Tytuł: Ceremonia
Liczba rozdziałów: One Shot
Gatunek: romans
Para: Malec
Seria: Shadowhunters
Ograniczenia wiekowe: Brak
Info/Uwagi:Zbliża się Ceremonia Run Rafaela Lightwood-Bane'a i dumni ojcowie zrobią wszystko by ten dzień był idealny. Nawet jeśli jeden z nich nie do końca pojmuje powagę sytuacji. Jednak w trakcie przygotowań na jaw wychodzą nieprzyjemne fakty z dzieciństwa Aleca. Magnus więc będzie musiał zająć się nie tylko synem, ale także mężem.
Liczba rozdziałów: One Shot
Gatunek: romans
Para: Malec
Seria: Shadowhunters
Ograniczenia wiekowe: Brak
Info/Uwagi:Zbliża się Ceremonia Run Rafaela Lightwood-Bane'a i dumni ojcowie zrobią wszystko by ten dzień był idealny. Nawet jeśli jeden z nich nie do końca pojmuje powagę sytuacji. Jednak w trakcie przygotowań na jaw wychodzą nieprzyjemne fakty z dzieciństwa Aleca. Magnus więc będzie musiał zająć się nie tylko synem, ale także mężem.
CEREMONIA
- Myślisz, że fajerwerki
to za dużo?
Alec zastanowił się przez
. Z jednej strony to faktycznie byłaby przesada. Z drugiej… Rafael uwielbiał
sztuczne ognie. No i Max ostatnio nauczył się wyczarowywać fajerwerki w
wybranych przez siebie kształtach a teraz ślęczał z nosem w książce ucząc się jak
największej liczby run, by móc pochwalić się na Ceremonii i nie strzelić gafy.
A jakby tego wszystkiego było mało, wziął przecież ślub z Magnusem Bane’em,
Wysokim Czarownikiem Brooklynu, który słynął z tego, że wszystkie organizowane
przez niego imprezy były „na bogato”. Ceremonia Run własnego syna nie mogła
przecież stanowić niechlubnego wyjątku, prawda?
- Nie. – Uśmiechnął się.
– Wydaje mi się, że będzie idealnie.
Magnus odwzajemnił
uśmiech i zaczął zapisywać coś w trzymanym kalendarzu. Minę miał przy tym tak
skupioną, że Alec ledwie hamował chichot. Naprawdę rzadko Czarownik angażował
się w coś tak bardzo, całym sobą. Gdyby Alexander był osobą złośliwą mógłby
stwierdzić, że nawet podczas seksu myśli Magnusa nie były tak mocno skupione na
nim, jak teraz na planowaniu imprezy. Na szczęście nie był. Był za to
kochającym mężem i ojcem a cała sytuacja naprawdę go cieszyła.
- Kocham cię, wiesz? –
powiedział, kiedy Magnus przestał notować i zaczął gryźć końcówkę długopisu.
Gdyby kiedyś, ktoś powiedział Alecowi, że Wysoki Czarownik Brooklynu ma taki
nawyk, nie uwierzyłby. Tym bardziej biorąc pod uwagę wysiłki Magnusa by go
ukryć, gdyż twierdził, że mu zwyczajnie nie przystoi. Tylko przy Alecu,
ostatecznie, tracił zahamowania. W wielu sferach życia.
Magnus wyjął długopis i uśmiechnął
się do męża, aczkolwiek dość niepewnie. Alecowi mówienie o uczuciach nigdy nie
przychodziło łatwo. Był raczej typem, który swoją miłość okazuje gestami, na
przykład śniadaniem do łóżka, albo masażem po wyjątkowo ciężkim dniu. Nic
dziwnego, że tego typu deklaracja, poza radością wywołała u niego także
niepokój.
- A ja ciebie.
- Wiem.
Alec podszedł do męża i
pocałował go w policzek po czym zniżył głos i szepnął mu wprost do ucha:
- Seksownie wyglądasz
taki zamyślony…
Magnus obiecał sobie
solennie, że nie będzie się niczym rozpraszał, ale już dawno pogodził się z
tym, że jego silna wola mogła startować jedynie w kategorii piórkowej. Niewiele
myśląc wyrzucił za siebie kalendarz wraz z długopisem, nie przejmując się,
gdzie każda z tych rzeczy spadnie, złapał Aleca za koszulę na piersi i
przyciągnął do pocałunku. A potem zaciągnął do sypialni wykorzystując fakt, iż
rodzina i przyjaciele użerali się właśnie z ich dziećmi. I to z własnej woli.
Historia Magnusa, od
wieków przeplatała się z losami Nocnych Łowców a ostatnio wręcz splotła się z nimi
na dobre, za sprawą pewnego uroczego, niebieskookiego Nefilim. Lecz nawet
teraz, kiedy z dumą nosił ślubną obrączkę, w Świecie Cieni był znany jako
Magnus Lightwood-Bane a po jego własnym mieszkaniu biegał bez opieki mały Nocny
Łowca i z najsłodszym uśmiechem na świecie mówił do niego „papo”, nie do końca
potrafił pojąć złożoność kultury Nefilim. Znaczy ogólne podstawy rozumiał.
Potomkowie Anioła, z kijem w dupie, uważający się za lepszych od wszystkich
innych ras, zbawcy świata. Przed każdą walką pokrywający swoje ciało plątaniną
znaczków, która dla innych mogłaby być zabójcza. Ale na tle alabastrowej skóry
pewnego Nefilim wyglądała mega seksownie.
Wiedział też co nieco o
strukturze politycznej i kojarzył fakt, iż Clave to banda dupków z jeszcze
dłuższym kijem w dupie niż standardowy Łowca.
Nic więcej go nie interesowało.
Wstyd się przyznać, ale nawet jego związek z Alekiem nie przekonał go do
bliższego zapoznania się z kulturą Nocnych Łowców. Chłopak też go do tego nie
zachęcał ani nie namawiał. Pojawienie się Rafaela w ich życiu, niewiele
zmieniło w postawie Magnusa.
Dlatego, kiedy jakiś
miesiąc temu syn podbiegł do niego z szerokim uśmiechem na twarzy i z dumą
oświadczył:
- Tata mówi, że jestem
gotowy na swoją pierwszą runę!
Nie bardzo rozumiał o co
chodzi. Znani mu Łowcy nakładali sobie runy niemal bez przerwy i tak po prawdzie
nigdy nie zastanawiał się, czy istnieje do tego jakakolwiek granica wieku.
Dopiero Alec mu uświadomił jak ważnym wydarzeniem, dla młodego Łowcy, jest
Ceremonia Run. Znaczy przynajmniej próbował, bo Magnus nijak nie potrafił pojąć
wygłaszanych z emfazą słów, niczym z gazetki promocyjnej jakiejś armii. „Zwiedzaj
świat, poznawaj ciekawych ludzi i zabijaj ich”. Oczywiście nie zdradził się
mężowi ze swoimi myślami tylko cierpliwie słuchał. Alec naprawdę zdawał się wierzyć
w to co mówił. Według niego pierwsza runa miała być pomostem łączącym nowego
Łowcę ze Światem Cieni i dowodem przyjęcia go do wspólnoty. Poza tym miała też sprawdzić,
czy dziecko nadaje się na Łowcę.
A tego to akurat Magnus
nie wiedział.
Podobno, czasami, rodziło
się dziecko niebędące w stanie nosić run i wtedy należało je oddać Przyziemnym.
Co prawda Alec nie wiedział jak to wszystko się odbywa, był za to pewny, że taka
sytuacja to skaza na honorze danej rodziny.
Kiedy o tym mówił, w jego
oczach czaiło się coś czego Magnus nie potrafił nazwać i czego wcześniej nie
widział.
Jednak nawet te rewelacje
nie potrafiły przekonać Czarownika do tego, że cała szopka ma jakiś głębszy
sens a Rafael nie ekscytuje się na darmo. Dopiero wyjaśnienia syna rzuciły nowe
światło na całą sytuację.
- I urządza się
przyjęcie! – oświadczył z przejęciem chłopiec, który, jak się okazało,
podsłuchiwał pod drzwiami. – I wszyscy przynoszą prezenty! Prawda, tato? –
zwrócił się do Aleca, który uśmiechnął się do syna z lekką melancholią.
- Tak. Jest przyjęcie i
prezenty.
- Widzisz papo! – tym
razem zwrócił się do drugiego z ojców. – To fajne!
Tak. Z dwoma ostatnimi
argumentami Magnus musiał się zgodzić. Nareszcie zaczynali mówić jego językiem.
Od tego momentu w
mieszkaniu rodziny Lightwood-Bane zapanował chaos. Magnus postawił sobie za cel
urządzenie najlepszej Ceremonii Run jaką widział Świat Cieni. A wszyscy
postanowili mu pomóc. Łącznie z Maxem, na co obaj mężczyźni odetchnęli z ulgą.
Początkowo bali się, że
młodszy syn będzie zazdrosny o uwagę jaką poświęcają jego starszemu bratu, ale
Max okazał się mądrym dzieckiem. Co prawda wciąż żałował, że nigdy nie zostanie
prawdziwym Nocnym Łowcą, tak jak tata, jednak postanowił pomóc w tym
przynajmniej Rafaelowi. Poza tym rodzice obiecali mu własne przyjęcie, gdy
opanuje perfekcyjnie pierwsze dziesięć zaklęć. Na razie umiał jedno.
Alec przyglądał się
przygotowaniom do Ceremonii Run Rafaela z mieszanymi uczuciami. Oczywiście
cieszyło go to całe zamieszanie a także podekscytowanie syna, który z wypiekami
na twarzy, dzień w dzień sprawdzał postępy prac. Początkowo Magnus chciał, żeby
całość była dla chłopca niespodzianką, ale Rafael się zaparł i nie było siły by
wykluczyć go z przygotowań. Ostatecznie Czarownik poległ przytłoczony zarówno
argumentami syna jak i męża. Alec bardzo upierał się by Rafael miał coś do powiedzenia,
jeśli chodzi o przyjęcie i robił wszystko by spełnić każdą zachciankę chłopca.
Co nawet jak na niego, człowieka, który dla własnych dzieci popełni każdą
głupotę, było dziwne. Magnus kilkukrotnie chciał o to zapytać, ale ostatecznie
rezygnował rozproszony kolejnym pomysłem.
Tak, Alec cieszył się
całym tym harmidrem i tym, że sprawia synowi radość. Jednocześnie, gdzieś tam,
na dnie jego serca czaiła się zazdrość. Której nie potrafił opanować i zdusić w
zarodku, a która wywoływała u Łowcy poczucie winy. Przecież tu chodziło o jego
syna! Nie powinien myśleć o sobie! Tym sposobem robił jeszcze więcej by uszczęśliwić
Rafaela. Do tego stopnia, że niektóre z pomysłów musiał wetować sam Magnus.
- Nie! Nie będzie żadnego
wzywania demonów! – krzyknął Czarownik i zmierzył syna najgroźniejszym ze
swoich spojrzeń.
Chłopiec przez chwilę odpowiadał
mu tym samym, by ostatecznie skapitulować. Odwrócił się do drugiego z rodziców.
- Tatusiu…
Alec drgnął. Prawdę
mówiąc zaczął się zastanawiać, w którym miejscu najlepiej byłoby narysować krąg
przywołań, ale wtedy jego wzrok spotkał się ze wzrokiem męża. Magnus patrzył na
niego w sposób mówiący „Miałem cię za istotę inteligentną, nie spieprz tego.
Inaczej przez miesiąc dochodzisz na własną rękę”. I chyba realność tej groźby
przywróciła mu zdolność logicznego myślenia.
- Papa ma rację. –
Udawał, że nie widzi zawodu w oczach chłopca. – Wzywanie demonów jest zbyt
niebezpieczne…
- Poza tym nie powinno się
tego robić dla zabawy! – wszedł mu w słowo Magnus, nieco zły, bo liczył na
bardziej stanowczy sprzeciw ze strony męża. – I zanim mi młody człowieku powiesz,
że Ceremonia to nie zabawa, przypomnę ci, że wszystkiemu będzie akompaniował
zespół na żywo. A takich atrakcji, z całą pewnością nie ma na prawdziwym polu
walki!
- Ale wujek Jace mówi…
- Wujek Jace, gdyby tylko
przeprosił się ze składnią, gramatyką, interpunkcją i ortografią, mógłby bajki
pisać! – oświadczył Magnus z pełną premedytacją.
Alec postanowił nie wspominać,
że kiedyś faktycznie walczyli z demonami przy akompaniamencie przyziemnego
zespołu. Wyszło trochę przypadkiem; w Central Parku odbywała się właśnie jakaś
impreza a oni, w tym czasie, ganiali pomiędzy drzewami ścigając wyjątkowo małe,
ale upierdliwe demony. Lepiej, żeby Rafael nie uzyskał potwierdzenia wujkowych
opowieści. Bo i do niego ostatecznie dotarło, że wzywanie demona na imprezie to
lekka przesada. Nawet jeśli był jeden demon, który z takiego wezwania tylko by
się ucieszył.
- Poza tym, twój tata –
wskazał na Aleca – na pewno nie miał takiej „atrakcji” – zrobił z palców
cudzysłów – na własnej Ceremonii. Prawda, Alec?
Łowca czuł jak dwie pary
oczu dosłownie przewiercają go na wylot. Musiał wziąć się w garść nawet jeśli
serce boleśnie obijało mu się o żebra.
- Prawda – przytaknął
unikając wzroku Magnusa.
Mężczyzna czuł, że
właśnie chlapnął coś czego chlapać nie powinien. Widział już taką reakcję u
Aleca. Ten szybki, niemal niezauważalny grymas, zaciśnięcie ust i unikanie jego
spojrzenia. Tylko o co właściwie chodziło? Przecież Alexander zdawał się być
tak samo podekscytowany tą Ceremonią jak Rafael. A już na pewno nigdy nie
marzył, by akurat w tym dniu jakiś Czarownik wywoływał specjalnie dla niego
demona. Gdyby chodziło o Jace’a byłby w stanie uwierzyć. Blondyn nie był
normalny. Tylko szkoda, że tą nienormalnością właśnie zarażał jego dzieci!
- Demony są niebezpieczne.
– Alec podszedł do syna i klęknął przy nim na jedno kolano. – Przecież wiesz…
Oczywiście, że Rafael
wiedział. Pamiętał wszystko co działo się na Nocnym Targu, gdy znalazł go tata.
Widział też rany jakie odnosili inni Łowcy podczas polowań. Ale przecież o to
chodziło! Demony były niebezpieczne! A wzywając jednego i panując nad nim papa udowodniłby,
że jest dużo silniejszy od nich wszystkich! Zwłaszcza udowodniłby to temu
okropnemu Jasperowi, który był w Nowym Jorku przejazdem, z rodziną i miał
straszny problem z tym, że Rafael posiadał dwóch ojców. Z czego jeden był
Czarownikiem. Bez przerwy mu z tego powodu dokuczał. Większą część jego gadania
Rafa puszczał mimo uszu, ale nawet on miał jakiś limit cierpliwości. Dlatego
wymyślił tego demona. Nawet jeśli w głębi duszy wiedział, że to głupi pomysł. A
udowadnianie czegokolwiek idiotom pokroju Jaspera było zwyczajnie poniżej jego
godności.
- Wiem – mruknął
niechętnie. – Faktycznie, głupi pomysł…
Poczuł, jak tata czochra
go po włosach. Normalnie by się odsunął, ale dzisiaj należała mu się kara.
Magnus odetchnął z ulgą. Prawdę
mówiąc naprawdę zaczął się zastanawiać czy Elyaas miałby coś przeciwko
uświetnieniu Ceremonii Run jego syna. Chyba powinien wybrać się do Ragnora na
przyspieszony kurs asertywności względem dzieci. A nie, skucha. Jego własne
dzieci urabiały Ragnora jak chciały. Zwłaszcza Max, do którego zielona zrzęda
miała słabość od momentu, gdy użył chłopca niejako w charakterze tarczy. Na
szczęście młody tego nie pamiętał i bardzo lubił wujka Ragnora. A Magnus
przekonał się, że jego przyjaciel posiada resztki sumienia i jest zdolny do
czegoś takiego jak poczucie winy. To może Catarina nauczyłaby go jak nie ulegać
wszystkim pokusom dzieci? Tak, to miało szanse powodzenia. Trzeba tylko namówić
Cat na wzięcie go w charakterze ucznia. A jako że była mistrzynią asertywności
w każdej chwili mógł usłyszeć „nie”. W kilku językach.
Niestety, na zdrowy
rozsądek męża nie miał co liczyć. Jeśli chodziło o Ceremonię Run Rafaela ten
gdzieś wyparował. Co przypomniało mu o dziwnym zachowaniu męża. Powziął silne
postanowienie porozmawiania z nim o tym wieczorem. Na razie mieli inne sprawy
na głowie.
- Dobrze! – Klasnął w
dłonie a w powietrzu pojawił się srebrny pył. Oczy Rafaela rozbłysły. Od małego
uwielbiał tę sztuczkę. – Skoro doszliśmy do jedynego i słusznego wniosku…
Rafa przewrócił oczami.
Już mogliby sobie darować. Przecież się przyznał.
- To ruszamy dalej z
kopyta. Za pół godziny mamy umówioną przymiarkę u krawca!
Rafael od razu odzyskał
animusz. Niestety. Alec go stracił. Jak zawsze, gdy chodziło o nowe ubrania.
Zwłaszcza te szyte na zamówienie. Rafa, podobnie jak Magnus, uwielbiał chodzić
na przymiarki i na bieżąco patrzeć, jak powstaje nowe cudo sztuki krawieckiej.
Alec i Max nie rozumieli co jest złego w ciuchach z sieciówki. Najlepiej takich
zamawianych przez internet, żeby nie trzeba było w ogóle chodzić do sklepu.
Tym razem jednak chodziło
o wielki dzień Rafaela a ten zażyczył sobie, by cała czwórka miała pasujące do
siebie garnitury.
Początkowo Magnus był
pewien, że Alec zacznie marudzić i ostatecznie jakoś wykręci się z przykrego
obowiązku przymiarek. Mąż jednak zadziwił go okrutnie, gdy zgodził się niemal
bez szemrania a każda wizyta u krawca obywała się bez jego stękań i narzekań. Jakimś
cudem namówił też do tego Maxa. Dla własnego zdrowia psychicznego Czarownik nie
wnikał co takiego mąż obiecał ich synowi za bycie grzecznym i ułożonym
chłopcem.
Przymiarki poszły
sprawnie. I to nawet pomimo małego wybuchu w sekcji koronek, gdy Max spróbował
nowego zaklęcia, by umilić sobie czas oczekiwania. Na szczęście krawiec był
starym znajomym Magnusa, a także faerie, więc kilka zaklęć naprawczych
wystarczyło by zażegnać kryzys. One oraz obietnica Czarownika, że pozwoli Eliahowi
wykonać dla siebie całą kolekcję wiosenną. Oczywiście za odpowiednią opłatą. Nie
było to duże poświęcenie ze strony Magnusa dzięki czemu Max uniknął kary. A
nawet więcej. Obiecał, że później pokaże mu jak poprawnie rzucać to zaklęcie.
- Ale na pewno nie w
mieszkaniu! – zastrzegł Alec słysząc słowa męża. Odetchnął z ulgą, gdy Max
dorósł na tyle, by nie rzucać magią na prawo i lewo bez żadnej kontroli. I z prawdziwą
radością odłożył gaśnicę do konta. Teraz nie chciał powtórki z rozrywki. Tym
bardziej, że cały dom był zastawiony ozdobami na imprezę.
- Jak tak ciągnie was do
piromanii do zapraszam do Instytutu. Na pewno nie narobicie większych szkód niż
Jace – dodał zjadliwie, bo brat ostatnio nieco zaszedł mu za skórę. Wiedział,
że ma teraz sporo na głowie a mimo to i tak spóźniał się z raportami a te,
które jakimś cudem dostarczał na czas okazywały się czystą pomyłką. Kilka
wypełnił nawet jedną z kolorowych kredek Clary. Tłumaczył się później, że
nigdzie nie mógł znaleźć długopisu. Czego pożałował dwukrotnie. Pierwszy raz,
kiedy Alec spojrzał na niego z dezaprobatą, tak jak tylko on potrafił. Drugi,
gdy przyznał się, że przy okazji tę kredkę złamał a resztki zgubił. Okazało
się, że należała do piekielnie drogiego zestawu i była Clary niezbędnie
potrzebna by dokończyć prezent dla Rafaela.
Według Alexandra kara i
tak była zbyt łagodna.
Ku jego zdumieniu zarówno
Max jak i Magnus jego jakże kąśliwą uwagę wzięli na poważnie i zaczęli się
głośno zastanawiać, która z sal treningowych będzie najlepsza. Oczywiście Rafael
podchwycił wątek i też chciał pójść. Uwielbiał patrzeć na magię.
Alec wzniósł oczy ku
niebu. On kiedyś oszaleje. Albo trafi go szlag. Jedno z dwóch. Zależy kto go
pierwszy wykończy. Mąż i dzieci czy parabatai.
- A nie chcielibyście
najpierw zjeść czegoś słodkiego? – zapytał z niewinnym uśmiechem. Tak jak
podejrzewał. Chłopcom rozbłysły oczy i zaraz zaczęli się przekrzykiwać, do
której cukierni pójść, bo każdy z nich wolał coś innego. Za to Magnus
uśmiechnął się pod nosem.
- Zagranie poniżej pasa –
wyszeptał mężowi do ucha. – Ale, że cię kocham to ci to daruję.
Tak jak podejrzewał Alec,
potężny zastrzyk cukru niemal uśpił obu chłopców i żadnemu nie chciało się już męczyć
w Instytucie. Posłusznie dali się zaprowadzić do domu. Co prawda Rafael jeszcze
coś tam marudził pod nosem, ale robił to chyba bardziej z przekory i chęci
pokazania, że nie jest takim dzieckiem jak Max, niż z faktycznego
zapotrzebowania na trening.
W domu wszystko poszło
sprawnie. Oczywiście najpierw musiała być bajka (niby to Max dopominał się o włączenie
telewizora, ale Rafa uważnie patrzył, czy rodzice wyrażą zgodę a potem sam usadowił
się na kanapie, niby tylko dla towarzystwa), potem szybkie mycie i spanie.
Alec nie mógł uwierzyć,
że chłopiec, którego właśnie otulał kołdrą niedługo zostanie prawowitym Nocnym
łowcą. Jednocześnie czuł radość i dumę, z drugiej – paraliżujący lęk. Wiedział
na jak niebezpieczna drogę wkraczał Rafael. Zdawał sobie też sprawę, że innej
opcji nie było. Próba tłumienia instynktów Nefilim, dla kogoś kto pragnie
takiego życia, nigdy nie skończyła się dobrze. Pocieszał go tylko fakt, że Magnus,
z całą pewnością nie pozwoli by ich synowi coś się stało. Zrobi wszystko, co
tylko w jego mocy, aby Rafa zawsze był bezpieczny. Wiedział, że mąż od kilku
dni w pracowni tworzył prezent dla ich syna. Pierścień podobny do tego, który
nosił sam Alexander. Upakowany wszystkimi zaklęciami obronnymi jakie Czarownik
znał.
Bezwiednie musnął własny
pierścień rodowy. Jak zawsze wydawało mu się, że od metalu bije ciepło. Wmawiał
sobie, że to magia Magnusa daje mu pociechę. A może faktycznie tak było?
- Dobranoc tatusiu.
Uśmiechnął się do siebie.
Rafael był już na tyle duży by rzadko publicznie nazywać go tatusiem. Jednak w
domu, podczas układania do snu, zawsze to określenie mu się wymsknęło.
Niby też twierdził, że wyrósł
z otulania go niczym małego chłopca, ale jeszcze nigdy nie wygonił żadnego z
ojców, gdy ci przyszli pocałować go na dobranoc. Alec cieszył się z tego. I nie
tylko dlatego, że według niego chłopcy zbyt szybko dorastali. No może trochę.
Głównie chodziło jednak o to, że Rafael nie ulegał presji otoczenia i brał od
życia to co chciał.
- Dobranoc, synku.
Pocałował chłopca w czoło
i wyszedł z pokoju.
W sypialni powitał go
szum wody dochodzący z łazienki. Zdziwiło go to. Był pewien, że Magnus dłużej
będzie się użerał z Maxem, który od małego toczył bój o godzinę snu. Nawet wtedy,
gdy był zbyt zmęczony by ustać na nogach, w chwili zetknięcia się jego ciała z
łóżkiem wstępowały w niego nowe siły. Kilka razy nawet faktycznie pozwolili mu
położyć się wtedy, gdy chciał. Co niestety okazało się bardzo złym pomysłem. Bo
Max nie tylko nie lubił się kłaść wieczorem, ale także uwielbiał rano wstawać. A
po zbyt małej dawce snu przez cały dzień był diabelnie marudny. Co nie
przeszkodziło mu ponownie wieczorem urządzić przedstawienia. Od tego momentu
byli nieugięci i Max musiał chodzić spać o określonej porze. Nawet jeśli próba
ułożenia go do snu odbierała im chęć do życia i wiarę we własne umiejętności.
Dzisiaj jednak chyba
poszło bezproblemowo.
Alec przez chwilę
wsłuchiwał się w szum prysznica zastanawiając się czy dołączyć do męża. Ostatecznie
zrezygnował. Nie miał ochoty na igraszki, wolał by Magnus zwyczajnie go
przytulił.
Czekając na męża usiadł w
fotelu i zaczął wpatrywać się w dłoń. Tę samą, na której widniała runa
widzenia, jaką niedługo, podczas uroczystej Ceremonii dostanie jego syn. Dokładnie
pamiętał dzień, w którym została ona nakreślona na jego skórze, choć prawdę
mówiąc wolałby zapomnieć. Mógłby sobie wtedy wmówić… wiele rzeczy.
- Powiesz mi o co chodzi?
Drgnął. Tak bardzo
pogrążył się w myślach, że zupełnie przegapił moment, w którym woda przestała
lecieć a drzwi łazienki otworzyły się i wyszedł z niej Magnus. Ubrany w
pasiastą piżamę o posiadanie jakiej nigdy nikt by go nie podejrzewał.
- To znaczy?
Wiedziony jakimś
niewytłumaczalnym odruchem schował dłoń za plecami. Gdy doszło do niego co
zrobił jego policzki pokryły się rumieńcem.
- Dobrze wiesz o czym
mówię – stwierdził Magnus i przysiadł na oparciu fotela. Alec instynktownie
oparł głowę o jego udo a czarownik zaczął gładzić go po włosach. – Wiem, że coś
cię… - Chciał powiedzieć „martwi”, ale to słowo nie bardzo pasowało do stanu w
jakim znajdował się Alec. – Coś nie daje ci spokoju – poprawił się.
Alexander przygryzł
wargę. Mógł się domyślić, że Magnus dostrzeże zmiany w jego zachowaniu. Mąż
znał go jak mało kto. Innych mógł oszukać, jego nie.
- Chodzi o Ceremonię
Rafaela? – spytał Czarownik.
Niechętnie pokiwał głową.
- Chcę, żeby wszystko
było idealne… Takie jak Rafa sobie wymarzył – wyznał nie patrząc na męża. Znów utkwił
wzrok w runie na dłoni.
- Nie wierzysz w moje
zdolności organizacyjne? – zapytał trochę żartobliwie a trochę poważnie.
Alec chyba nie usłyszał
tej żartobliwej nuty, bo jego oczy rozszerzyły się z przerażenia jakby
faktycznie obraził męża.
- Nie!
Spróbował się poderwać,
ale silny uścisk mężczyzny utrzymał go w miejscu.
- Spokojnie, żartowałem.
– Pochylił się i pocałował męża w czubek głowy. – Wiem, że mi ufasz. A ja ufam
tobie. Dlatego chciałbym, żebyś mi powiedział o co chodzi.
Alec milczał a wargi
zaciśnięte miał tak mocno, że niemal całkiem zbielały. Gdyby okoliczności były
inne Magnus właśnie teraz przewracałby oczami. Był pewien, że już to przerobili
a Alexander nigdy więcej nie będzie się wahał przed porozmawianiem z nim na
ważne dla niego tematy. Więc albo się mylił albo dotknęli tak czułej struny
Łowcy, że nie dało się jej zwyczajnie przepracować.
- Rozumiem, że Ceremonia
jest dla Łowców ważna – zaczął czarownik ostrożnie dobierając słowa. – A ty
kochasz naszego syna i chcesz dla niego jak najlepiej… Ale tu chodzi o coś więcej,
prawda?
Mąż ledwie zauważalnie
kiwnął głową.
Zawsze to jakiś postęp,
pomyślał Magnus i podjął wątek.
- O coś bardziej
osobistego… Skarbie… - Podrapał skórę głowy Alexandra dokładnie w sposób jaki
ten lubił. – Chodzi o twoją własną Ceremonię?
Zadając to pytanie nie
spodziewał się reakcji jaką nim wywołał. Z oczu Aleca momentalnie popłynęły
łzy. Tak jakby wstrzymywał je zbyt długo a Magnus jednym zdaniem otworzył
drzwi, przez które mogły wydostać się na zewnątrz.
Nauczony doświadczeniem,
nie próbował uspokajać męża. Przyciągnął go tylko mocniej do siebie i pozwolił
wtulić twarz w swoje udo jednocześnie kreśląc kręgi na jego kręgosłupie. Przez
całe życie Alexander był uczony by nie ulegać emocjom, by je powstrzymywać,
więc teraz, paradoksalnie, Czarownik cieszył się, że ukochany czuł się przy nim
na tyle swobodnie by płakać. Nawet jeśli widok jego łez ranił mu serce.
Uspokojenie się zajęło
Alecowi dobry kwadrans, po którym co prawda nadal siąpił nosem, a oczy mu
błyszczały od jeszcze niewylanych łez, ale przynajmniej dało się z nim
porozmawiać.
- Przep… - zaczął, lecz
zaraz urwał. Przypomniał sobie, że akurat Magnusa nie musiał przepraszać za
swoje łzy. – Dziękuję – powiedział zamiast tego.
- Wiesz, że nie masz za
co – uśmiechnął się czarownik i otarł policzki męża. – Powiesz mi o co chodzi?
– zapytał.
Przygryzł wargę. Po
prawdzie teraz to wszystko było bez znaczenia, w końcu już dawno dorósł, został
Konsulem a jego ojciec nie żył od lat, więc po co do tego wszystkiego wracać?
Jednocześnie czuł wewnętrzną potrzebę podzielenia się z kimś swoim bólem,
żalem, który tkwił w nim jak zadra. Chciał się zwyczajnie poskarżyć.
- Ja… Ja nie miałem
Ceremonii – przyznał z niejakim wstydem.
Brwi Magnusa podjechały
do góry. Po całym wywodzie Alexandra na
temat tego, jak ważna jest to część kultury Nefilim, nie spodziewał się takiego
wyznania. Zwłaszcza pamiętając o tym, że zarówno Robert jak i Maryse byli
raczej konserwatystami, jeśli chodzi o Łowców. Więc dlaczego odmówili pierworodnemu
oficjalnego wstąpienia w ich szeregi?
- Rodzice nie poprosili
nawet Cichych Braci, by ci narysowali mi pierwszą runę.
To też podobno było
ważne. Oni trochę nagięli zasady i w rolę Cichego Brata na Ceremonii Rafaela
miał się wcielić Jem. Jednak biorąc pod uwagę jego wieloletnie doświadczenie
nadawał się idealnie.
- Po prostu któregoś
dnia, ojciec wziął mnie na stronę i bez żadnego ostrzeżenia narysował mi runę.
Nie miałem pojęcia co się dzieje, dopóki stela nie dotknęła mojej skóry.
Łzy znów popłynęły. Magnus
nie potrafił tego znieść ani minuty dłużej. Wstał z oparcia, chwycił męża za
oba nadgarstki i niemal siłą zaciągnął do łóżka. Spodziewał się większego
oporu, ale Alec zachowywał się trochę jak szmaciana lalka. Bezwolna, podatna na
działania tego, kto ją dzierży. Przynajmniej do momentu, gdy obaj znaleźli się
na łóżku, wtedy gwałtownie wtulił się w Magnusa chowając twarz w zagłębieniu
jego szyi. Czarownik nieco przesunął męża, tak by jak największy jego ciężar
spoczywał na nim. Splątał ich nogi w taki sposób, że trudno było jednoznacznie dostrzec,
gdzie kończą się jedne a zaczynają drugie. Jedną dłoń wplótł w plątaninę
czarnych włosów a drugą znów zaczął błądzić po kręgosłupie Łowcy. Jednocześnie
usta trzymał przy jego uchu, by w razie czego móc mu szeptać uspokajające
frazesy, które Alec tak lubił.
W czasie tych wszystkich machinacji
Alexander zdołał się jakoś uspokoić i był gotów mówić dalej. Nie wiedział tylko
czy Magnus chciał go słuchać. Ostrożnie, wyuczonym przez lata gestem pociągnął
męża za włosy. Ten oczywiście zrozumiał. Zawsze rozumiał.
- Mów – szepnął mu do
ucha.
- Poczułem się oszukany…
Wiem, że nie do końca to rozumiesz, ale Ceremonia Run to najważniejsze
wydarzenie w życiu Nocnego Łowcy. Przynajmniej do dnia ślubu. A dla niektórych
ważniejsze nawet niż to. Czekałem na swoją z niecierpliwością. Byłem dzieckiem
– powiedział tonem, którym zwykle tłumaczył się przed rodzicami. Magnus go
nienawidził. Nie uważał by mąż musiał mu się z czegokolwiek tłumaczyć. Był osobną
jednostką, mającą własne zdanie. I, do kurwy nędzy, miał do tego prawo! Zmilczał
jednak kąśliwe uwagi cisnące mu się na usta w obawie, że w ten sposób mógłby
odwieść Aleca od zwierzeń.
- Marzyłem o prezentach i
o tym, by choć jednego dnia być dla wszystkich najważniejszy. To miało być moje
święto. Pragnąłem uznania w oczach rodziców, gdy Cichy Brat rysowałby na moim
ciele runę a ja bym się nawet nie skrzywił. Pierwsza runa zawsze najbardziej
boli – wyjaśnił Magnusowi za co dostał pocałunek w skroń. – Chciałem… Chciałem
by choć raz świat kręcił się wokół mnie i nikt nie miał co do mnie wymagań.
Magnus mógł to zrozumieć.
Alexander, jako najstarszy, stał się celem Maryse i Roberta, którzy na barki
dziecka nałożyli niemożliwy do sprostania ciężar. Postawili przed nim takie
wymagania, że nieważne jak bardzo by się starał, nigdy nie udałoby mu się im
sprostać. Nic dziwnego, że pragnął pochwał. Przynajmniej jeden dzień w życiu.
- Ojciec mi to wszystko
odebrał… Dlatego chcę, żeby Rafael miał to czego pragnie. Przynajmniej tego
jednego dnia… Żeby nigdy nie miał do mnie żalu, że zniszczyłem mu ten dzień…
Naraz Magnus zrozumiał
ciężar spoczywający na barkach męża. Alexander cały czas miał wrażenie, że robi
dla syna za mało, chciał mu dać jak najwięcej, przez co tracił zdrowy rozsądek.
- Rafa nigdy tak nie
pomyśli – zapewnił go.
- Skąd wiesz?
- Bo cię kocha a ty kochasz
jego. Poza tym nasz syn to mądry dzieciak. Widzi, że wszystko co robisz, robisz
dla niego i Maxa. Zdaje sobie sprawę z twojej miłości a tak naprawdę dzieci
pragną tylko tego by być kochane.
Alec parsknął śmiechem
zmieszanym ze łzami.
- Przeczytałeś to w
jakimś poradniku dla rodziców?
Mógłby się obrazić, gdyby
to nie była prawda. Dlatego tylko ugryzł męża w ucho. Czule.
- Dziękuję, że mi o tym
powiedziałeś – powiedział. – Wiem, że to było dla ciebie trudne.
Alec pokręcił głową jakby
to co trudne dopiero miało nadejść.
- Wiesz, dlaczego ojciec
to zrobił?
Głupie pytanie. Skąd miał
wiedzieć?
- Bał się, że nie dam
rady… Bo skoro on ledwie przeżył własną Ceremonię to ja nie mogłem być przecież
lepszy od niego… I nie chciał musieć wstydzić się przed rodziną, Cichymi Braćmi
i innymi Łowcami za to, że ma syna niegodnego bycia prawdziwym Nefilim. –
Pociągnął nosem. – Wolał wszystko zrobić po cichu, odbierając mi całą radość z zostania
Łowcą niż narazić się na teoretyczny wstyd…
Magnus mocniej przytulił
męża. Nie miał pojęcia o problemach Roberta i szczerze mówiąc gówno go one
obchodziły, ale fakt, że przez własne kompleksy krzywdził syna, działał na
niego jak płachta na byka. Niby o zmarłych nie powinno się mówić źle, ale Czarownik
i tak posłał w stronę znienawidzonego Lightwooda serię obelg. Przynajmniej w
myślach. Miał nadzieje, że gdziekolwiek po śmierci trafił Robert, usłyszał wszystko.
Nagle Alec zaśmiał się
przez łzy.
- A wiesz, że oni nawet nie
dali mi prezentu? – mówiąc „oni” miał na myśli rodziców. – Tak pewni byli tego,
że nie dam rady, że nic nie przygotowali. A później „wyleciało im z głowy”.
Magnus wyraźnie czuł sarkazm
w głosie męża i uznał to za dobry znak.
- A co takiego chciałeś
dostać?
Usłyszał jak Alec się
rumieni.
- To głupie!
- Wcale nie – zaperzył
się. – Jeśli tego chciałeś to wcale nie było głupie. Nic z tego, co chcemy nie
jest głupie, jeśli sprawia nam radość. Nawet jeśli tylko przez chwilę a później
uważamy to za najgorszy możliwy pomysł…
Z usta Alexandra
wydostało się powątpiewające mruknięcie.
- Pamiętasz te moje żółte
spodnie ze spandeksu?
- Trudno zapomnieć –
mruknął Alec a w jego głosie było zdecydowanie mniej pożądliwości niż Magnus by
chciał. – Miałeś je na sobie raz… A potem spaliłeś niemal podpalając zasłony.
- No tak… - Nawet on
wiedział, że to nie było zbyt dojrzałe. – Strasznie mnie piły… w strategiczne
miejsca, z których ty też czerpiesz korzyści. – Poruszył biodrami, za co Alec uszczypnął
go w bok. Pomimo bólu uważał, że było warto. – Były złą zachcianką, ale nie
głupią. Bo naprawdę cieszyłem się, że je mam. Przynajmniej do pierwszego
ubrania – zachichotał. – Więc co takiego chciałeś dostać od rodziców?
Alec westchnął głęboko a
jego oddech połaskotał Magnusa w szyję.
- Pewnie mi nie
uwierzysz, ale ubranie.
- Masz rację. Nie wierzę.
Nie wierzę, że tak bardzo pragnąłeś kolejnego paskudnego swetra.
- Przypomnę ci to, kiedy znowu
cię zobaczę w jednym z nich.
- Pachnie tobą – usprawiedliwiał
się Magnus. – Dla tego zapachu nosiłbym nawet ortalion!
- Wariat – mruknął Alec i
pocałował męża w szczękę. – Ale nawet jeśli mi nie wierzysz to taka jest
prawda. Chciałem dostać ubranie. A ściślej mówiąc prawdziwy strój bojowy. Taki
z najwyższej półki, ze skórzaną kurtką, pasem na noże… Wszystkimi tymi bajerami,
które powinien mieć strój bojowy prawdziwego Łowcy – westchnął ciężko. – Nigdy
się takiego nie doczekałem…
- Jak to? Przecież masz
tego całą szafę?
Prawdę mówiąc pół czy
nawet jedną trzecią, ale matematyka była w tym momencie najmniej ważna.
- Ale nie taki… Nawet
kiedy sam mogłem go sobie zamówić nigdy jakoś się na to nie zdobyłem… To za
bardzo bolało… Poza tym czułem, że na niego nie zasłużyłem… Skoro rodzice mi go
nie dali, to przecież coś znaczy… Głupie, nie?
- Nie – stwierdził
stanowczo Magnus. – Masz prawo czuć się pokrzywdzony. A i twoja rezerwa ma
sens. To miał być prezent, nic więc dziwnego, że odczuwasz niechęć do sprezentowania
go sobie sam…
- Przysięgam, że zabiorę
ci wszystkie te psychologiczne książki i rzucę demonom na pożarcie! Jesteś
okropny!
Wbrew swoim słowom wtulił
się w męża jeszcze mocniej niemal wyciskając mu z płuc całe powietrze. A ten
oczywiście mu na to pozwolił.
- Dziękuję, że dałeś mi
to z siebie wyrzucić – powiedział Alec po dłuższej chwili milczenia.
- Ależ kochany, nie masz
za co mi dziękować. Jestem twoim mężem i zawsze możesz do mnie przyjść, jeśli
coś cię trapi.
- Wiem… Ale czasem
potrzebuję impulsu… A ty mi go dajesz. I za to ci dziękuję. Kocham cię.
- Też cię kocham. –
Pocałował mężczyznę w gładki kawałek skóry tuż za uchem. – I pamiętaj, że
zawsze będę tu dla ciebie. A Ceremonia Rafaela na pewno będzie wspaniała –
dodał i dopiero wtedy poczuł jak ciało męża rozluźnia się w jego ramionach.
Kiedy nadszedł wielki
dzień Magnus musiał zaaplikować mężowi uspokajającą herbatkę. Alec, od samego
rana chodził i wynajdywał kolejne rzeczy, które mogły pójść nie tak. Psuł tym
wszystkim nastrój, dlatego Czarownik wziął sprawy w swoje ręce.
- Będzie dobrze –
powiedział, kiedy Alexander krzywiąc się pił podany mu napar. – A nawet jeśli
nie, to będzie śmiesznie – dodał i pocałował męża w czoło.
- Papa ma rację.
Ku ogólnemu zdumieniu
drugim głosem rozsądku okazał się sam Rafael.
- Będzie dobrze tato! –
Chłopiec nie wykazywał śladu zdenerwowania. – Nie martw się.
Podszedł do ojca i mocno
go przytulił.
- Wiem, że ty i papa
zrobiliście wszystko jak trzeba. I dziękuję wam.
Zastanowił się przez moment
po czym pocałował obu rodziców w policzek.
Dopiero takie
zapewnienie, wraz z uspokajającą herbatką sprawiło, że Alec nieco się odprężył
i przestał snuć czarne wizje a zaczął cieszyć się wraz z synem.
- Jeszcze chwila a to
twoje zgrzytanie zagłuszy muzykę.
Magnus z trudem rozwarł
szczęki i nawet spróbował się uśmiechnąć.
- Lepiej?
Catarina przewróciła
oczami.
- Nie wiem czemu się tak ciskasz.
To było raczej do przewidzenia, że Nocni Łowcy, jako prezent podarują broń.
Faktycznie byłoby, gdyby Magnus
poświęcił choć minutę na zastanowienie się nad tą kwestią. Niestety, miał zbyt
wiele na głowie i jakoś nie pomyślał. Teraz miał ochotę w każdego z Łowców
cisnąć przyniesioną przez nich bronią. Zwłaszcza w Jace’a, który z nieznanych
nikomu powodów uznał, że najlepszym prezentem dla Rafaela będzie,
przewyższający chłopca o głowę, topór.
- Oni są nienormalni –
pożalił się przyjaciółce.
Ta upiła łyk drinka po
czym zmierzyła mężczyznę spojrzeniem, przed którym drżeli niemal wszyscy
przyziemni lekarze.
- Chciałam tylko zaznaczyć,
że twój mąż sam dał waszemu synowi łuk.
Magnus otworzył usta i
zaraz je zamknął. No tak, wpadł we własną pułapkę. Nie mógł narzekać na
pozostałych Łowców nie narzekając jednocześnie na Alexandra.
- Rafa sam go sobie
zażyczył – mruknął przywołując drinka dla siebie.
- No tak. Bo każdą
zachciankę dziecka trzeba spełnić.
- W tym dniu, podobno
tak.
Czarownica uważnie rozejrzała
się po całym mieszkaniu szczególną uwagę zwracając na zespół, ozdoby i jedzenie
jakiego nie powstydziliby się najlepsi szefowie kuchni. Tego jednego dnia loft
Magnusa przypominał bardziej salę balową, na co poszła masa pieniędzy. I magii.
Głównie, dlatego nie zdecydowali się urządzić imprezy w Instytucie. To oraz
fakt, że zbyt wielu ich przyjaciół było Podziemnymi a zmiana w zabezpieczeniach
stanowiłaby koszmar. Dopiero główna część miała odbyć się w jego murach.
Nałożenie runy, ale to interesowało głównie Nocnych Łowców, więc nie było
problemu.
- To by wiele wyjaśniało
– mruknęła Cat. – Rozpieszczacie ich.
Wzruszył ramionami.
Przecież nie będzie kłamał w żywe oczy.
- Zasługują na to. A
teraz chodź. Zaraz będzie prezent ode mnie.
Nie zważając na minę
przyjaciółki złapał ją za łokieć i pociągnął bliżej małego pandemonium w jakie
zmieniła się podłoga wokół Rafaela. Magnus chciał, żeby chłopiec otworzył prezenty
po imprezie, ale Izzy wytłumaczyła mu, że tak się po prostu nie robi. A
przynajmniej nie u Nocnych Łowców, więc wygospodarowali czas na zachwyty nad
prezentami.
Z niezwykłym
podekscytowaniem patrzył jak Rafael otwierał niewielkie błyszczące pudełko w którym
schował prezent. Prawdę mówiąc nieco obawiał się reakcji syna. Rafael, od nich
chciał tylko łuk. Sygnet był jego autorskim pomysłem i nie do końca wiedział,
czy chłopiec doceni dar. Chciał jednak, by syn wiedział jak bardzo mu na nim
zależy i że zrobi wszystko, aby go chronić.
Rafael z dziwnym
namaszczeniem wyjął sygnet będący miniaturową kopią tego noszonego przez Aleca.
Przynajmniej na pierwszy rzut oka. Bowiem na tym trzymanym przez chłopca
znajdowały się dwie litery L-B wpisane w płomień. Połyskujący błękitem, gdy
ustawiło się pierścień pod odpowiednim kątem. W dodatku był tak naładowany
magią, że wyczuli to wszyscy zgromadzeni. Nie tylko Czarownicy.
Chłopiec przez chwilę
obracał prezent w dłoniach po czym z ogromnym uśmiechem wsunął go na palec i
podziwiał niebieskie refleksy. Wtedy też kątem oka dostrzegł Magnusa. Dziwnie
zwinnym ruchem zerwał się z podłogi i podbiegł do ojca.
- Dziękuję papo! –
Przytulił go mocno. – Jest świetny!
Magnus odetchnął z ulgą. I
nawet nie czuł się porzucony, gdy Rafael wrócił do odpakowywania prezentów.
Następną tak żywiołową
reakcję otrzymał łuk podarowany chłopcu przez Aleca. Rafael tak bardzo się
cieszył, że rodzice postanowili nagiąć własne zasady i pozwolili synowi raz z
niego strzelić. Oczywiście wcześniej Magnus wzniósł odpowiednie osłony by
nikomu z postronnych nie stała się krzywda. Wyczarował też tarczę.
Jak się okazało wszystkie
środki ostrożności były niepotrzebne. Rafa trafił w sam środek tarczy czego
wynikiem był brokat spadający z sufitu. Nie ucieszył on tylko dwóch osób. Aleca,
który wiedział, że nawet z pomocą magii nie pozbędą się go z mieszkania przez kolejny
rok oraz Ragnora, który uważał, że brokat wymyślił ktoś kto go nienawidził i
każde zetknięcie z nim było dla zielonoskórego Czarownika torturą.
Tuż przed tym jak trzeba
było się zbierać na główne wydarzenie nadeszła kolej Maxa, aby wręczyć bratu
prezent. W tym celu wszyscy wyszli na dach, gdzie młody Czarownik już na nich
czekał. Wbrew obawom Aleca chłopiec wydawał się bardziej podekscytowany niż zdenerwowany,
co tylko sprawiło, że jako dobry ojciec bał się teraz za siebie i za syna. I
wcale nie pomagała dłoń Magnusa zaciskająca się na jego barku w pocieszającym
geście.
To nie tak, że nie
wierzył w Maxa. Nic z tych rzeczy. Po prostu… Wiedział, że zawsze coś mogło
pójść nie tak a całym sobą pragnął chronić swoje dzieci przed złem otaczającego
je świata.
Wstrzymał oddech patrząc
jak Max w skupieniu marszczy brwi a potem, teatralnym gestem wyrzuca ręce w powietrze.
W tym samym momencie z jego dłoni popłynęły różnokolorowe iskry, które na
niebie ułożyły się w anielską runę. Goście wydali z siebie pełne podziwu
okrzyki a kilku nawet zaklaskało z uznaniem. To tylko dodało chłopcu animuszu i
wkrótce na niebie pojawiło się więcej run. Wszystkie należały raczej do tych najprostszych,
jakby Max bał się popełnić najmniejszy błąd przy ich odtwarzaniu. Co nie zmienia
faktu, że dał obłędne przedstawienie. Nawet jeśli po jakimś czasie musiał go
zmienić Ragnor. W końcu Max był jeszcze młody więc dostępnym sobie limitem
magii nie władał dość dobrze i wystarczyło kilkanaście fajerwerków by z
większości się wyprztykał. Jednak Rafael i tak był zachwycony. Podczas gdy brat
łapał oddech podbiegł do niego i mocno go uściskał.
- Dziękuję! – krzyknął
przebijając się przez ogólny zgiełk. – To było świetne!
Żadna pochwała nie mogła
ucieszyć Maxa bardziej. Odwzajemnił uścisk. A Magnus poczuł dziwne ciepło w środku
widząc jak bardzo kochają się jego dzieci pomimo pochodzenia z dwóch totalnie
różnych światów.
Wkrótce pokaz się
skończył i większość gości wróciła do środka, zachęcana do tego przez samego
Magnusa. Ci, którzy z jakiegoś powodu nie mogli bądź nie chcieli wejść do
Instytutu chętnie z takowego zaproszenia skorzystali. Reszta, w tym oczywiście
sam solenizant, przekroczyli próg wyczarowanego naprędce Portalu. Za chwilę
miała się zacząć główna atrakcja dzisiejszego dnia.
Jem poprawił wijącą się
po posadzce szatę i starał się nie widzieć uśmiechu rozbawienia na twarzy
córki. Z jakiegoś powodu Mina uznała za niezwykle zabawne to, że tatuś nosił
„sukienkę”. Sam Jem również niechętnie podchodził do pomysłu by wystąpić w
tradycyjnym stroju Cichych Braci. Tym bardziej, że ani Magnus ani Alec tego od
niego nie oczekiwali. To Tessa wpadła na ten iście szatański pomysł a on
naprawdę rzadko potrafił czegokolwiek odmówić kobiecie swojego życia. Więc ubrałby
się tak, nawet gdyby nie szepnęła mu do ucha, że wygląda w stroju mnicha
„megaseksownie”. No, ale dzięki temu miał dodatkową motywację.
Słysząc dźwięk
otwieranych drzwi momentalnie wyrzucił z głowy myśli o żonie i przybrał poważną
minę. Która nijak nie mogła konkurować z tą widniejącą na twarzy przyszłego
Łowcy. Naprawdę, młody Rafael wyglądał zbyt poważnie jak na swój wiek. Przynajmniej
dla kogoś, kto nie znał historii chłopca. Prawdę mówiąc Jem nigdy nie podejrzewał,
że tak potoczą się losy sieroty spotkanej na Nocnym Targu w Buenos Aires. Że
ich ścieżki jeszcze kiedyś się przetną. A tego, iż to on naznaczy chłopca
pierwszą runą nie brał pod uwagę nawet w najbardziej zwariowanych fantazjach.
Rafael stanął przed nim i
cały Rytuał można było rozpocząć.
Alec tak mocno ścisnął
dłoń męża, że Magnus z najwyższym trudem powstrzymał się od syku. Nie zamierzał
jednak w żaden sposób komentować zachowania ukochanego. Rozumiał bowiem, że ten
się bał i prawdę mówiąc on też czuł nieprzyjemne swędzenie skóry. Odkąd
dowiedział się, że nie każdy Łowca jest w stanie przyjąć runy nie mógł odpędzić
się od myśli, co będzie, jeśli Rafael okaże się właśnie jednym z nich. Oczywiście
jego miłość do syna nie zmieniłaby się ani o jotę i ani przez chwilę nie pomyślałby,
że chłopiec jest z tego powodu gorszy. Alexander na pewno podzielał jego
zdanie, podobnie jak reszta rodziny. Problem w tym, co pomyślałby o sobie sam
Rafael. Dlatego z zapartym tchem patrzył, jak syn podaje Jemowi dłoń a
przyjaciel zaczyna kreślić na jego skórze runę widzenia.
Alec powiedział mu
wcześniej, że pierwsza runa najbardziej boli jednak patrząc na minę chłopca
nigdy by się tego nie domyślił. Rafael stał dumnie wyprostowany a jego twarz
nawet nie drgnęła. Dopiero kiedy Jem go puścił i wygłosił oficjalną formułkę
witającą Rafaela wśród Nocnych Łowców buzia chłopca rozjaśniła się w uśmiechu.
Obrócił się na pięcie i wręcz pognał do rodziców wymachując ozdobioną czarnymi
zawijasami ręką.
Alec porwał syna w
ramiona z okrzykiem radości.
- Brawo synku! Jestem z
ciebie dumny.
- Jesteśmy – poprawił
Magnus stając obok. – Byłeś bardzo dzielny.
Zaraz obok zjawili się pozostali
i Rafael, choć przecież był na to zdecydowanie za duży, przechodził z rąk do
rąk, jak Max w niemowlęctwie. Każdy też nie szczędził młodemu Łowcy pochwał.
Alec przyglądał się temu
a jego serce puchło z dumy.
- Świetnie się spisałeś.
Usłyszał tak dobrze sobie
znany głos. Instynktownie wyciągnął rękę i splótł własne palce z palcami
Magnusa.
- To Rafael wykonał całą
robotę.
- Fakt. Udał nam się syn.
Ale wolę myśleć, że mieliśmy w tym jakiś udział. Ostatecznie ktoś gówniarza musiał
pokierować.
- Tak. Żeby mógł pójść w zupełnie
innym kierunku.
Roześmiał się widząc
naburmuszoną minę męża i zaraz pocałował go w policzek.
- Żartowałem. Chyba
całkiem nieźli z nas ojcowie, co?
- Najlepsi.
Obaj spojrzeli w dół i
zobaczyli Maxa, który szczerzył się do nich pokazując małe białe jak perełki ząbki.
Magnus gwałtownie przyciągnął go do siebie niepewny czy inaczej nie poleciałaby
mu jakaś łezka całkowicie rujnując makijaż.
Kiedy towarzystwo nieco się
uspokoiło wszyscy wrócili do loftu na resztę imprezy. Oczywiście najpierw
musieli zaczekać aż Jem przebierze się w coś bardziej neutralnego i wywołujące
mniejszy chichot u jego córki.
Cała impreza skończyła
się dobrze po drugiej nad ranem i to tylko dlatego, że najmłodsi z gości
zaczynali przysypiać nie tylko na stojąco, ale wręcz na podłodze.
Zamknąwszy drzwi za ostatnimi
maruderami Alec odetchnął głęboko i rozejrzał się dookoła. Widok jaki mu się
ukazał nie napawał optymizmem. Wyglądało to tak jakby do środka wpadła bomba,
ale zamiast wybuchnąć wymknęła się chyłkiem niezdolna znieść konkurencji.
Wiedział, że powinien
ogarnąć przynajmniej resztki jedzenia rozrzucone… wszędzie, lecz naprawdę nie
miał na to siły. Poza tym od czego miał męża Czarownika? Jutro, czy też może
dzisiaj, ale o bardziej ludzkiej godzinie, poprosi Magnusa, żeby ogarnął jakoś
mieszkanie, W końcu miał w tym wprawę po tych niezliczonych imprezach jakie urządził
w swoim życiu.
Teraz Alec marzył tylko o
tym by paść na łóżko bez życia i spać w ramionach męża. Na szczęście wymęczeni
chłopcy byli już w łóżkach, co samo w sobie zakrawało na cud.
Wlokąc się noga za nogą w
końcu dotarł do sypialni. Magnus już tam na niego czekał ubrany w piżamę.
Zobaczywszy męża pstryknął palcami i Alec także był przebrany.
- Dziękuję. – Uśmiechnął
się po czym padł na łóżko. – Jestem skonany.
- Nie dziwie się. –
Magnus usadowił się obok męża co Alec skrzętnie wykorzystał i od razu położył
głowę na jego piersi. – Wykonałeś dzisiaj kawał niezłej roboty. – Wsunął palce
we włosy ukochanego, co Alexander skomentował cichym pomrukiem.
- Ty też. Byłeś
wspaniały.
Przez chwilę leżeli w
ciszy, która dziwnie dudniła w uszach po całodziennym harmidrze. W pewnym
momencie Magnus poczuł, że Alec zaczyna przysypiać. Potrząsnął mężem.
- Pobudka kochanie.
Łowca zamrugał po czym zaczął przecierać oczy.
- Co? – mruknął
niewyraźnie. – Mags… Naprawdę jestem zmęczony…
- Wiem, ale mam coś dla
ciebie… - Uśmiechnął się niby niewinnie, ale Alec doskonale znał ten uśmiech.
- Nie, nie będzie dzisiaj
seksu. Nie mam siły.
Oczywiście Magnus mógłby
się obrazić na wieść o tym jakie mąż ma o nim zdanie. Tylko problem w tym, że
zdanie to było z wszech miar prawdziwe.
- Może cię to zdziwi, ale
ja dzisiaj też nie mam na niego siły. Ale mam za to prezent. No już! – Pchnął
Alexandra tak że ten ostatecznie usiadł nie przestając jednak mrużyć oczu.
- Czy to naprawdę nie
może zaczekać do rana?
- Nie – odpowiedział Magnus
stanowczo po czym pstryknął palcami i na kolanach Łowcy pojawił się zapakowany
w brokatowy papier podarek.
Alec westchnął. Wiedział,
że Magnus nie da mu spać, dopóki nie otworzy prezentu. Nie chciało mu się nawet
myśleć z jakiej okazji ów był i co takiego wykoncypował jego mąż. Na wpół śpiąc
zaczął rozrywać papier jednak, kiedy dostrzegł co kryje się w środku senność
odeszła mu jak ręką odjął. Z prędkością dostępną tylko Nocnemu Łowcy wyjął
resztę prezentu i z niedowierzaniem zaczął przyglądać się… strojowi bojowemu.
Dokładnie takiemu o jakim marzył będąc dzieckiem. Tyle że w rozmiarze XL.
- Ale… jak? – wykrztusił nie
mogąc przestać gładzić materiału. Nie wierzył, że to dzieje się naprawdę.
- Musiałem podpytać
Jace’a – przyznał niechętnie Czarownik. – Podoba ci się?
Otarł łzy cisnące mu się
do oczu.
- Jest… Jest…
Nie dokończył. Przyciągnął
męża do siebie i pocałował namiętnie.
- Rozumiem, że tak. –
Roześmiał się Magnus. Widok radości na twarzy Alexandra wynagrodził mu nawet
wątpliwą przyjemność jaką była rozmowa z blondynem. Ten, jak zawsze chciał
wiedzieć za dużo.
- Ale… ale… - Alec kurczowo
przyciskał kurtkę do piersi jakby zaraz ktoś miał mu ją zabrać. Wyglądał przy
tym uroczo. Oczywiście jeśli ktoś chciał znać zdanie Magnusa. – Dlaczego?
No tak. Alexander nigdy nie
wierzył, że ktoś może mu coś dać tylko dlatego, że akurat miał taki kaprys.
- Po pierwsze:
zasłużyłeś. – Pocałował ukochanego w policzek. – Po drugie: naprawdę myślisz,
że pozwolę by mój syn paradował na misjach w towarzystwie źle ubranego ojca?
Rafa nigdy by mi tego nie wybaczył!
Alexander roześmiał się
serdecznie. Wiedział, że za prezentem kryło się coś jeszcze, ale był zbyt
zmęczony i szczęśliwy, aby to roztrząsać.
- Dziękuję. – Pocałował
męża w usta. – Kocham cię.
- Ja też cię kocham,
Alexandrze. I gdybym tylko mógł podarowałbym ci cały świat.