Wesołych Świąt :)
UTRACONA NIEWINNOŚĆ
9
- Jesteś idiotą Ragnor!
Przecież to się kupy dupy nie trzyma! Uciekająca królowa?! Magia?! Wampiry?!
Chłopie! Czyś ty się, z własnym chujem, na rozum zamienił?!
Ragnor nawet nie mrugnął
okiem, podczas całego wywodu Magnusa. Co było dość sporym osiągnięciem, bo w
pewnym momencie, Bane rzucił w przyjaciela swoją kopią scenariusza. Na
szczęście nie trafił.
- Raphael to klepnął,
więc skończ marudzić i idź uczyć się tekstu.
- Musiałeś mu zrobić
zajebistego loda, skoro zgodził się na taką szmirę!
- Idź mu zrobić lepszego
to może cie wywali z obsady, skoro tak bardzo ci się to nie podoba. – Twarz
Ragnora pozostała bez wyrazu.
Magnus tylko prychnął i przyjął
od Aleca poskładanych scenariusz.
- Nienawidzę
poniedziałków!
- Nie wiem, czego się tak
wściekasz – powiedział Alec, kiedy znaleźli się w garderobie a Magnus, po raz
kolejny, zagłębił się w scenariuszu. – Przejrzałem to i gdyby usunąć wszystkie
sceny, mało prawdopodobnego, seksu wyszedłby z tego, całkiem dobry kawał filmu.
Poza tym ta postać… Czarownik ekscentryk, ładujący się w międzynarodową kabałę,
z powodu kaprysu, to niemal twoje alter ego. Nie rozumiem skąd ta złość.
Magnus prychnął, ale nie
odpowiedział. Bo, jak miał wyjaśnić, że to wcale nie o scenariusz się
rozchodziło a o… wszystko?! O cały cholerny świat, który postawił przed nim
cudo, w postaci Alexandra Lightwooda, pomachał mu nim przed nosem, jednocześnie
zastrzegając, że nigdy go nie dostanie! Bo, w ciągu ostatniego weekendu, Magnus
zrozumiał i zaakceptował jedną rzecz. Zakochał się w Alecu. Może jeszcze nie na
zabój, ale wystarczająco by cierpieć wiedząc, że obiekt jego westchnień jest
jednocześnie tak blisko i tak daleko.
Obiecał, iż nie będzie
niczego na Alecu wymuszał, pozostanie bierny. Mimo to miał ochotę przyszpilić
go do ściany i całować aż im obu zabraknie tchu. A potem… Zaproponować randkę.
Taką normalną randkę w restauracji, z dobrym jedzeniem i patrzeniem sobie
głęboko w oczy. Cholera! Nawet zdjąłby soczewki! Dlaczego zgadzał się na ten
pocałunek?! Dlaczego pokazał Alecowi swoje prawdziwe oczy?! Dlaczego nie
pomyślał o konsekwencjach dla siebie?!
Patrzył na miotającego
się Magnusa i kompletnie nic nie rozumiał. Przejrzał scenariusz i… To był kawał
naprawdę dobrej historii. Psuły ją tylko te wpychane, co chwila, sceny seksu.
Je pominął z prędkością błyskawicy. I nie chodziło o to, że czytając takie
rzeczy czuł się nieswojo. Problem leżał gdzie indziej. Sama myśl o Magnusie
uprawiającym seks z… kimkolwiek bolała. Co było wybitnie głupie, bo przecież
już nie raz widział Bane’a w objęciach kobiet i mężczyzn, czasem jednocześnie.
Na tym polegała jego praca, wiedział to od samego początku. Jednak miniony
weekend coś zmienił w jego sposobie myślenia. Alec zdał sobie sprawę, że był…
nie, zakochany to za mocne słowo. Zwłaszcza, jak na człowieka mającego zerowe
pojęcie o związkach. Jednak, z całą pewnością, Magnus mocno go zauroczył. Do
tego stopnia, że będąc przy nim czuł, jak drzwi jego mentalnej szafy same się
otwierały a on, coraz częściej, pozwalał sobie na nieśmiałe myśli, dotyczące
prawdziwego związku. Z Magnusem rzecz jasna. To zawsze był on. Przy nikim innym
jego wyobraźnia nie chciała współpracować.
Jakby to było, móc się
całować, za każdym razem, gdy najdzie go na to ochota (o tak! Całowanie było
dobre)? Chodzić za rękę? Na randki? Przytulać się? Bez krępacji i zażenowania,
patrzeć w te cudowne oczy? I może nawet… uprawiać seks? Kiedy dochodził do tego
momentu, przed oczami, najpierw stawał mu Magnus w objęciach uśmiechającej się,
z wyższością, Camille a potem Jace mówiący, jak to się go brzydzi. I szafa znów
się zamykała. Z hukiem, który przeganiał wszystkie wcześniejsze wizje. Alec
znał siebie i wiedział, że nigdy nie postawi związku z mężczyzną ponad brata.
Zresztą nie miał nawet najmniejszych szans, by spróbować. Przecież Magnus,
piękny, cudowny i wspaniały Magnus, nigdy nie zechciałby być z nim. Nie
zmieniłby dla niego swojego życia. A Alec wiedział także, że choćby Bane był
najcudowniejszym mężczyzną na ziemi (dużo mu do tego tytułu nie brakowało), nie
potrafiłby z nim być, gdyby nadal zajmował się tym, czym do tej pory. Dla
niego, taka praca, była synonimem zdrady.
I chociaż zdawał sobie sprawę
z beznadziejności swojego położenia, to dziwne uczucie zazdrości, raz po raz,
się w nim odzywało. Dlaczego zdecydował się na tamten pocałunek?! Dlaczego nie pomyślał
o konsekwencjach?!
- Jak się przeziębię, to
będzie twoja wina! – warknął Magnus poprawiając szlafrok. – Naprawdę musiałeś
się uprzeć na tą kąpiel?! – Wzdrygnął się, czując kropelki wody spływające mu
po plecach.
- Nie marudź. Masz dodatkową
motywację, żeby nie mylić kwestii. O! Jest Axel! Jak zawsze spóźniony!
Magnusa aż zamurowało.
- Nie mówiłeś, że będę
grał z Axelem! – Na pewno by to zapamiętał. Zwłaszcza w tych okolicznościach!
- Nie? – Autentycznie
zdziwił się Ragnor. – Widocznie zapomniałem. No, ale co to za różnica?
Ogromna, chciał krzyknąć
Magnus, ale tego nie zrobił. Wszechświat ponownie z niego zakpił.
- Cześć wszystkim! – Na
planie pojawił się wysoki, przystojny mężczyzna o nienagannie ułożonych
czarnych włosach i rozbawionych niebieskich oczach, ubrany w strój
osiemnastowiecznego arystokraty. – Przepraszam za spóźnienie. Mój pies miał
rozwolnienie po wczorajszych parówkach.
- Tak. To jest właśnie ta
informacja, którą chciałem usłyszeć tuż przed sceną seksu – burknął Magnus, ale
nowoprzybyły nie przejął się przytykiem.
- No już nie rób z siebie
primadonny Magnusie – zwrócił się do mężczyzny. – I tak wiem, że staje ci, na
sam mój widok.
Obaj usłyszeli, jak Alec
z sykiem wciąga powietrze.
- A więc, to jest ten
twój ochroniarz… - Axel zlustrował mężczyznę, od góry do dołu. – Muszę przyznać,
że jak tak na niego patrzę, sam mam ochotę dostać kilka listów z pogróżkami.
Wszechświat naprawdę cię lubi Magnusie.
Bane miał inne zdanie na
ten temat, ale nie zdążył go wyrazić, bo Ragnor zawołał wszystkich na plan.
Ostatni raz spojrzał na Aleca i dostrzegł, że mężczyzna mocno zaciska wargi.
W normalnych
okolicznościach bardzo cieszyłaby go, gra u boku Axela. Mężczyzna mu się
podobał i, choć nigdy nie spotkali się na gruncie innym niż zawodowy (po
porażce z Camille bardzo tego pilnował), to przy nim zawsze łatwej, wczuwał się
w nastrój. Dziś jednak miał z tym pewne problemy. Bo choć Axel reprezentował
ten sam typ urody, co Alec, to Alekiem nie był. Nie miał tych wystających kości
policzkowych i bladej cery. Oczy były, po prostu niebieskie, o dwa tony za
jasne, by w nich utonąć a czarne włosy teraz gdy już poznał prawdziwą kruczą
czerń, wydawały się spłowiałe.
„To nie Alec” uzmysławiał
sobie za każdym razem, gdy patrzył w twarz Axela. Zaraz potem dochodziła
konkluzja, że to nigdy nie będzie Alec. W konsekwencji Magnus miał ochotę
pierdolnąć tym wszystkim i wyjść. Na miejscu trzymał go tylko czysty
profesjonalizm i jedynie on sprawił, że udało mu się dobrnąć do końca sceny.
- Dobra! Mamy to! – zagrzmiał
Ragnor a Magnus miał ochotę znieść modły dziękczynne do wszystkich bogów. Jeśli
tak teraz będzie wyglądało jego życie, to ma bardziej przesrane niż mysz na
wystawie kotów.
- Starzejesz się
przyjacielu. – Axel wydawał się był bardzo z siebie zadowolony. Nic dziwnego. Ragnor,
menda społeczna a nie przyjaciel, zdążył go już pochwalić.
Szuja, pomyślał Magnus.
Bardziej z nawyku niż po złości. Wiedział, że sprawił się raczej… średnio.
- Może czas pomyśleć o
emeryturze? Skoro nawet twój ideał nie jest w stanie cię nakręcić?
- Nie pochlebiaj sobie –
burknął. – Do mojego ideału, to ci jeszcze sporo brakuje.
Axel ostentacyjnie
spojrzał na Aleca.
- Właśnie widzę. Jakieś
pięć centymetrów wzwyż, z dziesięć w barach… No może siedem. Tylko nie wiem,
ile na długość.
Magnus ponownie wzniósł
modły dziękczynne do bogów. Tym razem za to, że Alec nie słyszał tego wywodu.
- Jesteś idiotą.
Axel chciał coś na to
odpowiedzieć, ale dokładnie w tym samym momencie usłyszeli pełen wyrzutu
kobiecy krzyk.
- No weź się pospiesz!
Magnus doskonale znał ten
głos.
- Królowa? – spytał Axela
chwytając się ostatniej nitki nadziei, niczym tonący brzytwy. Może to tylko
przypadek. Może Camille po prostu tędy przechodzi… gdziekolwiek.
Niestety. Mężczyzna
zmiażdżył tę nadzieję. Podeptał i wyrzucił do kosza.
- Tak. – W jego głosie
słychać było rezygnację, połączoną z niechęcią. – Proponowałem Tessę, ale
Ragnor się uparł.
To było dla Magnusa zbyt
wiele. Poczuł, że więcej nie zniesie.
- Idę do łazienki! –
oświadczył. Nikt go nie zatrzymywał. I tak nie brał udziału w następnej scenie.
Poza tym wszyscy byli zbyt zaabsorbowani Camille. Belcourt potrafiła zwracać na
siebie uwagę. Niekoniecznie w pozytywnym sensie.
Wyłowił wzrokiem Aleca,
jego ochroniarz rozmawiał z Jace’em. I to było dla Magnusa jak kolejny cios.
Nie obchodziło go czy Złotowłosa chce przeprosić, czy znów najechać na Alexandra.
Po prostu podskórnie czuł, że ta rozmowa nie powinna mieć miejsca. Nie dzisiaj.
Podszedł do braci i
bezceremonialne chwycił Aleca za ramie.
- Idziemy.
- Stało się coś? –
Mężczyzna wyglądał na przestraszonego.
- Muszę do łazienki. –
Niemal siłą pociągnął go za sobą. Widząc, w jakim stanie jest Magnus, Alec
rzucił przepraszające spojrzenie bratu i już samemu ruszył za Bane’em.
Czuł się paskudnie. Ta
świadomość, że tuż obok, Magnus uprawia seks z kimś, choć trochę podobnym do
niego, bolała. Chociaż nie powinna. To on powinien mieś wywalone. Przecież, od
samego początku wiedział, czym Bane się zajmuje. Robił to od lat a jego całował
tylko raz. I na pewno nie tylko jego. Magnus nie wyglądał na człowieka, który
poza pracą, utrzymuje wstrzemięźliwość seksualną. Naprawdę nie chciał o tym
myśleć (ani o tym, że chętnie zamieniłby się na miejsca z Axelem), jednak te
myśli ciągle wracały. Miał ochotę wyć z rozpaczy oraz rozpaczać nad własną głupotą.
Bo to, jak się czuł było tylko jego winą. Na cholerę był mu ten pocałunek?!
Gdyby wiedział, jakie poniesie to ze sobą konsekwencje, nigdy by się nie
zdecydował… Cholera! Alec! Kogo ty chcesz oszukać?! Oczywiście, że by się zdecydował.
Bo ta krótka chwila przyjemności warta była cierpienia. Nawet do końca życia.
Co nie znaczy, że chętnie mu się poddawał. Aż takim masochistą nie był.
Uratował go koniec sceny.
Zaraz jednak poczuł się jeszcze gorzej, bo Axel podszedł do Magnusa i zaczęli
rozmawiać. Nie wiedzieć czemu zabolało go to bardziej niż wcześniejszy seks.
Miał ochotę wpaść tam, niczym torpeda i odciągnąć Bane’a tak daleko, jak tylko
się dało. Oczywiście nic takiego nie zrobił. Zamiast tego Axel zlustrował go
spojrzeniem i to z gatunku tych bardzo intymnych, od których od razu się
rumienił. Teraz też, na pewno, był cały czerwony. A kiedy wzrok mężczyzny
spoczął na jego kroczu, jedyne o czym myślał to ucieczka. Na domiar wszystkiego
zobaczył zbliżających się ku nim Camille i Jace’a. Normalnie ucieszyłby go
widok brata, jednak nie dziś. Nie, kiedy nie panował nad sobą do tego stopnia,
że wyobrażał sobie, iż Axela pożera, jakiś przyzwany z Piekła demon. Poza tym
miał wrażenie, że Jace tylko na niego spojrzy i od razu pozna, że się całował z
facetem. Na samo wspomnienie pocałunku zderzyły się w nim dwa uczucia. Strach
przed tym, co powie brat oraz niewyobrażalna radość, że w końcu to zrobił. I że
było to takie dobre. O dziwo nie czuł wstydu. Więcej! Odnosił wrażenie, że
gdyby nie Jace, miałby totalnie gdzieś czy ktoś wie o wszystkim. To było coś
zupełnie nowego i chyba zdołałby polubić tą świadomość.
- Cześć. – Niestety, to
był Jace a jego zdania Alec nie miał gdzieś.
- Cześć. – Spojrzenie na
brata chwilowo przerastało jego możliwości. Dlatego nie zobaczył, jak Jace
drapie się w zakłopotaniu po głowie i strzela oczami na boki, jakby szukając
słów, które chciał wypowiedzieć. No może nie tyle chciał, co czuł, że musi. Też
nie… Do których zmusiła do rzeczywistość pod postacią siostry i narzeczonej.
- Słuchaj… Rozmawiałem z
Izzy…
- To dobrze. – Starał się
brzmieć naturalnie, chociaż tętno mu podskoczyło do jakichś granicznych
wartości. Na pewno był o krok od zawału. – Nie będzie mi marudzić, że ją
olewasz.
Jace zrobił wielkie oczy.
- Serio ci się skarży?!
- Nie. – Parsknął
śmiechem. – Ale wiem, że teraz też nie będzie, bo nie ma powodów.
Jace chwilę trawił to, co
usłyszał. Dopiero po dłuższej chwili dotarło do niego, że to był żart, w
wykonaniu Aleca. Odetchnął z ulgą. A nawet uśmiechnął się pobłażliwie. Jeśli
brat był w stanie z nim żartować (trochę żałośnie, ale to w końcu Alec; nie ma,
co oczekiwać cudów), to między nimi nie było aż tak źle. Nagle całe
czarnowidztwo Izzy przestało mieć znaczenie. Alec nigdy go nie zostawi, co by
się nie działo wybierze jego. Ale dla spokoju sumienia postanowił przeprowadzić
zaplanowaną rozmowę (no i żeby Izzy się nie czepiała; oj Izzy potrafiła się
czepiać jak mało, kto).
- Tak czy inaczej… Po
rozmowie z nią zrozumiałem kilka rzeczy.
Niestety Alec nie dowiedział
się, co zrozumiał Jace, bo zjawił się Magnus i niemal siłą zaciągnął go do
łazienki.
- Wszystko w porządku? –
zapytał Alec, gdy Magnus wyszedł z kabiny i opłukał twarz zimną wodą, tym samym
zmywając resztki makijażu.
Chciał krzyknąć, że nic
nie jest w porządku! Że czuje się paskudnie i że to wszystko jego wina!
Alexandra! Bo obudził w nim uczucia, które Camille dawno zgasiła! Myślał, że na
dobre. Więc nie był przygotowany! I on, Alec, perfidnie to wykorzystał! Jednak,
zamiast tej litanii, powiedział:
- Tak. Mam po prostu
gorszy dzień. Poniedziałek.
Bo wiedział, że to
nieprawda. Alexander go nie wykorzystał. Nigdy nie próbował w sobie rozkochać;
rozumiał, że Magnus nie jest zdolny do miłości. I sam Magnus też zdawał sobie z
tego sprawę, dlatego zgodził się na pocałunek (no i był pijany, co też nie było
bez znaczenia). Więc dlaczego ta głupia miłość się pojawiła?! W najmniej odpowiednim momencie?! Do najmniej
odpowiedniej osoby?!
Wszechświat musiał bardzo
nienawidzić Magnusa.
- No tak… Nikt nie lubi poniedziałków.
– Czuł, że mężczyzna nie był z nim szczery i uwierało go to, jak kamyk w bucie.
Bo chciałby jakoś mu pomóc a tak został zmuszony do grania roli głupkowatego ochroniarza.
Chyba, że… - To ma coś wspólnego z Camille, prawda? – Jednak powinien ugryźć
się w język. Przynajmniej to mówiła mina Magnusa.
Nie był przygotowany na
żadne pytania, ze strony Aleca, dlatego nieopatrznie się odsłonił.
- Poniekąd – przyznał.
- Co się wydarzyło między
wami? – Alec był zdania, że jeśli powiedziało się A to trzeba powiedzieć też B.
- To… Skomplikowane. –
Pokręcił głową. Skomplikowane? Z tego można by wyciągnąć fabułę na,
przynajmniej jedną, książkę. – I na pewno nie nadaje się, żeby rozmawiać o tym
w toalecie, zwłaszcza kiedy wyglądam, jak szop pracz. – Wskazał na swój
rozmazany makijaż. – Chodźmy. Musze to naprawić, bo Raphael gotów jeszcze dostać
zawału. Albo, co gorsza, uwiecznić na zdjęciu i puścić w internetowy obieg. –
Widząc minę Aleca zaczął wyjaśniać. – Raphael wyznaje zasadę, że nieważne, jak
mówią, byleby mówili. I kocha plotki. Często sam wrzuca do internetu rzeczy
związane ze studiem, które nie powinny się tam znaleźć. Według niego każda
reklama jest dobra... Okej, chodźmy. Naprawdę nie chce jutro zobaczyć swoich
fotek, na jakiejś plotkarskiej stronie. – Ruszył do drzwi, ale Alec zastąpił mu
drogę. A potem stało się coś, czego Magnus się nie spodziewał. Nawet za milion
lat. Alexander go przytulił. Bez żadnych podtekstów. Tak po prostu, kurwa,
przytulił!
Chwilę stał, jak
sparaliżowany nie wiedząc, co zrobić. Nie był w takiej sytuacji od… chyba
nigdy. Świadomość, że prawdopodobnie nikt go nigdy nie przytulał, a
przynajmniej on tego nie pamięta, zabolała tak mocno, że aż się skrzywił. I nie
myśląc więcej przylgnął do Aleca, wtulając twarz w jego szyję i pozwalając się
objąć, jeszcze mocniej. Ciepło płynące od drugiego ciała było takie kojące. Tym
bardziej, że to był Alec! Alexander! Miał ochotę zostać w tych ramionach na
zawsze. Po samą wieczność słyszeć tylko bicie serca drugiego mężczyzny.
Wiedział jednak, że to niemożliwe. Przynajmniej dla niego. Niechętnie odsunął
się od Aleca.
- Dziękuję.
- Wyglądałeś, jakbyś tego
potrzebował – powiedział po prostu i spojrzał mu w oczy. Magnus wiedział, jak wygląda
i był pewien, że Alec zaraz parsknie śmiechem. Zamiast tego mężczyzna znów
zrobił coś, czego Bane się nie spodziewał, a czego tak bardzo pragnął.
Pocałował go. Słodko i uroczo. Magnus natychmiast oddał pocałunek przejmując
nad nim kontrolę. Pogłębił pieszczotę, na co Alec jęknął rozkosznie i przysunął
się bliżej. Magnus sam nie wiedział, jak to się stało, że jego palce znalazły
się w szlufkach mężczyzny. Wiedział jednak, że gdy tylko przyciągnął go do
siebie a ich klatki piersiowe się ze sobą zderzyły, zobaczył cały wszechświat,
wszystkie gwiazdy na niebie oraz pojął, czym tak naprawdę jest szczęście. To
trzymanie w ramionach Alexandra Gideona Lightwooda. Najchętniej zostałby tak na
zawsze, jednak wszystko, co dobre kiedyś się kończy. Dotyczy to także najwspanialszych
pocałunków na świecie.
Odsunęli się od siebie
ciężko dysząc. Z trudem nadrabiali dawki tlenu, których pozbawili swoje
organizmy. W międzyczasie Alec wyplątał palce Magnusa ze swoich szlufek i
odsunął się kilka kroków.
- Przepraszam – bąknął
zawstydzony do granic możliwości, gdy już mógł złapać oddech. Nie patrzył przy
tym na Magnusa, wzrok miał utkwiony w podłodze. Wypełniały go sprzeczne
uczucia. Z jednej strony żałował, że to zrobił. Tym bardziej, że sam nie wiedział,
dlaczego zdecydował się na taki krok będąc trzeźwym. Po prostu spojrzał w tę
pokrytą resztkami makijażu twarz, w te kocie oczy i pomyślał, że jest stracony,
że jeśli zaraz nie pocałuje Magnusa, zwariuje. Z drugiej… sam pocałunek…
Cholera! To było jeszcze lepsze niż ostatnio! Chciał więcej i więcej! Jak to
możliwe, że coś tak dobrego, że wszystko w nim śpiewało a problemy przestawały
mieć znaczenie, jednocześnie było tak bardzo złe?
Wiedział, że ten
pocałunek był błędem. Raz mógł zapomnieć, upchnąć w odmętach świadomości. Wmówić
sobie, że to były tylko wizje zapijaczonego umysłu. Tak byłoby łatwiej. Prościej.
Zwłaszcza, kiedy zlecenie się skończy a on będzie musiał opuścić Magnusa ma
zawsze. Jednak wiedział już, że samego pocałunku nie zapomni nigdy. Nawet na
łożu śmierci będzie pamiętał tę miękkość ust, smak mężczyzny i zapach drzewa sandałowego.
- Oh Alexandrze! – Magnus
starał się mówić ze swobodą, której nie czuł. – Nigdy, ale to nigdy nie
przepraszaj mnie za pocałunek. Zwłaszcza za taki, od którego miękną mi kolana.
– Puścił mu oczko. – A teraz chodźmy! Naprawdę muszę zrobić się na bóstwo! Już
pomijając Raphaela nie pozwolę, żeby Camille widziała mnie w takim stanie! –
Chciał, jak najszybciej, znaleźć się daleko stąd. I zająć… Czymkolwiek. Byle
nie myśleć o smaku ust Alexandra, cieple jego ciała i… o nim całym!
Alec poczuł irracjonalną
dumę, że jego Magnus się nie wstydził.
Reszta dnia była
koszmarem. Sceny z Camille i Axelem wyssały z niego resztki chęci do życia. A
wspomnienie pocałunku w łazience wcale nie pomagało. Tym bardziej, że Alec
zdawał się trzymać niezwykle blisko i albo mu się wydawało, albo unikał
Złotowłosej. Trzy razy widział, jak Jace próbował zacząć rozmowę, ale Alec go spławiał
znajdując coraz to nową wymówkę. Gołym okiem było widać, że obaj nie byli do tego
przyzwyczajeni. Minę Roszpunki można było, z powodzeniem wkleić do słownika,
pod hasłem „szok” a Alec zdecydował się nawet na tani chwyt, z telefonem przy
uchu i udawaną rozmową. Na szczęście ten nie zaczął dzwonić w kluczowym
momencie.
Magnus czuł irracjonalną
dumę, że jego Alec tak nie unikał.
- Nareszcie w domu! –
Zrzucił buty i odkopnął je w kąt, nie przejmując się tym, że kosztowały średnią
nowojorską pensję. W przeciwieństwie do Aleca, który posłał mu nieprzychylne
spojrzenie, po czym zebrał obuwie i postawił je równo przy drzwiach. Dopiero
wtedy dołączył do Magnusa na kanapie. Bane czekał, czy Alexander zacznie ich
zwyczajową kłótnię na temat szanowania rzeczy (Alec) oraz tego, że to tylko
przedmioty i zawsze można kupić nowe (Magnus). Jednak mężczyzna milczał tępo
wpatrując się w stolik. To nie wróżyło dobrze.
- Co chciała Roszpunka? –
spytał nie mogąc już znieść ciszy. Oraz tego oddalenia od Alexandra. Wolał by
mężczyzna usiadł bliżej, najlepiej na tyle, aby mógł objąć go ramieniem. Albo
na kolanach! NIE! Niedobry Magnus! Przestań!
- W sumie to nie wiem. –
Alec wzruszył ramionami. – Jakoś nie miałem ochoty z nim rozmawiać.
Poniedziałek. – Skorzystał z wybiegu Magnusa, czym zamknął mężczyźnie usta.
Znów nastała cisza. Ta z
gatunku tych najbardziej nieprzyjemnych. Obaj wiedzieli, że powinni
porozmawiać. Zarówno o pocałunkach, jak i rodzących się w nich uczuciach. Czuli
jednak, że nie byli na to gotowi. Zresztą nawet wyjawienie sobie nawzajem wszystkiego,
nie zmieniłoby rzeczywistości. Alec był gejem głęboko zamkniętym w szafie i
panicznie bojącym się odrzucenia. Magnus zaś – aktorem porno, z doświadczeniem seksualnym
liczonym w setkach, zarówno kobiet, jak i mężczyzn. Nie było takiej siły we
Wszechświecie, która sprawiałaby, że mogliby być razem. Na żadnym poziomie. Czy
to emocjonalnym czy fizycznym. A mimo to… Coś ich do siebie ciągnęło.
Najlepszym rozwiązaniem byłoby całkowicie uciąć wzajemny kontakt i pozwolić,
rodzącej się relacji, umrzeć śmiercią naturalną. Z tym, że akurat tego jednego
nie mogli zrobić.
- Jesteś głodny? – spytał
Alec nie mogąc już wytrzymać.
- Nie. – Jedzenie było
akurat ostatnią rzeczą, o której myślał. – Zresztą skończyła się wałówka od
Clary, a jak już zasmakowałem w domowej kuchni, nie wyobrażam sobie zamawiać
czegokolwiek.
- Rozbestwiłeś się –
burknął Alec.
- Ty mnie rozbestwiłeś –
sprostował ze śmiechem Magnus.
-Mam za dobre serce – stwierdził
Alec patrząc w sufit. – No i mamy impas. Albo umrzemy z głodu…
- Umrzemy z głodu –
wszedł mu w słowo. – Chyba, że teraz się zgrywasz i tak naprawdę potrafisz
gotować tylko ci się nie chce. – W sumie to by go nie zdziwiło. Alexander był
pełen niespodzianek.
- Spaghetti się liczy?
- Gotujesz makaron i
zalewasz sosem z torebki. To nie gotowanie! To ujma dla sztuki kulinarnej.
- No to nie umiem –
stwierdził Alec. – Kiedyś… - Nagle jego twarz przybrała trudny do odgadnięcia
wyraz. Coś jakby nostalgia połączona ze smutkiem i szczyptą radości. –
Zrobiliśmy z Izzy zapiekankę dla mamy. Rozpaczała po śmierci babci i
postanowiliśmy jakoś poprawić jej humor. Ja miałem dziesięć lat a Izzy osiem.
- To słodkie. – Kiedy Magnus
miał dziesięć lat jego rodzice już nie żyli. – I jak wyszło?
- Cóż… Nie wysadziliśmy
kuchni a mama, po raz pierwszy od dnia pogrzebu, się uśmiechnęła. Dopiero po
latach przyznała się, że wciąż prześladują ją koszmary związane z tą zapiekanką.
Chociaż powiedziała to w takich okolicznościach, że sam nie jestem pewien czy mówiła
szczerze, czy chciała zabłysnąć uroczą anegdotką rodzinną. – Jego usta zacisnęły
się w wąską kreskę i Magnus wiedział, iż nie ma, co pytać. Alec i tak nie
odpowie.
- Wiesz… Mimo wszystko,
nie zaryzykuje.
- Nie dziwię się. Czyli
umieramy z głodu.
Naraz Magnusowi coś się
przypomniało.
- A czy, przy tym twoim
klubie, nie ma przypadkiem takiej małej knajpki z, podobno, domowym jedzeniem?
Alec pokiwał głową
skonsternowany. Sam się w niej stołował jeszcze zanim Jace otworzył agencję i
Clary zaczęła go dokarmiać. Potem też tam wpadał tyle, że rzadziej. Bo jedzenie
było faktycznie domowe i nawet dość tanie.
- A co to ma do rzeczy?
Oni nie mają dowozu.
- A po co dowóz? – zdziwił
się Magnus. – Pójdziemy jak ludzie, najpierw na trening a potem coś zjeść.
Nareszcie przypomnę sobie, jak wygląda restauracja od środka! – Zdawało się, że
ta perspektywa naprawdę go cieszy. Alec jednak nie podzielał tej radości.
- Jaki trening?
Magnus spojrzał na niego,
jak na idiotę.
- No twój. Z dzieciakami.
A może coś pokręciłem… - To nie było niemożliwe. Nie miał pamięci do dat i rzadko,
kiedy musiał o jakichś pamiętać.
- Nie. – Faktycznie powinien iść dzisiaj na trening,
ale po ostatnich wydarzeniach nie miał takiego zamiaru. – To znaczy tak… Ugh! – jęknął. – Powinienem
iść, ale tego nie zrobię. Nie po tym, jak ostatnio ktoś zrobił nam zdjęcie! Nie
mogę ryzykować twoim życiem dla własnych korzyści.
Zdecydowanie nie tego
Magnus się spodziewał.
- Pamiętaj, że teraz
chodzi też o twoje życie. – Wyciągnął na powierzchnie szczegół, który do tej
pory, umykał im obu. Chociaż żeby być szczerym, w natłoku wszystkich wydarzeń
(pocałunek i… pocałunek) zupełnie zapomniał o tamtym spotkaniu w gabinecie Raphaela.
Dopiero teraz je sobie przypomniał i poczuł, jak strach go dosłowni paraliżuje.
Nie o siebie. O Alexandra. Świadomość, że mężczyźnie coś mogłoby się stać tylko
dlatego, że był z nim… Znów zalała go fala nienawiści do samego siebie. Tak jak
przed laty. Pamiętając, czym to się może skończyć odepchnął wszystkie myśli, z
tym związane. Pójdzie na trening a potem coś zjeść. Alecowi nic się nie stanie.
Magnus miał tendencję do
zaklinania rzeczywistości i oszukiwania samego siebie. Był w tym tak dobry, że
często sam zapominał, co było kłamstwem, a co prawdą. To był jego sposób na
radzenie sobie z traumą. I tylko czasem wspomnienia przebijały się przez
nałożoną blokadę a wtedy… było źle. Na szczęście zawsze miał alkohol pod ręką.
- To akurat najmniej
ważne. – Machnął ręką Alexander, czym niemal doprowadził Magnusa do furii. A myślał,
że już się uspokoił.
- Śmiem wątpić. – Skrzyżował
ręce na piersi.
Alec pokręcił głową,
jakby miał do czynienia z kimś wyjątkowo mało rozgarniętym. I zrobił to z
prawdziwą wprawą.
- Mags… Magnus – poprawił
się szybko, czym sprawił Bane’owi przykrość. Skrót, tak ładnie brzmiał, w
ustach Aleca. – To moja praca.
- Nie! Twoją pracą jest
uczenie dzieciaków strzelania z łuku! Narażanie swojego życia, dla zadufanych w
sobie aktorów porno, to praca Złotowłosej! I niech ją sobie wykonuje razem z
Camille! Powodzenia. Z Bogiem. Itepe, itede. A ty zajmij się swoją.
Aleca trochę przestraszył
wybuch Magnusa, tym bardziej, że nie wiedział, co właściwie go wywołało. Poza
tym Bane, tak się nie zachowywał. Zwykle był opanowany i spokojny. Alec chciał zapytać,
czy wszystko w porządku, ale gołym okiem było widać, że do „w porządku” Magnus
nawet się nie zbliżył. Uznał, że najlepszym rozwiązaniem będzie dać się
mężczyźnie wygadać. Ta taktyka świetnie sprawdzała się w przypadku Jace’a i
Isabelle. Na Magnusa też powinna zadziałać.
- Przestań się zachowywać,
jakby marzenia Jace’a były ważniejsze od twoich! Możesz mu pomagać i nawet
chciałbym żebyś to robił, bo to jednak moje życie… Ale nie powinieneś się w tej
pomocy zatracić. Rezygnować z tego, co dla ciebie jest ważne i na co ciężko
pracowałeś. – Nagle uszło z niego całe powietrze. – Gadam, jak potłuczony,
prawda? – Ukrył twarz w dłoniach.
- Trochę – przyznał i
przysunął się nieco do Magnusa. – A skoro już się nieco uspokoiłeś to powiedz,
tylko w miarę składnie, bardzo proszę, o co ci tak naprawdę chodzi? – Położył
mu dłoń na ramieniu. Ciepło od niej bijące niemal na nowo pozbawiło go rozumu,
ale zdołał wziąć się w garść. Przynajmniej, dopóki nie patrzył na Aleca.
- Po prostu… Chcę iść z
tobą na ten trening. Tak bardzo chcę się zobaczyć z tymi dzieciakami a potem zabrać
cię do restauracji… To nie jest randka! – zastrzegł od razu. Wiedział, co Alec
mógł sobie pomyśleć i jak na to zareagować. – Ech… Znów zaczynam się motać. –
Pokręcił głową rozczarowany sam sobą. – Po prostu czuję, że jeśli nie zakończę
tego dnia w jakimś miły sposób, zwariuję.
Alec westchnął Miał
podobne odczucia. Jedyna miła rzecz, jaka go dzisiaj spotkała to ten pocałunek.
A i jego nie mógł całkiem zaznaczyć na plus. Bo przecież… Jace… To w ogóle nie
powinno się wydarzyć. A już na pewno nie powtórzyć. Chociaż chciał. Ale przecież
nie mógł chcieć! Ugh! Teraz to on bełkotał. Na szczęście tylko w swojej głowie.
- Poza tym… Magnus chyba
zaczynał się trochę uspokajać. W jego głosie dało się już wychwycić nutkę, typowej
dla niego, nonszalancji. – Po coś stoczyłem z Lily wojnę o balony.
Alec powinien się już
przyzwyczaić, że rozmowa z Magnusem była, jak lot samolotem bez pilota. Albo z
kompletnie pijanym pilotem. Nigdy nie wiadomo, co wydarzy się za chwilę.
- Eeee… - Może i nie
wzniósł się na wyżyny elokwencji, ale tak naprawdę nie wiedział, o co chciał zapytać,
w pierwszej kolejności. Lily? Balony? Wojna? Ujęcie tych trzech słów, w jednym
zdaniu, wydawało się niemożliwe, a jednak Magnusowi jakoś się to udało.
- Zaraz – rzucił Bane, po
czym wstał i poszedł do przedpokoju. Wrócił po chwili dzierżąc chyba z dziesięć
opakowań podłużnych balonów, z których cyrkowcy i niektórzy iluzjoniści,
potrafili tworzyć cuda. Alec widział kiedyś coś takiego, gdy zabrał Maxa do
cyrku. Młody był zachwycony! Potem, przez tydzień, przy jego łóżku stał
balonowy królik. Te wspomnienia bolały, dlatego skupił się na aktualnych
wydarzeniach i Magnusie, który rzucił te wszystkie dobra na stolik śmiejąc się.
- Lily nie umie w umiar.
Skoro część zagadki się
wyjaśniła, Alec nie miał problemu z zadaniem następnego pytania.
- Jakim cudem to –
wskazał na stolik – doprowadziło do wojny pomiędzy tobą a Lily? – Jakoś „Lily”
i „wojna” mu do siebie pasowały.
Magnus zawahał się.
- Powiedzmy, że
specyfikacja mojej pracy budzi dość jednoznaczne skojarzenia.
Brwi Aleca uniosły się a
Bane już wiedział, że bez szczegółowych wyjaśnień się nie obejdzie.
- Poprosiłem ją o kupno
balonów. Jako asystentka Raphaela i tak nie ma za dużo do roboty, a tak
przynajmniej mogła na coś się przydać. Była wyjątkowo skora do pomocy, już to
powinno mnie zaniepokoić. – Wzniósł oczy ku niebu. – Za bardzo ufam ludziom.
Tak czy inaczej, Lily, cała w skowronkach, wręczyła mi… dwadzieścia opakowań
prezerwatyw.
- Dwadzieścia?! – Alec
zakrztusił się śliną.
- Mówiłem, że Lily nie
umie w umiar. Zresztą to akurat nieważne. Przydadzą się. – Nie powinien tego
mówić. Chyba, że naprawdę chciał wywołać u Aleca zawał. – Kiedy powiedziałem
jej, że chodziło mi o balony dla dzieci, wyzwała mnie do pedofilów i była o
krok od wezwania policji
Alec przypomniał sobie
pełen oburzenia krzyk kobiety, kiedy poprosiła Magnusa o chwilę rozmowy na
osobności.
- Wyjaśnienie jej, że nie
całe moje życie obraca się wokół seksu, trochę mi zajęło – kontynuował Magnus,
zgrabnie pomijając fakt, że w tym momencie Lily nazwała go idiotą i
powiedziała, że mając w domu takie ciacho (tu wskazała na Aleca) nie
wypuszczałaby go z łóżka. – Dopiero, kiedy pokazałem jej w telefonie, o co mi
chodzi i z ręką na sercu przysiągłem, że nie będą na te zwierzaki, zwabiał
niewinnych dzieci do piwnicy, zgodziła się iść ponownie na zakupy. Ale w zamian
muszę jej zrobić nietoperka. Różowego. – Skrzywił się.
Alec zachichotał
- Faktycznie wojna. –
Bane, jak zwykle, przesadził.
- Widzisz?! – Uśmiechnął
się Magnus. – Moja ofiara nie może iść na marne.
Z takim argumentem Alec
nie zamierzał polemizować.
- Dobra. Zbieraj się. Ale
masz się trzymać blisko!
Magnus o niczym innym nie
marzył.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz