UTRACONA NIEWINNOŚĆ
12
Magnus od zawsze
wiedział, że jego długi jęzor sprowadzi na niego kłopoty. Że powie coś, czego
nie powinien, w miejscu, w którym nie powinien. I będzie chryja. Ale obstawiał
raczej problemy z policją, zazdrosnym facetem (albo kobietą – świat jest zbyt
piękny żeby się ograniczać). Dopuszczał nawet zatargi z mafią, (bywały okresy,
w jego życiu, gdy zadawał się z naprawdę szemranym towarzystwem). Nigdy jednak
nie podejrzewał, że chlapnięcie, ot tak, kilku słów za dużo, doprowadzi go na
podłogę, własnego mieszkania, gdzie nad jego zlanym potem ciałem, będzie się znęcał
niebieskooki anioł. I to nie w sposób, jak by sobie tego życzył, (a który
mógłby stanowić ciekawe tło, jednego z jego przyszłych filmów).
- Nie dam rady. – Magnus
opadł na karimatę jęcząc głośno. Każdy mięsień, w jego ciele protestował, palił
żywym ogniem i wyklinał właściciela, któremu ćwiczeń się zachciało.
- Dasz, dasz. –
Dorastając z Jace’em i Isabelle, a potem pracując w klubie, Alec uodpornił się
na tego typu jęki. – No dalej, Magnus. Jeszcze trochę. Ostatnia dziesiątka.
- Ostatnia dziesiątka
była trzy dziesiątki temu! Jesteś parszywym kłamcą Lightwood! I tym kimś, kto
lubi wyżywać się na innych, ale akurat to słowo wyleciało mi z głowy! Wypłynęło
z potem! I moją chęcią do życia!
- Już nie dramatyzuj. –
Alec ukląkł przy Magnusie, który nie zrobił nawet pięćdziesięciu brzuszków, a
marudził jakby został przeczołgany przez wojskowy poligon. Choć faktycznie,
nieźle się przy tych ćwiczeniach spocił. Alec musiał używać całej swojej siły
woli, by nie patrzeć na klatkę piersiową mężczyzny, lśniącą od drobnych
kropelek. Po jaką cholerę, Bane musiał się tak obnażać, do zwykłego treningu?!
On sam miał na sobie koszulkę, za dużą o kilka rozmiarów, i dresy. Też za duże,
tak na wszelki wypadek. Ale, co dziwne, spodnie Magnusa też były szerokie.
Czyżby miał ten sam problem? Nie, to niemożliwe. Jego widok nie mógł podniecać
Magnusa, był przecież tylko Alekiem – najmniej reprezentatywnym członkiem
rodziny Lightwood. Podczas gdy Bane… Westchnął. Skup się Alec! Przecież wiesz,
że to nie dla ciebie!
- Nie dramatyzuje! – Z
satysfakcją patrzył, jak wzrok Aleca, co chwila ucieka na jego klatkę piersiową
i, jak mężczyzna, za wszelką cenę, stara się to ukryć. Pochlebiało mu
zainteresowanie ze strony Alexandra, nawet jeśli miało nic z niego nie wyniknąć.
Wiedział, że był pierwszym mężczyzną, na którego Alec zwrócił uwagę i który
wstrząsnął jego poukładanym światem. Może wystarczy trochę zachęty i mężczyzna
dojrzeje wystarczająco, by przyznać się, kim jest? Jasne, marz dalej Bane.
Alexander przestanie się ukrywać, tylko w przypadku, jeśli Złotowłosa, jakimś
cudem, zniknie z tego świata. Mimowolnie zaczął się zastanawiać ile kosztuje
wynajęcie płatnego zabójcy.
- Będę miał zakwasy! I Ragnor urwie mi głowę! – Co prawda Ragnor i tak już chciał to zrobić, tyle że z innego powodu, ale Alec nie musiał o tym wiedzieć. – A potem weźmie się za ciebie! I pewnie zawoła do pomocy Raphaela!
- Będę miał zakwasy! I Ragnor urwie mi głowę! – Co prawda Ragnor i tak już chciał to zrobić, tyle że z innego powodu, ale Alec nie musiał o tym wiedzieć. – A potem weźmie się za ciebie! I pewnie zawoła do pomocy Raphaela!
Podczas całego wywodu
Alec tylko kiwał głową. To była kompilacja wymówek, które słyszał już nie raz.
Był na nie odporny.
- Lżej ci?
Magnus prychnął. Alec udał,
że nie słyszy.
- No dawaj. Ostatnia
dziesiątka.
- Jesteś potworem!
- Już to kiedyś
słyszałem! Dawaj, bo nie zamówię pizzy!
- Sam potrafię posługiwać
się telefonem – burknął Magnus, ale posłusznie zaczął robić brzuszki. Mimo wszystko
wiedział, że to dla jego dobra, faktycznie ostatnio się zaniedbał. Może i nie
miał tendencji do tycia, ale to nie znaczyło, że po dłuższym lenistwie, na jego
brzuchu, nie pojawi się oponka. Już sobie wyobrażał docinki ze strony Ragnora,
Raphaela i, przede wszystkim, Camille. O nie! Nie da im tej satysfakcji! Z
rozpędu zrobił dwadzieścia brzuszków.
- Widzisz? – ucieszył się
Alec. – Jak chcesz to potrafisz!
Nie odpowiedział tylko
dlatego, że walczył o każdy haust powietrza. Cholera! On! Wielki Magnus Bane!
Wymięka przy brzuszkach! Gwiazda najlepszych siłowni na Brooklynie, ledwo łapie
oddech przy byle rozgrzewce! Trzeba coś z tym zrobić. I to w trybie now!
- Zamknij się! – wysapał
w końcu. – Ciekawe czy sam umiesz lepiej! Bo póki, co tylko znęcasz się nade
mną.
Alec wzruszył ramionami, sięgnął
po drugą karimatę, rozłożył ją na podłodze, tuż obok Magnusa i sam zaczął
ćwiczyć.
- Jeden, dwa, trzy,
cztery…
Przy dziesięciu Magnus
zaniechał liczenia. Zamiast tego skupił się na widokach przed sobą, ogromnie
żałując, że Alexander tak bardzo upierał się przy noszeniu koszulki. Przecież
mięśnie brzucha kogoś, kto TAK ćwiczy musiały być… boskie! Chociaż może to i
dobrze. Bo autentycznie nie był pewien, czy na ten widok nie poleciałaby mu
krew z nosa, jak w jakimś tandetnym anime (Magnus wcale nie oglądał takich
rzeczy! Nie!).
- Sto!
Z krainy fantazji wyrwał
go triumfalny krzyk Alexandra.
- Pozer – burknął Magnus
widząc, jak mężczyzna, bez żadnych problemów, wstaje i jeszcze na dodatek się
przeciąga! Nawet się nie spocił! To było niesprawiedliwe! Bo Magnus wiedział, że
sam wyglądał, jakby go wyciągnęli z worka na brudy.
- To są efekty
regularnego treningu. Ale nie martw się. Ciebie też doprowadzimy do takiej
formy.
- Chyba, że prędzej mnie
zabijesz.
Alec zaśmiał się i
wyciągnął rękę żeby pomóc mu wstać. Magnus wahał się przez moment, czy ją
złapać. Dotykanie Aleca było jedną z tych rzeczy, które Ragnor kazał przestać
mu robić. I pewnie miał rację, zwykle tak było. I za każdym razem Magnus go nie
słuchał, czego finalnie żałował. Tylko że… Tradycja rzecz święta, prawda?
Chwycił podaną mu dłoń i pozwolił, jednym płynnym ruchem, podnieść się do
pozycji stojącej. Nie pierwszy raz zaskoczyło go to, jak silny był Alexander.
Oraz, jak bardzo chciałby dotknąć tych mięśni, zobaczyć je na własne oczy,
posmakować… Z wysiłkiem odsunął się od mężczyzny. Bo wystarczyło zrobić jeden
krok, lekko się pochylić, by znów posmakować słodkich ust Alexandra. A niczego mocniej
nie pragnął. I nic nie było bardziej zakazane.
- Myślę… Myślę… - Alec
wyglądał, jakby obudził się z głębokiego snu. – Że na dzisiaj wystarczy. Jutro…
Jutro zrobimy więcej. – Cholera,
cholera, cholera! Magnus stał tak blisko! Wystarczyłby jeden krok… Nawet nie!
Mógłby go, po prostu, do siebie przyciągnąć, wciąż trzymał jego rękę… Kiedy to
sobie uświadomił, odsunął się gwałtownie.
- Idź pod prysznic a ja
zamówię pizzę.
Magnus skwapliwie
skorzystał z okazji, by zniknąć z zasięgu wzroku Aleca. Miał pewien palący
problem, którym musiał się zająć.
Magnus, z coraz większym
niepokojem wpatrywał się w kartkę pokrytą drobnym, niechlujnym pismem Aleca.
Mężczyzna nie widział jego twarzy, bo zajęty był wcinaniem pizzy. Z ananasem i
podwójnym serem. Jednak nawet taka rozpusta nie mogła poprawić mu humoru.
- Z tego, co pamiętam
masz mnie chronić a nie próbować zabić. – Odłożył przygotowany przez Alexandra
plan ćwiczeń i sięgnął po kawałek pizzy. To mógł być jego ostatni posiłek.
- Już nie przesadzaj. To
lekki plan treningowy, który pozwoli ci zachować sylwetkę nawet przy objadaniu
się świństwami. – Kiedy mówił nie patrzył na Magnusa. Mężczyzna, po wyjściu spod prysznica, nie kłopotał
się za bardzo ubieraniem i teraz miał na sobie tylko złachmanione dresy,
(niepokojąco podobne do tych Aleca, ale o tym Lightwood wolał nie myśleć)
opadające poniżej linii bioder oraz ręcznik narzucony na ramiona tak, by
skapywała na niego woda, z wciąż mokrych włosów. Nie wytarł się też dokładnie,
przez co jego klatka piersiowa, lśniła w blasku kuchennych lamp. Alecowi wystarczył
jeden rzut oka, by wiedzieć, że dłuższe wpatrywanie się w Magnusa, mogło być
dla niego niebezpieczne. Tym bardziej, iż Bane, przynajmniej w domu, przestał
nosić soczewki i teraz, bez przerwy, patrzyły na niego te kocie oczy. Tak
nieludzko piękne, że Alec za każdym razem, gdy je widział, niemal zapominał oddychać.
- Chciałbym zaznaczyć, że
to – Bane wskazał na pizzę – jest pierwszym, prawdziwie niezdrowym posiłkiem,
jaki jem, odkąd ze mną mieszkasz.
Doskonale wiedział, co Magnus
miał na myśli, ale i tak sugestia mieszkania z kimś… Cóż, trafiła go prosto w
serce. Uświadomiła mu, że tak naprawdę nie lubił być sam w swoim mieszkaniu.
Przez całe życie mieszkał z kimś, w jego otoczeniu był gwar. Najpierw w
rodzinnym domu. Przy czwórce dzieci, w dodatku tak różniących się charakterem,
nie było mowy o ciszy i spokoju. Kiedy poszedł na swoje był w zbyt dużej
rozsypce psychicznej, by zarejestrować taką zmianę. Ciągle żył w obawie, że
rodzice zmuszą go do powrotu, a on nie odnajdzie w sobie ponownie dość siły, by
im się przeciwstawić. Albo, że rodzeństwo dowie się, dlaczego się wyprowadził.
To wykańczało go od środka i kto wie, jakby się skończyło gdyby pewnego
pięknego dnia, do jego mieszkania, nie wparował Jace, z jedną torbą i prośbą o
wydzielenie kawałka podłogi. I wtedy było dobrze. Obecność brata uświadamiał
mu, jak bardzo, do normalnego funkcjonowania, potrzebował kogoś obok. Po
wyprowadzce Jace’a długo dochodził do siebie, ale na szczęście nie został
całkiem sam. Bo zaczęła wpadać Isabelle, brat z narzeczoną zapraszali go do
siebie… I jakoś to się kręciło. Teraz, gdy mieszkał z Magnusem, ile? Miesiąc?
Stracił poczucie czasu. Zrozumiał, jak to naprawdę jest mieszkać z drugą osobą.
Nie wyobrażał już sobie powrotu do pustego mieszkania. Do tej parszywej
samotności.
Nagle stracił apetyt.
Dopiero po dłuższej
chwili dotarło do niego, co właściwie powiedział. Nie „u mnie”, jak zaznaczał
wszystkim ochroniarzom, tylko „ze mną”. Jakby to była ich wspólna decyzja, a
nie wypadkowa różnych działań losu. Co dziwne, podobało mu się brzmienie tego
„ze mną”. Jemu! Który zawsze dążył do niezależności! Jedyną osobą, której
chciał zaproponować wspólne mieszkanie była Camille. Oczywiście nic z tego nie
wyszło a on ponownie zraził się do tego pomysłu. Teraz jednak nie wyobrażał
sobie, jak to będzie, kiedy Alexander się wyprowadzi, opuści go na zawsze. Znów
zostanie sam, w tym wielkim mieszkaniu.
Nagle stracił apetyt.
- Wyglądasz jakbyś miał
bardzo intensywną noc. – Axel wyszczerzył zęby do Magnusa, któremu utrzymanie
wyprostowanej postawy przychodziło z trudem. Wbrew zapewnieniom Aleca, miał
zakwasy. – Czyżby ten twój przystojniak nie był aż tak niewinny, jakiego
zgrywa?
- Zamknij się – burknął.
- No już, nie wstydź się.
– Axel nie tracił dobrego humoru. – Nikt cię przecież nie ocenia. Chłopaczek
jest śliczny, nic dziwnego, że rozłożyłeś przed nim nogi.
Autentycznie miał ochotę
mu przywalić. Tylko dlatego, że traktował Alexandra przedmiotowo, jak zabawkę
na jedną noc. A Aleca warto było poznać. Był miły, uczynny, niewinny. Zawsze
najpierw myślał o innych a nie o sobie. I był mądry. I silny! Zarówno fizycznie,
jak i psychicznie. Niewielu ludzi, po przejściu tego, co on zachowałoby taką
wiarę w świat.
A Axel właśnie sprowadzał
tego wspaniałego mężczyznę do… typowego partnera Magnusa. On sam, częściowo,
był odpowiedzialny za to, jak odebrano Alexandra. Przyzwyczaił wszystkich do
podbojów na jedną noc, więc nie miał, co się dziwić, że nikt nie oczekiwał po
nim więcej.
Już miał odpowiedzieć, że
nie, nie spał z Alekiem a Axel nich lepiej zajmie się swoją dupą (i to
dosłownie), kiedy zjawił się Ragnor. W wybitnie złym humorze.
- Nagadały się już
panienki?! Bo może czas… Nie wiem… Zająć się tym, za co wam płacą?!
Wszyscy wiedzieli, że zły
Ragnor to ZŁY Ragnor a ZŁY Ragnor to mnóstwo dokrętek, dubli i wrzeszczenia na
planie. Dlatego, bez słowa sprzeciwu, Magnus oraz Axel porzucili rozmowę i
wrócili do pracy. No może nie tak do końca, bez słowa. Bane, co kilka kroków,
krzywił się i syczał z bólu. Zakwasy na brzuchu to jednak przekleństwo. Kiedy
mijał Ragnora przyjaciel spojrzał na niego z dezaprobatą i czymś, co przy
sporej dozie dobrych chęci, można było wziąć za troskę.
- Nienawidzę cię – jęknął
Magnus gramoląc się z ziemi i odbierając od uśmiechniętego Aleca butelkę wody.
Wypił całą niemal na raz. – Jak to możliwe, że ja ledwo stoję, a ty się nawet
nie spociłeś? – I dlaczego nadal masz na sobie tę przeklętą koszulkę?!, dodał w
myślach.
Alec wzruszył ramionami.
- Trenuje od dziecka. Łuk
i sztuki walki z Jace’em, a od czasu do czasu siłownia. Jestem przyzwyczajony
do wysiłku.
To akurat Magnus
zauważył. Trenowali razem ponad tydzień i choć jego kondycja mocno się
poprawiła (nie miał już zakwasów, dzięki wszystkim bogom) to nadal daleko mu
było do Aleca. Który wszelkie możliwe ćwiczenia wykonywał, bez najmniejszego
wysiłku. Przez to, jeszcze raz, na świeżo, musiał spojrzeć na swojego
ochroniarza. Wiedział, że Alec był silny i wysportowany. Strzelanie z łuku,
wbrew pozorom nie było dla słabeuszy. Przekonał się o tym na ostatnich zajęciach,
kiedy sam tego spróbował. Cóż… Nie wyszło tak, jakby sobie tego życzył, ale przynajmniej
dzieciaki miały frajdę. Zawsze jednak myślał, że Alecowi daleko było do, na
przykład, Jace’a, który postawą przypominał lodówkę. Niski i krępy. Od razu
było widać, że jak cię walnie to nie wstaniesz a twój dentysta będzie miał
fundusze, żeby posłać dzieci na studia. Z Alekiem sprawa miała się inaczej.
Wyglądał raczej niepozornie, zwłaszcza w tych okropnych, za dużych swetrach
(zapamiętać! Dowiedzieć się, kiedy Alec ma urodziny i sprezentować mu coś
ładnego!), jednak teraz Magnus nie miał żadnych wątpliwości, że gdyby zaszła
taka potrzeba, cios Alexandra poczyniłby nie mniejsze spustoszenie, niż prawy
sierpowy Złotowłosej. Potrzeba zobaczenia go bez koszulki wzrosła po tysiąckroć.
Żałował, że pokój dla
gości ma osobną łazienkę. Gdyby było inaczej mógłby, przez przypadek oczywiście,
wparować… Magnus! Uspokój się! To prawdziwe życie a nie jedna z tych szmir, w
których grasz! No, ale pomarzyć dobra rzecz.
Nie wiedział, czy Alec
chciał powiedzieć coś jeszcze, bo w tym momencie zadzwonił jego telefon. Magnus
zdziwiony uniósł brwi. Jedyną osobą, która dzwoniła do Aleca (nie żeby podsłuchiwał…
Tak jakoś wyszło) była Złotowłosa i robiła to raczej wieczorami. Sam Alec był
równie zdziwiony, kiedy sięgał po telefon. Spojrzawszy na wyświetlacz najpierw
się uśmiechnął a zaraz potem jego twarz przybrała cierpiętniczy wyraz.
- Cześć Iz.
Isabelle. Tajemnicza
siostra Alexandra. Im więcej Magnus się o niej dowiadywał, tym bardziej chciał
ją poznać. Miał wrażenie, że by się polubili.
- Nie. W porządku. A u
ciebie?
Nie czuł się komfortowo
niejako podsłuchując prywatną rozmowę Aleca, ale mężczyzna sam zadecydował, że
nie wyjdzie z salonu. Więc chyba mógł słuchać.
- Nie ma mowy Izzy! Zapomnij!
Twarz Aleca zrobiła się
cała czerwona i Magnus zaczął się zastanawiać, jakąż to niemoralną propozycję
złożyła mu siostra.
- Wiedział o tym, kiedy
mnie pytał!
Robiło się coraz bardziej
interesująco.
- Nie! Po prostu NIE!
Magnusa zaczęło skręcać z
ciekawości.
- To jest szantaż!
A to jest tortura!
- Nie ma mowy! A poza tym
nie mam czasu!
O! To zabrzmiało, jak
wymówka przed czymś naprawdę fajnym!
- Też cie kocham! Pa! –
Rozłączył się, po czym rzucił telefon na sofę.
Magnus wytrzymał
dokładnie trzydzieści sekund nim zapytał:
- Na co nie masz czasu?
Alec zamrugał, jakby
zdziwiony tym, że Bane wciąż był obok. Nie mając siły na kolejną kłótnię (a
wiedział, że Magnus potrafił być tak samo uparty, jak Izzy) burknął:
- Na lekcje tańca.
Początkowo myślał, że się
przesłyszał. Dopiero zacięta mina Alexandra powiedziała mu, że tak nie było.
- A po co ci lekcje
tańca? No poza tym, żeby się go nauczyć? – Zawsze starał się nie oceniać ludzi
po pozorach (na własnym przykładzie wiedział, jak bardzo to może być krzywdzące),
jednak Aleca już trochę znał i mógł śmiało stwierdzić, że należał on do tych
ludzi, którym z tańcem nie po drodze. Nauczyć pewnie by się i nauczył (Alec
wydawał się być osobą, która jeśli już się za coś weźmie, doprowadzi to do
końca, choćby za cenę życia), gorzej z czerpaniem, z tego przyjemności.
- Chodzi o ślub Jace’a. –
Alec westchnął i przeczesał włosy dłonią, czyniąc sobie na głowie bałagan większy
niż zwykle. Jeszcze trochę i to wzdychanie wejdzie mu w nawyk, a tego Magnus nie
chciał. Bo kiedy Alec wzdychał, miało się wrażenie, że mężczyźnie właśnie cały
świat zwalił się na głowę. – Izzy uważa, że jako drużba pana młodego powinienem
znać przynajmniej podstawowe kroki, żeby nie narobić mu wstydu.
Magnus zgadzał się z
Isabelle w całej rozciągłości, dlatego taktownie milczał.
- Posunęła się nawet do
szantażu. Powiedziała, że jeśli nauczę się tańczyć, to ona nie chce ode mnie
żadnych prezentów, na żadne święta, przez najbliższy rok – ciągnął Alec. – I to
całkiem niezły układ, bo trafienie w gust Izzy bywa koszmarem. W dodatku zawsze
dosadnie komentuje, jeśli coś jej się nie spodoba. No i ma bzika na punkcie
mody a ja się na tym kompletnie nie znam… - Zamyślił się. – Dogadalibyście się.
- Też tak myślę – zgodził
się Magnus. – Ale skoro tak wygląda sytuacja, to dlaczego nie pójdziesz na jakiś
kurs?
Alec opadł na kanapę, tuż
obok telefonu i schował twarz w dłoniach.
- Taniec to nie moja
bajka. Nawet na zabawach szkolnych, jeśli akurat rodzeństwu udało się mnie wyciągnąć,
podpierałem ściany, więc doświadczenie mam zerowe. Ostatni raz, z własnej woli,
tańczyłem w przedszkolu. Niani się podobało. Ale jej smakowały nawet pierwsze
kulinarne próby Izzy. – Zaśmiał się. – Teraz myślę, że rodzice zdecydowanie za
mało jej płacili.
Kiedy Alec mówił Magnus
usiadł obok, w równym stopniu zaaferowany całą historią, co zadowolony z
niespodziewanej przerwy w treningu.
- Ale wiesz, że do tego
właśnie służą kursy? – spytał, gdy Alec umilkł, wydawać by się mogło, że na
zawsze. – Żeby nauczyć się czegoś, czego nie umiesz? Przynajmniej tak było,
kiedy sprawdzałem ostatnim razem.
- Niby tak – niechętnie
zgodził się Alec, któremu bliskość Magnusa zaczęła, nie tyle przeszkadzać, co
mącić w głowie. I utrudniać skupienie na głównym temacie. – Chodzi o to, że… Nieważne. – Machnął ręką.
– Będziesz się śmiał. – A tego by nie zniósł. Sama myśl, że mógłby stracić w
oczach Magnusa, odbierała mu dech.
Teraz Bane poczuł się
zaintrygowany.
- A jak obiecam, że nie,
to mi powiesz? – spytał kładąc mu dłoń na ramieniu. Ciało Aleca napięło się gwałtownie,
mimo to nie zabrał ręki. Może to i egoistyczne z jego strony, ale chciał,
chociaż przez chwilę, poczuć płynące od Alexandra ciepło. Po dłuższej chwili
mężczyzna się rozluźnił.
- Obiecujesz? – spytał.
- Przyrzekam na moją
kolekcje cieni do powiek, że nie będę się śmiał – oświadczył z pełną powagą
Magnus, jednak podniosły nastrój zepsuło parsknięcie, ze strony Alexandra.
- Tak. Zdecydowanie
dogadałbyś się z Izzy.
Magnus wyszczerzył do
niego zęby.
- Czyli rozumiem, że taka
deklaracja cię przekonuje?
- Dorzuć do tego ten dziwny
brokatowy garnitur a na pewno ci uwierzę.
Magnus złapał się za serce,
w teatralnym geście.
- Jak śmiesz?! Trochę
szacunku! To szyty na miarę…
- Tak, tak – przerwał mu
Alec. – Jestem pewny, że możesz mówić o nim godzinami a ja, z tego wszystkiego,
nie zrozumiem ani słowa.
- Jesteś totalnym
ignorantem. – Bane zrobił naburmuszoną minę. Prawda była jednak taka, że podobało
mu się podejście Aleca, do jego zamiłowania względem mody. Sam Lightwood nie
miał o tym zielonego pojęcia a jedynymi, uznawanymi przez niego, kolorami był
czarny, sprany czarny oraz szary. Mimo to, bez słowa sprzeciwu, akceptował
skrzywienie Magnusa, który zawsze i wszędzie musiał wyglądać perfekcyjnie. W
dodatku, w jego oczach nieodmiennie lśnił zachwyt, gdy widział Bane’a w nowej odsłonie.
Choć chyba sam nie zdawał sobie z tego sprawy, a Magnus nie zamierzał go
uświadamiać.
- Wiem. Izzy zawsze mi to
powtarza.
- Coraz bardziej mam
ochotę ją poznać. Może razem coś byśmy poradzili na te twoje okropne swetry.
Alec, po raz kolejny
pomyślał, że Izzy i Magnus mogliby zostać prawdziwymi przyjaciółmi. A wtedy on miałby
prawdziwie przesrane. Bo, o ile pojedyncze przytyki, na temat swojej garderoby
jakoś znosił, to pod zmasowanym atakiem mógłby ulec, choćby dla świętego
spokoju. Kiedyś nawet myślał o tym, by zaprosić Isabelle do domu Magnusa
(oczywiście za zgodą gospodarza). Potem jednak uzmysłowił sobie, że Izzy już
zna Bane’a. I to od tej najbardziej intymnej strony! Kiedy byli razem łatwo
przychodziło mu zapomnienie, czym Magnus się zajmował. W domu mężczyzna
zachowywał się zupełnie inaczej niż na planie. Nie rzucał dwuznacznych komentarzy
(no przynajmniej niezbyt często), chodził w miarę ubrany, (chociaż, zdaniem
Aleca przejawiał niezdrowy pociąg do nieubierania koszulki) i w ogóle wydawał
się bardziej… normalny. Cały czar pryskał po przekroczeniu progu studia. Wtedy,
w Magnusa, wstępował bóg seksu. Nagle każda jego wypowiedź miała jakiś podtekst,
każdy kto go mijał obdarzany był wiele mówiącym spojrzeniem, a każdy ruch
wydawał się byś aż za bardzo wyuzdany. Chociaż ostatnio, jakby się to
uspokoiło. Alec w ogóle odnosił wrażenie, że Magnusa przestała cieszyć jego
praca. Kilka razy nawet chciał poruszyć ten temat, ale potem uzmysławiał sobie,
jak taka rozmowa miałaby wyglądać. O czym musiałby mówić. No i cała odwaga
pierzchała, gdzie pieprz rośnie i raki zimują. Zresztą, co miałby mu doradzić?!
Jego seksualne doświadczenia ograniczały się do robienia sobie dobrze pod
prysznicem. Zawsze po takiej kąpieli
czuł do siebie obrzydzenie. Ostatnio nawet większe niż zwykle, bo jego myśli, podczas, krążyły wokół Magnusa i tego,
co wyrabiał na planie.
- Moja garderoba nie
podlega żadnym negocjacjom!
- To akurat zauważyłem –
mruknął Magnus. – Nie rozumiem jednak, dlaczego? Bo na przykład w niebieskim…
- Nawet nie zaczynaj! –
powstrzymał go Alec. – Niedługo będę przez to piekło przechodził z Izzy, kiedy
będziemy kupować garnitur na ślub Jace’a. Więc chociaż ty mi daruj.
- O! I patrz! Wróciliśmy
do ślubu! – ucieszył się Magnus jednocześnie próbując wyrzucić z głowy myśli o
Alecu w garniturze. Granatowej koszuli, z krawatem… - To teraz powiedz,
dlaczego nie chcesz pójść na kurs tańca. – I w dopasowanych spodniach…
Mężczyzna spojrzał na
niego spod zmrużonych powiek, na co Bane westchnął.
- Dobrze. – Przewrócił
oczami. – Przyrzekam na mój brokatowy garnitur, że nie będę się z ciebie śmiał.
Jeśli złamię obietnicę, oddam go potrzebującym i nigdy nie zamówię u krawca nic
podobnego. Zadowolony?
Tego Alec się nie
spodziewał. Aż rozdziawił usta ze zdumienia, przez co wyglądał naprawdę uroczo.
Magnus złapał się na tym, że ma ochotę przejechać palcami po wargach mężczyzny.
- Powiesz mi? – zapytał,
żeby zająć myśli czymś innym.
Jak to mówią, słowo się
rzekło, kobyłka u płotu. Czy jakoś tak. Alec, nie pierwszy raz w życiu
pożałował, że jest słowną osobą.
- Bo… Nie chcę nikogo
zawieść. – Spuścił wzrok i zaczął wyłamywać sobie palce.
Magnus musiał przyznać,
że nie bardzo pojął tę motywację.
- Ale przecież nie musisz,
nic nikomu mówić. A jak coś nie wyjdzie, – w co nie wierzył, bo Alec, jak sobie
coś postanowi, to doprowadzi to do końca – po prostu dalej się nie przyznasz. –
Przynajmniej on by tak zrobił. Do tej pory nikt nie wiedział, że chodził na
kurs ikebany. A to tylko dlatego, że układanie kwiatów okazało się nie być jego
dziedziną.
W odpowiedzi Alec pokręcił
głową.
- Nie rozumiesz. Chodzi o
to, że naprawdę nikogo nie chcę zawieść. – Dalej wyłamywał sobie palce. Ten
dźwięk zaczynał irytować Magnusa. – W tym również instruktora. Wiem, że to
głupie, ale nawet nie wiesz, z jakim rozczarowaniem potrafią patrzeć ci ludzie.
Jakby człowiek, w jednej chwili, pozbawił ich całego sensu życia. – Niemal
jęknął. – Przekonałem się o tym, kiedy uczyłem się języków. – Przejechał dłonią
po twarzy. – Nigdy więcej.
Magnus podejrzewał, że
wychowanie w atmosferze ciągłych wymagań bycia najlepszym, we wszystkim, i
dążeniu do sprostania oczekiwaniom rodziców, zostawiło, w psychice Aleca, ślad.
Czy może raczej bliznę. Teraz wiedział, że to była nigdy niezaleczona rana, otwierająca
się, za każdym razem, gdy mężczyzna zdawał sobie sprawę z tego, że czegoś nie
potrafił. Mimo to, cała sytuacja, wydawała się Magnusowi nieco abstrakcyjna.
Bać się zawieść obcych ludzi? To już kwalifikowało się na jakąś terapię i wcale
nie był w tym momencie złośliwy. Alecowi naprawdę dobrze by zrobiło kilka sesji
z psychoterapeutą, jednak nie mógł mu tego powiedzieć. Na pewno zostałby
odebrany nie tak, jak tego chciał.
- To głupie, wiem –
powtórzył Alec, tym razem, dla odmiany, gapiąc się w sufit.
- Trochę – przyznał
Magnus. Nie było sensu kłamać. – Ale w pewnym stopniu mogę to zrozumieć.
- Naprawdę? – Oczy Aleca
rozszerzyły się, jakby zrozumienie było ostatnią rzeczą, jakiej się spodziewał.
- Naprawdę. – Nagle coś
mu przyszło do głowy. – A gdybyś miał stuprocentową pewność, że nieważne jak
bardzo spartolisz, instruktor nie spojrzy na ciebie z rozczarowaniem?
Alec zaśmiał się nerwowo.
- Na tak drogiego
nauczyciela mnie nie stać. Ale myślę, że wtedy mógłbym spróbować. Naprawdę
chciałbym zrobić Izzy przyjemność.
Usłyszawszy to Magnus
wstał z kanapy, zrobił zgrabny piruet i skłonił się przed Alekiem.
- Myślę, że w kwestii
zapłaty jakoś się dogadamy.
Mężczyzna patrzył na
niego z szeroko otwartymi oczami.
- Ty? – zapytał głupio.
- Ja – potwierdził Magnus.
– Może trudno w to uwierzyć, ale przez kilka lat brałem lekcje tańca i nawet wystąpiłem
w kilku zawodach. – Pewnie, gdyby nie zajął się tym zbyt późno i ktoś
dopilnował jego kariery, mógłby pokusić się nawet o zawodowstwo. Ale nie
zamierzał mówić o tym Alecowi. Nie chciał go stresować. – Myślę, że to
wystarczy, by trochę cię podszkolić.
Mężczyzna łypnął na niego
podejrzliwie.
- Żartujesz sobie ze
mnie? – Ni to spytał, ni to stwierdził.
- Gdzieżbym śmiał?! Jak
mi nie wierzysz, to chodź. Udowodnię ci. – Nie czekając na odpowiedź złapał
Alexandra za dłoń i siłą zmusił, by wstał z kanapy. – Najpierw postawa.
Alec niepewnie położył
ręce na ramionach Magnusa, co ten skwitował śmiechem. Ale takim przyjaznym, za
który Alec, choćby i chciał, nie mógł się obrazić.
- Tak to się tańczy
przytulańca w podstawówce. – Delikatnie zdjął ręce mężczyzny z ramion i położył
tam gdzie być powinny.
Alec zarumienił się,
kiedy jego dłoń spoczęła na biodrze mężczyzny. I chociaż nie było w tym żadnego
podtekstu czuł, jak rośnie w nim podniecenie. Magnus był tak blisko. Ich twarze
dzieliły dosłownie centymetry! Gdyby się lekko uniósł na palcach mógłby go
pocałować. I niech Anioł mu świadkiem, nie pragnął teraz niczego innego. Starał
się o tym nie myśleć, jednak ciało Magnusa atakowało go ze wszystkich stron.
Druga ręka została spleciona z tą Bane’a, w dodatku mężczyzna trzymał go za
ramię. Nie potrafił sobie nawet wyobrazić pozycji, w jakiej się znaleźli, bo
rozum odbierała mu woń drzewa sandałowego, którą przesiąknięte było powietrze.
- Na razie bez muzyki –
zaproponował Magnus. – I ja prowadzę. – Ruszyli. A świat zawirował.
Był masochistą.
Pieprzonym, cholernym masochistą! Co mu strzeliło do głowy?! Ale już było za
późno. Musiał wytrzymać. Chociaż bliskość Aleca, jego dotyk i oddech na szyi…
To wszystko działało, jak narkotyk. Otumaniało zmysły do tego stopnia, że nie
czuł, jak mężczyzna depcze mu po palcach. Ból mieszał się z przyjemnością
płynącą z patrzenia w niebieskie oczy. Starał się skupić na melodii w głowie,
ale to było zwyczajnie niewykonalne. Za dużo bodźców z rzeczywistości odwracało
jego uwagę. No i jeszcze ta natrętna myśl, że gdyby się trochę pochylił mógłby
pocałować Aleca.
Czując, że już dłużej nie
wytrzyma, przerwał taniec.
- I jak? – zapytał z trudem
łapiąc oddech. Nie dlatego, że się zmęczył. Po prostu serce zbyt gwałtownie
reagowało na bliskość Aleca. – Mogę być twoim nauczycielem?
Gdy czekał na odpowiedź,
w jego wnętrzu walczyły dwa pragnienia. Jedno niemal błagało na kolanach, by
Alec się zgodził. To było to samo, które kazało mu wcześniej całować Alexandra,
bez względu na konsekwencje. Drugie, zaklinało na wszelkie świętości, by
odmówił. Magnus nie wiedział, któremu powinien kibicować.
NIE! Powiedz nie! Wszystko
w nim krzyczało, by odmówił. Nie skazywał się dobrowolnie na męki! Przecież nie
był masochistą!
A mimo to, gdy otworzył
usta, wydobyło się z nich ciche:
- Tak. Będę zaszczycony.