UTRACONA NIEWINNOŚĆ
16
- No pokaż!
- Chyba śnisz!
- Mam dużo ciekawsze sny!
Magnus wciągnął ze
świstem powietrze, po czym spojrzał na Catarinę, jakby ta przed chwilą
śmiertelnie go obraziła. Czym tylko rozbawił przyjaciółkę.
- No, co? Myślałeś, że wszyscy
fantazjują tylko o tobie?
Bane otworzył usta, żeby
coś powiedzieć, ale zaraz je zamknął. I znów otworzył. I ponownie zamknął. A
Catarina chichotała w najlepsze, jeszcze bardziej dobijając ego mężczyzny.
- Szok, nie? – zapytała,
kiedy mogła już wydobyć z siebie głos. – Tylko nie spadnij z krzesła.
Jak na dorosłego,
poważnego mężczyznę przystało, Magnus, w odpowiedzi, pokazał jej język.
- No już, nie obrażaj
się. – Naprawdę starała się nie śmiać. Każda siła wyższa wymyślona czy też nie,
jej świadkiem, Niestety. Mina Magnusa sprawiała, że wszystkie starania, z
automatu, trafiał szlag. – Przecież wiesz, że cię kocham.
Mężczyzna nie wyglądał na
udobruchanego. Catarina przewróciła oczami. Gorzej niż z dzieckiem. Dziecko, w
najgorszym razie, możesz przełożyć przez kolano i zresocjalizować ręcznie. Albo
dać cukierka. Któraś z opcji na pewno by zadziałała.
W sumie… Magnusa też
można by przez to kolano przełożyć. Tylko, że w jego przypadku byłaby to raczej
demoralizacja i to taka, która by mu się spodobała. Nagle zrobiło jej się
nieswojo. Zdecydowanie za dużo wiedziała, o preferencjach seksualnych swojego
przyjaciela. To nie było ani normalne, ani zdrowe.
- Jak tam sobie chcesz. –
Machnęła w końcu ręką. – Pokaż!
- Nie! Nie będę, przed
tobą, świecił ptakiem! – Magnus założył ręce na piersi i demonstracyjnie
odwrócił się do ściany. – Jak chcesz sobie pooglądać, to wiesz, jaki film
włączyć. Polecam Ostatnie lato,
całkiem nieźle tam wyszedłem.
Okej. To już wiedziała,
czego nigdy, ale to przenigdy nie oglądać, chyba że zapragnie lobotomii. Ponownie
przewróciła oczami. Zaczynała się bać, że z wolna wykształca sie u niej swego
rodzaju odruch bezwarunkowy. I niedługo będzie tak reagować na każde otworzenie
ust Magnusa. A to bardzo źle wróżyło tej przyjaźni. I jej błędnikowi.
- Nie chcę podziwiać twoich
klejnotów rodowych, tylko sprawdzić, czy wszystko ładnie się goi. Odruch
zawodowy.
- Pan doktor twierdzi, że
wszystko wygląda świetnie. Jestem wdzięczny za troskę, ale twoja pielęgniarska
wiedza nie będzie, w tym przypadku, potrzebna. I jeśli mogę prosić, zostawmy
ten temat. Pozwolę ci do niego wrócić, jak już będę leżał na łożu śmierci.
Znów przewróciła oczami.
No odruch bezwarunkowy, jak nic! Musi zacząć się leczyć, póki nie jest jeszcze
za późno.
- Skoro tak, to
porozmawiajmy o czymś innym.
- Bardzo dobrze. – Odwrócił
się do niej a na jego twarzy pojawiło się coś na kształt uśmiechu. Catarinie
nawet było go szkoda, bo wiedziała, że następny temat spotka się z jeszcze
mniejszym entuzjazmem.
- Dlaczego ty i Alec się
do siebie nie odzywacie?
Uderzyło ją to, gdy tylko
weszła do mieszkania. Otworzył jej Alexander, jakoś dziwnie przygaszony. Choć zarejestrowała
ten fakt, nie zwróciła na niego większej uwagi, w końcu każdy może mieć zły
dzień. A ją bardziej absorbowało to, że Magnus siedział na zwolnieniu
lekarskim, bo była dziewczyna, ugryzła go w przyrodzenie. I to w trakcie pracy.
Z którejkolwiek strony na to nie patrzeć, sytuacja była zabawna. Przynajmniej
do momentu, w którym pojawił się sam Magnus. Bo wtedy właśnie Alec pisnął,
spurpurowiał niczym zakonnica w sex shopie i ze wzrokiem wbitym w podłogę,
pognał do swojego pokoju, nawet się nie pożegnawszy. Dodatkowo robił wszystko,
byle tylko ominąć Magnusa, jak najszerszym łukiem. Sam Bane zaś, odprowadził go
wzrokiem, w którym żal walczył o dominacje z poczuciem winy. Zaraz jednak
przybrał maskę gospodarza idealnego i Cat, na chwilę, zapomniała o nietypowym
zachowaniu ich obu. Zawsze przecież mogła do tego wrócić, prawda?
Magnusowi to pytanie nie
spodobało się jeszcze bardziej niż wcześniejsze prośby o pokazanie penisa.
Prychnął i sięgnął po szklankę z whisky.
- Nie możesz zapytać o
coś łatwiejszego? Na przykład: Czy Bóg istnieje? Co się stało z Atlantydą?
Dlaczego ortalionowe dresy były, kiedykolwiek modne?
Ani razu na nią nie
spojrzał i Cat wiedziała, co to oznacza.
- Co zrobiłeś? – zapytała
prosto z mostu.
Magnus, jakby w ogóle jej
nie usłyszał. Upił jeszcze jeden łyk alkoholu.
- Bane! Co zrobiłeś,
kretynie?! – Chyba właśnie ten „kretyn” przeważył, bo mężczyzna odstawił
szklankę na stolik, położył łokcie na kolanach i splótł palce obu dłoni. Przez
chwilę się im przyglądał, by w końcu oprzeć o nie czoło.
- Zaproponowałem mu loda
– powiedział tak cicho, że Catarina ledwo go usłyszała. Co nie przeszkodziło
jej zakrztusić się własną śliną. Magnus musiał kilkukrotnie klepnąć
przyjaciółkę w plecy, by ta odzyskała dech.
- Błagam – powiedziała
pomiędzy jednym haustem powietrza a drugim. – Błagam. Powiedz, że chodziło ci o
zwykłe lody, z cukierni na rogu. A to ja mam po prostu złe skojarzenia. Błagam powiedz,
że zaproponowałeś mu randkę – niemal jęknęła. Gotowa była pójść na klęczkach do
najbliższego kościoła, byle tylko jej pierwsza myśl okazała się błędna.
Niestety. Magnus pokręcił głową. A w Catarinę, jakby piorun strzelił. Poderwała
się z fotela i stanęła nad przyjacielem, niczym wielki wyrzut sumienia.
- Ty skończony idioto!
Debilu! Kretynie! Co ci strzeliło do tego pustego łba?! Ten dzieciak rumieni
się, kiedy przytulasz go podczas tańca! A ty mu z niemoralnymi propozycjami
wyskakujesz! Czy ciebie do reszty pojebało?!
- Możesz mnie opierdalać
nieco ciszej? Te ściany, wbrew pozorom, nie są takie grube. – Magnus wyglądał,
jak zbity pies, nad którym znęcał się kolejny z domowników.
Niestety, chociaż
Catarina posiadała niemal ocean empatii i współczucia dla bliźniego (inaczej
nie mogłaby być pielęgniarką, z dziesięcioletnim doświadczeniem zawodowym) to,
kiedy coś (lub ktoś) ją wkurwił, umykały przed nią nawet zastępy piekielne. Nie
przejmowała się wtedy konsekwencjami swoich czynów i słów. Nawet, jeśli jedną z
nich byłoby jeszcze większe zawstydzenie młodego łucznika.
- Zawsze wiedziałam, że
ty masz jakiś problem ze sobą. Ale do głowy by mi nie przyszło, że wywiniesz
taki numer! Nie wpadłeś na to, że nie wszystko, co pomyślisz musi, od razu,
znaleźć odzwierciedlenie w słowie mówionym?!
Magnus rozplótł palce i przetarł
twarz rękoma. Sam nie wiedział, co było gorsze: opierdalanie przez Cat czy
gratulacje od Ragnora. Jego przyjaciel bowiem uznał, że wreszcie postąpił
słusznie i skoro Alec nie chce się z nim przespać, to powinien zapomnieć o
całym tym głupim zauroczeniu. A poza tym to brawo. Camille nabawiła się wstrętu
do seksu oralnego i przez niego są w plecy ze zdjęciami, o cały tydzień. Zupełnie,
jakby Magnus to wszystko zaplanował i wcale nie był tym najbardziej poszkodowanym.
Catarinę wreszcie
zmęczyło rzucanie epitetami i klapnęła ciężko na fotel.
- Mogę wiedzieć, co tobą kierowało?
– zapytała już spokojnie. Była zła na Magnusa. Czuła, że pomiędzy nim a Alekiem
mogło coś być. I to coś naprawdę pięknego. Ale nie wtedy, gdy Bane będzie
rzucał dwuznacznymi propozycjami w stronę niedoświadczonego młodzika, do jasnej
cholery! Jednocześnie było jej szkoda przyjaciela. I bez jej marudzenia
wiedział, że spieprzył.
Mężczyzna westchnął.
- Głupi Jaś – powiedział
po dłuższym milczeniu.
Catarina zamrugała
zaskoczona i Magnus zrozumiał, że musiał opowiedzieć przyjaciółce całą
historię, choć tak naprawdę, najchętniej nigdy by o niej nie wspominał i w
ogóle wymazał z pamięci. Swojej i Alexandra.
Kiedy opowieść dobiegła
końca Cat sama nie wiedziała, co ma myśleć. Do takiego ciągu przyczynowo-skutkowego
mógł doprowadzić tylko ktoś zdrowo pierdolnięty. Kolejny dowód na to, że żadna
istota wyższa nie istnieje. Albo i istnieje, ale ma zapędy destrukcyjne względem
stworzonej, przez siebie, rzeczywistości. Jednak Bane także nie był bez winy.
- I co? Później, w ogóle,
o tym nie rozmawialiście? Nie próbowałeś się wytłumaczyć? Założę się, że Alec
by zrozumiał.
W odpowiedzi Magnus
wzruszył ramionami.
- Jesteś głupszy niż
myślałam!
Alec, od lat,
podejrzewał, że jego życie to jeden wielki żart losu, a ostatnie wydarzenia
sprawiły, że nabrał pewności w tej kwestii.
Odkąd obudził się w łóżku
Magnusa prześladowały go myśli, co by było, gdyby mógł robić to już zawsze. Nie
potrafił się od nich opędzić. Tak samo, jak od snów, w których on i Magnus byli
parą. I to nie tylko w sensie fizycznym, ale także duchowym i emocjonalnym. Po prostu
tworzyli związek. Pierwszy raz, odkąd Alec poznał Magnusa udało mu się, w
pełni, rozdzielić seksualność mężczyzny, od jego wnętrza. Do tej pory, nawet
przy najbardziej prozaicznych czynnościach, gdzieś w głębi niego, tliło się
czyste pożądanie. Każde fantazjowanie o Magnusie, zaczynało się lub kończyło, w
łóżku. Teraz mógł marzyć o wspólnym śniadaniu albo wieczorze z książką, bez
uporczywych myśli o tym, co mogłoby się wydarzyć „przedtem” lub „potem”. Sam
nie wiedział czy to dobrze, czy źle. A zanim udało mu się rozstrzygnąć tę
kwestie Magnus trafił do szpitala. I powiedział, co powiedział. Od tego momentu
Alec miał wrażenie, że składał się, w stu procentach, z frustracji seksualnej.
I, co najgorsze, nie potrafił znaleźć dla niej ujścia. Sesje pod prysznicem już
nie pomagały. Za każdym razem, gdy jedna z nich dobiegała końca, w jego głowie
pojawiała się myśl „Magnus zrobiłby to lepiej” i całe napięcie wracało. Nie
potrafił nawet spojrzeć na Bane’a, żeby nie dostać erekcji. O rozmowie już nie
wspominając.
Był żałosny i doskonale
zdawał sobie, z tego sprawę. Dorosły facet z problemami rodem z liceum. A
najgorsze było to, że nie miał nawet, z kim o tym porozmawiać. To chyba
pierwszy raz, gdy samotność tak naprawdę mu przeszkadzała. Nie była drobną
niedogodnością a prawdziwym problemem. Zdał sobie sprawę, że zazdrości Magnusowi.
I to nie tylko luzu względem własnej osoby i świata w ogóle, ale głównie
przyjaciół. Na których mógł zawsze liczyć. On, w tej kwestii, nie był pewien nawet
własnej rodziny.
Rozmyślając o tym, jak
bardzo żałosny był on oraz jego życie, poszedł otworzyć drzwi. Osoba po drugiej
stronie dobijała się z takim zapałem, że był niemal pewny, iż zobaczy Ragnora,
z tą swoją wiecznie niezadowoloną miną. Zdążył zauważyć, że pomimo całej
agresji i antypatii względem świata (a w szczególności jego osoby), gdy do gry
wchodziła Catarina, Fell zmieniał się, o sto osiemdziesiąt stopni. Był gotów
zrobić wszystko, o co tylko kobieta go poprosiła. Nawet przestał nazywać Aleca
siusiumajtkiem. No przynajmniej, kiedy Cat była w pobliżu. Albo Magnus. Bo
przecież mógł donieść Catarinie.
Wziął głęboki oddech i
otworzył drzwi. Zaraz jednak tego pożałował.
- Dlaczego Bane nie
odbiera telefonów? – wycedził Raphael przez zaciśnięte zęby jednocześnie
pakując się do mieszkania, jakby sam był lokatorem. Zrobił to z takim impetem,
że pomimo swojego nikczemnego wzrostu, o mało nie staranował Aleca. Mężczyzna musiał
ratować się ucieczką, przez co zarył tyłkiem o kant komody. Czy wspominał już,
że jego życie to żart?
Tymczasem Raphael stanął
na środku salonu, z rękami złożonymi na piersi i ewidentnie na coś czekał.
Zdaniem Aleca na Apokalipsę, żeby dołączyć do Czterech Jeźdźców, jako piąty
członek ekipy – Sarkazm. Albo Permanentne Wkurwienie.
- No? – Palce Hiszpana
zaczęły wybijać nieznany Alecowi rytm. Który, dziwnym trafem, kojarzył się z
plutonem egzekucyjnym. Ale przynajmniej spłynęło na niego olśnienie. Santiago
czekał na odpowiedź!
- Nie wiem. – Wzruszył
ramionami i zamknął drzwi. – Może nie ma ochoty…
Ups… Błąd. Oczy mężczyzny
gwałtownie pociemniały, a całe ciało napięło się niczym u drapieżnika gotowego
rozszarpać swoją ofiarę.
- Gdzie on jest?!
- U siebie – powiedział,
nim zdążył pomyśleć o konsekwencjach. Z drugiej strony… Nie został wynajęty,
żeby bronić Magnusa przed Raphaelem, więc chyba nie powinien się wtrącać. Ale i
tak poszedł za mężczyzną. Na wszelki wypadek.
- Ty pasożycie! –
krzyknął Santiago otworzywszy drzwi do sypialni Magnusa. Właściciel zmierzył
intruza uważnym spojrzeniem, a jego twarz wykrzywił trudny do zinterpretowania
grymas.
- Co to ma znaczyć? Mamy
dzisiaj jakiś Dzień Obrażania Magnusa, czy jak? – Przeniósł spojrzenie na
Catarinę. – Podziękuję za takich przyjaciół! Z wami wrogów już mi nie potrzeba!
Cat wzruszyła ramionami.
Już dawno się nauczyła, że z Magnusem nie można się nudzić a coś tak
prozaicznego, jak popołudniowe spotkanie na drinka może być preludium do
wielkiej przygody. Wystarczy, że ktoś (Magnus) zaproponuje kupno biletów do
Peru. Albo wpadnie wściekły szef.
- Jak dla mnie spoko. Zapiszę
sobie w kalendarzu i możesz być pewny, że to będzie jedno z moich ulubionych
świąt!
Magnus jęknął. Chyba nigdy
nie przywyknie do złośliwości Raphaela. Musiał podjąć jakieś poważne kroki, by
temu człowiekowi nie przyszło wygłaszać przemówienia, na jego pogrzebie.
- Co się stało, że się
pofatygowałeś, aż tu? – burknął jednocześnie posyłając Cat przepraszające spojrzenie.
Nie była może wzorem przyjaciółki, ale z całą pewnością nie zasługiwała na oglądanie
wściekłego Raphaela.
Kobieta pokręciła głową,
na znak, że to jej wcale nie przeszkadza. Żałowała tylko, że nie ma popcornu.
Zapowiadało się niezłe widowisko.
- Otóż… - Santiago splótł
ręce za plecami. – Mój pracownik uchyla się od obowiązków. – Zmierzył Magnusa
takim spojrzeniem, od którego, normalnemu człowiekowi, zamarzłaby krew w
żyłach. Na szczęście Bane zdążył wyrobić sobie pewną odporność, dzięki czemu
poczuł jedynie, przebiegające po kręgosłupie, dreszcze.
- Twój pracownik
przechodzi poważną rekonwalescencję i aktualnie nie jest w stanie wypełniać
swoich obowiązków, wynikających z umowy o pracę. – Wskazał na swoje spodnie,
które ewidentnie nie należały do niego. Były na to zbyt znoszone i zdecydowanie
za szerokie. Catarina, gdyby tylko ktoś chciał przyjmować zakłady, postawiłaby
roczną pensję, że Magnus podwędził je Alecowi. W pewnym sensie to było nawet
urocze. Chłopcy już wymieniali się ubraniami.
- Telefonu fiutem raczej
nie odbierasz! – Raphael nie dał się zbyć z pantałyku. – A ręce, z tego, co
widzę, masz raczej sprawne!
Po minie Magnusa łatwo
było się zorientować, że mężczyzna nie miał zielonego pojęcia, o czym mowa.
Raphael jęknął i przejechał dłonią po twarzy.
- Dzwonię do ciebie, od
wczoraj, kretynie!
Skonsternowany Magnus sięgnął
po leżącą na nocnym stoliku komórkę i odkrył, że wyłączył dźwięki. Kiedy oraz
po, co pozostawało tajemnicą. Zaczął przeglądać spis nieodebranych połączeń.
Niemal wszystkie były od Raphaela. Tylko raz telefonował Ragnor. Kiedy Magnus
szykował się do oddzwonienia (nie miał ochoty wysłuchiwania wymówek i od tego
starego pryka), Santiago, zupełnie jakby czytał w jego myślach, powstrzymał go
ruchem ręki.
- To też ja. Pomyślałem, że
może od starego kumpla odbierzesz, skoro ignorujesz szefa.
- Co się stało? – spytał
Magnus odkładając telefon. To wszystko zaczynało mu się bardzo nie podobać.
Sprawa musiała być poważna, skoro Raphael pofatygował się do jego mieszkania.
Jednak mężczyzna nie odpowiedział
od razu. Zmierzył wszystkich zebranych groźnym spojrzeniem a potem oznajmił, z
pełną powagą:
- Najpierw chcę dostać
kawy. Czarną z jedną kostką cukru.
Wyczuwszy w tym szansę na
dyskretne ulotnienie się, bez zbędnego zwracania na siebie uwagi, Alec oddalił
się w stronę kuchni.
- Ja też poproszę! –
krzyknęła za nim Catarina.
- Jaką?!
- Z mlekiem i cukrem!
Dwie łyżeczki! – odkrzyknęła. – Naprawdę Magnusie, musisz go zatrzymać – dodała
ciszej, lecz wciąż na tyle głośno, by Alec mógł ją usłyszeć. Była pewna, że się
zarumienił.
Kiedy każdy dostał już
swój kubek (z rozpędu Alec zrobił kawę także sobie i Magnusowi), Bane wrócił do
tematu.
- Co się stało?
Raphael najpierw upił łyk
kawy a dopiero później odpowiedział.
- Okropna.
- Trzeba było samemu
sobie zaparzyć – burknęła Catarina dochodząc do wniosku, że to na niej spoczął
właśnie obowiązek bronienia Aleca. Sam Lightwood przecież tego nie zrobi a
Magnus dostawał zawiechy, ilekroć spojrzał na swojego ochroniarza. Poza tym
kawa nie była zła. Raczej znośna
łamane na nawet smaczna. Ewidentnie
Alec był nie w sosie. Ostatnio poszło mu zdecydowanie lepiej.
- Jestem gościem – zaczął
Raphael, ale Magnus mu przerwał.
- Póki, co to jesteś
wrzodem na tyłku. Co się stało?
Santiago westchnął
- Lecimy na Hawaje.
- Ty i Ragnor? – Z tonu głosu
Magnusa ciężko było wywnioskować, czy żartuje, czy też mówi poważnie. – To,
kiedy ślub? Jakieś konkretne preferencje, co do stroju? A listę prezentów już
macie? Z góry zaznaczam, że biorę to, co można kupić przez internet. Nie będę,
specjalnie dla was, latał po sklepach. – Niezależnie od intencji, ze słów
Bane’a biła lekka gorycz.
- Jesteś idiotą –
stwierdził Raphael dopijając kawę. Wbrew swoim wcześniejszym narzekaniom, pochłonął
cały kubek. – Lecimy nagrywać film. Dostaliśmy ciekawą propozycję współpracy i
możemy całkiem nieźle na tym wyjść. To dla nas szansa, bo ostatnio jesteśmy tuż
nad kreską, jeśli chodzi o wyniki sprzedażowe. Dlatego ani mi się waż
przedłużać zwolnienie! – Pogroził mu palcem. – Tu macie bilety. – Chciał podać
kopertę Magnusowi, ale w ostatnim momencie się rozmyślił. – Trzymaj. – Wcisnął
bilety w ręce zaskoczonego Aleca. – Schowaj je przed tym kretynem, bo jak go
znam, spróbuje utopić je w kiblu.
- Po prostu nie lubię
latać – oburzył się Magnus skrzyżowawszy ręce na piersi.
- Jak chcesz, możesz iść
na piechotę, pod warunkiem, że zdążysz na czas.
Tymczasem Alec oglądał
bilety, jakby te miały go zaraz ugryźć.
- Ja też mam lecieć? – spytał
w końcu. Wspólna podróż, u boku Magnusa, go przerażała. Kilka godzin, w samolocie,
tuż obok siebie, bez możliwości ucieczki. Co on, na Anioła, zrobił tym wszystkim
siłom, tam na górze?
- A co? – zdziwił się
Raphael. – Wiesz coś o aresztowaniu tego idioty, który naraża mnie na koszty?
Mężczyzna pokręcił głową.
- To widzisz. Niestety
jesteś nam potrzebny. Ty i ten twój nienormalny braciszek.
No tak, Jace. Alec jakoś
o nim nie pomyślał. Ciekawe, jak zareaguje Clary na niespodziewany wyjazd? Coś
mu mówiło, że salon nie będzie jedynym pomieszczeniem, które doczeka się remontu.
- I jeszcze jedna sprawa
– powiedział Raphael wstając z krzesła. – Leci z nami moja mama, dlatego, od
razu, ostrzegam! – Wycelował palec w pierś Magnusa. – Macie się dobrze
zachowywać! I ani słowa o tym, czym się naprawdę zajmujemy!
Magnus przewrócił oczami.
Znów to samo.
- Przecież wiem. – Wierzchem
dłoni odsunął, wciąż wycelowany w niego, palec. – Mam założyć koloratkę?
Catarina zakrztusiła się
kawą. Dobrze, że Alec był obok i mógł ją poklepać po plecach, bo wielce
prawdopodobne, że by się udusiła. Koloratka była ostatnią rzeczą, w jakiej spodziewała
się zobaczyć Magnusa. Już nawet różowa plisowana spódniczka z jednorożcem była
wyżej na liście.
- Wolałbym żebyś zamiast
tego, założył rozum. Albo kaganiec.
- A ja myślałem, że nie
chcesz, żeby twoja mama dowiedziała się, co kręcisz.
Tym razem to Alec się
zakrztusił a Catarina musiała go ratować.
- Ty lepiej uważaj Bane!
– wycedził Santiago przez zaciśnięte zęby. – Ostatnio Arabella bardzo mnie
męczy, żeby was sparować. I kto wie, czy jej nie ulegnę!
- Nie ośmielisz się! – Magnus
autentycznie wyglądał, jakby zobaczył ducha. Albo swoją przyszłość w barwach
modnych dwa sezony temu.
- Chcesz się przekonać?
Alec był pewien, że imię
Arabella powinno coś mu mówić jednak, póki co miał w głowie pustkę. Spojrzał na
Catarinę z nadzieją, że może ona nieco rozjaśni mu sytuację, lecz kobieta tylko
wzruszyła ramionami. Wbrew pozorom, Magnus nie mówił jej wszystkiego.
Kiedy mężczyźni kłócili
się zawzięcie, rozdzwonił się telefon Aleca. Ten, z niemal ponaddźwiękową szybkością,
chwycił komórkę i odebrał połączenie, nawet nie patrząc na wyświetlacz. Za
żadne skarby nie chciał zwracać na siebie uwagi żadnego z mężczyzn.
- Słucham?
- Wiesz już? – Po drugiej
stronie rozległ się głos Jace’a.
Alec chciał powiedzieć,
że owszem wie wiele rzeczy i ma całkiem sporo talentów, ale czytania w myślach
jeszcze nie opanował, dlatego brat mógłby wyrażać się precyzyjniej. Był jednak
tylko Alekiem i jego stosunek złośliwości, względem Jace’a, był mocno ograniczony,
dlatego powstrzymując westchnienie, spytał:
- O czym?
Jace prychnął, jakby
pytanie było, co najmniej głupie.
- O Hawajach!
Alec odetchnął z ulgą.
Jak na razie nic nie zapowiadało kolejnej katastrofy.
- Wiem – potwierdził.
- I co?
- Co, co?
Po drugiej stronie dało
się słyszeć dźwięk, jakby Jace uderzył głową o blat biurka.
Biedny mebel, pomyślał
Alec.
- Co ty na to?!
Alec nie bardzo wiedział,
o co bratu chodzi.
- A co to za różnica?
Każą to lecę. Mniej więcej na tym polega nasza praca…
- O nie! – wszedł mu w słowo
Jace. – My mieliśmy, tymi zboczeńcami, zajmować się na miejscu! W Nowym Jorku!
A nie latać z nimi po świecie!
To raczej nie był
najlepszy moment na to, by wytknąć bratu, że nazywanie ludzi zboczeńcami jest
niemiłe. A w ich przypadku wręcz nieprofesjonalne. Oraz, że tego typu
ograniczenia pola działania należało uregulować, przy podpisywaniu umowy, które
Jace przecież wziął na siebie. Dlatego postanowił milczeć.
- Zresztą, bez Clary,
nigdzie nie lecę! Nie ma mowy! Niech ten jebany kurdupel sobie nie myśli, że…
Alec poczuł, że ma dość
wszystkiego. Nie przejmując się tym, że Jace wciąż coś mówił, odsunął telefon
od ucha i podszedł do, obrażonego na cały świat, Santiago.
- Jace chce ci coś
powiedzieć. – Podał mu telefon.
😂😂😂 uwielbiam xD może niezbyt konstruktywny komentarz ale kocham twoje pisanie ❤️❤️
OdpowiedzUsuń