WRÓĆ DO NAS
8
- Narozrabiałeś.
Alec miał na tyle
przyzwoitości by z pokorą przyjąć połajankę Catariny. Spuścił głowę i nie
odzywał się ani słowem podczas gdy kobieta perorowała nad jego
nieodpowiedzialnym zachowaniem z wczoraj. Musiała się przy tym bardzo hamować,
żeby nie powiedzieć o kilku słów za dużo. Zwykle miewała więcej cierpliwości
dla pacjentów a sam anioł Razjel, na którego tak bardzo lubili powoływać się
Nocni Łowcy świadkiem, że kilku z nich miało jeszcze „ciekawsze” pomysły niż
młody Nefilim. Nie mogła jednak wyrzucić z głowy przerażonego głosu Magnusa,
który zadzwonił do niej niemal łkając.
- Alec umiera.
Tylko tyle udało mu się z
siebie wydusić. Ponadto był zbyt rozbity by sklecić najprostsze zaklęcie
lecznicze i tak naprawdę narobił więcej szkody niż pożytku. Ale to Catarina
była w stanie stwierdzić dopiero dostawszy się do Instytutu. W pierwszej chwili
myślała, że Alec podjął kolejną próbę. Kiedy poznała prawdę tylko miłość do
Magnusa i pielęgnowane przez wieki poczucie obowiązku sprawiły, że nie obróciła
się na pięcie i wyczarowawszy Portal, nie zniknęła gdzieś na Bali.
- Mogę wiedzieć co ci
strzeliło do głowy? Przecież wiesz, że musisz odpoczywać.
Do tej pory wydawało jej
się, że Alec nawet cieszył się z zarządzonego aresztu domowego. Czy też raczej
pokojowego. Pomagał mu on dojść do siebie. Więc dlaczego nagle postanowił
szlajać się po Instytucie?
- Jad demona nie tylko
uszkodził ci żołądek, ale także…
- Osłabił serce – wszedł
jej w słowo i to było pierwsze co powiedział dzisiejszego ranka. – Wiem…
Przepraszam.
Jak to możliwe, że
wyświechtany frazes, którym uraczono ją już kilka milionów razy, w ustach tego
chłopaka brzmiał tak… godnie? Prawdziwie? Tak, że ani przez chwilę nie wątpiła
w prawdziwość jego intencji.
- To nie mnie powinieneś
przepraszać – powiedziała starając się, żeby jej głos brzmiał ostro. Ale też
nie za ostro.
- Ciebie też – nie
ustępował Alec. Jak przez mgłę pamiętał to, co działo się, odkąd osunął się na
podłogę w korytarzu; jednak tego, że Catarina zjawiła się ubrana we flanelową
koszulę był bardziej niż pewien. – Przeszkodzili ci. – Nie do końca wiedział,
kto zawiadomił Czarownicę i nie chciał strzelić gafy. – Poza tym po raz kolejny
mi pomogłaś po tym jak zjebałem sprawę.
Jakiś niezbyt uprzejmy głosik
szepnął Catarinie, że Alec mówiąc o zjebaniu wcale nie miał na myśli samej
próby a raczej jej końcowy rezultat.
- Nie musisz mnie
przepraszać.
Usiadła w fotelu wiedząc,
że jeśli chce porozmawiać z Alexandrem nie powinna stać nad nim jak kat nad
dobrą duszą. Zdecydowanie lepsze efekty osiągnie zniżając się do jego poziomu.
- Wystarczy, jak powiesz mi,
dlaczego to zrobiłeś, skoro wiedziałeś, że ci nie wolno.
Alec ponownie zaczął
miętosić piłeczkę, którą mu dała. Prawdę mówiąc nie spodziewała się takiej
popularności swojego prezentu.
- Myślałem, że dam radę…
Catarina milczała zdając
sobie sprawę, że to był dopiero wstęp.
Alec poruszył się
niespokojnie na poduszkach. Wstyd palił go całego. Zamiast przestać przysparzać
rodzinie kłopotów robił wszystko, żeby tylko dołożyć im zmartwień. W tym momencie
żałował już nawet samej próby a nie tylko tego, że się nie udała. Może gdyby
nie zrobił nic… Ponad to, co robił do tej pory. Na pewno jakoś uniemożliwiłby
Clary pójście z nimi… A później… Znów zacisnąłby zęby i przetrwał wszystko, co
przygotował dla niego Raj. Wtedy przynajmniej jego rodzina nie byłaby zmuszona
stąpać wokół niego na palcach i narażać się Clave…
- Alec!
Poczuł jak ktoś nim
potrząsa.
- Alec!
W głosie Catariny czaiła
się panika. Spojrzał na kobietę, ale jej to w ogóle nie uspokoiło.
- Powiedz coś.
Zdziwiony otworzył usta,
żeby spełnić jej prośbę i dopiero wtedy dotarło do niego, że przestał oddychać.
Zaczął spazmatycznie łapać powietrze jednocześnie odkrywając jak bardzo trzęsą
mu się ręce. Nie był w stanie nawet utrzymać piłki i zabawka potoczyła się po
jego nogach by ostatecznie spaść z łóżka. Nie miał jednak czasu się nad tym zastanawiać,
bo znów stracił oddech. Starał się z całych sił, ale jego ciało nie chciało
przyjąć tak bardzo potrzebnej mu dawki tlenu. Było jak podczas ataku paniki z
tą różnicą, że teraz miał pełną świadomość tego co się z nim działo i mógł
trzeźwo myśleć.
Nagle próby złapania
oddechu zaczęły przynosić rezultaty. Początkowo niewielkie, ale rosnące z
każdym wdechem. Spojrzał na swoją klatkę piersiową i zobaczył, że otulała ją
magia Catariny.
- Dziękuję – wychrypiał,
kiedy w końcu oddychanie znów stało się czynnością naturalną.
Catarina miała ochotę
wygłosić tyradę o tym jak bardzo Alec potrzebuje pomocy w uporaniu się z przeszłością,
nie powiedziała jednak nic. Już raz wyciągnęła w stronę chłopaka rękę i nie
mogła go ciągle naciskać by ją chwycił. Dlatego zamiast tego spytała po prostu:
- Lepiej ci?
Pokiwał głową całkowicie skonsternowany.
Nie miał pojęcia co to było. Początkowo chciał nawet zapytać o to Catarinę, ale
wtedy musiałby powiedzieć jej o czym myślał. A na to nie był gotowy.
- Dziękuję.
Machnęła ręką po czym
schyliła się i podniosła jego piłkę. Uradowany przyjął ją z powrotem.
- Skoro znów ze mną
jesteś to może wrócimy do twoich tłumaczeń?
Obserwowała chłopaka
uważnie. Nie wyglądał na wykończonego jak po wcześniejszych atakach paniki. Już
nawet oddychał normalnie. Bardzo chciała wiedzieć jakie myśli wpędziły go w ten
stan. Miała nadzieję, że kiedyś się tego dowie. I to od samego Aleca.
W sumie nie miał nic
przeciwko. I tak chciał się z tego wytłumaczyć.
- Myślałem, że dam radę –
powtórzył. – W końcu to niedaleko. A musiałem porozmawiać z mamą.
- A nie pomyślałeś, że
możesz ją zwyczajnie zawołać? Albo zaczekać aż sama przyjdzie? Co było tak
ważne, że ryzykowałeś własnym zdrowiem?
Alec mocniej ścisnął piłkę.
Teraz, gdy się nad tym zastanowił faktycznie zareagował zbyt impulsywnie. I
trochę nielogicznie.
- Chciałem z nią porozmawiać
o tym psychologu – przyznał w końcu. Catarina pragnęła wierzyć, że chodziło o
to, iż on sam zdecydował się skorzystać z pomocy, jednak już dawno przestała
się oszukiwać i wkładać różowe okulary na każdą okazję.
- Chciałeś jej
powiedzieć, żeby sobie go darowała?
Pokiwał głową.
- Ale wolałem zrobić to
na jakimś neutralnym gruncie… Nie u mnie w pokoju.
W sumie go rozumiała.
Traktował sypialnię jako swój azyl więc pomysł przeprowadzenia trudnej rozmowy
akurat tu mógł go odstręczać. Co nie zmienia faktu, że jego zachowanie było
skrajnie nieodpowiedzialne.
- Nie popieram tego…
Wyraźnie się skrzywił.
- Ale rozumiem, że to dla
ciebie ważne.
Oczy Aleca rozszerzyły
się niczym dwa wielkie spodki. Wyglądał teraz tak młodo i niewinnie. Jak…
Normalny nastolatek.
- Dlatego myślę, że
byłabym w stanie ci pomóc. Pod dwoma warunkami.
Alec poczuł, jak uchodzi
z niego powietrze. No tak, tego mógł się spodziewać; nikt nie robił dla niego
nic bezinteresownie. Wiedział, że w tym momencie był niesprawiedliwy wobec
wielu osób, ale myśli kłębiące się w jego głowie zaburzały mu postrzeganie
świata. One i to dziwne mrowienie pod skórą, jakie towarzyszyło mu od chwili,
gdy tylko ponownie przywołał Raja w myślach. I nawet magia Catariny nic nie
mogą na nie poradzić.
- Jakimi? – zapytał
pewien, iż odpowiedź mu się nie spodoba.
- Po pierwsze. Na
następny spacer pójdziesz dopiero kiedy ja ci pozwolę. I zabierzesz ze sobą
obstawę. Tak na wszelki wypadek.
Zaryzykował odłożenie
piłki. Póki co to nie brzmiało tak źle. Poza tym wspomnienia tego jak zachował
się względem Jace’a… Na chwilę obecną miał dość spacerów. Postanowił ograniczyć
wysiłek fizyczny jedynie do trasy łóżko – łazienka.
- A drugi warunek? –
zapytał przeczuwając najgorsze.
Catarina przysiadła na
brzegu łóżka i spojrzała chłopakowi prosto w oczy.
- Najpierw musisz mi
obiecać, że dotrzymasz pierwszego.
Miał ochotę przewrócić
oczami, ale ostatecznie zrezygnował. Czarownica mogłaby to źle odebrać.
- Przysięgam na Razjela.
Ku jego zdumieniu Catarina
lekko się uśmiechnęła.
- Nie chodziło mi o aż
taką przysięgę. Zadowoliłabym się zwykłym „obiecuję”.
Alec sam nie wiedział jak
to się stało, ale i na jego twarzy pojawił się uśmiech. Może chodziło o postawę
Catariny. Była w stanie mu uwierzyć na słowo. Czyli… wierzyła w niego. To
całkiem nieźle podbudowywało ego.
- W takim razie obiecuję.
Przyrzekła sobie, że nie
powie Magnusowi o tym uśmiechu. Jeszcze byłby zazdrosny. A Alec naprawdę ładnie
się uśmiechał. Dlatego żałowała, że zaraz przyjdzie jej zmazać ten uśmiech.
- Jeśli chodzi o drugi
warunek… - zawiesiła głos. – Zastanowisz się na poważnie nad moją propozycją
rozmowy. I nie chodzi mi o odrzucenie tego pomysłu na starcie. Chodzi mi o
poważne zastanowienie się. Mniej więcej tak intensywne jak twoja wewnętrzna
walka przed zaproszeniem Magnusa na pierwszą randkę.
Chłopak zarumienił się
gwałtownie. Jednocześnie na jego usta wstąpił nieśmiały uśmiech a oczy nieco
zmętniały. Catarina gotowa była dać uciąć sobie rękę, że właśnie wrócił do przytoczonego
przez nią momentu. Może to był jakiś sposób? Zarzucać Aleca wspomnieniami
miłych wydarzeń w jego życiu? Tylko czy istniało ich wystarczająco dużo, by wyprowadzić
go na prostą? Tym bardziej, że nie mogli korzystać z żadnych, w których
występował Jace. Sama tego nie rozgryzie. Konieczna była rozmowa z rodzeństwem
Alexandra.
- To jak? – zapytała
chcąc na nowo zwrócić jego uwagę na siebie.
Pokręcił głową niczym
wybudzający się ze snu szczeniak. Uśmiech momentalnie zgasł a oczy pociemniały.
Tylko rumieniec pozostał na miejscu.
- Właściwie to już to zrobiłem.
Otworzyła usta, żeby coś
powiedzieć, ale uciszył ją ruchem ręki.
- Naprawdę. I… chcę z
tobą porozmawiać… Chcę, żebyś mi pomogła.
Magnus był co prawda
nieśmiertelny jednak w żadnym wypadku nie przekładało się to na jego
cierpliwość. Wręcz przeciwnie. Był istotą nadpobudliwą, gwałtowną, która musiała
dostać to czego chcę najszybciej jak tylko się da. Nic więc dziwnego, że magia
bardzo ułatwiała mu życie. Dzięki niej wymarzony przedmiot mógł mieć zaraz po
pstryknięciu palcami.
Tak naprawdę
cierpliwości, ale takiej prawdziwej cierpliwości a nie ułudy na potrzeby
Ragnora, zaczął uczyć się dopiero przy Alecu. I cóż, nie była to ani łatwa, ani
miła droga. Nie mógł na przykład zrozumieć, dlaczego jego ukochany tak długo
zwlekał z ujawnieniem się oraz ogłoszeniem ich romansu światu. Na szczęście
zazwyczaj udawało mu się trzymać swój niewyparzony język za zębami, bo inaczej jego
relacje z Alekiem mogłyby nigdy nie rozwinąć się do tego etapu na jakim byli
teraz.
Musiał przyznać, że
Alexander wykonał całkiem niezłą robotę i choć nadal nikt nie nazwałby go
najcierpliwszym człowiekiem na ziemi, to teraz był w stanie choćby korzystać z
przyziemnej poczty, jeśli chodzi o zakupy w sieci zamiast posiłkować się magią
i po prostu przyzywać potrzebne mu przedmioty.
W tym momencie jednak
czuł, że cierpliwość jakiej się nauczył to kropla w morzu jego potrzeb. Stojąc pod
drzwiami Aleca miał wrażenie, że minęły godziny podczas gdy wszystkie możliwe
zegarki mówiły jedynie o kwadransie. Ponadto coraz ciężej było mu utrzymywać w
ryzach chęć wyważenia tych cholernych drzwi i wtargnięcia do środka. Powstrzymywała
go jedynie wizja rozczarowanego nim Aleca oraz wściekłej Catariny. I tak już
wiele zawdzięczał przyjaciółce, więc dokładanie jej zmartwień było zwyczajnie
nie fair. Będzie musiał jej to wszystko później wynagrodzić. Może jakieś
wakacje na słonecznej plaży? Chociaż, jak znał Cat to kobieta bardziej
ucieszyłaby się ze sporej dotacji na szpital, w którym pracowała. W sumie… To
też dałoby się załatwić.
W końcu drzwi się
otworzyły i stanęła w nich Catarina. Magnus ze zdziwieniem odkrył, że część z
jego mięśni automatycznie się rozluźnia. To dziwne, bo nawet nie wiedział, że
je napiął. Nie wiedział też, że tak dobrze umiał odczytywać wyraz twarzy
przyjaciółki. Teraz był pewien, że Alecowi nic nie grozi tylko patrząc na
Catarinę.
- Będzie żył –
oświadczyła Czarownica a stojąca obok Magnusa Maryse odetchnęła z ulgą. Czarownik
wciąż przyzwyczajał się do tej nowej wersji Łowczyni. Miał tylko nadzieję, że
przetrwa ona pierwszą poważniejszą kontrolę w Instytucie.
- Czy możemy do niego
wejść? – zapytała Maryse podczas gdy Magnus już trzymał dłoń na klamce. Która
niespodziewanie kopnęła go prądem o niskim natężeniu.
- Ała! – Nie udało mu się
powstrzymać krzyku. Był to wyraz bardziej zdziwienia niż bólu, choć samo
doświadczenie nie należało do najprzyjemniejszych.
- No i gdzie się
pakujesz? – spytała Catarina marszcząc brwi. Chociaż starała się wyglądać
groźnie, widział, że jej oczy miały ten specyficzny błysk świadczący o tym, że
stało się coś na co czekała. Teraz pytanie czy chodziło o Aleca czy też o to
drobne zaklęcie. Taki metaforyczny pstryczek w nos, w stosunku do przyjaciela,
który władował ją na minę więcej niż tysiąc razy podczas ostatniego stulecia.
Nie… Na pewno chodziło o Aleca.
- Chciałem… – zaczął, ale
urwał zrozumiawszy, że pytanie było hipotetyczne.
Tymczasem Catarina
zdążyła już zwrócić się do Maryse, która przyglądała się tej scenie z
mieszanymi uczuciami.
- Alec chce z tobą
porozmawiać – oświadczyła bladej jak ściana kobiecie. Maryse zrobiła krok w
stronę drzwi pokoju syna a Magnus mógłby przysiąc, że słyszał bicie serca
Łowczyni. I chociaż zżerała go ciekawość to bardziej chyba współczuł kobiecie.
Nigdy nie znosił frazy „musimy porozmawiać”. To zawsze zwiastowało kłopoty. A
tych teraz mieli aż nadto.
- Nie – Catarina
powstrzymała Maryse już po zaledwie dwóch krokach. – W twoim gabinecie –
oświadczyła a oczy Łowczyni rozszerzyły się niemal do granic ludzkich
możliwości. – Spokojnie, zaprowadzę go tam bez jego uszczerbku na zdrowiu. – Wiedziała,
że nie tylko tym martwiła się teraz Łowczyni, ale jeśli mogła uspokoić choć
jedną z obaw, postanowiła to zrobić.
- Dlaczego? – Tylko tyle
udało się wydusić z siebie Maryse.
- Alec ci wszystko
wyjaśni – obiecała. – A teraz idź. Przyjdziemy za chwilę.
Na jedną krótką chwilę w
Maryse obudziła się dawna duma i przekonanie, że ona – wielka Nocna Łowczyni,
szefowa Instytutu Nowojorskiego – jest ponad słuchanie rozkazów jakiejś
parszywej Podziemnej. I to, jeśli chodziło o jej dziecko! Zaraz jednak
przypomniała sobie poświęcenie jakie Catarina wkładała w wyleczenie Alexandra.
- Dobrze. – Kiwnęła głową
i poszła. Na korytarzu za to został Magnus.
- Cat… - zaczął
Czarownik, ale przyjaciółka mu przerwała.
- Wiem, że się martwisz,
ale z Alekiem wszystko w porządku. A tę rozmowę po prostu musimy pozwolić mu
przeprowadzić. To dla niej wyszedł wczoraj z pokoju.
Magnus zaczął obracać
jeden ze swoich licznych pierścieni. Bardzo chciał spytać Catarinę o co
dokładnie chodziło. Niemal tak samo mocno pragnął by to Alec sam mu o tym
powiedział. Tak jak wcześniej, gdy czuł, że może swojemu chłopakowi zdradzić wszystko.
Ciążyła mu ta cisza między nimi. Siedząc obok Alexandra czuł, że chłopak
pożądał jego obecności i naprawdę był szczęśliwy mając go blisko. Ale trwająca
pomiędzy nimi cisza wcale nie była wygodna. A nawet jeśli doszło do rozmowy to
wciąż nie na tym poziomie intymności do jakiego przywykł Czarownik.
- Będę mógł później do
niego wejść? – zapytał z nadzieją.
Catarina pokiwała głową.
- Będzie cię potem potrzebował.
Zrób wszystko, żeby go wesprzeć.
Powinien czuć się urażony
insynuacją jakoby do tej pory się nie starał, jednak wiedział, że nie to
Catarina miała na myśli. Alexander musiał mieć naprawdę ważną sprawę do matki.
Po kręgosłupie Magnusa
przebiegł dreszcz. Kiedy, w końcu, wszystko zacznie się układać?
Nigdy wcześniej własny
gabinet nie wydał się Maryse tak obcy. Nie potrafiła się w nim odnaleźć, każdy
mebel wydawał się stać nie na miejscu a całość wręcz ją odpychała, mimo iż to
przecież ona, w głównej mierze, stała za jego urządzeniem. Postanowiła, że w
pierwszej wolnej chwili go przemebluje. Na samym początku zaś pozbędzie się
tego okropnego biurka, które aktualnie budziło w niej niemal odruch wymiotny.
Żałowała, że nie może
zrobić tego teraz, w tym momencie. Przed przyjściem Aleca. Skoro syn już uparł
się, żeby poważnie z nią porozmawiać chciała zapewnić mu ku temu jak najlepsze
warunki. Tak by nie obudziły się w nim wspomnienia wszystkich tych razów, gdy stał
przed nią wyprostowany jak struna bez słowa skargi przyjmując wszystkie gorzkie
słowa jakimi postanowiła go uraczyć.
Pomyślała co może zrobić
w ciągu tych kilku minut jakie jej dano. Olśnienie przyszło nagle i choć
rozwiązanie nie było idealne postanowiła z niego skorzystać. Wyciągnęła z
kieszeni stele i zaczęła rysować sobie na przedramieniu runę siły.
Alec z wdzięcznością
spojrzał na Catarinę. Gdy tylko wróciła, nawet nie pytając go o zdanie,
machnęła ręką i już po chwili miał na sobie własne jeansy i podkoszulek. Zaś
tuż obok leżał jeden z jego swetrów. Jakimś cudem Czarownicy udało się
wyczarować ten z najmniejszą liczbą dziur.
- Dziękuję.
Dziwnie było mieć na sobie
zwykłe ubranie po takim czasie noszenia tylko i wyłącznie piżamy. Nie miał do
końca pewności czy mu się to podoba, bo oznaczałoby to spory krok w stronę
wyzdrowienia a on jeszcze takowego nie zrobił. Mimo wszystko podczas rozmowy z
matką wolał prezentować się bardziej profesjonalnie. Zwłaszcza jeśli w grę
wchodziła wizyta w jej gabinecie, który od jego najmłodszych lat budził w nim
lęk. Choćby nie wiadomo, jak próbował nie potrafił znaleźć jednego pozytywnego wspomnienia
związanego z tym miejscem. Dlatego tak bardzo zależało mu na spotkaniu właśnie
tam.
- Nie ma za co. Gotowy?
Wypuścił głośno
powietrze.
- Bardziej nie będę.
Catarina nic mu na to nie
odpowiedziała przez co w oczach chłopaka zyskała kilka dodatkowych punktów.
Gdyby na jej miejscu był ktokolwiek inny z całą pewnością zacząłby go teraz
namawiać do odwołania wizyty i pozwolenia by rzeczy toczyły się swoim rytmem aż
do finału, nieważne jaki by się on nie okazał.
- W porządku. – Wykonała
skomplikowany gest ręką i po chwili w pokoju pojawił się Portal, przez który
Alec widział drzwi gabinetu matki. Przełknął ślinę.
- Myślałem, że
przeniesiemy się do środka…
- A chcesz tego? –
Spojrzała na niego sceptycznie a Alec zrozumiał, że wcale nie. Bo to pukanie i
stanie w oczekiwaniu na „wejść” lub „proszę”, w zależności od humoru Maryse i
Roberta, też było częścią przedstawienia jakie częściowo chciał odtworzyć. Pokręcił
głową.
- W takim razie chodźmy.
Wyciągnęła ku niemu rękę,
ale Łowca pokręcił głową. Ufał Catarinie i chciał z nią porozmawiać o tym,
jednak dotknięcie to wciąż było za dużo. Wstał sam i niepewnie wykonał kilka kroków
by zniknąć wewnątrz Portalu.
Stanie pod drzwiami
wywoływało bolesne skurcze żołądka jednak temu uczuciu daleko było do paniki
jakiej się spodziewał. Jak to możliwe, że wizja rozmowy z matką przerażała go
mniej niż dotyk własnego parabatai? Parabatai, który przez lata
był jego ostoją, wsparciem i jednym z powodów do życia? Czuł za sobą obecność Catariny,
lecz kobieta po prostu stała nie ingerując w żaden sposób w tempo w jakim wszystko
przeprowadzał. Powiedziała mu wcześniej, że idzie tam jedynie jako wsparcie
medyczne i zaczeka pod drzwiami. Mają ją zawołać tylko jeśli jego ciało
postanowi zastrajkować. Albo jeśli on sam uzna to za stosowne.
Wiedząc, że tylko opóźnia
to co nieuniknione, ostatecznie spiął się w sobie i zapukał. Odpowiedź nadeszła
niemal od razu a on się wzdrygnął. Zazwyczaj, jeśli rodzice nie kazali mu stać
na korytarzu, oznaczało to, że zawiódł ich szczególnie mocno i zwyczajnie nie
mają ochoty czekać dłużej z wyrażeniem swojego rozczarowania. Zaczęły trząść mu
się kolana i aby temu zapobiec musiał ciągle przypominać sobie, że przecież to
on poprosił o rozmowę.
Sam nie wiedział,
dlaczego robił z tego tak wielką sprawę. No dobrze, wiedział. Po raz pierwszy
zamierzał sprzeciwić się matce i zmusić ją by postąpiła tak jak on chciał.
Zebrawszy resztki odwagi
wszedł do gabinetu i od razu uderzyła go jedna acz znacząca zmiana jaka zaszła
w wystroju. Mianowicie naprzeciwko biurka matki stał fotel, do tej pory
pełniący raczej funkcję reprezentacyjną pod jedną ze ścian. A przynajmniej Alec
nie pamiętał by kiedykolwiek ktoś w nim siedział. Teraz wyglądało na to, że to
będzie jego miejsce. Niepewnym krokiem ruszył do przodu aż zza fotela udało mu
się dojrzeć matkę. Ona siedziała na swoim zwykłym miejscu, za biurkiem jednak
jej postawa także uległa zmianie. Już nie była wyprostowana jak struna i nie
biła z niej aura władczości, która zawsze peszyła Aleca. Wręcz przeciwnie.
Maryse Lightwood wyglądała nawet przyjaźnie. Niemal tak samo jak w jego pokoju.
I nagle zaczął się zastanawiać czy cały ten cyrk z przychodzeniem tutaj miał w
ogóle sens. Czy nie szukał na siłę problemów dokładając tylko ich innym?
- Cześć kochanie. –
Maryse uśmiechnęła się do syna i Alec zrozumiał co właściwie robił i dlaczego.
Podobała mu się ta wersja matki jaką miał teraz. Nie chciał się z nią rozstawać
nawet za cenę obdarcia jej z run. Jego upór w tej sprawie wynikał z poczucia
obowiązku i wpajanej od małego odpowiedzialności za wszystkich wokół.
Miał nadzieję, że w swoim
gabinecie Maryse stanie się tą samą twardą Nocną Łowczynią, z którą miał do
czynienia przez ponad osiemnaście lat i jego zadanie okaże się dużo łatwiejsze.
I znów się pomylił. Maryse zmieniła się na dobre a on był tym, który tą zmianę
chciał uciąć nożem.
Niepewnym krokiem ruszył
do przodu by ostatecznie nieproszonym usiąść w fotelu. Od razu też zrozumiał, dlaczego
nigdy nikt z niego nie korzystał. Już chyba wolałby stać przez całą rozmowę,
gdyby tylko to nie groziło jego szybkim zetknięciem z podłogą. Fotel był cholernie
niewygodny. Próbował sobie wmówić, że matka doskonale o tym wiedziała, dlatego
go tam postawiła, lecz jakaś racjonalna część niego mu na to nie pozwalała.
Zwłaszcza widząc wyraz oczu Maryse.
- W porządku? – Musiała
dostrzec jego dyskomfort, lecz nie potrafiła odnaleźć przyczyny. Bo w sumie
kandydatów było całkiem sporo.
- Tak… - Pokiwał głową
decydując, że niewygoda fotela będzie jego uziemieniem w tej sytuacji.
- W takim razie… - Maryse
przełknęła ślinę, w gardle zaschło jej niemiłosiernie a nie pomyślała wcześniej
o tym by przygotować sobie wodę. – O czym chciałeś porozmawiać, skarbie?
Teraz już nie chciał
mówić o niczym. Nagle zapragnął by matka wzięła go w ramiona i przytuliła. I to
pomimo jego niechęci do dotyku.
- Ja… - Również przełknął
ślinę. Jemu też zaschło w gardle. – Musisz przestać – wyrzucił z siebie w końcu
a Maryse zamarła. Zimny dreszcz słynął jej po plecach. Czyżby znowu popełniła
jakiś błąd nawet nie zdając sobie z tego sprawy? Skrzywdziła Aleca? A może nieświadomie
popychała go poza krawędź. Tak bardzo się wystraszyła, że nawet nie zwróciła
uwagi na rozkazujący ton syna.
- Co mam przestać? –
zapytała wkładając niemało wysiłku w to by głos jej nie drżał.
Alec, który był pewien,
że na słowo „musisz” w Maryse odezwie się dawna ona i wszystko potoczy się
jakoś łatwiej, zaczął skubać mankiet swetra.
- Alec? – Zastanawiała
się czy ma wstać i podejść do syna czy też pozwolić mu zachować dystans.
Wydawało się, że to właśnie było to czego potrzebował. – O czym mówisz? – Spróbowała
nadać swojemu głosowi twardy ton jakiego wcześniej używała praktycznie
nieświadomie, przy każdym zwróceniu się do syna. Teraz zaś, nawet na żądanie,
jej to nie wychodziło. Zaraz miała przed oczami obrazy jakich nie powinna
oglądać żadna matka. Ani żaden człowiek.
Dlaczego to było takie
trudne? Przecież powinien móc umieć porozmawiać z własną matką bez tego ucisku
w żołądku.
- Musisz przestać
spotykać się z tą Przyziemną – wyrzucił z siebie w końcu na jednym wydechu.
Jednocześnie zamknął oczy powstrzymując cisnące mu się do nich łzy. Zrobił to.
Zaprzepaścił jedyną szansę na posiadanie matki jakiej od zawsze pragnął. Oraz
odebrał te szansę Izzy, Jace’owi i Maxowi. Rodzeństwo go znienawidzi. I będą
mieli rację.
- Kochanie? – usłyszał zdecydowanie
zbyt blisko. Uchylił powieki i zobaczył, że matka klęczy obok fotela. Nie
wyglądała na złą, raczej na zmartwioną.
- Mówisz o tej psycholog?
– zapytała tylko pro forma. Bo kogo innego Alec mógł mieć na myśli? Przez
moment zastanawiała się nawet skąd wie o jej sesjach, ale zaraz uznała, że to nie
ma znaczenia. Prędzej czy później i tak by się dowiedział. Tylko dlaczego uważał
rozmowę o tym za tak ważną by ryzykować dla niej własne zdrowie?
Pokiwał głową utkwiwszy
wzrok w dłoniach matki ułożonych na oparciu fotela. Maryse podążyła za jego
wzrokiem i od razu zabrała ręce. A przynajmniej chciała to zrobić, ale Alec jej
na to nie pozwolił. Bardzo powoli uniósł własną dłoń i ostrożnie ścisnął palce
matki. Pierwszy raz od dawna dotyk nie sprawił mu bólu. Jak urzeczony wpatrywał
się w ich złączone ręce, a kiedy Maryse ostrożnie zaczęła gładzić kciukiem wierzch
jego dłoni nie poczuł nagłej chęci by się wyrwać. Dotyk nadal nie sprawiał mu
przyjemności, ale też wolny był od tego paraliżującego lęku jaki ostatnimi
czasy zatruwał mu życie.
Przez jakiś czas
siedzieli tak celebrując w ciszy pokonanie przez Aleca kolejnej ściany na
drodze do wyzdrowienia, zupełnie zapominając co tak naprawdę przywiodło ich do tego
pokoju.
To Alec pierwszy wrócił
do rzeczywistości. Od małego wpajano mu, że musi być odpowiedzialny. Tak długo
aż stało się to jego drugą naturą. Nic więc dziwnego, że potrafił porzucić wszystko,
byleby tylko zrobić to co właściwe.
- Mamo? – wyszeptał.
Maryse niechętnie
porzuciła kontemplację złączonych dłoni jej oraz syna i spojrzała na Aleca.
Cudownie było móc znów dotykać jej małego chłopca i nie widzieć u niego tego strachu,
lecz wiedziała, że to nie po to Alexander tu przybył. To był raczej rodzaj
bonusu. Nagrody za jego starania.
- Tak skarbie?
- Naprawdę musisz
przestać do niej chodzić.
- Dlaczego? – Musiała
wiedzieć. Czy zmiana jaka w niej zaszła wcale nie była tą na lepsze? Czy cały
czas łudziła się, iż wciąż może być dobrą matką?
Alec nie miał już siły
powstrzymywać łez. Pozwolił im płynąć.
- Bo nie wybaczę sobie,
jeżeli przez to zostaniesz wygnana.
Jeśli wcześniej myślała o
tym by się kłócić to teraz cała ochota z niej uleciała. Wiedziała, że nawet
gdyby uparła się i wciąż chodziła na sesję to i tak nie potrafiłaby już czerpać
z nich pociechy. Cały czas miałaby przed oczami zapłakaną twarz syna. A kłótnia,
nawet najbardziej niewinna, mogłaby zranić Aleca. Mógłby znów zacząć widzieć w
niej osobę jaką była kiedyś. W czasach, gdy tak naprawdę nie obchodziły jej
uczucia syna. Gdy widziała w nim tylko żołnierza i następcę. Czasach, które
najchętniej wymazałaby z historii ich wszystkich.
- Dobrze kochanie.
Uniosła się delikatnie i
pocałowała Aleca w czoło.
Magnus ostrożnie wszedł
do pokoju Aleca i pierwszym co zobaczył był jego chłopak stojący przy oknie z
rękami owiniętymi wokół ciała. Drżał jakby było mu zimno choć nadal miał na
sobie jeansy i sweter. Czarownik nawet nie zdawał sobie sprawy z tego jak
bardzo brakowało mu widoku Alexandra w normalnych ubraniach. Nawet jeśli te
kłuły jego zmysł estetyczny.
- Kochanie? – zapytał, bo
Łowca wydawał się nie zauważać jego przyjścia. Alec najpierw drgnął a potem
odwrócił się powoli. Magnus od razu zauważył ślady łez na jego policzkach i aż
ścisnęło go w dołku. Niezliczoną ilość razy pocieszał Aleca po „rozmowach” z matką.
Teraz było jednak inaczej. To Alexander prosił o spotkanie i o ile mógł
zgadywać Maryse musiała wyglądać podobnie do syna. Co nie zmieniało faktu, że
Magnusowi pękało serce, gdy widział swojego Anioła smutnego.
- Mags? – Głos chłopaka
był ochrypły i jakby nieco zardzewiały.
- Tak? – zapytał, lecz
Alec nie odpowiedział. Zamiast tego zaczął iść w jego stronę. Nieco chwiejnie,
więc Czarownik cały się spiął w oczekiwaniu na moment, w którym przyjdzie mu
złapać ukochanego. Na szczęście nic takiego nie miało miejsca. Alec dotarł do
niego bezpiecznie i zatrzymał się wystarczająco blisko by Magnus, gdyby tylko
chciał i się odważył, mógłby wyciągnąć rękę by go dotknąć. Wiedział jednak, że
nie wolno mu było czegoś takiego zrobić.
Przez chwilę patrzyli
sobie w oczy a Magnus czuł jak bliskość Aleca powoli uderza mu do głowy. Dawno nie
miał swojego chłopaka tak blisko na tak długo. Czuł, że jeśli zaraz coś się nie
wydarzy może stracić samokontrolę i zrobić coś co zaprzepaści ostatnie
tygodnie.
Nim jednak podjął
jakąkolwiek decyzję Alec zrobił krok naprzód i… wpadł w ramiona Czarownika.
Magnus stał jak sparaliżowany nie tylko z powodu szoku, ale też strachu. Nie
miał pojęcia co zrobić a wirujące w głowie myśli wcale nie pomagały. Raz już
świętował happy end całego tego koszmaru by zaraz ponownie widzieć swojego
chłopaka całego we krwi wydającego ostatnie tchnienie. Bo może Alec chciał w
ten sposób się pożegnać? Nie! To niemożliwe! Przecież powiedział… Obiecał…
- Obejmij mnie.
Usłyszał słowa będące
niczym więcej jak tylko szeptem. Natomiast wyrażona nimi prośba miała siłę
porównywalną z mocą samego Władcy Piekieł. Więc kim byłby Magnus, gdyby jej nie
spełnił?
Powoli, żeby nie wystraszyć
Alexandra uniósł ramiona i otoczył nimi kruche ciało chłopaka. Ten początkowo
się spiął i zaczął nawet szybciej oddychać, lecz kiedy Magnus próbował zabrać
ręce pokręcił przecząco głową.
- Daj mi chwilę. Chcę
tego.
Pozostał więc nieruchomo
bacznie obserwując zmiany zachodzące w Łowcy. Nawet wtedy, gdy ciało zaczynało
mu drętwieć a umysł niemal doprowadził sam siebie do szaleństwa pod natłokiem
myśli.
Lecz cały dyskomfort zniknął,
kiedy tylko Alec rozluźnił się w jego ramionach i nawet sapnął z przyjemności.
- Kocham cię Mags.
Udana próba z dotknięciem
matki kazała mu iść za ciosem. A osobą, którą najbardziej pragnął znów poczuć
był oczywiście Magnus.
Początkowo chciał tylko
złapać mężczyznę za rękę, być może pogłaskać po twarzy, ale kiedy zobaczył go
stojącego tam i czekającego na… niego nie mógł się, powstrzymać. Po prostu
wpadł w jego ramiona. Początkowo dotyk palił niczym tysiące rozżarzonych węgli,
lecz kiedy uspokoił dudnienie w uszach i usłyszał to nieregularne bicie serca
charakterystyczne dla Czarownika, udało mu się opanować pierwszy strach. A nawet
poprosić o przytulenie. Wtedy też przyszła kolejna fala bólu i strachu. Uspokojenie
jej zajęło mu dużo więcej czasu. A kiedy wreszcie się udało znów mógł cieszyć
się dotykiem ukochanego. Łzy ulgi popłynęły mu po policzkach.
- Kocham cię, Mags.
- Też cię kocham,
Alexandrze.
Alec rozejrzał się
ciekawie po pokoju choć tak po prawdzie to nie było zbyt wiele do oglądania.
Catarina zdecydowanie stawiała na minimalizm i w jej salonie poza kanapą, dwoma
fotelami oraz stolikiem, na którym stał teraz dzbanek z herbatą oraz dwie
ręcznie zdobione filiżanki, nie było nic. Czarownica nie miała nawet
telewizora. Z drugiej strony, kiedy miałaby go oglądać biorąc pod uwagę ilość czasu
jaką spędzała w szpitalu?
Jednakże prostota tego
miejsca wcale nie wywoływała uczucia pustki. Wręcz przeciwnie. Brzoskwiniowe
ściany oraz miękki beżowy dywan bardzo ocieplały wnętrze i dawały poczucie
swojskości.
- Nie tego się
spodziewałeś, co? – zapytała gospodyni siadając w jednym z foteli. Gestem
wskazała mu kanapę, na której od razu usiadł przyzwyczajony do wykonywania
poleceń.
Wzruszył ramionami. Do
tej pory wydawało mu się, że wszyscy Czarownicy są nieco ekscentryczni i z
uporem maniaka zbierają pamiątki z minionych czasów. Przynajmniej Magnus tak
robił.
- Wolę skupić się na tym
co tu i teraz – wyjaśniła Catarina zupełnie jakby wiedziała, dokąd powędrowały
myśli chłopaka. – Tak jest łatwiej.
Nie zamierzał tego
kwestionować. Nawet nie próbował sobie wyobrazić jak to jest żyć stulecia
podczas gdy osoby, które kochasz powoli umierają. To samo stanie się z nim i
Magnusem i sama myśl o tym wywoływała w nim bezdenny smutek. Dlatego na razie
odsuwał ją od siebie najdalej jak to tylko możliwe. Aktualnie jego głowa miała
zbyt wiele problemów i bez tego.
- Herbaty? – zapytała
Catarina a on pokręcił głową. Już dzisiaj wypił jedną z takich mieszanek i nie
chciał powtarzać tego doświadczenia zbyt szybko. Wszystko co wolno mu było jeść
i pić było albo bez smaku albo tak obrzydliwe, że tylko czary Magnusa powstrzymywały
go przed zwymiotowaniem wszystkiego na pościel.
- W porządku. – Czarownica
nie wyglądała na urażoną. – Powiedz… Tęsknisz za normalnym jedzeniem?
Zastanowił się.
- Nie – przyznał w końcu
nieco skruszony. Nadal nie odczuwał głodu i najchętniej wykreśliłby każdy
posiłek ze swojego dnia. Po minie Catariny trudno było wywnioskować jakie
wrażenie zrobiła na niej ta odpowiedź.
- W porządku –
powtórzyła. – Nie jesteśmy tu, żeby rozmawiać o jedzeniu. Chyba że zmieniłeś
zdanie? – Uniosła brew.
Pokręcił głową jednocześnie
wkładając złączone ręce pomiędzy uda. W ten sposób chciał zapobiec ich drżeniu.
Zaraz miał powiedzieć tej kobiecie o tym co do tej pory pozostawało tajemnicą
jego i dwójki nieżyjących już Łowców. Nie wiedział czy mu się to uda.
- Zacznij, kiedy tylko
będziesz gotowy – zachęciła go Catarina samej usadawiając się wygodniej w
fotelu. Alec spojrzał na wolne miejsce na kanapie.
- Mam się położyć? –
Widział coś takiego kiedyś w jednym filmie Magnusa i prawdę mówiąc przerażało
go to.
- Tylko jeśli czujesz, że
tego chcesz.
Ponownie pokręcił głową.
Zdecydowanie bardziej wolał siedzieć. I…
- Dostanę jakiś koc? –
zapytał cicho a Cat machnęła ręką i zaraz puszysta tkanina w kolorze écru
okrywała jego nogi. Szybko podciągnął ją pod samą brodę. Od razu lepiej.
- Nie musisz się spieszyć
– zapewniła kobieta. Ale on chciał się spieszyć. Chciał jak najszybciej zacząć,
bo samo oczekiwanie wydawało mu się koszmarem.
Otworzył usta, ale nic z
nich nie wyszło. Spróbował znowu. Z tym samym skutkiem. Dopiero za trzecim
razem zdołał coś wyartykułować, lecz z mową nie miało to nic wspólnego. Cat
wstała i włożyła mu w dłoń szklankę wody. Napił się i spróbował ponownie. Z
dużo lepszym skutkiem.
- Za… pierwszym razem…
Tylko mnie dotykali…
- Narozrabiałeś.
Alec miał na tyle
przyzwoitości by z pokorą przyjąć połajankę Catariny. Spuścił głowę i nie
odzywał się ani słowem podczas gdy kobieta perorowała nad jego
nieodpowiedzialnym zachowaniem z wczoraj. Musiała się przy tym bardzo hamować,
żeby nie powiedzieć o kilku słów za dużo. Zwykle miewała więcej cierpliwości
dla pacjentów a sam anioł Razjel, na którego tak bardzo lubili powoływać się
Nocni Łowcy świadkiem, że kilku z nich miało jeszcze „ciekawsze” pomysły niż
młody Nefilim. Nie mogła jednak wyrzucić z głowy przerażonego głosu Magnusa,
który zadzwonił do niej niemal łkając.
- Alec umiera.
Tylko tyle udało mu się z
siebie wydusić. Ponadto był zbyt rozbity by sklecić najprostsze zaklęcie
lecznicze i tak naprawdę narobił więcej szkody niż pożytku. Ale to Catarina
była w stanie stwierdzić dopiero dostawszy się do Instytutu. W pierwszej chwili
myślała, że Alec podjął kolejną próbę. Kiedy poznała prawdę tylko miłość do
Magnusa i pielęgnowane przez wieki poczucie obowiązku sprawiły, że nie obróciła
się na pięcie i wyczarowawszy Portal, nie zniknęła gdzieś na Bali.
- Mogę wiedzieć co ci
strzeliło do głowy? Przecież wiesz, że musisz odpoczywać.
Do tej pory wydawało jej
się, że Alec nawet cieszył się z zarządzonego aresztu domowego. Czy też raczej
pokojowego. Pomagał mu on dojść do siebie. Więc dlaczego nagle postanowił
szlajać się po Instytucie?
- Jad demona nie tylko
uszkodził ci żołądek, ale także…
- Osłabił serce – wszedł
jej w słowo i to było pierwsze co powiedział dzisiejszego ranka. – Wiem…
Przepraszam.
Jak to możliwe, że
wyświechtany frazes, którym uraczono ją już kilka milionów razy, w ustach tego
chłopaka brzmiał tak… godnie? Prawdziwie? Tak, że ani przez chwilę nie wątpiła
w prawdziwość jego intencji.
- To nie mnie powinieneś
przepraszać – powiedziała starając się, żeby jej głos brzmiał ostro. Ale też
nie za ostro.
- Ciebie też – nie
ustępował Alec. Jak przez mgłę pamiętał to, co działo się, odkąd osunął się na
podłogę w korytarzu; jednak tego, że Catarina zjawiła się ubrana we flanelową
koszulę był bardziej niż pewien. – Przeszkodzili ci. – Nie do końca wiedział,
kto zawiadomił Czarownicę i nie chciał strzelić gafy. – Poza tym po raz kolejny
mi pomogłaś po tym jak zjebałem sprawę.
Jakiś niezbyt uprzejmy głosik
szepnął Catarinie, że Alec mówiąc o zjebaniu wcale nie miał na myśli samej
próby a raczej jej końcowy rezultat.
- Nie musisz mnie
przepraszać.
Usiadła w fotelu wiedząc,
że jeśli chce porozmawiać z Alexandrem nie powinna stać nad nim jak kat nad
dobrą duszą. Zdecydowanie lepsze efekty osiągnie zniżając się do jego poziomu.
- Wystarczy, jak powiesz mi,
dlaczego to zrobiłeś, skoro wiedziałeś, że ci nie wolno.
Alec ponownie zaczął
miętosić piłeczkę, którą mu dała. Prawdę mówiąc nie spodziewała się takiej
popularności swojego prezentu.
- Myślałem, że dam radę…
Catarina milczała zdając
sobie sprawę, że to był dopiero wstęp.
Alec poruszył się
niespokojnie na poduszkach. Wstyd palił go całego. Zamiast przestać przysparzać
rodzinie kłopotów robił wszystko, żeby tylko dołożyć im zmartwień. W tym momencie
żałował już nawet samej próby a nie tylko tego, że się nie udała. Może gdyby
nie zrobił nic… Ponad to, co robił do tej pory. Na pewno jakoś uniemożliwiłby
Clary pójście z nimi… A później… Znów zacisnąłby zęby i przetrwał wszystko, co
przygotował dla niego Raj. Wtedy przynajmniej jego rodzina nie byłaby zmuszona
stąpać wokół niego na palcach i narażać się Clave…
- Alec!
Poczuł jak ktoś nim
potrząsa.
- Alec!
W głosie Catariny czaiła
się panika. Spojrzał na kobietę, ale jej to w ogóle nie uspokoiło.
- Powiedz coś.
Zdziwiony otworzył usta,
żeby spełnić jej prośbę i dopiero wtedy dotarło do niego, że przestał oddychać.
Zaczął spazmatycznie łapać powietrze jednocześnie odkrywając jak bardzo trzęsą
mu się ręce. Nie był w stanie nawet utrzymać piłki i zabawka potoczyła się po
jego nogach by ostatecznie spaść z łóżka. Nie miał jednak czasu się nad tym zastanawiać,
bo znów stracił oddech. Starał się z całych sił, ale jego ciało nie chciało
przyjąć tak bardzo potrzebnej mu dawki tlenu. Było jak podczas ataku paniki z
tą różnicą, że teraz miał pełną świadomość tego co się z nim działo i mógł
trzeźwo myśleć.
Nagle próby złapania
oddechu zaczęły przynosić rezultaty. Początkowo niewielkie, ale rosnące z
każdym wdechem. Spojrzał na swoją klatkę piersiową i zobaczył, że otulała ją
magia Catariny.
- Dziękuję – wychrypiał,
kiedy w końcu oddychanie znów stało się czynnością naturalną.
Catarina miała ochotę
wygłosić tyradę o tym jak bardzo Alec potrzebuje pomocy w uporaniu się z przeszłością,
nie powiedziała jednak nic. Już raz wyciągnęła w stronę chłopaka rękę i nie
mogła go ciągle naciskać by ją chwycił. Dlatego zamiast tego spytała po prostu:
- Lepiej ci?
Pokiwał głową całkowicie skonsternowany.
Nie miał pojęcia co to było. Początkowo chciał nawet zapytać o to Catarinę, ale
wtedy musiałby powiedzieć jej o czym myślał. A na to nie był gotowy.
- Dziękuję.
Machnęła ręką po czym
schyliła się i podniosła jego piłkę. Uradowany przyjął ją z powrotem.
- Skoro znów ze mną
jesteś to może wrócimy do twoich tłumaczeń?
Obserwowała chłopaka
uważnie. Nie wyglądał na wykończonego jak po wcześniejszych atakach paniki. Już
nawet oddychał normalnie. Bardzo chciała wiedzieć jakie myśli wpędziły go w ten
stan. Miała nadzieję, że kiedyś się tego dowie. I to od samego Aleca.
W sumie nie miał nic
przeciwko. I tak chciał się z tego wytłumaczyć.
- Myślałem, że dam radę –
powtórzył. – W końcu to niedaleko. A musiałem porozmawiać z mamą.
- A nie pomyślałeś, że
możesz ją zwyczajnie zawołać? Albo zaczekać aż sama przyjdzie? Co było tak
ważne, że ryzykowałeś własnym zdrowiem?
Alec mocniej ścisnął piłkę.
Teraz, gdy się nad tym zastanowił faktycznie zareagował zbyt impulsywnie. I
trochę nielogicznie.
- Chciałem z nią porozmawiać
o tym psychologu – przyznał w końcu. Catarina pragnęła wierzyć, że chodziło o
to, iż on sam zdecydował się skorzystać z pomocy, jednak już dawno przestała
się oszukiwać i wkładać różowe okulary na każdą okazję.
- Chciałeś jej
powiedzieć, żeby sobie go darowała?
Pokiwał głową.
- Ale wolałem zrobić to
na jakimś neutralnym gruncie… Nie u mnie w pokoju.
W sumie go rozumiała.
Traktował sypialnię jako swój azyl więc pomysł przeprowadzenia trudnej rozmowy
akurat tu mógł go odstręczać. Co nie zmienia faktu, że jego zachowanie było
skrajnie nieodpowiedzialne.
- Nie popieram tego…
Wyraźnie się skrzywił.
- Ale rozumiem, że to dla
ciebie ważne.
Oczy Aleca rozszerzyły
się niczym dwa wielkie spodki. Wyglądał teraz tak młodo i niewinnie. Jak…
Normalny nastolatek.
- Dlatego myślę, że
byłabym w stanie ci pomóc. Pod dwoma warunkami.
Alec poczuł, jak uchodzi
z niego powietrze. No tak, tego mógł się spodziewać; nikt nie robił dla niego
nic bezinteresownie. Wiedział, że w tym momencie był niesprawiedliwy wobec
wielu osób, ale myśli kłębiące się w jego głowie zaburzały mu postrzeganie
świata. One i to dziwne mrowienie pod skórą, jakie towarzyszyło mu od chwili,
gdy tylko ponownie przywołał Raja w myślach. I nawet magia Catariny nic nie
mogą na nie poradzić.
- Jakimi? – zapytał
pewien, iż odpowiedź mu się nie spodoba.
- Po pierwsze. Na
następny spacer pójdziesz dopiero kiedy ja ci pozwolę. I zabierzesz ze sobą
obstawę. Tak na wszelki wypadek.
Zaryzykował odłożenie
piłki. Póki co to nie brzmiało tak źle. Poza tym wspomnienia tego jak zachował
się względem Jace’a… Na chwilę obecną miał dość spacerów. Postanowił ograniczyć
wysiłek fizyczny jedynie do trasy łóżko – łazienka.
- A drugi warunek? –
zapytał przeczuwając najgorsze.
Catarina przysiadła na
brzegu łóżka i spojrzała chłopakowi prosto w oczy.
- Najpierw musisz mi
obiecać, że dotrzymasz pierwszego.
Miał ochotę przewrócić
oczami, ale ostatecznie zrezygnował. Czarownica mogłaby to źle odebrać.
- Przysięgam na Razjela.
Ku jego zdumieniu Catarina
lekko się uśmiechnęła.
- Nie chodziło mi o aż
taką przysięgę. Zadowoliłabym się zwykłym „obiecuję”.
Alec sam nie wiedział jak
to się stało, ale i na jego twarzy pojawił się uśmiech. Może chodziło o postawę
Catariny. Była w stanie mu uwierzyć na słowo. Czyli… wierzyła w niego. To
całkiem nieźle podbudowywało ego.
- W takim razie obiecuję.
Przyrzekła sobie, że nie
powie Magnusowi o tym uśmiechu. Jeszcze byłby zazdrosny. A Alec naprawdę ładnie
się uśmiechał. Dlatego żałowała, że zaraz przyjdzie jej zmazać ten uśmiech.
- Jeśli chodzi o drugi
warunek… - zawiesiła głos. – Zastanowisz się na poważnie nad moją propozycją
rozmowy. I nie chodzi mi o odrzucenie tego pomysłu na starcie. Chodzi mi o
poważne zastanowienie się. Mniej więcej tak intensywne jak twoja wewnętrzna
walka przed zaproszeniem Magnusa na pierwszą randkę.
Chłopak zarumienił się
gwałtownie. Jednocześnie na jego usta wstąpił nieśmiały uśmiech a oczy nieco
zmętniały. Catarina gotowa była dać uciąć sobie rękę, że właśnie wrócił do przytoczonego
przez nią momentu. Może to był jakiś sposób? Zarzucać Aleca wspomnieniami
miłych wydarzeń w jego życiu? Tylko czy istniało ich wystarczająco dużo, by wyprowadzić
go na prostą? Tym bardziej, że nie mogli korzystać z żadnych, w których
występował Jace. Sama tego nie rozgryzie. Konieczna była rozmowa z rodzeństwem
Alexandra.
- To jak? – zapytała
chcąc na nowo zwrócić jego uwagę na siebie.
Pokręcił głową niczym
wybudzający się ze snu szczeniak. Uśmiech momentalnie zgasł a oczy pociemniały.
Tylko rumieniec pozostał na miejscu.
- Właściwie to już to zrobiłem.
Otworzyła usta, żeby coś
powiedzieć, ale uciszył ją ruchem ręki.
- Naprawdę. I… chcę z
tobą porozmawiać… Chcę, żebyś mi pomogła.
Magnus był co prawda
nieśmiertelny jednak w żadnym wypadku nie przekładało się to na jego
cierpliwość. Wręcz przeciwnie. Był istotą nadpobudliwą, gwałtowną, która musiała
dostać to czego chcę najszybciej jak tylko się da. Nic więc dziwnego, że magia
bardzo ułatwiała mu życie. Dzięki niej wymarzony przedmiot mógł mieć zaraz po
pstryknięciu palcami.
Tak naprawdę
cierpliwości, ale takiej prawdziwej cierpliwości a nie ułudy na potrzeby
Ragnora, zaczął uczyć się dopiero przy Alecu. I cóż, nie była to ani łatwa, ani
miła droga. Nie mógł na przykład zrozumieć, dlaczego jego ukochany tak długo
zwlekał z ujawnieniem się oraz ogłoszeniem ich romansu światu. Na szczęście
zazwyczaj udawało mu się trzymać swój niewyparzony język za zębami, bo inaczej jego
relacje z Alekiem mogłyby nigdy nie rozwinąć się do tego etapu na jakim byli
teraz.
Musiał przyznać, że
Alexander wykonał całkiem niezłą robotę i choć nadal nikt nie nazwałby go
najcierpliwszym człowiekiem na ziemi, to teraz był w stanie choćby korzystać z
przyziemnej poczty, jeśli chodzi o zakupy w sieci zamiast posiłkować się magią
i po prostu przyzywać potrzebne mu przedmioty.
W tym momencie jednak
czuł, że cierpliwość jakiej się nauczył to kropla w morzu jego potrzeb. Stojąc pod
drzwiami Aleca miał wrażenie, że minęły godziny podczas gdy wszystkie możliwe
zegarki mówiły jedynie o kwadransie. Ponadto coraz ciężej było mu utrzymywać w
ryzach chęć wyważenia tych cholernych drzwi i wtargnięcia do środka. Powstrzymywała
go jedynie wizja rozczarowanego nim Aleca oraz wściekłej Catariny. I tak już
wiele zawdzięczał przyjaciółce, więc dokładanie jej zmartwień było zwyczajnie
nie fair. Będzie musiał jej to wszystko później wynagrodzić. Może jakieś
wakacje na słonecznej plaży? Chociaż, jak znał Cat to kobieta bardziej
ucieszyłaby się ze sporej dotacji na szpital, w którym pracowała. W sumie… To
też dałoby się załatwić.
W końcu drzwi się
otworzyły i stanęła w nich Catarina. Magnus ze zdziwieniem odkrył, że część z
jego mięśni automatycznie się rozluźnia. To dziwne, bo nawet nie wiedział, że
je napiął. Nie wiedział też, że tak dobrze umiał odczytywać wyraz twarzy
przyjaciółki. Teraz był pewien, że Alecowi nic nie grozi tylko patrząc na
Catarinę.
- Będzie żył –
oświadczyła Czarownica a stojąca obok Magnusa Maryse odetchnęła z ulgą. Czarownik
wciąż przyzwyczajał się do tej nowej wersji Łowczyni. Miał tylko nadzieję, że
przetrwa ona pierwszą poważniejszą kontrolę w Instytucie.
- Czy możemy do niego
wejść? – zapytała Maryse podczas gdy Magnus już trzymał dłoń na klamce. Która
niespodziewanie kopnęła go prądem o niskim natężeniu.
- Ała! – Nie udało mu się
powstrzymać krzyku. Był to wyraz bardziej zdziwienia niż bólu, choć samo
doświadczenie nie należało do najprzyjemniejszych.
- No i gdzie się
pakujesz? – spytała Catarina marszcząc brwi. Chociaż starała się wyglądać
groźnie, widział, że jej oczy miały ten specyficzny błysk świadczący o tym, że
stało się coś na co czekała. Teraz pytanie czy chodziło o Aleca czy też o to
drobne zaklęcie. Taki metaforyczny pstryczek w nos, w stosunku do przyjaciela,
który władował ją na minę więcej niż tysiąc razy podczas ostatniego stulecia.
Nie… Na pewno chodziło o Aleca.
- Chciałem… – zaczął, ale
urwał zrozumiawszy, że pytanie było hipotetyczne.
Tymczasem Catarina
zdążyła już zwrócić się do Maryse, która przyglądała się tej scenie z
mieszanymi uczuciami.
- Alec chce z tobą
porozmawiać – oświadczyła bladej jak ściana kobiecie. Maryse zrobiła krok w
stronę drzwi pokoju syna a Magnus mógłby przysiąc, że słyszał bicie serca
Łowczyni. I chociaż zżerała go ciekawość to bardziej chyba współczuł kobiecie.
Nigdy nie znosił frazy „musimy porozmawiać”. To zawsze zwiastowało kłopoty. A
tych teraz mieli aż nadto.
- Nie – Catarina
powstrzymała Maryse już po zaledwie dwóch krokach. – W twoim gabinecie –
oświadczyła a oczy Łowczyni rozszerzyły się niemal do granic ludzkich
możliwości. – Spokojnie, zaprowadzę go tam bez jego uszczerbku na zdrowiu. – Wiedziała,
że nie tylko tym martwiła się teraz Łowczyni, ale jeśli mogła uspokoić choć
jedną z obaw, postanowiła to zrobić.
- Dlaczego? – Tylko tyle
udało się wydusić z siebie Maryse.
- Alec ci wszystko
wyjaśni – obiecała. – A teraz idź. Przyjdziemy za chwilę.
Na jedną krótką chwilę w
Maryse obudziła się dawna duma i przekonanie, że ona – wielka Nocna Łowczyni,
szefowa Instytutu Nowojorskiego – jest ponad słuchanie rozkazów jakiejś
parszywej Podziemnej. I to, jeśli chodziło o jej dziecko! Zaraz jednak
przypomniała sobie poświęcenie jakie Catarina wkładała w wyleczenie Alexandra.
- Dobrze. – Kiwnęła głową
i poszła. Na korytarzu za to został Magnus.
- Cat… - zaczął
Czarownik, ale przyjaciółka mu przerwała.
- Wiem, że się martwisz,
ale z Alekiem wszystko w porządku. A tę rozmowę po prostu musimy pozwolić mu
przeprowadzić. To dla niej wyszedł wczoraj z pokoju.
Magnus zaczął obracać
jeden ze swoich licznych pierścieni. Bardzo chciał spytać Catarinę o co
dokładnie chodziło. Niemal tak samo mocno pragnął by to Alec sam mu o tym
powiedział. Tak jak wcześniej, gdy czuł, że może swojemu chłopakowi zdradzić wszystko.
Ciążyła mu ta cisza między nimi. Siedząc obok Alexandra czuł, że chłopak
pożądał jego obecności i naprawdę był szczęśliwy mając go blisko. Ale trwająca
pomiędzy nimi cisza wcale nie była wygodna. A nawet jeśli doszło do rozmowy to
wciąż nie na tym poziomie intymności do jakiego przywykł Czarownik.
- Będę mógł później do
niego wejść? – zapytał z nadzieją.
Catarina pokiwała głową.
- Będzie cię potem potrzebował.
Zrób wszystko, żeby go wesprzeć.
Powinien czuć się urażony
insynuacją jakoby do tej pory się nie starał, jednak wiedział, że nie to
Catarina miała na myśli. Alexander musiał mieć naprawdę ważną sprawę do matki.
Po kręgosłupie Magnusa
przebiegł dreszcz. Kiedy, w końcu, wszystko zacznie się układać?
Nigdy wcześniej własny
gabinet nie wydał się Maryse tak obcy. Nie potrafiła się w nim odnaleźć, każdy
mebel wydawał się stać nie na miejscu a całość wręcz ją odpychała, mimo iż to
przecież ona, w głównej mierze, stała za jego urządzeniem. Postanowiła, że w
pierwszej wolnej chwili go przemebluje. Na samym początku zaś pozbędzie się
tego okropnego biurka, które aktualnie budziło w niej niemal odruch wymiotny.
Żałowała, że nie może
zrobić tego teraz, w tym momencie. Przed przyjściem Aleca. Skoro syn już uparł
się, żeby poważnie z nią porozmawiać chciała zapewnić mu ku temu jak najlepsze
warunki. Tak by nie obudziły się w nim wspomnienia wszystkich tych razów, gdy stał
przed nią wyprostowany jak struna bez słowa skargi przyjmując wszystkie gorzkie
słowa jakimi postanowiła go uraczyć.
Pomyślała co może zrobić
w ciągu tych kilku minut jakie jej dano. Olśnienie przyszło nagle i choć
rozwiązanie nie było idealne postanowiła z niego skorzystać. Wyciągnęła z
kieszeni stele i zaczęła rysować sobie na przedramieniu runę siły.
Alec z wdzięcznością
spojrzał na Catarinę. Gdy tylko wróciła, nawet nie pytając go o zdanie,
machnęła ręką i już po chwili miał na sobie własne jeansy i podkoszulek. Zaś
tuż obok leżał jeden z jego swetrów. Jakimś cudem Czarownicy udało się
wyczarować ten z najmniejszą liczbą dziur.
- Dziękuję.
Dziwnie było mieć na sobie
zwykłe ubranie po takim czasie noszenia tylko i wyłącznie piżamy. Nie miał do
końca pewności czy mu się to podoba, bo oznaczałoby to spory krok w stronę
wyzdrowienia a on jeszcze takowego nie zrobił. Mimo wszystko podczas rozmowy z
matką wolał prezentować się bardziej profesjonalnie. Zwłaszcza jeśli w grę
wchodziła wizyta w jej gabinecie, który od jego najmłodszych lat budził w nim
lęk. Choćby nie wiadomo, jak próbował nie potrafił znaleźć jednego pozytywnego wspomnienia
związanego z tym miejscem. Dlatego tak bardzo zależało mu na spotkaniu właśnie
tam.
- Nie ma za co. Gotowy?
Wypuścił głośno
powietrze.
- Bardziej nie będę.
Catarina nic mu na to nie
odpowiedziała przez co w oczach chłopaka zyskała kilka dodatkowych punktów.
Gdyby na jej miejscu był ktokolwiek inny z całą pewnością zacząłby go teraz
namawiać do odwołania wizyty i pozwolenia by rzeczy toczyły się swoim rytmem aż
do finału, nieważne jaki by się on nie okazał.
- W porządku. – Wykonała
skomplikowany gest ręką i po chwili w pokoju pojawił się Portal, przez który
Alec widział drzwi gabinetu matki. Przełknął ślinę.
- Myślałem, że
przeniesiemy się do środka…
- A chcesz tego? –
Spojrzała na niego sceptycznie a Alec zrozumiał, że wcale nie. Bo to pukanie i
stanie w oczekiwaniu na „wejść” lub „proszę”, w zależności od humoru Maryse i
Roberta, też było częścią przedstawienia jakie częściowo chciał odtworzyć. Pokręcił
głową.
- W takim razie chodźmy.
Wyciągnęła ku niemu rękę,
ale Łowca pokręcił głową. Ufał Catarinie i chciał z nią porozmawiać o tym,
jednak dotknięcie to wciąż było za dużo. Wstał sam i niepewnie wykonał kilka kroków
by zniknąć wewnątrz Portalu.
Stanie pod drzwiami
wywoływało bolesne skurcze żołądka jednak temu uczuciu daleko było do paniki
jakiej się spodziewał. Jak to możliwe, że wizja rozmowy z matką przerażała go
mniej niż dotyk własnego parabatai? Parabatai, który przez lata
był jego ostoją, wsparciem i jednym z powodów do życia? Czuł za sobą obecność Catariny,
lecz kobieta po prostu stała nie ingerując w żaden sposób w tempo w jakim wszystko
przeprowadzał. Powiedziała mu wcześniej, że idzie tam jedynie jako wsparcie
medyczne i zaczeka pod drzwiami. Mają ją zawołać tylko jeśli jego ciało
postanowi zastrajkować. Albo jeśli on sam uzna to za stosowne.
Wiedząc, że tylko opóźnia
to co nieuniknione, ostatecznie spiął się w sobie i zapukał. Odpowiedź nadeszła
niemal od razu a on się wzdrygnął. Zazwyczaj, jeśli rodzice nie kazali mu stać
na korytarzu, oznaczało to, że zawiódł ich szczególnie mocno i zwyczajnie nie
mają ochoty czekać dłużej z wyrażeniem swojego rozczarowania. Zaczęły trząść mu
się kolana i aby temu zapobiec musiał ciągle przypominać sobie, że przecież to
on poprosił o rozmowę.
Sam nie wiedział,
dlaczego robił z tego tak wielką sprawę. No dobrze, wiedział. Po raz pierwszy
zamierzał sprzeciwić się matce i zmusić ją by postąpiła tak jak on chciał.
Zebrawszy resztki odwagi
wszedł do gabinetu i od razu uderzyła go jedna acz znacząca zmiana jaka zaszła
w wystroju. Mianowicie naprzeciwko biurka matki stał fotel, do tej pory
pełniący raczej funkcję reprezentacyjną pod jedną ze ścian. A przynajmniej Alec
nie pamiętał by kiedykolwiek ktoś w nim siedział. Teraz wyglądało na to, że to
będzie jego miejsce. Niepewnym krokiem ruszył do przodu aż zza fotela udało mu
się dojrzeć matkę. Ona siedziała na swoim zwykłym miejscu, za biurkiem jednak
jej postawa także uległa zmianie. Już nie była wyprostowana jak struna i nie
biła z niej aura władczości, która zawsze peszyła Aleca. Wręcz przeciwnie.
Maryse Lightwood wyglądała nawet przyjaźnie. Niemal tak samo jak w jego pokoju.
I nagle zaczął się zastanawiać czy cały ten cyrk z przychodzeniem tutaj miał w
ogóle sens. Czy nie szukał na siłę problemów dokładając tylko ich innym?
- Cześć kochanie. –
Maryse uśmiechnęła się do syna i Alec zrozumiał co właściwie robił i dlaczego.
Podobała mu się ta wersja matki jaką miał teraz. Nie chciał się z nią rozstawać
nawet za cenę obdarcia jej z run. Jego upór w tej sprawie wynikał z poczucia
obowiązku i wpajanej od małego odpowiedzialności za wszystkich wokół.
Miał nadzieję, że w swoim
gabinecie Maryse stanie się tą samą twardą Nocną Łowczynią, z którą miał do
czynienia przez ponad osiemnaście lat i jego zadanie okaże się dużo łatwiejsze.
I znów się pomylił. Maryse zmieniła się na dobre a on był tym, który tą zmianę
chciał uciąć nożem.
Niepewnym krokiem ruszył
do przodu by ostatecznie nieproszonym usiąść w fotelu. Od razu też zrozumiał, dlaczego
nigdy nikt z niego nie korzystał. Już chyba wolałby stać przez całą rozmowę,
gdyby tylko to nie groziło jego szybkim zetknięciem z podłogą. Fotel był cholernie
niewygodny. Próbował sobie wmówić, że matka doskonale o tym wiedziała, dlatego
go tam postawiła, lecz jakaś racjonalna część niego mu na to nie pozwalała.
Zwłaszcza widząc wyraz oczu Maryse.
- W porządku? – Musiała
dostrzec jego dyskomfort, lecz nie potrafiła odnaleźć przyczyny. Bo w sumie
kandydatów było całkiem sporo.
- Tak… - Pokiwał głową
decydując, że niewygoda fotela będzie jego uziemieniem w tej sytuacji.
- W takim razie… - Maryse
przełknęła ślinę, w gardle zaschło jej niemiłosiernie a nie pomyślała wcześniej
o tym by przygotować sobie wodę. – O czym chciałeś porozmawiać, skarbie?
Teraz już nie chciał
mówić o niczym. Nagle zapragnął by matka wzięła go w ramiona i przytuliła. I to
pomimo jego niechęci do dotyku.
- Ja… - Również przełknął
ślinę. Jemu też zaschło w gardle. – Musisz przestać – wyrzucił z siebie w końcu
a Maryse zamarła. Zimny dreszcz słynął jej po plecach. Czyżby znowu popełniła
jakiś błąd nawet nie zdając sobie z tego sprawy? Skrzywdziła Aleca? A może nieświadomie
popychała go poza krawędź. Tak bardzo się wystraszyła, że nawet nie zwróciła
uwagi na rozkazujący ton syna.
- Co mam przestać? –
zapytała wkładając niemało wysiłku w to by głos jej nie drżał.
Alec, który był pewien,
że na słowo „musisz” w Maryse odezwie się dawna ona i wszystko potoczy się
jakoś łatwiej, zaczął skubać mankiet swetra.
- Alec? – Zastanawiała
się czy ma wstać i podejść do syna czy też pozwolić mu zachować dystans.
Wydawało się, że to właśnie było to czego potrzebował. – O czym mówisz? – Spróbowała
nadać swojemu głosowi twardy ton jakiego wcześniej używała praktycznie
nieświadomie, przy każdym zwróceniu się do syna. Teraz zaś, nawet na żądanie,
jej to nie wychodziło. Zaraz miała przed oczami obrazy jakich nie powinna
oglądać żadna matka. Ani żaden człowiek.
Dlaczego to było takie
trudne? Przecież powinien móc umieć porozmawiać z własną matką bez tego ucisku
w żołądku.
- Musisz przestać
spotykać się z tą Przyziemną – wyrzucił z siebie w końcu na jednym wydechu.
Jednocześnie zamknął oczy powstrzymując cisnące mu się do nich łzy. Zrobił to.
Zaprzepaścił jedyną szansę na posiadanie matki jakiej od zawsze pragnął. Oraz
odebrał te szansę Izzy, Jace’owi i Maxowi. Rodzeństwo go znienawidzi. I będą
mieli rację.
- Kochanie? – usłyszał zdecydowanie
zbyt blisko. Uchylił powieki i zobaczył, że matka klęczy obok fotela. Nie
wyglądała na złą, raczej na zmartwioną.
- Mówisz o tej psycholog?
– zapytała tylko pro forma. Bo kogo innego Alec mógł mieć na myśli? Przez
moment zastanawiała się nawet skąd wie o jej sesjach, ale zaraz uznała, że to nie
ma znaczenia. Prędzej czy później i tak by się dowiedział. Tylko dlaczego uważał
rozmowę o tym za tak ważną by ryzykować dla niej własne zdrowie?
Pokiwał głową utkwiwszy
wzrok w dłoniach matki ułożonych na oparciu fotela. Maryse podążyła za jego
wzrokiem i od razu zabrała ręce. A przynajmniej chciała to zrobić, ale Alec jej
na to nie pozwolił. Bardzo powoli uniósł własną dłoń i ostrożnie ścisnął palce
matki. Pierwszy raz od dawna dotyk nie sprawił mu bólu. Jak urzeczony wpatrywał
się w ich złączone ręce, a kiedy Maryse ostrożnie zaczęła gładzić kciukiem wierzch
jego dłoni nie poczuł nagłej chęci by się wyrwać. Dotyk nadal nie sprawiał mu
przyjemności, ale też wolny był od tego paraliżującego lęku jaki ostatnimi
czasy zatruwał mu życie.
Przez jakiś czas
siedzieli tak celebrując w ciszy pokonanie przez Aleca kolejnej ściany na
drodze do wyzdrowienia, zupełnie zapominając co tak naprawdę przywiodło ich do tego
pokoju.
To Alec pierwszy wrócił
do rzeczywistości. Od małego wpajano mu, że musi być odpowiedzialny. Tak długo
aż stało się to jego drugą naturą. Nic więc dziwnego, że potrafił porzucić wszystko,
byleby tylko zrobić to co właściwe.
- Mamo? – wyszeptał.
Maryse niechętnie
porzuciła kontemplację złączonych dłoni jej oraz syna i spojrzała na Aleca.
Cudownie było móc znów dotykać jej małego chłopca i nie widzieć u niego tego strachu,
lecz wiedziała, że to nie po to Alexander tu przybył. To był raczej rodzaj
bonusu. Nagrody za jego starania.
- Tak skarbie?
- Naprawdę musisz
przestać do niej chodzić.
- Dlaczego? – Musiała
wiedzieć. Czy zmiana jaka w niej zaszła wcale nie była tą na lepsze? Czy cały
czas łudziła się, iż wciąż może być dobrą matką?
Alec nie miał już siły
powstrzymywać łez. Pozwolił im płynąć.
- Bo nie wybaczę sobie,
jeżeli przez to zostaniesz wygnana.
Jeśli wcześniej myślała o
tym by się kłócić to teraz cała ochota z niej uleciała. Wiedziała, że nawet
gdyby uparła się i wciąż chodziła na sesję to i tak nie potrafiłaby już czerpać
z nich pociechy. Cały czas miałaby przed oczami zapłakaną twarz syna. A kłótnia,
nawet najbardziej niewinna, mogłaby zranić Aleca. Mógłby znów zacząć widzieć w
niej osobę jaką była kiedyś. W czasach, gdy tak naprawdę nie obchodziły jej
uczucia syna. Gdy widziała w nim tylko żołnierza i następcę. Czasach, które
najchętniej wymazałaby z historii ich wszystkich.
- Dobrze kochanie.
Uniosła się delikatnie i
pocałowała Aleca w czoło.
Magnus ostrożnie wszedł
do pokoju Aleca i pierwszym co zobaczył był jego chłopak stojący przy oknie z
rękami owiniętymi wokół ciała. Drżał jakby było mu zimno choć nadal miał na
sobie jeansy i sweter. Czarownik nawet nie zdawał sobie sprawy z tego jak
bardzo brakowało mu widoku Alexandra w normalnych ubraniach. Nawet jeśli te
kłuły jego zmysł estetyczny.
- Kochanie? – zapytał, bo
Łowca wydawał się nie zauważać jego przyjścia. Alec najpierw drgnął a potem
odwrócił się powoli. Magnus od razu zauważył ślady łez na jego policzkach i aż
ścisnęło go w dołku. Niezliczoną ilość razy pocieszał Aleca po „rozmowach” z matką.
Teraz było jednak inaczej. To Alexander prosił o spotkanie i o ile mógł
zgadywać Maryse musiała wyglądać podobnie do syna. Co nie zmieniało faktu, że
Magnusowi pękało serce, gdy widział swojego Anioła smutnego.
- Mags? – Głos chłopaka
był ochrypły i jakby nieco zardzewiały.
- Tak? – zapytał, lecz
Alec nie odpowiedział. Zamiast tego zaczął iść w jego stronę. Nieco chwiejnie,
więc Czarownik cały się spiął w oczekiwaniu na moment, w którym przyjdzie mu
złapać ukochanego. Na szczęście nic takiego nie miało miejsca. Alec dotarł do
niego bezpiecznie i zatrzymał się wystarczająco blisko by Magnus, gdyby tylko
chciał i się odważył, mógłby wyciągnąć rękę by go dotknąć. Wiedział jednak, że
nie wolno mu było czegoś takiego zrobić.
Przez chwilę patrzyli
sobie w oczy a Magnus czuł jak bliskość Aleca powoli uderza mu do głowy. Dawno nie
miał swojego chłopaka tak blisko na tak długo. Czuł, że jeśli zaraz coś się nie
wydarzy może stracić samokontrolę i zrobić coś co zaprzepaści ostatnie
tygodnie.
Nim jednak podjął
jakąkolwiek decyzję Alec zrobił krok naprzód i… wpadł w ramiona Czarownika.
Magnus stał jak sparaliżowany nie tylko z powodu szoku, ale też strachu. Nie
miał pojęcia co zrobić a wirujące w głowie myśli wcale nie pomagały. Raz już
świętował happy end całego tego koszmaru by zaraz ponownie widzieć swojego
chłopaka całego we krwi wydającego ostatnie tchnienie. Bo może Alec chciał w
ten sposób się pożegnać? Nie! To niemożliwe! Przecież powiedział… Obiecał…
- Obejmij mnie.
Usłyszał słowa będące
niczym więcej jak tylko szeptem. Natomiast wyrażona nimi prośba miała siłę
porównywalną z mocą samego Władcy Piekieł. Więc kim byłby Magnus, gdyby jej nie
spełnił?
Powoli, żeby nie wystraszyć
Alexandra uniósł ramiona i otoczył nimi kruche ciało chłopaka. Ten początkowo
się spiął i zaczął nawet szybciej oddychać, lecz kiedy Magnus próbował zabrać
ręce pokręcił przecząco głową.
- Daj mi chwilę. Chcę
tego.
Pozostał więc nieruchomo
bacznie obserwując zmiany zachodzące w Łowcy. Nawet wtedy, gdy ciało zaczynało
mu drętwieć a umysł niemal doprowadził sam siebie do szaleństwa pod natłokiem
myśli.
Lecz cały dyskomfort zniknął,
kiedy tylko Alec rozluźnił się w jego ramionach i nawet sapnął z przyjemności.
- Kocham cię Mags.
Udana próba z dotknięciem
matki kazała mu iść za ciosem. A osobą, którą najbardziej pragnął znów poczuć
był oczywiście Magnus.
Początkowo chciał tylko
złapać mężczyznę za rękę, być może pogłaskać po twarzy, ale kiedy zobaczył go
stojącego tam i czekającego na… niego nie mógł się, powstrzymać. Po prostu
wpadł w jego ramiona. Początkowo dotyk palił niczym tysiące rozżarzonych węgli,
lecz kiedy uspokoił dudnienie w uszach i usłyszał to nieregularne bicie serca
charakterystyczne dla Czarownika, udało mu się opanować pierwszy strach. A nawet
poprosić o przytulenie. Wtedy też przyszła kolejna fala bólu i strachu. Uspokojenie
jej zajęło mu dużo więcej czasu. A kiedy wreszcie się udało znów mógł cieszyć
się dotykiem ukochanego. Łzy ulgi popłynęły mu po policzkach.
- Kocham cię, Mags.
- Też cię kocham,
Alexandrze.
Alec rozejrzał się
ciekawie po pokoju choć tak po prawdzie to nie było zbyt wiele do oglądania.
Catarina zdecydowanie stawiała na minimalizm i w jej salonie poza kanapą, dwoma
fotelami oraz stolikiem, na którym stał teraz dzbanek z herbatą oraz dwie
ręcznie zdobione filiżanki, nie było nic. Czarownica nie miała nawet
telewizora. Z drugiej strony, kiedy miałaby go oglądać biorąc pod uwagę ilość czasu
jaką spędzała w szpitalu?
Jednakże prostota tego
miejsca wcale nie wywoływała uczucia pustki. Wręcz przeciwnie. Brzoskwiniowe
ściany oraz miękki beżowy dywan bardzo ocieplały wnętrze i dawały poczucie
swojskości.
- Nie tego się
spodziewałeś, co? – zapytała gospodyni siadając w jednym z foteli. Gestem
wskazała mu kanapę, na której od razu usiadł przyzwyczajony do wykonywania
poleceń.
Wzruszył ramionami. Do
tej pory wydawało mu się, że wszyscy Czarownicy są nieco ekscentryczni i z
uporem maniaka zbierają pamiątki z minionych czasów. Przynajmniej Magnus tak
robił.
- Wolę skupić się na tym
co tu i teraz – wyjaśniła Catarina zupełnie jakby wiedziała, dokąd powędrowały
myśli chłopaka. – Tak jest łatwiej.
Nie zamierzał tego
kwestionować. Nawet nie próbował sobie wyobrazić jak to jest żyć stulecia
podczas gdy osoby, które kochasz powoli umierają. To samo stanie się z nim i
Magnusem i sama myśl o tym wywoływała w nim bezdenny smutek. Dlatego na razie
odsuwał ją od siebie najdalej jak to tylko możliwe. Aktualnie jego głowa miała
zbyt wiele problemów i bez tego.
- Herbaty? – zapytała
Catarina a on pokręcił głową. Już dzisiaj wypił jedną z takich mieszanek i nie
chciał powtarzać tego doświadczenia zbyt szybko. Wszystko co wolno mu było jeść
i pić było albo bez smaku albo tak obrzydliwe, że tylko czary Magnusa powstrzymywały
go przed zwymiotowaniem wszystkiego na pościel.
- W porządku. – Czarownica
nie wyglądała na urażoną. – Powiedz… Tęsknisz za normalnym jedzeniem?
Zastanowił się.
- Nie – przyznał w końcu
nieco skruszony. Nadal nie odczuwał głodu i najchętniej wykreśliłby każdy
posiłek ze swojego dnia. Po minie Catariny trudno było wywnioskować jakie
wrażenie zrobiła na niej ta odpowiedź.
- W porządku –
powtórzyła. – Nie jesteśmy tu, żeby rozmawiać o jedzeniu. Chyba że zmieniłeś
zdanie? – Uniosła brew.
Pokręcił głową jednocześnie
wkładając złączone ręce pomiędzy uda. W ten sposób chciał zapobiec ich drżeniu.
Zaraz miał powiedzieć tej kobiecie o tym co do tej pory pozostawało tajemnicą
jego i dwójki nieżyjących już Łowców. Nie wiedział czy mu się to uda.
- Zacznij, kiedy tylko
będziesz gotowy – zachęciła go Catarina samej usadawiając się wygodniej w
fotelu. Alec spojrzał na wolne miejsce na kanapie.
- Mam się położyć? –
Widział coś takiego kiedyś w jednym filmie Magnusa i prawdę mówiąc przerażało
go to.
- Tylko jeśli czujesz, że
tego chcesz.
Ponownie pokręcił głową.
Zdecydowanie bardziej wolał siedzieć. I…
- Dostanę jakiś koc? –
zapytał cicho a Cat machnęła ręką i zaraz puszysta tkanina w kolorze écru
okrywała jego nogi. Szybko podciągnął ją pod samą brodę. Od razu lepiej.
- Nie musisz się spieszyć
– zapewniła kobieta. Ale on chciał się spieszyć. Chciał jak najszybciej zacząć,
bo samo oczekiwanie wydawało mu się koszmarem.
Otworzył usta, ale nic z
nich nie wyszło. Spróbował znowu. Z tym samym skutkiem. Dopiero za trzecim
razem zdołał coś wyartykułować, lecz z mową nie miało to nic wspólnego. Cat
wstała i włożyła mu w dłoń szklankę wody. Napił się i spróbował ponownie. Z
dużo lepszym skutkiem.
- Za… pierwszym razem…
Tylko mnie dotykali…
______________________________________________
Przepraszam, że rozdział jakiś taki… krótki. Chciałam
zawrzeć w nim dużo więcej, ale pokonały mnie pierogi, krokiety i reszta tego
szajsu jaki trzeba odpierdolić nim będzie można pokłócić się z rodziną przy świątecznym
stole. A bardzo zależy mi, żeby dotrzymać publikacji co poniedziałek. Tak więc…
przepraszam.
I Wesołych Świąt.
Pierwszy krok ❤️ cieszę się że idzie ku dobremu. Czekam na kolejny rozdział
OdpowiedzUsuń