Tytuł: Kocham cię. Na zawsze
Liczba rozdziałów: One Shot
Gatunek: romans
Para: Malec
Seria: Shadowhunters
Ograniczenia wiekowe: +16
Info/Uwagi: Te Walentynki muszą być wyjątkowe. Po pierwsze: bez dzieci. Po drugie: Magnus ma dla Aleca naprawdę wyjątkowy prezent.
Liczba rozdziałów: One Shot
Gatunek: romans
Para: Malec
Seria: Shadowhunters
Ograniczenia wiekowe: +16
Info/Uwagi: Te Walentynki muszą być wyjątkowe. Po pierwsze: bez dzieci. Po drugie: Magnus ma dla Aleca naprawdę wyjątkowy prezent.
KOCHAM CIĘ. NA ZAWSZE
Magnus patrzył na
kalendarz jakby ten zrobił mu jakąś krzywdę. I poniekąd tak właśnie było.
Paskudny przedmiot, bez przerwy, przypominał mu o zbliżających się
Walentynkach. Walentynkach, na które Czarownik nie miał absolutnie żadnego
pomysłu. A które musiały być wyjątkowe. W końcu im się to należało. On i Alec
nie byli na samotnej randce od ponad roku, czyli od momentu adopcji Rafaela.
Magnus kochał syna nad życie i nigdy nie żałował posiadania go, jednak chłopiec
okazał się dość problematycznym i wymagającym dzieckiem, posiadającym całą masę
traum oraz lęków, z którymi musieli sobie poradzić. Najgorszy był paraliżujący
wręcz strach przed porzuceniem. Przez pierwszych kilka tygodni nie mogli
zostawić chłopca samego nawet w drugim pokoju; bez przerwy musiał być z którymś
z ojców. Co samo w sobie było dość problematyczne biorąc pod uwagę ich
zobowiązania zawodowe. Do tego dochodził jeszcze Max. Który co prawda marzył o rodzeństwie,
a kiedy wreszcie je otrzymał niemal oszalał z radości, ale przez pierwsze lata
życia był wychowywany jak jedynak i przyzwyczaił się do tego, że uwaga
wszystkich skierowana była tylko na niego. Pojawienie się Rafa odebrało mu to i
zmusiło do odreagowania nowej sytuacji. Głównie poprzez krzyki płacz i bycie
istnym demonicznym pomiotem. Oczywiście tego określenia używał tylko Magnus;
Alexander zdawał się mieć anielską wręcz cierpliwość, jeśli chodzi o dzieci. Ale
nawet on wyraźnie tęsknił za czasami sam na sam z mężem. Tym bardziej, że
ostatnio intymność między nimi w ogóle nie istniała, bowiem chłopcy upodobali
sobie spanie z rodzicami w jednym łóżku. A oni nie potrafili im tego odmówić. Nie
było to zjawiskiem ciągłym, lecz powtarzającym się na tyle często by nawet nie
próbowali czegoś więcej. Na rozmowy o ptaszkach i pszczółkach ich synowie mieli
jeszcze czas. Zdaniem Magnusa – dużo czasu.
W ciągu dnia zaś nie
bardzo mieli, jak nadrobić stracony w nocy czas. Zawody Konsula i Wysokiego Czarownika
utrudniały dłuższe spotkania. Przekonali się o tym na własnej skórze. Magnus czuł
się jak napalony nastolatek, gdy brał własnego męża w ciemnym kącie archiwum.
Takie sytuacje mogły
dodawać pikanterii ich pożyciu seksualnemu a nie stanowić jego główną oś. Tym
bardziej, że zarówno on jak i Alec uwielbiali długi namiętny seks. Z
satysfakcjonującą grą wstępną.
Samo myślenie o tym
podnieciło Magnusa co było najlepszym dowodem jego frustracji seksualnej.
No, ale przynajmniej
wiedział czym skończy się walentynkowa randka. Tylko jak miało wyglądać wszystko
wcześniej?
W zeszłym roku, gdy Rafael
nie pozwalał się zostawić choćby na godzinę, Magnus spróbował urządzić
romantyczną kolację na balkonie. Było wszystko co potrzeba. Biały obrus,
dziesiątki czerwonych róż, wykwintne jedzenie (oraz takie mniej; wciąż nie
potrafił pojąć miłości Aleca do hamburgerów z East Village), nastrojowa muzyka,
migoczące nad głowami gwiazdy (znalezienie zaklęcia, które to umożliwiło zajęło
mu miesiąc). I co najważniejsze – oni. Ubrani w swoje najlepsze garnitury (w
przypadku Aleca w nowy garnitur, kupiony przez Magnusa na te właśnie okazję).
Zaczęli świętować zaraz
po położeniu chłopców spać. I wszystko szło doskonale. Aż do deseru. Wtedy
właśnie usłyszeli płacz Rafaela. Chłopcu przyśnił się koszmar a po przebudzeniu
nie mógł znaleźć żadnego z rodziców przez co niemal wpadł w panikę. Długo nie
mogli go uspokoić. W międzyczasie obudził się też Max i oczywiście on też
zaczął płakać. Chyba dla towarzystwa.
Skończyło się na tym, że
obaj chłopcy wylądowali z nimi w łóżku wczepieni w ojców niczym małe małpki.
Magnus z rozrzewnieniem wspominał
uczucie jakie napełniło go wraz z ciepłem bijącym od syna, ale żałował też
przerwanej randki.
W tym roku sytuacja nie
powinna się powtórzyć. Rafael już bez oporów rozstawał się z ojcami, pod
warunkiem, że zawsze mógł do nich zadzwonić i prosić o szybki powrót. Jeszcze
ani razu go nie zawiedli i chłopiec, w końcu, przestał testować telefon
alarmowy. Ponadto Magnusowi udało się znaleźć opiekunkę na ten specjalny
wieczór. Do tej pory nie mógł uwierzyć, że jego synowie zapałali taką miłością
do tego starego zrzędy – Ragnora. A co dziwniejsze – była to miłość odwzajemniona.
Choć oczywiście Czarownik nigdy by się do tego nie przyznał. Nawet na
torturach. Utrzymywał, że zajmuje się chłopcami tylko i wyłącznie po to by
mieli choć jeden dobry wzór do naśladowania. Ale to on nauczył Maxa jego
pierwszego samodzielnego zaklęcia. Mini fajerwerków, których dziewiczy pokaz
miał miejsce podczas urodzin Rafaela. Chłopiec był zachwycony. Max zaś o mało
nie pękł z dumy.
Ragnor, jako istota
całkowicie aromantyczna i pragmatyczna do bólu, nie obchodził Walentynek. Nie poświęcał
się też przyziemnej pracy tak jak Cat, więc dysponował tak potrzebnym Magnusowi
czasem. Czarownik był pewien, że najtrudniejszym elementem jego misternego
planu będzie przekonanie przyjaciela, więc całą swoją kreatywność skupił
właśnie na tym. Ku jego ogromnemu zdumieniu Ragnor zgodził się niemal od razu.
Argumentował to frustracją seksualną „która bije od ciebie na kilometr ty świecący
idioto”. Magnus puścił przytyk mimo uszu. Najważniejsze, że miał niańkę. I to
taką, której naprawdę mógł ufać. Oraz taką, która dysponowała odpowiednią mocą,
by w razie czego obronić jego dzieci.
Wychodząc od Ragnora był
pewien, że teraz pójdzie z górki. Sromotnie się pomylił. Tak wiele uwagi poświęcił
przekonaniu Ragnora, że w ogóle nie pomyślał jak dokładnie spędzą czas z
Alekiem. Teraz skupił się na drugiej części planu i… nic. Pustka. Null. Zero. Wszystko
wydawało mu się albo za mało romantyczne albo zwyczajnie głupie. Chciał, żeby
Alec miał najlepsze Walentynki na świecie. Powoli zaczynało do niego docierać,
że on i jego mąż mieli ograniczoną liczbę świąt jaką mogli spędzić wspólnie. Za
kilkadziesiąt lat Aleca już nie będzie.
- Kurwa!
Rzucił zaklęcie i
kalendarz stanął w płomieniach.
Alec nie mógł się
doczekać Walentynek. Co było dziwne biorąc pod uwagę jego początki z tym
świętem. Do tej pory pamiętał opierdol jaki zebrał od Izzy, gdy okazało się, że
w ogóle nie zdawał sobie sprawy z ich istnienia.
Teraz wiedział już o
Walentynkach sporo, nawet jeśli nadal nie do końca rozumiał całą koncepcję. Ale
miło było mieć pretekst do wyjścia na randkę z Magnusem i zachowywania
publicznie jak zakochany szczeniak. Którym niewątpliwie był. Zwłaszcza w
kontekście czterystuletniego męża.
Ponadto te Walentynki miały
być szczególne. Po raz pierwszy od… dawna mieli być z Magnusem sami. Bez
dzieci. Kochał swoich chłopców nad życie, ale tęsknił też za możliwością
pobycie z mężem sam na sam, bez ciągłego zwracania uwagi czy jakiś mały
Czarownik nie próbuje właśnie przefarbować Prezesa Miau a miniaturowy Nocny
Łowca nie ćwiczy umiejętności wspinaczki po rzeczach, które z całą pewnością
się do tego nie nadają.
Na szczęście Magnusowi
udało się załatwić na ten wieczór opiekunkę (nadal dość sceptycznie podchodził
do Ragnora w roli niani, ale chłopcy zdawali się być zachwyceni perspektywą
spędzenia czasu z wujkiem). Wziął też na siebie organizacje całego
wyjścia i kazał się Alecowi niczym nie przejmować. Co prawda Łowcy wystarczyłby
wieczór w domu i sesja przytulanek na kanapie (a później kontynuowanie ich w
wielkim małżeńskim łożu; być może nawet z dodatkami) byleby z Magnusem, jednak
zdawał sobie sprawę z tego jak ukochany poważnie podchodził do niektórych przyziemnych
tradycji. Pozwolił mu więc działać samemu szykując własną niespodziankę.
Obudził go pocałunek w
czoło i zmysłowy szept tuż przy uchu.
- Wstawaj śpiący
królewiczu.
Odmruknął coś niewyraźnie
i mocniej naciągnął kołdrę na głowę.
Magnus zachichotał. Nikt
kto znał Alexandra Gideona Lightwood-Bane’a, jako pełnego powagi Konsula czy
też legendarnego Łowcę – parabatai samego Jace’a Herondale’a nigdy nawet
by nie pomyślał, że mężczyzna miał takie problemy ze wstawaniem. W sumie, na
początku ich związku, Magnus też o tym nie wiedział. Dopiero, w miarę jak Alec
zaczynał czuć się przy nim coraz swobodniej pozwalał sobie na większą
demonstrację porannego niezadowolenia. A Czarownik dosłownie pokochał ten mały
rytuał z budzeniem ukochanego. Bo to oznaczało, że Alec mu ufał. Co w przypadku
Łowcy chwilami znaczyło więcej niż miłość. Bowiem odsłonięcie jakiejkolwiek
„słabości” było dla niego niczym wyzwanie. Magnus niezmiennie pozostawał
zdeterminowany by pomagać mu w każdym z nich.
Dzisiaj z racji, że nie
musieli się nigdzie spieszyć mógł poświęcić ich porannemu rytuałowi więcej czasu.
Zsunął kapcie i położył się
na swojej stronie łóżka, plecy opierając o zagłówek. Alec wyczuł, że ma
towarzystwo. Wciąż opatulony w kołdrę, niczym wielka gąsienica, przylgnął do Magnusa
wtulając twarz w jego brzuch i oplatając ramionami przez co Czarownik również
został przykryty. Serce mężczyzny najpierw stanęło a potem zaczęło się topić.
- Kochanie. – Pogładził
męża po włosach. – Choć też najchętniej spędziłbym z tobą w łóżku cały dzień to
niestety rzeczywistość wzywa.
W ich przypadku
rzeczywistość przybierała zwykle postać dwóch nadaktywnych chłopców, którzy
zaraz po przebudzeniu są zdeterminowani by spożytkować kipiącą w nich energię.
- Jeszcze pięć minut –
wymamrotał Alec wciąż wtulony w Magnusa. Gdy mówił ciepłe powietrze owionęło
brzuch Czarownika sprawiając, że dreszcz przeszedł mu po kręgosłupie.
Co całkiem podkopało jego
żelazną wręcz wolę i, jak zwykle, uległ mężowi.
- Pięć minut – zgodził się.
Choć twarz Aleca ukryta
była przed jego wzrokiem mógłby założyć się o całą magię Świata Cieni, że mąż
właśnie uśmiechnął się z triumfem.
Nic nie szkodzi. Alec był
jedną z trzech osób na świecie, która mogła z nim pogrywać w ten sposób i nie
spotkałyby jej za to żadne konsekwencje. Pozostała dwójka to Max i Rafael.
Niestety nie udało mu się
dotrzymać obietnicy, bo po zaledwie dwóch minutach do sypialni wpadli
rozkrzyczani chłopcy ubrani w identyczne piżamy z motywem Gwiezdnych Wojen
(sami je sobie wybrali niedługo po tym jak Simon zgodził się z nimi posiedzieć
w jedno popołudnie). W idealnej synchronizacji wdrapali się na łóżko i zaczęli
po nim skakać, nie bardzo przejmując się tym czy trafiają w materac czy
rodziców. Paplali przy tym bez ustanku wyraźnie podekscytowani wizją spędzenia
czasu z „wujkiem Ragnorem”.
Gdyby nie to, że Magnus
był niejako zakładnikiem przyjaciela i naprawdę mu zależało by Ragnor zajął się
jego małymi wulkanami energii, w tej właśnie chwili stworzyłby Portal i
przerzucił chłopców do domu zielonoskórego Czarownika. Jednak mężczyzna wyraźnie
zaznaczył, że mógł przyprowadzić synów „po dwunastej”. A Magnus tylko zapytał
według której strefy czasowej. Naprawdę był zdesperowany.
Alec jęknął, kiedy czyjaś
mała piętka wbiła mu się między żebra. No tak. Nie było mowy, by choćby udawał,
że śpi, chyba że chciał wyjść z tego z obrażeniami godnymi walki z demonem. Już
sobie wyobrażał docinki Jace’a. To wystarczyło by ostatecznie zrzucił z siebie
kołdrę. Nie wiedzieć czemu chłopcy aż zapiszczeli z radości i rzucili się w
wciąż ciepłe ramiona ojca.
Przycisnął obu synów do
piersi i każdemu z nich dał buziaka w policzek. Zaraz też dotarło do niego
groźne warkniecie. Zachichotał po czym obrócił się tak by stanąć twarzą w twarz
z Magnusem.
- Dzień dobry kochanie. –
Pochylił się i pocałował nieco obrażonego Czarownika w usta.
Ten momentalnie
poweselał.
- Dzień dobry śpiąca królewno.
Tym razem to chłopcy
zachichotali a Alec tylko przewrócił oczami.
- No rodzinko –
kontynuował Magnus pocałowawszy wcześniej obu chłopców na dzień dobry. – Skoro
wszyscy są już na nogach to co powiecie na śniadanie?
Zarówno Rafael jak i Max
spojrzeli na niego nieufnie. W końcu śniadania w wykonaniu papy zawsze były
jedną wielką niewiadomą.
Ostatnio Magnus uznał, że
zapozna synów ze zwyczajami żywieniowymi świata i codziennie rano serwował im
śniadanie z innego kraju. Pomysł nie przypadł do gustu żadnemu z domowników
(nawet Prezes Miau przestał przechodzić żebrać o jakiś kąsek, co zwykle
zdarzało mu się regularnie).
O ile Alec cierpiał w
milczeniu – ostatecznie jadł gorsze rzeczy (co nie było trudne będąc dobrym
starszym bratem i mając Izzy za siostrę), to chłopcy urządzili coś w rodzaju
niemego buntu zaraz po tym jak Magnus wyczarował typowe angielskie śniadanie,
teraz jadane chyba tylko przez naprawdę konserwatywnych konserwatystów. Przestali
zapraszać papę do wspólnych zabaw i Czarownik musiał się poddać. Wróciły płatki
z mlekiem.
Co nie znaczy, że pamięć
o „śniadaniach świata” zniknęła z umysłów dzieci.
Magnus udał, że wcale nie
ubodła go ta nieufność i kontynuował tym samym radosnym tonem.
- Coś mi mówi, że dzisiaj
będą gofry.
Wszystkim zaświeciły się
oczy. Nawet Alecowi. Czarownik kuł żelazo, póki gorące.
- Z bitą śmietaną.
Chłopcy poderwali się z
łóżka jak oparzeni i przekrzykując siebie nawzajem pognali do kuchni. Tuż za
nimi, majestatycznym krokiem, podążał Prezes Miau. Kot nauczył się już, że tego
typu zachowania młodych właścicieli zwykle zwiastowały coś dobrego.
- Rozpieszczasz nas –
oznajmił Alec samemu gramoląc się spod kołdry.
- Wiem. – Próżno było
szukać u Magnusa jakiejkolwiek skruchy. – To mój ulubiony obowiązek. –
Uśmiechnął się i pocałował męża w czoło. – Szczęśliwych Walentynek – wyszeptał.
- Szczęśliwych Walentynek
– powtórzył jak echo Alec i tym razem to on go pocałował.
Alec patrzył na
pobojowisko w jakie zmieniła się ich kuchnia. Na plamy płynnego ciasta
pokrywające każdą płaską powierzchnię, rozlane po podłodze mleko, kleksy z
truskawkowego dżemu zakrywające cały stół, Prezesa Miau pożerającego w
ekspresowym wręcz tempie ukradzionego gofra i wreszcie na synów umorusanych wszystkimi
składnikami dzisiejszego śniadania od stóp do głów. Patrzył i nie po raz
pierwszy uzmysłowił sobie jak wiele w jego życiu ułatwiała Magnusowa magia.
Oraz jakie miał szczęście zakochując się w Czarowniku. Oczywiście kochałby
Magnusa nawet gdyby ten był całkiem niemagicznym Przyziemnym (specjalnie, nawet
we własnej głowie, nie użył słowa „zwykły”; Magnus nigdy nie pozwoliłby sobie
stać się jednym z wielu, zawsze znalazłby sposób na to by się wyróżniać).
Jednak magia stanowiła miły dodatek do miłości. Dzięki niej mógł odwrócić uwagę
od bałaganu wiedząc, że wystarczy pstryknąć palcami i zniknie, po to, by bez
żadnych wyrzutów sumienia objąć męża w pasie. I nie obawiać się, że ten
przypali pieczone właśnie gofry. Magnus wyglądał niezwykle seksownie w różowym
fartuszku z falbankami i napisem Pan domu.
- Ktoś tu jest chyba
głodny – skomentował Czarownik odwracając głowę i całując męża w policzek.
- Nawet nie wiesz jak
bardzo – odszepnął mu wprost do ucha w ten specyficzny sposób, który zawsze
wywoływał u Magnusa ciarki.
Obaj doskonale wiedzieli,
że Alec wcale nie mówił o jedzeniu. A także, że wbrew wszystkiemu, musieli
zachować pozory. W końcu tuż obok śniadanie jedli ich synowie. Którzy
oczywiście pilnie słuchali rozmowy ojców.
- Chcesz mojego gofra,
tatusiu? – spytał Max podając mu w lepkich rączkach coś co ewidentnie było
końcówką jego śniadania.
- Nie. – Pokręcił głową.
– Papa zaraz dla mnie zrobi, prawda?
Magnus bardzo chciał
powiedzieć co takiego mógłby zrobić Alecowi, ale dzieci wciąż słuchały, dlatego
tylko pokiwał głową. Alexander po raz ostatni cmoknął męża w policzek po czym
zasiadł do stołu obok chłopców. Wcześniej jednak musiał pozbyć się ze swojego
krzesła Prezesa Miau, który czaił się, żeby ukraść coś jeszcze.
Chwilę później na jego
talerzu zmaterializował się gofr w kształcie serca ozdobiony kleksami z bitej
śmietany ułożonymi wokół napisu wykonanego truskawkowym dżemem.
Kocham cię.
Kolejny plus posiadania
męża Czarownika.
- Wow! – Maxowi
zaświeciły się oczy i nim Alec zdążył podziękować wypalił. – Papo! A dasz radę
zrobić takiego w kształcie dinozaura?!
Rafael szybko poparł
brata samemu też składając zamówienie. On za to chciał kotka. Najlepiej
wyglądającego identycznie jak Prezes. Magnus, który chciał po prostu zrobić coś
miłego dla męża utknął przy gotowaniu na kolejne pół godziny. Jednak uśmiechy
chłopców mu to wynagrodziły.
W końcu wszystkim udało
się skończyć śniadanie i Alec zagonił synów do łazienki. Nie chciał by zbytnio
uzależnili się od magii. Nawet jeśli on, zaraz po tym jak wyszli spojrzał na
Magnusa z miną szczeniaczka. Czarownik w lot pojął intencje męża. Machnął ręką.
Powietrze wypełnił zapach ozonu a kuchnia rozbłysła nieskazitelną czystością.
- Ja też cię kocham –
powiedział Alec biorąc do ręki zimnego już gofra, który jakimś cudem w ciągu
sekundy stał się znowu ciepły. – Ponad życie.
Podszedł do Magnusa i nakarmił
go kawałek po kawałku.
Chłopcy zostali odesłani
do Ragnora w atmosferze uroczego rozgardiaszu. Przekrzykiwali się wzajemnie, bo
każdy z nich chciał powiedzieć rodzicom coś jeszcze nim rozstaną się na kilka
godzin. Rafael raz po raz upewniał się, że w razie, gdyby coś się działo, mógł
zadzwonić. Zapewniali go, bez krzty zniecierpliwienia, że oczywiście. Za to Max
był tak podekscytowany, że chciał zabrać do Ragnora połowę swoich ukochanych
zabawek. Magnusowi ścierpła skóra, gdy wyobraził sobie reakcję przyjaciela na
niektóre ze skarbów jego syna. Po długich i cierpliwych tłumaczeniach skończyło
się na małym plecaczku (Alec wcześniej dyskretnie przejrzał jego zawartość; tak
na wszelki wypadek).
W końcu obaj gotowi byli
do drogi i po pożegnalnym całusie w policzek zniknęli wraz z Magnusem wewnątrz
Portalu. Alec, rozkoszując się powstałą nagle ciszą, poszedł do sypialni
zmienić ubranie. Wciąż przecież był w piżamie noszącej ślady bliskiego spotkania
z bitą śmietaną i dżemem.
Magnus zastał go, gdy
mocował się z krawatem. Z jakiegoś powodu uparty skrawek materiału nie chciał
go słuchać.
- Zostaw.
Czarownik złapał go za
dłoń i delikatnym acz stanowczym gestem odsunął ją od krawatu.
- Nie będzie ci
potrzebny.
Alecowi momentalnie
zaschło w gardle. Wiedział, że Magnus nie mówił o całym wieczorze a tej
konkretnej chwili. Dostrzegł to w oczach męża. W tym charakterystycznym błysku,
który urzekł go już przy ich pierwszym spotkaniu. A który teraz, nawet po
latach wspólnego życia, wciąż potrafił sprawić, że miękły mu kolana.
- Nie miałeś przypadkiem
planów? – zapytał sam do końca nie wiedząc, dlaczego. Może chciał się
podroczyć? A może wpajane mu od maleńkości poczucie obowiązku nadal górowało
niego nad egoizmem? A nawet nad podnieceniem?
Tymczasem Magnus zaczął rozpinać
guziki Alecowej koszuli. Ruch materiału sprawił, że wciąż niezawiązany krawat
spadł na podłogę. Żaden z nich się tym nie przejął.
- Moim planem jest
spędzić z tobą niezapomniane Walentynki. Równie dobrze możemy zacząć od tego,
co zwykle robi się po randce.
Skończył walkę z guzikami
i powoli zaczął zsuwać koszulę z ramion Aleca. Łowca zadrżał. Zarówno z
podniecenia jak i chłodu.
- Co… ty… na… to?
Słowa Czarownika
poprzetykane były pocałunkami składanymi przez niego na klatce piersiowej męża.
Alec mruczał z zadowoleniem i ani się spostrzegł jak sam zaczął rozbierać
Magnusa. Czarownik uśmiechnął się pod nosem.
- Uznam to za tak.
Popchnął mężczyznę na
łóżko.
Kochali się długo, namiętnie.
W ogóle nie przejmując się mijającym czasem. Po raz pierwszy od dawna mieli go
w nadmiarze.
Po wszystkim leżeli
wtuleni w siebie starając się odzyskać oddech.
- To było intensywne –
powiedział Alec mocniej wtulając się w męża. Magnus jeszcze zachłanniej objął
go ramieniem. Pragnął móc zachować takie chwile w pamięci na zawsze. By jeszcze
długo po śmierci Aleca mieć szansę delektowania się nimi. Z każdym rokiem
spędzanym u boku Alexandra nieśmiertelność zaczynała mu coraz bardziej ciążyć.
- Brakowało mi tego… -
Alec był nieświadomy kierunku w jakim poszybowały myśli męża. Nawet jeśli sam,
przez ułamek sekundy zastanowił się czy Magnus, za sto lat, będzie pamiętał
akurat te Walentynki.
- Mi też – zgodził się
Czarownik całując ukochanego w czubek rozczochranej głowy. – A to dopiero
początek atrakcji jakie dla nas zaplanowałem.
Alec zachichotał.
- Jeszcze nie tak dawno
mówiłeś, że plany uwzględniały tylko bycie razem. – Zaczął muskać opuszkami palców
żebra Czarownika czym wywołał u niego łaskotki.
- To… prawda… - mówił
pomiędzy krótkimi wybuchami śmiechu. – Ale jest jedna rzecz, którą koniecznie
muszę z tobą zrobić. I koniecznie w Walentynki. A nie chcę czekać kolejny rok…
Nie mogę czekać kolejny
rok, pomyślał. Chciał dać Alecowi ten prezent teraz, zaraz, natychmiast. Tylko
dlatego, że wiedział jak bardzo go to uszczęśliwi.
Łowca niechętnie podniósł
się na łokciu by móc spojrzeć mężowi prosto w oczy.
- W sumie też coś dla
ciebie mam. I też nie chciałbym czekać z wręczeniem ci prezentu. – Puścił mu
oczko. – A do łóżka zawsze jeszcze możemy wrócić.
Magnus zawsze lubił
Paryż. Nawet jeśli nazywanie go Stolicą Miłości, ostatnimi czasy, nabrało nieco
tandetności, za którą miasto zdawało się gonić. Choćby za sprawą ulicznych
artystów, tego konkretnego dnia porzucających wszelkie ideały i podporządkowujących
się komercji Święta Zakochanych. Za horrendalną opłatą przyrzekali namalować
pary w każdym możliwym stylu, z wybranej epoki. Czarownik nie mógł przepuścić
takiej okazji. Zaciągnął ukochanego na niski stołek po czym rzucił do
położonego na ziemi kapelusza zwitek banknotów wartości znacznie
przewyższającej honorarium artysty. Dodatkowa motywacja nigdy nie zaszkodzi,
uznał mężczyzna.
Ku jego zdumieniu
Alexander zbytnio nie protestował. Więcej. Wyglądał na zadowolonego i bez
marudzenia przyjął wymaganą przez artystę pozę, która wymagała od niego
przytulenia się do męża.
Magnus doszedł do
wniosku, że jego ukochany przeszedł naprawdę długą drogę od zakompleksionego,
schowanego w szafie dzieciaka, do Konsula rządzącego całym Światem Nocnych
Łowców i otwarcie mówiącego o swojej seksualności.
Chciał wierzyć, że choć
trochę pomógł Alecowi w tej przemianie. Że dał mężowi przynajmniej część tego,
co sam od niego wziął.
- Prawdę mówiąc, nie tego
się spodziewałem – powiedział Alec, gdy szli urokliwymi uliczkami Paryża
trzymając się za ręce.
Gdyby Magnus go nie znał mógłby
pomyśleć, że mąż ma mu coś za złe i właśnie wyraża swoje niezadowolenie. Nic
bardziej mylnego. Alexander po prostu stwierdzał fakt.
- A czego się
spodziewałeś? – zapytał zaczepnie.
Alec wzruszył ramionami.
- Nie wiem… Kolacji na
szczycie Wieży Eiffla… Lotu balonem… Z butelką wina, za cenę której można by
wyżywić małą afrykańską wioskę…
Magnus aż przystanął i zaczął
się trząść w udawanym oburzeniu.
- Do twojej wiadomości! –
Wzniósł palec do góry na znak, że ma zamiar powiedzieć coś ważnego, co Alec
musi zrozumieć i zapamiętać. – To wino wcale nie było drogie! Wbrew obiegowej
opinii mam jeszcze jakieś pokłady zdrowego rozsądku.
Alexander zachichotał. A
Magnus poczuł jak jego serce zaczyna się topić.
- Który przy tobie
najwidoczniej zanika, dlatego tak bardzo chciałem ci wtedy zaimponować –
przyznał z niejakim zmieszaniem.
Nastąpiła kolej Aleca na
to by jego wnętrzności zmieniły się w papkę.
- Na szczęście uczę się
na błędach – ciągnął Czarownik. – Pomyślałem, że bardziej spodoba ci się coś
mniej ostentacyjnego…
Dopiero kiedy powiedział
to głośni dotarło do niego jak mąż mógł zinterpretować jego plany. Stwierdzić,
na przykład, że za mało się postarał i już mu nie zależy.
Z bijącym głośno sercem
spojrzał ukochanemu w twarz. I od razu odetchnął z ulgą. Z niebieskich oczu
Aleca biła czysta radość. I chyba trochę wzruszenia, jakby do tej pory nie
przywykł do tego, że ktoś się o niego troszczy a niektóre rzeczy robi tylko po
to by sprawić mu przyjemność. Z jednej strony Magnus cieszył się, że mógł nauczyć
męża odczuwania takiej radości. Z drugiej nienawidził, że musiał. Alec powinien
być już z nią zaznajomiony. Nie po raz pierwszy znienawidził surowe wychowanie
Roberta i Maryse.
- Kocham cię – powiedział
tylko dlatego, że chciał.
Błysk radości w
niebieskich tęczówkach nabrał intensywności.
- A ja kocham ciebie.
Wznowili marsz.
Rezerwacja, którą zrobił
Magnus straciła ważność kilka godzin wcześniej, ale nie po to był Wysokim
Czarownikiem Brooklynu by przejmować się takimi szczegółami. Jedno zaklęcie wystarczyło
by kelner giął się w ukłonach przepraszając za swoją pomyłkę. Zaproponował
nawet deser na koszt firmy, ale widząc chmurne spojrzenie męża Magnus
postanowił odpuścić.
- Nie musiałeś tego robić
– powiedział Alec, kiedy zostali wreszcie sami a biedny kelner chyba właśnie
parzył sobie melisę na uspokojenie. – Skoro się spóźniliśmy to nasza wina. – Patrzył
na męża znad oprawionego w skórę menu.
Może i nie była to
kolacja na szczycie Wieży Eiffla, ale Wysoki Czarownik Brooklynu jednak miał
swoje standardy. Restauracja należała do tych z gatunku wykwintnych, gdzie
goście traktowani byli niczym rodzina królewska a cena za butelkę wody zwalała
z nóg. Tak, Magnus był trochę snobem i nie zamierzał się z tym kryć. Poza tym
chciał dać mężowi wszystko co najlepsze.
- Zresztą spóźniliśmy się
głównie przez ciebie – ciągnął Alec a końcówki jego uszu zrobiły się czerwone.
Czarownik już wiedział, że ukochany wrócił myślami do ich popisów w sypialni.
- Nie przypominam sobie,
żebyś za bardzo protestował, kiedy spóźniałem nas na kolację.
Alec już otwierał usta i
Magnus nie wiedział czy po to by skarcić go za niezbyt poprawnie ułożone zdanie
(odkąd zostali rodzicami, Alexander większą wagę przywiązywał do tego co i jak
mówią) czy też może nawiązać do wcześniejszych wydarzeń. Postanowił nie czekać.
Korzystając z tego, że obrusy na stolikach sięgały aż do ziemi, zrzucił but i zaczął
przysuwać niemal bosą stopą po goleni męża. Zgodnie z jego przewidywaniami Alexander
się zarumienił.
- Mags… - skarcił go, ale
jakoś tak bez przekonania.
- Słucham, kochanie? – Przybrał
swoją najbardziej niewinną minę jednocześnie wślizgując stopę pod materiał
spodni.
- Możesz przestać? – Jego
oddech wyraźnie przyspieszył. Magnus poczuł dumę.
- Ale ja przecież nic nie
robię. – I jakby na zaprzeczenie swoich słów tym razem dotknął stopą
wewnętrznej strony uda męża. Uwielbiał to na ile pozwalały mu długie nogi.
Alec pisnął i żeby ukryć
zmieszanie zaczął kaszleć. Magnus fantastycznie się bawił. Przynajmniej do momentu,
gdy zjawił się obok nich kelner najwidoczniej zaalarmowany zachowaniem Alexandra.
Gdyby nie to, że już raz podpadł ukochanemu teraz kazałby temu klaunowi w śmiesznym
wdzianku spadać. No dobrze, był niesprawiedliwy i zdawał sobie z tego sprawę.
Kelner tylko wykonywał swoje obowiązki. To on wyjście na kolację zamienił w grę
wstępną. Zabrał nogę.
- Wybrali już panowie?
Kelner był
profesjonalistą. Profesjonalistą, który już niejedno w swojej pracy widział.
Dlatego teraz udawał, że nie zauważa ani charakterystycznego rumieńca na twarzy
jednego z mężczyzn, ani też pełnego zadowolenia uśmiechu jego towarzysza. Miał
tylko nadzieje, że tym razem obędzie się bez konieczności dezynfekcji toalety.
Nie znosił Walentynek.
- Zamów za mnie –
powiedział Alec i posłał mężowi najbardziej niewinny ze swoich uśmiechów.
Wiedział, że Magnus nie pozwoli mu zjeść byle czego a konieczność podjęcia
decyzji, na chwilę, odwróci jego uwagę od nieprzyzwoitego zachowania pod
stołem.
Czarownikowi jakoś udało
się złożyć zamówienie i wstrzymać się z męczeniem Aleca do momentu aż jedzenie
nie pojawiło się na stole. Zamiast tego zwyczajnie rozmawiali. Nie o dzieciach,
pracy a tak jak kiedyś, gdy leżeli na łóżku, trzymali za ręce i wpatrując się w
leniwie wirujące skrzydła wentylatora, docierali do najgłębszych zakamarków
własnych dusz. Magnus nawet nie wiedział, że mu tego brakowało, dopóki na nowo
nie odkrył radości płynącej z rozmowy z mężem. Do tej pory był pewien, że
przecież rozmawiali. Zapomniał jak bardzo rozmowa może się różnić od rozmowy.
Przestał nawet drażnić Aleca pod stołem.
Przynajmniej do deseru.
Z pełną premedytacją
zamówił mus czekoladowy z malinami. Wiedział, że Alec go uwielbiał a co
ważniejsze… łatwo można było się nim karmić. Co miał zamiar wykorzystać. Nawet
jeśli najpierw należało przekonać do tego swojego świętoszkowatego męża. Ale
sam proces przekonywania też miał swoje zalety. Główną był oczywiście uroczy
rumieniec Alexandra, z którego mężczyzna nie potrafił wyrosnąć. I Magnus wcale
nie chciał, żeby tak się stało. Jego mąż, z policzkami pokrytymi czerwienią,
wydawał mu się najsłodszą rzeczą pod słońcem. Wliczając to Maxa, któremu kiedyś
udało się wpakować duży palec u nogi do buzi (Magnus wcale nie miał do tego
założonego osobnego folderu w komputerze, wcale a wcale).
- Mags… - Alexander z
jednej strony chciał brzmieć surowo, z drugiej bez przerwy łakomie wpatrywał
się w deser. Do tego stopnia, że Magnus, gdyby oczywiście był małostkowy,
mógłby poczuć się zazdrosny. – Tu są ludzie… - syknął.
- Tak to już zwykle bywa
w restauracjach – skonstatował Magnus od niechcenia bawiąc się łyżeczką. Przy
okazji nabrał na nią dorodną malinę. Widział wyraźnie jak jabłko Adama męża
podskakiwało, gdy przełykał nagromadzoną w ustach ślinę. Dobrze, że nie pozwolił
jej skapywać na talerz.
- Będą się gapić.
- Szczerze wątpię. Po
pierwsze większość z tutejszych gości to zbyt wielkie snoby by interesować się
kimkolwiek poza sobą. Po drugie, są Walentynki. I w dobrym guście jest poświęcenie
całej uwagi osobie towarzyszącej. Po trzecie. Nawet gdyby? – Wzruszył ramionami.
– Zobaczyliby dwóch zakochanych mężczyzn, którzy nie boją się pokazywać tej
miłości światu.
Alec nadal patrzył na
niego nieufnie. Magnus przewrócił oczami.
- Alexandrze. To tylko
deser.
Kłamał. Obaj doskonale o
tym wiedzieli. Z tym że Alec bardzo chciał uwierzyć w to kłamstwo. Tak naprawdę
wzbraniał się tylko dla zasady. Chciał zostać nakarmionym przez Magnusa deserem
i móc później wykorzystać ten argument w sypialni.
- W porządku – westchnął
udając pokonanego. Oczy Magnusa rozbłysły jakby ktoś właśnie mu powiedział, że
w tym roku Boże Narodzenie przyjdzie szybciej.
Nabrał sporą porcję musu
i powoli wsunął go w otwarte usta Alexandra rozkoszując się wyrazem czystej
błogości jaka wykwitła na jego twarzy, zaraz po tym jak czubek łyżeczki dotknął
języka. Alec wyglądał tak cholernie erotycznie, że momentalnie zrobiło mu się
gorąco i o mało nie jęknął. Co okazało się szczególnie trudne w momencie, gdy
lekko napuchnięte wargi mężczyzny otuliły łyżeczkę. I zaczęły ją ssać. Dopiero
wtedy dotarło do niego, że mąż tylko się z nim droczył. Planował to od samego
początku.
Stworzyłem potwora,
pomyślał Magnus, ale jakoś nie czuł się z tym źle.
Alec prowokował go przez
cały proces karmienia. Gdyby byli w domu deser zapewne wylądowałby już dawno na
podłodze a Magnus zrobiłby zdecydowanie niecenzuralny użytek ze stołu. I kto
wie? Może czegoś jeszcze?
Niestety, byli w
restauracji a on, chociaż bardzo chciał, nie mógł zabrać Aleca do domu w tej
chwili. Musiał zrobić coś jeszcze. Coś dzięki czemu obaj zapamiętają te Walentynki
na wieczność.
Kiedy skończyli a kelner zapytał,
czy chcieliby coś jeszcze, grzecznie odmówili. Magnus zapłacił rachunek
zostawiając przy okazji spory napiwek. Bardziej dla udobruchania męża niż za
straty moralne jakie poniósł mężczyzna w związku z jego czarami.
Na zewnątrz Alexander
bardzo się zdziwił, kiedy Magnus nie zaciągnął go w pierwszą boczną uliczkę i
nie wyczarował Portalu do domu. Szczerze na to liczył. Przez drażnienie się z mężem
sam był teraz podniecony i marzył o małej powtórce z rozrywki.
- Nie wracamy? – spytał
starając się by w jego głosie nie słychać było żalu.
- Później – obiecał
Czarownik. – Ale jest jeszcze coś co chciałbym z tobą dzisiaj zrobić.
Mówiąc miał tak nieodgadnioną
minę, że Aleca przeszył dreszcz ekscytacji. Przed Magnusem nigdy nawet by nie
pomyślał, że polubi niespodzianki. Teraz był ich wielkim fanem. Pod warunkiem,
że to Czarownik brał się za organizację. Wciąż miał alergię na pomysły Jace’a i
Isabelle.
Grzecznie dał się
poprowadzić krętymi uliczkami Miasta Zakochanych, rozkoszując się trzymaniem
męża rękę i kradzionymi co jakiś czas pocałunkami.
W końcu dotarli do mostu.
Mostu, który Alec znal aż za dobrze i na punkcie, którego miał małą obsesję. Do
tej pory skrzętnie skrywaną przed Magnusem.
Pont des Arts. Most
Zakochanych. Coś aż ścisnęło go w dołku na widok tych wszystkich kłódek symbolizujących
wieczną miłość. Odkąd tylko dowiedział się o tej tradycji marzył by wraz z Magnusem
zawiesić kiedyś tutaj własną. Nie zamierzał jednak nigdy mówić o swoim marzeniu
mężowi. Nie wątpił w miłość Magnusa, ale doskonale wiedział, że Czarownik
inaczej postrzegał czas i jego „na zawsze” różniło się od „na zawsze”
Alexandra. Biorąc ślub i wypowiadając słowa przysięgi, Łowca naprawdę ślubował
wieczną miłość. Po kres swoich dni. Natomiast obietnica Magnusa ograniczała się
jedynie do końca życia Aleca. Nie miał o to żalu; wiedział, że tak
skonstruowany był świat, w którym przyszło mu żyć. Poza tym miłość Magnusa,
choć ograniczona czasowo wcale nie była mniej prawdziwa. Dlatego nigdy nie wspomniał
o pomyśle z kłódką. Nie chciał by Magnus poczuł się do czegoś zobligowany. By
miał wrażenie, że Alec do czegoś go przymusił.
A teraz stali tu obaj, w miejscu,
które od czasu do czasu pojawiało się w snach Alexandra. I to Magnus ich tu
przyprowadził.
Czarownik nie miał pojęcia
jak interpretować nagłe zastygnięcie męża. Alec patrzył na most z
nieodgadnionym wyrazem twarzy i Magnus zaczynał się niepokoić. Może to jednak
był zły pomysł?
Wtem Alec drgnął i
spojrzał na niego pełnym niedowierzania wzrokiem, pod którym kryła się…
nadzieja? Chyba tak.
- Ty… - Alexander zaczął,
ale zaraz się zaciął. Przymknął oczy i wziął głęboki oddech. A po chwili
jeszcze jeden. W końcu był w stanie mówić. – Ty… Naprawdę chcesz to zrobić?
Magnus nie odpowiedział.
Zamiast tego wyjął z kieszeni marynarki kłódkę i podał ją Alecowi. Ten chwycił
przedmiot drżącymi palcami. To nie była pierwsza lepsza kłódka, którą można
było kupić w pierwszym lepszym sklepie. Nie. Ta wyglądała na dzieło prawdziwego
mistrza. Pokryta złotem (Alec postawiłby wszystko co ma, że prawdziwym,
dwudziestoczterokaratowym), misternie rzeźbiona (po dłuższym wpatrywaniu się,
Łowca w zawijasach, dojrzał symbole mające oznaczać zarówno magię Magnusa jak i
jego łuk) z wygrawerowanym napisem, który towarzyszył im przez cały związek.
Aku
Cinta Kamu.
Obrócił kłódkę. Tył
pokrywały wtopione w metal malutkie szafiry, idealnie zgrywające się z barwą
jego oczu.
Poczuł uścisk w klatce
piersiowej a po policzkach zaczęły płynąć mu łzy. Przycisnął kłódkę do piersi
niczym największy skarb. Nie był w stanie wydobyć z siebie głosu. I prawdę
mówiąc nie musiał.
Nim rozpłakał się na
dobre Magnus podszedł do niego i otoczył ramionami. Wtulił się w męża ciągle
łkając. Co było dość zabawne, bo nigdy nie czuł się szczęśliwszy. A mimo to nie
potrafił przestać płakać. Tym bardziej, gdy Magnus szeptał mu do ucha na
przemian:
- Kocham cię. Aku cinta
kamu, Alexandrze. Kocham cię.
W końcu udało mu się
jakoś uspokoić. Nadal jednak nie był w stanie wydobyć z siebie głosu więc by
pokazać swoją radość i miłość jaką darzył męża pocałował go mocno, nie
przejmując się tym, że ktoś ich widzi. Magnus z radością oddał pocałunek. To
była pieszczota z gatunku tych, które dzielili, gdy ich związek osiągnął pewną
stabilność, lecz jeszcze przed pojawieniem się dzieci. Oznaczał to wszystko o
czym doskonale wiedzieli: miłość, szacunek oraz szczęście, że ten drugi jest
obok. Z biegiem czasu pocałunki zaczęły przekazywać coś innego. I Czarownik
uwielbiał każdy z nich jednak teraz zapomniał jak bardzo tęsknił za tym
konkretnym.
Kłódkę zawiesili w
całkowitej ciszy trzymając się za ręce i tak lawirując by zamek trzasnął, gdy
obaj dłonie mieli położone na wyznaniu miłości. Przez chwilę wpatrywali się w
swój znak jak urzeczeni. Kłódka wyróżniała się na tle tysiąca innych jakie ją
otaczały, podobnie jak ich związek, w niczym nie przypominał tego do czego
przywykł świat.
To dziwne, ale Alec nie
bał się, że bogato zdobiona kłódka mogłaby przyciągnąć złodziei. Zawierzył
Magnusowi, że ten na to nie pozwoli. Podobnie jak lata temu zawierzył mu
powierzając Czarownikowi serce.
- Mam dla ciebie jeszcze
jeden prezent – wyszeptał nagle mężczyzna ściskając jego rękę. – Ale muszę ci
go dać w domu.
W jego głosie było coś
podniosłego i Alexander momentalnie zrozumiał, że kłódka była jedynie preludium.
- W takim razie wracajmy.
Dom bez dzieci był
dziwnie cichy. Zdaniem Aleca – za cichy. Przynajmniej tak by myślał, gdyby nie Magnus,
który patrzył na niego w ten dziwny sposób, jakiego nigdy nie udało mu się
rozszyfrować. To było coś co Czarownik wypracował sobie przez stulecia życia.
Coś za czym chował się przed światem by nie pozostać zranionym i choć Alexander
wiedział, że ukochany nie robił tego świadomie i tak ściskało go serce, że
robił to przy nim.
Wbrew podejrzeniom Aleca
niespodzianka, o której wcześniej mówił Czarownik, nie miała nic wspólnego z wizytą
w sypialni. W sumie powinien się tego domyślić, ale Magnus, z pójścia do łóżka,
potrafił robić prawdziwy rytuał. Nie żeby mu się to nie podobało. Teraz zaś na
pewno nie chodziło o seks.
- Mags? – zapytał cicho.
Czarownik potrząsnął
głową jak pies wypuszczony z kąpieli.
- Jestem. – Uśmiechnął się,
lecz oczy wciąż pozostawały niemożliwe do rozszyfrowania. – I tak jak mówiłem
mam dla ciebie jeszcze jeden prezent.
Zdjął marynarkę i krawat
po czym zaczął rozpinać guziki koszuli. Alec poczuł się skonfundowany. Przecież
nie mogło chodzić o seks.
Ręce mu się trzęsły choć
usilnie starał się nad nimi panować. Już i tak Alec patrzył na niego
zaniepokojony czemu, tak w sumie, się nie dziwił. Trochę pajacował. Ale co
zrobić, skoro pomysł, który wcześniej wydawał mu się genialny teraz porażał go
głupotą? No bo kto mu zagwarantuje, że Alexander nie uzna, iż dokonał
bluźnierstwa? Albo że nabijał się z niego i cennych dla niego świętości? Mógł
także uznać, że swoim zachowaniem okazał mu brak szacunku.
Trzeba było to z kimś
skonsultować, zżymał się w myślach. Ale jak to mówią, mleko się rozlało,
kobyłka u płotu i inne takie bzdety.
W końcu udało mu się rozpiąć
koszulę. Zsunął ją z ramion pozwalając by opadła na podłogę.
Jeszcze możesz jakoś z
tego wybrnąć, upomniał się w duchu. Zamień to w striptiz!
Uciszył niesforne myśli.
Głównie dlatego, że korciło go by im ulec. Zamiast tego wyszeptał zaklęcie i
pozwolił by to, co ukrywał przez ostatnich kilka dni, ujrzało światło dzienne.
Jakimś cudem udało mu się
nie zamknąć przy tym oczu więc doskonale widział zmiany rysujące się na twarzy
Alexandra. Najpierw było zaniepokojenie jego dziwnym zachowaniem. Potem
niezrozumienie, powoli przechodzące w szok. I to on ostatecznie wygrał. Alexander
patrzył na jego klatkę piersiową z wyrazem bezbrzeżnego zdumienia. Jakby nie
potrafił się przekonać, że to co widział było prawdziwe.
- Czy… - Przełknął ślinę.
– Czy to… - Podszedł do męża i bezwiednie zaczął przesuwać palcem po sporym
tatuażu zdobiącym jego klatkę piersiową. Niby wiedział na co patrzył nawet
jeśli wzór nieco różnił się od oryginału.
- Tak – potwierdził
Magnus i nakrył dłoń męża własną. – Runa ślubna. Choć musiałem nieco zmienić wzór.
Nie byłem pewny czy Anioł nie postanowi spopielić zarówno mnie jak i biednego
tatuażysty, gdybyśmy spróbowali z oryginałem… - Śmiechem starał się zamaskować
strach. Bo Alec wciąż nie wyraził ostatecznej opinii.
Wiedział jak poważnie
jego ukochany mąż traktował ideę małżeństwa. Z jaką dumą nosił nakreśloną na
sercu runę symbolizującą związek „póki śmierć nas nie rozłączy”. Nie raz i nie
dwa przyłapał Alexandra na delikatnym pieszczeniu znaku, gdy myślał, że nikt nie
patrzy. Ale Magnus patrzył. I za każdym razem robiło mu się nieswojo. On – jako
Czarownik, nie mógł nosić run. Na weselu dostał co prawda broszkę w kształcie
ślubnej runy, ale nie przypinał jej sobie codziennie, głownie dlatego, że była niepraktyczna.
A chciał, by Alec, za każdym razem, gdy na niego spojrzy, widział męża
poślubionego wedle obrządku jaki cenił całe życie. Stąd pomysł z tatuażem.
Tylko teraz nie był pewien czy Alec nie pomyśli, że wyśmiewa tradycje Nocnych
Łowców.
- Zrobiłeś to dla mnie? –
zapytał Alexander nie przestając gładzić tatuażu.
- Tak… - Dla nikogo
innego bym nie chciał, pomyślał, lecz nie powiedział tego głośno.
- Ale wiesz, że to na
zawsze… - Gdzieś z tyłu głowy wiedział, że niekoniecznie. Na pewno istniało
zaklęcie pozwalające usunąć wzór tak by nie pozostał po nim nawet ślad. Nie
chciał teraz jednak o tym myśleć. Póki co uczepił się tego „na zawsze”.
- Tak jak moja miłość do
ciebie – powiedział Magnus i położył dłoń na policzku męża. Delikatnie szarpnął
do góry by mężczyzna na niego spojrzał. – Kocham Cię, Alexandrze. Na zawsze. Nawet
jeśli nie dane nam będzie dzielić tego „na zawsze” razem.
W oczach Łowcy rozbłysły
łzy.
- Ja też cię kocham. A
to… - Znów pogładził tatuaż. – To najpiękniejszy prezent jaki tylko mogłeś mi
podarować.
Nim Magnus zdołał
zareagować Alec pochylił się i pocałował wzór na jego klatce piersiowej. To
wystarczyło by wszelkie wątpliwości zniknęły. Zastąpione czystym pożądaniem.
Przyciągnął męża do pocałunku jednocześnie mocując się z jego marynarką.
Ostatecznie uznał swoją porażkę. Pstryknął palcami i obaj byli nadzy. Alec
parsknął mu prosto w usta.
- Niecierpliwy…
- A jaki mam być mając
przy sobie najseksowniejszego Nocnego Łowcę na świecie?
Nie dotarli do sypialni.
Kochali się na dywanie w salonie. I bardzo im się podobało.
Alec przebudził się z
lekkiej drzemki i pierwszym co zobaczył były kocie oczy wpatrujące się w niego
z miłością.
- Przepraszam – szepnął i
ziewnął. – Zmogło mnie…
- Uznam to za komplement.
– Magnus pocałował męża w bark. Wbrew sennemu rozleniwieniu i odprężeniu jakie
dał im obu przebyty niedawno orgazm wyraźnie widział, że Alexander się czymś martwił.
– O co chodzi? – spytał.
Alec znów zaczął błądzić
palcami po tatuażu na jego piersi. Ewidentnie starał się nie patrzeć mu w oczy.
- Kochany?
- Teraz mój prezent
wydaje mi się żałosny – przyznał ze wstydem.
- Skarbie… - Pocałował go
w czubek głowy. – Cokolwiek pochodzi od ciebie na pewno jest wspaniałe.
- Nawet nie umywa się do
tego. – Pocałował tatuaż.
- Proszę, daj mi samemu
zdecydować.
Alec odmruknął coś
niewyraźnie. Magnus żartobliwie pociągnął go za włosy i Łowca przewrócił
oczami.
- Izzy nauczyła mnie
tańczyć – wyznał z zawstydzeniem.
Magnus gwałtownie
podniósł się na łokciach do pozycji wpółleżącej. W jego oczach rozbłysły
podekscytowane iskierki.
- I dopiero teraz mi o
tym mówisz?
Wydawał się tak podekscytowany
jak dziecko, które zaraz dorwie się do największego i najbardziej wyczekiwanego
gwiazdkowego prezentu. Alec uwielbiał męża takiego; nawet jeśli nie do końca
pojmował przyczynę tej radości.
Tymczasem Magnus
pstryknął palcami i pokój rozbrzmiał dźwiękami muzyki. Czarownik wstał i
skłonił się lekko w stronę męża jednocześnie wyciągając ku niemu dłoń.
- Mogę pana prosić? – Iskierki
jakby nabrały na sile.
Alec naprawdę nie chciał
psuć chwili, ale musiał to powiedzieć.
- Jesteśmy nadzy.
Z miny Magnusa jasno
wynikało, że jemu taki stan rzeczy w ogóle nie przeszkadza.
- I co z tego? Wydaje mi
się, że wszystko co było do zobaczenia już zobaczyliśmy. A także dotknęliśmy,
polizaliśmy…
- Dość! – Alec przerwał
mu dość obcesowo. Magnus posłusznie zamilkł, lecz Łowca wiedział, że to
rozwiązanie chwilowe. Jeśli zaraz nie wykona żadnego ruchu, mąż wróci do
zawstydzania go. Czarownik jakoś nie potrafił zrozumieć, że nie zawsze czuł się
na siłach bezpośrednio rozmawiać o seksie. Zwłaszcza tuż po.
- Poza tym chcę dostać
mój prezent! – Magnus zagrał najcięższą z możliwych kart, jednocześnie lekko
poruszając palcami jakby zapraszał Aleca do siebie.
Łowca nie mógł zrobić nic
innego jak tylko ulec. Westchnął ciężko po czym chwycił wyciągniętą ku niemu dłoń.
Magnus z zadziwiającą lekkością pomógł mu wstać i od razu mocno przytulił.
Kolejne westchnienie wyleciało z ust Łowcy. Tym razem oznaczające coś zupełnie
innego. Uwielbiał czuć nagą skórę ukochanego tuż przy własnej. Nagle to
tańczenie nago nie wydało mu się takim głupim pomysłem.
Jedna piosenka się
skończyła i zaraz po niej rozbrzmiała kolejna. Magnus pewnym ruchem położył
dłoń na biodrze męża.
- Zatańczymy,
przystojniaku? – Oczy wciąż mu się śmiały. Alec nie znalazł w sobie dość sił by
odpowiedzieć, dlatego tylko pokiwał głową.
Ruszyli. Początkowo
jeszcze Alec starł się uważać na kroki i postępować zgodnie ze wskazówkami Izzy
jednak, w miarę jak Magnus coraz mocniej go do siebie przyciągał, bezbłędne
zatańczenie przestało mieć znaczenie. Liczyło się tylko to, by móc być jak
najbliżej męża. Słyszeć bicie jego serca, czuć gorący oddech na karku i… Nie
deptać mu po nogach.
Nagle usta Magnusa
musnęły jego ucho. Zadrżał. A zaraz potem usłyszał cichy głos męża.
- Kocham cię. Na zawsze.
______________________________
Szczęśliwych Walentynek! Tak się chyba mówi, co? Nie wiem, nie bardzo ogarniam to święto a dekoracje z serduszek sprawiają, że czuję się niekomfortowo. To się chyba leczy... Ale z drugiej strony miło mieć pretekst, żeby napisać coś co ma być po prostu słodkie i niekoniecznie rozwinięte fabularnie (jakby mi się cokolwiek z tego kiedykolwiek udało...).
Mam nadzieję, że Walentynki chłopaków przypadły Wam do gustu.
Miłego dnia :).
Mam nadzieję, że Walentynki chłopaków przypadły Wam do gustu.
Miłego dnia :).
Najlepszy prezent na walentynki ❤️❤️nie jestem fanką tego święta ale jestem fanką wszelkich fanfików z ich motywem.
OdpowiedzUsuń