poniedziałek, 10 maja 2021

Utracona niewinność 14

 

 

UTRACONA NIEWINNOŚĆ 
 
14


Alec przewrócił się na drugi bok i… o mało nie spadł z kanapy.
- Cholera – zaklął cicho, żeby nie obudzić pozostałych domowników. Za bardzo przyzwyczaił się do wielkiego łoża, w sypialni gościnnej. Przeniesienie na kanapę w salonie, boleśnie mu to uświadomiło. Z tego wszystkiego, zaczął obawiać się powrotu do własnego mieszkania. Jego prywatne łóżko było niewiele szersze od tej sofy. Ciekawe czy tam uda mu się zasnąć…
Kogo on chciał oszukać? Tu wcale nie chodziło o łóżko tylko o… brak Magnusa. Musiał się, do tego przyznać, sam przed sobą. Tak bardzo przyzwyczaił się do wspólnych wieczorów z kubkiem herbaty, długich rozmów o niczym i tego, iż do snu otulał go zapach drzewa sandałowego, że teraz, gdy tego wszystkiego zabrakło, z dnia na dzień, nie potrafił usnąć. Cały czas czegoś mu brakowało, dzień wydawał się niepełny a cały następny drażnił tym, że w ogóle śmiał się zacząć.
Aleca przerażał stan, w jakim się znalazł. Przeczytał wystarczająco wiele książek i obejrzał dostateczną ilość filmów, by potrafić je nazwać. Zakochanie. Już nie zauroczenie a zakochanie. Zaledwie krok od miłości. Zakochał się. W mężczyźnie. Zrobił coś, co przyrzekł sobie, że nie zrobi nigdy. Tylko… To stało się samo. Bez jego udziału. Po prostu, obserwując Magnusa, odkrywając jego prawdziwe „ja”, uświadamiając sobie, że wiele z tego, co robił było na pokaz… Poczuł, że ten mężczyzna jest mu drogi. A potem zaczęło się to cholerne przytulanie na kanapie. I Alec przepadł.
- Cholera – powtórzył siadając. I tak nie zaśnie a rzucanie się, z boku na bok, tylko go wkurzy. Jakby mało mu było zdenerwowania. Sięgnął po telefon, może trochę bezsensownej rozrywki zmiękczy jego mózg na tyle, że przestanie się zadręczać niepotrzebnymi myślami i zaśnie, chociaż na chwilę.
- Po diabła ja robiłem tę herbatę?
 
Pierwszy raz, wieczór spędzili wspólnie, po maratonie zwierzeń. I to było jeszcze w miarę naturalne. Potrzebowali tego, by nie oszaleć. Każdy z nich otworzył swoją duszę na tyle, by pozostawieni sami sobie, mogli wpaść na naprawdę głupie pomysły. Przynajmniej Alec był pewny, że by wpadł. Mógł, na przykład, zadzwonić do rodziców i powiedzieć im kilka słów za dużo. A to nie skończyłoby się dobrze.
Z wdzięczności za powstrzymanie go przed tą głupotą, następnego wieczoru, gdy parzył herbatę, spytał Magnusa:
- Chcesz?
Mężczyzna najpierw spojrzał na niego, jakby go obraził. Dopiero po chwili, i kilkukrotnym przewróceniu oczami, stwierdził, że w sumie to chętnie. Pięć minut później (Alec musiał się, w końcu nauczyć, że jeśli proponuje komuś coś do picia, to najpierw powinien się upewnić czy w czajniku jest wystarczająca ilość wody) siedzieli już na kanapie, każdy z własnym kubkiem. Tak blisko, że niemal stykali się ramionami a Aleca otumaniał zapach drzewa sandałowego.
Pozycja nie była ich świadomym wyborem a konsekwencją przywilejów, jakie posiadał Prezes Miau. Alexander wiedział, że Magnus gotów był strzelić focha stulecia, gdyby choć zasugerował przełożenie, rozłożonego niczym królewicz, kocura. Początkowo milczeli nieco zawstydzeni, jednak po chwili Bane rzucił jakimś zabawnym komentarzem i rozmowa potoczyła się, jak z górki. Nie poruszali jakiś konkretnym tematów, w zasadzie rozmawiali o wszystkim i o niczym.
Alec, od lat, nie doświadczył czegoś takiego. Odkąd zdał sobie sprawę z tego, że jest gejem, odciął się od rodzeństwa, sprowadzając ich wspólne rozmowy do minimum. Czasem Izzy próbowała wciągnąć go w dyskusję na jakiś temat, ale on uparcie milczał. W końcu siostra się poddała, przyjmując do wiadomości, że jeśli ona będzie miała jakiś problem to zawsze może przyjść do Aleca, jednak nigdy nie wyciągnie, od niego, jakichkolwiek zwierzeń. Jace zrozumiał to dużo wcześniej. I szybciej skończył naciskać na brata.
Teraz Alec, na nowo, odkrył przyjemność płynącą z prostej rozmowy, bez uważania na każde słowo. Bez strachu, że swoim zachowaniem da komuś jakikolwiek powód do podejrzeń, że coś jest z nim nie tak. To było… odświeżające.
Następnego dnia to Magnus zrobił herbatę. I znów zasiedli na kanapie. A, chociaż nie było na niej Prezesa, znów usiedli blisko siebie. Podobnie, jak następnego dnia. I jeszcze kolejnego. Aż, w końcu, to stało się ich małą tradycją. I Alec przyzwyczaił się do tego, że zasypiał otulony głosem Magnusa oraz jego perfumami. A teraz, nagle, mu to odebrano. Jedną noc jeszcze przeżył, ale drugą? To był koszmar. Starał się skupić na grze, ale mu nie szło, cały czas jego myśli uciekały do Magnusa. Czy też nie mógł spać? A może odwrotnie, cieszył się, że Alec już mu nie zajmował wieczorów? Przecież, gdyby tęsknił za wspólnymi rytuałami, mógłby się przysiąść, kiedy wracał z pokoju Cat. Wiedział, że Alec nie spał (nie mógł, bo zżerała go, od środka myśl, że oni tam mogliby… uprawiać seks. Był zazdrosny. Cholernie zazdrosny). Dopiero, gdy Magnus wyszedł, ubrany tak samo nienagannie, jak przy wejściu, odetchnął z ulgą. Niestety, tylko na chwilę. Bo jego wredny mózg zaczął zarzucać go zjadliwymi komentarzami.
Woli spędzać wieczór z nią niż z tobą.
Nie jesteś mu do niczego potrzebny.
Robiłeś za marną namiastkę przyjaciela.
Alec wiedział, że to głównie myśli jego samego – zakompleksionego faceta, który uważa, że nigdy, dla nikogo nie będzie wystarczająco dobry. A już szczególnie dla Magnusa Bane’a – błyszczącego zawsze i wszędzie.
To był kolejny powód, przez który nie mógł spać. Znów czuł się od kogoś gorszy. Tym razem od Catariny Loss. Bo Magnus wybrał ją.
Zły na cały świat, chociaż głównie na siebie, odłożył telefon. To bez sensu. Teraz położy się na wznak i będzie liczył owce aż nie zaśnie. I nie ruszy się choćby o milimetr. Gdzieś czytał, że to działa.
W swoim postanowieniu wytrwał jakieś trzydzieści sekund (przynajmniej tyle owiec naliczył), bo nocną ciszę przerwało skrzypienie drzwi do sypialni Magnusa. Sam mężczyzna wyszedł z pokoju i, na palcach, skierował się w stronę tarasu.
- Magnus? – Usiadł na kanapie. – Coś się stało?
 
Obudził się z krzykiem w gardle. Serce biło mu, jak oszalałe a skóra lepiła się od potu. Przez dobrą minutę rozglądał się po pokoju, chcąc przekonać samego siebie, że to tylko koszmar a on jest bezpieczny. I chociaż umysł rejestrował wszystko – jedwabną pościel, zawaloną kosmetykami toaletkę, otwartą garderobę z wylewającymi się z niej ubraniami – to ciało nadal pozostawało, w sennym koszmarze. Ręce mu się trzęsły a oddech, za nic, nie chciał się unormować, kiedy przerzucał szufladę w poszukiwaniu środków uspokajających.
- Kurwa mać! – zaklął wyjąwszy puste opakowanie. O tym też zapomniał. Zresztą nie miał, co się dziwić. Od zawsze gardził sobą za to, że potrzebował tych tabletek. Przecież nie zrobił nic złego! Więc dlaczego cierpiał?! Dlaczego jego mózg nie potrafił przejść, z tym wszystkim, do porządku dziennego?! Łykanie proszków traktował, jak osobistą porażkę. Dlatego, kiedy spostrzegł, że obecność Alexandra, a w szczególności ich wieczorne rozmowy, przeganiają koszmary, wyrzucił z głowy myśl o tabletkach. Teraz miał za swoje. Bo wystarczyły dwa wieczory, bez uspokajającego głosu Aleca i koszmar wrócił ze zdwojoną siłą.
Wciąż cały się trzęsąc wstał z łóżka. Tak się nie uspokoi. Na tarasie powinien mieć jeszcze zachomikowaną butelkę lewej wódki. Tej mocnej, której za nic nie podałby gościom, bo bałby się, że jeden z drugim wyląduje na płukaniu żołądka. Jednak, przy odpowiednim dawkowaniu, alkohol pozwalał odpłynąć. I teraz tego właśnie potrzebował. Wyłączenia świadomości i podświadomości na raz. Żeby żaden koszmar już się do niego nie przypałętał.
Zaczął iść w kierunku drzwi. Jeśli Catarina dowie się o jego zapasach na czarną godzinę, na pewno wypapla wszystko Ragnorowi i oboje na niego wsiądą. A wtedy nie ma szans, żeby wymigał się, od wizyty u psychoterapeuty. Tego zaś unikał, jak choroby wenerycznej. Już miał, z takimi konowałami do czynienia, za kolejny serdecznie podziękuje. Jak na złość drzwi skrzypnęły, już dawno powinien coś z tym zrobić. Kolejny raz jego lenistwo się na nim zemściło.
Na palcach ruszył w stronę tarasu i niemal dostał zawału, kiedy usłyszał głos Alexandra.
- Magnus? Coś się stało?
- Obudziłem cię? – Odwrócił się do mężczyzny, z poczuciem winy wymalowanym na twarzy.
- Nie. – Alec pokręcił głową. Wpadające do pokoju światło ulicznych latarni sprawiło, że mógł to zobaczyć wyraźnie. – Nie mogę spać.
Magnusa dopadło jeszcze większe poczucie winy.
- Jeśli chodzi o kanapę…
- Nie – przerwał mu Alec wyplątując się spod kołdry. – To nie o kanapę chodzi, po prostu… - Wzruszył ramionami. Przecież mu nie powie. – Nie mogę spać – dokończył kulawo. – A ty?
We śnie nawiedziły mnie zbrodnie z przeszłości, więc teraz idę się upić żeby odgonić je od siebie, chociaż do jutra. Oczywiście nic takiego nie powiedział Zamiast tego mruknął:
- Też nie mogę spać. Pomyślałem, że jak pooddycham świeżym powietrzem, to mi się polepszy. – Wskazał na taras.
- Nie wiem, czy w Nowym Jorku, w ogóle można mówić o czymś takim, jak świeże powietrze – powiedział Alec stając obok Magnusa. Na widok znanej sobie piżamy w kotwiczki uśmiechnął się szeroko. – Ale sam pomysł brzmi nieźle. Mogę iść z tobą?
Magnus pomyślał, że zdecydowanie bardziej woli towarzystwo Aleca od butelki wódki, dlatego odwzajemnił uśmiech.
- Będzie mi bardzo miło.
Na dworze, od razu, owionęło ich świeże (przynajmniej, jak na Nowy Jork), nocne powietrze. Alec wziął głęboki oddech i zaraz zaczął kaszleć. Magnus docenił żart uśmiechając się lekko. Stanęli przy barierce i zapatrzyli się na panoramę miasta. Mówi się, że Vegas nigdy nie zasypia, ale Nowy Jork także, jednak o tym jakoś zapominano. Nawet teraz, w środku nocy, ulice pełne były ludzi, po drogach jeździły samochody a w domach paliły się światła. Trzeba także pamiętać o takich, jak oni, którzy nie spali, pomimo mroku spowijającego mieszkanie.
Myśli Aleca zaczęły bezwiednie krążyć wokół siostry i brata. Czy śpią? A może Izzy znowu ma koszmary? Albo randkę? Czy Jace jest w stanie zasnąć mając tyle problemów? Może, w tym momencie, wierci się na łóżku i tęskni za czasami, gdy w takich sytuacjach mógł, bez trudu, wyciągnąć Aleca na wspólny trening?
Zamyślony cofnął się odruchowo, gdy coś dotknęło jego ramienia.
Magnus przyjął gest Aleca z pokorą. Rozumiał, że ten nie życzy sobie jego bliskości. Spuścił głowę, tylko po to, by zaraz znów ją unieść, zdziwiony ciepłem, jakie objęło jego ramię. To Alec zmniejszył dystans między nimi. Na twarzy mężczyzny błąkał się przepraszający uśmiech. Magnus odpowiedział podobnym gestem. Nie potrzebowali słów by się porozumieć i to było piękne. Podobnie, jak stanie na tarasie w towarzystwie drugiego mężczyzny, czucie ciepła jego ciała, wdychanie zapachu skóry i ta dziwna świadomość, że wszystko jest na swoim miejscu.
Magnus niemal zapomniał, że przyszedł tu się upić do nieprzytomności, odgonić senny koszmar. To zabawne jak łatwo, przy Alecu, przeszłość pozostawała przeszłością. Mimo to wiedział, że kiedy tylko znajdzie się z powrotem w łóżku, koszmar powróci. Tym razem wspomnienie obecności Aleca go nie odgoni. Oczywiście mężczyzna trzymał go na dystans, póki był obok. Ale później… Magnus wiedział, że miał dwa wyjścia. Albo pożegna się z Alekiem i po drodze zgarnie butelkę albo…
Wziął dwa głębokie oddechy.
- Miałem zły sen – powiedział zdając sobie sprawę z tego, że zabrzmiał, jak małe dziecko. Modlił się, by Alec nie wziął go za histeryka. Przecież dorośli, normalni ludzie, nie miewali koszmarów. Przynajmniej tak twierdziła Camille. Jednak Alec, w przeciwieństwie do Belcourt, nie spojrzał na niego z niesmakiem, a z troską.
- Chcesz o tym porozmawiać? – Izzy czasem chciała.
- Nie.
A czasem nie. Czasem wystarczyło ją po prostu przytulić. I to samo właśnie zrobił z Magnusem. Obrócił mężczyznę ku sobie a potem zamknął w uścisku. Początkowo Bane stał, jak sparaliżowany, by po chwili wtulić się w ciało Aleca obejmując mężczyznę w pasie. Głowę położył mu na ramieniu w taki sposób, że czarne włosy delikatnie łaskotały go w policzek. Teraz dokładnie czuł zapach szamponu. Swojego własnego. Nie mógł się nie uśmiechnąć, drzewo sandałowe pasowało do Alexandra.
W tej chwili, w tych ramionach czuł się bezpiecznie. Zdawał sobie jednak sprawę, że nie uratują go one na zawsze. Koszmar wróci. Jeśli raz wychylił łeb z odmętów podświadomości, trudno będzie, ponownie go tam zagnać. Na razie jednak, nie zamierzał o tym myśleć, nie kiedy Alec był tak blisko.
Przytulanie Alexandra wydawało się być najlepszą rzeczą na świecie. No może poza całowaniem Alexandra. Ale był dorosły wiedział, że wszystko, co dobre kiedyś się kończy. Nie mógł przecież zmusić mężczyzny, by ten towarzyszył mu przez całą noc.
- Już mi lepiej. – Spróbował się uśmiechnąć. Dobrze, że jego twarz nadal była wtulona w alecową szyję, bo grymas, jaki się na niej pojawił mógłby służyć do straszenia dzieci. – Chciał się wyswobodzić, ale Alec mu na to nie pozwolił.
- Zostać z tobą aż zaśniesz?
 
Uwielbiał przytulać Magnusa. Chyba nawet bardziej niż go całować. Zaraz! Co on pierdoli?! Całowanie było o niebo lepsze! Dlatego na nie, nie mógł sobie pozwolić. Na przytulanie w sumie też nie, ale to było to, czego Magnus aktualnie potrzebował. A Alec był przyzwyczajony do tego, że inni byli ważniejsi niż on. Poza tym tu chodziło o MAGNUSA. ON był ważniejszy.
Tuląc Bane’a czuł, jak bardzo ciało mężczyzny było napięte i zrozumiał, że to nie zwykły zły sen, a prawdziwy koszmar wygonił mężczyznę z łóżka. Potwierdzenie uzyskał, gdy nawet po dłuższym tuleniu, napięcie nie zniknęło całkowicie. Dlatego, kiedy Magnus spróbował się od niego odsunąć, nie pozwolił mu na to. Wiedział, co teraz czekałoby mężczyznę. Powrót do łóżka i bezsenna noc, albo powrót koszmaru. Znał ten schemat aż za dobrze. Izzy też tak miała. Zazwyczaj, gdy zbliżała się rocznica śmierci Maxa. Dzięki temu wiedział, co robić. Tylko, czy Magnus mu na to pozwoli?
- Zostać z tobą aż zaśniesz?
Nie miał prawa zadawać tego pytania. Z drugiej strony nie mógł go nie zadać.
Poczuł, jak Magnus mocniej, do niego przywiera.
- Mógłbyś? – W jego głosie słychać było niedowierzanie.
- Oczywiście. – Uśmiechnął się, miał nadzieję, pokrzepiająco.
Najciszej, jak tylko się dało, przeszli do sypialni Magnusa. Mężczyzna czuł się niezręcznie, rzadko kogoś wpuszczał do swojego królestwa a już zwłaszcza, gdy nie chodziło o seks. To, co mieli robić z Alekiem, było bardziej… intymne.
Licząc, że mrok nocy ukryje jego czerwone policzki, wślizgnął się do łóżka i okrył kołdrą. Alec zajął miejsce obok, ale się nie położył, a jedynie usiadł, plecami oparty o wezgłowie. Znalazłszy najwygodniejszą pozycję, wyciągnął rękę i chwycił dłoń Magnusa. Mężczyznę momentalnie ogarnął spokój i pewność, że zły sen nie wróci. Po raz pierwszy, odkąd był naprawdę małym dzieckiem, takim z mamą i tatą, zasypiał z uśmiechem na ustach, bez strachu o to, co przyniesie jutro. Za to ukołysany cichym biciem serca.

 

1 komentarz: