poniedziałek, 29 listopada 2021

Wróć do nas 5

 

WRÓĆ DO NAS 
5


Znalezienie skrytki okazało się dużo trudniejsze niż Magnus przypuszczał. Po pierwsze stojak z halabardami ważył chyba tonę a on, w całym swoim rozgoryczeniu, nie pomyślał o użyciu magii do jego przesunięcia. Gdyby nie pomoc Maryse, która miała wystarczająco przytomności umysłu by aktywować runę siły, zapewne poległby już na starcie.
Potem zaś trzeba było znaleźć odpowiednią cegłę. To zadanie również nie należało do łatwych, bo wszystkie wyglądały tak samo. Magnus musiał dotknąć każdej z nich, by w końcu, po niemal kwadransie poszukiwań znaleźć tę, o której mówił Alec.
Kiedy już miał ją wyjąć coś zatrzymało go w miejscu. Strach przed tym, co tam znajdzie. I niepewność czy sobie z tym poradzi. Maryse chyba czuła to samo co on, bo w ogóle go nie pospieszała choć miał świadomość tego jak całe ciało kobiety drżało z niepewności.
- Na trzy? – zapytał wiedząc, że nie może spędzić przed tą ścianą całego dnia. Łowczyni chrząknęła potakująco. – Ok… No to lecimy. Jeden… Dwa… Trzy!
Jednym szarpnięciem wyciągnął cegłę ze ściany i nim mózg zdołał go przekonać, że to nienajlepszy pomysł, włożył rękę do powstałego zagłębienia. Jego palce niemal od razu natrafiły na gładką zimną powierzchnię. Szkło. Chwycił przedmiot i wyjął go ze ściany. Na jego widok Maryse wciągnęła ze świstem powietrze a sam Magnus zaklął w swoim ojczystym języku. Trzymał bowiem butelkę pełną jadu demona. Prawdę mówiąc czegoś takiego właśnie się spodziewał jednak uderzył go jej rozmiar. Butelka była przynajmniej dwa razy większa od tej, którą znaleźli w pokoju Aleca, tuż po próbie. Oraz tej, którą oddał mu Jace.
Magnus i Maryse spojrzeli sobie w oczy. Oboje myśleli o tym samym. Gdyby Alec skorzystał z tych zapasów, straciliby go.
- Jakim cudem tego nie znaleźliśmy? – zapytała Maryse głucho. Przecież sama kierowała poszukiwaniami. Magnus, bez słowa, pokazał jej drugą stronę cegły zasłaniającej skrytkę. Poza runami znajdował się tam też tekst jakiegoś zaklęcia.
- To było nie do wyśledzenia – wyjaśnił widząc niezrozumienie w jej oczach. – Myślę, że gdyby Alec mi o niej nie powiedział, w ogóle nie dotarłbym do skrytki. Jakiś Czarownik odwalił kawał dobrej roboty.
Maryse głośno przełknęła ślinę. W tym momencie miała ochotę dorwać tego bezimiennego Czarownika i wysłać go na tortury do Clave. Wiedziała jednak, że było to jedynie przekierowanie złości na samą siebie. Dlaczego niczego wcześniej nie zauważyła? Jakim cudem Alec był w stanie tworzyć skrytki w Instytucie bez jej wiedzy? I skąd, na Anioła, miał tyle demonicznego jadu?
Magnus nie rozpoznawał śladu magii pozostałego na resztach zaklęcia, co było dziwne, bo wydawało mu się, że znał wszystkich Czarowników w Nowym Jorku. Czyżby Alec zabezpieczył się i poprosił o pomoc kogoś spoza miasta? Znając chłopaka nie było to wykluczone.
Walczył ze sobą by nie wyśledzić tajemniczego Czarownika i nie zażądać wyjaśnień, ale bardzo źle by to wyglądało w kontekście jego pozycji oraz Porozumienia. No i istniało też coś takiego jak tajemnica zawodowa. Nieważne jak bardzo zraniony się czuł, musiał odpuścić.
- Co z tym zrobimy? – zapytała Maryse a on uświadomił sobie, że od dobrych dwudziestu minut klęczy na zimnej podłodze. Podniósł się z trudem a jego kolana skrzyknęły. Poczuł się staro. Na szczęście Łowczyni miała na tyle taktu by nie pospieszyć mu z pomocą.
- To o co poprosił mnie Alec – powiedział beznamiętnie. – Zniszczę to. A zaraz potem przeskanuję cały budynek w poszukiwaniu innych skrytek. – Nie pytał jej o zgodę, choć przecież powinien, była ostatecznie głową Instytutu. Nie. On informował co zamierza zrobić.
Na szczęście Maryse popierała jego plan i nie poczuła się urażona odsunięciem jej od sfery decyzyjnej.
- Myślisz, że jest tego więcej? – spytała a w jej głosie pobrzmiewał strach.
Magnus wzruszył ramionami. Maryse wciąż nie wiedziała o buteleczce, którą dał mu Jace. Teraz sam Alec poinformował ich o położeniu kolejnej. To dawało razem trzy. Bezpieczna liczba. W idealnym świecie tyle by wystarczyło. W idealnym świecie przekazanie przez Aleca tej informacji Magnusowi oznaczało, że chłopak zamierzał zawalczyć i chciał zostać odseparowany od wszelkich pokus. Z tym, że oni nie żyli w idealnym świecie.
- Wolę to sprawdzić osobiście. Ostrożności nigdy za dużo.
Pokiwała głową.
- A jak w ogóle czuje się Alec?
- Śpi. Ataki paniki są wykańczające zarówno psychicznie jak i fizycznie. – Choć musiał przyznać, że Alec i tak długo wytrzymał biorąc pod uwagę wszystko co się na niego zwaliło. Magnus siedział przy chłopaku niemal godzinę nim ten zasnął na tyle głęboko, że nie budził go każdy najmniejszy szmer. Dopiero wtedy odważył się użyć magii, by zmienić pościel na czystą oraz odświeżyć samego Aleca. Wiedział z własnego doświadczenia, że prysznic potrafił zdziałać cuda. Co prawda kąpiel pozostawała poza zasięgiem Łowcy, ale odpowiednie zaklęcie działało równie dobrze.
Gdy skończył czarować poświęcił kolejny kwadrans na upewnienie się, że Alec na pewno mocno śpi (nie chciał już rzucać na chłopaka tego typu czarów) i dopiero wtedy poszedł do Maryse. Był pewien, że sam nie podoła zadaniu jakie wyznaczył mu Alec. W ten oto sposób oboje znaleźli się w tym miejscu i tak naprawdę nie wiedzieli co dalej.
Naraz Magnusowi coś się przypomniało.
- A co z Maxem?
Maryse drgnęła wyrwana z własnej spirali myśli.
- Izzy napisała, że zabiera go gdzieś na lody. Oboje potrzebowali wyrwać się z tego miejsca. – Bolało ją to, że syn zgodził się pójść z siostrą a nie przyszedł do niej po pomoc. Czy wszystkie jej dzieci uważały ją za wyrodną matkę, na którą nie można liczyć?
Pokiwał ze zrozumieniem głową.
- Wcale im się nie dziwię. Ja też zawsze nie mogę się doczekać aż stąd zniknę. Macie kiepskie feng shui – spróbował zażartować. W końcu Catarina kazała mu wziąć się w garść. A żarty zawsze były tym czym walczył ze światem. –  Co? – zapytał widząc minę kobiety. Ewidentnie jego odpowiedź jej nie podpasowała. Okej, może to nie był najlepszy dowcip, ale w dobrym tonie byłoby się przynajmniej uśmiechnąć a nie robić minę jakby wyrządził jej krzywdę.
- Miałam nadzieję, że uda mi się cię namówić na zostanie i… popilnowanie tego małego piekiełka – wyznała nie patrząc na niego. – Nie tylko Aleca… Wszystkich… Ja… Muszę wyjść.
Kiedy myślał, że może w końcu uda mu się stworzyć wspólny front z Maryse Lightwood ta pokazywała mu, iż Nocny Łowca na zawsze pozostanie Nocnym Łowcą traktującym Podziemnych jak tanią siłę roboczą.
- Mam być niańką? – Skrzyżował ręce na piersi i wyprostował się by jeszcze bardziej górować nad kobietą. Na szczęście wcześniej już wysłał butelkę z jadem do swojego mieszkania, więc nic nie psuło majestatycznej pozy. No może jego strój, ale o tym postanowił na razie nie myśleć. – A ty co będziesz w tym czasie robić? – W sytuacji jakiej znajdowała się Maryse nie znajdował żadnej rzeczy a tyle ważnej by zostawiać Aleca samego. Czy którekolwiek z pozostałych dzieci. Może któremuś coś padnie na mózg i a nuż uznają, że potrzeba im wsparcia matki?
Kobieta skuliła się w sobie po czym rozejrzała na boki jakby chcąc się upewnić, że nikt ich nie słyszy.
- Ja… Mam wizytę u… psychologa – ostatnie słowo wypowiedziała szeptem a Magnus dosłownie zamarł niepewny czy dobrze usłyszał.
- Psychologa? – upewnił się. Co prawda Catarina wspominała, że zostawiła Maryse wizytówkę, ale gotów był postawić całą swoją magię, że kobieta nigdy nawet by nie pomyślała o skorzystaniu z niej. To godziło w zbyt wiele praw Clave a Maryse Lightwood nie była tego typu osobą.
- Tak. – Wyglądała jednocześnie na zawstydzoną i zdeterminowaną. – Chcę wiedzieć, jak mam rozmawiać z Alekiem. Jak mu pomóc… Uważasz, że to zły pomysł? – zapytała widząc jego minę.
Gwałtownie pokręcił głową.
- Nie. Uważam, że to doskonały pomysł. I nie ma sprawy. Zostanę w Instytucie i będę robił za niańkę. A także krył, gdyby pojawił się jakiś problem z Clave.
Maryse posłała mu pełen wdzięczności uśmiech.
 
Był tak roztrzęsiony, że ledwie zarejestrował wyjście z Instytutu. Zresztą niewiele go to obchodziło. Przed oczami wciąż miał widok Aleca kołyszącego się wprzód i w tył, podczas gdy po jego ręce płynęła krew. Co takiego zrobił, że brat zareagował w ten sposób? Nie miał pojęcia, ale podskórnie wiedział, że to jego wina. Dlatego posłusznie dał się ciągnąć siostrze pewien, że zaraz otrzyma karę. W końcu zrobił coś czego nie wolno mu było robić. Dopytywał o powody Aleca.
Niezmiernie się zdziwił, kiedy Izzy zatrzymała się przed przyziemną lodziarnią. Przez chwilę kontemplowała szyld nad drzwiami, by ostatecznie mruknąć coś pod nosem. Max był niemal pewny, że usłyszał „nada się”. Weszli do środka a ich przybycie od razu obwieścił mały dzwoneczek. To chyba miało być urocze, ale Max skrzywił się na ten dźwięk. Izzy za to pozostała niewzruszona. Od razu ruszyła ku jedynemu wolnemu stolikowi, w najbardziej zacisznym kącie. Max grzecznie podreptał za nią zupełnie skołowany. Nie miał pojęcia co się działo. Dlaczego opuścili Instytut? I czy mama wie?
Ostatnie pytanie musiał chyba wypowiedzieć na głos albo siostra po prostu tak dobrze go znała, bo zaraz dostał odpowiedź.
- Wysłałam jej SMS-a.
I nic więcej. Musiało mu to wystarczyć.
Kiedy usiedli, niemal od razu znalazła się przy nich kelnerka z dwoma zafoliowanymi menu. Max wziął swoje i automatycznie zaczął je przeglądać. Nie był szczególnie głodny, ale zdjęcia wymyślnych deserów lodowych sprawiły, że do ust napłynęła mu ślina. Szybko otarł twarz rękawem.
- Wybieraj co chcesz.
Głos Izzy wyrwał go z kontemplacji nad wyjątkowo ładnie wyglądającym deserem o trudnej do wymówienia nazwie.
- Ja stawiam.
Max rzadko bywał wśród przyziemnych a wszystkie swoje wizyty w kawiarniach czy lodziarniach mógł policzyć na palcach jednej ręki. Dlatego teraz nie czuł się zbyt pewnie a kwoty przy zdjęciach napawały go niepokojem. Dostawał kieszonkowe i znał wartość pieniądza.
- Na pewno? – upewnił się.
Dziewczyna zasępiła się.
- No dobrze. Nie ja, tylko Instytut, co nie zmienia faktu, że możesz zamówić co chcesz.
Max poczuł się przytłoczony. Ten dzień obfitował w zbyt wiele wrażeń. Zbyt wielu rzeczy się dowiedział. Miał zbyt wiele przemyśleń. Teraz chciał tylko schować się pod kołdrę, trochę popłakać a później, na spokojnie, porozmawiać z kimś o tym wszystkim. Wizyta w lodziarni to było dla niego za dużo. Chciał rzucić menu o ziemię i wybiec stamtąd z pełną szybkością Nocnego Łowcy.
Coś z tych uczuć musiało odbić się na jego twarzy, bo Izzy przyjrzała mu się uważnie.
- Max?
Spojrzał na siostrę. Miał wrażenie, że to ona bardziej potrzebowała tego wyjścia i jeśli poprosi ją o powrót do Instytutu to dziewczyna się rozpadnie.
- Chcę to. – Wskazał na pierwsze lepsze zdjęcie. Okazało się, że wybrał coś o nazwie „Czekoladowa fantazja”. Izzy uśmiechnęła się do niego.
- Wiesz co? Wezmę to samo. – Gestem zawołała kelnerkę i złożyła zamówienie.
Czekając nie rozmawiali ze sobą. Max gapił się w okno, choć z miejsca, w którym siedział było to niewygodne i wyglądało nienaturalnie a Izzy stukała paznokciami o blat stolika. Chłopiec, ze zdziwieniem stwierdził, że siostra miała niepomalowany kciuk. Takie rzeczy nie zdarzały się Isabelle Lightwood. To sprawiło, że jeszcze bardziej chciał do domu.
W końcu kelnerka wróciła i postawiła przed nimi dwa wielkie pucharki ociekające bitą śmietaną i polewą czekoladową. Maxowi, od samego patrzenia, robiło się niedobrze. Za to Izzy zaczęła pałaszować, jakby od tego zależało jej życie. Chłopiec przez chwilę merdał w deserze aż w końcu nie wytrzymał. Wbił łyżeczkę w na wpół roztopioną gałkę czekoladowych lodów i spojrzał na siostrę.
- Co się stało Alecowi?
Izzy zatrzymała się z łyżeczką pełną deseru tuż przy ustach. Pytanie zaskoczyło ją. Może nie treścią, ale samym pojawieniem się. Alec i Jace wiedzieli, że kiedy wszystkiego było już za dużo musiała opuścić Instytut i przynajmniej przez chwilę poudawać zwykłą Przyziemną, bez zmartwień. To oni zapoczątkowali małą tradycję polegającą na odwiedzaniu lokali z pysznym, niezdrowym jedzeniem, kiedy coś szło nie tak. Na przykład mama była zbyt wredna.
No tak. Ale Max nie był Jace’em ani Alekiem. Nie chodził z nimi na misję. Dorastał niejako odseparowany od reszty rodzeństwa. Zabolało ją to.
Włożyła łyżeczkę do ust i zjadła znajdujące się na niej lody, po czym, podobnie jak Max wbiła ją w swój deser. Westchnęła. Nie chciała prowadzić teraz tej rozmowy, ale wyciągając brata z Instytutu wzięła na siebie tą odpowiedzialność. Nawet jeśli trochę nieświadomie.
- Alec miał atak paniki. Coś jak strach tylko dużo, dużo bardziej – wyjaśniła widząc, że chłopiec nie zrozumiał.
- To znaczy, że Alec się wystraszył? – To było dziwne. Sam bał się wielokrotnie, ale nigdy nie reagował tak jak Alexander.
Izzy przygryzła wargę starając się przypomnieć sobie wszystko co wyczytała w internecie na temat ataków paniki. I ustalić jak wiele mogła przekazać z tego bratu, tak by ją zrozumiał.
- Tak… Tylko, że nad tym strachem nie można zapanować. On po prostu jest. Wbrew wszelkiej logice. Kiedy osoba, która go doświadcza zaczyna się bać, nie wytłumaczysz jej, że nie ma powodów do strachu.
- Ale to głupie!
Nie mogła się z nim nie zgodzić.
- Niestety. Ludzie czasem tak reagują pod wpływem stresu.
- Nawet Nocni Łowcy? – Chciał wiedzieć. Do tej pory nikt mu o czymś takim nie mówił.
- Jak widać… - Patrząc na Aleca była pewna, że inne przypadki były po prostu tuszowane. To niemożliwe, żeby jej brat był jedynym, który na to cierpiał.
- Ale nic mu nie będzie? – Żołądek chłopca ścisnął się na myśl, że bratu mogłaby stać się trwała krzywda. Z jakiegoś powodu czuł się odpowiedzialny za to, co go spotkało.
- Nie. – Pokręciła głową. – Magnus na pewno się nim zajmie. – Choć i jej dreszcz przechodził po kręgosłupie na wspomnienie krwi na ręce brata.
Max długo myślał nad odpowiedzią. Próbował to sobie przyswoić i przeanalizować, co takiego powiedział, że wywołał u Aleca atak. Nigdy nie chciał tego powtórzyć. Nagle coś go uderzyło. Coś co sprawiło, że cała historia zaczynała układać się w całość.
- Alec zaczął panikować, kiedy powiedziałem, że Raj i Edgar chcieli mnie zabrać na misję…
- CO?! – Izzy wstała tak gwałtownie, że wywróciła krzesło i zrzuciła swój deser ze stolika. Lody rozlały się po podłodze brudząc zarówno jej spodnie jak i buty. Nie zwróciła na to najmniejszej uwagi. W przeciwieństwie do pozostałych klientów, którzy ze sporym zainteresowaniem zaczęli spoglądać w ich stronę. – Oni… Chcieli cię zabrać na misję?!
Ze sposobu w jaki Izzy wyrażała się o Raju i Edgarze Max zdołał wywnioskować, że miał rację. To oni byli tymi tajemniczymi „złymi ludźmi”, którzy skrzywdzili Aleca. Dlatego tata go odesłał. Chciał trzymać go z daleka od tej sprawy. Teraz dotarł do niego sens słów jego przyjaciela. Thomas radził mu, żeby za żadne skarby nie zgadzał się na tę misję. Mój starszy brat z nimi poszedł i już nigdy nie był taki sam, tak powiedział. Poza tym brat Thomasa zginął na swojej pierwszej prawdziwej misji. Max zaczął się zastanawiać czy nie zrobił po prostu tego samego co Alec, tylko dyskretniej.
- Tak – powiedział jednocześnie obserwując jak twarz siostry blednie.
Isabelle niemal osunęła się na podłogę, uratowały ją tylko instynkty Nocnego Łowcy.
Te dranie chciały skrzywdzić jej małego braciszka. Chciały… Sama myśl o tym wypalała dziurę w jej duszy. A skoro ona się tak czuła to jak z tym wszystkim radził sobie Alec? Teraz wcale nie dziwił jej poziom paniki brata, który przez całe życie robił wszystko, żeby ochronić swoje rodzeństwo a nagle został skonfrontowany z sytuacją, gdzie i tak by przegrał. I tak nie zdołałby obronić wszystkich. Raj i Edgar łatwo mogli dopaść Maxa w Idrisie. Czy istniał straszniejszy cios, jaki ktoś mógł zadać Alecowi? Chyba tylko gdyby cała sytuacja wydarzyła się naprawdę jej brat cierpiałby bardziej.
Zacisnęła pięści. Nie, śmierć była zbyt łagodną karą dla tych potworów.
- Czyli to oni skrzywdzili Aleca?
Głos brata ją zaskoczył. W swoim gniewie zapomniała na chwilę, gdzie jest i z kim jest. Rozejrzała się dookoła. Ludzie nadal im się przyglądali. Jedni bardziej ostentacyjnie, inni mniej, ale nikt nie odpuścił przedstawienia. Nawet sprzątaczka zamiast zabrać się za ścieranie podłogi stała oparta o mopa i z uwagą śledziła rozwój wydarzeń
Na co oni liczyli, zastanowiła się dziewczyna. Czy myśleli, że uderzę Maxa? Albo zacznę krzyczeć jak wariatka?
Co do tego ostatniego, to była blisko.
- Izzy?
- Tak, Max – odezwała się wreszcie a jej głos brzmiał dziwnie normalnie jak na wszystko co czuła w środku. – To oni skrzywdzili Aleca. – Wzięła głęboki oddech. – Zapamiętaj Max. To nie byli Nocni Łowcy. To były potwory bez prawa do życia. – A ja podkochiwałam się w jednym z nich. Ta myśl wciąż bolała. – I niech nikt ci nie wmówi, że było inaczej.
Brat wyglądał na przerażonego.
- Chcę do domu…
Wypuściła z sykiem powietrze. Niepotrzebnie wyciągała Maxa z Instytutu bez pytania go.
- W porządku. Chodźmy.
Złapała brata za rękę i wyszła nie przejmując się bałaganem ani tym, że zostawia za sobą czekoladowy ślad na białych wypolerowanych kafelkach.
 
Budynek górował nad nią, jakby z niej szydząc. Gdzieś tam, wysoko, na jednym z najwyższych pięter znajdowała się kobieta, której za chwilę miała się zwierzyć ze wszystkich błędów jakie popełniła będąc matką. Kobieta, za rozmowę, z którą groziło jej nawet obdarcie z run. Jeszcze mogła się wycofać. Uciec. Pójść kupić jakiś alkohol, wrócić do Instytutu i upić się do nieprzytomności. Czasem po takim maratonie świat wydawał się prostszy, łatwiejszy w obsłudze. Zaraz jednak przypomniała sobie jak krzyknęła na Aleca i wiedziała, że już nie miała wyboru. Jeśli chciała mieć syna, musiała tam pójść i zmierzyć się z własnymi słabościami.
Wzięła kilka głębokich oddechów i przekroczyła próg wieżowca.
 
Bat świsnął w powietrzu i demon po prostu przestał istnieć. Izzy prychnęła zawiedziona. Po ostatniej misji, gdzie dali z Jace’em dupy liczyła, że teraz jakoś się odegra. Pokaże, że wciąż jest dobrą wojowniczką. Niestety. Wszechświat postanowił z niej zakpić i akurat dzisiaj musieli trafić na małą grupkę wojowników Seelie, którzy z jakiegoś powodu postanowili im pomóc. A żeby jeszcze bardziej jej dokopać – przewodził im Meliorn.
- Isabelle Lightwood. – Mężczyzna skłonił się w prawdziwie dworskim ukłonie. Kiedyś na ten widok robiło jej się ciepło w brzuchu. Teraz czuła dreszcze niepokoju. – Równie piękna co zabójcza.
Nie skomentowała tego. Obróciła się na pięcie gotowa posłać kolejnego demona wprost do Edomu. Niestety. Ostatniego – śmiesznie małego i praktycznie bezbronnego – wykańczała właśnie Clary. Izzy zaklęła pod nosem.
- Czyżby mojej pani nie dość było walki jak na jedną noc?
Meliorn podszedł na tyle blisko, że bez problemu mogła poczuć kwiecisty zapach jaki go otaczał. I wbrew wszystkiemu nie mogła powiedzieć, że się on jej nie podobał. Dlatego odsunęła się od wojownika. Seelie spojrzał na nią zdziwiony.
- Czyżbym cię czymś uraził? – spytał autentycznie zaciekawiony. To było naturalne dla Seelie. Ludzkie odruchy częściej je fascynowały niż autentycznie obrażały. Co prawda Izzy należała do Nefilim i dla wielu to wystarczyło by każdy z jej gestów traktować jako potencjalny dyshonor, ale Meliorn był inny. I to się jej w nim podobało. Jakimś cudem uchował się wolnym od uprzedzeń.
Odsunęła się jeszcze dwa kroki.
- Nie – powiedziała nieco za ostro, ale mężczyzna nie poczuł się dotknięty. Raczej wzbudziła w nim jeszcze większe zaciekawienie.
- W takim razie nie będziesz miała nic przeciwko towarzyszeniu mi podczas reszty tej nocy?
Izzy zdziwiło to jak bardzo chciała pójść z Meliornem. Zabawić się. Zapomnieć, choćby na chwilę, o wszystkim co się do tej pory wydarzyło. Znów być tylko Nocną Łowczynią, która wykorzystuje każdą okazję do zabawy. Ale poza zdziwieniem przyszedł też strach i odraza do samej siebie.
- Przykro mi, ale nie mogę… Muszę wracać do Instytutu. – Odeszła nim mężczyzna zdążył powiedzieć cokolwiek i stanęła obok Clary. Dziewczyna uniosła brwi nieco zbita z tropu. Co prawda jej przyjaźń z Isabelle nie trwała może specjalnie długo, zwłaszcza jeśli za punkt odniesienia wziąć więź łączącą ją z Simonem, ale zdążyła już poznać zamiłowanie dziewczyny do flirtowania i dobrej zabawy, dlatego też zdziwiła się chłodem z jakim ta traktowała Meliorna.
- Jeśli chcesz możesz iść – powiedziała. – Będę cię kryć… - Może to było problemem. Zabrakło Aleca, który tuszowałby wybryki rodzeństwa i teraz Izzy…
- Nie. – W głosie Isabelle pobrzmiewała stal. Clary aż się wzdrygnęła co znowu wywołało u Łowczyni wyrzuty sumienia. – Nie – powiedziała nieco łagodniej. – Ale dziękuję.
- Jesteś pewna? Bo jeśli naprawdę chcesz…
Izzy chciała. Nawet bardzo. Ale to właśnie było problemem. Chciała iść i flirtować z Meliornem do białego rana. Ale nie mogła.
- Nie, Clary. Po prostu nie.
Rozejrzała się dookoła. Demony zostały zniszczone, nie mieli już czego tu szukać.
- Powinniśmy wracać. Jace, idziesz?
Chłopak nerwowo przestępował z nogi na nogę.
- Nie… Ja jeszcze nie wracam.
Obserwował jak na twarzy Izzy wykwitał gniew, samemu starając się pozostać spokojnym. A to wcale nie było takie łatwe.
- I tak nie mam co robić w Instytucie – warknął pozwalając Izzy czytać między wierszami. Brat nie chciał z nim rozmawiać. Ba! On nie chciał go nawet widzieć. Własna dziewczyna go unikała. Nie był nawet do końca pewny czy wciąż miał dziewczynę. Może, gdzieś po drodze, w tym pieprzonym chaosie, Clary z nim zerwała, tylko zapomniała mu o tym powiedzieć. – Równie dobrze mogę iść się gdzieś upić.
Alec by wiedział, co teraz powiedzieć, uzmysłowiła sobie Izzy. Ona zaś miała w głowie pustkę. I całkowity brak chęci, by coś z tą pustką zrobić.
- Jak tam sobie chcesz. – Machnęła ręką. – Ale jeśli mama cię złapie jak pijany wracasz do Instytutu grubo po czasie, to ja nie chcę mieć z tym nic wspólnego. Chodź Clary.
Dziewczyna przez chwilę wahała się jak postąpić. Z jednej strony chciała wrócić do Instytutu, zakopać się w pościeli i spać udając, że wszystko to tak naprawdę zły sen. Z drugiej, Jace patrzył na nią z miną szczeniaczka. Wiedziała, że powinni porozmawiać. Wyjaśnić jakoś to małe, własne piekiełko jakie zrodziło się między nimi. Wciąż kochała Jace’a. Ale czy miłość wystarczy, żeby wszystko naprawić? Nie miała siły nad tym myśleć.
- Idę.
Jace zaklął i nie przejmując się tym, że przygląda mu się spora grupka Seelie ruszył w kierunku centrum. Miał tylko nadzieję, że żaden z tych dziwaków nie postanowi mu towarzyszyć.
 
- Dobranoc. – Clary ziewnęła przeciągle i nawet nie czekając na odpowiedź pomaszerowała do swojego pokoju.
Izzy nie była jeszcze śpiąca. Prawdę mówiąc rzadko wracała z patrolu o tak wczesnej godzinie. Zwykle, gdy demonów okazywało się mniej, wykorzystywała wolny czas na szlajanie się po mieście, podrywanie i flirtowanie z zawsze chętnymi mężczyznami… Potrząsnęła głową. Nie. Nie może już tego robić.
Postanowiła sprawdzić co u Aleca. Gdy wychodzili spał i na dobrą sprawę teraz powinien robić to samo, ale wolała się o tym przekonać na własne oczy.
Podeszła do drzwi i ostrożnie je uchyliła. Niemal od razu uderzyło ją magiczne światło oświetlające pokój a przynajmniej tę jego część, gdzie stało łóżko.
- Alec! – Wpadła do środka i w dwóch susach znalazła się przy bracie. – Wszystko dobrze?
Alec początkowo wystraszył się reakcją Izzy a potem zrobiło mu się wstyd. Nigdy nie chciał być powodem niepokoju siostry a teraz był nim niemal bez przerwy.
- Tak – powiedział i nawet udało mu się uśmiechnąć. Isabelle nie wyglądała na przekonaną.
- To, dlaczego nie śpisz?
Wzruszył ramionami.
- Chyba trochę rozregulował mi się cykl snu – mruknął. – Obudziłem się i nie mogłem zasnąć.
Trochę uspokojona Isabelle odetchnęła z ulgą i usiadła w fotelu, wcześniej ściągając swoje zabójcze szpilki. Dzięki temu mogła podciągnąć stopy pod pośladki i usiąść w pozycji, która u każdego normalnego człowieka groziłaby, w najlepszym razie skoliozą, w najgorszym – pęknięciem kręgosłupa. Alec skrzywił się widząc akrobacje siostry.
- Jesteś pewien, że nie czekałeś aż wrócimy z patrolu? – Lekka złośliwość była odważnym posunięciem, ale nie mogła się powstrzymać. Tęskniła za normalnością.
Zarumienił się, ale nie spuścił wzroku z siostry. Izzy uznała to za dobry znak.
- Być może… Jak było?
Dużo ukrytego znaczenia kryło się w tym pytaniu. Alec nie pytał tylko o jej osobiste wrażenia, ale też o to czy zostali ranni i czy im go brakowało. Wiedziała to wszystko. I dlatego musiała bardzo uważać z odpowiedzią.
- Lepiej niż ostatnio. Przynajmniej żaden demon się na mnie nie wykrwawił. – Pokazała czystą kurtkę od stroju bojowego.
Z jednej strony Alec poczuł ulgę, z drugiej… żal. Bo rodzeństwo najwyraźniej uczyło się radzić sobie bez niego. I być może wkrótce nie będą już go potrzebować. I nie będzie miał do czego wracać…
- Ale bez ciebie to nie to samo.
Z zamyślenia wyrwał go głos Izzy. Dziewczyna brzmiała smutno. Poczuł, że musi ją przytulić, ale jego ciało nie chciało go słuchać w tej materii. Jedynym kompromisem w starciu tytanów umysł versus ciało było wyciągnięcie w stronę dziewczyny otwartej dłoni. Isabelle najpierw spojrzała na nią zaskoczona a później uścisnęła delikatnie. Całym sobą musiał zmusić się, żeby nie wyrwać ręki.
- Serio, Alec. Bez ciebie na patrolach jest dziwnie. I trudno. I nawet nie staraj się przepraszać! – zastrzegła widząc, że już otwierał usta. – Nie masz za co. Po prostu chciałam, żebyś wiedział, że zawsze będziemy cię potrzebować. Ja, Jace i Max.
Jakimś cudem udało jej się odczytać jego obawy. I starała się je uciszyć. Kochał siostrę za to, ale niechcący poruszyła kolejną kwestię, która nie dawała mu spokoju.
- A co z Maxem? Wystraszyłem go… - spuścił głowę, żeby siostra nie widziała łez zbierających się w jego oczach. – Nie chciałem…
Alec starał się nie płakać. Wiedziała o tym, ale postanowiła udawać, że nie. Jeśli to miało pomóc jej bratu, to w porządku, mogła grać głupią.
- Wiem, Alec. – Delikatnie ścisnęła jego rękę po czym rozluźniła uścisk tak by chłopak mógł swobodnie ją zabrać. Chwilę się wahał, ale ostatecznie schował obie dłonie pod kołdrę. Tak na wszelki wypadek. Nie chciał, co prawda, powtarzać sytuacji z Maxem, ale miło było mieć świadomość o istnieniu koła ratunkowego.
- Wiem, że nigdy nie skrzywdziłbyś Maxa. Wiem też, dlaczego spanikowałeś.
Ostatkiem sił powstrzymał się przed wbiciem paznokci w udo. Zamiast tego wziął głęboki oddech i spojrzał siostrze prosto w twarz.
Wytrzymała jego spojrzenie, choć ból w niebieskich oczach wypalał jej dziurę w sercu.
- Max powiedział mi, co… oni… chcieli zrobić.
Nie chciała o tym wspominać, bała się reakcji Aleca, ale brat przyjął to stosunkowo dobrze. To znaczy nie zaczął krzyczeć ani hiperwentylować a to już uznała za spory sukces.
- Poza tym Max… domyślił się, że to oni cię skrzywdzili. To mądry dzieciak – dodała nie bez wyraźnej dumy w głosie. Alec odpowiedział trochę kwaśnym uśmiechem.
- Wiem. Ale i tak dużo na niego spadło… Jak on się z tym wszystkim czuje?
- Lepiej niż byśmy się mogli spodziewać – przyznała. – To prawda, ma sporo do przemyślenia i dużo będzie mu jeszcze trzeba wytłumaczyć, ale poradzi sobie. Jest w końcu Lightwoodem a my jesteśmy twardzi. – Puściła bratu oczko a Alec o mało nie jęknął.
- Oprócz mnie. – Znów utkwił spojrzenie w kołdrze. Zaczął też drapać paznokciami w udo. Uczucie było stłumione przez materiał, ale na razie wystarczało by utrzymać go na powierzchni.
- Alec! – Głos siostry zabrzmiał dziwnie ostro i autorytarnie. Jego ciało zareagowało instynktownie i wyprostował się niemal na baczność. Isabelle chwilami aż za bardzo przypominała matkę. – Nikt nie twierdzi, że jesteś słaby. Tak naprawdę jesteś najsilniejszą osobą jaką znam!
To samo powiedział mu Magnus, ale czy miał prawo w to uwierzyć?
- I będę ci to powtarzała do znudzenia aż w końcu przyjmiesz to do wiadomości, zrozumiano?
Zastanawiał się czy Isabelle weszła w „tryb przywódcy” specjalnie, bo wiedziała, że w ten sposób najłatwiej do niego trafi, czy też odbyło się to głównie na autopilocie.
- Tak – mruknął nie do końca przekonany, ale tak czy inaczej ziarenko zostało zasiane i Alec miał nadzieję, że pozwoli mu zakwitnąć. Wiedział, że do tego będzie potrzebował wszystkich. Izzy, Magnusa, Maxa… Jace’a… Mamy… Taty…
Myśl o ojcu zakłuła nieprzyjemnie. Podobnie jak o Jassie. Wiedział, że był za nadto rozbity by poświęcać im zbyt wiele uwagi, dlatego szybko przekierował swój umysł na inną ważną sprawę.
- Izzy…
- Tak? – Coś w głosie brata ją zaniepokoiło.
- Ja… - Zaczął jeszcze intensywniej drapać udo. Na szczęście miał na sobie długie spodnie, więc dostęp do gładkiej skóry był utrudniony. Będzie musiał poprosić kogoś, żeby obciął mu paznokcie. Nie chciał się krzywdzić, ale część jego odruchów była bezwarunkowa i zapanowanie nad nimi jeszcze sporo mu zajmie.
- Myślę, że powinniście powiedzieć Maxowi co… - potknął się. – Co Oni mi zrobili…
Izzy zesztywniała. Nigdy nie pomyślała nawet, że Alec chciałby dzielić się z kimś swoimi przeżyciami. Tym bardziej po tym jak trzymał je w sobie tak długo. Nie mówiąc już o tym, że tym kimś miałby być ich mały braciszek. Przecież Max nie zna jeszcze nawet słowa seks. Jak mieliby mu to wytłumaczyć? I w zasadzie, dlaczego?
- Alec… Nie wiem czy to dobry pomysł… Max…
- Powinien wiedzieć czego mogą dopuścić się inni ludzie a na co nigdy nie powinien się zgadzać!
Znów brzmiał jak Alec, którego znała. Silny Nocny Łowca a nie skrzywdzony chłopiec. Chyba tylko dlatego pozwoliła mu dalej mówić nie przerywając.
- Dotarło do mnie, że nie będę mógł go cały czas chronić. Nie tak jak was… - W jego głosie pojawił się smutek. – Dlatego chcę…, żeby Max wiedział. Miał świadomość własnych granic… Tego, że czasem ludzie je przekraczają, ale w żadnym wypadku to nie jest jego wina i nie powinien się na to zgadzać. Gdybym ja w jego wieku to wiedział… - urwał i zapatrzył się gdzieś w dal prawdopodobnie analizując wszystko co mogłoby się stać „gdyby”. – Być może sprawy potoczyłyby się inaczej. Iz… - Spojrzał na siostrę. Dziewczyna była pewna, że twarz brata będzie wykrzywiał ból, zamiast tego ujrzała w niej jakąś dziwną determinację.
- Uczono mnie słuchać starszych, traktować słowa doświadczonych Łowców jak wyrocznię. Dlatego… - Z jego oczu zaczęły płynąć łzy. – Na początku nie wiedziałem nawet, że to co robią jest złe… Kiedy mnie dotykali… - Głos mu się załamał i musiał na moment przerwać. Izzy nie pragnęła teraz niczego ponad to by brat zamilknął. Nie chciała tego słuchać, bo przed oczami pojawiały jej się obrazy. Jej własne wyobrażenia tego co przeżywał brat. Wiedziała jednak, że to, czego ona chce nie miało znaczenia. Alec potrzebował to powiedzieć a ona zawdzięczała mu zbyt dużo by na to nie pozwolić.
- Powiedzieli, że to część treningu. Że tak ma być… - Znów wrócił do niego obleśny uśmiech Raja, gdy tłumaczył mu, dlaczego trzymał rękę na jego kroczu. – Nie podobało mi się to. Czułem, że nie tak powinno być, ale rodzice zawsze kazali słuchać innych Łowców. – Przygryzł wargę i wydał z siebie zduszony jęk. Powstrzymywał się przed płaczem, wiedział, że i tak sporo zrzucał na siostrę i nie chciał być jeszcze większym obciążeniem. – Nie chcę, żeby Max przechodził przez to samo. On musi wiedzieć, że może powiedzieć „nie”.
Kiedy nad tym pomyślała miało to sens. Alec od zawsze był hodowany, bo na pewno nie wychowywany, na idealnego żołnierza, który nigdy nie podważa rozkazów. Nic więc dziwnego, że dwóch dorosłych facetów było w stanie tak namieszać mu w głowie i zmusić do… Odepchnęła od siebie tę myśl. Zamiast tego skupiła się na Maxie. Czy jej mały braciszek wiedziałby, kiedy odmówić dotyku? Nie była pewna. Nie miała pojęcia, czego uczono go w Idrisie.
Miała zamiar powiedzieć Alecowi, że dopilnuje rozmowy z Maxem; nawet jeśli sama nie była w stanie tego zrobić, to od czegoś przecież jeszcze mieli matkę, prawda? Niech Maryse uświadomi sobie, że naprawianie błędów nie ogranicza się do stania przy garach i przekupywania dzieci smakołykami. Nie zdążyła jednak, bo Alec znów się odezwał.
- Przepraszam… Pewnie nie chciałaś tego słuchać… Nie powinienem cię tym obarczać. – Nic jednak nie mógł poradzić na to, że to Izzy ufał najbardziej, jeśli chodzi o Maxa. Wiedział, że siostra zrobi wszystko, żeby chronić chłopca. On sam… Nie czuł się na siłach tłumaczyć cokolwiek Maxowi.
- Nie przepraszaj!
Dziewczyna wstała z fotela i uklękła przy łóżku brata. Wolałaby usiąść na, ale podskórnie czuła, że Alec był zbyt pobudzony, by znieść ten rodzaj bliskości.
- Jeśli potrzebujesz się wygadać to wiedz, że jestem dla ciebie. Będę słuchać nieważne, co chciałbyś mi powiedzieć. Od tego jest rodzeństwo.
Spróbował się uśmiechnąć. Izzy była zdecydowanie zbyt blisko, ale nie miał serca jej tego powiedzieć. Zwłaszcza po tym jak zwalił na nią całe to gówno.
- I obiecuję, że wyjaśnię wszystko Maxowi. Nie musisz się martwić.
- Wiem, że to ja powinienem…
- Ty powinieneś już tylko wyzdrowieć – przerwała mu. – Wiem, że to wszystko jest dla ciebie bardzo ciężkie i nikt nie oczekuje, że weźmiesz na siebie jeszcze dodatkowy ciężar. Alec, pamiętaj, że jesteśmy rodziną. I wszystkim nam zależy na chronieniu Maxa. Ty i tak wykonałeś dobrą robotę. Kocham cię braciszku. I dziękuję za wszystko co dla mnie zrobiłeś…
- Nie dziękuj – tym razem to on jej przerwał. – Po prostu nie – powiedział widząc jej zdezorientowaną minę.
Postanowiła ustąpić przynajmniej na razie. Kiedy Alec poczuje się lepiej na pewno jeszcze wrócą do tej rozmowy. Nie mogli pójść dalej bez wyjaśnienia sobie, co się między nimi wydarzyło.
Przez jakiś czas siedzieli w ciszy, każde zatopione we własnych myślach. Izzy zauważyła, że jej brat był ciągle spięty.
- Alec… Czy chciałbyś zostać sam? – Starała się przygotować na odpowiedź, żeby ta jej nie zabolała. Alexander od zawsze był trochę samotnikiem, więc to nic dziwnego, jeśli chciałby przetrawić wszystko sam ze sobą.
- Tak. – Z poczuciem winy pokiwał głową i nawet egoizm Izzy, w tym momencie, się zamknął nie odbierając nic z tej odpowiedzi do siebie.
- W porządku. – Uśmiechnęła się do brata. – W takim razie dobranoc.
Chciała go pocałować, ale w ostatniej chwili się powstrzymała. Zamiast tego posłała mu całusa w powietrzu. Ku jej ogromnemu zdumieniu Alec odpowiedział uśmiechem.
- Dobranoc, Iz.
 
Magnus nawet nie wiedział, kiedy zasnął. Po raz pierwszy od tygodni nie napotkał w tej materii problemów. Po prostu przyłożył głowę do poduszki i już spał. Zapewne w grę wchodziło magiczne wyczerpanie; po tym jak Maryse zostawiła go na straży Instytutu postanowił spożytkować dany mu czas i dokładnie przeskanować cały budynek pod kątem innych kryjówek Aleca. Wykorzystał całą dostępną sobie wiedzą magiczną oraz trochę pożyczonej, aby mieć pewność, że niczego nie pominął. Jedyne co znalazł to kilka starych pisemek pornograficznych Jace’a. Nie miał żadnych wyrzutów sumienia podczas teleportowania ich wprost na łóżko blondyna w Instytucie. Po chwili namysłu dodał do tego jeszcze żel intymny. To było niskie i wiedział o tym, ale wciąż nie mógł przestać obwiniać chłopaka o stan, w jakim znalazł się Alec.
Poszukiwania wydrenowały go z magii niemal doszczętnie dlatego, teraz gdy jego ciało dostało, w końcu, tak bardzo potrzebną mu dawkę odpoczynku, miał ochotę spopielić każdego, kto mu ten odpoczynek przerywał. Przynajmniej do momentu, gdy zobaczył imię na wyświetlaczu.
- Alec? – Poderwał się z łóżka niemal zrzucając przy tym Prezesa Miau, który postanowił urządzić sobie legowisko z jego włosów. – Stało się coś kochanie?
Po drugiej stronie przez chwilę panowała cisza a Magnus poczuł, jak serce podchodzi mu do gardła. Już szykował się do otworzenia Portalu, gdy Alec ponownie się odezwał.
- Obudziłem cię…
Nie było sensu kłamać.
- Nie przejmuj się tym najdroższy. Pamiętaj, że zawsze jestem tu dla ciebie. – Wciąż prześladowała go ich ostatnia rozmowa telefoniczna. Obiecał sobie, że już nigdy nie spławi Alexandra. Będzie z nim rozmawiał nawet podczas przyzywania demona. – O co chodzi, kochanie?
Niemal słyszał jak Alec zgrzyta zębami, nim zdołał wyrzucić z siebie kolejne zdanie.
- Możesz powiedzieć, że mnie kochasz? I, że to nie była moja wina?
- Alexandrze… - Coś ścisnęło mu serce.
- Proszę, Magnus. – Chłopak brzmiał jakby resztką sił powstrzymywał się przed płaczem. – Miałem… Ciężką rozmowę z Izzy i po prostu muszę to usłyszeć. Od ciebie – dodał po chwili czym całkowicie kupił Czarownika.
- Kocham cię Alexandrze – starał się by jego głos przekazał prawdziwą głębie odczuwanego uczucia. – To nie była twoja wina.
Chłopak odetchnął z ulgą.
- Dziękuję.
- Nie musisz dziękować. – Magnus tak bardzo chciał być teraz przy Alecu i móc go przytulić. Do tej pory nawet nie zdawał sobie sprawy z tego jak wiele radości dawał mu fizyczny kontakt. I wcale nie chodziło o seks. Zwykłe przytulenie czy trzymanie się za ręce… Nienawidził tego, że ktoś był na tyle okrutny, że odebrał Alecowi możliwość cieszenia się takimi małymi gestami i uczynił z nich torturę. Teraz najchętniej spaliłby cały Idris.
- Wiem… Ale i tak dziękuję. Cieszę się, że cię mam Magnusie.
Chyba jeszcze żadne ze zdań wypowiedzianych przez Aleca po przebudzeniu nie miało w sobie takiego ładunku nadziei jak to…
- To uczucie jest jak najbardziej odwzajemnione. – Otarł wierzchem dłoni łzy płynące mu z oczu. Nagle ucieszył się, że Alec go nie widzi. Ciężko by było wyjaśnić chłopakowi, że były to łzy radości. – Kocham cię.
- A ja ciebie… Magnus?
- Tak, kochanie? – Miał nadzieję, że policzki chłopaka pokryły się tak uwielbianą przez niego czerwienią.
- Przyjdziesz jutro?
- Oczywiście. – Spojrzał na zegarek. – A wiesz co? Nawet lepiej! Przyjdę dzisiaj! – Wiedział, że jego entuzjazm był nieco wymuszony, ale starał się być tą samą wersją siebie sprzed całego tego koszmaru. Liczył, że Alec to doceni.
Po drugiej stronie nastała cisza. Najwidoczniej chłopak starał się przetworzyć żart. W końcu mu się to udało, bo do uszu Magnusa doszło ciche parsknięcie. Czarownik aż zamarł. To było najbliższe śmiechu, co Alexander zrobił od momentu wybudzenia. Zaczęła kiełkować w nim nowa gałązka nadziei. I pewien rodzaj dumy. To on do tego doprowadził.
- Nie mogę się doczekać – zapewnił chłopak.
- Ja też, Alexandrze. Ja też.