poniedziałek, 19 lipca 2021

Utracona niewinność 24

 

 

UTRACONA NIEWINNOŚĆ 
 
24


- Kocham cię.
Magnus zamarł. To musiał być sen. Nic z tego nie mogło się dziać naprawdę. Przecież… Największe z jego marzeń nie miało prawa się urzeczywistnić. Świat tak nie działał. A przynajmniej nie jego świat.
- Przepraszam… - Alec cofnął się o krok. – Za wszystko. Wiem, że pewnie spierdoliłem sprawę i nie chcesz mnie już więcej widzieć. I całkowicie to rozumiem, ale… Musiałem ci to powiedzieć. Kocham cię i…
Nie dokończył, bo Magnus złapał go za koszulkę na piersi, przyciągnął do siebie i mocno pocałował. Alec od razu zaczął oddawać pieszczotę. Jego ręce bezwiednie powędrowały do karku Magnusa i zaczęły muskać wrażliwą skórę. Mężczyzna jęknął po czym odwdzięczył się samemu wplatając palce jednej dłoni w czarne włosy Alexandra. Drugą ręką wciąż kurczowo trzymał mężczyznę za koszulkę, jakby bojąc się, że ten spróbuje mu uciec. Jednak Alec ani przez moment o tym nie pomyślał. Raz po raz pogłębiał pocałunek i marzył by ta chwila trwała wiecznie.
Niestety, w końcu musieli zerwać pocałunek, żeby się nie udusić. Mimo wszystko nie potrafili się od siebie oderwać. Zetknęli się czołami patrząc sobie głęboko w oczy. Alec wciąż muskał palcami kark Magnusa, ten zaś wplótł obie dłonie we włosy drugiego mężczyzny.
- Też cię kocham – wyszeptał, gdy był już w stanie wydobyć z siebie głos.
Jego słowa zadziałały niczym zapalnik detonujący bombę. Rzucili się na siebie z niemal zwierzęcą pasją. Pocałunkom nie było końca. Ręce błądziły w nieskoordynowanych ruchach szukając bliskości, ciepła i zwyczajnej ludzkiej przyjemności.
Magnus zatracił się w tym wszystkim dlatego, nie od razu, zareagował na delikatny ruch ze strony Alexandra. Dopiero mocniejsze pchnięcie zwróciło jego uwagę. Alec kierował go w stronę sypialni.
- Jesteś pewien? – wyszeptał, gdy usta mężczyzny błądziły po jego szyi. Odchylił głowę nieznacznie do tyłu, dając Alecowi jeszcze lepszy dostęp do siebie. Z czego ten skwapliwie skorzystał. Magnus jęknął. Było mu tak dobrze… To, że miał jeszcze siłę opierać się coraz bardziej natarczywym gestom Aleca, zakrawało na cud.
- Tak… samo… jak… tego… że… cię… kocham… - odpowiedział Alexander pomiędzy jednym pocałunkiem a drugim, składanym teraz na szczęce Magnusa. – Proszę… Czekałem tak długo…
Magnusowi to wystarczyło. Chwycił Alexandra w pasie i przejmując inicjatywę pociągnął go w stronę sypialni.
 
Po wszystkim leżeli wtuleni w siebie a rzeczywistość pomału zaczynała pukać do ich małego świata.
- I co teraz? – zapytał Magnus, bawiąc się włosami leżącego na jego piersi Aleca.
- Nie wiem – odpowiedział mężczyzna ani na chwilę nie przestając gładzić idealnie wydepilowanej klatki piersiowej kochanka. – Naprawdę nie wiem…
Magnus także nie wiedział, toteż milczał. Naraz jednak Alec uniósł się na łokciach i spojrzał mu prosto w oczy.
- Wiem za to, że nie mogę bez ciebie żyć – oświadczył z mocą.
Na twarzy Magnusa pojawił się szeroki uśmiech. Pełnym czułości gestem założył Alecowi kosmyk włosów za ucho po czym pogłaskał mężczyznę po policzku, kciukiem zahaczając o dolną wargę.
- A ja bez ciebie – wyszeptał, czym sprowokował Alexandra do pocałunku. Tym razem pieszczota była raczej subtelna, ale żaden nie zamierzał narzekać. Wciąż jeszcze czuli się wykończeni tym, co robili chwilę temu.
W końcu Alec znów opadł na pierś Magnusa. Dłoń mężczyzny momentalnie znalazła się na jego ramieniu, mocniej przyciągając kochanka do siebie. Bane wciąż bał się, że to wszystko było tylko snem a on lada moment się obudzi. Skacowany i opuszczony. Potrzebował wszystkiego, co zapewniałoby go o prawdziwości danej chwili. A czy było coś lepszego niż serce bijące tuż obok jego własnego? Albo ciepły oddech muskający rozgrzaną skórę?
- A co z Jace’em? – Magnus naprawdę nie chciał pytać o Złotowłosą teraz, gdy było mu tak dobrze, jednak rosnący wewnątrz niego niepokój, nie pozwalał mu całkiem cieszyć się obecnością Alexandra. I tym, co się między nimi wydarzyło. Musiał wiedzieć na czym stoi. Na jakiej zasadzie funkcjonowało „kocham cię” Aleca.
- Ja… Nie wiem… - Mężczyzna potrząsnął głową. Czarne kosmyki połaskotały Magnusa w szyję. – Ale wiem, że nie chcę już z niczego, dla niego, rezygnować.
Magnus uśmiechnął się do siebie. Wiedział, że powinien zainteresować się, co wpłynęło na zmianę postawy Alexandra, ale postanowił zrobić to później. Dużo później. Przecież teraz mieli dla siebie cały czas świata.
- Magnus… - wyszeptał Alec. Jego głos drżał lekko.
- Tak, kochanie?
Mężczyzna skulił się w sobie i mocniej do niego przywarł.
- Proszę… Nie idź jutro do pracy… Nie zniosę myśli, że po tym, co my… ty…
Uśmiech Magnusa jeszcze się poszerzył. Alexander nawet po maratonie dzikiego seksu nadal pozostawał uroczo niewinny.
Delikatnie pociągnął go za włosy, tak by na niego spojrzał.
- Alexandrze. – Położył mu dłoń na policzku. – Już nigdy nie pójdę do pracy. No przynajmniej do tej – doprecyzował. W końcu coś jeść trzeba.
- Naprawdę? – Na twarzy Aleca malowała się ulga pomieszana z poczuciem winy.
- Oczywiście. – Zaczął opuszką kciuka gładzic obrys ust ukochanego. – Naprawdę myślisz, że mógłbym udawać seks z kimkolwiek mając w domu takie cudo?
Alec spąsowiał.
- Mówisz o mnie?
- A o kim by innym? – roześmiał się. – Jesteś najseksowniejszym mężczyzną, jakiego spotkałem w życiu, Alexandrze. Kocham cię.
Alec wyglądał jakby wpadł do kadzi z czerwoną farbą. Tak zawstydzonego Magnus go jeszcze nie widział. Nawet wtedy, gdy… Nie, lepiej teraz o tym nie myśleć. Alec mógłby nie uznać spontanicznej erekcji za komplement.
- Ale… Mam nadzieję, że nie tylko za to… za wygląd, znaczy się… Ty mnie…
Wbrew wszelkiej logice, Magnus od razu zrozumiał o czym mówił Alexander.
- Ależ oczywiście, że nie! – krzyknął siadając, przez co Alec przetoczył się na drugą stronę łóżka. Jakoś nie był przygotowany na nagłą zmianę pozycji. Zaraz jednak opanował szok i sam usiadł twarzą do Magnusa. W równym stopniu bał się tego, co zaraz miał usłyszeć, jak i nie mógł się tego doczekać.
- Alexandrze… - Magnus złapał dłonie kochanka i zamknął je we własnych. – Nie będę ukrywał, że jestem próżnym człowiekiem i zwracam sporą uwagę na wygląd zewnętrzny. Ale to nie twoja uroda, choć zjawiskowa sprawiła, że się w tobie zakochałem. Alec… - Uniósł ich złączone dłonie do ust. – Jesteś piękny, to prawda. – Pocałował jeden palec. – Ale także dobry. – Musnął wargami drugi. – Szczery. – Trzeci. – Lojalny. – Czwarty. – Bezinteresowny. – Piąty. – Niewinny. – Przeniósł się na drugą dłoń powtarzając cały proces. – Cierpliwy. Ambitny. Uparty. I zawsze stawiasz komfort innych ponad swój własny. – Zakończył całowanie na kciuku. – Uroda to tylko jeden z czynników, które sprawiają, że szaleje za tobą i zrobiłbym dla ciebie wszystko.
Alec czując, że zaraz się rozpłacze i nie mogąc nawet otrzeć twarzy, (Magnus ani myślał puszczać jego dłoni), wydał z siebie coś na kształt prychnięcia.
- W takim razie mnie pocałuj – rozkazał a Magnus ochoczo spełnił polecenie.
 
- Wiesz, że nie musisz ze mną iść? – powiedział Magnus chodząc po mieszkaniu i szukając odpowiednich kolczyków. Uparł się, że dziś założy te z piórkiem, ale za nic nie potrafił znaleźć jednego z nich. – No diabeł ogonem nakrył! – wrzasnął, kiedy nawet wczołganie się pod kanapę nic nie dało.
Alec przyglądał się temu z pewnym rozbawieniem. Zobaczywszy jednak, że Magnus był o krok od wpadnięcia w czarną rozpacz (te kolczyki idealnie pasowały mu do dzisiejszej stylówki. Żadne inne nie mogły ich zastąpić) odstawił kawę i włączył się do poszukiwa[A1] ń.
- Wiem – powiedział grzebiąc w kocim legowisku (Magnus nigdy by tam nie zajrzał; przecież Prezes mógłby poczuć się urażony!). – Ale chcę. Proszę. – Podał mu zgubę.
Magnus przyjął ją z wdzięcznością ani słowem nie komentując tego, gdzie się odnalazła.
- Nie chcę się z tobą rozstawać – kontynuował Alexander. Zrobił się przy tym cały czerwony, ale Magnus całą swoją uwagę skupił na kolczyku. A przynajmniej starał się sprawiać takie wrażenie. Co wyszło mu raczej średnio biorąc pod uwagę, że o mało nie wsadził go sobie do oka.
Dopiero uporawszy się z kłopotliwą biżuterią, już całkiem jawnie spojrzał w stronę ukochanego. I to takim wzrokiem, że pod tamtym ugięły się kolana. Od razu też pożałował, że wysępił od Magnusa świeżą bieliznę. W tym momencie wolałby być nagi. I żeby Magnus też był. Kto by przypuszczał, że seks to taka fajna sprawa?
- Doceniam to. – Bane podszedł do Alexandra i położył mu dłoń na policzku. Wciąż nie potrafił oswoić się z myślą, że po prostu mógł to zrobić. Bez żadnych negatywnych konsekwencji. Wydarzenia wczorajszego dnia… wieczoru… nocy… Wydawały mu się snem. A jeśli faktycznie tak było to proszę łaskawie wywalić budzik za okno. Śpiączka brzmi jak całkiem niezły plan. – Ale błagam! Nie mów takich rzeczy, kiedy mamy gdzieś wyjść! Bo teraz, zamiast do studia, mam ochotę zaciągnąć cię na kanapę i całować aż do skończenia świata.
Alec uśmiechnął się pod nosem. W sumie tego mógł się spodziewać. Skoro on miał takie myśli, to Magnus tym bardziej. W końcu wczoraj nie raz dał mu odczuć jak bardzo Alec go podnieca. Uśmiech stał się mniej złośliwy a bardziej rozmarzony.
- Podoba mi się ten plan. – Musnął wargi mężczyzny własnymi, tak by wyczuć czy ten faktycznie był w nastroju. Był. I to bardzo.
Alec wciąż nie mógł uwierzyć własnemu szczęściu. Miał Magnusa na wyciągnięcie ręki! I naprawdę nie obchodziło go, co myśleli o tym inni. Nigdy nie był szczęśliwszy.
- Za to Raphaelowi na pewno zdecydowanie mniej. – Od kiedy to on robił za głos rozsądku? – A już wystarczająco wściekły będzie, gdy mu oświadczę, że odchodzę z pracy.
Alec momentalnie spoważniał a wszystkie myśli plus osiemnaście, wyparowały mu z głowy. Tak naprawdę nigdy o tym nie rozmawiali. Po prostu wczoraj poprosił Magnusa o dzień wolny a ten od razu oświadczył, że zamierza zasilić społeczność bezrobotnych. Alec nie mógł powiedzieć, żeby takie rozwiązanie go nie satysfakcjonowało. Myśl, że miałby dzielić się Magnusem, tymi najbardziej intymnymi chwilami… Cóż, z pewnością nie była to najbardziej kusząca perspektywa. Chciał mieć Magnusa tylko dla siebie. Nie wiedział jednak, co o tym wszystkim, tak naprawdę, myślał główny zainteresowany.
- Jesteś pewien? – zapytał.
- O tak! – Magnus uśmiechnął się, ale jakoś tak dziwnie. Jakby z mieszaniną podekscytowania i strachu. – Niedługo zobaczysz metr pięćdziesiąt czystej furii!
Alec podejrzewał, że Raphael mimo wszystko, jest nieco wyższy niż wskazywałyby na to słowa Magnusa, ale akurat tej kwestii nie zamierzał poruszać. Ani teraz, ani nigdy. A już na pewno nie przy samym Raphaelu.
- W to nie wątpię – zapewnił. – Ale chodziło mi raczej o pracę… - zasępił się. – Naprawdę chcesz z niej zrezygnować? Dla mnie?
Magnus zastanowił się. Chyba po raz pierwszy tak naprawdę. Dotąd uważał rezygnację z pracy za warunek konieczny do bycia z Alexandrem i, jako taki, nie podlegający żadnym dyskusjom. Niezależnie, jak miałaby wyglądać ich wspólna przyszłość, nie było w niej miejsca, dla gwiazdy porno. Teraz pomyślał, jak będzie się czuł przechodząc na wcześniejszą emeryturę. Ze zdziwieniem stwierdził, że… dobrze. Nie czuł nawet krzty żalu.
- Oczywiście – powiedział obejmując Aleca w pasie. – Jeśli tylko to cię uszczęśliwi.
Ku jego ogromnemu zdumieniu Alec wyplątał się z uścisku. Wyglądał przy tym na mocno zdenerwowanego.
- Nie możesz robić takich rzeczy tylko dlatego, że ja tego chcę! – krzyknął. – To nie fair wobec ciebie!
Magnus chciał powiedzieć, że to niewiele różni się od tego, co Alec robił przez całe życie, ale w porę ugryzł się w język. Niemądrze byłoby teraz zaczynać kłótnię a tym bardziej o to.  Zamiast tego złapał więc mężczyznę za dłonie i zaczął bawić się jego palcami.
- Alexandrze… Czy chcesz być ze mną?
Patrzył na ich złączone dłonie pragnąc by ta chwila intymności była tylko jedną z wielu.
- Oczywiście. – I nie obchodziło go, czy ktoś miał coś przeciw. Pod warunkiem, że tym kimś nie byłby Magnus.
- A czy moja praca byłaby dla ciebie problemem?
Nienawidził siebie za te słowa, ale musiał je wypowiedzieć.
- Tak. I to dużym.
O dziwo Magnus nie wyglądał na złego.
- Widzisz? – Uśmiechnął się triumfalnie. – A ja chcę być z tobą. I jeśli dla tego bycia muszę zrezygnować z pracy, to nie mam nic przeciwko. Kocham cię Alec. I jestem gotów poświęcić dla ciebie dużo więcej niż tylko pracę, z której i tak, prędzej czy później, by mnie wywalili. – Puścił mu oko. – Nie wyobrażam sobie, żeby teraz mógł mi stanąć na widok kogokolwiek innego niż ty. Zepsułeś mnie swoją perfekcją Alexandrze.
Ze źle skrywaną satysfakcją patrzył jak twarz mężczyzny pokrywa się rumieńcem.
- Kocham cię – wyszeptał Alec wtulając się w jego szyję. Magnus mógł słuchać tego godzinami. Może nagra jedno z takich wyznań i ustawi je sobie na budzik?
- Ja ciebie też. A teraz zbieraj się, musimy iść.
 
Wychodząc z mieszkania złapali się za ręce. Zarówno Alec, jak i Magnus wiedzieli, że to dopiero początek ich wspólnej drogi. Obaj zdawali sobie sprawę, że nie zawsze będzie ona usłana różami a kroczenie nią łatwe. Czekały ich kłótnie, kompromisy, które tak naprawdę nie będą nikogo satysfakcjonować a także ciche dni. Świat na pewno też nie zamierzał im niczego ułatwiać. Ani ludzie z ich otoczenia. Ale wierzyli, że razem dadzą radę pokonać wszystko, co zaplanował dla nich los. Niestety czasem bywają takie sytuacje, w stosunku do których człowiek jest bezsilny.
 
Wchodząc do studia czuł się trochę jak intruz a trochę jak małpa na wybiegu. Wszyscy gapili się na niego, gdy szedł z Magnusem za rękę. Jedni dyskretnie; udawali, że akurat zainteresowała ich przeciwległa ściana. Inni, wręcz przeciwnie. Wbijali w niego spojrzenie i odprowadzali wzrokiem aż nie zniknął za kolejnym elementem dekoracji. Było mu z tym bardzo niekomfortowo. Zwłaszcza, że wiele z tych spojrzeń obiecywało mu śmierć w męczarniach. A może tylko to sobie wyobraził?
Rozejrzał się, dyskretnie po pomieszczeniu. Nie, zdecydowanie nie. Ten zielonooki koleś, z pewnością, gdyby tylko mógł, posłałby go na tamten świat.
- Nie przejmuj się nimi – szepnął mu Magnus wprost do ucha, mocniej ściskając jego rękę. Kolejny dowód na to, że jednak nie miał paranoi. Nie bardzo tylko wiedział czy to dobrze.
- Ale…
- Po prostu w złym tonie jest sprowadzanie partnerów na plan.
Alec wiedział, że Magnus kłamie a swoje niezbyt ciepłe przyjęcie zawdzięczał Ragnorowi. Fell już wcześniej go nie lubił, lecz teraz musiał pałać do niego czystą nienawiścią. Po tym, co zrobił Magnusowi i jak potraktował Catarinę.
Cat…
Będzie musiał później do niej zadzwonić i ją przeprosić. O ile będzie chciała z nim rozmawiać. I jeśli oczywiście przeżyje spotkanie z Ragnorem, który właśnie szarżował na nich niczym wściekły nosorożec.
- Bane! Ty skończony idioto! Spóźniłeś się! I zacznij, w końcu odbierać te przeklęte telefony!
Zapewne chciał powiedzieć coś jeszcze, ale stracił impet widząc Aleca. Oraz ich złączone dłonie.
Alexander był niemal pewien, że mężczyzna zaraz wybuchnie i zacznie rzucać takimi inwektywami, jakich nie powstydziłoby się stado pijanych marynarzy, ale ku jego ogromnemu zdumieniu, Ragnor jęknął. I to naprawdę żałośnie.
- Nie… To się nie dzieje naprawdę.
Dopiero wtedy do Aleca dotarło, że Fell nie był wściekły a przerażony. Spóźnieniem Magnusa a później brakiem z nim kontaktu. Czyżby stało się coś o czym nie wiedział? Czy Magnus… Nie, to niemożliwe.
- Jednak tak. – Bane uśmiechnął się szeroko i podniósł wyżej ich złączone dłonie. Promieniował przy tym tak wielkim szczęściem, że Alecowi zrobiło się głupio. Przecież to nie on mógł być źródłem tej radości, prawda?
- Musisz się z tym pogodzić.
Ragnor wyglądał jak ktoś, kto zaraz zabije siebie albo kogoś ze swojego najbliższego otoczenia. Kierując się instynktem samozachowawczym Alec puścił dłoń Magnusa i objął mężczyznę w pasie. Ten sapnął z zadowoleniem i mocniej się w niego wtulił. Ragnor zaś zawył. I to całkiem głośno.
- Przerwa! – wrzasnął do wszystkich, którzy przyglądali im się z nieskrywanym zainteresowaniem. Momentalnie każdy porzucił to, co akurat udawał, że robi i umknął gdzieś w głąb studia, z dala od siły Ragnorowego głosu. Tylko Camille pozostała na swoim miejscu, to jest wielkim wiktoriańskim łożu, stanowiącym główny element dzisiejszej scenografii. Z nogą założoną na nogę przyglądała im się spod przymrużonych powiek, niczym rasowa wampirzyca. Nie ulegało wątpliwości, że świetnie się bawi. Czym tylko jeszcze bardziej rozwścieczyła Ragnora.
- Do mojego gabinetu! – warknął. – Obaj!
-  Słuchaj… - Magnus pokręcił z dezaprobatą głową. – Naprawdę przepraszam za ten telefon, wyjaśnię ci to później. Teraz muszę znaleźć Raphaela…
- NATYCHMIAST!
Tylko ktoś całkowicie pozbawiony rozumu próbowałby się teraz przeciwstawiać.
 
Gabinet Ragnora przypominał małą bibliotekę. Przy każdej ścianie stał zawalony książkami i papierami nieznanego pochodzenia regał. Trochę papierzysk leżało też na podłodze, w taki sposób, że trudno było na jakieś nie nadepnąć. Mimo wszystko, w tym szaleństwie, istniała jakaś metoda i Alec, choćby bardzo chciał, nie mógł nazwać tego bałaganem. Dokumenty pokrywały też proste biurko z Ikei. Żeby na nim pracować ktoś (zapewne Ragnor) musiał bardzo ekonomicznie manewrować przestrzenią. I używać piekielnie małego laptopa.
Alec zaczął się zastanawiać czy to przypadkiem nie Ragnor zajmował się całą papierologią firmy. Zdążył już poznać stanowisko Raphaela do wydawania pieniędzy i musiał przyznać, że takie rozwiązanie wcale by go nie zdziwiło. Za potwierdzeniem tej teorii przemawiał także fakt, iż w pokoju znajdowały się dwa krzesła. Oba puste. Jakoś żaden z nich nie odczuwał potrzeby by usiąść.
- Magnus! Co tu się dzieje? – Ragnor stał z rękoma założonymi na piersi i nienawiścią wypisaną na twarzy. Tylko bardzo wprawne oko wypatrzyłoby tam również troskę. Taką naprawdę mocno ukrytą, jakby mężczyzna nie chciał, żeby sam główny zainteresowany się o niej dowiedział.
Alec, który podobne spojrzenie miał opanowane do perfekcji (podczas opierdalania Jace’a nie można było okazać żadnej słabości, bo blondyn rzucał się na nią niczym wygłodniałe stado piranii i z umoralniającej gadki zostawała figa z makiem) dostrzegł to od razu. Ragnor martwił się o Magnusa. A przyczyną owego zmartwienia był związek Bane’a z Alexandrem.
Poczucie winy uderzyło Aleca prosto między oczy, niczym profesjonalny zawodnik wagi ciężkiej. O mało się nie zachwiał.
- No… Zeszliśmy się – mówiąc to Magnus uniósł ich złączone dłonie, by jak najdosadniej przekazać przyjacielowi interesujący go komunikat. Udawał przy tym człowieka całkowicie zrelaksowanego, ale Alec od razu poczuł, jak ręka Magnusa zaczęła się pocić. Zdanie Ragnora było dla niego ważne. Ważniejsze niż sam chciałby przyznać. Ścisnął dłoń ukochanego chcąc dodać mu tym gestem otuchy. W odpowiedzi Magnus uśmiechnął się samymi kącikami ust. Alecowi to wystarczyło
Cała ta wymiana gestów, choć parze zakochanych wydała się dyskretna, nie uszła uwagi Ragnora. Mężczyzna nie był zachwycony.
- Kiedy? – zapytał głucho. Jeszcze wczoraj, kiedy dzwonił do Magnusa sytuacja wydawała się być opanowana. Jego przyjaciel powoli wracał do rzeczywistości. Pozwolił uprać ten paskudny sweter, odstawił (znaczy ograniczył do absolutnego minimum) alkohol i z zapałem uczył się tekstów. Jakim cudem wszystko spierdoliło się tak koncertowo, w tak krótkim czasie?
- Wczoraj. – Głos Magnusa lekko zadrżał. Dotarło do niego, że zjebał. Nie żeby żałował zejścia się z Alekiem, co to, to nie, ale informację o tym mógł sprzedać nieco dyskretniej. Przynajmniej Ragnorowi. A może zwłaszcza jemu? Przyjaciel wyglądał jakby połknął muchę. Która na dodatek wcześniej pławiła się w krowim placku a teraz utknęła mu w gardle. Magnus wiedział, że kolejna wiadomość także będzie szokiem, po którym Ragnor zwątpi nie tylko w jego zdrowie psychiczne, ale także rzeczywistość i ogólną koncepcje wszechświata. Dlatego postanowił podzielić się nią od razu. W ten sposób Fell tylko raz będzie musiał walczyć z szokiem. Coś jak zdzieranie plastra jednym ruchem, zamiast długotrwałej tortury odklejania go kawałek po kawałku.
- A tak nawiasem mówiąc, to przyszedłem dzisiaj tylko złożyć wypowiedzenie.
Ragnor z wrażenia aż przysiadł na biurku. Wiedział, że Magnus był impulsywny i jeśli miałby być szczery, przynajmniej sam ze sobą, to jego zejście z Alexandrem aż tak mocno go nie zaskoczyło. Wiedział, że mogłoby do tego dojść, gdyby tylko Lightwood odnalazł swoje jaja (albo przeszedł przez długą i bolesną psychoterapię). Jednak był przygotowany na dużo dłuższy i bardziej złożony proces, podczas którego przyjaciel na nowo nabierałby zaufania do swojego wybranka. A nie na skok na główkę do zbiornika, nie upewniwszy się wcześniej czy to przypadkiem nie aby zwykła kałuża. Znów przecenił zdrowy rozsądek Magnusa.
A jakby tego było mało, ten kretyn postanowił rzucić pracę. Od tak. Z dnia na dzień. Zapewne bez planu, co mógłby robić w zamian. I oszczędności, które starczyłyby na dłużej niż tydzień (znał Magnusa i jego specyficzne podejście do pieniędzy opierające się głównie na założeniu, że należy je wydawać i, że zawsze można zarobić więcej). Przecież ten idiota zdechnie z głodu! Bo jakoś nie wierzył, że Alexander zdoła utrzymać ich dwóch, z tej swojej marnej pensyjki. Poza tym Magnus zwyczajnie lubił tę robotę! Nie lubił za to, gdy ktoś kazał mu się zmieniać na swoją modłę! Dlaczego więc, tak szybko, uległ namowom Alexandra? Bo to, że to właśnie Lightwood wymógł na Magnusie zmianę profesji było dla Ragnora jasne jak słońce.
- Co? – wykrztusił słabym głosem. Istniała jeszcze szansa, że zwyczajnie się przesłyszał. Już naprawdę wolałby mieć problemy ze słuchem i zainwestować w aparat niż żeby to miało okazać się prawdą.
- No właśnie! Co?!
Cała trójka aż podskoczyła słysząc czwarty głos. Głos mogący być tym, który ogłosi Armagedon. Głos budzący trwogę u każdego, kto się z nim zetknął. Głos… Raphaela Santiago.
- Co ty znowu odpierdalasz Bane?!
Mężczyzna stał w progu podtrzymując się pod boki. Jego oczy ciskały gromy a usta zaciśnięte były w wąską kreskę.
Alec, wbrew sobie, poczuł lekki… No dobrze, całkiem spory, niepokój. Jak niemal zawsze w obecności Santiago.
- Składam wypowiedzenie. – Magnus wzruszył ramionami. – Ze skutkiem natychmiastowym. Zgodnie z umową mam do tego prawo.
Po tym, jak Raphael zgrzytnął zębami można było wnioskować, że faktycznie miał. Tego to Alec się nie spodziewał.
- Nie możesz!
Ku zdziwieniu wszystkich autorem tych słów nie był Raphael a…
- Richard? – Magnus wyglądał na zdumionego. – Co ty tu robisz?
Alec przyjrzał się mężczyźnie. Był niemal stuprocentowo pewny, że miał właśnie przed sobą tego samego blondyna, który niedawno mordował go wzrokiem. Teraz zaś z jego zielonych oczu biło szaleństwo. Instynktownie stanął bliżej Magnusa. Miał jakieś złe przeczucia. I wcale nie chodziło o pulsującą żyłkę na czole Santiago.
- Wracaj na plan i nie wpierdalaj się w sprawy, które cię nie dotyczą! – wrzasnął Raphael w stronę mężczyzny, wkładając w to cały swój majestat i budowaną przez lata reputację potwora.
Jednakże Richard zdawał się go nie słyszeć, co było dość dziwne. Raphael właśnie obudził dzieci w sąsiednim stanie. Oto, co znaczyły zdrowe płuca.
Tymczasem Richard pozostał niewzruszony. Wpatrywał się tylko w Magnusa, jakby licząc na to, że mężczyzna zaraz się roześmieje i obróci wszystko w żart. Niemal przy tym nie mrugał. I nie oddychał. Przypominał posąg, który ożywi tylko odpowiednie zaklęcie. W tym przypadku było nim zaprzeczenie Magnusa.
- Richard… - Magnus zwrócił się do mężczyzny, ale wszedł mu w słowo Raphael.
- Wypierdalaj!
Znów został całkowicie zignorowany.
- Proszę… - Richard wreszcie zdołał się jakoś przełamać.  – Proszę… Magnus powiedz, że to nieprawda. Że nie odchodzisz.
Magnusowi zrobiło się szkoda mężczyzny. Ewidentnie uroił sobie coś pod tą swoją blond łepetyną a teraz te urojenia rozpadały się jak domek z kart. Jednak Bane nie zamierzał uzależniać swoją przyszłość od kolesia, z którym łączył go pracodawca i jedna noc, kilka lat temu.
- Obawiam się, że jednak tak. – Wzruszył ramionami. – I to jeszcze dzisiaj.
Spojrzał na Raphaela, dlatego jako ostatni zobaczył, co Richard wyciągnął z kieszeni. To zduszone sapnięcie Aleca poinformowało go, że coś było nie tak. To, oraz tężejąca, w ten specyficzny sposób twarz Raphaela. Nikt, kto by dobrze nie znał Hiszpana, nie byłby w stanie wychwycić różnicy. Dla postronnego obserwatora jego twarz nie zmieniła się ani o jotę. W ten sposób Raphael reagował, na przykład, na wizytę urzędu skarbowego.
Wiedziony bardzo złym przeczuciem Magnus przeniósł spojrzenie na Richarda. I zobaczył wycelowaną w siebie lufę małego pistoletu.
Richard stał w niewielkim rozkroku, broń trzymał oburącz. Cały dygotał przez co lufa nie była w stanie na dłużej utrzymać się w jednym miejscu. W praktyce oznaczało to, że gdyby mężczyzna teraz wystrzelił Magnus dostałby albo w głowę, albo w klatkę piersiową, albo w brzuch. Żadna z opcji nie napawała go optymizmem.
- Przestań się wydurniać! – fuknął Raphael ze wszystkich sił starając się sprawiać wrażenie człowieka opanowanego, który ma wszystko pod kontrolą. – Odłóż te pukawkę i wracaj na plan to może zamiast na policję zadzwonię do czubków. W psychiatryku mają wygodniejsze łóżka.
Richard po raz kolejny zdawał się go nie słyszeć. A może i faktycznie nie słyszał? W końcu cała jego uwaga skupiona była na Magnusie. Reszta świata stanowiła tło, którym nie należało się przejmować.
- Nie możesz odejść! – Pomimo ogólnego rozbicia głos mężczyzny brzmiał ostro. – Nie możesz! To nie tak miało wyglądać! – wykrzyknął nagle, zupełnie bez związku. – Miałeś być mój!
Magnusa przeszedł dreszcz. Zaczynał rozumieć, że Richardowi kompletnie odbiło. Nigdy nie był zbyt stabilny (uważał na przykład, że wychowały go wróżki) i to w głównej mierze sprawiło, że spędzili razem tylko jedną noc. I to taką bez fajerwerków, jeśli Magnus miałby być szczery. Nigdy jednak nie podejrzewał, że ogólne zbzikowanie może przekształcić się w coś takiego…
Bał się wykonać jakikolwiek ruch. Cokolwiek powiedzieć, żeby nie zdenerwować mężczyzny. Zresztą przez zaciśnięte gardło i tak niewiele by się przedostało.
Ciepło stojącego obok Aleca tylko pogarszało całą sprawę. Czy naprawdę dostał go tylko po to by zaraz stracić? I to na zawsze? Nieodwołalnie?
- Uspokój się Richard. Na pewno się jakoś dogadamy… - Tym razem to Ragnor starał się przemówić mężczyźnie do rozumu. – Tylko odłóż pistolet. – Jego głos drżał i Magnus zrozumiał, że przyjaciel się bał. O ile to możliwe czuł się jeszcze gorzej. Ragnora ciężko było przestraszyć. Kiedyś na przykład, gdy zaatakowało ich stado dresów, zamiast potulnie oddać portfel i telefon zrobił im pogadankę na temat nieskładności używanego przez nich języka. Przeprowadził jednocześnie przyspieszony kurs angielskiego dla osobników ułomnych. I nawet powieka mu przy tym nie drgnęła. Teraz zaś… Teraz trząsł się ze strachu.
Richard puścił słowa Ragnora mimo uszu, zupełnie jak poprzednie wypowiedzi Santiago. Nadal skupiał się tylko na Magnusie. I nadal w niego celował. Bane miał nadzieję, że mężczyzna w końcu opadnie z sił i upuści pistolet. W końcu pozycja, jaką przyjął nie była naturalna.
Zaryzykował szybki rzut oka na Aleca. Jego ukochany był nad wyraz spokojny. Przystojne oblicze zastygło w wyrazie wyczekiwania. Jakby Alexander czekał na odpowiedni moment by zareagować. Z jakiegoś irracjonalnego powodu podniosło to Magnusa na duchu.
Tymczasem Raphael spróbował się poruszyć i podejść do Richarda. Może liczył, że skoro jego słowa odbijały się od niego, jak od ściany, to w swoim chorym umyśle ten w ogóle nie zdawał sobie sprawy z jego obecności. Niestety.
- Ani kroku! Bo najpierw tobie rozwalę łeb!
Żadnemu z zakładników nie spodobało się to „najpierw”. Ragnor naraz przypomniał sobie dyskusję z Raphaelem o możliwości założenia w jego biurze alarmu. Teraz byłby, jak znalazł. Ale nie… Musiał dać się przekonać cięciami w budżecie. Chociaż podwyżki się przydały…
- Richard… - Magnus uznał, że tylko on może dotrzeć do mężczyzny. W końcu to wszystko działo się z jego powodu, prawda? – Odłóż pistolet. Porozmawiajmy…
Ku zdumieniu wszystkich Richard wybuchnął śmiechem.
- Teraz chcesz rozmawiać?! Teraz nareszcie zwróciłem twoją uwagę?! – Pistolet zaczął podskakiwać jeszcze bardziej i zakres części ciała, w które Bane mógłby zarobić kulkę, bardzo się zwiększył.  – Po tym jak zmarnowałeś mi najlepsze lata życia, chcesz rozmawiać dopiero wtedy, gdy śmierć zajrzała ci w oczy?!
Lata? Przecież wszystko trwało nie więcej niż czterdzieści minut…
Sądząc po minie Richarda Magnus musiał powiedzieć swoje myśli głośno. Co wcale nie poprawiło jego sytuacji
- Czas inaczej płynie dla tych, których wychowały elfy! – wrzasnął z godnością, czym tylko potwierdził swój status szaleńca, wśród zebranych.
Magnus zaczął się zastanawiać, jakim cudem dał się zaciągnąć temu człowiekowi do łóżka. Z tego co pamiętał, to wcale nie było takie trudne. Zawsze miał słabość do ludzi niestabilnych psychicznie. Camille przecież też całkiem normalna nie była.
Ja zresztą również, pomyślał. Koleś celuje do mnie z pistoletu a ja się zastanawiam nad własnymi preferencjami seksualnymi…
- Ale zemszczę się! – Twarz Richarda przyozdobił wredny uśmiech. – Skoro ja nie mogę z tobą być, to już nikt nie będzie!
Strzelił.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz