Liczba rozdziałów: One Shot
Gatunek: romans
Para: Azirafal x Crowley
Seria: Good Omens
Ograniczenia wiekowe: Brak
Info/Uwagi: Anioł i Demon na zakupach
CZARNE JEST BIAŁE, BIAŁE JEST CZARNE
- To głupie – oświadczył
Crowley i się naburmuszył.
Zdaniem Azirafala
wyglądał przy tym, jak małe dziecko i przypominał mu Warlocka, nim ten
przekształcił się w krnąbrnego prawie-nastolatka. Nie zamierzał jednak mówić o
tym Demonowi, bo ten gotów się jeszcze ostentacyjnie obrazić i bardziej
zaprzeć. Anioł dobrze znał swojego przyjaciela i wiedział, jak z nim
postępować. Miał w końcu sześć tysięcy lat na naukę.
- Wcale nie –
uśmiechnął się pogodnie. – To zabawne.
- Chyba mamy inną
definicje zabawy – skonstatował Demon, wciąż uparcie trwający przy swoim.
Jednak nie wydawało się, by Azirafal miał mu to za złe. Więcej! Cała sytuacja
zdawała się bawić Anioła. – Poza tym naprawdę nie wiem, po co mamy to robić!
- Och, mój drogi!
Przecież to ślub Anathemy i Newta! Ponadto powiedzieli, że będziemy gośćmi
honorowymi! To zobowiązuje!
- Tak – prychnął
Demon. – Do włożenia sporej sumki w kopertę.
- Jesteś zbyt
cyniczny – oświadczył Azirafal.
- Jestem Demonem –
przypomniał Crowley. – Muszę być cyniczny.
Anioł pokręcił z dezaprobatą
głową. Dobrze wiedział, do czego zmierza ta rozmowa i czym może się skończyć.
To była stara sztuczka Crowleya. Zawsze, gdy nie chciał czegoś zrobić, rozpoczynał
dyskusję o różnicach pomiędzy Aniołami i Demonami. Zwykle Azirafal dawał się
wciągnąć w spór i nielubiana przez Crowleya rzecz znikała z ich pamięci i
planów. Jednak dzisiaj stawka była zbyt wysoka.
- Nawet jeśli Anathema
i Newt, w co zaznaczam wątpię, liczą na spory prezent z naszej strony, to i tak
na ślubie trzeba wyglądać elegancko!
Crowley zaklął
cicho, tak że tylko on to usłyszał. Anioł robił się coraz cwańszy. Należało
popracować nad nowym repertuarem.
- Nawet jeśli –
sparodiował Azirafala – to nie wiem, co mają do tego zakupy. – Chętnie by się
napił, ale od czasu ostatniego incydentu z winem i kaczkami, Anioł trzymał
alkohol, pod kluczem i nie było szans, żeby dostał się do niego, bez
diabelskiej ingerencji. Ta zaś, spotkałaby się z ostrą reakcją, ze strony
przyjaciela. Już wolał siedzieć o suchym pysku. – Przecież wystarczy zrobić
tak! – Machnął niedbale ręką i już miał na sobie elegancki trzyczęściowy
garnitur, w kolorze najgłębszej czerni, jaką tylko udało się stworzyć
człowiekowi.
Na ten widok
Azirafal musiał przełknąć ślinę. Crowley prezentował się… kusząco. I stary Demon
świetnie o tym wiedział. Przeciągnął się, niby od niechcenia, ale kątem oka
cały czas obserwował przyjaciela. Ten naprawdę musiał się starać, żeby nie
stracić wątku. I czegoś jeszcze. W końcu zrezygnowany pstryknął palcami i
Crowley znów miał na sobie swoje wcześniejsze ubranie. Przez moment korciło
Azirafala, żeby ubrać przyjaciela w worek pokutny, ale ostatecznie zrezygnował.
Crowley mógłby to zinterpretować na swój, poniekąd właściwy, sposób.
- Zakupy są
zabawne – powtórzył swój argument z początku dyskusji a Demon jęknął.
- Już ci mówiłem…
- Poza tym, ja
spróbowałem idei spania – wszedł mu w słowo Azirafal, tym samym zamykając
Crowleyowi usta. A przynajmniej tak myślał. Crowley był jednak Demonem, z
sześcioma tysiącami lat doświadczenia w dyskusjach słownych. Nie raz, nie dwa a
nawet nie tysiąc razy, musiał przegadać hordę mieszkańców Piekła, z tego czy
innego powodu. Rzucanie kontrargumentów stało się dla niego odruchem
bezwarunkowym.
- I ci się nie
spodobało – powiedział, jakby z naganą. – Mi zakupy pewnie też nie przypadną do
gustu. – Kiedy proponował ten układ, nie brał pod uwagę, że Azirafal skorzysta
ze swojej części. Jemu chodziło tylko o to, by móc zasypiać i budzić się u boku
Anioła. Dlatego, może trochę nieopatrznie, zaproponował przyjacielowi, że jeśli
ten, choć spróbuje się przespać, on sam zrobi coś, co sprawia Azirafalowi
radość. Jak się okazało, cały plan był jedną wielką porażką. Bo nie dość, że
Anioł nie zasmakował w spaniu (a co za tym idzie w zasypianiu i budzeniu się),
to jeszcze teraz zmuszony był iść na zakupy. I to odzieżowe! Z Azirafalem,
który przejawiał niezdrową miłość do kraty!
- Jestem tego
świadomy. – Anioł pokiwał głową z dobrotliwym uśmiechem na pucołowatej twarzy.
– Jeśli ci się nie spodoba, nigdy tego nie powtórzymy. Obiecuję – dodał, jakby
Crowley mógł mieć jakiekolwiek wątpliwości.
- A co, jeśli ja
kłamałem? – Postanowił złapać się ostatniej deski ratunku. – Jestem, w końcu,
Demonem…
Azirafal nic nie
powiedział, a jedynie spojrzał na niego z dezaprobatą. Jego mina jasno mówiła
„serio? tylko na tyle cię stać?”. Teraz Crowley, po prostu, musiał zaakceptować
swoją porażkę.
- Dobra! – Przewrócił
oczami, czego Anioł nie mógł widzieć, bo ciągle zasłaniały je okulary
przeciwsłoneczne. Był jednak, jak najbardziej, świadomy tego gestu. – Chodźmy!
Im szybciej zaczniemy, tym szybciej będziemy mieć to za sobą. – Wstał z kanapy,
podszedł do Anioła i chwycił go za rękę. Azirafal uśmiechnął się widząc ten
ruch.
- Nie przepuścisz
żadnej okazji?
- Czekałem na to
sześć tysięcy lat. Nie ma mowy, żebym teraz mógł sobie, tak po prostu,
odpuścić.
Anioł nic nie
odpowiedział, tylko poprawił uścisk splatając ich palce razem.
- Chyba sobie ze
mnie jaja robisz! – krzyknął Crowley, nie przejmując się tym, że zwraca na
siebie uwagę całego personelu i przynajmniej połowy klientów.
Azirafal poczuł
się nieswojo. Środek, wywołanego przez Demona, zamieszania leżał tak daleko od
jego strefy komfortu, że dalej można było trafić tylko na kolację służbową z Gabrielem.
I Piekło. Chociaż, po dłuższym zastanowieniu i weryfikacji doświadczeń, Piekło
wydawało się milszym miejscem. Mieli tam bardzo wygodne wanny.
Chciał powiedzieć
Crowleyowi, żeby się trochę uspokoił, ale z doświadczenia wiedział, że odniósłby
skutek odwrotny od zamierzonego. Jedyną opcją było wdać się w polemikę ze wściekłym
Demonem. Przetrwał Armagedon i wizytę w Piekle, w obcym ciele. Mógł to zrobić.
- Nie wiem, o co
ci chodzi. To naprawdę ładny garnitur. – Może i nie pałał miłością do
współczesnej mody, (nawet Anioły mają swoje granice), zdecydowanie lepiej czuł
się w ubraniach, które krojem nawiązywały przynajmniej do poprzedniej epoki.
Ach! Ten wspaniały dziewiętnasty wiek! Ludzie mieli wtedy klasę… Rozumiał jednak,
że na ślubie nie wypada wyglądać tylko elegancko, ale także modnie. Żeby nie zrobić
parze młodej przykrości. Dlatego postanowił się poświęcić i nieco uaktualnić
garderobę. Nie tylko swoją. Chociaż, z drugiej strony… Crowley posiadał
niezwykły dar wyglądania wspaniale, w każdym stroju. Czego, niestety, nie można
było powiedzieć o fryzurze. Azirafala do tej pory przechodziły ciarki, na wspomnienie
Paryża w 1793 roku. I to nie dlatego, że o mało nie stracił tam głowy. Dosłownie.
Crowley przez
chwilę milczał, jakby dając przyjacielowi szansę na samodzielne rozwiązanie
zagadki. Jednak, kiedy ten uparcie siedział cicho i tylko wpatrywał się w
Demona tymi swoimi niebieskimi oczami, ten wypuścił ze świstem powietrze (nie
musiał oddychać, ale już stulecia temu nauczył się, że tego typu gesty i zachowania,
nadawały sytuacji dramaturgii i ogólnie dobrze wyglądały. A on lubił dobrze wyglądać.
Fryzura z 1973 roku była najlepszym tego przykładem).
- Jest biały –
oświadczył, jakby to miało wyjaśnić wszystko. Łącznie z Niewypowiedzianym
Planem.
Azirafal spojrzał
na garnitur, tym razem nieco krytyczniej. Lecz i tym razem nie znalazł nic, co
tak bardzo odstraszałoby Demona.
- No tak. Jest
biały – zgodził się. – I bardzo ładny. Przymierz – poprosił.
A Crowley o mało
nie pożałował, że nie rozpuszczono go w wannie z wodą święconą. Tam, gdzie
trafią Demony po zakończeniu egzystencji, z całą pewnością nie ma takich
tortur.
- Aniołku – zaczął
spokojnie. – Ten garnitur jest biały. A ja jestem Demonem. Dodaj dwa do dwóch.
Na tę uwagę Azirafal
zareagował prychnięciem, które skojarzyło się Crowleyowi z dźwiękiem, jaki wydaje
z siebie chomik. W sumie… To by nawet pasowało. Urocze, małe stworzonko… Pulchne,
ale nie grube… Z tendencją do gromadzenia różnych rzeczy…Porównanie tak mu się spodobało,
że postanowił sprezentować Aniołowi, na święta, chomika. Zaraz jednak wrócił do
rzeczywistości. Odpływanie myślami nie było dobrym pomysłem w sytuacji, gdy
ważyły się losy jego image’u oraz reputacji.
- Stereotypy –
mruknął Anioł.
- Raczej tradycja –
sprostował Crowley. – Zapoczątkowana już na ścianie Edenu.
- Niektórych tradycji
nie należy przestrzegać – stwierdził Azirafal po dłuższym zastanowieniu.
- Na przykład tych
traktujących o śmiertelnej wrogości pomiędzy Aniołami i Demonami? – zasugerował
Crowley całując policzek, zawstydzonego takim pokazem czułości, Azirafala. Anioł
nie radził sobie jeszcze z publicznym okazywaniem uczuć, ale walczył z tym
każdego dnia. A Crowley mu pomagał. Na swój własny, demoniczny sposób.
- Z tą, w
pierwszej kolejności, należałoby zerwać – powiedział wciąż czując, jak pieką go
policzki. – Chyba, że to część Niewysłowionego Planu – dodał szybko licząc, że
jego wcześniejsza deklaracja nie zostanie odebrana jako bluźnierstwo. Udał
także, że nie słyszał demonicznego prychnięcia. Cóż… Żadna para nie była
idealna. – W drugiej zaś, z tą która zmusza cię do noszenia samych ciemnych
rzeczy.
- Ale to nie tylko
tradycja! To część mojego wizerunku! – oburzył się Crowley. – Poza tym do
twarzy mi w czerni. I pasuje do mojego charakteru.
Tę ostatnią uwagę
Azirafal postanowił uprzejmie zignorować. Miał własną teorię, jaki kolor
pasował do charakteru tego konkretnego Demona, ale wolał nie rozpoczynać kłótni
w miejscu publicznym. Za to odniósł się do wcześniejszej.
- W białym też ci ładnie
– stwierdził z niewinnym uśmieszkiem.
- A ty skąd niby
to wiesz? Przecież nigdy… - urwał, bo właśnie sobie przypomniał. A Azirafal
tylko potwierdził jego wspomnienia.
- Jedenaste urodziny
Warlocka.
Crowley upewnił
się, że wszyscy stracili nimi zainteresowanie (mały demoniczny cud i awaria
systemu kasowego bardzo w tym pomogły), po czym zdjął okulary i spojrzał na Anioła
tak, że gdyby ten był człowiekiem, resztę swojego życia spędziłby na oddziale zamkniętym
szpitala psychiatrycznego. W stanie głębokiej katatonii. Azirafal tylko
uśmiechnął się dobrodusznie i wszystkie kasy, na nowo, zaczęły działać.
- To był strój kelnera!
– warknął Crowley. – Nie przebiorę się za kelnera na wesele!
- Nikt tego od ciebie
nie oczekuje! Na Boga! Crowley!
- Akurat Jego w to
nie mieszaj! – poradził Crowley. – Jeszcze sobie o nas przypomni i będzie kaszana.
Azirafal może i był
Aniołem. Istotą stworzoną z miłości i dla miłości właśnie, ale nawet jego cierpliwość
miała swoje granice. A pewien Demon uwielbiał je testować. Teraz niemal udało
mu się dotrzeć na sam skraj.
- Na Boga! – powtórzył
z czystej złośliwości. Złośliwy Anioł? Tego jeszcze nie grali. A może i grali a
on zbyt dużo czasu spędził z Gabrielem? – Przecież nie proszę cię żebyś, od
razu, go kupował! – Potrząsnął trzymanym w ręku garniturem. – Proszę cię tylko żebyś
go przymierzył. Żebym JA mógł cię w nim zobaczyć. Tylko tyle. – Zrobił tę swoją
minę szczeniaczka i Crowley już wiedział, że zgodzi się na wszystko. Nie byłby
jednak sobą, Demonem znaczy, gdyby nie spróbował ugrać czegoś dla siebie.
- Niech ci będzie –
warknął udając, że wciąż był zły, choć tak naprawdę mina Azirafala przepędziła wszystkie
negatywne emocje. – Pod jednym warunkiem – zaznaczył a Anioł przełknął ślinę.
Dobrze wiedział na co stać Demona.
- Tak? – zapytał
drżącym głosem. – Jakim?
Jednak Crowley nie
odpowiedział. Uśmiechając się chytrze zniknął pomiędzy wieszakami. Azirafal zastanawiał
się chwilę czy nie iść za nim, ale ostatecznie zrezygnował. Gdyby przyjaciel
chciał jego towarzystwa, to by o nie poprosił. Żeby zająć czymś głowę i nie
myśleć o tym, co takiego kombinował Crowley wdał się w rozmowę ze
sprzedawczynią. I musiał przyznać, że był to strzał w dziesiątkę. Trafił bowiem
na miłośniczkę literatury. A w szczególności Oscara Wilda, którego sam Azirafal
darzył sympatią (to był taki miły człowiek).
Rozmowa tak go
wciągnęła, że był niemal zawiedziony powrotem Crowleya. Na szczęście kobieta obiecała
wpaść kiedyś do księgarni, by dokończyć rozmowę. Przyrzekła też, że nie spróbuje
kupić żadnej z jego cennych książek. Odeszła zostawiając ich samych A Crowley
odprowadził ją wzrokiem wściekłego węża. Na szczęście, dzięki ciemnym okularom
na twarzy Demona, kobieta nie była tego świadoma i udało jej się zachować
zdrowe zmysły.
- To było
niegrzeczne – powiedział Azirafal karcącym tonem. Na który, bądźmy szczerzy,
nie zareagowałby nawet Pies, a co dopiero Crowley.
- O czym
rozmawialiście? – Jak można było się spodziewać, Demon zignorował przytyk.
- O Oscarze… - Za
późno zdał sobie sprawę z popełnionego błędu. Twarz Crowleya wykrzywiła wściekłość.
- Dlaczego…
- Bo to znany i
szanowany pisarz – wszedł mu w słowo nim zaczęło być naprawdę niebezpiecznie. –
I po raz kolejny powtarzam ci, że pomiędzy nami nic nie było! To tylko
przyjaciel! – Prawdę mówiąc zazdrość Crowleya, o człowieka i to sprzed stuleci,
wydawała się Azirafalowi śmieszna. A zarazem urocza. – To ciebie kocham
nieprzerwanie od sześciu tysięcy lat – dodał. I, żeby go całkiem udobruchać, cmoknął
Demona w policzek.
Crowley
momentalnie zrobił się cały czerwony, co bardzo rozbawiło Azirafala. Pamiętał
jednak, żeby się nie śmiać, bo cały proces trzeba by zacząć od początku. Gdyby
byli w księgarni, albo nawet w mieszkaniu Demona, nie miałby nic przeciwko całowaniu
ukochanego, nawet do samej Apokalipsy, jednak w sklepie, nie był pewien, czy
starczyłoby mu odwagi, aby ten wyczyn powtórzyć. No może nie odwagi a
zdecydowania. I przekonania, że faktycznie może to zrobić. Że Niebo nie ukarze
go za jego uczucia.
- Co tam masz? – zmienił
temat wskazując na trzymany przez Demona garnitur.
Crowley potrząsnął
głową, jakby na nowo podłączając się do rzeczywistości a potem jego twarz
rozjaśnił iście diaboliczny uśmiech.
- Mój warunek.
Azirafal przyjrzał
się uważniej ubraniu. Garnitur był czarny, jak najczarniejsza noc, jak skrzydła
Śmierci, jak… No po prostu był czarny. O nowoczesnym kroju, zupełnie nie w
stylu Anioła. Nawet wybrana przez Crowleya koszula była czarna.
- Będzie ci w nim
do twarzy – oświadczył w końcu, żałując nieco, że przyjaciel dokonał wyboru bez
niego.
Jeśli to możliwe,
uśmiech Crowleya jeszcze się poszerzył.
- O nie, Aniołku.
To – wskazał na garnitur – jest dla ciebie.
Azirafal zamrugał.
- Ale jak to? – Ponownie
spojrzał na ubranie. Było tak bardzo nie w jego stylu, że aż coś zakłuło go w środku.
Co wcale nie znaczy, że mu się nie podobał. Wręcz przeciwnie. Był ładny. Tylko
on nie widział siebie w nim.
- A tak to. –
Crowley nie przestawał się uśmiechać. – Przymierz. Przecież nosiłeś już czerń –
przypomniał mu. – Chociaż to, co w niej wyprawiałeś wolałbym zapomnieć. –
Skrzywił się na samo wspomnienie magicznych sztuczek wykonywanych przez Anioła.
- Myślę, że ostatecznie
wyszło całkiem dobrze…
- Tak. Bo ktoś
rzucił w ciebie ciastem – przerwał mu. – No już. Ubieraj się. – Niemal wcisnął w
ramiona zrezygnowanego Anioła swoją zdobycz, samemu biorąc od niego biały
koszmarek.
Azirafal trzymał
garnitur, jakby ten miał go zaraz ugryźć. Przywiązywał dużą wagę do strojów,
kiedyś przecież o mało nie stracił przez to głowy i teraz czuł się bardzo
niekomfortowo, zdradzając swój własny styl.
- No nie wiem, mój
drogi… Wydaje mi się, że nie będę czuł się w tym dobrze… - Zaczął nerwowo
gładzic rękaw marynarki. Wyglądał trochę, jak zagubione dziecko i Crowley musiał,
sam przed sobą, przyznać, że zrobiło mu się żal przyjaciela. To zabawne, bo jako
Demon nie powinien być zdolny do odczuwania współczucia. Chyba Wszechmogący
nieco sknocił sprawę z jego Upadkiem. Rozejrzał się, żeby sprawdzić czy nikt na
nich nie patrzy (trochę demonicznej magii załatwiło sprawę), po czym zrobił dwa
kroki i pochylił się lekko nad przyjacielem.
- Aniołku – powiedział
miękko, zsuwając okulary na czubek nosa, tak że teraz Azirafal, bez problemu,
mógł patrzeć w te wężowe oczy, które fascynowały go, od czasu Edenu. – Zrób to dla mnie. Ten jeden raz – uśmiechnął
się. – Przecież nie każę ci go kupować – powtórzył słowa Anioła a ten nie mógł
zareagować inaczej, jak tylko śmiechem. – Nie zrobiłbym nic przez co poczułbyś się
niekomfortowo. No prawie. – Pocałował Azirafala w szczękę. – Po prostu chcę
zobaczyć cię w takiej odsłonie. Chociaż raz – wymruczał mu wprost do ucha. Na
ten dźwięk Anioła przeszły ciarki. Teraz zrobiłby wszystko o co tylko Crowley
by go poprosił.
- Skoro tak stawiasz sprawę … - uśmiechnął się.
– To niech ci będzie. Ale ty pierwszy!
Crowley, z wyrazem
triumfu wypisanym na twarzy, zniknął w przymierzalni. A Azirafal zwalczył w
sobie pokusę, by pójść za nim. Takie zachowanie zwyczajnie nie przystoi Aniołowi.
Podobnie, jak stanie z rozdziawioną gębą i gapienie się, niezdolnym
wypowiedzieć choćby słowo, na pewnego, pyszałkowatego Demona.
- I jak? – Crowley
niepewnym ruchem poprawił krawat. Otulająca go biel niepokojąco kojarzyła mu się
z Niebem. Było jej zdecydowanie zbyt dużo i była zdecydowanie zbyt biała. Nawet
ten przeklęty strój kelnera miał ciemne dodatki. A w tym koszmarku, wszystko
było jasne. Łącznie z guzikami z masy perłowej. Miał ochotę krzyczeć i zerwać
to z siebie. A potem polać obficie benzyną i spalić. Ogniem Piekielnym. Tak dla
pewności. Wiedział jednak, że Azirafal by mu tego nie wybaczył. Znaczy w końcu
by wybaczył. Był przecież Aniołem, ale na pewno byłoby mu przykro. A Crowley
prędzej zszedłby do Piekła i napluł Belzebubowi w twarz, niż świadomie sprawił przykrość
przyjacielowi.
Dlatego stał, jak
nie przemierzając debil i czekał na werdykt. Oraz moment, w którym zostanie
uwolniony z więzienia.
- Wyglądasz… Wyglądasz…
Wspaniale! – Azirafal odzyskał wreszcie mowę. Naprawdę tak myślał. Jasny kolor
podkreślał karnację Crowleya i sprawiał, że jego rude włosy, (które Anioł w
skrytości podziwiał oraz żywił głęboką nadzieję na to, że ukochany jeszcze
kiedyś zdecyduje się je zapuścić. I tym razem miał zamiar, wreszcie, się nimi
pobawić) stały się jeszcze bardziej widoczne. Trochę, jak czerwone światło w
sygnalizacji miejskiej. I chociaż porównanie było głupie, podobało się Azirafalowi.
Tylko jedna rzecz psuła efekt doskonałości, jaki udało mu się uzyskać wybierając garnitur. Grymas niechęci na twarzy Crowleya.
Tylko jedna rzecz psuła efekt doskonałości, jaki udało mu się uzyskać wybierając garnitur. Grymas niechęci na twarzy Crowleya.
- Nie podoba ci
się – bardziej stwierdził niż spytał.
- To zdecydowanie
nie mój styl – powiedział Crowley ponownie poprawiając krawat. Chociaż nie
musiał oddychać i tak miał wrażenie, że ten przeklęty kawałek materiału go
dusi. Wiedział, że to tylko jego wyobraźnia
(jako Demon nie powinien jej mieć a mimo to ona tam była. Gdzieś wewnątrz
niego. I tylko dzięki niej pomógł uratować świat), ale nie mógł nic na to
poradzić. Nawet widząc zawiedzioną minę Azirafala. – Przepraszam, Aniołku.
- Nie masz za co –
zapewnił go. – Wytrzymasz jeszcze chwilę?
- Dla ciebie? Całą
wieczność.
Azirafal zachichotał.
- Myślę, że aż
tyle czasu nie potrzebuję.
Podszedł do Crowleya
i delikatnie, acz stanowczo odsunął jego ręce od krawatu, po czym go rozplątał.
Demon, od razu wziął kilka głębszych oddechów. Czym tylko rozbawił przyjaciela,
który teraz zajął się rozpinaniem guzików jego koszuli.
- Ale wiesz, że
jesteśmy w miejscu publicznym? Nie żeby mi to przeszkadzało, ale…
Anioł uciszył go gestem.
I to bardzo miłym gestem. Całus w usta zawsze w cenie. Oj wyrabiał mu się ten
Anioł. I to diabelnie szybko.
Ku niezadowoleniu Crowleya
Azirafal zadowolił się trzema górnymi guzikami, po czym cofnął się kilka kroków
i zlustrował Demona uważnym spojrzeniem. Nagle Crowley poczuł się, jak manekin na
wystawie.
- Idealnie – oświadczył
w końcu i zrobił kolejną rzecz, która zadziwiła Demona. Z kieszeni spodni wyciągnął
smartfona. Nie jakiś najnowszy model, ale zdecydowanie nowocześniejszy niż
komórka, którą widział u niego ostatnio. Ten telefon miał dotykowy ekran i nie
posiadał klapki, co było nie lada przeskokiem.
Po krótkiej walce,
z krnąbrnym urządzeniem, twarz Anioła rozpogodziła się.
- Mam! – krzyknął uradowany. – Uśmiech! – powiedział A Crowley wreszcie
pojął o co chodzi. Wykrzywił twarz w czymś, co od biedy można było nazwać
uśmiechem. Azirafal nie był zachwycony. –
Kochanie, proszę…
Crowley przewrócił
oczami. Jak doszło do tego, że wystarczyło jedno słowo Anioła a on robił wszystko,
o co go poproszono? Tym razem uśmiechnął się szczerze. Azirafal był zachwycony.
- Wspaniale!
Błysnęła lampa
błyskowa. I to aż pięć razy. Anioł chciał mieć pewność, że przynajmniej jedno zdjęcie
wyjdzie tak, jak sobie wymarzył. Fakt, iż mógł użyć do tego cudu, chyba jakoś
wyleciał mu z pamięci.
- Na pamiątkę – wyjaśnił
chowając telefon. Nie pozwolił Crowleyowi choćby spojrzeć na fotografię. Demon
wyczuwał w tym podstęp (sześć tysięcy lat bycia wysłannikiem Piekła z każdego
zrobiłoby paranoika), ale nie drążył tematu. Głównie dlatego, że chciał, jak
najszybciej, się przebrać. Równie mocno pragnął zobaczyć Anioła w wybranym,
przez siebie, garniturze.
Kiedy wyszedł z przymierzalni,
już we własnych ciuchach czuł się o niebo… piekło… dużo lepiej.
- Twoja kolej,
Aniołku. – Skłonił się lekko, tym samym zapraszając Azirafala do przymierzalni.
Ten, w odpowiedzi, uśmiechnął się i zniknął za kotarą.
Zakładając
garnitur zaczął rozumieć zachowanie Crowleya. Otaczająca go zewsząd czerń
sprawiała, że czuł się… zagubiony. Przez sześć tysięcy lat starał się otaczać
rzeczami o jasnych barwach: biel, beż, złoto… To zawsze, w jakiś sposób,
kojarzyło mu się z Domem. Niebem. A teraz, gdy jedyną jasną rzeczą wokół niego,
były jego włosy, jeszcze mocniej odczuł nałożoną na siebie banicję. Nie, nie
żałował odcięcia się od Nieba i pozostałych Aniołów. Jeśli to miało być ceną za
wieczność z Crowleyem, to mógł ją płacić do samej Apokalipsy. Jednak czarny to
kolor żałoby. I Piekła. Tak. Azirafalowi Piekło kojarzyło się z czernią. Tym
samym znów przyszło mu przeżywać wspomnienia z egzekucji Crowleya. Nigdy nie
powiedział tego ukochanemu, ale wstrząsnęło nim, jak bardzo pozostałe Demony
pragnęły jego unicestwienia. Crowley na to nie zasłużył! Crowley…
Azirafal przyjrzał
się swojemu odbiciu w lustrze. Wbrew całej niechęci, jaką czuł, musiał przyznać,
że wyglądał szykownie. Garnitur, choć zupełnie nie w jego stylu, leżał na nim,
jak ulał. Poza tym ten kolor… Uświadomił to sobie… Należał do Crowleya!
Uśmiechnięty od
ucha do ucha, wyszedł z przymierzalni. Na jego widok Crowley o mało nie upuścił
telefonu. A kasy znów zaczęły szwankować.
- Kochanie… -
Pokręcił głową z dezaprobatą. – Naprawdę musisz nauczyć się samokontroli. – Pstryknął
palcami i wszystko wróciło do normy. – Ale uznam to za komplement –
zachichotał.
Tymczasem Crowley
zebrał już szczękę z podłogi i, jako tako, poukładał sobie wszystko w głowie.
- Wyglądasz
świetnie, Aniołku! – Był mile zaskoczony efektem. Naprawdę nie wiedział, że
Azirafal będzie wyglądał tak dobrze!
- Też myślę, że
jest całkiem nieźle. – Odwrócił się do lustra, lecz zamiast podziwiać swoje
odbicie, skupił wzrok na twarzy Crowleya. Zastygłej w wyrazie pełnego zachwytu
i bezbrzeżnej miłości. Tym razem użył cudu i zdjęcie magicznie pojawiło się w jego
telefonie. Ponownie zachichotał. – Chociaż zdecyduje się chyba na kilka
jaśniejszych dodatków – uznał. – Co powiesz na białą koszulę?
Pytanie sprawiło,
że Crowley, na chwilę, stracił panowanie nad własną cielesnością, przez co
jeden z klientów sklepu (mający niewysłowionego pecha), o mało nie zszedł na
zawał widząc wielkiego węża, który pojawił się dosłownie znikąd. Na szczęście,
z pomocą Anioła, szybko udało się zażegnać kryzys, a Crowley wybąkał nawet jakieś
tam przeprosiny. Na swoją obronę miał jednak to, że od czasu, gdy na murach
Edenu Azirafal osłonił go własnym skrzydłem, nic go tak nie zaskoczyło. Anioł
nie potrafił zrozumieć, dlaczego.
- Przecież sam go
wybrałeś – przypomniał mu, sprawdzając jednocześnie, jak będzie się prezentował
w kremowej koszuli. Zdecydowanie lepiej. Uznał, że biała za bardzo rzucałaby się
w oczy.
- Ale nie
sądziłem, że tobie się spodoba!
Azirafal zaśmiał się
serdecznie.
- Cieszę się, że
po sześciu tysiącach lat, nadal potrafię cię zaskoczyć, kochany.
Crowley poczuł, że
się rumieni. Nie było to bezpośrednie wyznanie miłości, ale w takich jego Anioł
był mistrzem.
- Zaskakujesz mnie
każdego dnia – przyznał niechętnie. Może i był kusicielem i potrafił zgrabnie
operować słowami, ale zawsze, gdy chodziło o komplementowanie Azirafala czuł,
że powiedział za mało i nie tak.
Anioł uśmiechnął się
w odpowiedzi. Znał Crowleya i wiedział, że ten musiał teraz kilka rzeczy poukładać
sobie w głowie. I przekonać samego siebie, że wcale się nie zbłaźnił. Dlatego zajął
się wybieraniem chusteczki do marynarki. I oczywiście muszki. Jakoś nie miał
zaufania do krawatów. Poza tym chciał, żeby garnitur miał w sobie jakąś cząstkę
niego samego.
Po dłuższym
zastanowieniu uznał, że kość słoniowa będzie najlepszym wyborem. Rozjaśni nieco
całość, nie zleje się z koszulą ani nie przytłoczy naturalnej czerni, która z
każdą chwilą, coraz bardziej zaczynała mu się podobać.
Kiedy zapytał o
zdanie Crowleya, Demon wyglądał jakby obudził się z głębokiego snu i nie do
końca wiedział czego dotyczyło pytanie
- Wszystko w
porządku, kochanie?
- Co? – Zamrugał zaskoczony.
– A! Tak! Wszystko gra!
Ogólnie Crowley
był dobrym łgarzem, dlatego Azirafal czuł się nieco zaniepokojony słysząc tak żałosne
kłamstwo padające z ust Demona.
- Na pewno?
- Tak. Ta muszka wygląda
świetnie. – Wskazał na trzymany przez Azirafala kawałek materiału.
Anioł pokiwał głową
i poszedł się przebrać. Lubił zakupy i zdarzało się, że przeciągał je do granic
absurdu, jednak teraz chciał zakończyć wszystko, jak najszybciej, żeby w
znajomym otoczeniu, wyciągnąć od Crowleya odpowiedzi na swoje pytania.
- Teraz musimy zająć
się tobą – uznał wychodząc z przymierzalni. Zdziwiony dostrzegł, że Crowley
wciąż trzymał biały garnitur, który dla niego wybrał. – Och, kochanie! Przecież
powiedziałem, że nie musisz go kupować.
Jednak Demon
zdawał się go nie słyszeć. Wpatrywał się w ubranie, jakby to miało za chwilę
ożyć i spróbować doprowadzić do Apokalipsy. Czasem patrzył w ten sposób na
Warlocka, gdy ten miał jeden z dziecięcych napadów histerii.
- Dlaczego? –
spytał wreszcie.
- Przecież nie
będę cię zmuszał do noszenia czegoś w czym czujesz się niekomfortowo. Jestem
Aniołem – przypomniał a Crowley potrząsnął głową.
- Nie. Dlaczego
akurat ten garnitur? Jest czarny! Nie czujesz się w nim źle?
Azirafal wiedział,
że teraz musiał uważnie dobierać słowa. Wbrew pozorom i ogólnej opinii, jego prywatny
Demon był dość wrażliwy.
- Na początku tak
było – przyznał z wahaniem. – Ale potem uzmysłowiłem sobie, że czarny wcale nie
kojarzy mi się z żałobą albo Piekłem, tylko z tobą.
Crowley dosłownie
skamieniał. Zapomniał nawet oddychać. Na szczęście ludzka powłoka nie potrzebowała
tlenu do funkcjonowania.
- Przez sześć tysięcy
lat widywałem cię w tym kolorze – kontynuował Azirafal – i się przyzwyczaiłem.
Teraz, dla mnie, czarny to nie kolor Upadku, smutku czy zła reprezentowanego
przez Piekło. To po prostu ty. – Podszedł do Crowleya, złapał go za rękę i
delikatnie ścisnął. – Rozumiesz kochanie?
Demon odwzajemnił
uścisk.
- Chyba tak. –
Spojrzał na trzymany w ręku garnitur. Czy jemu biel mogłaby, zamiast z Niebem, kojarzyć
się z Azirafalem? Wrócił myślami do tych wszystkich spotkań, jakie odbyli w
ciągu całego istnienia ziemi. Odpowiedź była jedna.
- Chodź. Poszukamy
jakiejś stylowej czarnej koszuli. I może czerwonego krawata. Jak myślisz?