poniedziałek, 24 maja 2021

Utracona niewinność 16

 

 

UTRACONA NIEWINNOŚĆ 

16

 

- No pokaż!
- Chyba śnisz!
- Mam dużo ciekawsze sny!
Magnus wciągnął ze świstem powietrze, po czym spojrzał na Catarinę, jakby ta przed chwilą śmiertelnie go obraziła. Czym tylko rozbawił przyjaciółkę.
- No, co? Myślałeś, że wszyscy fantazjują tylko o tobie?
Bane otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale zaraz je zamknął. I znów otworzył. I ponownie zamknął. A Catarina chichotała w najlepsze, jeszcze bardziej dobijając ego mężczyzny.
- Szok, nie? – zapytała, kiedy mogła już wydobyć z siebie głos. – Tylko nie spadnij z krzesła.
Jak na dorosłego, poważnego mężczyznę przystało, Magnus, w odpowiedzi, pokazał jej język.
- No już, nie obrażaj się. – Naprawdę starała się nie śmiać. Każda siła wyższa wymyślona czy też nie, jej świadkiem, Niestety. Mina Magnusa sprawiała, że wszystkie starania, z automatu, trafiał szlag. – Przecież wiesz, że cię kocham.
Mężczyzna nie wyglądał na udobruchanego. Catarina przewróciła oczami. Gorzej niż z dzieckiem. Dziecko, w najgorszym razie, możesz przełożyć przez kolano i zresocjalizować ręcznie. Albo dać cukierka. Któraś z opcji na pewno by zadziałała.
W sumie… Magnusa też można by przez to kolano przełożyć. Tylko, że w jego przypadku byłaby to raczej demoralizacja i to taka, która by mu się spodobała. Nagle zrobiło jej się nieswojo. Zdecydowanie za dużo wiedziała, o preferencjach seksualnych swojego przyjaciela. To nie było ani normalne, ani zdrowe.
- Jak tam sobie chcesz. – Machnęła w końcu ręką. – Pokaż!
- Nie! Nie będę, przed tobą, świecił ptakiem! – Magnus założył ręce na piersi i demonstracyjnie odwrócił się do ściany. – Jak chcesz sobie pooglądać, to wiesz, jaki film włączyć. Polecam Ostatnie lato, całkiem nieźle tam wyszedłem.
Okej. To już wiedziała, czego nigdy, ale to przenigdy nie oglądać, chyba że zapragnie lobotomii. Ponownie przewróciła oczami. Zaczynała się bać, że z wolna wykształca sie u niej swego rodzaju odruch bezwarunkowy. I niedługo będzie tak reagować na każde otworzenie ust Magnusa. A to bardzo źle wróżyło tej przyjaźni. I jej błędnikowi.
- Nie chcę podziwiać twoich klejnotów rodowych, tylko sprawdzić, czy wszystko ładnie się goi. Odruch zawodowy.
- Pan doktor twierdzi, że wszystko wygląda świetnie. Jestem wdzięczny za troskę, ale twoja pielęgniarska wiedza nie będzie, w tym przypadku, potrzebna. I jeśli mogę prosić, zostawmy ten temat. Pozwolę ci do niego wrócić, jak już będę leżał na łożu śmierci.
Znów przewróciła oczami. No odruch bezwarunkowy, jak nic! Musi zacząć się leczyć, póki nie jest jeszcze za późno.
- Skoro tak, to porozmawiajmy o czymś innym.
- Bardzo dobrze. – Odwrócił się do niej a na jego twarzy pojawiło się coś na kształt uśmiechu. Catarinie nawet było go szkoda, bo wiedziała, że następny temat spotka się z jeszcze mniejszym entuzjazmem.
- Dlaczego ty i Alec się do siebie nie odzywacie?
Uderzyło ją to, gdy tylko weszła do mieszkania. Otworzył jej Alexander, jakoś dziwnie przygaszony. Choć zarejestrowała ten fakt, nie zwróciła na niego większej uwagi, w końcu każdy może mieć zły dzień. A ją bardziej absorbowało to, że Magnus siedział na zwolnieniu lekarskim, bo była dziewczyna, ugryzła go w przyrodzenie. I to w trakcie pracy. Z którejkolwiek strony na to nie patrzeć, sytuacja była zabawna. Przynajmniej do momentu, w którym pojawił się sam Magnus. Bo wtedy właśnie Alec pisnął, spurpurowiał niczym zakonnica w sex shopie i ze wzrokiem wbitym w podłogę, pognał do swojego pokoju, nawet się nie pożegnawszy. Dodatkowo robił wszystko, byle tylko ominąć Magnusa, jak najszerszym łukiem. Sam Bane zaś, odprowadził go wzrokiem, w którym żal walczył o dominacje z poczuciem winy. Zaraz jednak przybrał maskę gospodarza idealnego i Cat, na chwilę, zapomniała o nietypowym zachowaniu ich obu. Zawsze przecież mogła do tego wrócić, prawda?
Magnusowi to pytanie nie spodobało się jeszcze bardziej niż wcześniejsze prośby o pokazanie penisa. Prychnął i sięgnął po szklankę z whisky.
- Nie możesz zapytać o coś łatwiejszego? Na przykład: Czy Bóg istnieje? Co się stało z Atlantydą? Dlaczego ortalionowe dresy były, kiedykolwiek modne?
Ani razu na nią nie spojrzał i Cat wiedziała, co to oznacza.
- Co zrobiłeś? – zapytała prosto z mostu.
Magnus, jakby w ogóle jej nie usłyszał. Upił jeszcze jeden łyk alkoholu.
- Bane! Co zrobiłeś, kretynie?! – Chyba właśnie ten „kretyn” przeważył, bo mężczyzna odstawił szklankę na stolik, położył łokcie na kolanach i splótł palce obu dłoni. Przez chwilę się im przyglądał, by w końcu oprzeć o nie czoło.
- Zaproponowałem mu loda – powiedział tak cicho, że Catarina ledwo go usłyszała. Co nie przeszkodziło jej zakrztusić się własną śliną. Magnus musiał kilkukrotnie klepnąć przyjaciółkę w plecy, by ta odzyskała dech.
- Błagam – powiedziała pomiędzy jednym haustem powietrza a drugim. – Błagam. Powiedz, że chodziło ci o zwykłe lody, z cukierni na rogu. A to ja mam po prostu złe skojarzenia. Błagam powiedz, że zaproponowałeś mu randkę – niemal jęknęła. Gotowa była pójść na klęczkach do najbliższego kościoła, byle tylko jej pierwsza myśl okazała się błędna. Niestety. Magnus pokręcił głową. A w Catarinę, jakby piorun strzelił. Poderwała się z fotela i stanęła nad przyjacielem, niczym wielki wyrzut sumienia.
- Ty skończony idioto! Debilu! Kretynie! Co ci strzeliło do tego pustego łba?! Ten dzieciak rumieni się, kiedy przytulasz go podczas tańca! A ty mu z niemoralnymi propozycjami wyskakujesz! Czy ciebie do reszty pojebało?!
- Możesz mnie opierdalać nieco ciszej? Te ściany, wbrew pozorom, nie są takie grube. – Magnus wyglądał, jak zbity pies, nad którym znęcał się kolejny z domowników.
Niestety, chociaż Catarina posiadała niemal ocean empatii i współczucia dla bliźniego (inaczej nie mogłaby być pielęgniarką, z dziesięcioletnim doświadczeniem zawodowym) to, kiedy coś (lub ktoś) ją wkurwił, umykały przed nią nawet zastępy piekielne. Nie przejmowała się wtedy konsekwencjami swoich czynów i słów. Nawet, jeśli jedną z nich byłoby jeszcze większe zawstydzenie młodego łucznika.
- Zawsze wiedziałam, że ty masz jakiś problem ze sobą. Ale do głowy by mi nie przyszło, że wywiniesz taki numer! Nie wpadłeś na to, że nie wszystko, co pomyślisz musi, od razu, znaleźć odzwierciedlenie w słowie mówionym?!
Magnus rozplótł palce i przetarł twarz rękoma. Sam nie wiedział, co było gorsze: opierdalanie przez Cat czy gratulacje od Ragnora. Jego przyjaciel bowiem uznał, że wreszcie postąpił słusznie i skoro Alec nie chce się z nim przespać, to powinien zapomnieć o całym tym głupim zauroczeniu. A poza tym to brawo. Camille nabawiła się wstrętu do seksu oralnego i przez niego są w plecy ze zdjęciami, o cały tydzień. Zupełnie, jakby Magnus to wszystko zaplanował i wcale nie był tym najbardziej poszkodowanym.
Catarinę wreszcie zmęczyło rzucanie epitetami i klapnęła ciężko na fotel.
- Mogę wiedzieć, co tobą kierowało? – zapytała już spokojnie. Była zła na Magnusa. Czuła, że pomiędzy nim a Alekiem mogło coś być. I to coś naprawdę pięknego. Ale nie wtedy, gdy Bane będzie rzucał dwuznacznymi propozycjami w stronę niedoświadczonego młodzika, do jasnej cholery! Jednocześnie było jej szkoda przyjaciela. I bez jej marudzenia wiedział, że spieprzył.
Mężczyzna westchnął.
- Głupi Jaś – powiedział po dłuższym milczeniu.
Catarina zamrugała zaskoczona i Magnus zrozumiał, że musiał opowiedzieć przyjaciółce całą historię, choć tak naprawdę, najchętniej nigdy by o niej nie wspominał i w ogóle wymazał z pamięci. Swojej i Alexandra.
Kiedy opowieść dobiegła końca Cat sama nie wiedziała, co ma myśleć. Do takiego ciągu przyczynowo-skutkowego mógł doprowadzić tylko ktoś zdrowo pierdolnięty. Kolejny dowód na to, że żadna istota wyższa nie istnieje. Albo i istnieje, ale ma zapędy destrukcyjne względem stworzonej, przez siebie, rzeczywistości. Jednak Bane także nie był bez winy.
- I co? Później, w ogóle, o tym nie rozmawialiście? Nie próbowałeś się wytłumaczyć? Założę się, że Alec by zrozumiał.
W odpowiedzi Magnus wzruszył ramionami.
- Jesteś głupszy niż myślałam!
 
Alec, od lat, podejrzewał, że jego życie to jeden wielki żart losu, a ostatnie wydarzenia sprawiły, że nabrał pewności w tej kwestii.
Odkąd obudził się w łóżku Magnusa prześladowały go myśli, co by było, gdyby mógł robić to już zawsze. Nie potrafił się od nich opędzić. Tak samo, jak od snów, w których on i Magnus byli parą. I to nie tylko w sensie fizycznym, ale także duchowym i emocjonalnym. Po prostu tworzyli związek. Pierwszy raz, odkąd Alec poznał Magnusa udało mu się, w pełni, rozdzielić seksualność mężczyzny, od jego wnętrza. Do tej pory, nawet przy najbardziej prozaicznych czynnościach, gdzieś w głębi niego, tliło się czyste pożądanie. Każde fantazjowanie o Magnusie, zaczynało się lub kończyło, w łóżku. Teraz mógł marzyć o wspólnym śniadaniu albo wieczorze z książką, bez uporczywych myśli o tym, co mogłoby się wydarzyć „przedtem” lub „potem”. Sam nie wiedział czy to dobrze, czy źle. A zanim udało mu się rozstrzygnąć tę kwestie Magnus trafił do szpitala. I powiedział, co powiedział. Od tego momentu Alec miał wrażenie, że składał się, w stu procentach, z frustracji seksualnej. I, co najgorsze, nie potrafił znaleźć dla niej ujścia. Sesje pod prysznicem już nie pomagały. Za każdym razem, gdy jedna z nich dobiegała końca, w jego głowie pojawiała się myśl „Magnus zrobiłby to lepiej” i całe napięcie wracało. Nie potrafił nawet spojrzeć na Bane’a, żeby nie dostać erekcji. O rozmowie już nie wspominając.
Był żałosny i doskonale zdawał sobie, z tego sprawę. Dorosły facet z problemami rodem z liceum. A najgorsze było to, że nie miał nawet, z kim o tym porozmawiać. To chyba pierwszy raz, gdy samotność tak naprawdę mu przeszkadzała. Nie była drobną niedogodnością a prawdziwym problemem. Zdał sobie sprawę, że zazdrości Magnusowi. I to nie tylko luzu względem własnej osoby i świata w ogóle, ale głównie przyjaciół. Na których mógł zawsze liczyć. On, w tej kwestii, nie był pewien nawet własnej rodziny.
Rozmyślając o tym, jak bardzo żałosny był on oraz jego życie, poszedł otworzyć drzwi. Osoba po drugiej stronie dobijała się z takim zapałem, że był niemal pewny, iż zobaczy Ragnora, z tą swoją wiecznie niezadowoloną miną. Zdążył zauważyć, że pomimo całej agresji i antypatii względem świata (a w szczególności jego osoby), gdy do gry wchodziła Catarina, Fell zmieniał się, o sto osiemdziesiąt stopni. Był gotów zrobić wszystko, o co tylko kobieta go poprosiła. Nawet przestał nazywać Aleca siusiumajtkiem. No przynajmniej, kiedy Cat była w pobliżu. Albo Magnus. Bo przecież mógł donieść Catarinie.
Wziął głęboki oddech i otworzył drzwi. Zaraz jednak tego pożałował.
- Dlaczego Bane nie odbiera telefonów? – wycedził Raphael przez zaciśnięte zęby jednocześnie pakując się do mieszkania, jakby sam był lokatorem. Zrobił to z takim impetem, że pomimo swojego nikczemnego wzrostu, o mało nie staranował Aleca. Mężczyzna musiał ratować się ucieczką, przez co zarył tyłkiem o kant komody. Czy wspominał już, że jego życie to żart?
Tymczasem Raphael stanął na środku salonu, z rękami złożonymi na piersi i ewidentnie na coś czekał. Zdaniem Aleca na Apokalipsę, żeby dołączyć do Czterech Jeźdźców, jako piąty członek ekipy – Sarkazm. Albo Permanentne Wkurwienie.
- No? – Palce Hiszpana zaczęły wybijać nieznany Alecowi rytm. Który, dziwnym trafem, kojarzył się z plutonem egzekucyjnym. Ale przynajmniej spłynęło na niego olśnienie. Santiago czekał na odpowiedź!
- Nie wiem. – Wzruszył ramionami i zamknął drzwi. – Może nie ma ochoty…
Ups… Błąd. Oczy mężczyzny gwałtownie pociemniały, a całe ciało napięło się niczym u drapieżnika gotowego rozszarpać swoją ofiarę.
- Gdzie on jest?!
- U siebie – powiedział, nim zdążył pomyśleć o konsekwencjach. Z drugiej strony… Nie został wynajęty, żeby bronić Magnusa przed Raphaelem, więc chyba nie powinien się wtrącać. Ale i tak poszedł za mężczyzną. Na wszelki wypadek.
- Ty pasożycie! – krzyknął Santiago otworzywszy drzwi do sypialni Magnusa. Właściciel zmierzył intruza uważnym spojrzeniem, a jego twarz wykrzywił trudny do zinterpretowania grymas.
- Co to ma znaczyć? Mamy dzisiaj jakiś Dzień Obrażania Magnusa, czy jak? – Przeniósł spojrzenie na Catarinę. – Podziękuję za takich przyjaciół! Z wami wrogów już mi nie potrzeba!
Cat wzruszyła ramionami. Już dawno się nauczyła, że z Magnusem nie można się nudzić a coś tak prozaicznego, jak popołudniowe spotkanie na drinka może być preludium do wielkiej przygody. Wystarczy, że ktoś (Magnus) zaproponuje kupno biletów do Peru. Albo wpadnie wściekły szef.
- Jak dla mnie spoko. Zapiszę sobie w kalendarzu i możesz być pewny, że to będzie jedno z moich ulubionych świąt!
Magnus jęknął. Chyba nigdy nie przywyknie do złośliwości Raphaela. Musiał podjąć jakieś poważne kroki, by temu człowiekowi nie przyszło wygłaszać przemówienia, na jego pogrzebie.
- Co się stało, że się pofatygowałeś, aż tu? – burknął jednocześnie posyłając Cat przepraszające spojrzenie. Nie była może wzorem przyjaciółki, ale z całą pewnością nie zasługiwała na oglądanie wściekłego Raphaela.
Kobieta pokręciła głową, na znak, że to jej wcale nie przeszkadza. Żałowała tylko, że nie ma popcornu. Zapowiadało się niezłe widowisko.
- Otóż… - Santiago splótł ręce za plecami. – Mój pracownik uchyla się od obowiązków. – Zmierzył Magnusa takim spojrzeniem, od którego, normalnemu człowiekowi, zamarzłaby krew w żyłach. Na szczęście Bane zdążył wyrobić sobie pewną odporność, dzięki czemu poczuł jedynie, przebiegające po kręgosłupie, dreszcze.
- Twój pracownik przechodzi poważną rekonwalescencję i aktualnie nie jest w stanie wypełniać swoich obowiązków, wynikających z umowy o pracę. – Wskazał na swoje spodnie, które ewidentnie nie należały do niego. Były na to zbyt znoszone i zdecydowanie za szerokie. Catarina, gdyby tylko ktoś chciał przyjmować zakłady, postawiłaby roczną pensję, że Magnus podwędził je Alecowi. W pewnym sensie to było nawet urocze. Chłopcy już wymieniali się ubraniami.
- Telefonu fiutem raczej nie odbierasz! – Raphael nie dał się zbyć z pantałyku. – A ręce, z tego, co widzę, masz raczej sprawne!
Po minie Magnusa łatwo było się zorientować, że mężczyzna nie miał zielonego pojęcia, o czym mowa. Raphael jęknął i przejechał dłonią po twarzy.
- Dzwonię do ciebie, od wczoraj, kretynie!
Skonsternowany Magnus sięgnął po leżącą na nocnym stoliku komórkę i odkrył, że wyłączył dźwięki. Kiedy oraz po, co pozostawało tajemnicą. Zaczął przeglądać spis nieodebranych połączeń. Niemal wszystkie były od Raphaela. Tylko raz telefonował Ragnor. Kiedy Magnus szykował się do oddzwonienia (nie miał ochoty wysłuchiwania wymówek i od tego starego pryka), Santiago, zupełnie jakby czytał w jego myślach, powstrzymał go ruchem ręki.
- To też ja. Pomyślałem, że może od starego kumpla odbierzesz, skoro ignorujesz szefa.
- Co się stało? – spytał Magnus odkładając telefon. To wszystko zaczynało mu się bardzo nie podobać. Sprawa musiała być poważna, skoro Raphael pofatygował się do jego mieszkania.
Jednak mężczyzna nie odpowiedział od razu. Zmierzył wszystkich zebranych groźnym spojrzeniem a potem oznajmił, z pełną powagą:
- Najpierw chcę dostać kawy. Czarną z jedną kostką cukru.
Wyczuwszy w tym szansę na dyskretne ulotnienie się, bez zbędnego zwracania na siebie uwagi, Alec oddalił się w stronę kuchni.
- Ja też poproszę! – krzyknęła za nim Catarina.
- Jaką?!
- Z mlekiem i cukrem! Dwie łyżeczki! – odkrzyknęła. – Naprawdę Magnusie, musisz go zatrzymać – dodała ciszej, lecz wciąż na tyle głośno, by Alec mógł ją usłyszeć. Była pewna, że się zarumienił.
 
Kiedy każdy dostał już swój kubek (z rozpędu Alec zrobił kawę także sobie i Magnusowi), Bane wrócił do tematu.
- Co się stało?
Raphael najpierw upił łyk kawy a dopiero później odpowiedział.
- Okropna.
- Trzeba było samemu sobie zaparzyć – burknęła Catarina dochodząc do wniosku, że to na niej spoczął właśnie obowiązek bronienia Aleca. Sam Lightwood przecież tego nie zrobi a Magnus dostawał zawiechy, ilekroć spojrzał na swojego ochroniarza. Poza tym kawa nie była zła. Raczej znośna łamane na nawet smaczna. Ewidentnie Alec był nie w sosie. Ostatnio poszło mu zdecydowanie lepiej.
- Jestem gościem – zaczął Raphael, ale Magnus mu przerwał.
- Póki, co to jesteś wrzodem na tyłku. Co się stało?
Santiago westchnął
- Lecimy na Hawaje.
- Ty i Ragnor? – Z tonu głosu Magnusa ciężko było wywnioskować, czy żartuje, czy też mówi poważnie. – To, kiedy ślub? Jakieś konkretne preferencje, co do stroju? A listę prezentów już macie? Z góry zaznaczam, że biorę to, co można kupić przez internet. Nie będę, specjalnie dla was, latał po sklepach. – Niezależnie od intencji, ze słów Bane’a biła lekka gorycz.
- Jesteś idiotą – stwierdził Raphael dopijając kawę. Wbrew swoim wcześniejszym narzekaniom, pochłonął cały kubek. – Lecimy nagrywać film. Dostaliśmy ciekawą propozycję współpracy i możemy całkiem nieźle na tym wyjść. To dla nas szansa, bo ostatnio jesteśmy tuż nad kreską, jeśli chodzi o wyniki sprzedażowe. Dlatego ani mi się waż przedłużać zwolnienie! – Pogroził mu palcem. – Tu macie bilety. – Chciał podać kopertę Magnusowi, ale w ostatnim momencie się rozmyślił. – Trzymaj. – Wcisnął bilety w ręce zaskoczonego Aleca. – Schowaj je przed tym kretynem, bo jak go znam, spróbuje utopić je w kiblu.
- Po prostu nie lubię latać – oburzył się Magnus skrzyżowawszy ręce na piersi.
- Jak chcesz, możesz iść na piechotę, pod warunkiem, że zdążysz na czas.
Tymczasem Alec oglądał bilety, jakby te miały go zaraz ugryźć.
- Ja też mam lecieć? – spytał w końcu. Wspólna podróż, u boku Magnusa, go przerażała. Kilka godzin, w samolocie, tuż obok siebie, bez możliwości ucieczki. Co on, na Anioła, zrobił tym wszystkim siłom, tam na górze?
- A co? – zdziwił się Raphael. – Wiesz coś o aresztowaniu tego idioty, który naraża mnie na koszty?
Mężczyzna pokręcił głową.
- To widzisz. Niestety jesteś nam potrzebny. Ty i ten twój nienormalny braciszek.
No tak, Jace. Alec jakoś o nim nie pomyślał. Ciekawe, jak zareaguje Clary na niespodziewany wyjazd? Coś mu mówiło, że salon nie będzie jedynym pomieszczeniem, które doczeka się remontu.
- I jeszcze jedna sprawa – powiedział Raphael wstając z krzesła. – Leci z nami moja mama, dlatego, od razu, ostrzegam! – Wycelował palec w pierś Magnusa. – Macie się dobrze zachowywać! I ani słowa o tym, czym się naprawdę zajmujemy!
Magnus przewrócił oczami. Znów to samo.
- Przecież wiem. – Wierzchem dłoni odsunął, wciąż wycelowany w niego, palec. – Mam założyć koloratkę?
Catarina zakrztusiła się kawą. Dobrze, że Alec był obok i mógł ją poklepać po plecach, bo wielce prawdopodobne, że by się udusiła. Koloratka była ostatnią rzeczą, w jakiej spodziewała się zobaczyć Magnusa. Już nawet różowa plisowana spódniczka z jednorożcem była wyżej na liście.
- Wolałbym żebyś zamiast tego, założył rozum. Albo kaganiec.
- A ja myślałem, że nie chcesz, żeby twoja mama dowiedziała się, co kręcisz.
Tym razem to Alec się zakrztusił a Catarina musiała go ratować.
- Ty lepiej uważaj Bane! – wycedził Santiago przez zaciśnięte zęby. – Ostatnio Arabella bardzo mnie męczy, żeby was sparować. I kto wie, czy jej nie ulegnę!
- Nie ośmielisz się! – Magnus autentycznie wyglądał, jakby zobaczył ducha. Albo swoją przyszłość w barwach modnych dwa sezony temu.
- Chcesz się przekonać?
Alec był pewien, że imię Arabella powinno coś mu mówić jednak, póki co miał w głowie pustkę. Spojrzał na Catarinę z nadzieją, że może ona nieco rozjaśni mu sytuację, lecz kobieta tylko wzruszyła ramionami. Wbrew pozorom, Magnus nie mówił jej wszystkiego.
Kiedy mężczyźni kłócili się zawzięcie, rozdzwonił się telefon Aleca. Ten, z niemal ponaddźwiękową szybkością, chwycił komórkę i odebrał połączenie, nawet nie patrząc na wyświetlacz. Za żadne skarby nie chciał zwracać na siebie uwagi żadnego z mężczyzn.
- Słucham?
- Wiesz już? – Po drugiej stronie rozległ się głos Jace’a.
Alec chciał powiedzieć, że owszem wie wiele rzeczy i ma całkiem sporo talentów, ale czytania w myślach jeszcze nie opanował, dlatego brat mógłby wyrażać się precyzyjniej. Był jednak tylko Alekiem i jego stosunek złośliwości, względem Jace’a, był mocno ograniczony, dlatego powstrzymując westchnienie, spytał:
- O czym?
Jace prychnął, jakby pytanie było, co najmniej głupie.
- O Hawajach!
Alec odetchnął z ulgą. Jak na razie nic nie zapowiadało kolejnej katastrofy.
- Wiem – potwierdził.
- I co?
- Co, co?
Po drugiej stronie dało się słyszeć dźwięk, jakby Jace uderzył głową o blat biurka.
Biedny mebel, pomyślał Alec.
- Co ty na to?!
Alec nie bardzo wiedział, o co bratu chodzi.
- A co to za różnica? Każą to lecę. Mniej więcej na tym polega nasza praca…
- O nie! – wszedł mu w słowo Jace. – My mieliśmy, tymi zboczeńcami, zajmować się na miejscu! W Nowym Jorku! A nie latać z nimi po świecie!
To raczej nie był najlepszy moment na to, by wytknąć bratu, że nazywanie ludzi zboczeńcami jest niemiłe. A w ich przypadku wręcz nieprofesjonalne. Oraz, że tego typu ograniczenia pola działania należało uregulować, przy podpisywaniu umowy, które Jace przecież wziął na siebie. Dlatego postanowił milczeć.
- Zresztą, bez Clary, nigdzie nie lecę! Nie ma mowy! Niech ten jebany kurdupel sobie nie myśli, że…
Alec poczuł, że ma dość wszystkiego. Nie przejmując się tym, że Jace wciąż coś mówił, odsunął telefon od ucha i podszedł do, obrażonego na cały świat, Santiago.
- Jace chce ci coś powiedzieć. – Podał mu telefon.

 

 



1 komentarz:

  1. 😂😂😂 uwielbiam xD może niezbyt konstruktywny komentarz ale kocham twoje pisanie ❤️❤️

    OdpowiedzUsuń