UTRACONA NIEWINNOŚĆ
15
Catarinę obudził… budzik.
Co było dziwne z przynajmniej dwóch powodów. Po pierwsze: żadnego budzika nie
nastawiała. Po drugie… to nawet nie był jej budzik! Trochę zła, a trochę
zaniepokojona wstała, żeby sprawdzić, dlaczego Alexander Lightwood, od przeszło
dziesięciu minut, nie wyłączył swojej parszywej komórki.
Odpowiedź okazała się
prosta. Nie wyłączył, bo go nie było. Znaczy w salonie, gdzie irytujący dźwięk,
niemal rozsadzał Catarinie głowę. Nie przejmując się prawem prywatności chwyciła
telefon i kilka kliknięć później nastała błoga cisza. Teraz należało odnaleźć
właściciela, żeby go srogo opierdolić. W kuchni było pusto, a Alexander na
pewno nie opuścił mieszkania. Jego buty nadal stały przy drzwiach (Alec
wyglądał jej na takiego, co ma wszystkiego trzy pary, włączając w to klapki
basenowe). Czyli zostało jedno miejsce. Szeroki uśmiech wpełzł jej na twarz a
cała złość momentalnie się ulotniła.
Podśpiewując pod nosem
zajęła się robieniem śniadania. Da chłopakom jeszcze trochę pospać. Przyda im
się to, po intensywnej nocy.
Obudził go dziwny dźwięk.
Coś jakby walenie młota kowalskiego, albo…
- Magnusie Bane! Jeśli nie
chcesz się spóźnić do pracy, to wstawaj! A lepiej żebyś nie chciał, bo w
przeciwnym razie, Ragnor będzie się czepiał mnie!
To zdecydowanie nie
brzmiało, jak normalna pobudka, ale za to było bardzo motywujące. Ciąg
przyczynowo-skutkowy: spóźnienie – zły Ragnor – zła Catarina, mógł mieć, dla
niego, naprawdę nieprzyjemne konsekwencje.
Otworzył oczy, tylko po
to, by ujrzeć przed sobą czerń. Taką najprawdziwszą z prawdziwych, kruczą
czerń. Chwilę zajęło mu zrozumienie, że wcale nie oślepł a jedynie wpatrywał
się w czuprynę Alexandra Lightwooda. Śpiącego tuż obok. W jego łóżku!
- Magnus!
- Wstaję! – odkrzyknął,
bardziej na zasadzie odruchu, niż świadomego działania. Jego umysł miał teraz
ważniejsze zajęcie. A mianowicie kontemplowanie tego, jak pięknie wyglądał śpiący
Alexander, na tle lawendowej pościeli (musi mu sprawić taką koszulę! I zmusić
żeby w niej chodził!). Podczas snu twarz mężczyzny łagodniała, jakby nie
męczyły go żadne troski. Z lekko uchylonych ust wydobywało się ciche
pochrapywanie (urocze, zdaniem mężczyzny) a lewa dłoń wciąż kurczowo ściskała
rękę Magnusa, co pomogło Bane’owi, jako tako, rozeznać się w sytuacji. Alexander musiał zasnąć niedługo po nim. I
nie było w tym absolutnie nic złego, przecież tylko spali w jednym łóżku! I to
naprawdę dużym łóżku! Nawet się nie przytulali. A mimo to miał pewność, że
kiedy Alexander wstanie, zrobi się niezręcznie.
Delikatnie, tak aby nie
obudzić mężczyzny, rozplątał ich palce. Chciał oszczędzić Alecowi, choć tego
jednego zażenowania. Spanie spaniem, ale trzymanie się za ręce? I jakim cudem
nie obudziły ich zdrętwiałe palce?
Starając się przywrócić
krążenie w członkach (jak to, kurwa, bolało!) zaczął budzić mężczyznę. Choć
bardzo tego nie chciał, świat kręcił się dalej. A to oznaczało, że nie mógł
spędzić całego dnia patrząc na śpiącego Alexandra.
- Alexandrze… -
wyszeptał.
Nic. Zero reakcji.
- Alec. – Tym razem nim
potrząsnął. Uzyskał tyle, że mężczyzna wymamrotał coś niewyraźnie i zmarszczył
nos. Magnus uśmiechnął się do siebie. To było niewątpliwie urocze.
- Alexandrze! Jak zaraz
nie wstaniesz, nie będzie kawy.
- Kawa jest zawsze – odpowiedział
Alec, z wciąż zamkniętymi oczami. Nadal znajdował się bardziej po stronie snu,
niż jawy.
- Nie, jeśli zostawisz ją
pod opieką Cat.
Alec zmarszczył brwi
próbując zrozumieć sens usłyszanego zdania. Naraz otworzył oczy, jednocześnie
siadając na łóżku. Przerażony rozejrzał się dookoła a jego twarz przybrała odcień
dorodnego pomidora.
- Zasnąłem. – Nie było to
stwierdzenie faktu a raczej wyrzut w swoją stronę.
- Obaj zasnęliśmy –
powiedział Magnus wstając z łóżka. Panika na twarzy Aleca trochę go zabolała.
No może nawet bardziej niż trochę.
- Ale ty… Ja… My… -
Mężczyzna ewidentnie nie potrafił zebrać myśli, o ubraniu ich w słowa nie
wspominając. W końcu przestał próbować i schował twarz w dłoniach. –
Przepraszam – bąknął.
Magnus zamarł z ręką na
klamce drzwi od łazienki. Chciał się w niej ukryć, nim padną słowa, które
uczynią zaistniałą sytuację jeszcze bardziej niezręczną. Nie zdążył.
- Nie masz, za co. To, co
zrobiłeś… było miłe. Dziękuję. – Nie dając Alecowi szans na odpowiedź, zniknął
w łazience.
Alexander sam nie
wiedział, co tak naprawdę czuł. Z jednej strony na pewno było ogromne
zażenowanie. Zasnął w łóżku z mężczyzną. I to mężczyzną, który go pociągał. Z drugiej…
Cała sytuacja nie była przecież wcale taka zła. Nie robili nic niestosownego.
Nie raz i nie dwa spał u boku Jace’a.
Ale na widok Jace’a, nigdy
ci nie stawał, podpowiedział, jak zawsze usłużny, mózg.
I to była trzecia strona.
Poranna przypadłość większości mężczyzn. Czwartą zaś stanowił sen, z którego
obudził go Magnus. Sam Bane, zaś grał w nim główną rolę, czego konsekwencją był
wspomniany wcześniej problem. Alec nie przywykł do mokrych snów. W ogóle. A już
w szczególności do mokrych snów z mężczyznami (mężczyzną, znaczy się), których
znał. Kulminacją zaś rzeczy, do których Alec nie przywykł był mokry sen, o
znanym sobie mężczyźnie, obudzenie się w łóżku tegoż mężczyzny, z nim obok,
oraz sporym problemem między nogami.
Alec jęknął. Jego życie
to żart. I to z gatunku tych nieśmiesznych.
Zza drzwi łazienki dotarł
do niego szum wody. Świadomość, że zaledwie ściana dzieli go, od NAGIEGO
Magnusa sprawiła, że wyskoczył z łóżka, jak z procy. Gdy tylko wyszedł z
pokoju, Wszechświat udowodnił mu, że nigdy nie jest tak źle, żeby nie mogło być
gorzej.
Niemal wpadł na Catarinę,
która z jednoznacznym uśmiechem, zlustrowała go z góry na dół.
- No nareszcie! –
powiedziała, nim on w ogóle pomyślał, że należałoby się odezwać. – Już chciałam
tam wejść i wykopać was, z tego łóżka!
Na słowo „łóżko” poczuł,
jak pieką go policzki. Spuścił wzrok na swoje bose stopy.
- Ja… ten…
- Gdzie Magnus? – przerwała
mu.
- Bierze prysznic. – Jego
umysł ponownie został zaatakowany, przez myśli o nagim Magnusie. Musiał stąd zniknąć
i to w trybie pilnym.
- Sam? – zdziwiła się a
jej brwi podjechały do góry.
Dla Aleca to było
zdecydowanie za dużo. Pognał do drugiej łazienki, pozostawiając Catarinę bez
odpowiedzi.
- Jak się spało? –
spytała Cat, stawiając przed Magnusem talerz z jajecznicą i tostem. Była raczej
średnią kucharką i tylko to mogła zaserwować na ciepło, bez ryzyka, że zrobi
sobie krzywdę (o straty w sprzęcie się nie martwiła, Magnus i tak niczego by
nie zauważył).
Mężczyzna ledwie zerknął
na jedzenie.
- Kawy! – wycharczał a
Cat uśmiechnęła się pod nosem.
- To chyba niewiele tego
spania było…- stwierdziła podając mu kubek. – Z mlekiem i cukrem, tak jak
lubisz.
Magnus, dwoma łykami, opróżnił
naczynie do połowy. Dopiero, wzmocniony taką dawką kofeiny, mógł podjąć rozmowę
z Cat.
- Nie spaliśmy ze sobą.
- Nie? – Kobieta udała
zdziwioną. – To, co robiliście całą noc? Graliście w scrabble?
Bane jęknął. Catarina
była wspaniałą przyjaciółką, jednak tak jak wszyscy, miała kilka wad. Jedną z
nich było wściubianie nosa w sprawy innych (głównie jego) a drugą przekonanie o
własnej nieomylności i niesłuchanie, kiedy inni próbowali jej coś wytłumaczyć.
- Spaliśmy.
- Wiedziałam! – krzyknęła
podskakując i klaszcząc w dłonie. Magnus się skrzywił. I to była dorosła
kobieta, której tysiące ludzi zawierzyło własne zdrowie i życie? A to jego
nazywano dziecinnym…
- Spaliśmy – powtórzył. –
No wiesz, zamknięte oczy, odpoczynek, metr od siebie…
Uśmiech spełzł z twarzy Catariny.
- Ale, jak to?
- Nie chcę o tym mówić –
burknął i zajął się śniadaniem. Akurat z takich dobrodziejstw należy korzystać,
niezależnie od humoru.
Catarina nie mogła
uwierzyć w to, co widzi. Jeden z jej najlepszych przyjaciół, ubrany w
połyskujący brokatem, (co akurat było najmniej dziwne) garnitur zajmował się
właśnie wyciąganiem pluszowego królika, z równie brokatowego cylindra. Już to
wystarczyło, by Cat, raz po raz, szczypała się w ramię, sprawdzając czy nadal ma
kontakt z rzeczywistością. Jednak Magnus, jak to Magnus, nie byłby sobą, gdyby
nie odwalił jeszcze czegoś, co sprawiło, że Catarina, przestała wierzyć w otaczający
ją świat. A mianowicie… Magnus się uśmiechał! I to nie krzywo, z ironią,
sztucznie, albo po pijaku. Nie! On
NAPRAWDĘ się uśmiechał. Jak ktoś, kto był autentycznie szczęśliwy. Dawno nie
widziała Magnusa, w takiej odsłonie. I cholernie brakowało jej tego widoku.
Dlatego teraz, pomimo szoku, chłonęła widok całą sobą. A nawet pstryknęła kilka
zdjęć na pamiątkę.
W końcu Alecowi jakoś
udało się zagonić dzieciaki na salę treningową, a bardzo zadowolony z siebie
Magnus podszedł do Cat.
- Jak ci się podobają? – spytał
pokazując jej dłoń, na której, poza typowymi ozdobami, pyszniły się trzy
plastykowe pierścionki, ewidentnie wyciągnięte z jakiegoś zestawu biżuterii dla
małych dziewczynek.
Catarina parsknęła
śmiechem.
- Ale wiesz, że bigamia
jest nielegalna? – Pokręciła głową przypominając sobie trzy dziewczynki, które
przekrzykując siebie nawzajem, składały Magnusowi małżeńskie propozycje.
- Spokojnie. Moje przyszłe
żony stwierdziły łaskawie, że wcale nie musimy mieszkać w Nowym Jorku. Razem
wyjedziemy gdzieś, gdzie nasza miłość nie będzie problemem – zacytował słowa
najodważniejszej z dziewczynek.
Cat ponownie się roześmiała.
- Dawno nie widziałam cię
tak szczęśliwego.
- Bo dawno nie byłem –
odpowiedział z uśmiechem, który jednak zaraz zgasł. Bo uświadomił sobie, że to
szczęście niedługo dobiegnie końca. Że dostał od życia tylko kilka kradzionych
chwil. Nie! Nie będzie teraz o tym myślał. Obiecał sobie, że będzie cieszył się
tym, co ma. Co prawda zrobił to dopiero jakieś pół godziny temu, otoczony przez
dzieciaki, ale i tak się liczy. Może nawet bardziej niż wtedy gdyby przemyślał
całą sprawę.
Będzie cieszył się chwilą
i kolekcjonował szczęśliwe momenty. Bo kto mu zagwarantuje, że istnieje, dla
niego, jakieś „później”? Jakieś „po”, po Alexandrze? Przecież ten szaleniec,
będący punktem zapalnym całego cyrku, naprawdę mógł go zabić! Albo, w drodze do
pracy, pierdolnie go ciężarówka. Po co martwić się na zapas? Znów się
uśmiechnął. Musiał wyglądać, jak szaleniec, co chwila zmieniając wyraz twarzy.
Na szczęście Catarina znała go na tyle, by nie musiał się martwić jej opinią.
- Chodź! Musisz zobaczyć
Aleca z łukiem! Jest fenomenalny! Alec, nie łuk, znaczy się.
Catarina pokiwała głową i
wyjęła telefon, który już zdążyła schować. Znała Magnusa i potrafiła odczytywać
jego intencje nawet, jeśli nie wypowiedział ich wprost.
- Dostanę później kopie?
– Wiedział, że był kryty. Przecież, on nie kazał Cat robić za paparazzi!
- Tylko, jeśli będziesz
grzeczny.
- Kto mu pozwolił wybrać
film? – jęknęła Catarina wpatrując się w telewizor, gdzie leciała Duma i Uprzedzenie.
- Podał całkiem sensowne
argumenty – powiedział Alec, który bardziej zastanawiał się nad tym, jak
skończył na kanapie, pomiędzy opierającą się bezwstydnie o jego ramię Cat, a
Magnusem. Który, co prawda, też się opierał, ale nieco dyskretniej. No i on
miał powód. Na kanapie nie mogło zabraknąć miejsca dla, wylizującego sobie
futerko, Prezesa Miau. W dodatku myśli Aleca uparcie wracały do woni drzewa sandałowego
(perfumy Cat poległy w tej walce o dominację, chyba że kobieta w ogóle żadnych
nie używała) i napierającego z dwóch stron ciepła. Sam film nie był zbytnio
fascynujący. Chociaż pan Darcy prezentował się nawet interesująco. Odkąd zaczął
spędzać czas z Magnusem odkrył, że coraz łatwiej przychodził mu zachwyt nad
męską urodą. Już nie tłumił tej części siebie, która chciała zwyczajnie
popatrzeć na ładnego mężczyznę. Co prawda żaden jeszcze nie przebił w tej kwestii
Magnusa, ale kilku przystojnych się trafiło. Jak na przykład Underhill. Tak, w
końcu się do tego przyznał. Jego współpracownik mu się podobał a, o ile Alec
mógł ufać swoim nowo nabytym zdolnościom, to chyba nawet go podrywał.
- Nie przypominam sobie –
prychnęła Cat biorąc łyk piwa.
- To jego mieszkanie,
jego telewizor i tylko on wiedział, gdzie był pilot. – Aż jęknął, na
wspomnienie Magnusa wyciągającego wspomniany przedmiot z jednej z kuchennych
szafek. Jak w jakimś durnym dowcipie.
- Zamknijcie się! –
krzyknął Magnus pauzując film. – Naprawdę jesteście najgorszym możliwym
towarzystwem do oglądania historii o prawdziwej miłości!
- Polecam się na
przyszłość. – Cat wyszczerzyła do niego zęby. – Czy to znaczy, że możemy przełączyć
na coś, co ma w sobie mniej gadania a więcej wybuchów?
Alec parsknął widząc minę
Magnusa. Mężczyzna wyglądał, jakby ktoś mu właśnie obraził Prezesa Miau. Albo
skrytykował nową fryzurę.
- Nie ma mowy! Mój dom i
moje zasady!
- Ale moje piwo! – Wstała
i ruszyła do kuchni. – Chce ktoś?
Obaj pokręcili głowami.
Alec, korzystając z odrobiny wolnego miejsca, poruszył się nieznacznie, by ulżyć
pośladkom. Nawet najmiększy puch może, w końcu, wywołać pewien dyskomfort,
zwłaszcza w tak wrażliwym miejscu.
Magnus się tego nie spodziewał
i po gwałtownym ruchu Alexandra wylądował, z głową na jego ramieniu. Obaj zamarli,
w oczekiwaniu na reakcję tego drugiego. Jednak ani Alec nie wykonał żadnego
gestu, aby odsunąć Magnusa, ani też Bane nie wydawał się chętny, do zmiany
pozycji.
A kiedy wróciła Cat i
zajęła swoje miejsca na kanapie, wszelki ruch był już niemożliwy. Przynajmniej
obaj tak sobie wmawiali.
- Dobranoc.
- Dobranoc.
Film już dawno się skończył,
Catarina zniknęła u siebie (znaczy w sypialni dla gości) a oni zostali sami.
Pierwszy raz, od fatalnego poranka, na dłużej niż kwadrans. I obaj nie wiedzieli,
co z tym fantem zrobić. Co powiedzieć. A coś trzeba było, bo niezręczność między
nimi rosła z minuty na minutę. Zwykle, takie sytuacje, Magnus rozładowywał
żartem, lecz tym razem, pierwszy raz w życiu, wydało mu się to niestosowne.
Dlatego milczał. To Alec okazał się być tym, który wziął na siebie oczyszczenie
atmosfery.
- Przepraszam – bąknął. –
Za rano. Nie powinienem był tak reagować.
- Cóż. – Magnus wzruszył
ramionami. – Mam dowód na to, że nieczęsto budzisz się w łóżku obcego
faceta. – Jednak to trzymanie gęby na kłódkę
było dobrym pomysłem. Co mu strzeliło do głowy żeby wypowiedzieć akurat takie
zdanie?! Ale, o dziwo, Alec się uśmiechnął.
- Tak właściwie, to był
pierwszy raz. Ale wiesz… - Zaczął skubać mankiet swetra. – Gdybyś znowu miał koszmar…
- Nie patrzył na Magnusa, uciekał wzrokiem gdzieś w bok. – To… Możesz przyjść.
Jeśli chcesz oczywiście. Bo możesz nie chcieć… Ja…
- Dziękuję – uśmiechnął
się Magnus. Już kiedyś odbyli podobną rozmowę i tym razem także był
wzruszony. – Na pewno, w razie potrzeby,
skorzystam.
Kiedy tej nocy obudził
się z krzykiem w gardle, pierwszą jego świadomą myślą było pobiegnięcie do
Aleca. Zaraz jednak ją odgonił. Sam nie wiedział dlaczego, ale czuł się
skrępowany myślą, że miałby prosić o pomoc dwa dni z rzędu. Zamiast tego przeniósł
się na drugą stronę łóżka. Tę, którą zajmował Alec. Westchnął z błogością
czując nikły zapach mężczyzny. Nawet się nie zorientował, kiedy zmorzył go sen.
Tym razem przetrwał do rana, bez żadnych koszmarów.
- Nie wypiję tego – oświadczył
Ragnor, z całą stanowczością osoby na kacu. – To śmierdzi alkoholem!
- Ty też a jakoś cie
tolerujemy. – Magnus był rozdarty. Z jednej strony podzielał niechęć
przyjaciela do alecowego specyfiku, wciąż czuł ten paskudny posmak na języku. Z
drugiej, Alexander chciał dobrze a ośli upór Ragnora brał się z jego niechęci,
do ochroniarza. Fell nie znosił mężczyzny, tylko dlatego, że Magnus się w nim
zakochał. Kurwa! Jak w jakiejś parszywej komedii romantycznej. Nie pierwszy raz
pomyślał, że jego życie to jakiś ponury żart. Westchnął ciężko i spojrzał na
kubek. Czuł się w obowiązku wypić znajdującą się w nim miksturę chociażby po
to, by pokazać Alecowi swoje wsparcie. No i faktycznie nieźle radziła sobie z
kacem a ten teraz właśnie, rozsadzał mu czaszkę. Tylko jak, z własnej
nieprzymuszonej woli, można się zgadzać na takie tortury?
- Fuj! – mruknęła
Catarina odstawiając kubek. Magnus otworzył szeroko oczy. A jednak, jak widać,
można. Tyle tylko, że Cat nie była w tej kwestii normalna. Pomimo racjonalnego
patrzenia na świat i medycznego wykształcenia, zawsze z niezdrową wręcz
fascynacją, podchodziła do alternatywnych form leczenia, wszelkich możliwych
chorób. Od grypy zaczynając, na kacu kończąc.
- Obrzydliwe. – Tym razem
jej recenzja była nieco bardziej rozbudowana a sama Catarina, z miną wyrażającą
ulgę w cierpieniu, sięgnęła po podaną jej przez Aleca kawę. – Ale skuteczne. – Pokazała
Ragnorowi język.
Mężczyzna skrzyżował ręce
na piersi i spróbował zrobić groźną minę, ale ból głowy dał o sobie znać i
skończyło się na skrzywieniu.
- Uparty osioł –
stwierdził Magnus i poleciwszy swoją duszę samemu Piekłu (Niebo raczej nie
chciałoby mieć z nim nic wspólnego), wypił własną porcje. Naprawdę starał się
nie pokazać, jak bardzo mu nie smakowało. Niestety, sądząc po śmiechu Catariny,
nie udało mu się. Kiedy już powstrzymał odruch wymiotny, odetchnął z ulgą i posłał
proszące spojrzenie, w stronę Aleca. Niemal od razu pojawiła się przed nim
kawa.
- Jesteś Aniołem!
Mężczyzna zachichotał.
- Już to kiedyś
słyszałem…
Przerwało mu głośne
warknięcie, ze strony Ragnora. Cat spojrzała na przyjaciela z naganą.
- A ty, co? Pierwotne
instynkty się obudziły czy zwyczajnie tracisz rozum?
Mężczyzna nie odpowiedział.
Zamiast tego wbił pełne nienawiści spojrzenie w Aleca. Ten nieznacznie się
zarumienił, ale zaraz odzyskał zimną krew. Zabrał, sprzed Ragnora, kubek z
winem a zamiast niego położył dwie tabletki aspiryny i szklankę zimnej wody. Na
jej powierzchni, wciąż pływały kostki lodu.
- Obsługa pierwsza klasa
– zaśmiała się Catarina. – Mogę dolewkę kawy?
Alec uśmiechnął się do
niej i sięgnął po dzbanek. Serce Magnusa zamarło. Alexander mógł się tak uśmiechać
tylko do niego! I nikogo więcej! Żartowanie też było surowo zabronione! A tymczasem,
zarówno Cat jak i Alec, wydawali się być w, jak najlepszej komitywie. Magnus
spojrzał na Ragnora, jednak przyjaciel ewidentnie zajęty był mordowaniem
wzrokiem tabletek przed sobą. Zupełnie, jakby zamiast aspiryny wypełniała je
strychnina, niecnie podmieniona przez Alexandra. Bane poczuł, że ma ochotę uderzyć
przyjaciela. Nie dość, że wczoraj, bez przerwy dogryzał Alecowi psując nastrój,
za co został zbluzgany przez Cat i to wielokrotnie, to jeszcze teraz zachowywał
się jak dupek. I to pomimo faktu, iż Alec zajmował się nimi niczym troskliwy
starszy brat. A przecież mógł ich zostawić na łaskę kaca, żeby odpokutowali
własną głupotę i nieumiejętność picia z umiarem.
- Nie ugryzą cię –
mruknął.
- Ale mogą stanąć w
gardle – odciął się Fell. – Po twoim kochasiu mogę się spodziewać wszystkiego.
Magnus gwałtownie odwrócił
się w stronę Aleca. Na szczęście mężczyzna był zbyt zaaferowany rozmową z Cat,
żeby skupiać się na nich, dzięki czemu niczego nie usłyszał.
- To nie jest mój kochaś!
– warknął cicho. – I przestań się go czepiać.
- Przestanę, kiedy ty
przestaniesz gapić się na niego cielęcym wzrokiem!
- Serio? Bardzo to
dojrzałe z twojej strony. A podobno to ja jestem dziecinny!
- Widocznie za dużo
przebywam w twoim towarzystwie i mi się udziela.
Magnus uznał, że jest
ponad takie pyskówki. Podniósł pusty już kubek i podszedł do Aleca prosić o
dolewkę.
W sumie to mógłbym się do
tego przyzwyczaić, pomyślał. A zaraz potem uderzył łokciem o kant stołu. Niby
przypadkiem, ale ból pozwolił mu wrócić do rzeczywistości.
Kiedy Catarina
przykładała do obolałego miejsca lód, jego spojrzenie skrzyżowało się ze
wściekłym wzrokiem Ragnora. A chrzanić to. Pokazał mu język.
- Rusz się Lightwood!
Zasłaniasz światło!
Alec posłusznie zrobił
dwa kroki w bok, czym tylko rozwścieczył Ragnora.
- Ty jesteś głupi czy
durny?! Przecież mówiłem, że zasłaniasz światło!
Kompletnie
zdezorientowany mężczyzna posłał proszące spojrzenie, w stronę oświetleniowca.
Ten, uśmiechając się półgębkiem, wskazał dyskretnie miejsce, w którym Alexander
powinien stanąć, żeby nie denerwować bardziej Ragnora.
Od kilku dni, znaczy od
pamiętnej imprezy u Magnusa, na której mężczyzna najpierw zaliczył zgon, a
później targany kacem zarzucił mu, że Alec chce go otruć, Fell wykorzystywał
każdą okazję żeby się na ochroniarza wydrzeć. Magnus, kilka razy, próbował
interweniować. Skończyło się na tym, że ilość dubli scen, w których grał Bane
znacząco wzrosła. Trzeciego dnia Fell dostał opierdol, od samego Raphaela, za
opóźnienia w produkcji i zaprzestał swoich szczenięcych złośliwości, ale tylko
i wyłącznie w stosunku do Magnusa. Alec nadal traktowany był niczym najgorsze
zło. Mucha, którą co prawda nie da się pacnąć łapką, ale można przeganiać z
kąta w kąt, w nadziei, że zwierzakowi wreszcie się znudzi i zniknie z pola
widzenia na dobre.
- Coś ty mu zrobił? – spytał
Jace korzystając z chwili, gdy Camille zajęta była… No cóż… Magnusem. Pomysł z
kapryśnym Czarownikiem tak bardzo spodobał się odbiorcom, że postanowiono zrobić
z tego serię. Tym razem Camille wcieliła się w rolę kilkusetletniej wampirzycy
– dziewczyny Czarownika. Główną parę miały łączyć naprawdę skomplikowane
relacje. Alec pogubił się w fabule, po przeczytaniu, mniej więcej, jednej
trzeciej scenariusza. Zaś sam Magnus nie odzywał się do nikogo, nawet
Alexandra, przez bite trzy dni. Zamiast tego wysyłał sms-y. Skrzynka odbiorcza
Ragnora i Raphaela pękała w szwach.
- Chyba to samo, co reszcie
ludzkości. – Alec wzruszył ramionami. – Urodziłem się. Odnoszę wrażenie, że dla
większości świata, to wystarczający powód, do tego, by mnie nienawidzić.
Jace znał Aleca nie od
dziś i wiedział, że brat, od czasu do czasu, wpadał w depresyjny nastrój.
Jednak nigdy nie było z nim aż tak źle, jak teraz. Nawet wtedy, gdy rodzice
wysłali go na trzeci, z rzędu, kurs językowy. Albo wyrzucili jego ulubioną
maskotkę. Co akurat było czystym skurwysyństwem.
- Alec…
- KURWA MAĆ!
Przerwał mu donośny krzyk
Bane’a.
- Co jest? – spytał
Aleca, ale ten biegł już w stronę Magnusa, w ogóle nie przejmując się tym, że
zamierza wskoczyć w sam środek chaosu.
Bane krzyczał trzymając
się za członek, z którego obficie płynęła krew a Camille na zmianę to pluła w chusteczkę,
to rzucała inwektywami, wymierzonymi chyba we wszystkie istoty na ziemi.
Oświetleniowiec zamarł a
na jego twarzy malował się tak wielki ból, jakby to on został ranny a nie
Magnus. Męska solidarność. Reszta ekipy technicznej biegała bez ładu i składu,
przekonana, że w takiej sytuacji coś trzeba robić, jednak żadne z nich nie wiedziało,
do końca, co. Panika, więc wydawała się całkiem sensowną opcją.
Tylko Ragnor nie stracił
głowy. Całkowicie ignorując rzeczywistość klęczał przy Magnusie i starał się ocenić
rozmiar szkód. Nie było to łatwe, przez ciągle płynącą krew oraz spazmy, jakie
targały ciałem aktora. Jace poczuł, że mu słabo. Chyba, na dobre, odrzuciło go od
miłości francuskiej.
- Ty! – Fell wskazał na
Aleca, któremu nareszcie udało się przecisnąć przez spanikowany tłum. – Zabierz
go do szpitala. – Rzucił mu kluczyki. – Zielone BMW. – Wiedział, że podjęte
środki były nieco na wyrost, ale po pierwsze nie chciał ryzykować. A po drugie
wiedział, że Magnusowi przyda się coś na uspokojenie. Znał swojego przyjaciela
i wiedział, jak wielkim panikarzem był.
Alec, bez słowa pokiwał głową
i sięgnął po leżący nieopodal szlafrok. Zaczął otulać nim Magnusa, który co
prawda przestał już krzyczeć, ale i tak nie mieli, co liczyć na normalną
konwersację z jego strony. Dopadł go szok i Jace wcale mu się nie dziwił. Gdyby
jemu ktoś próbował odgryźć przyjaciela… Na samą myśl zadrżał.
- Potrzebujesz pomocy? –
spytał brata, orientując się nagle, że jakimś cudem sam znalazł się w środku
tego cyrku. A jeszcze chwilę temu obserwował wszystko z bezpiecznej odległości.
- Nie, dzięki. – Alec
posłał mu pełen wdzięczności uśmiech i wziąwszy Bane’a na ręce, skierował się w
stronę wyjścia z budynku. Jace uważał, że to lekka przesada, ale postanowił zachować
ten komentarz dla siebie. Zamiast tego, choć bardzo nie chciał, zainteresował
się Camille. Przecież za to mu płacili.
- W porządku?
Kobieta posłała mu
spojrzenie godne prawdziwej wampirzycy, w stanie czystej furii. Aż cofnął się o krok.
- A jak, kurwa, myślisz?!
Połknęłam krew tego debila! – Znów zaczęła pluć w chusteczkę. Ponadto
wyglądała, jakby zaraz miała zwymiotować. Jace liczył, że jeśli faktycznie do
tego dojdzie, to Belcourt przynajmniej zdąży do toalety. Jeśli zrobi to tu i
teraz, to nie mógł odpowiadać za własny żołądek.
- Już nie przesadzaj. –
Do rozmowy włączył sie Ragnor. – Wymienialiście się gorszymi płynami
ustrojowymi.
Teraz Jace’owi zrobiło
się naprawdę niedobrze. Camille zresztą też. Pognali do łazienki, pierwszy raz
zachowując pełną zgodność.
- W porządku? – spytał
Alec Magnusa, gdy przemierzali parking w poszukiwaniu zielonego BMW. Ragnor mógł,
przynajmniej orientacyjnie, powiedzieć gdzie zaparkował. Chciał, jak
najszybciej znaleźć się w samochodzie i oddać Magnusa w ręce profesjonalistów.
Wiedział, że Bane nieco przesadził z reakcją, ale jakoś nie mógł mieć mu tego
za złe.
- Nie wiem, kto wymyślił
te przeklęte kły, ale zasługuje na specjalne miejsce w Piekle! – Wtulił się w
klatkę piersiową Aleca. Jego dotyk nieco tłumił ból, który obejmował już wszystkie
dolne partie ciała. A przynajmniej tak zamierzał mówić każdemu zainteresowanemu.
Wcale nie był panikarzem! Naprawdę został ciężko ranny! Ragnor i Raphael mu za
to zapłacą!
Alec nie odpowiedział z
dwóch powodów. Po pierwsze nie wiedział, co miałby powiedzieć. Po drugie,
wtulony w niego Magnus odbierał mu zdolność racjonalnego myślenia. Dlatego
bardzo się ucieszył, kiedy znaleźli wreszcie auto Ragnora. Samochód faktycznie
był zielony i to nawet baaardzo. Aż raziło po oczach. Alec nigdy nie
podejrzewałby statecznego scenarzystę o taką ekstrawagancję.
Ostrożnie, posadził
krzywiącego się z bólu Magnusa, na tylnym siedzeniu a sam zajął miejsce za
kierownicą.
- Pasuje ci ten wóz –
mruknął Bane. – Dostaniesz taki na urodziny – zadecydował po krótkim namyśle.
- Pod warunkiem, że będzie
w skali jeden do dwudziestu – zastrzegł Alec i przekręcił kluczyk w stacyjce.
Alec nie znosił szpitali.
Zawsze przypominały mu o najgorszych chwilach w życiu. Złamanej nodze Izzy,
wypadku rowerowym Jace’a, śmierci Maxa… Wszystkim tym, o czym chciało się
zapomnieć. Teraz, dodatkowo, szpital będzie mu się kojarzył z Magnusem. Może i
powód, dla którego tu przyjechali był dość błahy, to ból i przerażenie na
twarzy Bane’a, już nie. Mężczyzna naprawdę cierpiał a Alexander nie mógł zrobić
nic żeby mu ulżyć.
Teraz siedział pod
gabinetem zabiegowym i starał się nie myśleć o tym, co działo się w środku.
Było to trudne zważywszy na fakt, że Magnus zniknął w nim ponad czterdzieści
minut temu.
Zastanawiał się właśnie
czy nie zapukać, gdy drzwi do gabinetu się otworzyły i przeszedł przez nie
Magnus, z dziwnym uśmiechem na twarzy. Gdyby Alec miałby być szczery
powiedziałby, że Bane wyglądał na obłąkanego.
- I co? – zapytał
podnosząc się z niewygodnego krzesła.
- A to kochanie… - Magnus
podszedł do niego zataczając się niczym pijany. – Zero seksu przez dwa
tygodnie. – Pomachał mu przed nosem kartką, w której Alec rozpoznał zwolnienie
lekarskie. Lightwood myślał, że zaraz zapadnie się pod ziemię ze wstydu. Tym
bardziej, że kilka osób w poczekalni, słysząc krzyk Magnusa, odwróciło się w
ich stronę. Niektórzy wiedzeni czystą ciekawością, inni – świętym oburzeniem.
Policzki Aleca piekły niemiłosiernie. Wiedział, że w tej sytuacji rumieniec
działał na jego niekorzyść, ale nie potrafił nad nim zapanować. Zwłaszcza po
tym, jak Magnus nieomal usiadł mu na kolanach, nie zważając na fakt, iż stał. Wywinąłby
przy tej próbie spektakularnego orła, gdyby Alexander w porę go nie złapał.
Mężczyzna wykorzystał ten chwyt żeby złapać swojego ochroniarza w pasie i wtulić
się w niego, niczym zakochany szczeniak. Tylko szok i silne poczucie obowiązku utrzymywało
Aleca w miejscu. Gdyby nie one zwiałby gdzie pieprz rośnie. Albo i dalej.
Zaaferowany wygłupami
Magnusa nie zauważył lekarza, który wyszedł tuż za nim. Dopiero zniecierpliwione
chrząknięcie zwróciło uwagę Aleca. Nadal podtrzymując chichoczącego Bane’a
spojrzał na mężczyznę. I od razu tego pożałował. Na twarzy lekarza malowała się
dezaprobata, kiepsko skrywana pod maską profesjonalizmu.
- Pan jest jego…
- Ochroniarzem – wszedł
mu w słowo. Miał nadzieję, że zabrzmiał pewnie i profesjonalnie. A nie, jak mała
przestraszona dziewczynka.
Lekarz, z powątpiewaniem
uniósł brwi, ale tego nie skomentował. Chyba nie pozwalała mu na to etyka
zawodowa.
- Rana nie była głęboka.
– Doktor ewidentnie chciał się pozbyć kłopotliwego pacjenta, dlatego nie
przejmując się ochroną danych osobowych, postanowił wprowadzić Alexandra we
wszelkie szczegóły. – Jednak pan Bane bardzo panikował i byliśmy zmuszeni podać
mu coś na uspokojenie.
- Dlatego zachowuje się…
tak? – Alec wskazał Magnusa, który z nieznanych mu przyczyn, wąchał jego szyję.
Lekarz chrząknął.
- W sumie… To tak. –
Gołym okiem było widać, że mężczyzna nie czuł się komfortowo w zaistniałej
sytuacji. W przeciwieństwie do Magnusa.
- Żałuj, że nie widziałeś
jego miny Alexandrze – zachichotał, – kiedy powiedziałem mu, że potrzebuję L4
na niemożność uprawiania seksu! – Dla odmiany zaczął się histerycznie śmiać. –
Ragnor I Raphael najpierw sami padną a potem mnie zabiją! I już, jako zombie
zajmą się Camille!
Alec zastanawiał się, czy
był jakikolwiek sens w tłumaczeniu lekarzowi toku rozumowania Magnusa. Nim
podjął jakąkolwiek decyzję, mężczyzna wcisnął mu do ręki jakąś kartkę.
- Recepta – wyjaśnił. –
Proszę przyjść na kontrolę za trzy dni. – Zniknął w swoim gabinecie najprawdopodobniej
przeklinając lata studiów, które doprowadziły go do tego miejsca. A mógł, po prostu,
zbierać złom.
Alec westchnął. Miał
podobne odczucia. Z tym, że on przeklinał brata. Spojrzał na Magnusa, który co
prawda wciąż się do niego tulił, ale już z mniejszą werwą. Oczy miał szkliste i
kilka razy zdarzyło mu się ziewnąć. Widocznie leki zaczynały wchodzić w kolejną
fazę działania. Musiał szybko zabrać Bane’a do domu, nim ten zacznie przelewać
mu się przez ręce. Schował receptę i w związku z tym, że Magnus nadal miał na
sobie tylko szlafrok, wziął go na ręce i skierował się w stronę parkingu. Teraz
modlił się w duchu, żeby podczas szaleńczej jazdy udało mu się nie zarysować
samochodu Ragnora.
- Dwa tygodnie bez seksu!
– jęknął nagle Magnus. – Co ja zrobię?!
Alec poczuł na sobie
spojrzenia chyba całego personelu szpitala o pacjentach i gościach nie
wspominając. Nie ma mowy, żeby jeszcze kiedykolwiek tu zawitał! Już woli
zdechnąć pod jakimś mostem! Ciekawe czy są na to specjalne oświadczenia?
- Na początek pójdziesz
spać – oznajmił Magnusowi, który ciągnął go za koszulkę na piersi, oczekując
odpowiedzi.
- Ale seks… - nie dawał za wygraną.
- Nie samym seksem
człowiek żyje. – Czy oni naprawdę prowadzili te rozmowę? W miejscu publicznym?
- Nie każdy jest tobą –
prychnął Bane a Alec o mało nie zakrztusił się własną śliną. – I naprawdę nie
wiesz, co tracisz…
Słowa Magnusa podziałały
na niego niczym dopalacz. W ogóle nie przejmując się dodatkowym ciężarem
dosłownie wybiegł ze szpitala, przeklinając w myślach dzień, w którym rodzice adoptowali
Jace’a. To wszystko jego wina!
- Seks to naprawdę fajna
sprawa – mówił dalej Magnus, lekko przeciągając głoski, jak człowiek, któremu
bliżej do krainy snu, niż rzeczywistości. Alec naprawdę miał nadzieję, że Bane
wkrótce zaśnie, nawet jeśli oznaczało to dodatkowe obciążenie przy wchodzeniu
do mieszkania. Niestety. Temat ulubionego sportu mężczyzny utrzymywał go na
powierzchni świadomości, przynajmniej na tyle, by mógł snuć swoje teorie. Ku rozpaczy Aleca, który nie dość, że musiał
uważać, na kokoszącego się w fotelu pasażera Magnusa, skupiać na drodze żeby
ich nie pozabijać (czystym przypadkiem znaczy się, głupio żeby ochroniarz
spowodował wypadek, w którym zginąłby jego klient), to jeszcze robić wszystko
żeby nie zarysować pożyczonego samochodu. Zwykle był dobrym kierowcą. Od
uzyskania prawa jazdy do dnia dzisiejszego, miał tylko dwie stłuczki i to obie,
nie ze swojej winy. Jednak zawsze, gdy musiał używać rzeczy, które nie należały
do niego, czuł pewien dyskomfort i strach. Do tego wszystkiego dochodziła
jeszcze natura perfekcjonisty. Cholera! On nawet, w szkole, oddawał długopisy w
stanie nienaruszonym, a co dopiero samochód!
- Pod warunkiem, że druga
osoba wie, co robić! Mój pierwszy facet nie wiedział. – Skrzywił się do
wspomnień. – Ale ja wiem! – zaznaczył od razu. – I jestem w tym dobry! Cały myk
polega na dobrym rozciąganiu…
- Widziałem – powiedział
Alec i niemal w tej samej chwili sklął się za to w duchu. Po co on go w ogóle
nakręcał?!
Tymczasem Magnus wydawał
się być święcie oburzony.
- To się nie liczy! –
prychnął. – To gra! A ja naprawdę wiem, co robić! Żeby obu stronom było dobrze!
- I przez dwa tygodnie
nie możesz dzielić się tą wiedzą – mruknął Alec stając na czerwonym świetle.
Magnus zasępił się
słysząc tę uwagę. Umilkł i przymknął oczy. Alec miał nadzieję, że Bane wkrótce
przegra walkę z samym sobą i zaśnie. Dzięki temu, on będzie mógł skupić całą swoją
uwagę na drodze. Niestety Wszechświat miał w tej kwestii inne plany.
- Nie do wszystkich
rodzajów gejowskiego seksu, obie strony muszą używać penisa – oznajmił nagle
Magnus tonem, jakby spłynęło na niego objawienie. – Jak chcesz, to przynajmniej
jeden z nich mogę ci pokazać. – Przejechał językiem po wargach.
Tylko łaska samego Anioła
sprawiła, że Alec nie wjechał w samochód przed nimi.
Leje ze śmiechu xD biedny Alec. Jak Magnus wytrzyma dwa tygodnie bez pracy... chociaż wystarczy, że Alec jest przy nnim.Czekam na kolejną część ❤️
OdpowiedzUsuń