poniedziałek, 30 sierpnia 2021

Wiara

Tytuł: Wiara
Liczba rozdziałów: One Shot
Gatunek: romans, komedia
Para: Crowley x Azirafal
Seria: Dobry Omen
Ograniczenia wiekowe: Brak
Info/Uwagi: Azirafal i Crowley rozmawiają czy w przypadku Anioła i Demona wiara ma jakikolwiek sens. I to nie tylko wiara w Wszechmogącego.

WIARA
 
 

- Wiesz, że to może się nie udać? – powiedział Crowley, tym samym wyrażając głośno to, co dręczyło też Azirafala. – Że możemy zginąć?
Anioł przełknął ślinę. Oczywiście, że wiedział! Nie mieli żadnej pewności, że udało im się właściwie zinterpretować słowa Agnes Nutter. Stara wiedźma nie była łaskawa napisać: Żeby uniknąć śmierci w męczarniach zrób to i to. Nie! Musiała być tajemnicza! Do… Nie, może lepiej nie kończyć.
- Aniele?
- Wiem, Crowley! Wiem! Ale musimy wierzyć, że nam się uda!
Demon prychnął z pogardą.
- Wierzyć? – spytał a w jego głosie pobrzmiewało niedowierzanie. Wstał i zaczął chodzić po mieszkaniu, starannie omijając kałużę, która była kiedyś Ligurem. Powinien to posprzątać. Albo lepiej poprosić Azirafala, żeby to zrobił. W końcu woda święcona to nie żarty. Zwłaszcza dla Demona.
- Może nie zauważyłeś, ale jestem nieco sceptycznie nastawiony do idei wiary w cokolwiek. Chyba że chodzi o wiarę w powolną i bolesną śmierć, jaką zafunduje mi Piekło za powstrzymanie Apokalipsy i zrobienie z Belzebuba idioty. – Wyrzucił ręce w górę, po czym opadł na tron. Skrzywił się. Sam właściwie nie wiedział, po co trzymał to cholerstwo. Było, dosłownie, piekielnie niewygodne. Zdecydowanie bardziej przypadła mu do gustu kanapa w księgarni Azirafala.
Anioł westchnął ciężko.
- Domyślam się, że to, co przygotował dla mnie Gabriel, też nie będzie szybkie i bezbolesne. – Kilka razy zacisnął i rozprostował palce, jakby nie wiedział, co zrobić z rękoma. W końcu zdecydował się na posprzątanie resztek Demona z podłogi. Głupio by było, gdyby ich rozważania okazały się nic nie warte, bo Crowley postawił stopę, nie tam, gdzie trzeba. Coś ścisnęło go w dołku. Jak zawsze, gdy choćby pomyślał, że temu konkretnemu Demonowi, coś mogłoby się stać.
O ile to możliwe, Crowley poczuł się jeszcze gorzej. Nie bał się własnej śmierci. No może trochę. Chętnie uniknąłby całkowitej anihilacji, gdyby tylko istniała taka możliwość. Jednak tym, co tak naprawdę go przerażało była możliwa śmierć Azirafala. Już raz przeżył coś takiego. Drugiego razu by nie przetrwał. Bez niczyjej zachęty wylałby na siebie, całe wiadro wody święconej.
- Przepraszam, Aniele – mruknął. – Wiem, że ty też siedzisz w tym po same uszy. Ja… Po prostu… Ech… Chyba się denerwuję.
Azirafal uśmiechnął się półgębkiem, słysząc te słowa.
- Wiem, mój drogi. Ja też. – Podszedł do tronu i zrobił gest, jakby chciał położyć przyjacielowi rękę na ramieniu, ale powstrzymał się w ostatniej chwili. – Jednak, co innego, poza wiarą, nam pozostało?
Demon skrzywił się.
- To może, od razu, zaoszczędźmy naszym Centralom papierkowej roboty i sami się zabijmy, co?
- Crowley!
- Wiara gówno daje, Aniele!
Wstał i ponownie zaczął chodzić po mieszkaniu.
- Od sześciu tysięcy lat wierzę, że… - urwał. – Nieważne. – Machnął ręką. – Ważne, że nic to nie dało! – Wściekły chwycił za spryskiwacz i zaczął nawadniać, drżące ze strachu, rośliny. Myślami był jednak daleko, bo nie zwrócił najmniejszej uwagi na zwiędłe liście czy pokrywające je plamy.
Azirafal z niepokojem przyglądał się przyjacielowi. Oczywiście rozumiał, że perspektywa rychłej śmierci, zapobiegnięcie Apokalipsie i sprzeciwienie się samemu Szatanowi, mogły nieco zachwiać psychiką Demona. Sam czuł się nieswojo, zwłaszcza przypomniawszy sobie minę Gabriela, gdy Archanioł mu się przyglądał. Mimo to odnosił wrażenie, że Crowleyowi chodziło o coś jeszcze. Coś niezwiązanego z całym tym bałaganem, w którym właśnie tkwili. Tylko nie wiedział, o co dokładnie. Myślał i myślał, aż w końcu go olśniło. I nie było to miłe olśnienie.
- Mój drogi… - Podszedł do przyjaciela i, po chwili wahania, położył mu rękę na ramieniu. Ciało Crowleya się spięło, więc Anioł szybko cofnął dłoń. – Mój drogi… - zaczął znowu, tym razem zachowując dystans. – Dobrze wiesz, że z Piekła nie ma powrotu. Wszechmogący ustalił to już na samym początku… - urwał, bo Crowley odwrócił się do niego gwałtownie. Zamaszystym ruchem zdjął okulary i Azirafal miał wrażenie, że wężowe oczy przewiercają go na wskroś. Docierają nawet do tej najgłębszej, najbardziej strzeżonej tajemnicy, o której wiedział jedynie Wszechmogący. I to tylko dlatego, że był również Wszechwiedzący. Azirafal nigdy, z własnej woli, by mu tego nie powiedział. Nikomu by nie powiedział. A już szczególnie stojącemu przed nim Demonowi.
- Naprawdę myślisz, że chciałbym tam wrócić? – spytał Crowley. – Po tym wszystkim? Że chciałbym, przez całą wieczność patrzeć na, zadowolonego z siebie, pieprzonego Archanioła Gabriela?
Pomimo powagi sytuacji Azirafal nie mógł się nie uśmiechnąć słysząc, jak Crowley wyrażał się o Gabrielu. Zaraz jednak spoważniał. Żarty żartami, ale gra toczyła się o naprawdę wysoką stawkę.
- A, w co innego, mógłbyś wierzyć przez sześć tysięcy lat? Czego innego mógłbyś pragnąć tak długo?
Crowley westchnął i potarł kciukiem oraz palcem wskazującym nasadę nosa. Wtedy, do Azirafala dotarło, że nie powinien był pytać. Nie miał takiego prawa. To było zdecydowanie zbyt intymne.
- Przepraszam – powiedział cicho i spuścił głowę. – Nie powinienem…
- Nie. – Crowley pokręcił głową. – Powinienem ci powiedzieć. – Znów pokręcił głową, jakby kłócił się sam ze sobą. – Chcę ci powiedzieć. – Stanął przed zaskoczonym Aniołem i chwycił go za podbródek, tym samym zmuszając by ten na niego spojrzał. – Jeśli mamy jutro zginąć, chcę odejść ze świadomością, że ci o tym powiedziałem.
Początkowo Azirafal pragnął zaprotestować. Powiedzieć, że wcale nie umrą, ale w porę ugryzł się w język. To przecież nie było wykluczone.
- Wiesz, w co wierzyłem, na co liczyłem przez te sześć tysięcy lat? – kontynuował Crowley. Azirafal pokręcił głową, jednak cały czas utrzymywał kontakt wzrokowy z Demonem, nie chciał go zerwać ani na moment. Twarz Crowleya była tak napięta, jak jeszcze nigdy wcześniej. Nawet, gdy omawiali powstrzymanie Armagedonu albo dowiedział się o planach Boga w Mezopotamii, był bardziej… zblazowany. – Że… - zająknął się. – Że pewnego dnia pokochasz mnie tak mocno, jak ja ciebie.
Azirafal stracił kontrolę nad własnym ciałem. Przestał oddychać, serce mu stanęło a oczy rozszerzyły się.
- Tak, kocham cię – kontynuował Crowley, mimo że reakcja Anioła go zabolała. Choć to i tak było lepsze niż wrzask oburzenia czy spojrzenie pełne nienawiści. – Jak wariat! – Puścił przyjaciela i po raz trzeci zaczął chodzić po mieszkaniu. – Szalenie! Od tysiącleci! Od naszego pierwszego spotkania! Przez ten cały czas wierzyłem, że pewnego dnia odwzajemnisz moje uczucia. Że będziemy mogli być szczęśliwi. Razem. – Nagle przystanął a jego ramiona dziwnie opadły, jakby wyrzucenie z siebie tego wszystkiego pozbawiło go energii. – I, co mi dała ta głupia wiara? – zapytał gapiąc się w podłogę. – Świat prawie się skończył a ty… - urwał. – Co mi to dało? – powtórzył.
Azirafal nie odpowiedział. Zamiast tego podszedł do przyjaciela i położył mu dłonie na ramionach. Tym razem Crowley nie zareagował, nie podniósł głowy. Podejrzewał, że wie, co malowało się na twarzy Anioła. Poczucie winy. Nie chciał tego widzieć. Już chyba wolałby, żeby Azirafal był wściekły. Żeby wygarnął mu, z mocą całego boskiego majestatu, że to czego pragnął było świętokradztwem, za które powinien umrzeć. Tak. Gniew był lepszy, niż żal Anioła, że nie może odwzajemnić jego uczuć.
- Crowley, mój drogi, spójrz na mnie. – O dziwo głos Azirafala nie był smutny. Gdyby Crowley pozwolił sobie choćby na cień nadziei, usłyszałby w nim radość. – Proszę.
Zakochanie to jednak paskudna rzecz. Pragniesz uszczęśliwić drugą osobę, bez względu na koszty. Liczy się ona, nie ty. Dlatego Crowley, choć wiedział, że go to zaboli, podniósł głowę i spojrzał w błękitne oczy istoty, którą kochał całym sobą. Oczy, które wbrew jego podejrzeniom, wcale nie były smutne czy złe. Wręcz przeciwnie. Błyszczały w nich wesołe iskierki. Nim choćby odważył się pomyśleć, co to oznacza, Azirafal odezwał się ponownie.
- Ty głupi wężu… Wiesz, w co ja wierzyłem przez ostatnie tysiąclecia?
Normalnie rzuciłby jakiś żart związany z jedzeniem lub książkami. Albo złośliwość dotyczącą pozostałych Aniołów. Teraz jednak przełknął ślinę i pokręcił głową. Azirafal uśmiechnął się ciepło.
- Żeby okazało się, że Demony jednak potrafią kochać. A zwłaszcza jeden konkretny Demon.
Stanął lekko na palcach i pocałował Crowleya. Ten zamarł, nie do końca pewny, czy to, aby nie jakiś okrutny żart ze strony Wszechmogącego. Albo wytwór jego, całkiem niedemonicznej, wyobraźni. Jednak, im dłużej trwał pocałunek, tym więcej zmysłów potwierdzało jego autentyczność i ostatecznie Crowley zrozumiał, że to działo się naprawdę! Azirafal go całował! A on stał, jak kołek! Gwałtownie chwycił Anioła w pasie i zaczął oddawać pocałunek z pasją skrywaną przez ostatnie sześć tysięcy lat.
Poczuł, jak Azirafal się uśmiecha. To sprawiło, że jego ludzkie ciało oraz wewnętrzną esencję zalało dziwne ciepło. Wiedział już, jak to jest uszczęśliwiać Azirafala, jednak to uczucie było czymś zupełnie nowym. Czymś, co chciał czuć już wiecznie.
Kiedy wreszcie się od siebie oderwali spojrzał w błękitne oczy Anioła. Zobaczył w nich taką radość, że ledwie był w stanie pojąć to rozumem.
- Czy… Czy to… Czy ty… - Nie potrafił sklecić zdania.
- Wiara czyni cuda – powiedział Azirafal i znów go pocałował. Chociaż ponownie nieprzygotowany na taki rozwój wypadków, tym razem Crowley zareagował prawidłowo. Zaczął oddawać pocałunek, już od samego początku. I musiał przyznać, że to było jeszcze wspanialsze niż za pierwszym razem. Azirafal smakował lepiej niż jakikolwiek pity przez niego, do tej pory, alkohol. I uderzał do głowy bardziej niż najmocniejszy trunek. Crowley miał wrażenie, że był pijany, jego myśli nie biegły prosto i nie potrafił się na niczym skupić a świat wydał się nagle piękniejszy. Widmo śmierci zaś – jeszcze straszniejsze. To go otrzeźwiło. Zerwał pocałunek, czym nie tyle zdziwił, co zaniepokoił Anioła.
- Kochanie?
- Czy… Czy to znaczy, że mnie kochasz? – Jeśli to miała być jego ostatnia noc, jeśli już nigdy więcej miał nie zobaczyć Azirafala, to chciał odejść, choć raz to usłyszawszy.
Anioł chyba wyczuł potrzebę wypełniającą Crowleya, bo wyraz zaniepokojenia na jego twarzy ustąpił miejsca ciepłemu uśmiechowi. Położył dłoń na policzku przyjaciela i zaczął delikatnie gładzić go kciukiem.
- Tak. Kocham cię – wypowiedział na głos to, co czuł od czasów Arki Noego. A przynajmniej właśnie wtedy to sobie uświadomił. Kto wie? Może miłość zakiełkowała w nim już podczas ich pierwszego spotkania? Jednak to troska Demona o dzieci, które zgodnie z boskim planem, miały umrzeć, sprawiła, że uczucia wybuchły w nim, z mocą Piekielnego Ognia. Dzieci, które nie obchodziły nikogo innego. Anioła, Demona czy nawet samego Wszechmogącego.
Potem, za każdym razem, gdy spotykał Crowleya jego uczucie rosło. Swoją kulminację miało podczas drugiej wojny światowej, kiedy to Demon zaryzykował, dla niego, wejście do kościoła. Na poświęconą ziemię, choć niewątpliwie wiedział, że go to zaboli. I, w dodatku, uratował jego książki! Tylko wtedy jeszcze nie był gotów przyznać się do swoich uczuć, nawet przed samym sobą, za bardzo bał się gniewu Nieba. Teraz, gdy nie mógł już sobie nagrabić u niego bardziej, nie miał takich oporów. Poza tym, chciał móc powiedzieć to głośno. Chociaż jeden raz.
- Kocham cię. Tak bardzo, że czasami to aż boli. – Albo kilka razy, tak dla pewności. – A czy ty… - Pragnął również to usłyszeć.
- Tak! Do dia… - urwał. – Tak! Kocham cię!
Crowley pochylił się i oparł czoło o czoło Anioła. Patrzyli na siebie w milczeniu rozkoszując się bliskością i wzajemnym ciepłem. W końcu, po całych tysiącleciach wyczekiwania, mogli to zrobić. Bez strachu, że zostaną nakryci. Świat należał do nich. Przynajmniej do jutra.
- Teraz jeszcze bardziej nie chcę umierać – powiedział Crowley walcząc ze łzami.
- Ja też nie – odpowiedział Azirafal. On postanowił ulec wypełniającym go emocjom i pozwolił łzom płynąć. Crowley ścierał je delikatnie, nie przejmując się tym, że co chwila pojawiały się nowe. – I tak się nie stanie. Przeżyjemy – powiedział z mocą. Jeśli możliwym było zakochanie się w sobie Anioła i Demona to oszukanie Piekła i Nieba, tym bardziej. Poza tym Azirafal miał dziwne wrażenie, że Wszechmogący ich wspiera. Czuł Jego obecność i emanujący z tego powodu, spokój. Za to ani śladu gniewu. Nie zamierzał jednak mówić o tym Crowleyowi. Wątpił, czy Demon uznałby to za dobry znak.
- A jeśli? – spytał Crowley.
- Jeśli… - powtórzył, z namysłem, Azirafal. – To chcę dobrze wykorzystać tę ostatnią, wspólną noc, jaką nam dano.
Crowley uśmiechnął się krzywo.
- Chyba pierwszą.
- To też – zgodził się Anioł i ponownie pocałował ukochanego, lekko popychając go w stronę sypialni. Crowley, od razu zrozumiał, do czego przyjaciel dążył.
- Jesteś… Jesteś… pewien? – spytał pomiędzy pocałunkami, które nagle, z czułych i delikatnych, stały się namiętne. I przestały ograniczać się jedynie do ust.
- Jak niczego do tej pory. – Azirafal oderwał się od szyi Crowleya. – Chyba że ty… - nie dokończył. Demon zadbał o to, by jego usta zajęte były czymś, o wiele przyjemniejszym niż mówienie.
Nie odrywając się od siebie, zniknęli w sypialni.
Bóg, miłosiernie, odwrócił wzrok, chcąc dać dwójce swoich ulubionych dzieł, trochę prywatności.
 
Nocną ciszę, do tej pory przerywaną jedynie odgłosami pocałunków i cichymi westchnieniami, rozdarł nagle głośny śmiech. A zaraz potem dziwnie zwierzęce warknięcie.
- Kaczuszki? Naprawdę? – Azirafal chichotał nie mogąc się powstrzymać. Kierowało nim nie tylko rozbawienie, ale także stres ostatnich kilkunastu godzin. – Naprawdę nosisz bokserki w kaczuszki?
Crowley ponownie warknął i przyjrzał się swojej bieliźnie. Naprawdę lubił te bokserki. Były niebieskie w małe żółte kaczuszki, z których każda miała na szyi czerwony krawat. I, choć nigdy by się do tego nie przyznał, nawet podczas najwymyślniejszych tortur, jakie zna tylko Piekło uważał, że przynoszą mu szczęście. Póki co jego teoria się potwierdzała. Hej! Ocalił świat, odzyskał Azirafala a na dodatek miał go teraz tu! W swoim łóżku! Co prawda chichoczącego, jak ktoś niespełna rozumu, ale to akurat było sprawą drugorzędną.
- Kaczki są świetne – powiedział, ponownie wdrapując się na łóżko i całując Azirafala w szyję.
Ten jęknął, nie przestając jednak chichotać, co jak się zastanowić, było niezwykłym osiągnięciem.
- Jeśli myślisz, że stanę przed Belzebubem i resztą Demonów ubrany w kaczuszkowe bokserki to… - nie dokończył, bo Crowley zamknął mu usta pocałunkiem.
- Skoro tak bardzo ci przeszkadzają, to je ze mnie zdejmij – zasugerował Demon w chwili przerwy.
Nie musiał dwa razy tego powtarzać.
Później pomyślał, że mógłby się odgryźć komentując bieliznę Azirafala w szkocką kratę, ale ostatecznie uznał, że jest mu zbyt dobrze, by przerywać. Nawet dla docinków. Zrobi to, kiedy indziej. Bo, po raz pierwszy, naprawdę uwierzył, że mają szansę przetrwać. W końcu wiara czyni cuda.

 



1 komentarz:

  1. ❤️❤️ta anielska para jest wręcz demoniczna xd nie mogę doczekać się 2 sezonu ten serii. Kocham cię za te opowiadania dzięki nim czas oczekiwania i jakaś pustka fabularna się dopełnia ❤️

    OdpowiedzUsuń