UTRACONA NIEWINNOŚĆ
8
- Pocałuj
mnie. – To, na pewno, był jeden z najgorszych pomysłów, w jego życiu. I, z całą
pewnością, go pożałuje. Ale to jutro. Albo pojutrze, gdy już wyleczy kaca.
Teraz chciał poczuć usta Magnusa na swoich. Zobaczyć, jak to jest kogoś
całować. I to kogoś, kto cię pociąga.
- Ale… -
Nadal nie wierzył, że to, co miało być głupim żartem, aż tak wymknęło się spod
kontroli.
- Magnus. –
Alec wstał i trochę chwiejnym krokiem podszedł do kanapy. Gdy na nią opadł,
zdecydowanie zbyt blisko Bane’a, niż ten by sobie teraz tego życzył, jego twarz
wyrażała czystą determinację. – To może być moja jedyna szansa, żeby przekonać
się, jak to jest. Żeby dostać to, co mają inni. Chociaż raz. Proszę. – Już się
zdecydował i nie zmieni zdania. Za to zrobi wszystko, by Magnus go pocałował.
Chciał tego.
Boże! Jak on pragnął przycisnąć do siebie Alexandra, wpić się w jego usta i całować,
aż do skończenia świata! Marzył o tym, od kiedy tylko go zobaczył. Alec był
ideałem, jakby wprost wyjętym z jego fantazji. Te czarne włosy i niebieskie
oczy. Ta twarz… Anioł w najczystszej postaci. A do tego, tak samo jak Anioł,
niewinny. I chyba ta niewinność obudziła w nim skrupuły, których nie potrafiło pokonać
ciepło mężczyzny, znajdujące się zdecydowanie zbyt blisko, żeby racjonalne
myślenie miało racje bytu. Ani roziskrzone niebieskie oczy, wypełnione
nieznanym sobie pragnieniem. Ani nawet to cholerne „proszę”.
- To nie
najlepszy pomysł. – Odwrócił wzrok. – Ja nie jestem najlepszą opcją na pierwszy
pocałunek. – Zwłaszcza dla kogoś tak niewinnego, dodał w myślach.
- Myślę, że
mógłbym trafić gorzej – zaśmiał się Alec, ale zaraz spoważniał. – Poza tym
jesteś moją jedyną opcją.
Magnus
przewrócił oczami, co w ogólnym rozrachunku okazało się bardzo złym pomysłem.
Człowiek pijany powinien, jak najbardziej, unikać zmiany perspektywy. Zapamiętać
i stosować.
- Dzięki.
Właśnie to chciałem usłyszeć. – Jeśli myślał, że mężczyzna się zawstydzi, to
srodze się zawiódł. Alec znów miał tę nieustępliwą minę i wyglądał przy tym
mega seksownie. Z czego chyba nie zdawał sobie sprawy.
- Dobrze wiesz,
o co mi chodzi!
- Wiem –
potwierdził zrezygnowany. – Wiem też, że jesteś pijany. Obaj jesteśmy! – Skąd w
nim tyle samozaparcia? Normalnie już dawno ciągnąłby, tak chętnego chłopaka, do
sypialni. A teraz wzbraniał się przed głupim pocałunkiem!
- I bardzo
dobrze. Na trzeźwo nigdy bym tego nie zaproponował. – Nachylił się
niebezpiecznie blisko i Magnusa owionął delikatny zapach wody kolońskiej oraz
wina. Spodobała mu się ta mieszanka. Myśli Aleca chyba krążyły wokół podobnych
tematów, bo nagle powiedział:
- Ładnie
pachniesz. Dopiero teraz poczułem. Co to? – Jak na człowieka, który zdaje sobie
sprawę z tego, że jest pijany przystało, starał się składać proste zdania.
- Drzewo
sandałowe – odpowiedział zadowolony ze zmiany tematu. Do pełni szczęścia
brakowało mu tylko możliwości odsunięcia się od Aleca. Wiedział jednak, że
prędzej wywali się w stertę poduszek niż zmniejszy dystans miedzy nimi.
- Podoba mi
się. – Alec pokiwał głową z uznaniem.
- Cieszę się.
Czy teraz…
- Teraz, jeszcze
bardziej, chcę żebyś mnie pocałował.
Cholera! Co
za uparte stworzenie!
- Alec… -
Nieopatrznie spojrzał mężczyźnie w oczy. Szlag! Miał dość. Przysunął się do
Alexandra i ledwie musnął jego wargi swoimi. – Zadowolony? – spytał a serce
waliło mu, jak oszalałe. Naprawdę potrzebował całej siły woli, by się odsunąć.
Alec wyglądał
niczym naburmuszone dziecko.
- Chodziło mi
o normalny pocałunek!
Czy on się
zaraz rozpłacze?! Nie! Tego Magnus by nie zniósł. Niewiele myśląc złapał
podbródek mężczyzny, chwycił jego wargi w swoje i zaczął całować. Namiętnie. Z
całą pasją i pożądaniem, jakie nagromadziły się w nim, wobec tego człowieka.
Początkowo
Alec, zaskoczony i przytłoczony nadmiarem doznań, nie zareagował na pieszczotę.
Bo usta Magnusa były takie ciepłe! Smakowały winem i czymś, czego nie potrafił
nazwać. W dodatku miał wrażenie, że przepływa przez nie prąd, docierając do
każdego zakamarka jego ciała. Chciał więcej i więcej.
Dopiero po
dłuższej chwili zaczął odpowiadać na pocałunek. Niepewnie i z wahaniem. W końcu
to był jego pierwszy i nie wiedział, co właściwie powinien robić. Zdał się na
instynkt. I Magnusa.
Kiedy już
myślał, że Alec się odsunie, nie dając nic z siebie, mężczyzna zaczął oddawać
pieszczotę. A w Magnusie eksplodowała supernowa. Na Lilith! Bo chociaż ruchy
Aleca były niepewne i pozbawione jakiegokolwiek doświadczenia, to wkładał w nie
tyle pasji, że Magnusowi zakręciło się w głowie. Nikt go jeszcze nie całował z
takim oddaniem. Z taką zaborczością. I chęcią dostania, jak najwięcej, samemu
ofiarując wszystko. Do tego dochodził smak Aleca, na który składało się wypite
wino, sól z wylanych łez i coś jeszcze, czego nie potrafił określić, a gdyby
już musiał, nazwałby owe coś, po prostu Alekiem.
Może i to był
jego pierwszy raz, ale Alexander okazał się bardzo pojętnym uczniem i wkrótce znaleźli
wspólny rytm. Wtedy Magnus postanowił posunąć się o krok dalej. Przejechał
językiem po wargach mężczyzny, jakby prosząc o pozwolenie. I Alec mu je dał.
Bez wahania uchylił usta pozwalając, by język Magnusa wdarł się do środka,
czyniąc tam spustoszenie. Pieścił jego podniebienie, policzki, przejeżdżał po
zębach… Alecowi kręciło się w głowie od nadmiaru bodźców. Sam, nie do końca
zdając sobie z tego sprawę, zaczął ruszać językiem nieudolnie naśladując
Bane’a. Magnus pozwolił mu na niepewne badanie własnych ust. A kiedy Alec
nacieszył się nowym doznaniem, splótł ich języki razem, na co Alexander jęknął
i bezwiednie sięgnął ku mężczyźnie. Objął go w pasie i przycisnął do siebie. Magnus
nie zaprotestował tylko samemu złączył dłonie na karku Aleca, opuszkami palców
pieszcząc wrażliwą skórę.
Alexander
znów jęknął. To było za dużo. Usta Magnusa, jego język i dłonie… Wszechogarniająca
rozkosz. Poczuł, że jest tak blisko nieba, jak to tylko możliwe.
Uczucie nie
minęło, gdy oderwali się od siebie, ciężko dysząc. I chociaż pocałunek został
zerwany, ich dłonie nadal znajdowały się tam gdzie wcześniej, żaden nie miał
ochoty tego zmieniać. To było zbyt dobre. Zbyt… właściwe? Jakby wszystko
znalazło się na swoim miejscu.
Magnus
patrzył na zaczerwienionego, z emocji, Aleca. Na jego roziskrzone oczy,
napuchnięte wargi, pełen radości uśmiech i pomyślał, że mógłby się zakochać. Tu
i teraz. Na wieczność.
- Jak było? –
zapytał, by uciec od tych myśli. To uczucie nie miało prawa zaistnieć. Nie
pomiędzy ich dwójką.
- Wspaniale.
– Alec wyglądał jakby właśnie znalazł to, czego szukał przez całe swoje życie.
– Wspaniale. – Pochylił się i złączył ich czoła. Teraz mógł bez problemu
patrzeć w twarz Magnusa. Żałował tylko, że nie w te cudowne kocie oczy. – Dziękuję.
– Pocałował go. Spokojnie i słodko. Zupełnie inaczej niż przed chwilą. –
Dziękuję.
- Wszystko
będziesz teraz powtarzał dwa razy? – zaśmiał się Magnus.
- Czasem
trzeba – odpowiedział z uśmiechem. – Bo raz nie wystarczy.
- Czasem i
dwa to za mało – powiedział Bane. I tym razem to on go pocałował.
Świt
przyszedł zdecydowanie za wcześnie. A razem z nim okropny ból głowy, suchość w
ustach i świadomość, że zrobił coś, czego nie powinien, ale wcale nie czuł się
z tym źle.
- Ugh… Więcej
nie piję – wymamrotał do siebie, jak zawsze po dość swobodnej imprezie,
jednocześnie próbując poukładać sobie w głowie wydarzenia z poprzedniego
wieczoru. Na pewno było wino. Dużo wina. I Alec… ALEC! Całowali się! Aż jęknął
na to wspomnienie. I to JAK się całowali! Jakby świat miał się skończyć, jeśli
przestaną. Więc dlaczego przestali? I jak to się stało, że skończył we własnym
łóżku? Sam? Tego nijak nie potrafił pojąć. Podobnie, jak nie potrafił wyobrazić
sobie teraz, swoich relacji z Alexandrem. Gdy już raz posmakował tych ust
chciał to robić zawsze. Nie był pewien czy uda mu się powstrzymać. Ale Alec wyraźnie
zaznaczył, że chodziło mu o jeden pocałunek. To, że wczoraj trochę ich poniosło
nie znaczy, że zmienił zdanie
- Na Lilith!
Dlaczego ja się na to zgodziłem?! – spytał sam siebie wchodząc do kabiny. Może
zimny prysznic pomoże mu na… wszystko. – Byłeś pijany – odpowiedział nie kryjąc
pogardy dla własnego „ja”, z wczoraj. – A on tak słodko nachalny… Ugh! Debil. –
Odkręcił wodę.
Alec nigdy
wcześniej nie miał kaca. I po dzisiejszym dniu stwierdził, że bez tego akurat
doświadczenia, mógłby spokojnie przejść przez życie, niczego nie tracąc.
Inaczej rzecz się miała z pocałunkami. Zwłaszcza tymi Magnusa, (choć innych nie
znał). Bez nich dotychczasowe życie wydawało się dziwnie ubogie. Jakby dopiero
Bane i jego usta dopełniły obraz świata. Na samą myśl, że to była jednorazowa
sytuacja coś ściskało go w dołku. Świadomość, że już nigdy nie poczuje tych ust
na swoich była gorsza niż najgorsza tortura. Gorsza nawet, niż urodzinowy obiad
przygotowany, kilka lat temu, przez Izzy (a do tej pory miewał koszmary z nim
związane). Niby zdawał sobie z tego sprawę, gdy tak usilnie domagał się, by
Magnus go pocałował (czuł wstręt i obrzydzenie do samego siebie; zachowywał się,
jak napalona nastolatka), ale wtedy nie wiedział, że to będzie aż tak dobre. Był
pewien, że ludzie przeceniają pocałunki. Okazało się, że to on ich nie doceniał.
A teraz, przez chwilę słabości i ciekawość, przyjdzie mu cierpieć do końca
życia. Poza tym pozostawała jeszcze kwestia tego, jak ma się zachowywać przy
Magnusie. Czy mężczyzna uszanuje jego prośbę o jeden pocałunek? A może będzie
chciał czegoś więcej?
Zarumienił
się. Bo wczoraj prawie dał Magnusowi to „coś więcej”.
Niemal bez oporów,
(bo czymże jest jedno, głuche stęknięcie?) pozwolił by palce Magnusa przeniosły
się z karku na plecy i wślizgnęły pod koszulkę. Dopiero, kiedy poczuł gorący
dotyk na gołej skórze, wrócił mu rozum.
- Nie –
wyszeptał pomiędzy jednym pocałunkiem a drugim. Bał się, że Bane nie posłucha,
nie uszanuje jego zdania. Bo skoro oddał mu jeden pierwszy raz, to przecież
mógł to zrobić z każdym innym. A Alec nie miał siły walczyć. Był jakby pod urokiem
Magnusa, więc to, jak wszystko się potoczy, zależało jedynie od Bane’a. Mężczyzna zabrał ręce od razu i nawet rzucił krótkie:
- Przepraszam.
Alec o mało
się wtedy nie rozpłakał. Sam nie wiedział, dlaczego. Czy chodziło o to, że
Magnus uszanował jego zdanie, pokazując tym samym, iż potrzeby Aleca są tak
samo ważne jak wszystkich innych? Czy też o to, że Bane, mimo tego całego
nachalnego „pocałuj mnie”, nie stracił do niego szacunku? A może o fakt, iż
Alec… Tak naprawdę nie chciał żeby mężczyzna
zabierał ręce, tylko nie potrafił się z tym pogodzić? Chyba o wszystko po
trochu.
Magnus od razu
wyczuł zmianę jego nastroju i zakończył pocałunek, choć było widać, że robił to
raczej niechętnie.
- W porządku?
– spytał łapiąc go za brodę.
Alec miał
jeszcze większą ochotę się rozpłakać. Dawno nie widział u nikogo takiej troski
o siebie, o swoje samopoczucie.
- Tak… -
wysapał. – Ale… Ale chyba na dzisiaj starczy.
Magnusowej
uwagi nie uszło to „na dzisiaj”. Uśmiechnął się.
- Cokolwiek
zechcesz. Wina? Nie po to targaliśmy tu te butelki, żeby się teraz zmarnowały.
– Nie wiedział, co powinien zrobić. Nigdy nie był w takiej sytuacji. Jeśli się
z kimś całował, to zwykle wszystko kończyło się na namiętnym seksie, w
sypialni. Albo w kuchni na blacie. Albo… No wystarczy powiedzieć, że seksem.
Dlatego kompletnie nie potrafił się teraz odnaleźć. Jedynym punktem zaczepienia
było wino. Sprawca całego zamieszania. Postanowił chwycić się tej opcji niczym tonący
brzytwy.
Alec był
wdzięczny Magnusowi za ponowne poszanowanie jego zdania. Nie był do tego
przyzwyczajony. A wino brzmiało dobrze.
- Jasne.
Skończyło się
na tym, że wypili wszystko, co mieli w pobliżu. I tym razem to Bane pił więcej,
przez co ululał się niemal do nieprzytomności. Mamrotał coś tylko w nieznanym
Alecowi języku i, chcąc nie chcąc, Lightwood musiał zatargać go do sypialni. Na
szczęście, pomimo rozbudowanych mięśni, Magnus nie był ciężki.
- Mówiłem, że
tak to się skończy? – spytał, gdy zataczając się (pokój tak fajnie wirował), z
Magnusem na ramieniu, starał się dotrzeć do sypialni gospodarza. Jakoś mu się
to udało i to nawet bez większych szkód w ludziach (ten siniak na jego łydce
szybko zniknie) i sprzęcie (kieliszek się nie liczył a rzeźba i tak była
podróbką). Rzucił mężczyznę na łóżko (świadomie postanowił go nie rozbierać) i
poszedł do siebie. Tak, jak stał padł na własne, (czy też raczej użyczone) łoże
i niemal natychmiast zasnął.
Magnus miał
ochotę wrzeszczeć, kopać i rzucać wszystkim, co się nawinie pod rękę. Oczywiście
w absolutnej ciszy, bo głowa dalej, nie tyle bolała, co napierdalała, jakby
zespół metalowy urządził sobie w niej próbę. A on, niczym ostatni imbecyl, nie
uzupełnił zapasów aspiryny. Ani żadnego innego środka przeciwbólowego. W
apteczce miał tylko kilka plastrów, przeterminowaną maść na odparzenia (niech
będzie przeklęty ten, kto spyta) oraz trzy opakowania prezerwatyw. Jakby tego
było mało, wczoraj zalał się w płaskorzeźbę, zanim zdjął soczewki (nie żeby
zdecydował się pokazać Alecowi bez nich), przez co jego oczy wyglądały teraz,
żeby użyć eufemizmu, wyjątkowo niekorzystnie. Czerwone, zaropiałe, w dodatku
piekły przy każdym mrugnięciu. Potraktował je już końską dawką kropli, jednak
nic to nie dało. Nie było mowy żeby założył dzisiaj soczewki. Ale przecież też
nie wyjdzie bez nich! Wciąż pamiętał wzrok Aleca tamtego dnia, gdy się poznali.
Wtedy, w garderobie. Nieróżniący się niczym, od tych wszystkich spojrzeń, jakimi
był obdarzany od dziecka. A może tylko wmówił to sobie? Przecież Alec sam był
„inny” i zmagał się z powodu nie akceptacji swojej „inności”… Nie! Teraz to
sobie właśnie wmawia. Szczęśliwe zakończenie, jak w bajce Disneya.
Najłatwiejszym rozwiązaniem byłoby nie wychodzić z pokoju. Tego jednak nie mógł
zrobić. A: Alec mógłby to źle zrozumieć i B: Magnus Bane nie chowa głowy w
piasek!
Nie czekając
aż cała determinacja mu minie, założył swój domowy dres (czarny, wyszywany
cekinami i oczywiście opięty w strategicznych miejscach), po czym ruszył do
kuchni. Na jego decyzję nie bez znaczenia był fakt, że w gardle miał Saharę a
picie wody z kranu było poniżej jego godności.
Alec już był
w kuchni i wyglądał zaskakująco dobrze, jak na kogoś, kto pił z nim
wczorajszego wieczoru. I z kim obalił… Zaraz… Ile to było… Sześć butelek? Na
samą myśl głowa rozbolała go jeszcze bardziej.
- Wody! –
wyjęczał opadając na krzesło. Wcale nie liczył, że ją dostanie. Ani Ragnor ani
Raphael nigdy mu nie pomogli, w takiej sytuacji. Czasem tylko Catarinę ruszało
sumienie, ale razem ze szklanką wody dostawał wtedy mini referat o szkodliwości
alkoholu. Dlatego jego zdziwienie było ogromne, kiedy tuż przed nim, bez jednego
słowa, zmaterializowała się wysoka szklanka. Chwycił ją i wypił zawartość
duszkiem. Niemal z euforią zauważył, że woda była zimna.
- Jesteś
aniołem!
Alec nie
odpowiedział tylko majstrował coś przy kuchence. Skoro mężczyzna był tak blisko
źródła gazu, może nie powinien poruszać tego tematu. Z drugiej strony, im
dłużej będą to odwlekać tym niezręczniej będzie.
- Alexandrze,
jeśli chodzi o wczoraj…
- Jeśli teraz
powiesz, że żałujesz, to przysięgam, że wyskoczę przez okno.
Magnus widział,
jak ramiona Aleca drżały. Cała sprawa znaczyła dla niego więcej niż chciałby
przyznać.
- Oczywiście,
że nie. – Uśmiechnął się, ale mężczyzna nie mógł tego widzieć. Wciąż stał tyłem
do niego, wciąż przy kuchence. Robiło się niebezpiecznie. – A ty? – To akurat
było w całej sprawie najważniejsze. Czy Alec żałował.
Długo się nad
tym zastanawiał. Rozważał wszystkie za i przeciw. Aż w końcu doszedł do
wniosku, że…
- Nie. – W
głosie Aleca pobrzmiewała dziwna determinacja. – Cieszę się, że to zrobiłem. I
cieszę się, że zrobiłem to z tobą. – Odetchnął z wyraźną ulgą.
Wokół serca
Magnusa rozlało się, nieznane dotąd, ciepło. Chociaż nie powinny, słowa
Alexandra sprawiły mu radość. Zaraz jednak przyszła rzeczywistość i walnęła go
obuchem w głowę.
- Bo masz
pewność, że nie powiem Złotowłosej. – Zabrzmiało to ostrzej niż zamierzał. Alec
skulił ramiona.
- To też –
przyznał, choć wiedział, że w takiej sytuacji lepiej było skłamać. Ale on nie
był tego typu osobą, zawsze mówił, co myślał. – Jednak nie tylko. Po prostu cieszę
się, że to byłeś ty.
Magnus dałby
sobie włosy ogolić i wydepilować brwi, że twarz Aleca była czerwona, jak maki
latem.
- Ja też się
cieszę, że to byłem ja. – Wyszczerzył zęby. Chyba pierwszy raz, będąc na kacu,
miał tak dobry humor.
- Ale wiesz,
że to był tylko jeden raz? – Głos Aleca nagle stwardniał a mężczyzna zastygł w
bezruchu, w oczekiwaniu na reakcję Magnusa.
- Wiem –
powiedział Bane świadom tego, że musi bardzo starannie dobierać słowa. – Jednak
skłamałbym, gdybym powiedział, że nie liczę na więcej.
- Ale…
- Nie będę
cię jednak naciskał. – Nie dał mu dość do słowa. – Jeśli zdecydujesz się
ofiarować mi coś jeszcze, przyjmę to z radością. Jeżeli nie… Będę się cieszyć
tym, co dostałem. Ale niczego nie będę na tobie wymuszał, to musi być twoja decyzja.
Napięte, do
tej pory, ramiona Aleca opadły, jakby mężczyznę opuściła przynajmniej część
napięcia.
- Dziękuję.
Tu nie było,
za co dziękować. Tak postąpiłby każdy człowiek, który miał choć trochę honoru.
Dlatego reakcja Aleca zasmuciła go. Czyżby mężczyzna nie spotkał się dotąd z
czymś takim, jak szanowanie jego zdania? Nie chciał o tym myśleć, a tym
bardziej na kacu. Głowa bolała go i bez dodatkowych atrakcji, typu używanie
szarych komórek. Poza tym zrobiło się zbyt poważnie. Magnus nie lubił, kiedy
było poważnie.
- Ale muszę
przyznać, że choć całujesz całkiem nieźle, jak na nowicjusza, to teraz, zamiast
o twoich słodkich usteczkach, marzę raczej o czymś, co zniweluje ból głowy. – Zawsze,
kiedy nie do końca wiedział, jak się zachować, uderzał we flirt. Teraz nie był
do końca pewny, czy to było dobrym pomysłem, rozmawiał przecież z Alekiem. Człowiekiem,
który wczoraj całował się po raz pierwszy w życiu! Jednak mężczyzna go
zaskoczył. Bo zamiast znów się zarumienić (znaczy na pewno to zrobił, tyle że Magnus
nie mógł zobaczyć jego twarzy) i dukać coś pod nosem, pokręcił z rozbawieniem
głową.
- Nie dziwię
się. Trochę nas wczoraj poniosło. Nigdzie nie znalazłem aspiryny, ale myślę, że
to powinno ci pomóc.
Nim Magnus
się zorientował Alec postawił przed nim kubek z parującą zawartością. Przyjrzał
mu się z pewną obawą, cieć niepokojąco pachniała alkoholem a tego akurat miał
dość.
- Co to?
- Ciepłe wino
z cukrem. Dużą ilością cukru.
Żołądek
Magnusa wywinął koziołka.
- Porzygam
się – stwierdził.
- Tak – zgodził
się Alec, czym tylko pogłębił konsternację Bane’a. – Albo minie ci kac, szansę
są pięćdziesiąt na pięćdziesiąt. Stosowałem to na Jessie, kiedy za bardzo
popłynął a rodzice wymagali jego obecności na służbowej kolacji. Rzygał tylko
raz, ale wtedy użyłem najtańszego sikacza z delikatesów. Mnie też zemdliło i to
od samego zapachu. Ale uczę się na błędach i od tamtego czasu biorę wino z
wyższej półki. Dlatego nie marudź tylko pij. Jak się boisz możesz to zrobić w
łazience.
Gdyby nie to,
że sposób Aleca napełniał go obawą, byłby pod wrażeniem ilości słów, jakie za
jednym zamachem, wyrzucił z siebie mężczyzna. Do tej pory myślał, że to niemożliwe.
Teraz jednak całą jego uwagę przykuwał kubek z winem. Dalej łypał na niego z
nieufnością.
- Czyli to
było testowane na zwierzętach.
Alec się roześmiał
i Magnus, nawet pomimo bólu głowy, stwierdził, że to piękny dźwięk.
- Głupi
jesteś. Pij, bo zimne jest jeszcze paskudniejsze i nie ma takiej mocy
sprawczej. Później poproszę Izzy albo Clary żeby zrobiły nam zakupy w aptece.
Samego cię w mieszkaniu nie zostawię a domyślam się, że spacer jest ostatnią
rzeczą, na jaką masz ochotę – dodał gwoli wyjaśnienia.
Magnus
poczuł, że chciałby, aby tak było już zawsze. On jest niedysponowany
(niekoniecznie przez kaca; akurat tej niedyspozycji wołał unikać) a ktoś się
nim opiekuje. Wiedziony nagłym wzruszeniem spojrzał na Alexandra.
- Dziękuję.
Mężczyzna nie
odpowiedział. Wyglądał, jakby na widok tego, co właśnie miał przed oczami,
zapomniał wszystkie znane sobie słowa. Magnus zrozumiał, o co chodzi. I nagle
cała tkliwość z niego uleciała. Nie, nie spuścił wzroku, dalej patrzył na Aleca
a jego spojrzenie nabrało hardości.
- Co? –
Niemal warknął.
- Twoje…
Twoje oczy… - Alec wyraźnie gubił się we własnych odczuciach. – Są piękne.
Magnus zamarł.
Wiele już słyszał na ich temat, ale nigdy to, że są piękne. Dziwne, niezwykłe,
to tak. Jak najbardziej. Zdarzały się też gorsze określenia. Znak diabła.
Znamię demona. Nigdy piękne…
Nie wiedząc,
jak na to zareagować chwycił kubek i poszedł z nim do łazienki.
- Tak na
wszelki wypadek – rzucił przez ramię, do zaskoczonego Aleca. – Mogę mieć
wrażliwszy żołądek niż Złotowłosa.
Nie miał. Mikstura
gładko przeszła mu przez gardło, choć smakowała okropnie. Przełykając ostatni
łyk przyrzekł sobie, że już nigdy nie zaniedba zapasów aspiryny w mieszkaniu.
Jeśli trzeba będzie to wykupi całą cholerną aptekę!
Mógł sobie
narzekać, parskać a nawet szorować zęby trzy razy, dla pozbycia się smaku słodzonego
wina, ale jednej rzeczy zrobić nie mógł. Odmówić skuteczności alecowemu
specyfikowi. Faktycznie czuł się lepiej. Ból głowy niemal całkowicie zniknął, a
on zaczął przechodzić na żywą stronę mocy.
- I jak? –
spytał Alec, kiedy wrócił do kuchni.
- Do
przeżycia, ale nie wiem czy chciałbym kiedykolwiek to powtórzyć.
Mężczyzna się
roześmiał i podał mu drugi kubek, na którego widok Magnus zbladł.
- Poprawiny?
– spytał cofając się teatralnie kilka kroków.
- Nie. Kawa.
Tym razem
Bane się uśmiechnął.
- Mówiłem
już, że jesteś aniołem? – Odebrał kubek z błogim wyrazem twarzy. Zaciągnął się
aromatem kawy. Tak. Tego mu było trzeba.
- Coś ci się
tam wymsknęło – zachichotał Alec i spojrzał mu prosto w oczy. Do tej pory
Magnus nie wierzył w słowa Alexandra, zwalał je na kacowe omamy. Jego oczy nie mogły
nikomu wydawać się piękne. Jednak teraz, gdy prawie trzeźwy, zobaczył czysty
zachwyt na twarzy mężczyzny, pojął że nie miał urojeń a Alec nie kłamał. I po
raz pierwszy, tak naprawdę pożałował, że Alexander nie mógł być jego. Że okrutny los skrzyżował ich drogi żeby z
niego zakpić. Pokazać mu, co mógłby mieć a czego nie jest godny.
- To
powtórzę. Jesteś aniołem. – Jakimś cudem zdobył się na uśmiech, choć od środka
palił go ból straty czegoś, czego tak naprawdę nigdy nie miał.
Resztę dnia
spędzili na błogim lenistwie i regeneracji zmaltretowanej wątroby. W czym
niewątpliwie pomagał domowy rosół od Clary, który dziewczyna przyniosła wraz z
zapasem leków na kaca.
- Jesteś
aniołem! – powiedział Magnus, już czując na języku smak zupy.
- Hej!
Jeszcze niedawno mówiłeś tak o mnie! – zaprotestował Alec, ale Bane zbył go
machnięciem reki.
- Niebo jest
wystarczająco duże dla dwóch aniołów. A ty – zwrócił się do Clary. – Jeśli
wróci ci rozum i rzucisz Roszpunkę wiedz, że jesteś tu mile widziana.
Rudowłosa
zachichotała.
- Nie ma na
to szans. Jace, może i na to nie wygląda, ale ma trochę zalet, za które można
go kochać.
Magnus
wzruszył ramionami.
- Muszę
wierzyć na słowo. W takim razie daj znać o dacie ślubu, wyślę prezent. A może
nawet zorganizuje wieczór panieński. – Uśmiechnął się szelmowsko. – Mam spore
znajomości.
Alec prychnął
i zdzielił Magnusa ścierką tak, że o mało nie spadły mu przeciwsłoneczne
okulary. Nie miał pojęcia, dlaczego Bane tak się uparł żeby je założyć. Chyba
dla szpanu. Albo zwyczajnie pasowały mu do dresów. Nie Alecowi oceniać.
- Już ja się
domyślam tych twoich znajomości! Nie będziesz mi szwagierki psuł!
- Od razu
psuł! Pokazywał tylko, że są inne opcje niż Złotowłosa!
Clary
patrzyła na tę dwójkę i nie mogła powstrzymać śmiechu. Oraz pęczniejącej w niej
radości z tego, że Alec był szczęśliwy. Pierwszy raz widziała, by zachowywał
się tak swobodnie przy kimś spoza rodziny. To było zupełnie nowe doświadczenie.
Pomimo nieciekawych początków naprawdę pokochała Aleca. Głównie za te
opiekuńczość wobec wszystkich, na których mu zależało. Zawsze, na pierwszym
miejscu, stawiał Jace’a i Isabelle. A potem także ją. Jego potrzeby schodziły
na dalszy plan, jeśli tylko któreś z nich miało problem. Alec był dobrym
człowiekiem i zasługiwał na to, by to dobro do niego wróciło. Najlepiej w postaci
prawdziwej miłości. Trzymała za to kciuki i tego właśnie życzyła Alecowi
podczas każdych świąt. Teraz zastanawiała się właśnie, czy jej życzenia się nie
spełniły.
- Wiesz, co
Magnusie? – zwróciła się do mężczyzny. – Wydaje mi się, że zasługujesz na coś
więcej niż tylko domowy rosół.
Obaj
spojrzeli na nią zaskoczeni.
- Jesteś
pierwszą osobą, która doprowadziła Aleca do kaca – wyjaśniła a sam
zainteresowany spalił buraka.
- Mówiłem, że
on psuje ludzi?!
- Na siłę w
ciebie tego wina nie wlewałem!
Clary pokręciła
głową. W sumie to mogłaby się do tego przyzwyczaić.
- Wyjaśnijcie
to między sobą. Ja muszę iść.
- Jeszcze raz
dzięki. – Alec uścisnął ją na pożegnanie.
- Dziękuję. –
Magnus skłonił się szarmancko. – I pamiętaj o tym panieńskim!
- Wariat! Pa!
AAAAA no w końcu teraz potrzebuje Kiss na trzeźwo xD uwielbiam cię i twoje opowiadania wszystkie bez wyjątku. Życzę dużo weny 😘❤️
OdpowiedzUsuń