UTRACONA NIEWINNOŚĆ
13
Świat wirował. Alec nie
wiedział gdzie góra, a gdzie dół. Gdzie był początek, a gdzie koniec. Nie
wiedział…
- Lewa! Lewa!
Która stopa jest lewa.
- Przepraszam!
Magnus popatrzył na niego
spod zmrużonych powiek.
- Skup się Alexandrze.
Wiem, że potrafisz.
Alec miał ochotę wyściskać
go za te słowa. I w ogóle za całokształt bycia trenerem, jakiego potrzebował.
Takim, który motywuje dobrym słowem a nie patrzy na ucznia, niczym na chodzącą
porażkę. Która, co prawda pomoże mu opłacić rachunki, ale jednocześnie zrujnuje
nerwy. Alec, do tej pory, tylko raz spotkał się z podobnym podejściem. U nauczyciela
łucznictwa. I to dzięki niemu zaszedł tak daleko, w tym sporcie.
Magnus nigdy nikogo,
niczego nie uczył. Raz próbował przekazać Catarinie tajemną wiedzę na temat robienia
makijażu. Skończyło się na awanturze przy doborze cieni, (cóż… nie każdy musi
mieć tak samo dobry gust, jak on), zażegnanym dopiero wyjściem do klubu (z
nieumalowaną Cat). Od tamtej pory Magnus trzymał język za zębami zawsze, gdy
widział pozbawioną makijażu twarz przyjaciółki. Swoją drogą zdążył się za nią
stęsknić.
Od początku wiedział, że
bez względu na jego pedagogiczną przeszłość, (czy też raczej jej brak), uczenie
Alexandra nie będzie łatwym zadaniem. I wcale nie chodziło o predyspozycje,
których Alec po prostu nie posiadał, ale o sposób przekazania mu tego. Nie
chciał być sztucznie miły ani też gnoić mężczyzny. Alexander, za bardzo,
przejmował się zdaniem innych i przy pierwszym rozwiązaniu, mógłby pomyśleć, że
Magnus traktuje go, jak dziecko. Przy drugim – zniechęcić, jeśli nie załamać.
Poza tym przecież obiecał, że nie spojrzy na niego z rozczarowaniem. Starał się
znaleźć zloty środek. I póki, co chyba mu to wychodziło. Przynajmniej na razie.
Bo nie dość, że Alexander nawet chętnie brał udział w tych indywidualnych
zajęciach, to jeszcze zaczynał łapać podstawy. A Magnus miał tę satysfakcję, że
co drugi dzień nie tylko on spływał potem, Serio, lekcje tańca były, dla Aleca,
bardziej wykańczające niż trening siłowy, którego za nic nie chciał Magnusowi
odpuścić. Po burzliwej dyskusji, (której Prezes Miau nie popierał; nasikał
później im obu do butów) zgodzili się zrobić przeplatankę. Dzień tańca, dzień
treningu.
Kiedy, po pierwszej
lekcji, Alec opadł na kanapę ciężko dysząc, cały zlany potem, Magnus był
pewien, że wygrał, (co prawda było to zwycięstwo okupione podeptanymi stopami,
ale trudno) i mężczyzna, w końcu, zdecyduje się zdjąć tę przeklętą koszulkę.
Niestety, Alexander był uparty a swoje paskudne podkoszulki traktował, jak
świętość. Na żadnym treningu nie mogło ich zabraknąć. Bane zaczynał
podejrzewać, że wkrótce nabawi się depresji.
- Dobra! – Klasnął w
dłonie. – Jeszcze raz. Od początku.
Mężczyzna, bez słowa,
podszedł do niego i przyjął postawę. Plus nauki Alexandra był taki, że
mężczyzna nigdy nie narzekał. W przeciwieństwie do Magnusa, który uznał, że w zaistniałej
sytuacji, musi zacząć wyrabiać podwójną normę.
- Zaczynamy. Raz, dwa… -
Nie zdążył powiedzieć „trzy”, bo przeszkodził mu dzwonek do drzwi. Spojrzeli na
siebie skonsternowani.
- Spodziewasz się kogoś?
– spytał Alec a jego całe ciało się napięło.
Magnus pokręcił głową. Co
prawda Raphael i Ragnor czasem lubili wpadać bez zapowiedzi, ale Santiago
zwykle wybierał weekendy, poza tym nigdy nie pukał a dosłownie walił pięściami
w drzwi. Ragnor zaś, po ich ostatniej rozmowie, raczej nie miał ochoty na
przyjacielskie pogaduszki. Nikt inny nie przychodził mu do głowy.
Chciał pójść otworzyć,
ale Alec złapał go za ramię. Mocno. Prawie na pewno będzie miał siniaki.
- A ty, dokąd? – niemal
warknął.
Magnus spojrzał na niego zdziwiony.
Dopiero po chwili dotarło do niego, o co mężczyźnie chodziło.
- Serio myślisz, że przyszedłby
do mojego domu i, tak po prostu, zapukał do drzwi? Przecież to… - urwał, kiedy
zobaczył minę Aleca. Lightwood patrzył na niego tak, że Magnusowi odechciało
się jakiejkolwiek dyskusji. A zachciało, coś zupełnie innego. Cholera! Zły
Alexander, to diabelnie seksowny Alexander. Oh! Gdyby mógł go teraz zaciągnąć
do sypialni… Ale nie mógł. A pukanie się powtórzyło. Tym razem bardziej
napastliwie. Magnusowi zaczęło się z czymś kojarzyć, tylko nie bardzo potrafił
dokładnie powiedzieć, z czym.
- Schowaj się – rozkazał
Alec a sam ruszył do drzwi.
Osoba po drugiej stronie
znów zapukała, tym razem w takt znanej melodii i Magnus już wiedział, kto stał
za drzwiami. Z szerokim uśmiechem rzucił się ku wejściu do mieszkania, odpychając
Aleca na bok. Mężczyzna, który nie spodziewał się ataku od tyłu, dał się
zaskoczyć i wpadł na ścianę. Przez co nijak nie mógł powstrzymać Bane’a, przed
otworzeniem drzwi na oścież.
- Catarina! – Magnus
niemal rzucił się kobiecie na szyję. Ta jednak zręcznie uniknęła przytulenia i,
jak gdyby nigdy nic, wparowała do mieszkania, ciągnąc za sobą torbę na kółkach.
- Dłużej się nie dało?! –
fuknęła. – Myślałam, że tam zakwitnę.
- Wybacz kochana! Mój
ochroniarz wymaga ode mnie stosowania najwyższych środków bezpieczeństwa. –
Magnus nie mógł przestać się uśmiechać. Nie widział Catariny od ponad roku, gdy
zdecydowała się jechać na misję z Lekarzami bez Granic.
- I dlatego otwierasz
drzwi, nawet nie sprawdzając, kto za nimi stoi? – Zmierzyła go spojrzeniem, od
którego kwiaty więdły.
Magnus machnął
lekceważąco ręką.
- Twoje pukanie poznałbym
na końcu świata. Tylko ty robisz to w rytm melodii We will rock you.
Catarina obdarzyła go
uśmiechem, wyraźnie uspokojona. I chyba nawet zadowolona.
- No to gdzie ten twój
ochroniarz?
- Tutaj. – Alec zdążył
się już odkleić od ściany i wyjść z pierwszego szoku. Teraz rodził się w nim
gniew. – Chyba kazałem ci się schować?! – Spojrzał groźnie na Magnusa.
Cat miałaby w nim
poważnego przeciwnika w walce na spojrzenia, pomyślał Bane i uśmiechnął się
niczym dziecko, które zdaje sobie sprawę z tego, że narozrabiało, ale
jednocześnie wie, że nie dostanie kary, bo rodzice je kochają.
- Catarino, to jest właśnie
Alec Lightwood, mój ochroniarz. Alexandrze, to Catarina Loss, moja
przyjaciółka. Opowiadałem ci o niej. – Dokonał prezentacji zupełnie ignorując
gromy, jakimi ciskał w niego Alec.
Mężczyzna westchnął (złapał
się na tym, że przez ostatnie tygodnie wzdychał częściej niż przez cale swoje
życie; jak tak dalej pójdzie, to nabawi się nowego tiku) i wyciągnął dłoń w stronę
kobiety, jednocześnie lustrując ją uważnym spojrzeniem.
- Miło mi.
Catarina była niska i
drobna. Jej ciemna dłoń niemal ginęła w wielkiej łapie Alexandra. Mimo to
uścisk miała silny i stanowczy. To nie była kobieta, której ktokolwiek chciałby
podpaść.
- Indie.
- Słucham? – Zamrugał
zaskoczony. Nie bardzo wiedział, o czym Catarina mówiła.
- Pochodzę z Indii. Nad
tym się pewnie zastanawiałeś, co? – W jej głosie słychać było wyzwanie. A może
tylko zaczepkę? Alec naprawdę nie potrafił w kontakty międzyludzkie.
- Prawdę mówiąc myślałem
o tym, że masz naprawdę silne ręce i nie chciałbym być twoim wrogiem.
Cat spojrzała na niego
spod zmrużonych powiek, jakby nie do końca pewna, czy Alec sobie z niej nie
kpi. Nie była przyzwyczajona do tego, że przy pierwszym spotkaniu ludzie
zamiast złośliwościami, raczyli ją komplementem. Nawet takim, nie do końca,
wyszukanym, za który większość kobiet mogłaby się obrazić. Postanowiła jednak
docenić gest, nawet jeśli miała zamiar pozostać nieufna. Przecież Ragnor nie
zadzwoniłby do niej, bez powodu.
- A, co takiego mówił o
mnie, ten chodzący brak ogłady? – Wskazała kciukiem na Magnusa, który z zapartym
tchem obserwował rozgrywającą się, przed nim, scenę. Z jakiegoś powodu chciał
żeby Catarina polubiła Aleca.
- Głównie narzekał, że
nie przyrządziłaś mu swojej sławnej mikstury na kaca. – Alec zawsze źle się
czuł poznając nowe osoby. A ta kobieta dodatkowo go przerażała. Miał wrażenie,
że czymś jej podpadł, tylko nie bardzo wiedział, czym. Znali się od jakichś
pięciu minut.
Tymczasem Catarina
przeżyła szok.
- Powiedziałeś mu o
Peru?! – Odwróciła się do Magnusa, z szeroko otwartymi oczami. Ten wzruszył
ramionami, jakby nic się nie stało.
- Tak jakoś wyszło.
- Naprawdę udawał, że ma
latający dywan i chciał zostać kaktusem? – Od jakiegoś czasu te dwie sprawy nie
dawały mu spokoju. Musiał o nie zapytać, gdy tylko nadarzyła się okazja.
- Tak – odpowiedziała
odruchowo. – Jak chcesz to mam zdjęcia. – Tu zwykle następował wrzask Magnusa i
zaklinanie na wszystkie świętości, by fotografie pozostały tajne. Teraz jednak
Bane nie zrobił nic, gdy Alec z szerokim uśmiechem, oznajmił:
- Chętnie.
Było gorzej niż Ragnor
myślał a Catarina podejrzewała. Dobrze, że udało jej się wyrwać.
- A tak właściwie,
kochana. – Magnus zdał sobie sprawę z jednej rzeczy. – Co ty tu robisz?
Oczywiście cieszę się, że cię widzę, ale czy nie powinnaś wrócić za jakieś… -
Zastanowił się. – Pół roku?
- Pięć miesięcy –
poprawiła go. Wiedziała, że datę jej powrotu do Nowego Jorku Magnus miał
zapisaną w kalendarzu. Zawsze, kiedy przylatywała z kolejnej misji czekał na
nią na lotnisku, z bukietem kwiatów i planami na niezapomniany wieczór. Teraz
musiało go gryźć, że wróciła wcześniej i nawet nie dała mu znać. Miała z tego
powodu wyrzuty sumienia, ale cel uświęca środki. – Pojawiły się drobne
komplikacje. – Lepiej nie mówić o pladze chorób wenerycznych, wśród personelu
medycznego. – Chciałam zrobić ci niespodziankę.
- I zrobiłaś – zapewnił
Magnus uśmiechając się szeroko. Wyglądało na to, że ktoś mu ten uśmiech
przykleił na stałe do twarzy. Alec, ostatni raz, widział go tak szczęśliwym,
gdy Madzie podarowała mu rysunek, z nim w roli głównej. Miał na nim swoje kocie
oczy. – Wielką! – Podszedł do kobiety i mocno ją uściskał. – Przyjechałaś
prosto z lotniska? – Wskazał na jej torbę.
- Niezupełnie. – Tu
następowała najtrudniejsza część całego, pisanego na kolanie, planu. – Najpierw
chciałam się trochę odświeżyć.
- Ale? – wtrącił Magnus.
Za dobrze znał życie, żeby wierzyć, że żadne, „ale” nie istniało.
- Ale okazało się, że w
czasie mojej nieobecności, w mieszkaniu pękła rura. A że właściciel to
skończony kretyn i do tego leń, spodziewając się, że wrócę dopiero za kilka
miesięcy, trochę odpuścił sobie remont. No i nie mam gdzie się podziać. –
Rozłożyła bezradnie ręce. – Pomyślałam, że mnie przygarniesz, dopóki czegoś
sobie nie ogarnę. Tylko na kilka dni – zaznaczyła.
Magnus przygryzł wargę. Normalnie
to nie byłoby problemem, tyle tylko, że…
- Catarino wiesz, że moje
progi zawsze stoją dla ciebie otworem. Tylko teraz… Sypialnia dla gości jest
zajęta. – Spojrzał na Aleca, który gwałtownie się zarumienił.
- Nie ma problemu –
powiedział szybko. – Mogę spać na kanapie.
- Na pewno nie masz nic
przeciwko? – upewnił się Magnus po raz tysięczny, podczas, gdy Alec mościł
sobie gniazdko na kanapie. Catarina, podziękowawszy im wylewnie, niemal od razu
poszła spać. Miała za sobą długi lot a poza tym dopadał ją już jet lag. Bane
zawsze dziwił się, jak podatna na zmianę czasu, była jego przyjaciółka. I to
mimo podróżowania niemal po całym świecie.
- Na pewno – potwierdził
Alec znudzonym tonem. Naprawdę nie chciał już wałkować tego tematu. Nie czuł
żeby zrobił coś specjalnego. – Zresztą to tylko kilka dni. A twoja kanapa jest naprawdę
wygodna.
Magnus ugryzł się w język,
żeby nie powiedzieć, do czego, wspomniana sofa nadaje się najlepiej. Alec
mógłby wtedy woleć spać na podłodze. Która też nie była, do końca, bezpieczna.
- Może jednak wolisz spać
u mnie?
Sama myśl, że miałby
spędzić noc, w łóżku Magnusa (nawet bez właściciela w pobliżu) wywoływała u
niego ciarki. Wiedział, że nie zmrużyłby oka.
- Nie. I naprawdę się
zdenerwuję, jeśli nie odpuścisz tego tematu. A pamiętaj, że jutro robimy
trening siłowy.
W obliczu takiej groźby Magnus,
po prostu, musiał skapitulować.
- Niech ci będzie, ale
nie chcę jutro słyszeć jojczenia, że coś cię boli, albo się nie wyspałeś.
- Tak, tak. – Machnął
ręką. – Dobranoc.
- Dobranoc. – Magnus
poszedł do siebie myśląc, że zamiast na kanapie Alexander zdecydowanie lepiej prezentowałby
się w jego łóżku. Z nim samym przytulonym do boku.
- Nie!
Magnus przystanął w pół
kroku.
- Nie!
No i stało się. Stary
Ragnor zwariował. Trzeba powiedzieć Raphaelowi i znaleźć jakiś dobry psychiatryk.
Ciekawe, czy jest taki z możliwością odwiedzin?
- Jeszcze tu jesteś? –
Ragnor podniósł wzrok znad laptopa. – Przecież powiedziałem, że nie!
- A to było do mnie? –
Magnus był autentycznie zdziwiony.
- A do kogo? – Ragnor przewrócił
oczami. Dlaczego on jeszcze przyjaźnił się z tym kretynem?
- Nie wiem – przyznał. –
Myślałem, że ci kompletnie odbiło i już nawet zacząłem myśleć nad
psychiatrykiem, dla ciebie. – Ze źle ukrywaną radością patrzył, jak przyjaciel
dosłownie zielenieje ze złości. Ragnor był jedyną znaną mu osobą, która w
gniewie zamiast zalewać się czerwienią wyglądała, jakby właśnie miała atak
choroby morskiej. To na pewno był jakiś genetyczny ewenement i gdyby Fell
zgodziłby się zostać królikiem doświadczalnym, mogliby zbić fortunę. Niestety,
z jakiegoś powodu Ragnor nie ufał lekarzom i unikał ich jak ognia. Albo
zaproszeń Magnusa do klubu.
- Kiedyś na pewno tam
trafię! I to przez ciebie! – Wycelował w przyjaciela palec. – I twoje głupie
pomysły!
- Hej! Nie wszystkie są
głupie!
- Tak? – Mężczyzna uniósł
brwi z powątpiewaniem. – Podaj jeden, który nie skończył się katastrofą.
- Przygarnięcie Miau! – odpowiedział
Magnus bez zastanowienia, co Ragnor skwitował prychnięciem.
- Moje buty, twoje buty,
komoda, fotel, firanki… - zaczął wymieniać wszystkie szkody wyrządzone przez
kota.
- Okej! – przerwał mu
Magnus. – To nie był najlepszy przykład. Ale gdybyś mu nie nadepnął na ogon, to
by ci nie nasikał do butów! – Uznał, że obrona pupila leży w jego
właścicielskim obowiązku.
- A gdybym nie zadawał
się z tobą, to bym nie posiwiał przedwcześnie. Czego chcesz, bo nie mam czasu.
I odpowiedź brzmi nie!
Magnus zachichotał. Uwielbiał
tego zrzędę.
- Myślę, że zmienisz
zdanie – powiedział siadając na biurku przyjaciela.
- Szczerze wątpię. –
Ragnor pozostał sceptyczny. Jak zawsze przy rozmowie z Magnusem. I, jak zawsze,
miało to nic nie dać. Z jakiegoś niezrozumiałego, dla Fella, powodu, Bane
potrafił go przekonać do każdej głupoty.
- Catarina wróciła –
oznajmił Magnus i ze szczeniacką radością obserwował, jak wiecznie skrzywiona
twarz przyjaciela, się rozpogadza. Wiedział, że Ragnor darzył Cat specjalnym
uczuciem. Coś pomiędzy przyjaźnią na wieki a miłością.
- Już? – zdziwił się. –
Nie miała być…
- Za pięć miesięcy? Tak. Ale
coś tam się wydarzyło i jest teraz. – Streścił przyjacielowi wczorajsze
popołudnie. A w związku z tym, że ja mam teraz areszt domowy pomyślałem, że
moglibyśmy spotkać się u mnie i trochę… pogadać. Przy herbatce i ciasteczkach, rzecz
jasna.
Ragnor prychnął.
- Kiedy ty ostatni raz
piłeś herbatę?!
- Przedwczoraj –
odpowiedział odruchowo Magnus wracając myślami do wszystkich wieczorów
spędzonych na kanapie, w towarzystwie Aleca. Niejako tradycją stało sie to, że
tuż po dwudziestej Alexander parzył herbatę i zasiadali na sofie, wystarczająco
blisko by stykać się ramionami, ale również na tyle daleko, żeby wrażenie
przyzwoitości zostało zachowane. Nie robili wtedy nic konkretnego. Czasem
oglądali telewizję, czytali książki albo rozmawiali. Najczęściej jednak po
prostu milczeli. W takich chwilach Magnus, całym sobą, chłonął obecność
Alexandra. Upajał się jego zapachem i udawał, że gdyby tylko chciał mógłby go
przytulić i pocałować. Po tak spędzonym wieczorze spał, jak dziecko i nie
dręczyły go żadne koszmary.
Ragnor skrzywił się
słysząc tą odpowiedź, ale jej nie skomentował. Wiedział, że to bez sensu, już
powiedział Magnusowi, co o tym wszystkim myśli. Zamiast tego spytał:
- A ten twój chłoptaś
będzie?
Tym razem to Bane się
skrzywił.
- Po pierwsze to nie
żaden „mój chłoptaś” a po drugie, trudno żeby go nie było.
Ragnor machnął ręką.
- Przyjdę w piątek.
Catarina leżała na
kanapie z butelką piwa w ręku i zaśmiewała się do łez. Początkowo miała jeszcze
telefon z włączonym nagrywaniem, ale Magnus zagroził, że jeśli zaraz go nie
odłoży będzie szukać swojej komórki w kociej kuwecie. Znała Bane’a od lat i wiedziała,
do czego był zdolny, dlatego posłusznie odłożyła telefon na stolik, (ale co się
nagrało to jej). Teraz po prostu chłonęła widok przed sobą.
- Dajesz! Jeszcze jedna
seria!
Magnus leżał na różowej,
błyszczącej karimacie i starał się robić brzuszki. Żeby oddać mu honor, nawet
je robił, przynajmniej dopóki, na liczniku, nie wybiła setka. Potem już głównie
marudził, jęczał, stękał i starał się przekupić, opartego o jego zgięte kolana,
Alexandra. Mężczyzna jednak pozostawał niewzruszony, dalej twardo pilnując żeby
Bane nie oszukiwał, przygważdżając jego nogi do ziemi.
- Jesteś najgorszym trenerem
personalnym, jakiego można sobie wyobrazić – stęknął Magnus opadając na matę,
po kolejnej serii.
W odpowiedzi Alec
wyszczerzył do niego zęby.
- Uznam to za komplement.
A teraz wstawaj, robimy pompki.
Magnus jęknął tak głośno,
że nawet Prezes Miau prychnął, na niego, z regału z książkami. Bane zmierzył go
surowym spojrzeniem, które na kocie nie zrobiło żadnego wrażenia.
- Chciałem ci tylko
przypomnieć, że mamy gościa i to nie ładnie go tak ignorować. – Już użył tego
argumentu, ale nadzieja umiera ostatnia.
Uwagi Catariny nie uszło
to mamy. Ragnor naprawdę miał powody
do niepokoju. Ona zresztą też, ale jakoś nie potrafiła go w sobie wykrzesać.
Nie, kiedy patrzyła na tę przekomarzającą się dwójkę. Magnus był szczęśliwy,
widziała to. Jego oczy błyszczały tym specyficznym blaskiem, który opuścił je
dawno temu. Razem z Camille. A właśnie! Oczy! Największym zaskoczeniem był dla
niej fakt, że Magnus nie nosił soczewek. I, w ogóle, się tym nie krępował, bez
cienia zażenowania czy wstydu patrzył swoimi naturalnymi oczami, na Aleca. Na
twarzy, którego raz po raz, pojawiał się zachwyt.
Cat pamiętała, że sama musiała
czekać ponad rok, nim Magnus, w ten sposób, się przed nią obnażył. I zrobił to
tylko dlatego, bo dostał zapalenia spojówek a ona miała dostęp do odpowiednich
leków, od ręki. Nigdy nie zapomni tego pełnego napięcia oczekiwania, które
pojawiło się na twarzy Magnusa, gdy czekał na jej reakcję, niczym na wyrok.
Opierdoliła go wtedy za nieumiejętne noszenie soczewek i kazała zaopatrzyć się
w przeciwsłoneczne okulary, ani słowem nie zająknąwszy się o
naturalnym-nienaturalnym wyglądzie przyjaciela. Potem już nie wracali do tego
tematu a Magnus coraz częściej zdejmował przy niej soczewki. Nigdy jednak nie
czuł się w jej obecności tak swobodnie, jak sam na sam z Ragnorem. Albo teraz z
Alekiem.
- A ja ci chciałam
przypomnieć, że jestem pielęgniarką i z całego serca popieram zdrowy tryb
życia. – Pociągnęła łyk piwa z butelki, co Magnus skwitował pogardliwym prychnięciem.
– Wyluzuj. Nie piłam od ponad roku. Jedno mi nie zaszkodzi.
Bane wymownie spojrzał na
stolik, gdzie stały trzy opróżnione butelki. Catarina rzuciła w niego poduszką.
Trafiła prosto w twarz.
- Uważaj na włosy!
- Miałeś robić pompki, z
tego, co pamiętam! I tak fryzura ci się zniszczy!
- Nigdy nie wątp w siłę
dobrego lakieru! – Magnus popatrzył na nią z wyższością. Niestety miażdżący efekt
jego spojrzenia został zniweczony przez śmiech Alexandra.
- Zachowujecie się, jak
stare dobre małżeństwo – stwierdził mężczyzna, na co Catarina zareagowała pełnym
oburzenia prychnięciem. Niewątpliwie podpatrzonym od Magnusa, chociaż jemu wychodziło
to lepiej.
- Ja z nim?! Zdążylibyśmy
się trzy razy rozwieść zanim w ogóle doszłoby do ślubu!
Alec ponownie się roześmiał,
tym razem widząc minę Magnusa.
- Ranisz mnie! – Bane złapał
się za serce. – Ja cię kocham a ty…
- Też cię kocham. Dlatego
chcę żebyś był zdrowy. Do pompek! – rozkazała. Alec posłał jej promienny
uśmiech, wyczuwając w kobiecie sprzymierzeńca. Magnus wiedząc, że tej dwójki
nie przegada (mieli przewagę liczebną) posłusznie zaczął robić pompki. Miał na
koncie dziesięć, kiedy Catarina odezwała się ponownie.
- Kiedy ostatnio robiłeś
testy na choroby weneryczne?
O mało nie zarył twarzą w
podłogę. Wiedział, że Cat była bezpośrednią osobą, ale często zapominał, że aż
do tego stopnia. Z boku doszło do niego krztuszenie się Alexandra. Biedny, tego
się nie spodziewał. Sam Magnus zresztą też nie.
- W zeszłym miesiącu.
Raphael bardzo dba o takie rzeczy.
- To dobrze. – Catarina
pokiwała głową. – W twoim zawodzie to bardzo ważne, żeby badać się regularnie.
Magnus zaryzykował
spojrzenie na Alexandra. Mężczyzna był cały czerwony. Rumieniec spływał mu
nawet na szyję i nikł, gdzieś pod materiałem koszulki. Magnus wiele by dał żeby
wiedzieć, gdzie dokładnie.
Nakazał sobie spokój.
Może i Cat nie znała go tak dobrze, jak Ragnor, ale wciąż wystarczająco, by
odczytać pewne sygnały. A na kolejną pogadankę w stylu „odpuść sobie, on nie
jest dla ciebie”, nie miał ochoty. Dlatego zrobił to, co zawsze wychodziło mu
perfekcyjnie. Zaczął marudzić.
- Nie mam siły!
- Zobaczysz! Zemszczę się
jutro! – zagroził Magnus, który był niemal pewien, że Alec przeczołgał go
dzisiaj wyjątkowo intensywnie, tylko ku uciesze Catariny. Kobieta wprost powiedziała,
że dawno się tak dobrze nie bawiła.
- O! A co będzie jutro? –
zainteresowała się Cat, wyczuwając kolejną falę rozrywki.
- Jutro, moja droga, będę
tego oto sadystę – wskazał na Aleca, który zwijał karimaty – uczył tańczyć. –
Widząc, że kobieta niewiele rozumie szybko nakreślił jej umowę, jaką miał z
Alekiem. Im dłużej mówił, tym szerzej otwierały się oczy przyjaciółki.
- Nie zapomniałeś o
czymś? – W pewnym momencie podszedł do nich Alec, nie wiedzieć czemu, bardzo z
siebie zadowolony. – Czwartek – podpowiedział, gdy nie dostał odpowiedzi, a
Magnus wyglądał, jakby miał zamiar palnąć się w czoło.
- No tak! Dzieciaki!
Dobrze, że mi przypomniałeś. Muszę obsypać brokatem cylinder, na pewno im się
spodoba. A właśnie, Catarino! Nie chciałabyś wziąć na siebie roli mojej uroczej
asystentki?
Cat czuła, że
rzeczywistość zaczęła z niej kpić. Rzadko czegoś takiego doświadczała, była niemal
pewna, że przez te lata przyjaźni z Magnusem, uodporniła się na wszystko. Jak widać
jednak, Bane zawsze znajdzie sposób żeby ją zaskoczyć.
- Asystentkę? – zapytała
głupio.
Magnus widząc, że
przyjaciółka nic nie rozumie, ponownie zabrał się za wyjaśnienia. Teraz oczy Cat
niemal wypadły z czaszki. Zaczynała, w pełni, rozumieć niepokój Ragnora. Bo
stojący przed nią mężczyzna nie był ich Magnusem. A przynajmniej nie do końca.
Magnus, którego ona znała, nigdy nie uczyłby tańczyć jakiegoś, randomowego
faceta, nie dałby się sprowadzić do parteru podczas treningów, nie mówiąc już o
tym, że nigdy nie trenowałby w domu. Bez zdjęcia na Instagramie i szansy na
szybką randkę. A, co najważniejsze, nigdy, z własnej woli, nie odgrywałby
magika przed bandą dzieciaków. Nawet nie wiedziała, że znał jakieś sztuczki.
- Jest tak samo, jak przy
Camille – biadolił Ragnor, gdy jakimś cudem, udało im się połączyć na Skypie. –
Zmienia się na modłę tego dzieciaka.
Musiała przyznać
przyjacielowi rację. Ale tylko połowicznie. Magnus faktycznie się zmieniał, z
tym, że na lepsze. Był bardziej radosny, wręcz emanował jakimś wewnętrznym
blaskiem. Tak jakby wszystko wokół mogło go zachwycić, zwyczajnie, bez powodu.
Catarina nie mogła oprzeć się wrażeniu, że to był właśnie prawdziwy Magnus. A
przynajmniej osoba, którą zawsze chciał być. On nie zmieniał się na modłę
Aleca. On, dzięki Alecowi, odnajdywał samego siebie. Tylko, co się stanie, gdy
Alexandra zabraknie? Nie potrafiła znaleźć odpowiedzi na to pytanie. I to ją
przerażało.
Drzwi do pokoju otworzyły
się gwałtownie. Catarina podniosła wzrok znad czytanej książki i jej twarz
rozjaśnił uśmiech, gdy zobaczyła Magnusa z czteropakiem piwa w ręku.
- Dzisiaj skromnie. –
Podał jej puszkę. – Jutro muszę być w pracy, Raphael nie uznaje czegoś takiego,
jak urlop na żądanie. Poza tym w piątek wpadnie Ragnor, to sobie popłyniemy.
Wdzięczna odebrała do
niego piwo i od razu strzeliła zawleczką. Przyjemny syk poniósł się po
pomieszczeniu.
- A teraz mów – zachęcił
ją Magnus. – Jak tam było?
I Catarina zaczęła
opowiadać. A z każdym kolejnym słowem coraz bardziej uzmysławiała sobie, jak
bardzo tęskniła. Za Magnusem, Ragnorem, który był obecny podczas rozmowy,
niczym zły duch, za Nowym Jorkiem. I za takimi wieczorami, gdy mogła, po
prostu, spotkać się z przyjacielem, bez martwienia się o wszystko wokół. O to
czy operowany pacjent przeżyje, czy wystarczy leków, wody… Chociaż kochała
swoją pracę i nie zamieniłaby jej na żadną inną, czasem miała zwyczajnie dość.
- A co tam u ciebie? –
spytała, gdy wyrzuciła z siebie całe napięcie dopiero, co zakończonej misji.
Magnus wzruszył
ramionami.
- Po staremu.
Nie spodobała jej się ta
odpowiedź. Zwykle Magnusowi gęba się nie zamykała, kiedy miał opowiadać o
sobie. A to nowy garnitur z limitowanej kolekcji, kolejna para butów, szybki
podryw w klubie, sprzeczka z Raphaelem. W jego życiu zawsze coś się działo.
Nigdy nie było „po staremu”.
- Magnus! – Spojrzała na
niego karcąco.
- Co? – Udał, że nie
rozumie.
- Nie cocuj do mnie,
tylko gadaj, jak na spowiedzi. Co jest?
- Myślę, że ty dobrze wiesz,
co jest – burknął nie patrząc na nią. Miał czas, żeby kilka rzeczy przemyśleć i
wiedział, że jednak nie minie go kolejna rozmowa na niewygodny temat. – Ragnor
musiał ci wszystko wypaplać, dlatego wróciłaś przy pierwszej okazji i wpakowałaś
mi się do mieszkania.
Czyli została przejrzana.
No trudno, brała to pod uwagę. W końcu Magnus nie był głupi.
- Możesz już wyrazić
swoje głębokie zaniepokojenie – powiedział Bane bawiąc się puszką. – A potem
mnie opierdolić, dla mojego własnego dobra, rzecz jasna.
Uważniej przyjrzała się
przyjacielowi. Wyglądał dziwnie krucho, jak nie on. Jakby każde złe słowo, z
jej ust, mogło go nie tyle zranić, co roztrzaskać na kawałki. Tylko raz
widziała go w takim stanie. Tuż po tym, jak dowiedział się, że Camille go
zdradziła. To był Magnus, który potrzebował pocieszenia a nie umoralniających
gadek. Sklęła w duchu Ragnora. We wszystkich znanych sobie językach.
- Kochasz go. – To nie
było pytanie, mimo wszystko Magnus odpowiedział.
- Tak. Kocham. Zakochałem
się we własnym ochraniarzu, który nie dość, że wstydzi się samego słowa „seks”,
to jeszcze nie ma zamiaru ujawniać swojej orientacji, bo brat się na niego
obrazi.
- Cóż… - Catarina dłuższą
chwilę zastanawiała się nad doborem słów. – To i tak poziom wyżej niż Camille.
No i mogłeś zakochać się w heteryku. To dopiero byłby problem.
Magnus zamrugał
zdziwiony.
- Nie będzie
umoralniającej gadki i opierdolu? – spytał.
- Nie. – Cat pokręciła
głową. – Bo widzę, że to jest bardzo na poważnie. I nie ważne ile nastrzępię sobie
języka, to i tak nic nie zmieni. Wpadłeś po uszy, a nie można się odkochać
przez gadanie przyjaciół. Szkoda… - Miała na myśli Camille, jednak Magnus chyba
odebrał to inaczej, bo się skrzywił. Cat udała, że tego nie widzi. – Poza tym…
- Uśmiechnęła się chytrze. – Myślę, że ty też nie jesteś mu obojętny.
Magnus prychnął. To
akurat wiedział, bez pomocy przyjaciółki. Alexander czuł coś do niego, ale to
uczucie przegrywało z miłością do brata.
Widząc minę przyjaciela
wiedziała już, że Ragnor przekazał jej niepełną wersje historii. Sięgnęła po
puszkę, otworzyła ją i podała Magnusowi.
- Mów – rozkazała. –
Tylko wszystko!
Wahał się przez ułamek
sekundy a potem słowa opuszczały jego usta, niemal bez udziału świadomości.
Nawet nie wiedział, że tak bardzo tego pragnął. Podzielić się z kimś, historią
swojej miłości. Opowiedzieć o Alexandrze. Ich pierwszym spotkaniu, pocałunkach,
rozmowach i tej dziwnej radości, jaką czuł zawsze, gdy mężczyzna był obok.
- Podobają mu się moje
oczy – powiedział na koniec i Catarina wiedziała, że dla Magnusa były teraz
tylko dwie drogi. Ta wspólna z Alexandrem oraz samotna, prowadząca do
całkowitej destrukcji przyjaciela. Obiecała sobie, że zrobi wszystko, by Magnus
wkroczył na pierwszą. Nawet, jeśli miałaby szantażować Aleca Lightwooda.
Kocham ❤️ Mags i Cat to najlepsza para przyjaciół pod słońcem. Chyba najlepszy rodzaj przyjaźni w całej serii książek. Żałuję, że w serialu było to potraktowane tak po macoszemu 😉. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział
OdpowiedzUsuń