UTRACONA NIEWINNOŚĆ
11
Następnego dnia szedł do
studia z duszą na ramieniu i sercem w gardle. Bał się, że znów przywita ich
wkurzony Santiago, znaczy wkurzony bardziej niż zwykle, z informacją o kolejnym
liście. Kiedy nic takiego się nie stało, odetchnął z ulgą. Przynajmniej na chwilę.
Bo zaraz znów zaczęły dręczyć go wyrzuty sumienia, że uległ namowom Magnusa,
tym samym narażając go na niebezpieczeństwo. Kiedy wrócili do domu starał się
go nawet za to przeprosić, ale Bane tylko machnął ręką. W ogóle wczorajszy wieczór
był dziwny. Spędzili go razem w niemal zupełnej ciszy, siedząc tylko obok
siebie i przytulając się. Bez żadnych podtekstów. W ten sam sposób Alec tulił
zawsze Izzy i Jace’a kiedy mieli zły sen, albo świat nie chciał iść po ich
myśli. Nigdy jednak sam Alec nie był tak przytulany. Bo, jako najstarszy z
rodzeństwa, musiał być silny i nikomu nawet do głowy nie przyszło, że on też miał
swoje granice wytrzymałości. Dopiero Magnus zobaczył, że w czasie rozmowy o
rodzicach, trzymał się praktycznie samą siłą woli, i złapał go za rękę. Niby
prosty gest a tyle znaczył dla Aleca, pomógł mu się pozbierać. Dlatego później,
kiedy Magnus doszedł do najtrudniejszej części własnej historii, objął go nie myśląc,
że to przecież mężczyzna i nie powinien tego robić. Wręcz przeciwnie. To wydawało
mu się najlepszym, jeśli nie jedynym, wyjściem.
Nie porzucili uścisku,
ani w drodze, ani w domu, czerpiąc z wzajemnej bliskości tak wiele, jak tylko
się dało. Alec był autentycznie zawiedziony, kiedy Magnus powiedział, że czas
spać, bo jeśli jutro będzie wyglądał, jak zombie, Ragnor oskarży go o sabotaż.
- I gotów jeszcze się
mścić. A ma całkiem niezłe pole do popisu. – Uśmiechnął się, ale to nie był
uśmiech Magnusa Bane’a. Był zbyt wymuszony i nieszczery, jak na mężczyznę. Mimo
to Alec udał, że dał się nabrać, samemu odpowiadając uśmiechem. Takim samym,
jakim zwykle kończył maraton przytulania z rodzeństwem. Mającym poprawić humor.
Po minie Magnusa zorientował się, że mężczyzna docenił gest.
- Dobranoc.
- Dobranoc.
Przez jedną, krótką
chwilę chciał zapytać Magnusa, czy nie mogliby spać razem, w jednym łóżku.
Zaraz się jednak opanował. To byłaby przesada. Wielka przesada.
Rano Magnus wyglądał
zdecydowanie lepiej, nawet podśpiewywał w drodze do pracy. Widocznie wczorajsza
rozmowa naprawdę mu pomogła. Ale nawet widząc uśmiech i słysząc fałszywe nuty
wydobywające się z ust Bane’a, Alec czuł z tyłu głowy pewien niepokój. Czy to
wszystko było szczere? A może Magnusowi znowu było źle, tylko ukrywał to przed światem?
Nie mógł przestać o tym myśleć. Bolało go to, że mężczyzna mógł cierpieć w
samotności. Dlatego, nim weszli do studia, złapał Magnusa za ramię i odciągnął
na bok.
- Alexandrze? – Bane
popatrzył na niego zdziwiony.
Alec zagryzł wargę, nie
bardzo wiedząc, jak zacząć. Tak właśnie kończyło sie dla niego działanie pod
wpływem impulsu – robił z siebie idiotę.
- Jeśli. – Wziął głęboki
oddech. – Jeśli będzie ci źle to wiedz, że zawsze możesz ze mną porozmawiać.
Jeśli oczywiście chcesz… - Podrapał się po głowie. – Bo możesz nie chcieć. I ja
to rozumiem. Nie jestem dla ciebie nikim ważnym… Ale czasem łatwiej wygadać się
obcym. Przynajmniej tak słyszałem… I…
- Alexandrze. – Magnus
przerwał ten monolog kładąc mężczyźnie ręce na ramionach. Alec umilkł i wbił
wzrok w ziemię. Był cały czerwony, co nie uszło uwadze Bane’a. Tak samo, jak
to, że jego własne serce zaczęło obijać się o żebra, w tempie zdecydowanie
niedostępnym dla istot ludzkich.
- Przepraszam – bąknął
Alec. – Trochę zamotałem.
- Nie da się ukryć. –
Magnus posłał mu szeroki uśmiech. – Ale wiem, co chciałeś powiedzieć. I
dziękuje. To naprawdę wiele dla mnie znaczy. – To nie tak, że Magnus nie miałby,
komu się wygadać, gdyby było naprawdę źle. Ragnor i Catarina obraziliby się za
takie stwierdzenie. Ale, z jakiegoś powodu, nie chciał psuć relacji między
nimi, swoimi problemami. I pewnie gdyby powiedział to głośno oboje ochrzaniliby
go, z góry na dół. Każde w swoim unikalnym stylu. Mimo to Magnus miał opory, by
im narzekać, kiedy jego problemy były prawdziwe i wychodziły poza sferę „nie
mam się, w co ubrać’ oraz „muszę kogoś wyrwać”. Może dlatego, że ani Ragnor ani
Catarina, nigdy nie powiedzieli mu wprost, że może im się wygadać. Tak jak
teraz zrobił to Alec. To głupie, ale Magnus, który zawsze, pomimo swojej
otwartości i naturalnego daru do zawierania znajomości, trzymał ludzi na
dystans, potrzebował by takie rzeczy mówiono mu otwarcie. „Możesz na nas liczyć”.
„Jeśli ci źle, mów”. „Zawsze ci pomożemy”. Wychowywał się bez nikogo bliskiego,
dlatego nie potrafił stwierdzić, gdzie kończyła się przyjaźń a zaczynała miłość
do rodziny, którą sam tworzył.
Dlatego słowa Alexandra
tak bardzo nim wstrząsnęły. Nie spodziewał się ich. Nie był przygotowany na to,
że ktoś, kto nigdy nie zadeklarował się nawet, jako przyjaciel, będzie
przejmował się jego losem.
- I obiecuję skorzystać z
propozycji, jeśli tylko zajdzie taka potrzeba.
Na twarzy Aleca pojawiła
się ulga.
- Mam nadzieje, że jednak
nie będzie takiej potrzeby.
Magnus wiedział, że w tym
momencie Alexander nie wycofywał się ze złożonej propozycji. On, po prostu,
miał nadzieję, że rzeczywistość nigdy nie przytłoczy Magnusa, do tego stopnia,
by musiał z niej skorzystać. I to było cholernie miłe.
- Ja też.
- Hej Alec.
Oderwał się od
kontemplacji twarzy Magnusa, który… robił z Belcourt rzeczy, jakich dżentelmen,
czy nawet dobrze wychowany człowiek, robić nie powinien. Fell był naprawdę chory.
Albo to Alec miał zbyt pruderyjną naturę. Na jego osąd mógł przekładać się też
fakt, że był gejem a z pojęciem seksu miał do czynienia, tylko na lekcjach
biologii. Dlatego, tym bardziej, cierpiał podczas dzisiejszego dnia. Bo, mając
w pamięci wczorajsze słowa Magnusa, że dla niego to tylko gra, postanowił
sprawdzić czy Bane naprawdę udaje. Nie spuszczał wzroku z jego twarzy, nawet
podczas najbardziej wyuzdanych scen, szukając na niej śladów fałszu. I albo
Magnus wczoraj kłamał, albo był fenomenalnym aktorem, bo wszystko wyglądało
cholernie naturalnie! A może to Alec się nie znał? Zawsze pozostawała taka
możliwość i trzymał się jej, jak ostatniej deski ratunku.
- Hej Jace.
Chociaż bardzo chciał, nie
miał, jak spławić brata. Wszystkie znane sobie sposoby wykorzystał wczoraj, a
na ponowny ratunek ze strony Magnusa nie miał, co liczyć. Bane był baaaardzo
zajęty. Poza tym wiedział, że prędzej czy później, do tej rozmowy musiało dojść.
Nawet, jeśli żadna ze stron nie kwapiła się do jej rozpoczęcia.
Jace stanął obok brata i skrzyżował
ręce na piersi. Przez chwilę patrzył na kręconą właśnie scenę.
- Cholera. Po tym wszystkim
już nigdy nie obejrzę żadnego porno.
Alec się skrzywił.
- Dzięki Jace. Właśnie to
zawsze chciałem, od ciebie usłyszeć.
- Oh! Już nie bądź taki
pru… - urwał. – A nie. To ty. Inaczej się nie da. Zastanawiam się, jakim cudem
jeszcze nie zszedłeś na zawał.
- Może mi nie uwierzysz,
ale dorastanie z tobą i Izzy, całkiem nieźle zahartowało moją psychikę –
burknął Alec, jednak na jego twarzy błąkał się cień uśmiechu. Który Jace od
razu wyłapał.
- Czyli powinieneś nam
podziękować. – Wyszczerzył zęby, w ogóle nie wstydząc się tego, że jeden z nich
był ułamany. Pamiątka po burzliwym dzieciństwie, nim jeszcze trafił, do
Lightwoodów. Wiedział, że ten drobny mankament tylko dodawał mu uroku. Już od
liceum laski leciały na uśmiech bad boya. I jeśli Alec miałby być szczery, on
też przechodził okres fascynacji uśmiechem brata, który chyba nigdy, do końca,
mu nie minął. Bo, nawet teraz, ilekroć Jace kierował w niego swoją tajną broń,
wymiękał i ulegał bratu we wszystkim. Tak przynajmniej było do zeszłego piątku.
Teraz uśmiech Jace’a nie robił na nim wrażenia. Więcej! Alec złapał się na tym,
że porównywał go z uśmiechem Magnusa. I Bane wygrywał.
Jace, zdziwiony tym, że
jego taktyka „uśmiechnę się i zapomnimy o całej sprawie” stosowana od wczesnego
dzieciństwa, nie działa, wyraźnie stracił rezon.
- Ja poproszę
podziękowania na piśmie. – Nie byłby jednak sobą, gdyby poddał się już na
starcie.
Alec prychnął.
- Na piśmie, to możesz
ode mnie dostać, co najwyżej pozew, jak wniosę do sądu sprawę o znęcanie się
psychiczne.
Jace zaniemówił. Alec mu
się odgryzł! To nie tak, że nigdy tego nie robił. Jako bracia musieli
przerzucać się złośliwościami. Tak głosił kodeks rodzeństwa! Problem polegał na
tym, że Alec nigdy tego nie robił, kiedy byli pokłóceni (zdarzało się to
rzadko, bo zwykle brat mu ustępował). Zwykle dążył do, jak najszybszego, zakończenia
sporu a wiedział, że złośliwościami tylko nakręcał Jace’a. Więc dlaczego
dzisiaj, kiedy było między nimi aż tak źle… Do Jace’a dotarło, że musiał zranić
Aleca, bardziej niż myślał.
- Lepiej tego nie rób, bo
każdy sąd mnie skaże, a Clary nie wytrzyma beze mnie!
- Myślę, że znalazłoby
się kilku chętnych, by dotrzymać jej towarzystwa, podczas twojej nieobecności.
Z tego, co się orientuję Jonathan obserwuje jej profil na Instagramie.
- Nie wspominaj, przy mnie,
o tym wypierdku!
Jonathan był pierwszym chłopakiem
Clary. No może nie chłopakiem, ale na pewno pierwszym, który podbijał do niej,
na poważnie. I nawet zabrał kilka razy na randkę. Ostatecznie przegrał z
Jace’em, ale nigdy się z tym nie pogodził. Przynajmniej raz na kwartał wysyłał
Clary wiadomość, że jeśli zdecyduje się zostawić Jace’a, on wciąż na nią czeka.
To było trochę przerażające, ale koniec końców niegroźne. Tym bardziej, że po
skończonym liceum, Jonathan przeniósł się do Paryża. Mimo to Jace reagował
alergicznie na samo wspomnienie chłopaka. I Alec wyciągał tę kartę tylko w
ostateczności. Było gorzej niż Jace myślał.
Blondyn westchnął ciężko.
- Albo wspominaj.
Zasłużyłem.
Alec spojrzał zdumiony na
brata. Tego to się nie spodziewał.
- Dobrze się czujesz? –
Jace, nawet kiedy przyznawali się do błędu, robił to na swój specyficzny
uroczo-chłopięcy sposób. Nigdy nie powiedział po prostu „zjebałem,
przepraszam”. Nie. Przeprosiny Jace’a kończyły się zwykle tak, że osoba
przepraszana miała wyrzuty sumienia, względem blondyna.
- Nie Alec! Nie czuję się
dobrze! Czuję się paskudnie!
I tak to właśnie
działało. Alecowi momentalnie zrobiło się głupio. Nie chciał by brat przez
niego cierpiał.
- Jace ja…
- Nie Alec – przerwał mu.
– Nic nie mów. Bo jedynym, który powinien się tłumaczyć jestem, ja. Zjebałem. Przepraszam.
Gadałem z Izzy i ona kazała mi kilka rzeczy przemyśleć. Na początku chciałem
się na nią obrazić, ale w momencie, gdy Clary wzięła jej stronę, coś zaczęło do
mnie docierać. Zrozumiałem, że byłem idiotą. – Westchnął. – Jesteś moim bratem.
A co ważniejsze, jesteś moim pierwszym przyjacielem. Kiedy Maryse i Robert mnie
przygarnęli byłeś pierwszą osobą w rodzinie, która mnie zaakceptowała.
Bezwarunkowo. Nie musiałem się zmieniać żeby zasłużyć na twoją miłość i
przyjaźń. A obaj wiemy, że do ideału dużo mi brakowało. – Skrzywił się na
wspomnienie tego, jak nieznośnym dzieciakiem był. – Gdyby nie ty możliwe, że
moja kariera w rodzinie Lightwood skończyłaby się szybciej, niż się zaczęła.
- Przestań. – Alec czuł,
że się rumieni. – Przecież by cię nie oddali.
- Jesteś pewien? – Jace
spojrzał na niego z powątpiewaniem. – A pamiętasz ten cholernie drogi wazon,
który rozbiłem już pierwszego dnia?
Alec pamiętał. Pamiętał
też awanturę i szlaban, jaki dostał za zbicie wazonu, który na jednej z aukcji
charytatywnych, kosztował ojca małą fortunę.
- Fakt. To mogłoby ich
trochę zniechęcić do twojej osoby.
- Trochę zniechęcić?!
Alec! Jestem pewien, że gdybyś nie wziął winy na siebie, wsadziliby mnie w
pierwszy autobus do sierocińca, nawet się nie upewniając, czy na pewno tam
trafię!
- Nie dramatyzuj.
- Nie dramatyzuje,
stwierdzam fakty. Posłuchaj Alec. Byłeś przy mnie zawsze, nieważne, co
odwaliłem. Więc i ja powinienem być przy tobie zawsze. Bez względu na
preferencje seksualne. – Skrzywił się, choć był to raczej tik, niż świadome
działanie i chyba nawet tego nie zarejestrował. – Czy kulinarne. – Zakończył
kulawym żartem, który Alec skwitował śmiechem. Jace wziął to za dobrą monetę. –
I będę. Będę twoim młodszym, wkurzającym bratem, który w pełni akceptuje twoje
dziwactwa. Nawet, jeśli byłbyś bi, homo, aseksualny, czy nawet planował
spektakularny ślub z ulubioną poduszką! Więcej! Będę przy tobie nawet, kiedy
zamówisz pizzę z ananasem!
Alec nie mógł się nie roześmiać.
- Hej! Pizza z ananasem
jest dobra!
- To zbrodnia przeciwko
gastronomii! Wszyscy włoscy kucharze powinni ogłosić strajk i zażądać, żeby
temu czemuś odmówiono prawa do nazywania pizzą!
- Nie znasz się.
- Znam. Lepiej od ciebie! Pamiętaj, że dzielisz geny z Izzy! A to
oznacza, że masz spaczony gust kulinarny.
- Obaj się nie znacie! A
teraz zamknąć mordy, bo mi się wasz głos nagrywa!
Posłusznie umilkli,
zgromieni przez dźwiękowca. Jednak Jace nie byłby sobą gdyby nie miał ostatniego
słowa. Odciągnął brata poza zasięg działania mikrofonu.
- To, co? Zgoda? – spytał
z nadzieją w głosie.
Alec, który już od
dłuższego czasu powstrzymywał łzy wzruszenia i ulgi, tylko pokiwał głową,
niezdolny wydobyć z siebie głosu, po czym przytulił brata. Jace oddał uścisk.
- Ale nie jesteś gejem,
co? – spytał, kiedy się od siebie odsunęli. – Nie kłamałeś wtedy?
Cała ulga, jaką Alec czuł,
uleciała w siną dal.
- Nie. – Dlaczego
wszechświat nienawidził go do tego stopnia, że zawsze po pokazaniu mu marchewki,
walił go kijem, na którym była zawieszona, przez łeb?
- To dobrze. – Odwrócił
się w stronę kręconej sceny. – Cholera! Jak mogło mi się to kiedyś podobać?!
Nawet stąd widzę, jakie to jest sztuczne!
Alec miał wprawę w
znoszeniu ciosów od losu, dlatego z tym otrzymanym przed chwilą już przeszedł
do porządku dziennego. Po prostu szczęście nie było dla niego. Żeby o tym nie
myśleć, podjął temat.
- Sztuczne? – Dla niego wszystko
wyglądało, aż nazbyt prawdziwie.
- Nie osłabiaj mnie
brachu! Seks tak nie wygląda! A faceci tak nie kończą. – Skrzywił się, widząc
szczytującego Magnusa. Wprost na twarz Camille.
- Co chciała Złotowłosa?
– zapytał Magnus, kiedy po skończonym dniu pracy, szli w stronę garderoby.
- Pogadać. – Jedyną
rzeczą, na jaką Alec miał teraz ochotę, było wyjęcie swojego mózgu i wrzucenie
go do pralki ustawionej na gotowanie. Był pewien, że tylko w ten sposób
pozbędzie się dręczących go obrazów.
Po słowach Jace’a o
sztuczności kręconych scen, zmorzył wysiłki by odkryć ten wspomniany fałsz. Nie
odwracał wzroku nawet przy najbardziej wyuzdanych scenach. I jedyne, co z tego
wyniósł, to ból głowy oraz potrzebę lobotomii. Nawet nie podniecił się za
bardzo, bo zawsze, kiedy akcja zaczynała nabierać tempa, wkraczał Ragnor i na swój
urokliwy sposób, informował wszystkich grających, że z takimi zdolnościami
aktorskimi, to mogą, co najwyżej założyć kanał na youtube.
Alec nie znał Fella zbyt
dobrze, nie zamienili ze sobą nawet dziesięciu słów, a mimo to odniósł
wrażenie, że mężczyznę coś gryzie i dlatego wyżywa się na współpracownikach.
- O czym? – Po dotarciu
na miejsce, zaczął zmywać makijaż. Zwykle robił to na samym końcu, ale dziś
czuł się wyjątkowo niekomfortowo wiedząc, że wygląda jak przejechany szop
pracz. Albo inwencja twórcza przedszkolaka. Dla Aleca chciał zawsze wyglądać
pięknie, co z jego strony było głupotą, bo nie dość, że mężczyzna widział go w
najgorszym możliwym stanie (na ostrym kacu znaczy się), to jeszcze nie
traktował go, jako potencjalnego partnera. Chociaż może… Może Złotowłosa…
- O jego głupocie, kilku
sytuacjach z dzieciństwa i braku gustu kulinarnego.
Zaintrygowany Magnus odwrócił
się w stronę Aleca.
- Rozwiń proszę. Bo jeśli
ten troglodyta obraża kuchnie Clary…
Alec nie mógł się nie
roześmiać, tym bardziej, że Magnus zdążył zmyć makijaż tylko z jednego oka.
Drugie wciąż było uroczo rozmazane. Alec poczuł, że ma ochotę pocałować wolny
od makijażu policzek. Szybko zdusił w sobie to pragnienie, nie miał do niego
prawa.
- Nigdy bym nie pomyślał,
że ktoś tak chudy, tak bardzo przepada za dobrym jedzeniem.
Magnus fuknął urażony.
- Jestem stuprocentowym
mężczyzną i to chyba normalne, że lubię dobrze zjeść. A żeby utrzymać
odpowiednią sylwetkę, ćwiczę.
Brwi Aleca poszybowały do
góry.
- Nie zauważyłem.
- No… Ostatnio faktycznie
trochę się zaniedbałem – powiedział rumieniąc się, co przy jego złotej karnacji
dało ciekawy efekt kolorystyczny. Alec mógłby patrzeć na niego godzinami. – Ale
to wina moich ochroniarzy. Żaden nie chciał iść ze mną na siłownię!
- Już nie zwalaj na innych – upomniał go Alec.
– Ćwiczyć można równie dobrze w domu.
- Nawet nie mam, czym! – Magnus
czuł, że z każdym wypowiedzianym słowem, kopie sobie grób. Taki głęboki, do
którego jego ciało zostanie wrzucone zaraz po tym, jak Alexander zemści się na
nim, za wszystkie doznane krzywdy. Mówiły mu to figlarne iskierki tańczące w
błękitnych oczach. Chociaż… W czasie treningu istniała szansa, że Alec zdejmie koszulkę!
A on będzie mógł, w końcu!, zobaczyć te mięśnie, o których fantazjował od
tygodni! Był pewien, że dla takiego widoku warto umrzeć. Mięśnie Alexandra, na
pewno, znajdowały się na liście rzeczy, które trzeba zobaczyć przed śmiercią.
- To nie problem. – Alec
złożył ręce na piersi. – Wracając zajedziemy do mnie, to ci załatwię odpowiedni
sprzęt.
Magnus, który wciąż był w
sferze marzeń o mięśniach brzucha niebieskookiego anioła, postanowił zmienić temat.
Musiał się jeszcze ubrać, co przy pełnym wzwodzie, byłoby niezwykle trudne. Nie
mówiąc już o tym, jak bardzo krępujące, głównie dla Aleca.
- Dobra, dobra. Wróćmy do
pierwotnego tematu. Złotowłosa i jedzenie.
- A! – krzyknął Alec,
który zdążył już zapomnieć, od czego zaczęła się cała dyskusja. – Jace twierdzi, że pizza z ananasem jest
niejadalna.
- Jak on śmie?! – Magnus
był naprawdę oburzony. A przynajmniej starał się sprawiać takie wrażenie. –
Przecież hawajska jest najlepsza!
- Nareszcie! – W głosie
Aleca pobrzmiewała autentyczna radość. – Nareszcie ktoś, kto mnie rozumie!
Popatrzyli po sobie i wybuchnęli
śmiechem, jak dwójka dzieciaków, a nie dorosłych poważnych ludzi.
- To, co? Pizza na obiad?
– zaproponował Magnus, kiedy wesołość trochę opadła. Alec zmierzył go
nieprzychylnym spojrzeniem.
- A trening?
- Po treningu. Trzeba
uzupełnić spalone kalorie – stwierdził Bane robiąc przy tym tak poważną minę,
że Alec po prostu musiał parsknąć śmiechem. Już nie pamiętał, kiedy ostatni raz
miał taki ciąg wesołości.
- Masz szczęście, że nie
mogę przestać myśleć o pizzy, odkąd Jace o niej wspomniał.
Na wzmiankę o blondynie Magnusowi
zrzedła mina.
- A właśnie. – Wrócił do
zmywania makijażu. – Dogadaliście się?
Z Aleca uleciała cała
wesołość.
- Powiedzmy. – Wzruszył
ramionami. – On, oczywiście, zaakceptuje mnie, kimkolwiek bym nie był, ale to
dobrze, że nie jestem gejem. – Słychać było ból i rozczarowanie w jego głosie.
- Nie powiesz mu. –
Bardziej stwierdził niż spytał Magnus.
- Nie – przytaknął Alec i
przez chwile obaj milczeli. W końcu Bane nie wytrzymał. Musiał powiedzieć, co
mu leżało na wątrobie.
- Czy on jest aż tak ważny,
by zatracać, dla niego, samego siebie? – Nie potrafił tego pojąć. Zawsze był zdania,
że jeśli ktoś nie akceptuje go takim, jakim był to, żeby zacytować klasyka,
„zapraszam wypierdalać”.
- Tak. – Stal, pobrzmiewająca
w głosie Aleca, zniechęciła go do dalszej dyskusji. Zamiast tego, wrócił do
swojego makijażu. Jeszcze nigdy nie zmywał go aż tak długo.
Nagle drzwi do garderoby
otworzyły się. Magnus nie zdążył nawet zakląć, kiedy pomiędzy nim a
niespodziewanym gościem stanął Alec. Ramiona bruneta były napięte a cała
postawa zdradzała gotowość, do natychmiastowego ataku. Albo obrony. Obrony
Magnusa.
Bane przełknął ślinę.
Alec wyglądał… cholernie seksownie. Do tego stopnia, że gapiąc się na swojego
ochroniarza, całkiem zignorował rzeczywistość. Do garderoby mógłby wparować teraz
szaleniec z piłą mechaniczną, albo inny wariat czczący polkę, a on nawet by
tego nie zauważył. Bo zmarszczone brwi Alexandra i grymas niepokoju na pięknej
twarzy, skutecznie odwracały uwagę.
- Bane! Do jasnej
cholery!
Dopiero naprawdę głośny
krzyk Ragnora przywrócił go na łono rzeczywistości. Niechętnie oderwał wzrok od
Alexandra, żeby spojrzeć na przyjaciela. Gdyby potrafił zabijać na odległość,
Fell byłby trupem w przeciągu kilku sekund. Oczywiście, potem musiałby znaleźć
jakiś sposób na ożywienie przyjaciela, ale nekromancja wcale nie brzmiała tak
źle.
- Co się stało?
- Najpierw odwołaj tego
swojego rottweilera! – Wskazał na Aleca, który ani na chwilę, nie stracił
czujności. Wydawało się to nawet urocze. – Mam wrażenie, że zaraz mnie ugryzie!
Z gardła Alexandra wydobył
się dźwięk, do złudzenia przypominający psie warknięcie. Magnus, który
wiedział, że mężczyzna zrobił to celowo, parsknął śmiechem. Kątem oka zauważył,
że i kąciki ust Aleca lekko się uniosły. Tylko Ragnor nie załapał żartu. Naprawdę
wyglądał, jakby bał się, że ochroniarz coś mu zrobi.
- No już Alexandrze. Przecież
to Ragnor. Jak wielką zrzędą by nie był, nie skrzywdzi kogoś, dzięki komu co miesiąc,
na jego konto spływa całkiem przyzwoita pensyjka.
- To brzmi, jak niezłe
alibi, w razie czego – mruknął Alec, ale opuścił ramiona. Ragnor odetchnął z
ulgą.
- No przyjacielu. Mogę wiedzieć,
czemu wparowałeś tu, w sposób niegodny dżentelmena? – Ta kwestia najbardziej
intrygowała Magnusa. Ragnor zawsze się chwalił swoim dobrym wychowaniem i
nienagannymi manierami, (które nijak nie przeszkadzały mu wrzeszczeć i wyzywać
wszystkich na planie). Wchodzenie gdziekolwiek, bez pukania nie było w jego
stylu. Podobnie, jak ignorowanie zadanych mu pytań, czy raczej ich części.
- Muszę z tobą
porozmawiać. – Utkwił spojrzenie w Magnusie i mężczyźnie zrobiło się bardzo
dziwnie. Ragnor patrzył na niego w ten sposób, tylko kiedy coś odwalił, a
ostatnio był grzeczny.
- Wiesz gdzie mieszkam i
wiesz, że zawsze jesteś tam mile widziany. – Magnus wzruszył ramionami starając
się nie dać po sobie poznać, jak bardzo niekomfortowo się czuł. – Możesz, jak
normalny człowiek, odwiedzić przyjaciela w domu a nie wparowywać do garderoby,
tak naprawdę nie wiedząc, co w niej zastaniesz. – Albo mu się zdawało albo
przez twarz Ragnora przebiegł cień. Bo tego, że twarz Aleca była czerwona, jak
pomidor akurat był pewien. – Wyjąłbym wino i byłoby prawie, jak za starych
dobrych czasów. – Zaczynał odczuwać coraz większy niepokój.
Ragnor wyglądał, jakby
tylko czekał aż Magnus umilknie.
- Muszę z tobą
porozmawiać – powtórzył. – Na osobności. – Posłał znaczące spojrzenie w stronę
Aleca i Magnus już wiedział, że było źle.
- Zostawisz nas? –
zapytał Alexandra. Ten kiwnął w odpowiedzi głową i ruszył do drzwi. Wiedział,
że akurat z Fell’em mógł Magnusa zostawić. Wcześniejsza reakcja była trochę na
pokaz. Chciał zaimponować Bane’owi. Świetnie zdawał sobie sprawie z tego, jak
bardzo szczeniackie to było. Ale miał to gdzieś.
Kiedy za Alekiem zamknęły
się drzwi, Magnus zmierzył przyjaciela uważnym spojrzeniem.
- Co…
- Przestań!
Magnus zamrugał,.
- O czym ty…
- Przestań! – powtórzył
Ragnor, czym tylko zdenerwował Bane’a.
- Żeby przestać najpierw
muszę wiedzieć, co! Więc łaskawie
wytłumacz mi, o co ci chodzi, albo uznam, że masz początki starczej demencji i
zacznę szukać dla ciebie Domu Starców. Lojalnie ostrzegam, że wybiorę taki o szemranej
reputacji!
- Nie wydurniaj się Bane!
To nie jest temat do żartów!
- Dobrze wiedzieć! Ale
jeszcze lepiej byłoby wiedzieć, jaki dokładnie temat! I co mam przestać! – Skrzyżował
ręce na piersi. Za to Ragnor przejechał dłonią po twarzy mamrocząc coś o
zidiociałym kretynie, czy jakoś tak. Magnus chciał mu wytknąć, że takie
określenie nie ma sensu, ale w porę ugryzł się w język.
- Co mam przestać? –
powtórzył pytanie, po raz kolejny.
- Wodzić cielęcym
wzrokiem za tym młokosem! – ryknął wreszcie Fell.
Magnus zamarł. Czy to naprawdę
było, aż tak, widoczne?
- Nie wiem, o czym…
- Nie rżnij głupka, Bane!
Mam oczy i znam cię, jak zły szeląg! Zadurzyłeś się w swoim ochroniarzu!
No cóż… Nie było sensu
zaprzeczać. Tym bardziej, że Ragnor nie znał całej prawdy. To już nie było
tylko zauroczenie.
- A nawet jeśli, to co?
Ragnor spojrzał na niego
z miną mówiącą „Serio? Jesteś aż tak głupi?!”. Magnus udał, że jej nie widzi.
Sięgnął po bokserki i zaczął się ubierać. Nie mógł, tak po prostu, stać i gapić
się na przyjaciela. Musiał, coś robić. Ze zdziwieniem stwierdził, że trzęsą mu
się ręce.
Ragnor widząc, że Magnus
się zaciął, wypuścił z sykiem powietrze. Ten idiota doprowadzi go kiedyś do
nerwicy.
- Magnus! – Starał się
zwrócić jego uwagę. Na próżno. – Bane! – W końcu nie wytrzymał i złapał
mężczyznę za ramię, zmuszając jednocześnie by na niego spojrzał. – Wybij go
sobie z głowy!
- Niby dlaczego?! I co
jest złego w drobnym zauroczeniu?! Sam musisz przyznać, że Alexander jest
śliczny!
- Nie! No nie wierzę! –
krzyknął Ragnor odsuwając się od Magnusa. – Serio myślisz, że to kupię?! Drobne zauroczenie?! Ile my się znamy,
co?!
- Za długo – burknął Magnus
wiedząc, że jest na straconej pozycji. Ze wszystkich ludzi na ziemi, to właśnie
Ragnor znał go najlepiej i próba okłamania go, była porównywalna do zawracania
rzeki kijem. Niby można sobie tym kijem pomachać, bo kto ci broni, tylko po co?
Efekt będzie żaden a tylko się zmęczysz. I wkurwisz ryby.
- To akurat mój tekst. –
Fell oparł się pośladkami o toaletkę, ani na moment nie spuszczając oka z
Magnusa. – Widziałem cię już chyba w każdej możliwej odsłonie. I jak mówię
każdej, to właśnie, to mam na myśli. Reżyseruje sceny twojego seksu! Pamiętaj o
tym!
- Trudno zapomnieć. Tak
siadasz na psychikę, że czasem poza pracą, słyszę to twoje „dupa wyżej!”. Możesz się domyślać min moich partnerów, kiedy
przerywam w połowie żeby…
- Nie kończ! Twój
prywatny seks niewiele mnie obchodzi. O ile chodzi tylko o seks! – zastrzegł widząc,
że Magnus otwiera usta. – A nie stan tuż przed „poznałem miłość mojego życia,
będziemy razem na wieki” – powiedział to tak cynicznym tonem, że w Bane’ie aż
się zagotowało.
- Czyli, według ciebie,
na zawsze powinienem być sam?! Z innymi ludźmi spotykając się tylko na
przygodny seks?!
Twarz Ragnora
złagodniała. Wiedział już, że źle dobrał słowa, zwłaszcza przy tak drażliwym
dla Magnusa temacie, jakim była miłość.
- Nie. Wiesz, że cię
kocham, choć dlaczego, to pozostaje zagadką.
- Bo jestem czarujący,
przystojny, szarmancki…
- I skromny? – spytał z
przekąsem.
- Tak. To też. Przede
wszystkim.
Ragnor westchnął. Czasem
rozmowa z Magnusem przywodziła na myśl próbę dogadania się z czterolatkiem
chorym na ADHD i napakowanym toną cukru. Dygresja goniła dygresję a żaden temat
nie został, do końca, przedyskutowany. Fell wiedział, dlaczego. W ten sposób
Bane uciekał od problemów. Myślał, że jeśli nie będzie o nich mówił to znikną.
I pewnie, gdyby chodziło o coś mniej poważnego, odpuściłby. Bo nie chciał
krzywdzić Magnusa, życie robiło to za niego, w stopniu wystarczającym. Ale czasem
lepiej żeby trochę pocierpiał podczas rozmowy z nim, niż później – dużo gorzej.
- Nie czuję się
przekonany mocą twoich argumentów.
- Jak chcesz to mogę
znaleźć inne. Na jutro przygotuję ci listę.
- Odpuszczę. Mam
wrażenie, że po takiej liście nasza przyjaźń mogłaby się zakończyć a chyba mam
w sobie coś z masochisty, bo tego nie chcę.
- Ja też – przyznał
Magnus, który doświadczał właśnie istnej karuzeli uczuć. Teraz, na przykład,
był wzruszony. – Jesteś moim najstarszym przyjacielem.
- I jako taki mam
obowiązek, kiedy zaczniesz odwalać coś niestosownego…
- Od kiedy używasz słowa
„odwalać”?! – wszedł mu w słowo.
- Od kiedy zainstalowałeś
mi tą głupią rzecz w telefonie! Codziennie wysyła mi jakieś dziwne słowa!
Magnus zachichotał. To
był mistrzowski ruch z jego strony. Aplikacja do nauki młodzieżowego slangu, naprawdę
musiała wkurzać Ragnora, a że był technologicznym beztalenciem, prędzej kupi
nowy telefon niż ją wyłączy.
- Jak chcesz, mogę…
- Chcę żebyś przestał w
końcu zmieniać temat i mnie posłuchał. Znam cię i wiem, że jesteś o krok od
zwariowania na punkcie tamtego faceta. – Wskazał na drzwi. – Tak naprawdę to
nawet nie jestem, do końca pewny, czy już tego nie zrobiłeś, ale wole myśleć,
że jeszcze nie.
- Wcale…
- Nie? – wszedł mu w
słowo unosząc brwi. – Kogo ty chcesz oszukać? Nie ucieszyłeś się ze wspólnych
scen z Axelem. Nie flirtowałeś z nim. Skrytykowałeś scenariusz, który normalnie
by cię zachwycił. Bez przerwy gapisz się na tyłek Lightwooda. Ani razu nie
obgadałeś go przed Raphaelem. Mam wymieniać dalej?
- To o niczym nie świadczy!
– zaprotestował odruchowo, ale zaraz przypomniał sobie, że to nie ma sensu. – Nawet,
jeśli zauroczyłem się Alexandrem to, co w tym złego?
- To, że to nie jest
facet dla ciebie. – Pominął poziom uczuć Bane’a. Bo ta uparta cholera nigdy się,
przed nim, nie przyzna, że to „coś więcej”. – Może nawet nieświadomie, ale na
pewno złamie ci serce. Jak Camille.
- Nie porównuj Aleca do
Camille! – warknął Magnus. – On nie jest taki!
- I o tym właśnie mówię!
– zatriumfował Ragnor. – Nie dasz na niego złego słowa powiedzieć. A chłopaczek
ma w dupie twoje uczucia.
- Wcale nie ma w dupie! –
Prawda? Alec nie robiłby tego wszystkiego, gdyby nie obchodziły go uczucia
Magnusa… Prawda? – Tylko wstydzi się tego, że jest gejem.
Ragnor z rezygnacją
pokręcił głową.
- To jeszcze gorzej.
Naprawdę, Magnusie, odpuść go sobie. A jeśli nie możesz, bo jego zgrabny tyłek
aż tak na ciebie działa, powiedz Raphaelowi, że chcesz zmienić ochroniarza.
Niech ci da tego blondyna, gołym okiem widać, że działacie sobie na nerwy, więc
o żadnym romansie nie może być mowy. Zresztą to zadeklarowany heteryk. Mówi o
tej swojej narzeczonej tak często, że nawet mnie zemdliło.
- Clary jest miła. –
Magnus z satysfakcją obserwował, jak oczy Ragnora otwierają się szerzej, ze zdumienia.
- Nie chcę wiedzieć,
kiedy ani, jak ją poznałeś.
- Alexander…
- Powiedziałem, że nie
chcę! – przerwał mu Fell. – Posłuchaj Magnusie. Odpuść sobie Aleca. Wbrew
pozorom jesteś dobrym człowiekiem, zasługujesz na więcej niż on może ci dać.
Nie mówię tego żeby ci dopiec, tylko dlatego, że się o ciebie martwię. Nie chcę
żebyś znów cierpiał.
Magnus, bez słowa,
pokiwał głową. Wiedział, że jego miłość do Alexandra mogła skończyć się tylko
złamanym sercem. A mimo to nie potrafił jej sobie odpuścić. Ragnor chyba musiał
to wyczytać z jego twarzy, bo westchnął.
- Stary a głupi. Nie
uczysz się na błędach… Nie powiem, żebyś nie przychodził, kiedy Lightwood
złamie ci serce, bo jestem dobrym przyjacielem. Ale od razu zastrzegam, że masz
przynieść ze sobą, swoją najlepszą whisky.
Magnus uśmiechnął się.
- Jesteś najlepszym
przyjacielem, jakiego można sobie wyobrazić.
- Wiem. Wszechświat karze
mnie za to każdego dnia.
❤️❤️poziom przyjaźni tej dwójki mnie zabija - oczywiście chodzi o Fella i Magnusa a Jace niech w pompę się pocałuję xD czekam na kolejną część ❤️❤️
OdpowiedzUsuń