Tytuł: Uczeń i Mistrz
Liczba
rozdziałów: one-shot
Gatunek: yaoi
Para: RayleighxMihawk
Ograniczenia wiekowe: +18
Info/Uwagi: Praktycznie sam seks…
Gatunek: yaoi
Para: RayleighxMihawk
Ograniczenia wiekowe: +18
Info/Uwagi: Praktycznie sam seks…
Proszę o
wyrozumiałość… seksy nigdy nie były moją mocną stroną (jakby to nie zabrzmiało
:P), a teraz dodatkowo wyszłam z wprawy… No i ten… To praktycznie mój pierwszy
tekst z OP, w którym „fabuła” nie kręci się wokół Zoro… Nie mam pojęcia jak to
wyszło, więc z góry przepraszam!
UCZEŃ I MISTRZ
Z
rozbawieniem obserwował wysiłki swojego ucznia, który z całych sił starał się pokonać
atakującego go pawiany. Roronoa z każdym dniem radził sobie coraz lepiej, lecz
nadal czekała go długa droga, jeśli kiedykolwiek chce zająć jego miejsce.
Zacięcie
młodego pirata podobało mu się. W tym człowieku było coś znajomego. Jakby
patrzył na siebie sprzed lat. Ten sam talent, którym wystarczyło tylko
odpowiednio pokierować. Nieoszlifowany diament spotykany naprawdę rzadko.
I
chyba właśnie, dlatego zgodził się go trenować. Po za tym chciał spłacić dług.
Jemu też ktoś wskazał drogę. Bez pomocy tego człowieka tytuł Najlepszego
Szermierza Na Świecie prawdopodobnie nigdy nie trafiłby do jego rąk. Z
nostalgią wrócił myślami do tamtych lat. Wtem poczuł czyjąś dłoń na ramieniu. Lata
trenowania haki, oraz wrodzone zdolności sprawiły, że nie musiał się nawet odwracać
by poznać tożsamość gościa.
-Witaj
Mroczny Królu.
Rayleigh
tylko uśmiechnął się pod nosem i usiadł obok Jastrzębiookiego. Nie liczył na
cieplejsze powitanie. Dracule Mihawk znany był nie tylko ze swych zdolności,
lecz także z oziębłości wobec innych. I nieważne czy byłeś znanym piratem,
dowódcą Marynarki czy samym tenryuubito. Jeśli chciałeś zasłużyć na
zainteresowanie tego człowieka, musiałbyś się naprawdę postarać, by uznał cię
za godnego uwagi.
Rayleigh
doskonale o tym wiedział. Swego czasu los skrzyżował ich drogi, przez co udało
mu się lepiej poznać Najlepszego Szermierza Na Świecie. A nawet go polubić. Co
dziwne, z wzajemnością.
I
ta dziwna przyjaźń trwała po dziś dzień.
Wyciągnął
zza pazuchy manierkę, po czym upił z niej spory łyk. Alkohol najpierw zapiekł w
gardło, by później rozlać się ciepłym strumieniem w żołądku. Od razu jakoś
poweselał, a Kurgaina straciła trochę na mroczności. Choć, jako jeden z nielicznych,
opłynął cały Nowy Świat, widział rzeczy, o jakich zwykłym ludziom się nawet nie
śniło, niezliczoną ilość razy otarł się o śmierć, to miejsce, które Dracule
Mihawk wybrał sobie na dom, niezmiennie wywoływało u niego dreszcze. Bez
alkoholu niemożliwym było dla niego się tu zrelaksować. Dlatego kolejny raz
pociągnął z manierki.
-Chcesz?
– Wyciągnął naczynie w stronę towarzysza, udając, że nie widzi tego karcącego
wzroku oraz obrzydzenia malującego się na przystojnej twarzy.
Zamiast
odpowiedzieć uniósł do ust trzymany przez cały czas kieliszek wina.
-No
tak… - Rayleigh podrapał się po głowie. – Zapomniał, że w kwestii alkoholu
jesteś koneserem. Jak mu idzie? – Żeby zmienić temat wskazał na okno, za którym
trwała zacięta walka pomiędzy Zoro a armią pawianów. Roronoa wyglądał na
wykończonego, ale także zdeterminowanego. Jasnym było, że za nic nie przerwie
starcia, nawet, jeśli niemal przypłaci to życiem.
-Coraz
lepiej. – Ze zdziwieniem stwierdził, że chwali zielonowłosego, a w jego własnym
głosie słychać… zadowolenie? Dumę? Chyba rola nauczyciela odpowiadała mu
bardziej, niż chciałby się do tego przyznać. Po za tym trenował człowieka,
który kiedyś zmierzy się z nim jak równy z równym. Wewnątrz, aż cały drżał z
ekscytacji na samą myśl o przyszłym pojedynku. Bycie najlepszym miało swoją
mroczną stronę. Każdy napotkany przeciwnik był zbyt słaby, by walka z nim mogła
sprawić radość.
-Kapitan
będzie miał z niego pożytek. – Usłyszał głos gościa i z ulgą przepędził
kłębiące się wokół jego głowy myśli. Nie chciał, by ktoś, nawet, jeśli to sam
Mroczny Król, dowiedział się, co zaprząta mu umysł. Odstawił wino i podszedł do
mężczyzny, który zdążył niemal przykleić się do okna, z fascynacją obserwując
ruchy zielonowłosego. – Widać w tym
twoją rękę.
Nie
wiedzieć, czemu odebrał całą wypowiedź dość dwuznacznie.
-Jak
myślisz? Możemy go zostawić samego?
Coś
w spojrzeniu Mrocznego Króla kazało mu domniemywać, że to wcale nie było
pytanie. Nie żeby mu to przeszkadzało. Nie, od kiedy czuł gorący oddech
mężczyzny na swoim karku.
-Raczej
tak – wyszeptał. – To duży chłopiec. Poradzi sobie. – Nie czekając na odpowiedź
pociągnął mężczyznę w stronę drzwi. Obaj doskonale wiedzieli jak skończy się
wizyta Pierwszego Oficera Króla Piratów, więc tym bardziej nie było sensu tego
przedłużać.
Rayleigh
tylko się roześmiał i dał się poprowadzić w stronę sypialni.
Szelest
pościeli i jęki dwóch mężczyzn rozchodziły się po pokoju, pełnym niedbale
rzuconych ubrań. Jedynym źródłem światła była niewielka świeca. Nadawała całemu
pomieszczeniu aury tajemniczości i pewnego… erotyzmu.
-O
tak! – westchnął Mihawk czując rękę Rayleigha na swoim członku.
-Jak
myślisz? – Białowłosy pochylił się nad kochankiem, z satysfakcją wpatrując się
w zaróżowione policzki i błyszczące jastrzębie oczy. – Co by sobie pomyślał twój
uczeń gdyby cię teraz zobaczył? Albo usłyszał? – Z premedytacją ścisnął przyrodzenie
Dracule’a wywołując kolejną falę słodkich jęków. Uwielbiał ich słuchać. Tak
samo jak uwielbiał te krótkie chwile, gdy Mihawk porzucał maskę opanowania i
dawał upust swoim emocjom. A na coś takiego mógł liczyć jedynie w łóżku. I tylko,
jeśli odpowiedni się postarał. Dlatego, nie dając mu nawet czasu na jakąkolwiek
reakcję, zaczął lizać pieszczonego chwilę wcześniej członka.
Chciał
się odgryźć, lecz w tej samej chwili poczuł między nogami gorący oddech, a
zaraz potem jego penis zagłębił się w czymś gorącym i wilgotnym.
To
było niesamowite. Rayleigh był niesamowity. To, co wyczyniał językiem, nie dało
się opisać słowami. Jeździł nim po członie, pieścił główkę, drażnił jądra. A on
sam mógł tylko jęczeć i wplatać palce w białe włosy. Mężczyzna sprawował nad
nim władzę całkowitą. Przynajmniej teraz. W tym akcie należał do niego.
Tymczasem
Raleigh skupił się na najwrażliwszej części członka Mihawka. Pieścił purpurową
główkę delikatnymi pocałunkami, jednocześnie ręką gładząc udo mężczyzny, raz po
raz zahaczając o pośladki. Unikał jednak otworu Jastrzębiookiego, wiedząc, że
zbyt szybkie przejście dalej tylko zdenerwuje kochanka. Zresztą sam też nie
chciał jeszcze kończyć gry wstępnej. Im dłużej trwała tym większą miał później
satysfakcję. Dlatego też zaprzestał zabawy penisem i ułożył się tak, by znaleźć
się twarzą w twarz z Najlepszym Szermierzem na Świecie.
-Podoba
ci się. – Ni to spytał ni to stwierdził.
Zamiast
odpowiedzieć Dracule uniósł się na łokciach i pocałował go. Zmysłowo. Erotycznie
niemal. Językiem pieścił wargi białowłosego. Jeździł nim po zębach,
podniebieniu, z zadowoleniem wpuszczając jego język do własnych ust. A gdy
poczuł, że parter zaczyna się nudzić, zaczął delikatnie pogryzać wargi
wprowadzając do ich stosunku nieco drapieżności.
-Tobie
chyba też. – Uśmiechnął się złośliwie pocierając kolanem o coraz twardsze
przyrodzenie Rayleigha. Nie bez satysfakcji przyglądał się rumieńcom
wykwitającym jego twarzy.
-Już
zdążyłem zapomnieć, jaki jesteś zadziorny. – Pierwszy Oficer Króla Piratów
próbował nadać swojemu głosowi niefrasobliwy ton. Tylko po to by Mihawk nie
usłyszał jęków rodzących się mu w gardle. Jednak mężczyzna, za punk honoru,
postawił sobie doprowadzenie go do stanu, w jakim on sam znajdował się kilka
chwil temu. Mocniej zaczął napierać na jego penisa jednocześnie, dłońmi,
ściskając pośladki. Tak mocno, że na opalonej skórze powstały wyraźne ślady
dłoni. Dodatkowo postanowił językiem zbadać klatkę piersiową Rayleigha, w
szczególności swą uwagę skupiając na sutkach.
-Diabeł…
- wysapał białowłosy. A zaraz potem zaczął jęczeć w rytm ruchów kochanka.
„Cholera.
Kiedy on się tego nauczył”? pomyślał, całkiem oddając się przyjemności.
Pierwszy
raz los zetknął ich ze sobą niespełna miesiąc po egzekucji Gol D. Rogera.
Rayleigh nie wspominał tamtego okresu dobrze. Rany w sercu wciąż były zbyt
świeże, by zewnętrzny świat mógł go zainteresować. Wtedy, jedyną rzeczą, jakiej
poświęcał uwagę, była zawartość kolejnych butelek. Jej moc sprawiała, że
rzeczywistość na chwile bladła a ból w sercu słabł. Dlatego też, z niechęcią,
graniczącą z nienawiścią, przyjął informację o młodym szermierzu pragnącym
wyzwać go na pojedynek. Nie zamierzał podjąć rękawicy, utrzymując, że Mroczny
Król, którego tamten szuka nie żyje. I poniekąd była to prawda. Wraz z
Kapitanem, wtedy na platformie, odeszła też część niego.
Jednak,
coś w nim, coś, czego do końca nie rozumiał, sprzeciwiało się tej decyzji. Tak
jakby upatrywało w pojawieniu się młodzieńca szansy na powrót do prawdziwego
świata.
Dlatego
też, trochę wbrew sobie, odpowiedział na wezwanie. A kiedy spojrzał w niezwykłe
oczy mężczyzny, chłopaka właściwie, zrozumiał jak dobrą podjął decyzję. Pomógł
mu w tym lodowaty dreszcz strachu biegnący po kręgosłupie. Tak. Rayleigh się
bał. Wystraszyły go te niezwykłe złote oczy. Oczy Jastrzębia.
Stoczyli
walkę, którą Mroczny Król wygrał. Lecz mężczyzna nie miał wątpliwości – swoje
zwycięstwo zawdzięczał jedynie ogromnemu doświadczeniu i jego braku u
przeciwnika. Zrozumiał też coś jeszcze. Człowiekowi, który stał przed nim
pisana była wielkość. Tytuł, o który on sam bał się sięgnąć.
Tamtego
dnia jeszcze nie trafili razem do łóżka. Choć nie można powiedzieć, że nie
przypadli sobie do gustu. Doświadczenie wieku i witalność młodości. Dwa skrajne
światy połączone ostrzem miecza.
Rayleigh
wiedział, że któregoś dnia znów dane mu będzie stanąć naprzeciw tajemniczego
młodzieńca. Z niecierpliwością wyczekiwał
tego spotkania.
Musiał
uzbroić się w cierpliwość. Kolejny raz mężczyzna odwiedził go dopiero kilak lat
później, kiedy imię Dracule Mihawk zyskało sławę wykraczającą poza Grand Line.
On sam zaś zdobył swój cenny miecz – Kokutou Yoru.
Jeszcze
nim stanęli naprzeciw siebie Mroczny Król wiedział, że tym razem zwycięstwo nie
jest dla niego. Jastrzębiooki, podczas swojej podróży, zyskał to, czego
brakowało mu poprzednio. Jedyny słaby punkt, został wyeliminowany.
Przewidywania
mężczyzny się sprawdziły. Walka, choć zacięta, została wygrana przez Mihawka.
Gratulując przeciwnikowi zwycięstwa Rayleigh wyczuł, że to jeszcze nie koniec
drogi Jastrzębiookiego, że ten mierzy wyżej. Na sam szczyt. Uświadomiwszy, co
właściwie jest celem Dracule’a uśmiechnął się szeroko. Coraz bardziej podobał
mu się ten mężczyzna.
Lecz
i tym razem nie skonsumowali znajomości. Jastrzębiooki odszedł nim doszło do
czegoś więcej, ale Mroczny Król nie przejął się tym zbytnio. Wiedział, że
prędzej czy później… Zrobią to. Byli na siebie skazani. Zrozumiał to, gdy po
raz pierwszy spojrzał w jastrzębie oczy.
I
tak właśnie się stało. W dniu, w którym Dracule Jastrzębiooki Mihawk uzyskał
tytuł Najlepszego Szermierza na Świecie. O tamtego wydarzenia minęły lata, a
oni nadal potrafią kochać się do upadłego, nie mając dość siebie nawzajem.
Czując
jak zbliża się spełnienie postanowił trochę urozmaić ich grę. Nie chciał w
końcu tak szybko kończyć. Zresztą to Mihawk powinien wymięknąć pierwszy.
Uśmiechnął
się wrednie, po czym brutalnie przycisnął nogę Jastrzębiookiego, tą samą, którą
go pieścił, do łóżka. Dracule aż syknął pod wpływem nowego, niezbyt przyjemnego
doznania.
-Zwariowałeś?
– spytał z wyrzutem. Rzadko pokazywał emocje, to nie było w jego stylu, jednak
w obecności Rayleigha jakoś nie potrafił się hamować. Ten człowiek działał na
niego w jakiś dziwny, niezrozumiały sposób. Przez długi czas to właśnie za jego
sprawą piął się w górę, szlifował szermierskie umiejętności. Chciał go przewyższyć.
Lecz nie po to by pokazać, że jest lepszy, tylko żeby zasłużyć na jego uznanie.
Zainteresowanie. Dobre słowo… W końcu je dostał. I o wiele więcej.
-Co
powiesz, na małą zmianę scenerii? – Zdążył się już przyzwyczaić, że, gdy są
sami, maska opanowania Mihawka czasem pęka. Podobało mu się to. Zwłaszcza, że
zasługę za to przypisywał sobie.
Słusznie.
-Naprawdę
nie możemy, raz zrobić tego normalnie, jak ludzie? W łóżku? – Widząc Rayleigha,
całkowicie ignorującego jego słowa, kierującego się do łazienki, westchnął
tylko i sam wstał. Tak właściwie to nawet lubił fantazje swojego partnera. Niejeden
młodzieniaszek mógł mu ich pozazdrościć.
Gorąca
woda kaskadami spływała po nagich ciałach przecierając szlaki dla
wszędobylskich dłoni dwóch mężczyzn, pragnących pieścić się nawzajem. Badać
każdy kawałek skóry partnera, wywoływać jęki rozkoszy, szybsze bicie serca i to
charakterystyczne drżenie nóg, świadczące o zbliżającym się finale.
Mihawk
czuł się wspaniale. Para unosząca się w wokół nich nadawała wszystkiemu pewnego
mistycyzmu, dzięki czemu bardziej mógł się skupić na doznaniach zmysłowych.
Wprawne
ręce Rayleigha wyprawiające cuda z jego ciałem, gorący język badający drogę od
wrażliwej szyi, aż po, twarde już, sutki… Mógł tylko jęczeć błagając o jeszcze.
I wbijać paznokcie w plecy białowłosego, czując pod palcami zarys twardych
mięśni, którym nie szkodził upływ czasu.
-Dobrze
ci? – spytał Mroczny Król przygryzając jeden z sutków partnera, podczas gdy
drugi pieszczony był kciukiem.
-Nie
pytaj. – Dracule przysunął twarz kochanka do siebie i zachłannie wpił się w
jego usta. Mocniej niż kiedykolwiek przedtem, przywierając do pożądanego ciała.
Ich
klatki piersiowe stykały się ze sobą, tak dokładnie, że dwa rytmy serc zmieniły
się w jeden. Przyrodzenia ocierały i siebie powodując przyspieszone oddechy i
kolejne fale przyjemności targające mężczyznami. Którzy za żadne skarby nie
chcieli przerywać uścisku, nadal pogrążeni w pocałunkach.. Przygryzali sobie
nawzajem wargi, pieścili podniebienia, toczyli zażartą walkę o dominację
języków… A to wszystko patrząc temu drugiemu prosto w oczy.
W
końcu Mihawk postanowił ruszyć dalej. Uczucie między nogami zaczynało coraz
bardziej dawać mu się we znaki, pożądanie paliło go od środka, a każde
spojrzenie na zadowolonego kochanka tylko podsycało jego pożądanie. Chciał by Rayleigh
już w niego wszedł. Dlatego postanowił nieco zachęcić partnera.
Dłonią
chwycił przyrodzenie białowłosego i zaczął jeździć nią po trzonie, dokładnie
tak jak Mroczny Król lubił. Drugą ręką masował jądra. Na efekty nie musiał
długo czekać. Rayleigh przymknął oczy i oparł się plecami o drzwi kabiny, tym
samym pozwalając Mihawkowi robić, wszystko, na co ten miał ochotę.
Korzystając
z zaproszenia Jastrzębiooki klęknął przed partnerem, tak by mieć jego
przyrodzeni na wprost twarzy. Początkowo tylko przyglądał się penisowi
białowłosego, by po chwili, otrzeć się o nie nosem wdychając specyficzny,
wspaniały zapach. Usatysfakcjonowany wziął członka do ust. Od razu całego.
Niemal się zakrztusił, ale to tylko spotęgowało uczucie przyjemności. Lubił ten
stan. Tak, był masochistą. Tak trochę.
Zaczął
poruszać głową, jednocześnie językiem pieszcząc cienką wrażliwą skórę i raz po
raz, przygryzając coraz bardziej purpurową główkę. Rayleigh nie ustępował mu w
perwersji. Świadczyły o tym jęki Mrocznego Króla, których nawet nie starał się
hamować.
Jedną
ręką, nadal zajmował się jądrami partnera, podczas gdy druga zawędrowała do
jego własnych pośladków. Z racji płynącej wody nie potrzebował lubrykantu i
mógł natychmiast zacząć działać. Wsadził sobie od razu dwa palce w odbyt,
jednocześnie znów krztusząc się penisem białowłosego. I tylko, dlatego nie
krzyknął z bólu. W złotych oczach pojawiły się łzy, które od razu zmieszały się
z płynącą wodą.
Patrząc
na to przedstawienie Rayleigh tylko się uśmiechnął. Podobało mu się to, co robił
Mihawk. Wprawiało w jeszcze większe podniecenie. Złapał Dracule’a za włosy i
zaczął poruszać jego głową, w dogodnym dla siebie tempie. Jednocześnie patrzył
jak Jastrzębiooki dostosowuje tempo swoich palców, do tego narzuconego przez
niego.
Gdyby
mógł, uśmiechnąłby się wrednie. Rayleigh najwidoczniej świetnie się bawił, lecz
to nie wszystko, co dla niego przygotował. Dłoń, którą do tej pory pieścił jego
jądra, spoczęła na pośladkach mężczyzn. Białowłosy chyba nawet tego nie poczuł,
pogrążony w przyjemności. Poczuł natomiast, jak długie palce powoli zagłębiają
się w jego odbycie. Doświadczenie było tak niezwykłe, że aż puścił partnera.
Dracule odzyskując wolność, nie zwolnił ani na chwilę. Jemu to tempo też odpowiadało. Jednocześnie,
do własnego wnętrza, dołożył jeszcze jeden palce, a do Rayleigha – dwa. Mroczny
Król zacisnął pięści wbijając paznokcie w skórę niemal do krwi, lecz nic nie
powiedział. Ani nie próbował przerwać. Nowe doznanie całkiem nim zawładnęło.
Podobało mu się. I to cholernie. Tak bardzo, że nie zdał sobie nawet sprawy,
kiedy doszedł opryskując partnera białą substancją.
Część
spermy trafiła mu do gardła. Przełknął ją z radością. Zaraz potem zajął się
czyszczeniem penisa kochanka. Zlizywał każdą kroplę, oblizując się przy tym lubieżnie.
Uwielbiał ten smak.
-Masz
jeszcze na twarzy… - wydyszał białowłosy. Palce Mihawka wciąż wyczyniały cuda w
jego wnętrzu i skupienie myśli było czymś niemal niemożliwym.
-Gdzie?
– spytał, ani na chwilę nie przerywając żadnej z czynności.
-Tu…
- Przejechał palcem po policzku Jastrzębiookiego i pokazując mu biały dowód.
Mihawk,
niewiele myśląc, puścił członka i wziął do ust ubrudzony palce. Lizał go z taka
samą pasją, raz po raz patrząc na coraz bardziej czerwoną twarz kochanka.
-Jeszcze…
gdzieś…? – Wiedział, że woda zdążyła zmyć większość nasienia, ale ciekaw był,
co zrobi mężczyzna.
-Tutaj…
- Zebrał ostatnią kroplę, jaka uchowała się przed strumieniem wody i ubrudzonym
palcem przejechał po wargach partnera. Ten oblizał je z drapieżnym wyrazem
twarzy.
-Pysznie…
smakujesz… - Coraz trudniej było mu złapać oddech. Czuł jak spełnienie zbliża
się wielkimi krokami, ale chciał dojść, kiedy Rayleigh będzie w nim. Dlatego wyjął
palce, najpierw z odbytu kochanka, a następnie ze swojego.
-Masz
ochotę na coś więcej?
Zdziwiony
stwierdził, że znów mu stoi. Więc trzeba było coś z tym zrobić. Chwycił Mihawka
za ramiona zmuszając go do tego by wstał.
-A
żebyś wiedział. – Pchnął mężczyznę na ścianę i odwrócił, tak by mieć do niego
łatwiejszy dostęp. – Przygotuj się.
Słysząc
szept tuż przy swoim uchu, aż zadrżał na myśl, co zaraz się wydarzy. Żeby
ułatwić Rayleighowi zadanie, sam rozchylił pośladki, zachęcając tym samym partnera.
Który
nie mógł się już dłużej powstrzymywać. Naparł na odbyt Jastrzębiookiego, od
razu wchodząc cały. Dracule krzyknął i zacisnął dłonie w pięści. Jednak ból
trwał tylko przez chwile, zdominowany napływem przyjemności, z pieszczonego
właśnie penisa.
Chciał
by Mihawk przyzwyczaił się do niego, dlatego jedną ręką skierował na jego
przyrodzenie a drugą na klatkę piersiową. Pieścił kochanka, wsłuchując się w
jego jęki, aż stwierdził, że wystarczy.
-Zaczynam
się ruszać.
W
odpowiedzi brunet wypiął się lekko, dając tym samym parterowi większe pole
manewru.
Rayleigh
zaczął powoli poruszać się w ciele kochanka, z każdym pchnięciem zwiększając
tempo i starając się znaleźć ten jeden, czuły punkt, który da Jastrzębiookiemu
maksimum przyjemności. Jednocześnie cały czas przesuwał ręką po trzonie
mężczyzny, w rytm własnych, coraz płynniejszych, ruchów.
Czuł
jak białowłosy wypełnia go całego, jak podbrzuszem uderza o jego pośladki. Miał
ochotę krzyczeć z przyjemności. Nie był w stanie skupić się na niczym innym,
jak penis Mrocznego Króla penetrujący jego wnętrze. Jęczał więc, a strużka
śliny płynęła mu po brodzie, w oczach zakręciły się łzy. Naraz krzyknął i omal
nie opadł na kolana. Rayleigh trafił dokładnie w prostatę. I zachęcony
uzyskanym efektem, uderzał w nią raz po raz, coraz szybciej, mocniej… Mihawk
krzyczał, owładnięty rozkoszą. Nie potrzebował więcej by dojść. Sperma rozlała
się na dłoni Mrocznego Króla, który jeszcze nie miał dość. Sam czuł się
wspaniale. Ciasne, gorące wnętrze Jastrzębiookiego dawało mu tyle przyjemności,
że jęki nieproszone same wydobywały mu się z ust. Czując jak partnerem
wstrząsają dreszcze orgazmu, przyśpieszył, nie przejmując się wcale tym, że
mięśnie Mihawka, ciaśniej zaciskają się na jego penisie. To była jego ulubiona
część. To z niej czerpał najwięcej rozkoszy. Im ciaśniejszy był kochanek, tym
on czuł się lepiej. Nadal celował w prostatę Jastrzębiookiego, lecz teraz, bardziej
skupiał się na sobie. Już nie pieścił go dłonią, zaciskając obie ręce na
biodrach partnera. Wchodził w niego coraz mocniej, nie przejmując się ciasnotą.
-O
tak…
Czuł
ruchy Rayleigha w swoim wnętrzu, ale było mu już wszystko jedno. Resztki
orgazmu nadal trawiły jego ciało, a on mógł tylko dyszeć. Nawet, jeśli teraz
Mroczny Król sprawiał mu trochę bólu, to dla tych wcześniejszych chwil,
wypełnionych spełnieniem, mógł na to pozwolić. Zaciskał zęby, za każdym razem,
kiedy twardy penis wbijał się w niego.
W
końcu i białowłosy został pokonany przez swoje ciało. Gorący, lepki strumień
rozlał się we wnętrzu Mihawka. I to było dla szermierza za dużo. Zachwiał się
na nogach, byłby upadł, gdyby nie silne ramiona Mrocznego Króla.
-Oj,
oj… Nie tak szybko. – zaśmiał się i pocałował kochanka, długo i namiętnie.
Jakby rekompensując mu wcześniejsze, niezbyt przyjemne, doznania. – Najpierw
musimy się umyć. – Wskazał na białe plamy zdobiące zarówno ich, jak i wszystko
wokół. Wciąż lecąca woda nie zdążyła ich zmyć.
-To
myj. – Oparł się o klatkę piersiową partnera, pozwalając jemu i jego wprawnym
dłoniom zrobić resztę.
Czule
pogładził czarne kosmyki, by zaraz zająć się myciem. Delikatnie obmył całego
Mihawka, a później zajął się sobą. Brutalny był tylko podczas seksu. Później
lubił się poprzytulać, nawet jeśli to niezbyt męskie. Dlatego kradł te chwile,
kiedy wycieńczony Jastrzębiooki niemal wisiał na nim, dając mu robić ze sobą,
co tylko chciał.
Jednak,
to, co dobre szybko się kończy. Kiedy byli już czyści, a woda zakręcona, Dracule
odsunął się od niego i owinął ręcznikiem. Zwykle, w takich chwilach, żartował,
że i tak widział już wszystko, co szermierz ma do zaoferowania, ale dziś dał
sobie na wstrzymanie. Biorąc przykład z mężczyzny, sam się zakrył. Kiedy
wychodzili z kabiny skradł parterowi jeszcze jednego, ostatniego, całusa.
I
właśnie wtedy drzwi łazienki się otworzyły, po czym stanął w nich… Zoro!
Zielonowłosy stanął jak wryty na widok tej, niedwuznacznej, sceny.
-Eeee…
- Spalił buraka i nie wykrztusiwszy z siebie sensowniejszych wyjaśnień, jak
szybko się pojawił tak szybko zniknął. Trzaskając drzwiami.
Tymczasem
mężczyźni wymienili między sobą porozumiewawcze spojrzenia.
-Myślisz
o tym samym, co ja?
Błysk
w jastrzębich oczach mówił mu, że tak. Już nie mógł się doczekać kolejnej wizyty.