UTRACONA NIEWINNOŚĆ
14
Alec przewrócił się na
drugi bok i… o mało nie spadł z kanapy.
- Cholera – zaklął cicho,
żeby nie obudzić pozostałych domowników. Za bardzo przyzwyczaił się do
wielkiego łoża, w sypialni gościnnej. Przeniesienie na kanapę w salonie,
boleśnie mu to uświadomiło. Z tego wszystkiego, zaczął obawiać się powrotu do
własnego mieszkania. Jego prywatne łóżko było niewiele szersze od tej sofy.
Ciekawe czy tam uda mu się zasnąć…
Kogo on chciał oszukać?
Tu wcale nie chodziło o łóżko tylko o… brak Magnusa. Musiał się, do tego
przyznać, sam przed sobą. Tak bardzo przyzwyczaił się do wspólnych wieczorów z
kubkiem herbaty, długich rozmów o niczym i tego, iż do snu otulał go zapach
drzewa sandałowego, że teraz, gdy tego wszystkiego zabrakło, z dnia na dzień,
nie potrafił usnąć. Cały czas czegoś mu brakowało, dzień wydawał się niepełny a
cały następny drażnił tym, że w ogóle śmiał się zacząć.
Aleca przerażał stan, w
jakim się znalazł. Przeczytał wystarczająco wiele książek i obejrzał
dostateczną ilość filmów, by potrafić je nazwać. Zakochanie. Już nie
zauroczenie a zakochanie. Zaledwie krok od miłości. Zakochał się. W mężczyźnie.
Zrobił coś, co przyrzekł sobie, że nie zrobi nigdy. Tylko… To stało się samo.
Bez jego udziału. Po prostu, obserwując Magnusa, odkrywając jego prawdziwe
„ja”, uświadamiając sobie, że wiele z tego, co robił było na pokaz… Poczuł, że
ten mężczyzna jest mu drogi. A potem zaczęło się to cholerne przytulanie na
kanapie. I Alec przepadł.
- Cholera – powtórzył
siadając. I tak nie zaśnie a rzucanie się, z boku na bok, tylko go wkurzy.
Jakby mało mu było zdenerwowania. Sięgnął po telefon, może trochę bezsensownej
rozrywki zmiękczy jego mózg na tyle, że przestanie się zadręczać niepotrzebnymi
myślami i zaśnie, chociaż na chwilę.
- Po diabła ja robiłem tę
herbatę?
Pierwszy raz, wieczór
spędzili wspólnie, po maratonie zwierzeń. I to było jeszcze w miarę naturalne. Potrzebowali
tego, by nie oszaleć. Każdy z nich otworzył swoją duszę na tyle, by
pozostawieni sami sobie, mogli wpaść na naprawdę głupie pomysły. Przynajmniej
Alec był pewny, że by wpadł. Mógł, na przykład, zadzwonić do rodziców i
powiedzieć im kilka słów za dużo. A to nie skończyłoby się dobrze.
Z wdzięczności za
powstrzymanie go przed tą głupotą, następnego wieczoru, gdy parzył herbatę, spytał
Magnusa:
- Chcesz?
Mężczyzna najpierw
spojrzał na niego, jakby go obraził. Dopiero po chwili, i kilkukrotnym
przewróceniu oczami, stwierdził, że w sumie to chętnie. Pięć minut później
(Alec musiał się, w końcu nauczyć, że jeśli proponuje komuś coś do picia, to najpierw
powinien się upewnić czy w czajniku jest wystarczająca ilość wody) siedzieli
już na kanapie, każdy z własnym kubkiem. Tak blisko, że niemal stykali się
ramionami a Aleca otumaniał zapach drzewa sandałowego.
Pozycja nie była ich
świadomym wyborem a konsekwencją przywilejów, jakie posiadał Prezes Miau.
Alexander wiedział, że Magnus gotów był strzelić focha stulecia, gdyby choć
zasugerował przełożenie, rozłożonego niczym królewicz, kocura. Początkowo
milczeli nieco zawstydzeni, jednak po chwili Bane rzucił jakimś zabawnym
komentarzem i rozmowa potoczyła się, jak z górki. Nie poruszali jakiś
konkretnym tematów, w zasadzie rozmawiali o wszystkim i o niczym.
Alec, od lat, nie
doświadczył czegoś takiego. Odkąd zdał sobie sprawę z tego, że jest gejem,
odciął się od rodzeństwa, sprowadzając ich wspólne rozmowy do minimum. Czasem
Izzy próbowała wciągnąć go w dyskusję na jakiś temat, ale on uparcie milczał. W
końcu siostra się poddała, przyjmując do wiadomości, że jeśli ona będzie miała
jakiś problem to zawsze może przyjść do Aleca, jednak nigdy nie wyciągnie, od
niego, jakichkolwiek zwierzeń. Jace zrozumiał to dużo wcześniej. I szybciej
skończył naciskać na brata.
Teraz Alec, na nowo, odkrył
przyjemność płynącą z prostej rozmowy, bez uważania na każde słowo. Bez strachu,
że swoim zachowaniem da komuś jakikolwiek powód do podejrzeń, że coś jest z nim
nie tak. To było… odświeżające.
Następnego dnia to Magnus
zrobił herbatę. I znów zasiedli na kanapie. A, chociaż nie było na niej
Prezesa, znów usiedli blisko siebie. Podobnie, jak następnego dnia. I jeszcze
kolejnego. Aż, w końcu, to stało się ich małą tradycją. I Alec przyzwyczaił się
do tego, że zasypiał otulony głosem Magnusa oraz jego perfumami. A teraz, nagle,
mu to odebrano. Jedną noc jeszcze przeżył, ale drugą? To był koszmar. Starał
się skupić na grze, ale mu nie szło, cały czas jego myśli uciekały do Magnusa.
Czy też nie mógł spać? A może odwrotnie, cieszył się, że Alec już mu nie zajmował
wieczorów? Przecież, gdyby tęsknił za wspólnymi rytuałami, mógłby się przysiąść,
kiedy wracał z pokoju Cat. Wiedział, że Alec nie spał (nie mógł, bo zżerała go,
od środka myśl, że oni tam mogliby… uprawiać seks. Był zazdrosny. Cholernie
zazdrosny). Dopiero, gdy Magnus wyszedł, ubrany tak samo nienagannie, jak przy
wejściu, odetchnął z ulgą. Niestety, tylko na chwilę. Bo jego wredny mózg zaczął
zarzucać go zjadliwymi komentarzami.
Woli
spędzać wieczór z nią niż z tobą.
Nie
jesteś mu do niczego potrzebny.
Robiłeś
za marną namiastkę przyjaciela.
Alec wiedział, że to głównie
myśli jego samego – zakompleksionego faceta, który uważa, że nigdy, dla nikogo
nie będzie wystarczająco dobry. A już szczególnie dla Magnusa Bane’a –
błyszczącego zawsze i wszędzie.
To był kolejny powód,
przez który nie mógł spać. Znów czuł się od kogoś gorszy. Tym razem od Catariny
Loss. Bo Magnus wybrał ją.
Zły na cały świat,
chociaż głównie na siebie, odłożył telefon. To bez sensu. Teraz położy się na wznak
i będzie liczył owce aż nie zaśnie. I nie ruszy się choćby o milimetr. Gdzieś
czytał, że to działa.
W swoim postanowieniu
wytrwał jakieś trzydzieści sekund (przynajmniej tyle owiec naliczył), bo nocną
ciszę przerwało skrzypienie drzwi do sypialni Magnusa. Sam mężczyzna wyszedł z
pokoju i, na palcach, skierował się w stronę tarasu.
- Magnus? – Usiadł na kanapie.
– Coś się stało?
Obudził się z krzykiem w
gardle. Serce biło mu, jak oszalałe a skóra lepiła się od potu. Przez dobrą
minutę rozglądał się po pokoju, chcąc przekonać samego siebie, że to tylko
koszmar a on jest bezpieczny. I chociaż umysł rejestrował wszystko – jedwabną
pościel, zawaloną kosmetykami toaletkę, otwartą garderobę z wylewającymi się z niej
ubraniami – to ciało nadal pozostawało, w sennym koszmarze. Ręce mu się trzęsły
a oddech, za nic, nie chciał się unormować, kiedy przerzucał szufladę w poszukiwaniu
środków uspokajających.
- Kurwa mać! – zaklął
wyjąwszy puste opakowanie. O tym też zapomniał. Zresztą nie miał, co się
dziwić. Od zawsze gardził sobą za to, że potrzebował tych tabletek. Przecież
nie zrobił nic złego! Więc dlaczego cierpiał?! Dlaczego jego mózg nie potrafił
przejść, z tym wszystkim, do porządku dziennego?! Łykanie proszków traktował,
jak osobistą porażkę. Dlatego, kiedy spostrzegł, że obecność Alexandra, a w
szczególności ich wieczorne rozmowy, przeganiają koszmary, wyrzucił z głowy
myśl o tabletkach. Teraz miał za swoje. Bo wystarczyły dwa wieczory, bez
uspokajającego głosu Aleca i koszmar wrócił ze zdwojoną siłą.
Wciąż cały się trzęsąc
wstał z łóżka. Tak się nie uspokoi. Na tarasie powinien mieć jeszcze
zachomikowaną butelkę lewej wódki. Tej mocnej, której za nic nie podałby
gościom, bo bałby się, że jeden z drugim wyląduje na płukaniu żołądka. Jednak,
przy odpowiednim dawkowaniu, alkohol pozwalał odpłynąć. I teraz tego właśnie
potrzebował. Wyłączenia świadomości i podświadomości na raz. Żeby żaden koszmar
już się do niego nie przypałętał.
Zaczął iść w kierunku drzwi.
Jeśli Catarina dowie się o jego zapasach na czarną godzinę, na pewno wypapla wszystko
Ragnorowi i oboje na niego wsiądą. A wtedy nie ma szans, żeby wymigał się, od
wizyty u psychoterapeuty. Tego zaś unikał, jak choroby wenerycznej. Już miał, z
takimi konowałami do czynienia, za kolejny serdecznie podziękuje. Jak na złość drzwi
skrzypnęły, już dawno powinien coś z tym zrobić. Kolejny raz jego lenistwo się
na nim zemściło.
Na palcach ruszył w
stronę tarasu i niemal dostał zawału, kiedy usłyszał głos Alexandra.
- Magnus? Coś się stało?
- Obudziłem cię? –
Odwrócił się do mężczyzny, z poczuciem winy wymalowanym na twarzy.
- Nie. – Alec pokręcił
głową. Wpadające do pokoju światło ulicznych latarni sprawiło, że mógł to zobaczyć
wyraźnie. – Nie mogę spać.
Magnusa dopadło jeszcze
większe poczucie winy.
- Jeśli chodzi o kanapę…
- Nie – przerwał mu Alec
wyplątując się spod kołdry. – To nie o kanapę chodzi, po prostu… - Wzruszył
ramionami. Przecież mu nie powie. – Nie mogę spać – dokończył kulawo. – A ty?
We śnie nawiedziły mnie
zbrodnie z przeszłości, więc teraz idę się upić żeby odgonić je od siebie,
chociaż do jutra. Oczywiście nic takiego nie powiedział Zamiast tego mruknął:
- Też nie mogę spać.
Pomyślałem, że jak pooddycham świeżym powietrzem, to mi się polepszy. – Wskazał
na taras.
- Nie wiem, czy w Nowym
Jorku, w ogóle można mówić o czymś takim, jak świeże powietrze – powiedział
Alec stając obok Magnusa. Na widok znanej sobie piżamy w kotwiczki uśmiechnął
się szeroko. – Ale sam pomysł brzmi nieźle. Mogę iść z tobą?
Magnus pomyślał, że
zdecydowanie bardziej woli towarzystwo Aleca od butelki wódki, dlatego
odwzajemnił uśmiech.
- Będzie mi bardzo miło.
Na dworze, od razu, owionęło
ich świeże (przynajmniej, jak na Nowy Jork), nocne powietrze. Alec wziął
głęboki oddech i zaraz zaczął kaszleć. Magnus docenił żart uśmiechając się
lekko. Stanęli przy barierce i zapatrzyli się na panoramę miasta. Mówi się, że
Vegas nigdy nie zasypia, ale Nowy Jork także, jednak o tym jakoś zapominano.
Nawet teraz, w środku nocy, ulice pełne były ludzi, po drogach jeździły
samochody a w domach paliły się światła. Trzeba także pamiętać o takich, jak
oni, którzy nie spali, pomimo mroku spowijającego mieszkanie.
Myśli Aleca zaczęły bezwiednie
krążyć wokół siostry i brata. Czy śpią? A może Izzy znowu ma koszmary? Albo
randkę? Czy Jace jest w stanie zasnąć mając tyle problemów? Może, w tym
momencie, wierci się na łóżku i tęskni za czasami, gdy w takich sytuacjach
mógł, bez trudu, wyciągnąć Aleca na wspólny trening?
Zamyślony cofnął się
odruchowo, gdy coś dotknęło jego ramienia.
Magnus przyjął gest Aleca
z pokorą. Rozumiał, że ten nie życzy sobie jego bliskości. Spuścił głowę, tylko
po to, by zaraz znów ją unieść, zdziwiony ciepłem, jakie objęło jego ramię. To
Alec zmniejszył dystans między nimi. Na twarzy mężczyzny błąkał się przepraszający
uśmiech. Magnus odpowiedział podobnym gestem. Nie potrzebowali słów by się porozumieć
i to było piękne. Podobnie, jak stanie na tarasie w towarzystwie drugiego
mężczyzny, czucie ciepła jego ciała, wdychanie zapachu skóry i ta dziwna
świadomość, że wszystko jest na swoim miejscu.
Magnus niemal zapomniał,
że przyszedł tu się upić do nieprzytomności, odgonić senny koszmar. To zabawne
jak łatwo, przy Alecu, przeszłość pozostawała przeszłością. Mimo to wiedział,
że kiedy tylko znajdzie się z powrotem w łóżku, koszmar powróci. Tym razem
wspomnienie obecności Aleca go nie odgoni. Oczywiście mężczyzna trzymał go na
dystans, póki był obok. Ale później… Magnus wiedział, że miał dwa wyjścia. Albo
pożegna się z Alekiem i po drodze zgarnie butelkę albo…
Wziął dwa głębokie
oddechy.
- Miałem zły sen – powiedział
zdając sobie sprawę z tego, że zabrzmiał, jak małe dziecko. Modlił się, by Alec
nie wziął go za histeryka. Przecież dorośli, normalni ludzie, nie miewali
koszmarów. Przynajmniej tak twierdziła Camille. Jednak Alec, w przeciwieństwie
do Belcourt, nie spojrzał na niego z niesmakiem, a z troską.
- Chcesz o tym
porozmawiać? – Izzy czasem chciała.
- Nie.
A czasem nie. Czasem
wystarczyło ją po prostu przytulić. I to samo właśnie zrobił z Magnusem.
Obrócił mężczyznę ku sobie a potem zamknął w uścisku. Początkowo Bane stał, jak
sparaliżowany, by po chwili wtulić się w ciało Aleca obejmując mężczyznę w
pasie. Głowę położył mu na ramieniu w taki sposób, że czarne włosy delikatnie
łaskotały go w policzek. Teraz dokładnie czuł zapach szamponu. Swojego
własnego. Nie mógł się nie uśmiechnąć, drzewo sandałowe pasowało do Alexandra.
W tej chwili, w tych
ramionach czuł się bezpiecznie. Zdawał sobie jednak sprawę, że nie uratują go
one na zawsze. Koszmar wróci. Jeśli raz wychylił łeb z odmętów podświadomości,
trudno będzie, ponownie go tam zagnać. Na razie jednak, nie zamierzał o tym
myśleć, nie kiedy Alec był tak blisko.
Przytulanie Alexandra
wydawało się być najlepszą rzeczą na świecie. No może poza całowaniem Alexandra.
Ale był dorosły wiedział, że wszystko, co dobre kiedyś się kończy. Nie mógł
przecież zmusić mężczyzny, by ten towarzyszył mu przez całą noc.
- Już mi lepiej. –
Spróbował się uśmiechnąć. Dobrze, że jego twarz nadal była wtulona w alecową
szyję, bo grymas, jaki się na niej pojawił mógłby służyć do straszenia dzieci.
– Chciał się wyswobodzić, ale Alec mu na to nie pozwolił.
- Zostać z tobą aż
zaśniesz?
Uwielbiał przytulać
Magnusa. Chyba nawet bardziej niż go całować. Zaraz! Co on pierdoli?! Całowanie
było o niebo lepsze! Dlatego na nie, nie mógł sobie pozwolić. Na przytulanie w
sumie też nie, ale to było to, czego Magnus aktualnie potrzebował. A Alec był
przyzwyczajony do tego, że inni byli ważniejsi niż on. Poza tym tu chodziło o
MAGNUSA. ON był ważniejszy.
Tuląc Bane’a czuł, jak
bardzo ciało mężczyzny było napięte i zrozumiał, że to nie zwykły zły sen, a
prawdziwy koszmar wygonił mężczyznę z łóżka. Potwierdzenie uzyskał, gdy nawet
po dłuższym tuleniu, napięcie nie zniknęło całkowicie. Dlatego, kiedy Magnus
spróbował się od niego odsunąć, nie pozwolił mu na to. Wiedział, co teraz
czekałoby mężczyznę. Powrót do łóżka i bezsenna noc, albo powrót koszmaru. Znał
ten schemat aż za dobrze. Izzy też tak miała. Zazwyczaj, gdy zbliżała się
rocznica śmierci Maxa. Dzięki temu wiedział, co robić. Tylko, czy Magnus mu na
to pozwoli?
- Zostać z tobą aż
zaśniesz?
Nie miał prawa zadawać
tego pytania. Z drugiej strony nie mógł go nie zadać.
Poczuł, jak Magnus
mocniej, do niego przywiera.
- Mógłbyś? – W jego
głosie słychać było niedowierzanie.
- Oczywiście. –
Uśmiechnął się, miał nadzieję, pokrzepiająco.
Najciszej, jak tylko się dało,
przeszli do sypialni Magnusa. Mężczyzna czuł się niezręcznie, rzadko kogoś
wpuszczał do swojego królestwa a już zwłaszcza, gdy nie chodziło o seks. To, co
mieli robić z Alekiem, było bardziej… intymne.
Licząc, że mrok nocy ukryje
jego czerwone policzki, wślizgnął się do łóżka i okrył kołdrą. Alec zajął
miejsce obok, ale się nie położył, a jedynie usiadł, plecami oparty o
wezgłowie. Znalazłszy najwygodniejszą pozycję, wyciągnął rękę i chwycił dłoń
Magnusa. Mężczyznę momentalnie ogarnął spokój i pewność, że zły sen nie wróci.
Po raz pierwszy, odkąd był naprawdę małym dzieckiem, takim z mamą i tatą,
zasypiał z uśmiechem na ustach, bez strachu o to, co przyniesie jutro. Za to
ukołysany cichym biciem serca.
O mamo moje serce trzepocze jak widzę tą relacje.
OdpowiedzUsuń