poniedziałek, 3 maja 2021

Utracona niewinność 13

 

 

UTRACONA NIEWINNOŚĆ
 
 13


Świat wirował. Alec nie wiedział gdzie góra, a gdzie dół. Gdzie był początek, a gdzie koniec. Nie wiedział…
- Lewa! Lewa!
Która stopa jest lewa.
- Przepraszam!
Magnus popatrzył na niego spod zmrużonych powiek.
- Skup się Alexandrze. Wiem, że potrafisz.
Alec miał ochotę wyściskać go za te słowa. I w ogóle za całokształt bycia trenerem, jakiego potrzebował. Takim, który motywuje dobrym słowem a nie patrzy na ucznia, niczym na chodzącą porażkę. Która, co prawda pomoże mu opłacić rachunki, ale jednocześnie zrujnuje nerwy. Alec, do tej pory, tylko raz spotkał się z podobnym podejściem. U nauczyciela łucznictwa. I to dzięki niemu zaszedł tak daleko, w tym sporcie.
 
Magnus nigdy nikogo, niczego nie uczył. Raz próbował przekazać Catarinie tajemną wiedzę na temat robienia makijażu. Skończyło się na awanturze przy doborze cieni, (cóż… nie każdy musi mieć tak samo dobry gust, jak on), zażegnanym dopiero wyjściem do klubu (z nieumalowaną Cat). Od tamtej pory Magnus trzymał język za zębami zawsze, gdy widział pozbawioną makijażu twarz przyjaciółki. Swoją drogą zdążył się za nią stęsknić.
Od początku wiedział, że bez względu na jego pedagogiczną przeszłość, (czy też raczej jej brak), uczenie Alexandra nie będzie łatwym zadaniem. I wcale nie chodziło o predyspozycje, których Alec po prostu nie posiadał, ale o sposób przekazania mu tego. Nie chciał być sztucznie miły ani też gnoić mężczyzny. Alexander, za bardzo, przejmował się zdaniem innych i przy pierwszym rozwiązaniu, mógłby pomyśleć, że Magnus traktuje go, jak dziecko. Przy drugim – zniechęcić, jeśli nie załamać. Poza tym przecież obiecał, że nie spojrzy na niego z rozczarowaniem. Starał się znaleźć zloty środek. I póki, co chyba mu to wychodziło. Przynajmniej na razie. Bo nie dość, że Alexander nawet chętnie brał udział w tych indywidualnych zajęciach, to jeszcze zaczynał łapać podstawy. A Magnus miał tę satysfakcję, że co drugi dzień nie tylko on spływał potem, Serio, lekcje tańca były, dla Aleca, bardziej wykańczające niż trening siłowy, którego za nic nie chciał Magnusowi odpuścić. Po burzliwej dyskusji, (której Prezes Miau nie popierał; nasikał później im obu do butów) zgodzili się zrobić przeplatankę. Dzień tańca, dzień treningu.
Kiedy, po pierwszej lekcji, Alec opadł na kanapę ciężko dysząc, cały zlany potem, Magnus był pewien, że wygrał, (co prawda było to zwycięstwo okupione podeptanymi stopami, ale trudno) i mężczyzna, w końcu, zdecyduje się zdjąć tę przeklętą koszulkę. Niestety, Alexander był uparty a swoje paskudne podkoszulki traktował, jak świętość. Na żadnym treningu nie mogło ich zabraknąć. Bane zaczynał podejrzewać, że wkrótce nabawi się depresji.
- Dobra! – Klasnął w dłonie. – Jeszcze raz. Od początku.
Mężczyzna, bez słowa, podszedł do niego i przyjął postawę. Plus nauki Alexandra był taki, że mężczyzna nigdy nie narzekał. W przeciwieństwie do Magnusa, który uznał, że w zaistniałej sytuacji, musi zacząć wyrabiać podwójną normę.
- Zaczynamy. Raz, dwa… - Nie zdążył powiedzieć „trzy”, bo przeszkodził mu dzwonek do drzwi. Spojrzeli na siebie skonsternowani.
- Spodziewasz się kogoś? – spytał Alec a jego całe ciało się napięło.
Magnus pokręcił głową. Co prawda Raphael i Ragnor czasem lubili wpadać bez zapowiedzi, ale Santiago zwykle wybierał weekendy, poza tym nigdy nie pukał a dosłownie walił pięściami w drzwi. Ragnor zaś, po ich ostatniej rozmowie, raczej nie miał ochoty na przyjacielskie pogaduszki. Nikt inny nie przychodził mu do głowy.
Chciał pójść otworzyć, ale Alec złapał go za ramię. Mocno. Prawie na pewno będzie miał siniaki.
- A ty, dokąd? – niemal warknął.
Magnus spojrzał na niego zdziwiony. Dopiero po chwili dotarło do niego, o co mężczyźnie chodziło.
- Serio myślisz, że przyszedłby do mojego domu i, tak po prostu, zapukał do drzwi? Przecież to… - urwał, kiedy zobaczył minę Aleca. Lightwood patrzył na niego tak, że Magnusowi odechciało się jakiejkolwiek dyskusji. A zachciało, coś zupełnie innego. Cholera! Zły Alexander, to diabelnie seksowny Alexander. Oh! Gdyby mógł go teraz zaciągnąć do sypialni… Ale nie mógł. A pukanie się powtórzyło. Tym razem bardziej napastliwie. Magnusowi zaczęło się z czymś kojarzyć, tylko nie bardzo potrafił dokładnie powiedzieć, z czym.
- Schowaj się – rozkazał Alec a sam ruszył do drzwi.
Osoba po drugiej stronie znów zapukała, tym razem w takt znanej melodii i Magnus już wiedział, kto stał za drzwiami. Z szerokim uśmiechem rzucił się ku wejściu do mieszkania, odpychając Aleca na bok. Mężczyzna, który nie spodziewał się ataku od tyłu, dał się zaskoczyć i wpadł na ścianę. Przez co nijak nie mógł powstrzymać Bane’a, przed otworzeniem drzwi na oścież.
- Catarina! – Magnus niemal rzucił się kobiecie na szyję. Ta jednak zręcznie uniknęła przytulenia i, jak gdyby nigdy nic, wparowała do mieszkania, ciągnąc za sobą torbę na kółkach.
- Dłużej się nie dało?! – fuknęła. – Myślałam, że tam zakwitnę.
- Wybacz kochana! Mój ochroniarz wymaga ode mnie stosowania najwyższych środków bezpieczeństwa. – Magnus nie mógł przestać się uśmiechać. Nie widział Catariny od ponad roku, gdy zdecydowała się jechać na misję z Lekarzami bez Granic.
- I dlatego otwierasz drzwi, nawet nie sprawdzając, kto za nimi stoi? – Zmierzyła go spojrzeniem, od którego kwiaty więdły.
Magnus machnął lekceważąco ręką.
- Twoje pukanie poznałbym na końcu świata. Tylko ty robisz to w rytm melodii We will rock you.
Catarina obdarzyła go uśmiechem, wyraźnie uspokojona. I chyba nawet zadowolona.
- No to gdzie ten twój ochroniarz?
- Tutaj. – Alec zdążył się już odkleić od ściany i wyjść z pierwszego szoku. Teraz rodził się w nim gniew. – Chyba kazałem ci się schować?! – Spojrzał groźnie na Magnusa.
Cat miałaby w nim poważnego przeciwnika w walce na spojrzenia, pomyślał Bane i uśmiechnął się niczym dziecko, które zdaje sobie sprawę z tego, że narozrabiało, ale jednocześnie wie, że nie dostanie kary, bo rodzice je kochają.
- Catarino, to jest właśnie Alec Lightwood, mój ochroniarz. Alexandrze, to Catarina Loss, moja przyjaciółka. Opowiadałem ci o niej. – Dokonał prezentacji zupełnie ignorując gromy, jakimi ciskał w niego Alec.
Mężczyzna westchnął (złapał się na tym, że przez ostatnie tygodnie wzdychał częściej niż przez cale swoje życie; jak tak dalej pójdzie, to nabawi się nowego tiku) i wyciągnął dłoń w stronę kobiety, jednocześnie lustrując ją uważnym spojrzeniem.
- Miło mi.
Catarina była niska i drobna. Jej ciemna dłoń niemal ginęła w wielkiej łapie Alexandra. Mimo to uścisk miała silny i stanowczy. To nie była kobieta, której ktokolwiek chciałby podpaść.
- Indie.
- Słucham? – Zamrugał zaskoczony. Nie bardzo wiedział, o czym Catarina mówiła.
- Pochodzę z Indii. Nad tym się pewnie zastanawiałeś, co? – W jej głosie słychać było wyzwanie. A może tylko zaczepkę? Alec naprawdę nie potrafił w kontakty międzyludzkie.
- Prawdę mówiąc myślałem o tym, że masz naprawdę silne ręce i nie chciałbym być twoim wrogiem.
Cat spojrzała na niego spod zmrużonych powiek, jakby nie do końca pewna, czy Alec sobie z niej nie kpi. Nie była przyzwyczajona do tego, że przy pierwszym spotkaniu ludzie zamiast złośliwościami, raczyli ją komplementem. Nawet takim, nie do końca, wyszukanym, za który większość kobiet mogłaby się obrazić. Postanowiła jednak docenić gest, nawet jeśli miała zamiar pozostać nieufna. Przecież Ragnor nie zadzwoniłby do niej, bez powodu.
- A, co takiego mówił o mnie, ten chodzący brak ogłady? – Wskazała kciukiem na Magnusa, który z zapartym tchem obserwował rozgrywającą się, przed nim, scenę. Z jakiegoś powodu chciał żeby Catarina polubiła Aleca.
- Głównie narzekał, że nie przyrządziłaś mu swojej sławnej mikstury na kaca. – Alec zawsze źle się czuł poznając nowe osoby. A ta kobieta dodatkowo go przerażała. Miał wrażenie, że czymś jej podpadł, tylko nie bardzo wiedział, czym. Znali się od jakichś pięciu minut.
Tymczasem Catarina przeżyła szok.
- Powiedziałeś mu o Peru?! – Odwróciła się do Magnusa, z szeroko otwartymi oczami. Ten wzruszył ramionami, jakby nic się nie stało.
- Tak jakoś wyszło.
- Naprawdę udawał, że ma latający dywan i chciał zostać kaktusem? – Od jakiegoś czasu te dwie sprawy nie dawały mu spokoju. Musiał o nie zapytać, gdy tylko nadarzyła się okazja.
- Tak – odpowiedziała odruchowo. – Jak chcesz to mam zdjęcia. – Tu zwykle następował wrzask Magnusa i zaklinanie na wszystkie świętości, by fotografie pozostały tajne. Teraz jednak Bane nie zrobił nic, gdy Alec z szerokim uśmiechem, oznajmił:
- Chętnie.
Było gorzej niż Ragnor myślał a Catarina podejrzewała. Dobrze, że udało jej się wyrwać.
- A tak właściwie, kochana. – Magnus zdał sobie sprawę z jednej rzeczy. – Co ty tu robisz? Oczywiście cieszę się, że cię widzę, ale czy nie powinnaś wrócić za jakieś… - Zastanowił się. – Pół roku?
- Pięć miesięcy – poprawiła go. Wiedziała, że datę jej powrotu do Nowego Jorku Magnus miał zapisaną w kalendarzu. Zawsze, kiedy przylatywała z kolejnej misji czekał na nią na lotnisku, z bukietem kwiatów i planami na niezapomniany wieczór. Teraz musiało go gryźć, że wróciła wcześniej i nawet nie dała mu znać. Miała z tego powodu wyrzuty sumienia, ale cel uświęca środki. – Pojawiły się drobne komplikacje. – Lepiej nie mówić o pladze chorób wenerycznych, wśród personelu medycznego. – Chciałam zrobić ci niespodziankę.
- I zrobiłaś – zapewnił Magnus uśmiechając się szeroko. Wyglądało na to, że ktoś mu ten uśmiech przykleił na stałe do twarzy. Alec, ostatni raz, widział go tak szczęśliwym, gdy Madzie podarowała mu rysunek, z nim w roli głównej. Miał na nim swoje kocie oczy. – Wielką! – Podszedł do kobiety i mocno ją uściskał. – Przyjechałaś prosto z lotniska? – Wskazał na jej torbę.
- Niezupełnie. – Tu następowała najtrudniejsza część całego, pisanego na kolanie, planu. – Najpierw chciałam się trochę odświeżyć.
- Ale? – wtrącił Magnus. Za dobrze znał życie, żeby wierzyć, że żadne, „ale” nie istniało.
- Ale okazało się, że w czasie mojej nieobecności, w mieszkaniu pękła rura. A że właściciel to skończony kretyn i do tego leń, spodziewając się, że wrócę dopiero za kilka miesięcy, trochę odpuścił sobie remont. No i nie mam gdzie się podziać. – Rozłożyła bezradnie ręce. – Pomyślałam, że mnie przygarniesz, dopóki czegoś sobie nie ogarnę. Tylko na kilka dni – zaznaczyła.
Magnus przygryzł wargę. Normalnie to nie byłoby problemem, tyle tylko, że…
- Catarino wiesz, że moje progi zawsze stoją dla ciebie otworem. Tylko teraz… Sypialnia dla gości jest zajęta. – Spojrzał na Aleca, który gwałtownie się zarumienił.
- Nie ma problemu – powiedział szybko. – Mogę spać na kanapie.
 
- Na pewno nie masz nic przeciwko? – upewnił się Magnus po raz tysięczny, podczas, gdy Alec mościł sobie gniazdko na kanapie. Catarina, podziękowawszy im wylewnie, niemal od razu poszła spać. Miała za sobą długi lot a poza tym dopadał ją już jet lag. Bane zawsze dziwił się, jak podatna na zmianę czasu, była jego przyjaciółka. I to mimo podróżowania niemal po całym świecie.
- Na pewno – potwierdził Alec znudzonym tonem. Naprawdę nie chciał już wałkować tego tematu. Nie czuł żeby zrobił coś specjalnego. – Zresztą to tylko kilka dni. A twoja kanapa jest naprawdę wygodna.
Magnus ugryzł się w język, żeby nie powiedzieć, do czego, wspomniana sofa nadaje się najlepiej. Alec mógłby wtedy woleć spać na podłodze. Która też nie była, do końca, bezpieczna.
- Może jednak wolisz spać u mnie?
Sama myśl, że miałby spędzić noc, w łóżku Magnusa (nawet bez właściciela w pobliżu) wywoływała u niego ciarki. Wiedział, że nie zmrużyłby oka.
- Nie. I naprawdę się zdenerwuję, jeśli nie odpuścisz tego tematu. A pamiętaj, że jutro robimy trening siłowy.
W obliczu takiej groźby Magnus, po prostu, musiał skapitulować.
- Niech ci będzie, ale nie chcę jutro słyszeć jojczenia, że coś cię boli, albo się nie wyspałeś.
- Tak, tak. – Machnął ręką. – Dobranoc.
- Dobranoc. – Magnus poszedł do siebie myśląc, że zamiast na kanapie Alexander zdecydowanie lepiej prezentowałby się w jego łóżku. Z nim samym przytulonym do boku.
 
- Nie!
Magnus przystanął w pół kroku.
- Nie!
No i stało się. Stary Ragnor zwariował. Trzeba powiedzieć Raphaelowi i znaleźć jakiś dobry psychiatryk. Ciekawe, czy jest taki z możliwością odwiedzin?
- Jeszcze tu jesteś? – Ragnor podniósł wzrok znad laptopa. – Przecież powiedziałem, że nie!
- A to było do mnie? – Magnus był autentycznie zdziwiony.
- A do kogo? – Ragnor przewrócił oczami. Dlaczego on jeszcze przyjaźnił się z tym kretynem?
- Nie wiem – przyznał. – Myślałem, że ci kompletnie odbiło i już nawet zacząłem myśleć nad psychiatrykiem, dla ciebie. – Ze źle ukrywaną radością patrzył, jak przyjaciel dosłownie zielenieje ze złości. Ragnor był jedyną znaną mu osobą, która w gniewie zamiast zalewać się czerwienią wyglądała, jakby właśnie miała atak choroby morskiej. To na pewno był jakiś genetyczny ewenement i gdyby Fell zgodziłby się zostać królikiem doświadczalnym, mogliby zbić fortunę. Niestety, z jakiegoś powodu Ragnor nie ufał lekarzom i unikał ich jak ognia. Albo zaproszeń Magnusa do klubu.
- Kiedyś na pewno tam trafię! I to przez ciebie! – Wycelował w przyjaciela palec. – I twoje głupie pomysły!
- Hej! Nie wszystkie są głupie!
- Tak? – Mężczyzna uniósł brwi z powątpiewaniem. – Podaj jeden, który nie skończył się katastrofą.
- Przygarnięcie Miau! – odpowiedział Magnus bez zastanowienia, co Ragnor skwitował prychnięciem.
- Moje buty, twoje buty, komoda, fotel, firanki… - zaczął wymieniać wszystkie szkody wyrządzone przez kota.
- Okej! – przerwał mu Magnus. – To nie był najlepszy przykład. Ale gdybyś mu nie nadepnął na ogon, to by ci nie nasikał do butów! – Uznał, że obrona pupila leży w jego właścicielskim obowiązku.
- A gdybym nie zadawał się z tobą, to bym nie posiwiał przedwcześnie. Czego chcesz, bo nie mam czasu. I odpowiedź brzmi nie!
Magnus zachichotał. Uwielbiał tego zrzędę.
- Myślę, że zmienisz zdanie – powiedział siadając na biurku przyjaciela.
- Szczerze wątpię. – Ragnor pozostał sceptyczny. Jak zawsze przy rozmowie z Magnusem. I, jak zawsze, miało to nic nie dać. Z jakiegoś niezrozumiałego, dla Fella, powodu, Bane potrafił go przekonać do każdej głupoty.
- Catarina wróciła – oznajmił Magnus i ze szczeniacką radością obserwował, jak wiecznie skrzywiona twarz przyjaciela, się rozpogadza. Wiedział, że Ragnor darzył Cat specjalnym uczuciem. Coś pomiędzy przyjaźnią na wieki a miłością.
- Już? – zdziwił się. – Nie miała być…
- Za pięć miesięcy? Tak. Ale coś tam się wydarzyło i jest teraz. – Streścił przyjacielowi wczorajsze popołudnie. A w związku z tym, że ja mam teraz areszt domowy pomyślałem, że moglibyśmy spotkać się u mnie i trochę… pogadać. Przy herbatce i ciasteczkach, rzecz jasna.
Ragnor prychnął.
- Kiedy ty ostatni raz piłeś herbatę?!
- Przedwczoraj – odpowiedział odruchowo Magnus wracając myślami do wszystkich wieczorów spędzonych na kanapie, w towarzystwie Aleca. Niejako tradycją stało sie to, że tuż po dwudziestej Alexander parzył herbatę i zasiadali na sofie, wystarczająco blisko by stykać się ramionami, ale również na tyle daleko, żeby wrażenie przyzwoitości zostało zachowane. Nie robili wtedy nic konkretnego. Czasem oglądali telewizję, czytali książki albo rozmawiali. Najczęściej jednak po prostu milczeli. W takich chwilach Magnus, całym sobą, chłonął obecność Alexandra. Upajał się jego zapachem i udawał, że gdyby tylko chciał mógłby go przytulić i pocałować. Po tak spędzonym wieczorze spał, jak dziecko i nie dręczyły go żadne koszmary.
Ragnor skrzywił się słysząc tą odpowiedź, ale jej nie skomentował. Wiedział, że to bez sensu, już powiedział Magnusowi, co o tym wszystkim myśli. Zamiast tego spytał:
- A ten twój chłoptaś będzie?
Tym razem to Bane się skrzywił.
- Po pierwsze to nie żaden „mój chłoptaś” a po drugie, trudno żeby go nie było.
Ragnor machnął ręką.
- Przyjdę w piątek.
 
Catarina leżała na kanapie z butelką piwa w ręku i zaśmiewała się do łez. Początkowo miała jeszcze telefon z włączonym nagrywaniem, ale Magnus zagroził, że jeśli zaraz go nie odłoży będzie szukać swojej komórki w kociej kuwecie. Znała Bane’a od lat i wiedziała, do czego był zdolny, dlatego posłusznie odłożyła telefon na stolik, (ale co się nagrało to jej). Teraz po prostu chłonęła widok przed sobą.
- Dajesz! Jeszcze jedna seria!
Magnus leżał na różowej, błyszczącej karimacie i starał się robić brzuszki. Żeby oddać mu honor, nawet je robił, przynajmniej dopóki, na liczniku, nie wybiła setka. Potem już głównie marudził, jęczał, stękał i starał się przekupić, opartego o jego zgięte kolana, Alexandra. Mężczyzna jednak pozostawał niewzruszony, dalej twardo pilnując żeby Bane nie oszukiwał, przygważdżając jego nogi do ziemi.
- Jesteś najgorszym trenerem personalnym, jakiego można sobie wyobrazić – stęknął Magnus opadając na matę, po kolejnej serii.
W odpowiedzi Alec wyszczerzył do niego zęby.
- Uznam to za komplement. A teraz wstawaj, robimy pompki.
Magnus jęknął tak głośno, że nawet Prezes Miau prychnął, na niego, z regału z książkami. Bane zmierzył go surowym spojrzeniem, które na kocie nie zrobiło żadnego wrażenia.
- Chciałem ci tylko przypomnieć, że mamy gościa i to nie ładnie go tak ignorować. – Już użył tego argumentu, ale nadzieja umiera ostatnia.
Uwagi Catariny nie uszło to mamy. Ragnor naprawdę miał powody do niepokoju. Ona zresztą też, ale jakoś nie potrafiła go w sobie wykrzesać. Nie, kiedy patrzyła na tę przekomarzającą się dwójkę. Magnus był szczęśliwy, widziała to. Jego oczy błyszczały tym specyficznym blaskiem, który opuścił je dawno temu. Razem z Camille. A właśnie! Oczy! Największym zaskoczeniem był dla niej fakt, że Magnus nie nosił soczewek. I, w ogóle, się tym nie krępował, bez cienia zażenowania czy wstydu patrzył swoimi naturalnymi oczami, na Aleca. Na twarzy, którego raz po raz, pojawiał się zachwyt.
Cat pamiętała, że sama musiała czekać ponad rok, nim Magnus, w ten sposób, się przed nią obnażył. I zrobił to tylko dlatego, bo dostał zapalenia spojówek a ona miała dostęp do odpowiednich leków, od ręki. Nigdy nie zapomni tego pełnego napięcia oczekiwania, które pojawiło się na twarzy Magnusa, gdy czekał na jej reakcję, niczym na wyrok. Opierdoliła go wtedy za nieumiejętne noszenie soczewek i kazała zaopatrzyć się w przeciwsłoneczne okulary, ani słowem nie zająknąwszy się o naturalnym-nienaturalnym wyglądzie przyjaciela. Potem już nie wracali do tego tematu a Magnus coraz częściej zdejmował przy niej soczewki. Nigdy jednak nie czuł się w jej obecności tak swobodnie, jak sam na sam z Ragnorem. Albo teraz z Alekiem.
- A ja ci chciałam przypomnieć, że jestem pielęgniarką i z całego serca popieram zdrowy tryb życia. – Pociągnęła łyk piwa z butelki, co Magnus skwitował pogardliwym prychnięciem. – Wyluzuj. Nie piłam od ponad roku. Jedno mi nie zaszkodzi.
Bane wymownie spojrzał na stolik, gdzie stały trzy opróżnione butelki. Catarina rzuciła w niego poduszką. Trafiła prosto w twarz.
- Uważaj na włosy!
- Miałeś robić pompki, z tego, co pamiętam! I tak fryzura ci się zniszczy!
- Nigdy nie wątp w siłę dobrego lakieru! – Magnus popatrzył na nią z wyższością. Niestety miażdżący efekt jego spojrzenia został zniweczony przez śmiech Alexandra.
- Zachowujecie się, jak stare dobre małżeństwo – stwierdził mężczyzna, na co Catarina zareagowała pełnym oburzenia prychnięciem. Niewątpliwie podpatrzonym od Magnusa, chociaż jemu wychodziło to lepiej.
- Ja z nim?! Zdążylibyśmy się trzy razy rozwieść zanim w ogóle doszłoby do ślubu!
Alec ponownie się roześmiał, tym razem widząc minę Magnusa.
- Ranisz mnie! – Bane złapał się za serce. – Ja cię kocham a ty…
- Też cię kocham. Dlatego chcę żebyś był zdrowy. Do pompek! – rozkazała. Alec posłał jej promienny uśmiech, wyczuwając w kobiecie sprzymierzeńca. Magnus wiedząc, że tej dwójki nie przegada (mieli przewagę liczebną) posłusznie zaczął robić pompki. Miał na koncie dziesięć, kiedy Catarina odezwała się ponownie.
- Kiedy ostatnio robiłeś testy na choroby weneryczne?
O mało nie zarył twarzą w podłogę. Wiedział, że Cat była bezpośrednią osobą, ale często zapominał, że aż do tego stopnia. Z boku doszło do niego krztuszenie się Alexandra. Biedny, tego się nie spodziewał. Sam Magnus zresztą też nie.
- W zeszłym miesiącu. Raphael bardzo dba o takie rzeczy.
- To dobrze. – Catarina pokiwała głową. – W twoim zawodzie to bardzo ważne, żeby badać się regularnie.
Magnus zaryzykował spojrzenie na Alexandra. Mężczyzna był cały czerwony. Rumieniec spływał mu nawet na szyję i nikł, gdzieś pod materiałem koszulki. Magnus wiele by dał żeby wiedzieć, gdzie dokładnie.
Nakazał sobie spokój. Może i Cat nie znała go tak dobrze, jak Ragnor, ale wciąż wystarczająco, by odczytać pewne sygnały. A na kolejną pogadankę w stylu „odpuść sobie, on nie jest dla ciebie”, nie miał ochoty. Dlatego zrobił to, co zawsze wychodziło mu perfekcyjnie. Zaczął marudzić.
- Nie mam siły!
 
- Zobaczysz! Zemszczę się jutro! – zagroził Magnus, który był niemal pewien, że Alec przeczołgał go dzisiaj wyjątkowo intensywnie, tylko ku uciesze Catariny. Kobieta wprost powiedziała, że dawno się tak dobrze nie bawiła.
- O! A co będzie jutro? – zainteresowała się Cat, wyczuwając kolejną falę rozrywki.
- Jutro, moja droga, będę tego oto sadystę – wskazał na Aleca, który zwijał karimaty – uczył tańczyć. – Widząc, że kobieta niewiele rozumie szybko nakreślił jej umowę, jaką miał z Alekiem. Im dłużej mówił, tym szerzej otwierały się oczy przyjaciółki.
- Nie zapomniałeś o czymś? – W pewnym momencie podszedł do nich Alec, nie wiedzieć czemu, bardzo z siebie zadowolony. – Czwartek – podpowiedział, gdy nie dostał odpowiedzi, a Magnus wyglądał, jakby miał zamiar palnąć się w czoło.
- No tak! Dzieciaki! Dobrze, że mi przypomniałeś. Muszę obsypać brokatem cylinder, na pewno im się spodoba. A właśnie, Catarino! Nie chciałabyś wziąć na siebie roli mojej uroczej asystentki?
Cat czuła, że rzeczywistość zaczęła z niej kpić. Rzadko czegoś takiego doświadczała, była niemal pewna, że przez te lata przyjaźni z Magnusem, uodporniła się na wszystko. Jak widać jednak, Bane zawsze znajdzie sposób żeby ją zaskoczyć.
- Asystentkę? – zapytała głupio.
Magnus widząc, że przyjaciółka nic nie rozumie, ponownie zabrał się za wyjaśnienia. Teraz oczy Cat niemal wypadły z czaszki. Zaczynała, w pełni, rozumieć niepokój Ragnora. Bo stojący przed nią mężczyzna nie był ich Magnusem. A przynajmniej nie do końca. Magnus, którego ona znała, nigdy nie uczyłby tańczyć jakiegoś, randomowego faceta, nie dałby się sprowadzić do parteru podczas treningów, nie mówiąc już o tym, że nigdy nie trenowałby w domu. Bez zdjęcia na Instagramie i szansy na szybką randkę. A, co najważniejsze, nigdy, z własnej woli, nie odgrywałby magika przed bandą dzieciaków. Nawet nie wiedziała, że znał jakieś sztuczki.
- Jest tak samo, jak przy Camille – biadolił Ragnor, gdy jakimś cudem, udało im się połączyć na Skypie. – Zmienia się na modłę tego dzieciaka.
Musiała przyznać przyjacielowi rację. Ale tylko połowicznie. Magnus faktycznie się zmieniał, z tym, że na lepsze. Był bardziej radosny, wręcz emanował jakimś wewnętrznym blaskiem. Tak jakby wszystko wokół mogło go zachwycić, zwyczajnie, bez powodu. Catarina nie mogła oprzeć się wrażeniu, że to był właśnie prawdziwy Magnus. A przynajmniej osoba, którą zawsze chciał być. On nie zmieniał się na modłę Aleca. On, dzięki Alecowi, odnajdywał samego siebie. Tylko, co się stanie, gdy Alexandra zabraknie? Nie potrafiła znaleźć odpowiedzi na to pytanie. I to ją przerażało.
 
Drzwi do pokoju otworzyły się gwałtownie. Catarina podniosła wzrok znad czytanej książki i jej twarz rozjaśnił uśmiech, gdy zobaczyła Magnusa z czteropakiem piwa w ręku.
- Dzisiaj skromnie. – Podał jej puszkę. – Jutro muszę być w pracy, Raphael nie uznaje czegoś takiego, jak urlop na żądanie. Poza tym w piątek wpadnie Ragnor, to sobie popłyniemy.
Wdzięczna odebrała do niego piwo i od razu strzeliła zawleczką. Przyjemny syk poniósł się po pomieszczeniu.
- A teraz mów – zachęcił ją Magnus. – Jak tam było?
I Catarina zaczęła opowiadać. A z każdym kolejnym słowem coraz bardziej uzmysławiała sobie, jak bardzo tęskniła. Za Magnusem, Ragnorem, który był obecny podczas rozmowy, niczym zły duch, za Nowym Jorkiem. I za takimi wieczorami, gdy mogła, po prostu, spotkać się z przyjacielem, bez martwienia się o wszystko wokół. O to czy operowany pacjent przeżyje, czy wystarczy leków, wody… Chociaż kochała swoją pracę i nie zamieniłaby jej na żadną inną, czasem miała zwyczajnie dość.
- A co tam u ciebie? – spytała, gdy wyrzuciła z siebie całe napięcie dopiero, co zakończonej misji.
Magnus wzruszył ramionami.
- Po staremu.
Nie spodobała jej się ta odpowiedź. Zwykle Magnusowi gęba się nie zamykała, kiedy miał opowiadać o sobie. A to nowy garnitur z limitowanej kolekcji, kolejna para butów, szybki podryw w klubie, sprzeczka z Raphaelem. W jego życiu zawsze coś się działo. Nigdy nie było „po staremu”.
- Magnus! – Spojrzała na niego karcąco.
- Co? – Udał, że nie rozumie.
- Nie cocuj do mnie, tylko gadaj, jak na spowiedzi. Co jest?
- Myślę, że ty dobrze wiesz, co jest – burknął nie patrząc na nią. Miał czas, żeby kilka rzeczy przemyśleć i wiedział, że jednak nie minie go kolejna rozmowa na niewygodny temat. – Ragnor musiał ci wszystko wypaplać, dlatego wróciłaś przy pierwszej okazji i wpakowałaś mi się do mieszkania.
Czyli została przejrzana. No trudno, brała to pod uwagę. W końcu Magnus nie był głupi.
- Możesz już wyrazić swoje głębokie zaniepokojenie – powiedział Bane bawiąc się puszką. – A potem mnie opierdolić, dla mojego własnego dobra, rzecz jasna.
Uważniej przyjrzała się przyjacielowi. Wyglądał dziwnie krucho, jak nie on. Jakby każde złe słowo, z jej ust, mogło go nie tyle zranić, co roztrzaskać na kawałki. Tylko raz widziała go w takim stanie. Tuż po tym, jak dowiedział się, że Camille go zdradziła. To był Magnus, który potrzebował pocieszenia a nie umoralniających gadek. Sklęła w duchu Ragnora. We wszystkich znanych sobie językach.
- Kochasz go. – To nie było pytanie, mimo wszystko Magnus odpowiedział.
- Tak. Kocham. Zakochałem się we własnym ochraniarzu, który nie dość, że wstydzi się samego słowa „seks”, to jeszcze nie ma zamiaru ujawniać swojej orientacji, bo brat się na niego obrazi.
- Cóż… - Catarina dłuższą chwilę zastanawiała się nad doborem słów. – To i tak poziom wyżej niż Camille. No i mogłeś zakochać się w heteryku. To dopiero byłby problem.
Magnus zamrugał zdziwiony.
- Nie będzie umoralniającej gadki i opierdolu? – spytał.
- Nie. – Cat pokręciła głową. – Bo widzę, że to jest bardzo na poważnie. I nie ważne ile nastrzępię sobie języka, to i tak nic nie zmieni. Wpadłeś po uszy, a nie można się odkochać przez gadanie przyjaciół. Szkoda… - Miała na myśli Camille, jednak Magnus chyba odebrał to inaczej, bo się skrzywił. Cat udała, że tego nie widzi. – Poza tym… - Uśmiechnęła się chytrze. – Myślę, że ty też nie jesteś mu obojętny.
Magnus prychnął. To akurat wiedział, bez pomocy przyjaciółki. Alexander czuł coś do niego, ale to uczucie przegrywało z miłością do brata.
Widząc minę przyjaciela wiedziała już, że Ragnor przekazał jej niepełną wersje historii. Sięgnęła po puszkę, otworzyła ją i podała Magnusowi.
- Mów – rozkazała. – Tylko wszystko!
Wahał się przez ułamek sekundy a potem słowa opuszczały jego usta, niemal bez udziału świadomości. Nawet nie wiedział, że tak bardzo tego pragnął. Podzielić się z kimś, historią swojej miłości. Opowiedzieć o Alexandrze. Ich pierwszym spotkaniu, pocałunkach, rozmowach i tej dziwnej radości, jaką czuł zawsze, gdy mężczyzna był obok.
- Podobają mu się moje oczy – powiedział na koniec i Catarina wiedziała, że dla Magnusa były teraz tylko dwie drogi. Ta wspólna z Alexandrem oraz samotna, prowadząca do całkowitej destrukcji przyjaciela. Obiecała sobie, że zrobi wszystko, by Magnus wkroczył na pierwszą. Nawet, jeśli miałaby szantażować Aleca Lightwooda.

 

1 komentarz:

  1. Kocham ❤️ Mags i Cat to najlepsza para przyjaciół pod słońcem. Chyba najlepszy rodzaj przyjaźni w całej serii książek. Żałuję, że w serialu było to potraktowane tak po macoszemu 😉. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział

    OdpowiedzUsuń