiać o seksie. Zwłaszcza tuż po.
- Poza tym chcę dostać mój prezent! – Magnus zagrał najcięższą z możliwych kart, jednocześnie lekko poruszając palcami jakby zapraszał Aleca do siebie.
Łowca nie mógł zrobić nic innego jak tylko ulec. Westchnął ciężko po czym chwycił wyciągniętą ku niemu dłoń. Magnus z zadziwiającą lekkością pomógł mu wstać i od razu mocno przytulił. Kolejne westchnienie wyleciało z ust Łowcy. Tym razem oznaczające coś zupełnie innego. Uwielbiał czuć nagą skórę ukochanego tuż przy własnej. Nagle to tańczenie nago nie wydało mu się takim głupim pomysłem.
Jedna piosenka się skończyła i zaraz po niej rozbrzmiała kolejna. Magnus pewnym ruchem położył dłoń na biodrze męża.
- Zatańczymy, przystojniaku? – Oczy wciąż mu się śmiały. Alec nie znalazł w sobie dość sił by odpowiedzieć, dlatego tylko pokiwał głową.
Ruszyli. Początkowo jeszcze Alec starł się uważać na kroki i postępować zgodnie ze wskazówkami Izzy jednak, w miarę jak Magnus coraz mocniej go do siebie przyciągał, bezbłędne zatańczenie przestało mieć znaczenie. Liczyło się tylko to, by móc być jak najbliżej męża. Słyszeć bicie jego serca, czuć gorący oddech na karku i… Nie deptać mu po nogach.
Nagle usta Magnusa musnęły jego ucho. Zadrżał. A zaraz potem usłyszał cichy głos męża.
- Kocham cię. Na zawsze.
 ______________________________
 
Szczęśliwych Walentynek! Tak się chyba mówi, co? Nie wiem, nie bardzo ogarniam to święto a dekoracje z serduszek sprawiają, że czuję się niekomfortowo. To się chyba leczy... Ale z drugiej strony miło mieć pretekst, żeby napisać coś co ma być po prostu słodkie i niekoniecznie rozwinięte fabularnie (jakby mi się cokolwiek z tego kiedykolwiek udało...).

Mam nadzieję, że Walentynki chłopaków przypadły Wam do gustu.

Miłego dnia :).

 

 

1 komentarz:

  1. Najlepszy prezent na walentynki ❤️❤️nie jestem fanką tego święta ale jestem fanką wszelkich fanfików z ich motywem.

    OdpowiedzUsuń