niedziela, 25 kwietnia 2021

Utracona niewinność 12


 UTRACONA NIEWINNOŚĆ 
 
12


Magnus od zawsze wiedział, że jego długi jęzor sprowadzi na niego kłopoty. Że powie coś, czego nie powinien, w miejscu, w którym nie powinien. I będzie chryja. Ale obstawiał raczej problemy z policją, zazdrosnym facetem (albo kobietą – świat jest zbyt piękny żeby się ograniczać). Dopuszczał nawet zatargi z mafią, (bywały okresy, w jego życiu, gdy zadawał się z naprawdę szemranym towarzystwem). Nigdy jednak nie podejrzewał, że chlapnięcie, ot tak, kilku słów za dużo, doprowadzi go na podłogę, własnego mieszkania, gdzie nad jego zlanym potem ciałem, będzie się znęcał niebieskooki anioł. I to nie w sposób, jak by sobie tego życzył, (a który mógłby stanowić ciekawe tło, jednego z jego przyszłych filmów).
- Nie dam rady. – Magnus opadł na karimatę jęcząc głośno. Każdy mięsień, w jego ciele protestował, palił żywym ogniem i wyklinał właściciela, któremu ćwiczeń się zachciało.
- Dasz, dasz. – Dorastając z Jace’em i Isabelle, a potem pracując w klubie, Alec uodpornił się na tego typu jęki. – No dalej, Magnus. Jeszcze trochę. Ostatnia dziesiątka.
- Ostatnia dziesiątka była trzy dziesiątki temu! Jesteś parszywym kłamcą Lightwood! I tym kimś, kto lubi wyżywać się na innych, ale akurat to słowo wyleciało mi z głowy! Wypłynęło z potem! I moją chęcią do życia!
- Już nie dramatyzuj. – Alec ukląkł przy Magnusie, który nie zrobił nawet pięćdziesięciu brzuszków, a marudził jakby został przeczołgany przez wojskowy poligon. Choć faktycznie, nieźle się przy tych ćwiczeniach spocił. Alec musiał używać całej swojej siły woli, by nie patrzeć na klatkę piersiową mężczyzny, lśniącą od drobnych kropelek. Po jaką cholerę, Bane musiał się tak obnażać, do zwykłego treningu?! On sam miał na sobie koszulkę, za dużą o kilka rozmiarów, i dresy. Też za duże, tak na wszelki wypadek. Ale, co dziwne, spodnie Magnusa też były szerokie. Czyżby miał ten sam problem? Nie, to niemożliwe. Jego widok nie mógł podniecać Magnusa, był przecież tylko Alekiem – najmniej reprezentatywnym członkiem rodziny Lightwood. Podczas gdy Bane… Westchnął. Skup się Alec! Przecież wiesz, że to nie dla ciebie!
- Nie dramatyzuje! – Z satysfakcją patrzył, jak wzrok Aleca, co chwila ucieka na jego klatkę piersiową i, jak mężczyzna, za wszelką cenę, stara się to ukryć. Pochlebiało mu zainteresowanie ze strony Alexandra, nawet jeśli miało nic z niego nie wyniknąć. Wiedział, że był pierwszym mężczyzną, na którego Alec zwrócił uwagę i który wstrząsnął jego poukładanym światem. Może wystarczy trochę zachęty i mężczyzna dojrzeje wystarczająco, by przyznać się, kim jest? Jasne, marz dalej Bane. Alexander przestanie się ukrywać, tylko w przypadku, jeśli Złotowłosa, jakimś cudem, zniknie z tego świata. Mimowolnie zaczął się zastanawiać ile kosztuje wynajęcie płatnego zabójcy.
- Będę miał zakwasy! I Ragnor urwie mi głowę! – Co prawda Ragnor i tak już chciał to zrobić, tyle że z innego powodu, ale Alec nie musiał o tym wiedzieć. – A potem weźmie się za ciebie! I pewnie zawoła do pomocy Raphaela!
Podczas całego wywodu Alec tylko kiwał głową. To była kompilacja wymówek, które słyszał już nie raz. Był na nie odporny.
- Lżej ci?
Magnus prychnął. Alec udał, że nie słyszy.
- No dawaj. Ostatnia dziesiątka.
- Jesteś potworem!
- Już to kiedyś słyszałem! Dawaj, bo nie zamówię pizzy!
- Sam potrafię posługiwać się telefonem – burknął Magnus, ale posłusznie zaczął robić brzuszki. Mimo wszystko wiedział, że to dla jego dobra, faktycznie ostatnio się zaniedbał. Może i nie miał tendencji do tycia, ale to nie znaczyło, że po dłuższym lenistwie, na jego brzuchu, nie pojawi się oponka. Już sobie wyobrażał docinki ze strony Ragnora, Raphaela i, przede wszystkim, Camille. O nie! Nie da im tej satysfakcji! Z rozpędu zrobił dwadzieścia brzuszków.
- Widzisz? – ucieszył się Alec. – Jak chcesz to potrafisz!
Nie odpowiedział tylko dlatego, że walczył o każdy haust powietrza. Cholera! On! Wielki Magnus Bane! Wymięka przy brzuszkach! Gwiazda najlepszych siłowni na Brooklynie, ledwo łapie oddech przy byle rozgrzewce! Trzeba coś z tym zrobić. I to w trybie now!
- Zamknij się! – wysapał w końcu. – Ciekawe czy sam umiesz lepiej! Bo póki, co tylko znęcasz się nade mną.
Alec wzruszył ramionami, sięgnął po drugą karimatę, rozłożył ją na podłodze, tuż obok Magnusa i sam zaczął ćwiczyć.
- Jeden, dwa, trzy, cztery…
Przy dziesięciu Magnus zaniechał liczenia. Zamiast tego skupił się na widokach przed sobą, ogromnie żałując, że Alexander tak bardzo upierał się przy noszeniu koszulki. Przecież mięśnie brzucha kogoś, kto TAK ćwiczy musiały być… boskie! Chociaż może to i dobrze. Bo autentycznie nie był pewien, czy na ten widok nie poleciałaby mu krew z nosa, jak w jakimś tandetnym anime (Magnus wcale nie oglądał takich rzeczy! Nie!).
- Sto!
Z krainy fantazji wyrwał go triumfalny krzyk Alexandra.
- Pozer – burknął Magnus widząc, jak mężczyzna, bez żadnych problemów, wstaje i jeszcze na dodatek się przeciąga! Nawet się nie spocił! To było niesprawiedliwe! Bo Magnus wiedział, że sam wyglądał, jakby go wyciągnęli z worka na brudy.
- To są efekty regularnego treningu. Ale nie martw się. Ciebie też doprowadzimy do takiej formy.
- Chyba, że prędzej mnie zabijesz.
Alec zaśmiał się i wyciągnął rękę żeby pomóc mu wstać. Magnus wahał się przez moment, czy ją złapać. Dotykanie Aleca było jedną z tych rzeczy, które Ragnor kazał przestać mu robić. I pewnie miał rację, zwykle tak było. I za każdym razem Magnus go nie słuchał, czego finalnie żałował. Tylko że… Tradycja rzecz święta, prawda? Chwycił podaną mu dłoń i pozwolił, jednym płynnym ruchem, podnieść się do pozycji stojącej. Nie pierwszy raz zaskoczyło go to, jak silny był Alexander. Oraz, jak bardzo chciałby dotknąć tych mięśni, zobaczyć je na własne oczy, posmakować… Z wysiłkiem odsunął się od mężczyzny. Bo wystarczyło zrobić jeden krok, lekko się pochylić, by znów posmakować słodkich ust Alexandra. A niczego mocniej nie pragnął. I nic nie było bardziej zakazane.
- Myślę… Myślę… - Alec wyglądał, jakby obudził się z głębokiego snu. – Że na dzisiaj wystarczy. Jutro… Jutro zrobimy więcej.  – Cholera, cholera, cholera! Magnus stał tak blisko! Wystarczyłby jeden krok… Nawet nie! Mógłby go, po prostu, do siebie przyciągnąć, wciąż trzymał jego rękę… Kiedy to sobie uświadomił, odsunął się gwałtownie.
- Idź pod prysznic a ja zamówię pizzę.
Magnus skwapliwie skorzystał z okazji, by zniknąć z zasięgu wzroku Aleca. Miał pewien palący problem, którym musiał się zająć.
 
Magnus, z coraz większym niepokojem wpatrywał się w kartkę pokrytą drobnym, niechlujnym pismem Aleca. Mężczyzna nie widział jego twarzy, bo zajęty był wcinaniem pizzy. Z ananasem i podwójnym serem. Jednak nawet taka rozpusta nie mogła poprawić mu humoru.
- Z tego, co pamiętam masz mnie chronić a nie próbować zabić. – Odłożył przygotowany przez Alexandra plan ćwiczeń i sięgnął po kawałek pizzy. To mógł być jego ostatni posiłek.
- Już nie przesadzaj. To lekki plan treningowy, który pozwoli ci zachować sylwetkę nawet przy objadaniu się świństwami. – Kiedy mówił nie patrzył na Magnusa.  Mężczyzna, po wyjściu spod prysznica, nie kłopotał się za bardzo ubieraniem i teraz miał na sobie tylko złachmanione dresy, (niepokojąco podobne do tych Aleca, ale o tym Lightwood wolał nie myśleć) opadające poniżej linii bioder oraz ręcznik narzucony na ramiona tak, by skapywała na niego woda, z wciąż mokrych włosów. Nie wytarł się też dokładnie, przez co jego klatka piersiowa, lśniła w blasku kuchennych lamp. Alecowi wystarczył jeden rzut oka, by wiedzieć, że dłuższe wpatrywanie się w Magnusa, mogło być dla niego niebezpieczne. Tym bardziej, iż Bane, przynajmniej w domu, przestał nosić soczewki i teraz, bez przerwy, patrzyły na niego te kocie oczy. Tak nieludzko piękne, że Alec za każdym razem, gdy je widział, niemal zapominał oddychać.
- Chciałbym zaznaczyć, że to – Bane wskazał na pizzę – jest pierwszym, prawdziwie niezdrowym posiłkiem, jaki jem, odkąd ze mną mieszkasz.
Doskonale wiedział, co Magnus miał na myśli, ale i tak sugestia mieszkania z kimś… Cóż, trafiła go prosto w serce. Uświadomiła mu, że tak naprawdę nie lubił być sam w swoim mieszkaniu. Przez całe życie mieszkał z kimś, w jego otoczeniu był gwar. Najpierw w rodzinnym domu. Przy czwórce dzieci, w dodatku tak różniących się charakterem, nie było mowy o ciszy i spokoju. Kiedy poszedł na swoje był w zbyt dużej rozsypce psychicznej, by zarejestrować taką zmianę. Ciągle żył w obawie, że rodzice zmuszą go do powrotu, a on nie odnajdzie w sobie ponownie dość siły, by im się przeciwstawić. Albo, że rodzeństwo dowie się, dlaczego się wyprowadził. To wykańczało go od środka i kto wie, jakby się skończyło gdyby pewnego pięknego dnia, do jego mieszkania, nie wparował Jace, z jedną torbą i prośbą o wydzielenie kawałka podłogi. I wtedy było dobrze. Obecność brata uświadamiał mu, jak bardzo, do normalnego funkcjonowania, potrzebował kogoś obok. Po wyprowadzce Jace’a długo dochodził do siebie, ale na szczęście nie został całkiem sam. Bo zaczęła wpadać Isabelle, brat z narzeczoną zapraszali go do siebie… I jakoś to się kręciło. Teraz, gdy mieszkał z Magnusem, ile? Miesiąc? Stracił poczucie czasu. Zrozumiał, jak to naprawdę jest mieszkać z drugą osobą. Nie wyobrażał już sobie powrotu do pustego mieszkania. Do tej parszywej samotności.
Nagle stracił apetyt.
 
Dopiero po dłuższej chwili dotarło do niego, co właściwie powiedział. Nie „u mnie”, jak zaznaczał wszystkim ochroniarzom, tylko „ze mną”. Jakby to była ich wspólna decyzja, a nie wypadkowa różnych działań losu. Co dziwne, podobało mu się brzmienie tego „ze mną”. Jemu! Który zawsze dążył do niezależności! Jedyną osobą, której chciał zaproponować wspólne mieszkanie była Camille. Oczywiście nic z tego nie wyszło a on ponownie zraził się do tego pomysłu. Teraz jednak nie wyobrażał sobie, jak to będzie, kiedy Alexander się wyprowadzi, opuści go na zawsze. Znów zostanie sam, w tym wielkim mieszkaniu.
Nagle stracił apetyt.
 
- Wyglądasz jakbyś miał bardzo intensywną noc. – Axel wyszczerzył zęby do Magnusa, któremu utrzymanie wyprostowanej postawy przychodziło z trudem. Wbrew zapewnieniom Aleca, miał zakwasy. – Czyżby ten twój przystojniak nie był aż tak niewinny, jakiego zgrywa?
- Zamknij się – burknął.
- No już, nie wstydź się. – Axel nie tracił dobrego humoru. – Nikt cię przecież nie ocenia. Chłopaczek jest śliczny, nic dziwnego, że rozłożyłeś przed nim nogi.
Autentycznie miał ochotę mu przywalić. Tylko dlatego, że traktował Alexandra przedmiotowo, jak zabawkę na jedną noc. A Aleca warto było poznać. Był miły, uczynny, niewinny. Zawsze najpierw myślał o innych a nie o sobie. I był mądry. I silny! Zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Niewielu ludzi, po przejściu tego, co on zachowałoby taką wiarę w świat.
A Axel właśnie sprowadzał tego wspaniałego mężczyznę do… typowego partnera Magnusa. On sam, częściowo, był odpowiedzialny za to, jak odebrano Alexandra. Przyzwyczaił wszystkich do podbojów na jedną noc, więc nie miał, co się dziwić, że nikt nie oczekiwał po nim więcej.
Już miał odpowiedzieć, że nie, nie spał z Alekiem a Axel nich lepiej zajmie się swoją dupą (i to dosłownie), kiedy zjawił się Ragnor. W wybitnie złym humorze.
- Nagadały się już panienki?! Bo może czas… Nie wiem… Zająć się tym, za co wam płacą?!
Wszyscy wiedzieli, że zły Ragnor to ZŁY Ragnor a ZŁY Ragnor to mnóstwo dokrętek, dubli i wrzeszczenia na planie. Dlatego, bez słowa sprzeciwu, Magnus oraz Axel porzucili rozmowę i wrócili do pracy. No może nie tak do końca, bez słowa. Bane, co kilka kroków, krzywił się i syczał z bólu. Zakwasy na brzuchu to jednak przekleństwo. Kiedy mijał Ragnora przyjaciel spojrzał na niego z dezaprobatą i czymś, co przy sporej dozie dobrych chęci, można było wziąć za troskę.
 
- Nienawidzę cię – jęknął Magnus gramoląc się z ziemi i odbierając od uśmiechniętego Aleca butelkę wody. Wypił całą niemal na raz. – Jak to możliwe, że ja ledwo stoję, a ty się nawet nie spociłeś? – I dlaczego nadal masz na sobie tę przeklętą koszulkę?!, dodał w myślach.
Alec wzruszył ramionami.
- Trenuje od dziecka. Łuk i sztuki walki z Jace’em, a od czasu do czasu siłownia. Jestem przyzwyczajony do wysiłku.
To akurat Magnus zauważył. Trenowali razem ponad tydzień i choć jego kondycja mocno się poprawiła (nie miał już zakwasów, dzięki wszystkim bogom) to nadal daleko mu było do Aleca. Który wszelkie możliwe ćwiczenia wykonywał, bez najmniejszego wysiłku. Przez to, jeszcze raz, na świeżo, musiał spojrzeć na swojego ochroniarza. Wiedział, że Alec był silny i wysportowany. Strzelanie z łuku, wbrew pozorom nie było dla słabeuszy. Przekonał się o tym na ostatnich zajęciach, kiedy sam tego spróbował. Cóż… Nie wyszło tak, jakby sobie tego życzył, ale przynajmniej dzieciaki miały frajdę. Zawsze jednak myślał, że Alecowi daleko było do, na przykład, Jace’a, który postawą przypominał lodówkę. Niski i krępy. Od razu było widać, że jak cię walnie to nie wstaniesz a twój dentysta będzie miał fundusze, żeby posłać dzieci na studia. Z Alekiem sprawa miała się inaczej. Wyglądał raczej niepozornie, zwłaszcza w tych okropnych, za dużych swetrach (zapamiętać! Dowiedzieć się, kiedy Alec ma urodziny i sprezentować mu coś ładnego!), jednak teraz Magnus nie miał żadnych wątpliwości, że gdyby zaszła taka potrzeba, cios Alexandra poczyniłby nie mniejsze spustoszenie, niż prawy sierpowy Złotowłosej. Potrzeba zobaczenia go bez koszulki wzrosła po tysiąckroć. 
Żałował, że pokój dla gości ma osobną łazienkę. Gdyby było inaczej mógłby, przez przypadek oczywiście, wparować… Magnus! Uspokój się! To prawdziwe życie a nie jedna z tych szmir, w których grasz! No, ale pomarzyć dobra rzecz.
Nie wiedział, czy Alec chciał powiedzieć coś jeszcze, bo w tym momencie zadzwonił jego telefon. Magnus zdziwiony uniósł brwi. Jedyną osobą, która dzwoniła do Aleca (nie żeby podsłuchiwał… Tak jakoś wyszło) była Złotowłosa i robiła to raczej wieczorami. Sam Alec był równie zdziwiony, kiedy sięgał po telefon. Spojrzawszy na wyświetlacz najpierw się uśmiechnął a zaraz potem jego twarz przybrała cierpiętniczy wyraz.
- Cześć Iz.
Isabelle. Tajemnicza siostra Alexandra. Im więcej Magnus się o niej dowiadywał, tym bardziej chciał ją poznać. Miał wrażenie, że by się polubili.
- Nie. W porządku. A u ciebie?
Nie czuł się komfortowo niejako podsłuchując prywatną rozmowę Aleca, ale mężczyzna sam zadecydował, że nie wyjdzie z salonu. Więc chyba mógł słuchać.
- Nie ma mowy Izzy! Zapomnij!
Twarz Aleca zrobiła się cała czerwona i Magnus zaczął się zastanawiać, jakąż to niemoralną propozycję złożyła mu siostra.
- Wiedział o tym, kiedy mnie pytał!
Robiło się coraz bardziej interesująco.
- Nie! Po prostu NIE!
Magnusa zaczęło skręcać z ciekawości.
- To jest szantaż!
A to jest tortura!
- Nie ma mowy! A poza tym nie mam czasu!
O! To zabrzmiało, jak wymówka przed czymś naprawdę fajnym!
- Też cie kocham! Pa! – Rozłączył się, po czym rzucił telefon na sofę.
Magnus wytrzymał dokładnie trzydzieści sekund nim zapytał:
- Na co nie masz czasu?
Alec zamrugał, jakby zdziwiony tym, że Bane wciąż był obok. Nie mając siły na kolejną kłótnię (a wiedział, że Magnus potrafił być tak samo uparty, jak Izzy) burknął:
- Na lekcje tańca.
Początkowo myślał, że się przesłyszał. Dopiero zacięta mina Alexandra powiedziała mu, że tak nie było.
- A po co ci lekcje tańca? No poza tym, żeby się go nauczyć? – Zawsze starał się nie oceniać ludzi po pozorach (na własnym przykładzie wiedział, jak bardzo to może być krzywdzące), jednak Aleca już trochę znał i mógł śmiało stwierdzić, że należał on do tych ludzi, którym z tańcem nie po drodze. Nauczyć pewnie by się i nauczył (Alec wydawał się być osobą, która jeśli już się za coś weźmie, doprowadzi to do końca, choćby za cenę życia), gorzej z czerpaniem, z tego przyjemności.
- Chodzi o ślub Jace’a. – Alec westchnął i przeczesał włosy dłonią, czyniąc sobie na głowie bałagan większy niż zwykle. Jeszcze trochę i to wzdychanie wejdzie mu w nawyk, a tego Magnus nie chciał. Bo kiedy Alec wzdychał, miało się wrażenie, że mężczyźnie właśnie cały świat zwalił się na głowę. – Izzy uważa, że jako drużba pana młodego powinienem znać przynajmniej podstawowe kroki, żeby nie narobić mu wstydu.
Magnus zgadzał się z Isabelle w całej rozciągłości, dlatego taktownie milczał.
- Posunęła się nawet do szantażu. Powiedziała, że jeśli nauczę się tańczyć, to ona nie chce ode mnie żadnych prezentów, na żadne święta, przez najbliższy rok – ciągnął Alec. – I to całkiem niezły układ, bo trafienie w gust Izzy bywa koszmarem. W dodatku zawsze dosadnie komentuje, jeśli coś jej się nie spodoba. No i ma bzika na punkcie mody a ja się na tym kompletnie nie znam… - Zamyślił się. – Dogadalibyście się.
- Też tak myślę – zgodził się Magnus. – Ale skoro tak wygląda sytuacja, to dlaczego nie pójdziesz na jakiś kurs?
Alec opadł na kanapę, tuż obok telefonu i schował twarz w dłoniach.
- Taniec to nie moja bajka. Nawet na zabawach szkolnych, jeśli akurat rodzeństwu udało się mnie wyciągnąć, podpierałem ściany, więc doświadczenie mam zerowe. Ostatni raz, z własnej woli, tańczyłem w przedszkolu. Niani się podobało. Ale jej smakowały nawet pierwsze kulinarne próby Izzy. – Zaśmiał się. – Teraz myślę, że rodzice zdecydowanie za mało jej płacili.
Kiedy Alec mówił Magnus usiadł obok, w równym stopniu zaaferowany całą historią, co zadowolony z niespodziewanej przerwy w treningu.
- Ale wiesz, że do tego właśnie służą kursy? – spytał, gdy Alec umilkł, wydawać by się mogło, że na zawsze. – Żeby nauczyć się czegoś, czego nie umiesz? Przynajmniej tak było, kiedy sprawdzałem ostatnim razem.
- Niby tak – niechętnie zgodził się Alec, któremu bliskość Magnusa zaczęła, nie tyle przeszkadzać, co mącić w głowie. I utrudniać skupienie na głównym temacie.  – Chodzi o to, że… Nieważne. – Machnął ręką. – Będziesz się śmiał. – A tego by nie zniósł. Sama myśl, że mógłby stracić w oczach Magnusa, odbierała mu dech.
Teraz Bane poczuł się zaintrygowany.
- A jak obiecam, że nie, to mi powiesz? – spytał kładąc mu dłoń na ramieniu. Ciało Aleca napięło się gwałtownie, mimo to nie zabrał ręki. Może to i egoistyczne z jego strony, ale chciał, chociaż przez chwilę, poczuć płynące od Alexandra ciepło. Po dłuższej chwili mężczyzna się rozluźnił.
- Obiecujesz? – spytał.
- Przyrzekam na moją kolekcje cieni do powiek, że nie będę się śmiał – oświadczył z pełną powagą Magnus, jednak podniosły nastrój zepsuło parsknięcie, ze strony Alexandra.
- Tak. Zdecydowanie dogadałbyś się z Izzy.
Magnus wyszczerzył do niego zęby.
- Czyli rozumiem, że taka deklaracja cię przekonuje?
- Dorzuć do tego ten dziwny brokatowy garnitur a na pewno ci uwierzę.
Magnus złapał się za serce, w teatralnym geście.
- Jak śmiesz?! Trochę szacunku! To szyty na miarę…
- Tak, tak – przerwał mu Alec. – Jestem pewny, że możesz mówić o nim godzinami a ja, z tego wszystkiego, nie zrozumiem ani słowa.
- Jesteś totalnym ignorantem. – Bane zrobił naburmuszoną minę. Prawda była jednak taka, że podobało mu się podejście Aleca, do jego zamiłowania względem mody. Sam Lightwood nie miał o tym zielonego pojęcia a jedynymi, uznawanymi przez niego, kolorami był czarny, sprany czarny oraz szary. Mimo to, bez słowa sprzeciwu, akceptował skrzywienie Magnusa, który zawsze i wszędzie musiał wyglądać perfekcyjnie. W dodatku, w jego oczach nieodmiennie lśnił zachwyt, gdy widział Bane’a w nowej odsłonie. Choć chyba sam nie zdawał sobie z tego sprawy, a Magnus nie zamierzał go uświadamiać.
- Wiem. Izzy zawsze mi to powtarza.
- Coraz bardziej mam ochotę ją poznać. Może razem coś byśmy poradzili na te twoje okropne swetry.
Alec, po raz kolejny pomyślał, że Izzy i Magnus mogliby zostać prawdziwymi przyjaciółmi. A wtedy on miałby prawdziwie przesrane. Bo, o ile pojedyncze przytyki, na temat swojej garderoby jakoś znosił, to pod zmasowanym atakiem mógłby ulec, choćby dla świętego spokoju. Kiedyś nawet myślał o tym, by zaprosić Isabelle do domu Magnusa (oczywiście za zgodą gospodarza). Potem jednak uzmysłowił sobie, że Izzy już zna Bane’a. I to od tej najbardziej intymnej strony! Kiedy byli razem łatwo przychodziło mu zapomnienie, czym Magnus się zajmował. W domu mężczyzna zachowywał się zupełnie inaczej niż na planie. Nie rzucał dwuznacznych komentarzy (no przynajmniej niezbyt często), chodził w miarę ubrany, (chociaż, zdaniem Aleca przejawiał niezdrowy pociąg do nieubierania koszulki) i w ogóle wydawał się bardziej… normalny. Cały czar pryskał po przekroczeniu progu studia. Wtedy, w Magnusa, wstępował bóg seksu. Nagle każda jego wypowiedź miała jakiś podtekst, każdy kto go mijał obdarzany był wiele mówiącym spojrzeniem, a każdy ruch wydawał się byś aż za bardzo wyuzdany. Chociaż ostatnio, jakby się to uspokoiło. Alec w ogóle odnosił wrażenie, że Magnusa przestała cieszyć jego praca. Kilka razy nawet chciał poruszyć ten temat, ale potem uzmysławiał sobie, jak taka rozmowa miałaby wyglądać. O czym musiałby mówić. No i cała odwaga pierzchała, gdzie pieprz rośnie i raki zimują. Zresztą, co miałby mu doradzić?! Jego seksualne doświadczenia ograniczały się do robienia sobie dobrze pod prysznicem. Zawsze po takiej kąpieli czuł do siebie obrzydzenie. Ostatnio nawet większe niż zwykle, bo jego myśli, podczas, krążyły wokół Magnusa i tego, co wyrabiał na planie.
- Moja garderoba nie podlega żadnym negocjacjom!
- To akurat zauważyłem – mruknął Magnus. – Nie rozumiem jednak, dlaczego? Bo na przykład w niebieskim…
- Nawet nie zaczynaj! – powstrzymał go Alec. – Niedługo będę przez to piekło przechodził z Izzy, kiedy będziemy kupować garnitur na ślub Jace’a. Więc chociaż ty mi daruj.
- O! I patrz! Wróciliśmy do ślubu! – ucieszył się Magnus jednocześnie próbując wyrzucić z głowy myśli o Alecu w garniturze. Granatowej koszuli, z krawatem… - To teraz powiedz, dlaczego nie chcesz pójść na kurs tańca. – I w dopasowanych spodniach…
Mężczyzna spojrzał na niego spod zmrużonych powiek, na co Bane westchnął.
- Dobrze. – Przewrócił oczami. – Przyrzekam na mój brokatowy garnitur, że nie będę się z ciebie śmiał. Jeśli złamię obietnicę, oddam go potrzebującym i nigdy nie zamówię u krawca nic podobnego. Zadowolony?
Tego Alec się nie spodziewał. Aż rozdziawił usta ze zdumienia, przez co wyglądał naprawdę uroczo. Magnus złapał się na tym, że ma ochotę przejechać palcami po wargach mężczyzny.
- Powiesz mi? – zapytał, żeby zająć myśli czymś innym.
Jak to mówią, słowo się rzekło, kobyłka u płotu. Czy jakoś tak. Alec, nie pierwszy raz w życiu pożałował, że jest słowną osobą.
- Bo… Nie chcę nikogo zawieść. – Spuścił wzrok i zaczął wyłamywać sobie palce.
Magnus musiał przyznać, że nie bardzo pojął tę motywację.
- Ale przecież nie musisz, nic nikomu mówić. A jak coś nie wyjdzie, – w co nie wierzył, bo Alec, jak sobie coś postanowi, to doprowadzi to do końca – po prostu dalej się nie przyznasz. – Przynajmniej on by tak zrobił. Do tej pory nikt nie wiedział, że chodził na kurs ikebany. A to tylko dlatego, że układanie kwiatów okazało się nie być jego dziedziną.
W odpowiedzi Alec pokręcił głową.
- Nie rozumiesz. Chodzi o to, że naprawdę nikogo nie chcę zawieść. – Dalej wyłamywał sobie palce. Ten dźwięk zaczynał irytować Magnusa. – W tym również instruktora. Wiem, że to głupie, ale nawet nie wiesz, z jakim rozczarowaniem potrafią patrzeć ci ludzie. Jakby człowiek, w jednej chwili, pozbawił ich całego sensu życia. – Niemal jęknął. – Przekonałem się o tym, kiedy uczyłem się języków. – Przejechał dłonią po twarzy. – Nigdy więcej.
Magnus podejrzewał, że wychowanie w atmosferze ciągłych wymagań bycia najlepszym, we wszystkim, i dążeniu do sprostania oczekiwaniom rodziców, zostawiło, w psychice Aleca, ślad. Czy może raczej bliznę. Teraz wiedział, że to była nigdy niezaleczona rana, otwierająca się, za każdym razem, gdy mężczyzna zdawał sobie sprawę z tego, że czegoś nie potrafił. Mimo to, cała sytuacja, wydawała się Magnusowi nieco abstrakcyjna. Bać się zawieść obcych ludzi? To już kwalifikowało się na jakąś terapię i wcale nie był w tym momencie złośliwy. Alecowi naprawdę dobrze by zrobiło kilka sesji z psychoterapeutą, jednak nie mógł mu tego powiedzieć. Na pewno zostałby odebrany nie tak, jak tego chciał.
- To głupie, wiem – powtórzył Alec, tym razem, dla odmiany, gapiąc się w sufit.
- Trochę – przyznał Magnus. Nie było sensu kłamać. – Ale w pewnym stopniu mogę to zrozumieć.
- Naprawdę? – Oczy Aleca rozszerzyły się, jakby zrozumienie było ostatnią rzeczą, jakiej się spodziewał.
- Naprawdę. – Nagle coś mu przyszło do głowy. – A gdybyś miał stuprocentową pewność, że nieważne jak bardzo spartolisz, instruktor nie spojrzy na ciebie z rozczarowaniem?
Alec zaśmiał się nerwowo.
- Na tak drogiego nauczyciela mnie nie stać. Ale myślę, że wtedy mógłbym spróbować. Naprawdę chciałbym zrobić Izzy przyjemność.
Usłyszawszy to Magnus wstał z kanapy, zrobił zgrabny piruet i skłonił się przed Alekiem.
- Myślę, że w kwestii zapłaty jakoś się dogadamy.
Mężczyzna patrzył na niego z szeroko otwartymi oczami.
- Ty? – zapytał głupio.
- Ja – potwierdził Magnus. – Może trudno w to uwierzyć, ale przez kilka lat brałem lekcje tańca i nawet wystąpiłem w kilku zawodach. – Pewnie, gdyby nie zajął się tym zbyt późno i ktoś dopilnował jego kariery, mógłby pokusić się nawet o zawodowstwo. Ale nie zamierzał mówić o tym Alecowi. Nie chciał go stresować. – Myślę, że to wystarczy, by trochę cię podszkolić.
Mężczyzna łypnął na niego podejrzliwie.
- Żartujesz sobie ze mnie? – Ni to spytał, ni to stwierdził.
- Gdzieżbym śmiał?! Jak mi nie wierzysz, to chodź. Udowodnię ci. – Nie czekając na odpowiedź złapał Alexandra za dłoń i siłą zmusił, by wstał z kanapy. – Najpierw postawa.
Alec niepewnie położył ręce na ramionach Magnusa, co ten skwitował śmiechem. Ale takim przyjaznym, za który Alec, choćby i chciał, nie mógł się obrazić.
- Tak to się tańczy przytulańca w podstawówce. – Delikatnie zdjął ręce mężczyzny z ramion i położył tam gdzie być powinny.
Alec zarumienił się, kiedy jego dłoń spoczęła na biodrze mężczyzny. I chociaż nie było w tym żadnego podtekstu czuł, jak rośnie w nim podniecenie. Magnus był tak blisko. Ich twarze dzieliły dosłownie centymetry! Gdyby się lekko uniósł na palcach mógłby go pocałować. I niech Anioł mu świadkiem, nie pragnął teraz niczego innego. Starał się o tym nie myśleć, jednak ciało Magnusa atakowało go ze wszystkich stron. Druga ręka została spleciona z tą Bane’a, w dodatku mężczyzna trzymał go za ramię. Nie potrafił sobie nawet wyobrazić pozycji, w jakiej się znaleźli, bo rozum odbierała mu woń drzewa sandałowego, którą przesiąknięte było powietrze.
- Na razie bez muzyki – zaproponował Magnus. – I ja prowadzę. – Ruszyli. A świat zawirował.
 
Był masochistą. Pieprzonym, cholernym masochistą! Co mu strzeliło do głowy?! Ale już było za późno. Musiał wytrzymać. Chociaż bliskość Aleca, jego dotyk i oddech na szyi… To wszystko działało, jak narkotyk. Otumaniało zmysły do tego stopnia, że nie czuł, jak mężczyzna depcze mu po palcach. Ból mieszał się z przyjemnością płynącą z patrzenia w niebieskie oczy. Starał się skupić na melodii w głowie, ale to było zwyczajnie niewykonalne. Za dużo bodźców z rzeczywistości odwracało jego uwagę. No i jeszcze ta natrętna myśl, że gdyby się trochę pochylił mógłby pocałować Aleca.
Czując, że już dłużej nie wytrzyma, przerwał taniec.
- I jak? – zapytał z trudem łapiąc oddech. Nie dlatego, że się zmęczył. Po prostu serce zbyt gwałtownie reagowało na bliskość Aleca. – Mogę być twoim nauczycielem?
Gdy czekał na odpowiedź, w jego wnętrzu walczyły dwa pragnienia. Jedno niemal błagało na kolanach, by Alec się zgodził. To było to samo, które kazało mu wcześniej całować Alexandra, bez względu na konsekwencje. Drugie, zaklinało na wszelkie świętości, by odmówił. Magnus nie wiedział, któremu powinien kibicować.
 
NIE! Powiedz nie! Wszystko w nim krzyczało, by odmówił. Nie skazywał się dobrowolnie na męki! Przecież nie był masochistą!
A mimo to, gdy otworzył usta, wydobyło się z nich ciche:
- Tak. Będę zaszczycony.