niedziela, 29 listopada 2020

Nietypowe zlecenie VI

 

NIETYPOWE ZLECENIE 
VI


- Na pewno, Alec?
- Izzy! Pytałaś mnie o to z dziesięć razy! Na pewno!
- Ale to nie fair wobec ciebie!
Chłopak spojrzał na siostrę z pytaniem wymalowanym na twarzy.
- Bo… - zaczęła wyjaśniać. – Kiedy Magnus obiecywał mi te wejściówki mówił, że mam zabrać ciebie i Jace’a.
- Pokręcił głową.
- Byłem przy tym – przypomniał jej. – Powiedział, że możesz zabrać mnie i Jace’a – poprawił siostrę. – Nic się nie stanie, jeśli zamiast mnie pójdzie Clary. Magnus was nie wyrzuci. Poza tym wiesz, że nie lubię imprez. – Zresztą na tę konkretną mógł się wkręcić, nawet bez zaproszenia. Ale siostra nie musiała, o tym wiedzieć. Przynajmniej na razie.
Isabelle ściągnęła brwi. Wiedziała, że jej brat zawsze szukał wymówki żeby wymiksować się z każdej imprezy. Ale nie podejrzewała, że tak łatwo odda swoje miejsce Clary. Clary, która wbiła się w ich życie, jak torpeda i od razu przyczepiła się do Jace’a, niczym rzep do psiego ogona. Omotała go, by w końcu, odciągnąć od rodziny. Zwłaszcza od Aleca. Tak, jakby ten rudowłosy skrzat bał się, że Alec może jej odebrać Jace’a. Izzy tego nie rozumiała. Tym bardziej, że Alec sam się usunął w cień tej relacji. Czyżby nadal był zły za głupie żarty Jace’a na temat tamtej dziewczyny, (z którą Alecowi, koniec końców, nie wyszło)? W dodatku Izzy miała wrażenie, że Jace, z taką intensywnością, pogrążył się w romansie z Clary, żeby utrzeć bratu nosa. Pokazać „Patrz! Tak to się robi!”. Kochała Jace’a, ale czasami był takim dupkiem…
- Ale na pewno?
- Na pewno! Baw się dobrze!
Wyszła z pokoju targana sprzecznymi emocjami.
 
- To na pewno tutaj? – zaniepokoiła się Clary, kiedy wspinali się po schodach. – Nic nie słyszę.
- To impreza Czarownika – wyjaśniła Izzy. – Na pewno rzucił czary wyciszające. Po co mu zatargi z przyziemnymi sąsiadami i przyziemną policją? – Uśmiechnęła się i zapukała.
Drzwi otworzyły się sekundę później. Stanął w nich Magnus Bane, cały we wszystkich kolorach tęczy, brokacie, z mnóstwem biżuterii i w pełnym makijażu. Zdaniem Izzy wyglądał świetnie. Zdaniem Jace’a – jak pajac. Clary nie wyrobiła sobie zdania, bo taka różnorodność barw, na jednym człowieku, kłuła jej artystyczną duszę, we wrażliwe miejsce, nie pozwalając skupić się na niczym innym.
- Isabelle! –Mężczyzna pochylił się i pocałował dziewczynę w oba policzki. – Miło cię wiedzieć! Wyglądasz wspaniale! Cudowna sukienka! A ta szminka? Czysta perfekcja! Złotowłosa – zwrócił się do Jace’a i humor mu siadł zauważalnie. – A to, kto? – spytał wskazując na Clary.
- Clary Fairchild – przedstawiła się rudowłosa. Chciała jeszcze coś dodać, ale Jace otoczył ją ramieniem.
- Moja dziewczyna – powiedział tak zaborczym tonem, że zarówno Izzy jak i Clary zrobiło się głupio.
- Winszuję. – Na Magnusie ani wiadomość, ani tym bardziej ton, nie zrobiły wrażenia.
- Przepraszam, że nie przyprowadziliśmy Aleca. – Isabelle uznała, że powinni się wytłumaczyć. – Ale…
- Ale – wszedł jej w słowo Jace, wciąż obejmując Clary, – to taki sztywniak. I nienawidzi imprez.
- Sztywniak? – Magnus uniósł brwi. Dopiero, kiedy to zrobił, Isabelle zauważyła, że też były pokryte brokatem i skrzyły się, w świetle różnokolorowych lamp. – Nie zauważyłem. Poza tym Alec już tu jest.
Nim którekolwiek z nich, choć pomyślało o tym, by się odezwać, za Magnusem, dosłownie wyrósł Alexander. Z martini w ręku.
- Cześć – przywitał się jak gdyby nigdy nic.
Izzy zlustrowała go wzrokiem. Miał na sobie swoje zwykłe postrzępione jeansy i sprany niebieski podkoszulek. Z całą pewnością nie był to strój, który przyszykowała mu, gdy jeszcze miał z nimi iść.
-Alec! – Wykrzyknęła, kiedy pierwszy szok minął. – Co ty tu robisz?!
- Staram się nie ogłuchnąć. Proszę. – Podał drinka Magnusowi.
Ten uśmiechnął się w odpowiedzi, uśmiechem tak promiennym, że Izzy o mało nie oślepła.
- Dziękuję. Kochany jesteś. – Położył upierścienioną dłoń na policzku Aleca. A Alec się nie odsunął! Więcej! Przytulił się do ręki Czarownika samemu się uśmiechając.
Ta scena była tak wymowna, że nawet Jace wszystko zrozumiał.
- Wy… wy… - Może i zrozumiał, ale wyartykułować nie potrafił.
- Jesteście razem! – Pomogła mu Isabelle.
- W rzeczy samej – potwierdził Magnus upijając drinka. – I muszę ci powiedzieć, droga Isabelle, że ten błyszczyk to był świetny pomysł. – Mrugnął do niej. – Kto by pomyślał, że twój brat da się wyrwać na gumę balonową…
- Magnus! – Alec trzepnął mężczyznę w ramię.
- No, co? Prawdę mówię!
Izzy nie potrzebowała nawet sekundy, by połączyć fakty.
- To tobie Alec kupował te kosmetyki! – krzyknęła tonem odkrywcy. – Alec! Ty wredna małpo! Szujo jedna! Patafianie włochaty! Paskudo! – Zaczęła okładać brata torebką, nie patrząc nawet gdzie celuje, a on starał się unikać, chociaż tych ciosów, wymierzonych w głowę. – Dlaczego nic nie powiedziałeś?! Jak mogłeś?! Własnej siostrze?!
- Chyba chciałem zobaczyć twoją minę. – Roześmiał się widząc, że dziewczynę powoli opuszczała furia.
- Muszę przyznać, że to było dość ciekawe – stwierdził Magnus przytulając się do Aleca. – I jak sie czujesz z tym, że twój brat ma chłopaka? – Pytanie, chociaż zdane lekkim tonem, w dość swobodnej atmosferze, miało drugie dno. Izzy zaczynała rozumieć, dlaczego Alec czekał z ujawnieniem się do imprezy. Tu nie było czuć przygniatającego ogromu Instytutu, gdzie człowiek cały czas miał wrażenie, że postępuje źle. A Alecowi i tak musiało być ciężko. Dlatego spoważniała w jednej chwili, by nikt nie wziął jej słów za żart.
- Alec?
- No? – Starał się na nią nie patrzeć, samemu przed sobą udając, że odpowiedź wcale nie jest, dla niego, taka ważna.
- Jesteś szczęśliwy? – Musiała wiedzieć.
- Jak jeszcze nigdy w życiu – przyznał.
I była to prawda. Izzy potrafiła to stwierdzić. Znała brata, zbyt długo, by zdołał ją okłamać w takiej sprawie.
- To najważniejsze! – Przytuliła go mocno. Niemal do utraty tchu. – A ty? – zwróciła się do Magnusa. – Muszę robić tę całą scenę z „skrzywdź mojego brata a wydrapie ci oczy, wyciągnę mózg przez nos i obcasem zmiażdżę wątrobę”?
- Nie, kochana. – Czarownik się uśmiechnął. – To się rozumie samo przez się. W końcu jesteś Nefilim. – Puścił jej oczko. – A ty, Złotowłosa?
Do tej pory, Jace, stał bez słowa i patrzył. Na rozpromienionego Aleca, szczęśliwą Izzy i zadowolonego Magnusa. Jego brat był szczęśliwy. Nie musiał tego od niego usłyszeć, by wiedzieć. Byli parabatai.
Nie bardzo pojmował przyczynę tego szczęścia (Magnus był dziwny; Jace wątpił, że go polubi). Mimo to, nie miał prawa mu go zabierać. Nie wiedział, co właściwie powinien powiedzieć. Sarkastyczna uwaga, tak bardzo w jego stylu, nijak tu nie pasowała. Mogła zostać źle odebrana, a on nie chciał skrzywdzić Aleca. Postawił, więc na klasykę. Nudną, ale bezpieczną.
- Izzy ma rację. Jeśli jesteś szczęśliwy, to najważniejsze.
Wszyscy usłyszeli jak Alec wypuścił z ust powietrze. Tak bardzo stresował się słowami brata, że zapomniał o oddychaniu.
- Okej! – Magnus postanowił rozluźnić atmosferę. To, w końcu, miała być impreza a nie pogaduszki przy ciasteczkach. Na te jeszcze przyjdzie pora. – Skoro wszyscy wszystko wiedzą, to proponuję się zabawić. To przecież impreza! Moja! Impreza!
- Tak! – poparła go Isabelle i zaczęła ciągnąć Aleca w stronę parkietu. – Za to wszystko wisisz mi przynajmniej jeden taniec!
- Ale…
- Żadne, „ale” Alexandrze Gideonie Lightwood! Trzeba było nie kombinować!
- Wtedy kazałabyś mi tu przyjść ubranym jak pajac!
- Raczej jak człowiek, a nie chodząca reklama lumpeksu, o szemranej reputacji!
Magnus patrzył za oddalającym się rodzeństwem i zastanawiał się, kiedy ostatnio był tak szczęśliwy. Ponad sto lat temu.
- Ile dobrego może przynieść zwykła grypa… - Rzucił w przestrzeń, dopił drinka i ruszył na pomoc ukochanemu. Albo jego siostrze. Sandałki Isabelle miały niebotyczne obcasy, ale nawet one nie gwarantowały ochrony, przed dwoma lewymi nogami Aleca.
 
____________________________________________________________
No i nastał koniec. Mam nadzieję, że się podobało. A jak nie, to trudno. Będę musiała z tym żyć. A! I tak przy okazji... Wcale nie zamierzam kończyć swojej przygody z Maleciem! Za bardzo się wkręciłam i pokochałam tę dwójkę <3. Także, do następnego! :*

 

 

czwartek, 26 listopada 2020

Nietypowe zlecenie V

 

NIETYPOWE ZLECENIE
V


- Muszę przyznać, Alexandrze – wymruczał Magnus rozpakowując przyniesioną przez Aleca reklamówkę, – że nie sądziłem, że ci się uda.
- To, po co wysyłałeś mi tę listę? – spytał chłopak, wchodząc do pokoju z dwoma kubkami herbaty. – Proszę. – Jeden podał Magnusowi. – Malinowa. Przez ciebie odzwyczajam się od kawy.
Mężczyzna przyjął naczynie i chwilę rozkoszował się ciepłem kubka oraz aromatem naparu. Dopiero upiwszy łyk podjął rozmowę.
- Wyjdzie ci to tylko na zdrowie. Uzależnienie od kawy, jest tak samo złe, jak uzależnienie od wszystkich innych używek. A nawet gorsze, bo kawę możesz kupić legalnie w każdym sklepie. Co do listy… - Zmienił temat widząc, że Alec już otwierał usta gotowy do kłótni. On zrobiłby inny pożytek z tych ust… Znacznie przyjemniejszy. I smaczniejszy, nawet od malinowej herbaty. – Wysłałem ci ją, chyba tylko z ciekawości. Chciałem zobaczyć, co zrobisz.
- To znaczy?
- Znaczy, czy poślesz mnie do diabła, czy może górę weźmie ta część twojej osobowości: Ja nie dam rady? – Zaczął zabawnie modulować głos a Alec parsknął w kubek, rozlewając trochę herbaty na spodnie. – Ja nie dam rady? Potrzymaj mi piwo.
- Pomyliłeś mnie z Jace’em – stwierdził Alec . – Takie zachowanie to cały on. Zawsze i wszędzie musi udowadniać, że jest najlepszy i potrafi… No wszystko.
- Nie wszystko – zapewnił go Magnus. – Uwierz mi. Jest przynajmniej jedna rzecz, której Złotowłosa Królewna nie potrafi…
- Na przykład? – Alecowi nie mieściło się to w głowie.
- Oczarować mnie swoją osobą. W tej kwestii przegrywa nawet z Raphaelem Santiago.
- Kim?
- Takim jednym gderliwym wampirem, który zawsze krytykuje mój strój. – Posłał chłopakowi promienny uśmiech. – Więc widzisz. Twój doskonały Jace nie jest doskonały.
- Wcale nie mój – burknął Alec ze skwaszoną miną, jakby powróciły do niego wspomnienia, których nie chciał. Magnus uznał, że trzeba się ewakuować z tematem.
- Więc… Skoro nie dla pokazania własnej zajebistości… To, dlaczego właściwie postanowiłeś zrobić dla mnie te zakupy?
Z Aleca w jednej sekundzie wyparowała cała złość. Zastąpiło ją zawstydzenie.
-Bo… Chciałem zrobić ci przyjemność – wydukał obracając kubek w dłoniach.
Magnus poczuł jak jego wewnętrzny licznik słodkości wylatuje poza skalę, a jemu samemu robi się podejrzanie ciepło, w okolicach serca. Ten chłopak był, w tym wszystkim, za dobry! Zbyt perfekcyjnie niewinny! Był pierwszą tak szczerą osobą w życiu Magnusa. Magnus nie potrafił się z nim obchodzić. Żeby nie spaprać wszystkiego jednym niedwuznacznym komentarzem wrócił do przeglądania zakupów. Był pewien, że rumieniec na jego policzkach dorównuje temu alecowemu.
Gdy testował rozświetlacz uderzyło go coś jeszcze. Zwykle nie tak spędzał piątkowe wieczory. Kocyk, herbata… To nie był jego styl! Za to Alec wyglądał, jakby odnalazł sens życia. A było nim patrzenie na Magnusa, znad kubka z herbatą. Przynajmniej, sam Magnus, tak sobie wmawiał. Chciał być centrum świata Aleca. Bo do centrum jego świata, ten uroczy, niebieskooki Nefilim, zbliżał się z każdą spędzoną razem godziną. Każdym gestem. Każdym uśmiechem.
- Jak ci się udało to wszystko kupić? – spytał, nim jego myśli poszybowały w nieodpowiednim kierunku, a on miał okazję palnąć coś głupiego.
- Izzy mi pomogła. – Alec oblał się rumieńcem.
- O!
 - No tak… - Upił łyk herbaty. – Zapytałem ją, co to jest rozświetlacz, głupia nazwa swoją drogą, nie rozumiem, po co ci on, a potem już samo poszło. Ubzdurała sobie, że robie zakupy dla mojej dziewczyny.
- Dziewczyny? – Brwi Magnusa poszybowały w górę. Tego się nie spodziewał. Był pewien, że Isabelle znała prawdę o swoim bracie.
- A ty, co jej powiedziałeś? – Naprawdę nie chciał żeby zabrzmiało to jak reprymenda, ale poczuł się zdradzony. I zazdrosny! A pod wpływem emocji zdarzało mu się nie kontrolować.
- Że to jeszcze nic pewnego…- wydukał chłopak, któremu nagle, z jakiegoś nieokreślonego powodu, zrobiło się głupio. – Więc jakbyś chciał coś jeszcze… - Dlaczego się nie zamknął? Powinien się przymknąć. Teraz! Natychmiast!
- Nie – odburknął Magnus, wyraźnie zły. – Wszystko mam.
Nastała cisza, niekomfortowa dla nich obu. Była w niej nie tylko niechęć do dalszej rozmowy. Pod powierzchnią czaiły się pretensje za niewypowiedziane słowa. Żal, że ten drugi nie rozumie. Strach przed prawdą. I smutek. Bo przecież mogło być pięknie.
Alec nie potrafił już tego znieść.
- Przepraszam… - wyszeptał. – Za tę sprawę z dziewczyną – dodał szybko widząc minę Magnusa. – Nie powinienem był… Ja…
- Oni nie wiedzą? – przerwał mu Bane.
- Kto? Co? – Alec wyraźnie był z bity z tropu.
- Twoje rodzeństwo. Nie wiedzą, że jesteś gejem? – Ni to stwierdził, ni to zapytał.
Alec poczuł jak cały sztywnieje. W końcu ktoś powiedział to głośno.
Gej.
Słowo, do tej pory ukryte w zakamarkach jego duszy, nareszcie ujrzało światło dzienne.
Gej.
O to, kim był.
O to, czego nie potrafił zaakceptować.
- Nie… - Zaczął bawić się mankietem swetra. –Przynajmniej mam nadzieję. Że nikt nie wie. – Ręce mu się trzęsły. Zacisnął dłonie w pięści i schował pod pachy.
- Dlaczego? – Magnus utkwił w nim spojrzenie, swoich niesamowitych złoto-zielonych, oczu. – Ja wiem. I czy to coś zmieniło?
- Nie wiem – przyznał Alec. Starał się nie patrzeć na Magnusa. W ogóle starał się nie być.
- A jak myślisz? – Magnus wiedział, że Alec był inny niż wszyscy, których do tej pory spotkał. Że jego obecność, nieważne długa czy krótka, odciśnie piętno na jego życiu. Dlatego teraz nie zachowywał się jak typowy on, niecierpliwy, żądający natychmiastowej deklaracji, pędzony w emocjach przed siebie, na sam skraj. I dalej. Zamiast tego był spokojny, zdeterminowany, by pomóc Alecowi jak najłagodniej przejść etap samoakceptacji.
Alec zastanowił się przez chwilę. Analizował zachowanie Magnusa od ich pierwszego spotkania, w gabinecie matki (pamiętał to!) do teraz.
- Nie?
- Nie – zgodził się Magnus. – To nic nie zmieniło. A nie znamy się przecież długo. Mogę być tobą oczarowany, ale do wszelkich deklaracji mi daleko. A twoje rodzeństwo cię kocha. Na pewno skoczyliby za tobą w ogień. Więc czemu się boisz?
- Bo ty jesteś inny… - wymamrotał chłopak podciągając kolana pod brodę. Chciał się zwinąć w kłębek i zostać na tym fotelu do końca świata. – Dla ciebie to nic takiego. Jesteś taki sam… Znaczy też lubisz… Nieważne – machnął ręką wiedząc, że tylko się pogrążał. – A Izzy i Jace… Może i mnie kochają, ale… Wychowaliśmy się w Instytucie, otoczeni Nocnymi Łowcami, którzy…
- Którzy – wszedł mu w słowo Magnus – mają to swoje Twarde prawo, ale Prawo – prychnął. – Posłuchaj Alec. – Czarownik wygrzebał się spod kołdry i ukląkł naprzeciwko chłopaka. – To, że wychowaliście się w Instytucie, pod jarzmem Clave, nic nie znaczy. Ty, Isabelle i nawet ta Złotowłosa Primadonna – Alec parsknął śmiechem, – bardzo różnicie się od typowych Łowców, których spotkałem. I to dobra różnica. Sam pomyśl. Czy Maryse nie ma czasem ochoty was zabić, za wasze zachowanie, niezgodne z wytycznymi Clave?
Alec zastanowił się przez chwilę, a potem przypomniał sobie te wszystkie reprymendy, jakie zebrali razem, z Izzy i Jace’em. Tylko dlatego, że nie zachowywali się jak „na Nocnych Łowców przystało”. Czyli, na ten przykład, chodzili na imprezy Podziemnych (on, bo go zmuszano; Izzy i Jace, dla przyjemności). Roześmiał się głucho.
- Masz trochę racji – przyznał w końcu.
- Ja mam zawsze rację! – Magnus wypiął dumnie pierś, pusząc się własną zajebistością. – I to cale nie trochę! – Puścił mu oczko. A Alec stracił oddech. – No! Skoro już do tego doszedłeś, powiedz. Jak zachowałaby się twoja siostra, gdybyś oświadczył jej, że zakupy robisz nie dla dziewczyny, a dla chłopaka?
Podrapał się po głowie. W słowach Magnusa było sporo racji. Poza tym… Izzy była jego siostrą. Kochała go. To jej miłości był najbardziej pewien. Jakby przeczuwał, że cokolwiek by się nie działo, ona stanie po jego stronie.
- Chyba tak samo – przyznał. – Tylko bardziej by nalegała, żebym jej zdradził, dla kogo dokładnie.
- A Złotowłosa?
Skrzywił się. Po dzisiejszym zachowaniu Jace’a nie chciał o nim myśleć. Co było dziwne, bo jeszcze do niedawna, blondyn stanowił ulubiony temat jego rozmyślań. Poza tym, to co gadał… Alec jakby stracił do niego zaufanie. Już nie wiedział, czy jego parabatai, stanąłby za nim murem. Oni przeciwko rzeczywistości. Może Alec był dla Jace’a dobry, tylko jako tło? Cień, który póki się nie wychyla, jest przydatny i do zaakceptowania?
Rozgoryczenie przyniosło mu odpowiedź.
- Pewnie stwierdziłby, że musiałem sobie znaleźć chłopaka, bo żadna dziewczyna, by mnie nie chciała, po tym, jak zobaczyła jego.
- Jace to idiota! – krzyknął Magnus wystrzeliwując, w górę, błękitne iskry magii.
- Zgadzam się.
Roześmiali się oboje. Nie tyle z Jace’a, co z ulgi.
- To jak? – zapytał Magnus, gdy wesołość trochę opadła. – Powiesz im?
Chłopak zastanowił się.
- Chyba dopiero, kiedy sobie kogoś znajdę. Bo inaczej Izzy zabije mnie ilością randek w ciemno. I wymuszonymi wieczornymi pogaduszkami, mającymi na celu ustalić, który ze znanych nam Łowców, jest gejem.
Czarownik pokiwał głową ze zrozumieniem. Isabelle byłaby do tego zdolna.
- Ale wiesz… - Podniósł się z podłogi i usiadł na stoliku. Teraz ich twarzy były na tej samej wysokości. I mogli, bez problemu patrzeć sobie w oczy. Co obu odpowiadało. – Ten problem możemy łato rozwiązać…
Łowca patrzył na Czarownika z mieszaniną strachu, niedowierzania i… nadziei.
- Co tak pachnie? – Z nerwów często robił i gadał różne głupie rzeczy, ale to pytanie, W TAKIM momencie, znalazłoby się pewnie w pierwszej dziesiątce jego kompromitujących dokonań. Brawo Alec! Zasługujesz na jakiś medal czy coś. Na pewno, nawet demony, są lepsze we flirtowaniu, niż ty! Kamienie są lepsze, bo przynajmniej nie przerywają, gdy ktoś składa im propozycję nie do odrzucenia! Spróbuj być jak kamień Alec! Nie odzywaj się!
Jednak Magnus nie wyglądał, jakby to pytanie go ubodło. Raczej rozbawiło.
- Prezent od twojej siostry. Znaczy, tak przypuszczam, bo nie było go na liście, którą ci wysłałem. – Pomachał mu przed twarzą małym metalowym pojemniczkiem – Balsam do ust o zapachu gumy balonowej. Muszę przyznać – zacmokał, – że nad wyraz ciekawy. – Nachylił się do chłopaka, a zapach stał się jeszcze intensywniejszy. Teraz mieszał się z wonią drzewa sandałowego. – Chcesz spróbować?
Chciał. Jak niczego na tym świecie. Czy to teraz czy wcześniej.
Ich usta się zetknęły. A umysł Aleca eksplodował. To było nieziemskie.
Miękkie wargi Magnusa otulające jego własne. Ciepło drugiego ciała, tak blisko, na wyciągnięcie ręki. Drażniący zmysły zapach. I ta cudowna błogość rozlewająca się po całym ciele. Chciał, by to trwało wiecznie. Nie potrzebował do szczęścia niczego więcej. Tylko tych ust. Tylko Czarownika, do którego należały.
 
Alec całował nieporadnie, za to z żarem i zaangażowaniem potrafiącym przyćmić technikę. Jego usta były miękkie i cudownie gorące. Magnus miał za sobą tysiące pierwszych pocałunków, ale czuł, że ten jeden zapamięta na wieczność. Już wszystko, co nowe i cudowne będzie porównywał do całowania Aleca, pierwszy raz. Jakby ten pocałunek stał się nowym wyznacznikiem jego szczęścia. Punktem zwrotnym w jego pięćsetletnim życiu. Czy go to cieszyło? Tak. Czy przerażało? Jak samo piekło. Czy chciałby coś zmienić? Nie w tym życiu.
 
Kiedy, w końcu, się od siebie oderwali, Magnus spojrzał chłopakowi w oczy. Błękitne tęczówki lśniły czystą radością i Bane zapragnął by zawsze tak było. By wszystko, co złe omijało tego uroczego Nefilim. A o wszystko, co dobre postara się on sam.
- I jak? – zapytał uśmiechając się do własnych myśli.
- Nie… Nie wiem. – Alec ewidentnie miał problem z pozbieraniem bałaganu w swojej głowie. – Ja… Chyba muszę spróbować jeszcze raz, żeby wyrobić sobie opinię.
Ponownie złączył ich wargi.
I było jeszcze lepiej niż poprzednio.