Tytuł: Kłótnia
Liczba rozdziałów: One Shot
Gatunek: romans
Para: Malec
Seria: Shadowhunters
Ograniczenia wiekowe: Brak
Info/Uwagi: Alec dowiaduje się, że Magnus go oszukał.
Opowiadanie bazuje na wydarzeniach z serialu, ale postacie wyglądają jak w książce (bo mam słabość do Aleca z niebieskimi oczami ;)).
UWAGA: Następuje śmierć postaci.
Liczba rozdziałów: One Shot
Gatunek: romans
Para: Malec
Seria: Shadowhunters
Ograniczenia wiekowe: Brak
Info/Uwagi: Alec dowiaduje się, że Magnus go oszukał.
Opowiadanie bazuje na wydarzeniach z serialu, ale postacie wyglądają jak w książce (bo mam słabość do Aleca z niebieskimi oczami ;)).
UWAGA: Następuje śmierć postaci.
KŁÓTNIA
- Miałeś zamiar mi kiedyś
powiedzieć?!
Magnus patrzył na, ogarniętego
wściekłością, męża. Alec usta miał zaciśnięte w wąską, niemal białą, kreskę.
Ręce skrzyżował na piersi, jakby w ten sposób odgradzał się od partnera a jego,
łagodne zazwyczaj, oczy ciskały gromy. Normalnie Czarownik uznałby to za mega seksowne,
jednak teraz gniew Aleca skierowany był w jego stronę a on nie miał pojęcia, co
takiego zrobił, żeby na niego zasłużyć.
- O czym? – Spróbował
podejść do mężczyzny, ale ten cofnął się o krok. Zabolało.
- Nie wiem! – Alec wyrzucił
ręce w powietrze. – Może o tym, że ukradłeś mi stelę, żeby Jace mógł zabrać
Kielich Anioła z Instytutu, przez co Valentine niemal wygrał wojnę?!
Magnus jęknął. Od lat
wiedział, że ta sprawa, ostatecznie, ugryzie go w dupę. Nie było dnia, żeby nie
żałował, że dał się na to namówić. I nie usprawiedliwiała go złość, jaką czuł
wtedy na Alexandra. Pozwolił, żeby ten cholerny blondyn, go zmanipulował. Miał
za swoje.
- Skąd wiesz? – spytał
opuszczając ramiona.
- Nieważne – odburknął Alec
i nagle, jakby uleciała z niego cała złość. Został tylko przeraźliwy smutek,
który był dla Magnusa niemal, jak bolesny policzek. Wolałby, żeby Alec wciąż
był wściekły. Patrzenie na lśniące od powstrzymywanych łez, niebieskie oczy, które
przecież tak bardzo kochał, wyrywało, w jego sercu, dziurę. Nigdy nie chciał
skrzywdzić Alexandra a i tak to zrobił. Był beznadziejny.
- Alexandrze. – Wyciągnął
ku ukochanemu rękę, ale Łowca ponownie się cofnął.
- W dodatku zrobiłeś to,
już po tym, jak powiedziałem, że ci ufam! – Alec brzmiał teraz, niczym zranione
zwierzę. – Widocznie moje zaufanie, nic dla ciebie nie znaczyło!
Magnus przygryzł policzek
od środka, żeby nie jęknąć. Niewiele miał na swoją obronę. Wtedy, w ogóle nie
myślał o tamtym poranku, gdy Alexander zdradził wszystko, w co wierzył i głośno
stwierdził, że ufa Czarownikowi. Podziemnemu. Może, gdyby nie kierowała nim
zraniona duma, nie staliby tu teraz a ta rozmowa nie miałaby miejsca? Niestety,
tego nigdy się nie dowie.
- Wiesz, co jest
najgorsze? – ciągnął dalej Alec. Jego głos drżał, jakby mężczyzna był na granicy
płaczu. – Że nie zrobiłeś tego, bo myślałeś, iż postępujesz słusznie. To
potrafiłbym zrozumieć. Wtedy… - urwał żeby wziąć głębszy oddech i zapanować nad
sobą. – Wtedy wszyscy podejmowaliśmy złe decyzje. Głupie decyzje. Ja też nie
jestem bez winy i zdaję sobie z tego sprawę. Ale ty… - Spojrzał Magnusowi
prosto w oczy. – Ty, najzwyczajniej w świecie, się sprzedałeś. Sprzedałeś moje
zaufanie za trochę złota.
Nie trochę i nie tylko
złota, chciał powiedzieć Magnus, ale w porę ugryzł się w język. To nie byłby
najlepszy ruch, z jego strony.
- Alexandrze… - Już nie próbował
podchodzić. – Wiem, że postąpiłem źle i nawet nie wiesz, jak bardzo tego
żałuję. – To była prawda. Ten jeden uczynek prześladował go w koszmarach. Był
niczym cień spowijający jego małżeństwo, za każdym razem, gdy Alec mówił „ufam
ci”, „wiem, że mnie nie zawiedziesz”. Zawsze wtedy miał wrażenie, że ponownie
okłamuje męża. Dlatego nawet trochę się cieszył z tego, że prawda wyszła na jaw.
Wreszcie mógł zrzucić kamień z serca. Oczywiście pod warunkiem, że zdoła
przekonać Aleca, by ten mu wybaczył.
- Dlaczego to zrobiłeś? –
zapytał cicho Alexander.
- Teraz już sam nie wiem.
– Pokręcił głową. – To był naprawdę dziwny czas. Powrót Valentine’a przywołał
wiele nieprzyjemnych wspomnień. – Zadrżał, jednak na Alecu nie zrobiło to
większego wrażenia. – Byłem na ciebie zły…
- Bo nie dawałem się tak
łatwo poderwać, jak twoje ex? – wszedł mu w słowo Łowca a Magnus, żeby nie
wybuchnąć, musiał wziąć kilka głębszych oddechów. Alec, kiedy chciał, potrafił
wbić całkiem bolesne szpile.
- Bo nie chciałeś przyjąć
do wiadomości, że między nami coś było – sprostował. – Odpychałeś mnie na
każdym kroku.
Alec przygryzł wargę. Magnus
nie wiedział do końca, co ten gest oznaczał, ale widząc, że mężczyzna nie ma
zamiaru skomentować jego słów, podjął wątek.
- Poza tym, wtedy
argumenty Jace’a i Isabelle wydawały się sensowne.
- Izzy też brała w tym
udział? – jęknął Łowca a Czarownik mógłby przysiąc, że ukochany wygląda, jakby
dostał cios prosto w serce.
- Tak – wyszeptał,
chociaż wiedział, że to jeszcze bardziej zrani mężczyznę. – Razem z Jace’em wymyśliła
cały ten plan.
Alec miał wrażenie, że
cały świat wali mu się na głowę. Trzy najważniejsze osoby w jego życiu spiskowały,
za jego plecami, żeby go upokorzyć. Bo to on ukrył wtedy Kielich i był za niego
odpowiedzialny. Kiedy zniknął część Łowców uznała, że to jego wina, co gdy
został szefem Instytutu, przysporzyło mu nie lada problemów.
Czuł się zdradzony. Może
gdyby, zaraz po pokonaniu Valentine’a, którekolwiek z nich przyznałoby się do
wszystkiego, to tak by nie bolało. Zdołałby przejść, z tym do porządku
dziennego. Tak, jak powiedział wcześniej Magnusowi – wszyscy podejmowali złe
decyzje. On i jego oświadczyny były tego najlepszym przykładem. Niestety, cała
trójka milczała, jak zaklęta. Przez te wszystkie lata udawali, że nic się nie
stało. I to chyba bolało najbardziej.
Zaniepokojony
przedłużającym się milczeniem męża, Magnus podjął kolejną próbę zbliżenia się do
mężczyzny. Tym razem Łowca się nie odsunął, jednak gdy tylko poczuł na
ramionach ciężar dłoni ukochanego zadrżał i je zrzucił.
- Alec…
- Nie! – przerwał mu. –
Ja… Potrzebuję czasu. – Obrócił się na pięcie i, trzaskając drzwiami, wyszedł z
mieszkania.
Magnus został sam, ze
swoim poczuciem winy. W pierwszym odruchu chciał pobiec za ukochanym, ale do
głosu doszedł rozsądek. Alexander potrzebował czasu żeby to wszystko
przetrawić, poukładać w głowie nowo zdobyte informacje. Kiedy ochłonie – wróci
i wszystko sobie wyjaśnią. Będzie dobrze. Przetrwali gorsze zawieruchy, w tym
knowania Asmodeusza. Jeden błąd i to popełniony, nim oficjalnie stali się parą,
nie może przekreślić tych wszystkich wspólnych chwil.
Tak sobie powtarzał,
próbując zagłuszyć ten cichy głosik, szepczący mu wprost do ucha najczarniejsze
scenariusze. Bo większość z nich kończyła się rozwodem a tego, by nie przeżył.
Już wiedział, jak to jest stracić Aleca i wiedział, że drugi raz by go
zniszczył.
Żeby do końca nie oszaleć
postanowił się na czymś wyładować. No może nie do końca na czymś, tylko na kimś.
Sprawcy całego zamieszania. Chwycił telefon i wybrał numer.
- Słucham? – Głos Jace’a
Herondale’a był zmęczony jakby mężczyzna nie spał od kilku dni. Magnus w ogóle
się tym nie przejął.
- Jak mogłeś mu
powiedzieć?! – wrzasnął. Niemal widział, jak Łowca podskakuje na ten dźwięk.
- Komu?! Co?! Magnus?! –
Jace był kompletnie skołowany. Nie dość, że sprawy Instytutu coraz bardziej go
przytłaczały, od dwóch tygodni nie mógł się porządnie wyspać, to jeszcze teraz,
w środku nocy, (bo mieli noc, prawda?), budził go telefon od wkurwionego
Czarownika. Uratował świat, do cholery! Czy nie należała mu się za to jakaś
taryfa ulgowa?!
Magnus westchnął. Żyjąc w
Alicante, z dala od irytującego blondyna, zdążył zapomnieć, jak bardzo Jace był
niekumaty.
- Dlaczego powiedziałeś
Alecowi o steli? – powtórzył swoje pytanie nieco bardziej zrozumiale, tak żeby
nawet taki idiota, jak Herondale zrozumiał. Niestety, raczej mu się to nie udało,
bo po drugiej stronie nastała cisza. – Jace?
Alec, stela, Alec, stela,
Alec, stela… Jace próbował połączyć te dwa słowa i dopasować je do wściekłości
Magnusa. Szło mu raczej opornie. Trzy elementy za nic nie chciały złączyć się w
całość. Olśnienie spłynęło na niego dopiero po dłuższej chwili. Ale kiedy już nadeszło,
zrobiło to z subtelnością szarżującego demona. Aż jęknął.
- Jace!
- Nic mu nie mówiłem! –
zastrzegł szybko bojąc się wywołać jeszcze gorszy gniew Czarownika. Nie był
pewien, czy dzieląca ich odległość stanowiła wystarczającą ochronę, przed jego
magią. – Przysięgam! Nawet nie wiedziałem, że wie! Ale to by tłumaczyło,
dlaczego nie odbiera moich telefonów… Magnus? – W odpowiedzi usłyszał tylko
odgłos zrywanego połączenia.
Wściekły Magnus cisnął
komórką przez cały pokój. Tylko szczęśliwy zbieg okoliczności sprawił, że nie
wylądowała na panelach, co mogłoby zakończyć się jej śmiercią, a w posłaniu
Prezesa. Obudzony tym kot, zdawał się być rozczarowany zachowaniem właściciela.
Miauknął demonstrując owe rozczarowanie, jednak Czarownik go olał. Był zbyt
wkurzony żeby znosić jeszcze narzekania rozpieszczonego zwierzaka.
Jeśli nie Jace powiedział
Alecowi o wszystkim, to kto? Kogo powinien poczęstować zabójczą dawką magii?
Przeczesał palcami włosy.
Musiał przestać o tym myśleć, bo oszaleje. Tylko jak, skoro wszystkie inne
tematy wyparowały mu z głowy? Może zadzwoni do Cat? Nie, przyjaciółka na pewno
zjedzie go z góry na dół, a nie potrzebował dodatkowego dokarmiania swoich
wyrzutów sumienia. Dlatego postanowił zrobić coś, co zawsze przynosiło mu, choć
niewielką, ulgę.
Otworzył portal, a kiedy
przez niego przeszedł, znalazł się tuż przed drzwiami jednego z lubianych przez
siebie barów. Roztropnie wybrał ten, do którego nigdy nie zabrał Aleca. W sumie
sam nie wiedział, dlaczego. Może zostawił sobie furtkę, na takie właśnie
okazje? Postanowił o tym nie myśleć. Popchnął drzwi.
Do domu wrócił nad ranem.
I od razu, pomimo stanu silnego upojenia alkoholowego, zauważył, że coś było nie
tak. Buty Aleca nie stały na wycieraczce. Wiedziony złym przeczuciem ruszył do
sypialni. Łóżko pozostało nietknięte, poza wgniecioną poduszką, na której musiał
wylegiwać się Prezes Miau. Alexander nie wrócił do domu. Magnus przełknął
ślinę, strach sprawił, że niemal kompletnie wytrzeźwiał, co tylko spotęgowało
jego niepokój.
Na drżących nogach skierował
się do szafy. Jeśli jego podejrzenia okażą się słuszne…
Odetchnął z ulgą. Nic nie
zginęło, wszystkie ubrania Aleca były na swoim miejscu. Nieco, ale tylko nieco,
uspokojony ruszył na poszukiwania telefonu. Może Alec do niego dzwonił? Może próbował
ostrzec, że nie wróci do domu? Wiedział przecież, jak bardzo Magnus by się denerwował…
Niestety. Chociaż komórka
oznajmiała, że ma sześć nieodebranych połączeń, żadne nie było od Alexandra.
Dwa razy dzwonił Jace, cztery – Isabelle. Z pełną premedytacją ignorując
blondyna, wybrał numer Łowczyni.
- No nareszcie! – Usłyszał
zamiast powitania. – Gdzie ty się szwędasz?!
- Topię smutki i poczucie
winy w wysokoprocentowym alkoholu – odparł szczerze. Izzy i tak wyczuje, że
pił.
Dziewczyna prychnęła.
- Bardzo dojrzałe
zachowanie. Godne czterystuletniego Czarownika.
Magnus nie odpowiedział,
nie chciał się kłócić. Izzy także postanowiła nie ciągnąć tematu. Miała inny,
ważniejszy, który należało poruszyć.
- Skąd Alec wie?
- Dzwonił do ciebie? –
spytał Magnus z nadzieją. Bał się o męża. Odkąd zobaczył go na gzymsie własnego
balkonu zawsze, gdy ukochany znikał mu na dłużej z pola widzenia, jego serce
nawiedzał strach, że postanowił jednak skoczyć. Zdawał sobie sprawę z tego, jak
bardzo irracjonalne to było, jednak nie potrafił z tym walczyć.
- Jace dzwonił. Alec nie
odbiera moich telefonów. – Isabelle, niechcący, pogłębiła obawy Czarownika. – Skąd
wie? – powtórzyła pytanie.
Magnus najchętniej by się
rozłączył żeby ponownie cisnąć telefonem, ale nie mógł zrobić tego Izzy.
- Nie wiem – przyznał. A
po krótkiej chwili dodał. – Nie wrócił do domu. Boję się o niego. – Naprawdę
nie chciał zabrzmieć, jak przestraszony, użalający się nad sobą dzieciak, ale
kiedy chodziło o Alexandra, rzadko udawało mu się powstrzymać emocje.
Isabelle dobrze o tym
wiedziała, dlatego darowała sobie, cisnące jej się na usta złośliwości.
- Nic mu nie będzie Magnusie. Alec potrafi o siebie zadbać. A kiedy coś go gryzie musi pobyć sam, żeby wszystko na spokojnie przemyśleć.
- Nic mu nie będzie Magnusie. Alec potrafi o siebie zadbać. A kiedy coś go gryzie musi pobyć sam, żeby wszystko na spokojnie przemyśleć.
Albo zrobić sobie krzywdę,
z dala od ludzkich oczu, chciał powiedzieć Magnus, jednak ostatecznie tego nie
zrobił. Nie miał pojęcia ile, tak naprawdę, Izzy wiedziała o Alecu. A nie
chciał, w żaden sposób zdradzić męża. Alec miał prawo do tajemnic przed siostrą;
Izzy nie musiała wiedzieć o tym, jak jej brat radził sobie z traumą. Magnus
zadrżał. Wciąż pamiętał wieczór, gdy po śmierci Jocelyn znalazł Łowcę na
własnym dachu, z pokrwawionymi dłońmi. Nigdy z nikim nie podzielił się tą
historią i teraz też nie zamierzał.
- Wróci, jak już będzie
miał jasno w głowie – ciągnęła Izzy. – W wtedy wszystko sobie wyjaśnimy. Ja,
Jace ty i Alec. Przetrwamy to. – W jej głosie pobrzmiewała stalowa nuta,
zupełnie jakby nie brała pod uwagę innej możliwości. Magnus zazdrościł jej tej
wiary. On był przerażony.
- Masz rację. – Starał
się, by Izzy nie wyczuła jego wahania. – Ale gdyby Alec się z tobą skontaktował,
daj mi znać.
- Masz moje słowo –
obiecała.
Przez cały dzień Magnus
nie zrobił nic pożytecznego. Na zmianę chodził po mieszkaniu, sprawdzał telefon
i pił miksturę na kaca. Kiedy wybiła godzina powrotu Aleca z pracy, nerwy miał
tak napięte, że aż bolało. A z każdym ruchem wskazówek zegara, to napięcie
jeszcze wzrastało niemal doprowadzając go do obłędu.
Po godzinie, kiedy przy
zdrowych zmysłach trzymał go tylko wypracowany przez stulecia upór, chwycił za
telefon i wybrał numer męża.
Abonent
czasowo niedostępny, prosimy spróbować później…
- Chrzanić to! – Zdjął wiszący
na wieszaku wiśniowy płaszcz i wybiegł z mieszkania. Miał gdzieś fakt, iż nie zdążył
się pomalować a włosy sterczały mu, na wszystkie strony i nawet przy dużej
dozie dobrych chęci, nie można było tego nazwać twórczym nieładem, z którego
słynął. Oraz to, że prawdopodobnie narobi Alecowi wstydu, gdy wparuje do
gabinetu Inkwizytora, niczym zazdrosny nastolatek. Tego ostatniego to nawet
trochę chciał, bo zaniepokojenie, z wolna ustępowało miejsca wkurzeniu. Mogli
się pokłócić, nawet najlepszym małżeństwom się to zdarzało, ale przez to Alec
nie dostawał nagle przyzwolenia żeby sobie, ot tak znikać i doprowadzać go do
zawału.
Zamaszystym gestem otworzył
drzwi.
- Alexandrze Gideonie… -
urwał uświadamiając sobie, że mówi do pustego pokoju. Aleca nie było w biurze.
Zanim zdążył wściec się (albo zdenerwować – jeszcze nie zdecydował) bardziej,
usłyszał za plecami znajomy głos.
- Magnus?
Odwrócił się i stanął
twarzą w twarz z osobą, która mogła mu nieco pomóc.
- Cześć Luke – rzucił
żeby nie wyjść na kompletnego chama i prostaka. – Gdzie Alec?
Garroway zamrugał
zaskoczony.
- Myślałem, że ty mi
powiesz. Nie pojawił się dzisiaj w pracy i w ogóle nie dał żadnego znaku życia.
Magnus poczuł, jak grunt
osuwa mu się spod nóg. Luke coś jeszcze mówił, ale on już tego nie słyszał. Nie
był w stanie. W głowie miał mętlik, przez który, bodźce z zewnątrz, nie mogły
się przebić.
Nieważne, jak bardzo by
się pokłócili, albo jak zraniony byłby Alec, nigdy nie porzuciłby swoich
obowiązków. Pozycja Inkwizytora zbyt wiele dla niego znaczyła, nie zniknąłby ot
tak, tylko żeby zrobić mu na złość. Coś musiało się Alecowi stać. A on był za
to odpowiedzialny.
Niewiele myśląc, zdjął z
palca obrączkę i rzucił na nią zaklęcie śledzące. Niewiele to dało.
- Cholera! – zaklął
próbując kolejny raz. I jeszcze jeden. Z tym samym skutkiem. Nie mógł namierzyć
Aleca. Miał ochotę wyć z bezsilności.
Luke, na początku,
przypatrywał się Czarownikowi bez słowa. Czuł w kościach, że kiedy się odezwie zostanie
wplątany w coś, w czym nie chciałby uczestniczyć. Jednak, po piątym z rzędu,
przekleństwie nie potrafił już udawać, że go nie było. Poza tym zaczynał
odczuwać też coś na kształt niepokoju.
- Co się stało?
Magnus spojrzał na niego
szklistymi oczami, co wcale nie spodobało się Łowcy. Znał mężczyznę od dawna i
wiedział, że niewiele rzeczy było w stanie doprowadzić go do płaczu.
- Alec zaginął. – Jego
głos się łamał, bez względu na to, jak bardzo próbował temu zapobiec. Zaciskał
palce na obrączce tak mocno, że metal niemal przebijał skórę. Ale to dobrze.
Ból nieco otrzeźwiał i pomagał się skoncentrować. Pozwalał nie odpłynąć do krainy
koszmarów. Dlatego, kiedy Luke bez słowa wyciągnął ku niemu dłoń, podał mu
obrączkę. Nie wierzył, by śledzenie
Nocnego Łowcy okazało się skuteczniejsze od śledzenia Czarownika, ale tonący
brzytwy się chwyta.
Z zapartym tchem patrzył,
jak Luke rysuje odpowiednie runy i stara się skoncentrować. Po drugiej próbie
namierzenia Aleca, mężczyzna wyraźnie zbladł.
- Musimy zawiadomić
Konsula i rozpocząć poszukiwania.
Magnus pokiwał głową i
wziął kilka głębokich oddechów. Musiał się uspokoić. To nie był czas na panikę.
W ten sposób tylko zaszkodzi Alecowi.
- Ty idź do Konsula a ja zawiadomię
Nowy Jork. Może Jace da radę go znaleźć dzięki więzi parabatai.
- Nie martw się Izzy.
Znajdziemy go. – Simon, z całych sił, starał się pocieszyć ukochaną. – Zresztą,
gdyby coś mu się stało, Jace by o tym wiedział, prawda?
Łowczyni, bez
przekonania, pokiwała głową. Pomimo logicznych argumentów swojego chłopaka nie
potrafiła pozbyć się złych przeczuć. Alec nie zniknąłby ot tak, bez przyczyny.
Był najbardziej obowiązkową osobą, jaką dane jej było poznać. Na Anioła! Niemal
wziął ślub z osobą, której nie kochał, tylko po to by wypełnić jakiś niedorzeczny
obowiązek!
Szelest liści wyrwał ją z
zamyślenia. Potknęła się na wystającym konarze i o mało nie skręciła kostki. Przemierzanie
lasów wokół Alicante, nawet z runem nocnego widzenia, nie było łatwe.
- W porządku? – Dotarł do
niej głos Jace’a. Samego brata zobaczyła dopiero po chwili. Był blady, wzrok
miał rozbiegany a na jego czole perlił się pot.
- I co? – spytała zamiast
odpowiedzieć.
Herondale pokręcił głową.
Poszukiwania poprzez runę parabatai
też nic nie dały. Był wściekły, kontaktował się nawet z Żelaznymi Siostrami,
żeby podarowały mu kawałek adamantu, jednak spotkał się z odmową. Oraz ostrym
sprzeciwem ze strony niemal każdego, komu powiedział o swoim pomyśle. Ale miał
to w nosie. Jeśli Alec mógł tak ryzykować, to on tym bardziej. To znaczy mógłby,
gdyby tylko dano mu taką okazje.
Jeżeli wcześniej Izzy się
bała, to teraz była autentycznie przerażona. Podobnie, jak Magnus, który stał
obok i zaciskał pięści, w bezsilnym wyrazie złości.
- Magnusie… - Simon
podszedł do mężczyzny. – Naprawdę nie ma żadnego zaklęcia… - urwał widząc minę
Czarownika. Miał wrażenie, że jeszcze jedno słowo a zostanie z niego kupka
popiołu.
- Rzuciłem już wszystkie,
jakie tylko przyszły mi do głowy – warknął Magnus. – Bez rezultatu. Poprosiłem
nawet Lorenzo i Catarinę o pomoc. Też nic nie wskórali. Zupełnie jakby coś
blokowało naszą magie w tym zakresie. – Spojrzał na swoje dłonie. Jeśli liczył,
że tam znajdzie odpowiedź to się przeliczył. – Kurwa mać! – Uderzył pięściami o
uda.
W tym samym momencie
powietrze przeszyło upiorne wycie wilka.
- To Maia! – krzyknął
Simon i pognał w stronę, z której dobiegał głos przyjaciółki. Reszta,
natychmiast, ruszyła za nim, ale nawet Nocni Łowcy pokryci runami, nie byli w
stanie mierzyć się z wampirzą szybkością i Lewis szybko zostawił ich w tyle. A
oni Magnusa. Czarownik został sam pośrodku lasu, ale nie dbał o to. Teraz
liczyło się tylko dotarcie do Mai.
Biegł nie zważając na
wystające korzenie oraz gałęzie chlastające go po twarzy, raniące niemal do
krwi. Serce boleśnie obijało mu się o żebra a w uszach słyszał szum. Jego ciało
nie było przyzwyczajone do takiego wysiłku fizycznego. Sytuacji nie poprawiał
także, zżerający go od środka, strach. Czy też może raczej paraliżujący lęk, który
za wszelką cenę starał się go zatrzymać w miejscu. Musiał użyć całej siły woli,
by mu się przeciwstawić.
Na miejsce dotarł, jako
ostatni a to, co tam zobaczył niemal odebrało mu rozum.
Pośrodku wypalonego w
ziemi pentagramu leżał Alexander. Oczy miał szeroko otwarte a twarz zamarłą
bardziej w wyrazie szoku aniżeli przerażenia. Ktoś zerwał mu koszulę, jej marne
strzępki wisiały na ramionach i wokół nadgarstków. Jednak klatka piersiowa była
odsłonięta i nic nie zasłaniało dziury w miejscu, gdzie powinno bić serce
Łowcy. Jej poszarpane krawędzie zdobiła zastygła krew, która jeszcze kilka
godzin temu, spływała po brzuchu mężczyzny i wsiąkała w poplamione jeansy.
Teraz zaschnięte, niemal czarne stróżki zasłaniały wycięty na bladej skórze
napis.
Magnus przełknął ślinę i
ruszył przed siebie. Chociaż wiedział, co widzi, jego umysł nie chciał tego
zaakceptować. Uczepił się jakiejś złudnej nadziei, że jeśli dotknie Alexandra, potrząśnie
nim, ten nagle się poruszy i stwierdzi, że to tylko żart. Kara za okłamanie go.
- Nie! – Isabelle chciała
go powstrzymać. Jej prawa dłoń była cała poparzona, jakby włożyła ją w ognisko.
– Tam jest jakaś bariera!
Nie słuchał jej. Musiał
dotknąć Alexandra. A jeśli przy tym zginie? Cóż… Jego życie i tak straciło
sens.
Bez cienia strachu
przekroczył granicę pentagramu a powietrze przeszyło ciche syknięcie. W tym
samym momencie, Jace upadł na kolana i zgięty w pół zaczął wyć z bólu. Zaklęcie
blokujące runę parabatai zostało
przerwane.
Magnus nie słyszał ani krzyków
Łowcy ani zamieszania, jakie wybuchło, po przekroczeniu przez niego bariery. W
uszach znów miał tylko szum a przed oczami Alexandra.
Opadł na kolana tuż przy
ukochanym i drżącą ręką dotknął jego policzka. Był lodowaty. Pozbawiony
jakiejkolwiek iskry życia.
- Alec? – wyszeptał. –
Skarbie? – Chwycił jego dłoń. Też była zimna. Sztywna. Obca. To już nie była
dłoń Alexandra, którą tak często trzymał we własnej. W ogóle Alexandra już tu nie
było. Pozostała po nim pusta skorupa. Ciało pozbawione duszy.
- Kto ci to zrobił
kochanie? – zapytał cicho, niemal na granicy szeptu. Niestety Alec nie mógł mu
odpowiedzieć.
- Magnus? – Drgnął, gdy
ktoś dotknął jego ramienia. Wrócił niejako do rzeczywistości i zobaczył, że
wokół ciała Aleca zgromadzili się wszyscy, łącznie z Maią i Simonem. To właśnie
Lewis go zaczepił. Miał ochotę zmienić
wampira w żabę, ale wiedział, że nie starczy mu na to sił. Nie był nawet pewien
czy ma ich wystarczająco, by wstać.
- Co? – wycharczał przez zaciśnięte
gardło. Starał się nie patrzeć na zapłakaną Izzy i wykrzywioną w bólu twarz
Jace’a.
Simon, bez słowa, wskazał
na oczyszczony z krwi brzuch Aleca. Wyryte na nim litery były teraz dobrze
widoczne i Magnus, bez problemu, mógł odczytać napis, jaki zostawił morderca. Z
każdym poznanym słowem obejmowało go coraz dotkliwsze zimno. Kiedy skończył
miał wrażenie, że ciało, w którym się znajduje, nie należy do niego. Chciał
wyć, krzyczeć, płakać, zniszczyć wszystko wokół. Zamiast tego mógł tylko
klęczeć i tępo wpatrywać się w napis.
Myślałeś, że tak łatwo się mnie
pozbędziesz, synu?